niedziela, 8 września 2013

68. I wtedy zapadła cisza...

Niquis pozwolił poprowadzić się w miejsce, gdzie mogli spokojnie usiąść i porozmawiać, o ile można było nazwać rozmową ich dziwną wymianę zdań. Chcąc wiedzieć więcej o swoim nowym znajomym, tiikeri zadawał proste pytania, na które otrzymywał jeszcze prostsze odpowiedzi, jeśli Ifryt znał odpowiednie słowo we wspólnej mowie.
- Czy wy nie obawiacie się kolejnej Wojny Ras, która może nam grozić? - padło w końcu zasadnicze pytanie.
Fer-keel-sar, takie imię nosił książkę Ifrytów, z którym przyszło rozmawiać chłopakowi, zamyślił się i pokręcił głową wskazując palcem pustynię, Skorpiony i tatuaż na twarzy.
- Bezpieczeństwo. - rzucił ostrożnie wypowiadając to słowo, jeszcze raz wskazał te same trzy miejsca. - Jedno.
Tym razem to Niquis zamyślił się analizując te dwa słowa. Czy Ifryt chciał dać mu do zrozumienia, że ich tatuaże pozwalają im zapanować nad Skorpionami i pustynią, co zapewnia im bezpieczne schronienie przed ewentualnym atakiem?
- A dżiny? - podjął drażliwy dla swojej grupy temat. - Wierzycie, że ludzie nad nimi panują i wykorzystują ich moc? - spojrzał w jasne oczy mężczyzny, który przez chwilę trwał w bezruchu najwyraźniej analizując to zagadnienie.
- Dżiny. - rzucił flegmatycznie, po czym skinął głową. - To wielka moc. Niebezpieczeństwo. Śmierć.
- Widziałeś je? - chłopak czuł, jak przez jego ciało przechodzą ciarki.
- Tak. - krótka, poważna odpowiedź. - Ochrona. - dodał i wyciągnął przed siebie dłoń zamieniając ją w bezkształtny płomień, który następnie znowu stał się jego ręką.
- Ogień je odstrasza?
- Nie. Nie ogień. - usiłował znaleźć słowo, które odpowiadało temu, co ma na myśli. - Hik-tk-ss – użył swojego języka, który był zupełnie nieznany tiikeri, westchnął, wskazał na siebie starając się oddać głębię. - Ja to ogień. - zaczął w końcu.
- Obawiam się, że nie rozumiem.
- Ja to ogień. Jedno. Dżin boi się jedno.
- A, aha. Chyba rozumiem. Chyba. - skinął w końcu głową. - Tylko jak wykorzystać ten rodzaj wiedzy w walce z nimi, jeśli do tego dojdzie.
- Nie walcz. Uciekaj. Wszyscy uciekaj. - Fer-keel-sar spojrzał może nawet trochę prosząco na tiikeri i położył dłoń na jego palcach sprawiając, że ciepło rozeszło się po całym ciele Niquisa. Czy to miała być forma wyznania? Ifryt był nim zainteresowany, czy może takie zachowanie było czymś zwyczajnym dla jego ludu?
Niquis nie odezwał się ani słowem. Pozwolił by ich skóra stykała się ze sobą w ten pełen spokoju i pewnej intymności sposób. Może nie warto zastanawiać się nad tym, czy to zachowanie ma jakiekolwiek znaczenie? Może lepiej zostawić to swojemu własnemu biegowi.
- Ja widzę białe. - Ifryt znowu zaczął składać niezgrabne zdania. Zatoczył palcem wokół chłopaka. - Białe. Ja mam... siłę i widzę białe.
Tiikeri wyraźnie nie rozumiał, o co chodzi tym razem.
- Jestem tiikeri, a wszystkie tiiekri zmieniają się w białe...
- Nie. Nie to. Widzę... Dżin... - pokręcił głową niezadowolony. - Ducha! - złapał nagle. - Ty masz biały. Bardzo ładny.
O co u licha chodziło?!
- Nic nie rozumiem. - przyznał z niejakim wstydem Niquis. - Czy to jest ważne? Jeśli tak zapytam Otsëa, o co chodzi.
Ifryt pokręcił głową i uśmiechnął się uspokajająco, jakby chciał pokazać, że nie jest to wcale takie istotne. Uśmiechał się nadal się spoglądając na piaski pustyni i złapał mocniej rękę tiikeri. Wstał pociągając go za sobą w stronę Skorpionów, co od razu zatrzymało chłopaka w miejscu. Dziś już omal przez nie nie zginął. Nie chciał żeby znowu go zaatakowały.
Fer-keel-sar zachęcił go uspokajającym uśmiechem i wskazał na inne ogrodzenie, gdzie trzymano sporych rozmiarów ptaki o masywnym tułowiu, długiej szyi i niewielkiej głowie ozdobionej kolorowym pióropuszem. Ich silne, długie nogi grzebały w ziemi i z pewnością były śmiercionośną bronią. Jeden z ptaków był osiodłany, a tiikeri zrozumiał, o co chodziło.
Chociaż nigdy nie uważał się za istotę stworzoną do jazdy na jakimkolwiek wierzchowcu, pozwolił się podprowadzić do ptaka. Nie czuł się pewnie, ale Ifryt zaproponował mu pomoc przy dosiadaniu zwierzęcia, więc skorzystał z tej uprzejmości. Miał wrażenie, że zaraz spadnie z tego krzywego grzbietu, ale utrzymał się dostatecznie długo, by Fer-keel-sar usadowił się za nim i pewnie przejął wodze. Krzyknął coś zachęcająco, a ptak ruszył powoli do przodu wyjeżdżając z wioski. Udawali się w stronę pustyni, co trochę niepokoiło Niquisa, jednakże w zupełności ufał swojemu nowemu znajomemu, który wydawał się wiedzieć, co robi. Zresztą, był księciem, więc dlaczego miałoby mu przyjść do głowy coś głupiego. Pewnie chciał się pochwalić tym, jak dalece potrafią żyć w tym nieprzyjemnym kraju. Bądź szukał miejsca, gdzie mogliby pobyć sami. Ale kto tam zrozumie Ifrytów?
Tiikeri bardzo szybko zaczął odczuwać niewygody podróży na wysokim i bardzo szybkim ptaku. Przede wszystkim rzucało nim, jak workiem z piachem, dodatkowo jego tyłek zamienił się w jeden wielki siniec, a uda ocierały się o ciepłe pióra grożąc odparzeniami.
Niemniej jednak, Niquis zapomniał o wszelkich niedogodnościach, kiedy dotarli do oddalonej o godzinę drogi oazy. Piękna, przejrzysta woda srebrzyła się na horyzoncie, a otaczające ją drzewa przynosiły cień. W tym miejscu dało się wyczuć nawet subtelne podmuchy wiatru! Ta atmosfera sprawiła, że ból już wcale nie doskwierał, a kiedy Niquis zanurzył się cały w ożywczej wodzie zapomniał o całym świecie. Jego gorące od upału ciało naprawdę tego potrzebowało. Chwili spokoju, chwili wytchnienia i relaksu, na który nie mógł sobie pozwolić przy griffinie. Zabawne, ale wcześniej wcale tak o tym nie myślał. Wydawało mu się nawet, że Earen na swój sposób jest uroczy, a teraz? Teraz zrozumiał, jak bardzo się męczył w tej ciasnej, dusznej atmosferze. Teraz dopiero czuł różnicę.
Westchnął ciężko i uśmiechał się do siebie nucąc coś pod nosem. Poczuł dłonie na kostkach nóg i nagle został wciągnięty pod wodę. Nie miał nawet czasu pisnąć za to prychał okropnie, kiedy wydostał się na powierzchnię.
- Ty ośle! - wrzasnął na śmiejącego się z niego Fer-keel-sara, który zdołał już odpłynąć kawałek dalej, by uniknąć uderzenia od wściekłego tiikeri. - Chcesz mnie utopić?! - Niquis otrzepał się, jak pies i idąc po płytkim, piaszczystym dnie wpatrywał się ostro w rozbawionego mężczyznę.
- To zabawa! - rzucił pospiesznie książę i wyszedł z wody. Był zupełnie nagi, jego skóra miała równomiernie miodowy kolor na całym ciele, a jego wymiary na pewno należały do idealnych i pożądanych. Niquis widział niejednokrotnie nagich przyjaciół, ale w tej chwili Ifryt wydawał się od nich o wiele bardziej kuszący, może nawet piękniejszy.
Tiikeri speszył się uświadamiając sobie, że niemal nachalnie wpatruje się w mężczyznę. Przypomniał sobie o tym, iż planował zemstę za podtopienie i znowu zaczął brnąć w stronę rozbawionego towarzysza. Z jakiegoś powodu czuł się przy nim bardzo swobodnie, a przecież to był książę! Istota, która dowodziła wojskami, zwiadowcami, zarządzała całą wioską. Jakimś cudem był jednak nadal młodym, atrakcyjnym mężczyzną, który potrafił bawić się, jak ostatni dzieciak. Może nawet miała być to forma niewinnego flirtu?
Spojrzał na czekającego na niego nagiego Ifryta i przełknął ślinę. Tak, to na pewno był flirt. W przeciwnym razie Fer-keel-sar nie eksponowałby w taki sposób swoich wdzięków. Niquis nie miał pojęcia, czy jest to formą tańca godowego, ale nie zdziwiłby się, gdyby te dzikie plemiona właśnie eksponując swoją nagość szukały sobie partnerów. A może to on był przewrażliwiony po kłótni z Earenem?
- Mogłeś mnie utopić! - chłopak starał się w dalszym ciągu denerwować, by nie dać po sobie poznać, jak bardzo zaimponowało mu to idealne ciało, które niczym promienie słońca wypalało się w jego oczach.
Fer-keel-sar roześmiał się głośno kolejny już raz i pokręcił głową.
- Nie. Nie tutaj.
- A właśnie, że tutaj! Ja bym potrafił! - najwyraźniej jednak mężczyzna widział w oczach chłopaka, coś co jasno wskazywało na jego dobre samopoczucie, gdyż wcale nie przejął się jego krzykami.
Zamiast uciekać, bądź chociażby udawać, Ifrycki książę wszedł na powrót do wody i zbliżył się do nierozumiejącego jego zachowania tiikeri. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, jakby nagle miało to pomóc im w komunikacji, zaś w rzeczywistości myśli przesuwały się przez przez ich głowy w rekordowym tempie, a żadna nie była w żadnym stopniu konkretna, czy treściwa.
Do chwili, kiedy Fer-keel-sar podszedł jeszcze bliżej, a jego nagie ciało zetknęło się z równie obnażonym ciałem Niquisa. Chociaż tiikeri był zaskoczony, nie odsunął się, nie uczynił nic, co świadczyłoby o tym, że nie chce zbliżenia. W rzeczywistości nie miał pojęcia, czego chce, ale czy to miało jakiekolwiek znacznie? Nigdy nie wiedział, więc pozwolił się ponieść.
Ich usta złączyły się, co sprawiło, że krew chłopaka gotowała się w żyłach. Bliskość Ifryta naprawdę podnosiła temperaturę, ale woda wokół niech nie gotowała się, a więc najwyraźniej ona nie odczuwała ich zbliżenia w taki sam sposób.
Gorące dłonie przesunęły się po gładkich plecach tiikeri, który zadrżał i zupełnie przypadkowo wepchnął język w usta dotąd niewinnie muskającego go Ifryta. Teraz jednak nie było już żadnego wyjścia. Jak zaczarowany i ubezwłasnowolniony, Niquis pozwalał by książę szukał sposobu na sprawienie mu przyjemności. Mężczyzna najpierw pieścił kręgosłup, później pośladki, ramiona, a nawet kark szukając niespokojnie miejsc najbardziej wrażliwych. Tiikeri oddał każde pełne zainteresowania muśnięcie palców i był zaskoczony, jak delikatna potrafiła być skóra mężczyzny, kiedy ten był najprawdziwszym ogniem zaklętym w ciało. Zresztą, wszystko to było irracjonalne. Nawet się nie znali, zamienili zaledwie kilka pokracznych zdań, widzieli się może pięć razy w ciągu całego tego czasu, a jednak teraz byli tak blisko, całowali się, dotykali. Czy coś ich łączyło?
Niquis miał ochotę wrzeszczeć z irytacji, kiedy niejasno zdawał sobie sprawę z tego, że znowu pakuje się w kłopoty, znowu z mężczyzną. Może to i lepiej, nie musiał czuć się zobowiązany do wzięcia odpowiedzialności za swoje czyny.
Czy powinien dać się porwać chwili? Czy to aby na pewno słuszne? Jasne, nie musiał obawiać się konsekwencji, ale chciałby wiedzieć dlaczego znowu padło na niego. Nie uważał się za specjalnie atrakcyjnego i prawdę mówiąc wątpił, by miał szansę mierzyć się z tyloma innymi atrakcyjnymi istotami. Dobrze, Ifryt gustował w chłopakach, to było pewne, nie ulegało wątpliwości, coś po prostu szeptało Niquisowi do ucha, że tak właśnie jest. Tylko dlaczego taki głupi, nieprzydatny tiikeri go zainteresował? Nie mógł nawet zapytać, bo nie otrzymałby zrozumiałej odpowiedzi. Bo czy da się jej udzielić w dwóch, góra trzech słowach?
- Jeśli nie... - mruknął ostrożnie książkę, kiedy zrobił jeden krok w tył dając odetchnąć towarzyszowi.
- Tak. Tak, ale... Jeszcze nie teraz. - Niquis sam nie mógł uwierzyć, że to mówi. Jak może przepuścić taką okazję? A jednak, chciał poznać Ifryta bliżej zanim pozwoli się posiąść. Nie dla siebie, ale dla niego. Dla Fer-keel-sara, który zasługiwał na więcej niż szybki seks z nieznajomym. - Tak. - powiedział znowu i złapał Ifryta za policzki. - Tak, ale przed moim odejściem, kiedy poznamy się bliżej.
Zrozumiał, gdyż skinął głową i wskazał w kierunku złożonych ubrań. No tak, powinni się zbierać. Nie mieli dla siebie całego czasu świata. Książę miał swoje obowiązki, a Niquis... Niquis musiał po prostu znaleźć sobie jakiekolwiek zajęcie.
- Praca. Chodź ze mną. - zupełnie jakby Ifryt czytał mu w myślach. W dodatku tak wspaniale się uśmiechał... W jego policzkach powstawały wtedy drobne, kuszące dołeczki, którym nie dało się oprzeć. Niewielu mężczyzn mogło się nimi poszczycić.
- Chciałbym iść z tobą, ale nie chcę przeszkadzać.
- Ty mały, nie przeszkadza.
- Pomyślę o tym. - przyznał chłopak i powoli zakładał ubrania na swoje już suche ciało, na którym nie było już nawet śladu po wodzie, w której przecież przed chwilą pływał. Słońce i delikatny wiatr wysuszyły go podobnie, jak Ifryta.
Dosiedli ptaka, w taki sam sposób, co poprzednio, zaś Fer-keel-sar nie omieszkał przyłożyć raz, czy dwa razy ust do szyi siedzącego przed nim tiikeri. Czy tylko go wykorzystywał, czy może Niquis mu się naprawdę podobał? Nie mógł zapytać o księcia nikogo, jeśli nie chciał wzbudzać podejrzeń, a więc musiał sam wybadać tego przystojnego mężczyznę, który tego dnia uratował jego nieodpowiedzialną skórę. Nie chodziło o to, że mu nie ufa, ale o... No właśnie, o co? To było po prostu beznadziejne. A może ktoś taki, jak on zwyczajnie powinien być sam?

3 komentarze:

  1. Jestem rozdarta. Z jednej strony Niquis pasuje do Earen'a, a z drugiej Earen to skończony dupek.
    Nota świetna.
    Życze weny :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeny! Earen to idiota. Lubię go, ale jest trochę tępy.
    Genialny blog :)
    Nie mogę się doczekać następnych części.
    Pozdrawiam ^_^

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, dobrze że nic się nie stało czyżby Fer-keel-sar był zainteresowany Niquesem w ten sposób, bardzo miło spedzili czas razem...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń