niedziela, 1 września 2013

67. I wtedy zapadła cisza...

Mężczyzna uśmiechnął się lekko pod nosem i przesunął opuszkami palców wzdłuż kręgosłupa elfa znacząc każdy centymetr ścieżki delikatnym, zmysłowym łaskotaniem. Przywarł do jego szyi całując ją, ssąc miejscami, ale nie zostawiając żadnych śladów po swoich pieszczotach. W końcu jego palce znalazły się na pośladkach i wytrwale szukając skarbu zagłębiły się w ciasną przestrzeń pomiędzy.
Kiedy bard zdążył zwilżyć palce? Czym w ogóle to zrobił? Lassë nie miał pojęcia, ale uczucie było bardzo przyjemne, prawdziwe zbliżenie coraz bliższe. Drżał na ciele ze zniecierpliwienia, z pragnienia. Tak niewiele brakowało by znowu byli jednym. Zaledwie chwile, centymetry.
Otsëa muśnięciami pokrywał twarz, szyję i ramiona kochanka, nieustannie starał się rozluźnić mięśnie ciasnego wejścia, w które musiał się wbić. Nie miał wątpliwości, że to zrobi, że skorzysta z gościny, którą oferował mu elf. Musiał tylko poczekać, jeszcze na chwileczkę wstrzymać konie, by później pozwolić im na galop. Powoli, ruch po ruchu bliższy był tego ostatecznego pragnienia. Lassë pojękiwał, był bardzo chętny, tracił zmysły z przyjemności, jaka towarzyszyła tym podstawowym zabiegom.
Gdzieś, na granicy świadomości, Otsëa miał pewność, że ktoś przed chwilą zajrzał do ich namiotu, pojawił się w nim i znikł momentalnie. Nie był głupi, umówił się z Ifrytem, a więc to najpewniej on szukał go teraz, ale taktowanie wycofał się widząc, w jakiej sytuacji zastał przyjaciela i jego elfa. Ale kogo to obchodziło? Niech sobie wchodzą, niech widzą. Teraz był to najmniejszy z problemów tego świata. O wiele istotniejsze było to ogromne pragnienie rozpalające trzewia.
Jeszcze niedawno zaspokoił pierwszą falę namiętności, a teraz niemal tracił zmysły dla kolejnej.
- Nie wytrzymam dłużej. - bard sapnął głębokim głosem w ucho Lassë, który pokiwał niezdarnie, gwałtownie głową i rozsunął nogi jeszcze szerzej, by udostępnić się w całości kochankowi.
Obaj gryźli wargi, kiedy smok wsuwał się w elfa powoli, ale nieubłaganie. Nie mogli pozwolić sobie na zbyt głośne manifestowanie swoich rozkoszy, by nie obrazić takim zachowaniem swoich dobroczyńców. Z resztą, Devi odzyskał siły, a to oznaczało, że mała bestia wpadłaby od ich namiotu bez zastanowienia, gdyby tylko wyczuła coś interesującego.
Był w nim cały, kiedy zaatakował te maltretowane usta mocno i namiętnie. Uciszył wszelkie jęki, czy ewentualne krzyki, kiedy wsunął język między te słodkie wargi i wysunął się by pchnąć swoimi biodrami to wypełnione po brzegi wejście. Wiedział, że może boleć, ale miał też świadomość, że zagłuszy to rozkoszą, kiedy tylko odnajdzie ten złoty, magiczny punkcik wewnątrz kochanka.
To było jak pełny galop, kiedy już wiedział, gdzie należy celować. Każde pchnięcie nagradzały tłumiona jęki, elf oblał się potem, spinał i rozluźniał, drżał na całym ciele i zapewne płonął jasno od środka.
- Proszę, proszę, proszę! - jęczał Lassë, gdy tylko bard odsuwał się by nabrać powietrza. O co właściwie prosił? Ciężko powiedzieć, ale czy warto zastanawiać się nad majakami niemal nieprzytomnego z rozkoszy elfa?
- Cii, postawisz na nogi całą osadę. - szepnął mu na ucho Otsëa i ukąsił je prowokująco. Odsunął się szybko, by zakneblować kochanka sobą, kiedy tempo pchnięć zwiększyło się, a rozkosz kipiała z każdej kropli potu, jaka znaczyła ich ciała.
I w końcu, spełnienie, które niczym miód rozlewa się po ciele, cudowna pustka w dolnych partiach ciała, zmęczenie momentalnie obejmujące każdy mięsień, drażniący zapach odbytego stosunku. Powietrze wydawało się trwać w bezruchu, gorąc w namiocie narastał.
Bard położył się obok chłopaka pozwalając swojemu ciału na zebranie sił, osuszenie się, powrót do normalności. Zamyślony wsunął palce w rozsypane po kocach włosy elfa. Były miękkie, pachnące i tak nadzwyczajnie piękne.
- Czy teraz czujesz się już pewniejszy? - Otsëa spojrzał na Lassë odzyskując głos, który brzmiał dziwnie ostro z powodu suszy panującej w gardle barda.
- Pewniejszy? - elf nie rozumiał pytania, spiął się, jakby zaraz musiał uciekać, bądź był przygotowany na atak.
- Tak, pewniejszy. Przecież o to chodziło, prawda? Teraz masz pewność, że nie planuję odejść od was, ani mi w głowie zostawać w tym miejscu. A przede wszystkim, upewniłeś się, co do tego, że nadal chcę ciebie.
Elf zarumienił się, odwrócił twarz w drugą stronę i próbował ukryć swoje myśli. A więc nadal nie wiedział, co ma myśleć, chociaż z pewnością wiedział, że jego ciało pragnie smoka. Ale co ich łączyło? Kim tak naprawdę dla siebie byli? Tego nie wiedział i może nigdy się nie dowie.
- Moja obecność i zainteresowanie tobą to nadal za mało? - zapytał z udawanym niedowierzaniem bard i pocałował chłopaka w szyję. - Jesteś wymagający.
- Raczej uciążliwy. - mruknął pod nosem.
- Może, ale przecież ja twoją uciążliwość zaakceptowałem. Mało tego, nawet jej szukam.
- Kłamiesz. - elf odwrócił się w końcu w jego stronę i zmarszczył brwi. - Nie szukałeś mnie, ale spędzałeś całe dnie ze swoim kolegą.
- Nie wiedziałem, że ty chcesz spędzać ze mną czas. Ale teraz, skoro już to wiem, to nie widzę najmniejszych problemów.
Elf miał ochotę znowu wypomnieć mu kłamstwo, ale jakaś cząstka jego świadomości wierzyła w każde słowo barda. Stłumił więc uśmiech i położył głowę na ramieniu kochanka.

W tym samym czasie w innym namiocie, chociaż znajdującym się w pobliżu Niquis obserwował wracającego ze spotkania z Devim Earena. Mężczyzna był wyraźnie zadowolony i już od dnia powrotu chłopca do zdrowia spędzał z nim przynajmniej kilka chwil dziennie podziwiając Skorpiony, którymi malec był zafascynowany, a które wywoływały gęsią skórkę na ciele griffina. A jednak mężczyzna dzielnie znosił to wszystko dla swojego małego towarzysza.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - Earen zawahał się przed zajęciem miejsca w pobliżu talerza z obiadem. - Nie podoba mi się ten wzrok. Nawet bardzo mi się nie podoba.
- To nic takiego. Zastanawiam się tylko skąd to nagłe ocieplenie więzi z człowiekiem.
- Zawsze były ciepłe tylko ja bywałem opryskliwy dla zasady. - griffin w końcu usiadł i sięgną po pieczone mięso i placki przygotowane przez naprawdę piękne kobiety Ifrytów. - Teraz uznałem, że nie ma sensu mu dokuczać skoro jest tak kruchy, jak każde ludzkie dziecko. Poza tym, ryzykowałem dla niego życiem, a on pomógł mi podnieść się po obrażeniach wyniesionych z tamtej walki. To zbliża mężczyzn i czyni z nich przyjaciół. Jesteś ostatnią osobą, którą powinno to dziwić. Podróżuję ze smokiem i tiikeri, a z tym ostatnim łączy mnie więcej niż zażyłość wywołana wspólnie przebytą drogą. Z nas wszystkich, elf jako jedyny zachowuje się tak, jak przystało na członka swojej rasy.
- Powiedz mi dlaczego nie wierzę w ani jedno słowo z tego, co mówisz. - Niquis uniósł wysoko brwi. - W ani jedno. Jesteś parszywym kłamcą. W dodatku kiepskim. Chcę wiedzieć, co się stało. Wtedy, kiedy odniosłeś tamte rany. Wiem, że już nam o tym mówiłeś. - przerwał jeszcze zanim Earen zaczął. - Chcę znać całą historię.
- Tak się składa, że znasz całą. A przynajmniej tyle ile zamierzam powiedzieć komukolwiek. Zaakceptuj to. Wyglądam ci na kogoś, kto lubi zwierzenia? Nie? I słusznie. Daj mi więc święty spokój, jeśli biadolenie to jedyne, co dla mnie masz. Zachowujesz się, jak zazdrosna żona!
Niquis nabrał powietrza w płuca i wydął policzki. Żona?! Żona?! Był oburzony, wściekły, mógłby rzucić się mężczyźnie do gardła! Jak on śmiał?! Żona?!
Tiikeri był czerwony na twarzy ze złości.
- W takim razie znajdź sobie inną żeby doglądała twojego dupska! - warknął, zmienił się w małego futrzaka i wybiegł z namiotu ani myśląc do niego wracać.
Nie był głupi, dobrze wiedział, że griffinowi nawet nie przyjdzie do głowy żeby prosić o wybaczenie, czy zacząć go szukać. Earen był wielkim samolubnym osłem! Jasne, martwił się o Deviego, ale co z tego? Gdyby nie wydarzenia, o jakich Niquis nie ma pojęcia, griffin nadal traktowałby chłopca jak podistotę. Chociaż... Nie, Niquis był jednak głupi bo pozwolił się temu osłowi omotać, nawet myślał, że łączy ich jakiś rodzaj przyjaźni, może czegoś jeszcze bardziej szczególnego. Ale się mylił! Jak bardzo się mylił! Earen potrzebował kogoś, kto zaspokoiłby jego chuć, a dobrze wiedział, że elf prędzej zginie, niż pozwoli się wykorzystać.
Na początku tiikeri został zmuszony do fizycznej bliskości z griffinem, ale z czasem również on czerpał korzyści z takiego układu. Do czasu, kiedy griffin oczekiwał, że dostanie więcej, a on – dumny tiikeri! - niemal się zgodził! A teraz? Teraz został nazwany zazdrosną żoną! To bezczelne zachowanie na pewno nie zostanie griffinowi wybaczone! O nie, nigdy!
Wściekły nawet nie myślał o tym, gdzie biegnie. Jego małe nóżki nie mogły zanieść go specjalnie daleko, ale i tak starał się pędzić, omijać przemieszczających się bezustannie Ifrytów. Miał nadzieję, że bieg złagodzi w nim irytację, może ukoi nerwy.
Nie podziałało. Zamiast tego zgubił się i nie wiedział, co ze sobą zrobić. Cóż za beznadzieja. Jakby tego było mało potknął się i zarył głową w piach. Był jeszcze bardziej zły i dodatkowo rozżalony, kiedy się podnosił.
Usłyszał odgłos świstu i zauważył na piachu cień przesuwający się ponad jego ciałkiem. Uniósł głowę akurat w chwili, kiedy wielki, czarny i ostro zakończony szpic zarył w ziemię milimetry przed nim. Przerażony i drżący, z oczami wielkimi jak spodni patrzył na zakończenie ogona Skorpiona. Nawet nie zauważył, kiedy się znalazł przy ich zagrodach. Milimetry dzieliły go od śmierci w męczarniach! Rozdygotany zaczął przesuwać się w tył. Może lepiej było zostać zazdrosną żoną, niż przekąską dla bestii?
Pisnął, a jego małe serduszko niemal stanęło w miejscu boleśnie, kiedy wpadł na coś twardego plecami. Jeśli mógł roztrząść się jeszcze bardziej to właśnie to nastąpiło. Cudem tylko nie zrobił pod siebie.
Gorąco otuliło go i już był pewny, że umiera, chociaż trucizna rozchodziła się po jego ciele całkiem przyjemnie. I wtedy właśnie doszedł go ten dziwny skrzek, który był mową plemienia Ifrytów. Nie musiał nawet odwracać łebka, gdyż to trzymający go mężczyzna odwrócił całym jego ciałem. Niquis spojrzał w wyblakłe oczy młodego mężczyzny, który był dobrym znajomym barda. To sprawiło, że mu ulżyło. Nie zjedzą go, nie zabiją, nie oddadzą w rytualnej ofierze Skorpionom. Gdyby jeszcze mógł się z nimi porozumieć...
- Niebezpiecznie. - rzucił jedno słowo we wspólnej mowie Ifryt i wziął tiikeri ze sobą oddalając się od zagród. Położył go na ziemi w bezpiecznym miejscu i trochę spłoszony tym wszystkim Niquis przyjął swoją ludzką postać.
Tiikeri ukłonił się swojemu wybawcy.
- Dziękuję za pomoc. - rzucił mając nadzieję, że mężczyzna w jakimś stopniu go zrozumie. Chyba się udało, gdyż przystojny Ifryt uśmiechnął się do niego i skinął głową.
- Uważaj. - ostrzegł kolejnym słowem, które najwyraźniej kojarzył, a następnie wydawał się chwilę nad czymś zastanawiać, ale cokolwiek to było musiał odrzucić tę myśl. A jednak wskazał na siebie i Niqusia, po czym rzucił: - Chodzić.
- Chcesz się przejść? - chłopak chyba wyczuł, że nie ma sensu się dopytywać. Skinął po prostu głową i kiedy mężczyzna ruszył przodem, on podążał w ślad za nim. Na szczęście z daleka od Skorpionów. Tiikeri miał ich dosyć na całą wieczność i zadrżał, kiedy przypomniał sobie, że przyjdzie mu na nich podróżować.
Cisza panująca między nimi była dziwna, trochę nienaturalna, ale jednak miał. W końcu nawet gdyby chcieli rozmawiać, nie mogli nie znając żadnego wspólnego języka. Widać Ifrytowie nie potrzebowali znać wspólnej mowy. Na tym odludziu, na którym mieszkali nie była im potrzebna. Zazwyczaj.
Earen wyszedł z ich namiotu i zupełnie przypadkowo zauważył Niquisa, który przechadzał się ramię w ramię z Ifrytem. Tiikeri zignorował go, jakby wcale go nie widział i nawet trochę bardziej przysunął do swojego nowego towarzysza. Z resztą, kogo miało to obchodzić?
- Dlaczego nie mówicie wspólną mową. - westchnął cicho chłopak.
- Trochę. - odpowiedział mu mężczyzna z przyjaznym uśmiechem.
- Na tyle żeby rozumieć znaczenie zdań i odpowiedzieć jednym słowem? - zapytał powoli i wyraźnie czując, że ta znajomość wcale nie musi skończyć się źle.
- Tak, trochę.
- Myślę, że to wystarczy. - Niquis uśmiechnął się do swojego aktualnego towarzysza. - Może obaj nauczymy się czegoś od siebie.
Wymienili się uśmiechami, ale to wystarczyło. Mogli jakoś się porozumiewać, a dodatkowo Ifryt wydawał się bardzo pojętny, jeśli chodzi o odczytywanie sensu słów chłopaka. To na pewno mogło wyjść im na dobre.

2 komentarze:

  1. Cudowny rozdział. Życzę weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka, hejeczka,
    och nie, a mają namiot w końcu nikt by im nie przeszkaszkał... oby Earen zrozumiał swój błąd... choć naprawdę skąd wzięło się to nagle zainteresowanie opieka nad Davim...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń