sobota, 28 stycznia 2012

I'll Take the Fall for You vol. 11

- Co to jest do cholery?! – Dean stanął przed bratem rozkładając szeroko ramiona. – Wyglądam, jak koleś z KISS’a! Nie wyjdę w tym na miasto!

- Nie wiem, o co ci chodzi. – kąciki ust Sammy’ego drżały, kiedy starał się ukryć uśmiech i specjalnie unikał wzroku brata. – Wyglądasz... Nieźle.

            Gdyby zielone oczy Deana mogły zabijać zapewne teraz Sam padłby trupem, a przynajmniej byłby lekko przyduszany. W końcu ich braterska miłość nie dopuściłaby się zbrodni, ale pozwalała na drobne uszkodzenia ciała. Ot, powiedzmy jedno oko mniej, kiedy Dean wbije swój szpon w oczodół Samuela by uniemożliwić mu nabijanie się z widoku, jakim sobą przedstawiał.

- Za jakie grzechy? – starszy Winchester rozmasował nasadę nosa i wzruszył ramionami. Wcale nie czuł się komfortowo w tym wdzianku! Skórzane spodnie opinały jego ciało niczym jego własna skóra, kończyły się zaraz nad kroczem, a ciemna koszulka sięgała zaledwie pępka. Mało tego liczne metalowe akcesoria, które miały wyeksponować drobną, chociaż idealną budowę ciała wydawały masę irytujących dźwięków. Co było w tym wszystkim najgorsze? Ta parszywa czarna kredka, która sprawiała, że oczy piekły, jakby wpatrywał się w słońce. Pieprzony visual kei!

- Robi mi się zimno. – mruknął pretensjonalnie. - Chwila, chwila. A ty? – tym razem to Dean nie mógł powstrzymać cwaniackiego uśmiechu, jaki pojawiał się na jego twarzy mimo wszelkich niedogodności, na jakie był skazany. – A gdzie twoje seksowne wdzianko, pięknisiu? Mamy ją... jego... pieprzyć to! poderwać razem, więc wbijaj się w swój czarny uniform metala, koteczku.

            To całkowicie zniszczyło spokój ducha Samuela. Może przez chwilę miał nadzieję, że brat zapomni i tym samym przynajmniej on jeden uniknie kompromitacji? Naturalnie wyższy mężczyzna był w lepszej sytuacji niż Dean, co niestety nie było wyjątkowo pocieszające. Tak, więc niezadowolony, nadąsany i zawstydzony zamknął się w łazience na dobre kilkanaście minut, przez które Dean kręcił się, poprawiał ubranie, mruczał pod nosem i przeklinał nie mogąc przyzwyczaić się do swojego nowego wizerunku. Co u licha stało się z młodzieżą i ideałem męskości?! Czuł się jak ciota! Chociaż bogom dzięki, nie musiał depilować całego ciała.

            Sam nie spieszył się z opuszczaniem łazienki, jednak w końcu musiał to zrobić i teraz jego dobry humor zniknął bezpowrotnie. Starając się patrzeć wszędzie tylko nie na brata, rumiany na twarzy nie wyglądał najgorzej. Czarne jeansy wpuszczone w wysokie glany, ciemna koszulka Blind Guardiana i skórzana kurtka, pieszczocha na szyi i nadgarstku. Całość wydawała się wręcz stworzona dla takiego słodkiego kociaka. Brakowało tylko merdającego ogona i oklapniętych uszek, a Sammy na pewno zostałby przygarnięty przez jakąś napaloną nastolatkę.

- W razie jakichkolwiek pytań nie zapominaj, że to JA jestem na górze! – Dean nie miał szczęścia w „marynarza”, ale ten jeden raz udało mu się zwyciężyć, co pozwoliło mu na wybranie dogodnej pozycji w ich „związku”.

 

            „Ladacznica” była rozchwytywana przez młodych ludzi każdego dnia od godziny otwarcia do ostatnich chwil przed zamknięciem. Pojawienie się w niej dwójki nowych nie wzbudziło sensacji. Wręcz przeciwnie! Bracia Winchester mogli bez problemu wbić się w tłum obdarzani przyjaznymi uśmiechami zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Dean wydawał się cieszyć wyjątkową popularnością, co tylko potwierdzało jego teorię upadku. Dawniej metal miał być owłosiony, duży i nie zaszkodziło, gdy śmierdział, zaś teraz liczyło się piękno i seksowny wygląd bez względu na płeć.

- Kurwa, oni mnie macają! – Dean wyprzedził Sama w drodze do lady trzymając się przy tym blisko niego, co miało uniemożliwić ewentualny dotyk na jego pośladkach.

            Rozsiedli się na stołeczkach zamawiając piwo i korzystając z okazji chwilowego spokoju obrzucili spojrzeniem wnętrze knajpy. Zdecydowanie mieli przewagę wiekową nad większością szalejącej klienteli, co mogło działać na ich korzyść. Dorośli są lepszym kąskiem dla osoby pragnącej zburzyć porządek na świecie, a Ares z pewnością doceni te atuty. Tylko gdzie on się podziewał? Przecież powinien już tutaj być i wyrywać kochanków, a sądząc po przyczajonych gdzie niegdzie dzieciakach, nie tylko łowcy czekali na pojawienie się boga.

            Nie chcąc wzbudzać przesadnego zainteresowania podjęli jakąś niezobowiązującą rozmowę, zaś Sam zmusił się by figlarnie wodzić palcem po udzie brata. Na początku wyczuł gwałtowne spięcie mięśni Deana, jednak uspokoił go wbijając palce w skórzany materiał spodni by przypomnieć starszemu mężczyźnie o ich zadaniu i roli, jaką mieli do odegrania.

- Nie zaszkodziłoby gdybyś był milszy i bardziej czuły...

            To wymowne spojrzenie Deana, które spoczęło na młodym łowcy, te nieme słowa przekazywane niczym za pomocą myśli, ta czająca się gdzieś na dnie zielonych tęczówek wściekłość... Nie, Dean nie mógł być milszy, nie mógł być bardziej czuły za to mógł zabić Aresa od razu za wszystkie te upokorzenia, przez jakie musiał przejść ledwie rozpoczęli polowanie.

- Pozwolę sobie zachować czułości dla tego zboczonego parszywca, którego mamy poderwać. – czyżby nagle mężczyzna otrzymał moc sprawczą? Właśnie w tej chwili do „Ladacznicy” wszedł Ares wraz ze swoimi dwoma gorylami. Piękny, ciemnowłosy i cycaty eksponował swoje ciało, jak mógł najlepiej. Kilku chłopców już płaszczyło się przed nim proponując drinki, miejsce w loży, taniec, czy masę innych usług nie wykluczając seksualnych, jak dało się wyczytać z wymownych gestów.

- Boże, gdzie jesteś, kiedy Cię nie ma. – starszy Winchester pociągnął potężny łyk piwa i odstawił pustą szklankę. – Zaczynamy zabawę, Sammy. – zeskoczył zgrabnie z krzesełka i przepchnął się między ludźmi zbliżając do Aresa. I pomyśleć, że robi coś takiego za darmo...

            Jego wzrok spoczywał dokładnie na bogu, spojrzenie tylko kilka razy przesunęło się po idealnych, wyeksponowanych udach i pełnych piersiach, co jednak wystarczyło by Ares zdołał wyczuć tę naglącą nachalność, która go zainteresowała.

            Każda gra musi być jednak przekonywująca toteż Dean zatrzymał się czekając na Samuela. Objął go w pasie i obaj podeszli jeszcze bliżej, zaś sądząc po uśmiechu, jaki pojawił się na twarzy Aresa wizja trójkąta zaczynała mu odpowiadać. Bez wątpienia bóg wiedział, że ma do czynienia z nowym nabytkiem „Ladacznicy” i może właśnie, dlatego wydawała się go kręcić myśl o kolejnych ofiarach jego czaru.
- Światła, kamera i akcja. – rzucił szeptem starszy łowca, a na jego twarzy pojawił się zdawkowy uśmiech podrywacza, gdy atrakcyjny transseksualny bóg skinął na swoich wytatuowanych goryli dając tym znak, iż ci dwaj mogą się do niego zbliżyć.

            Tylko jak tu rozpocząć rozmowę, kiedy nie ma się do czynienia z głupią barbie, ale niebywale inteligentną porcelanową lalką o wytrzymałości nierdzewnej stali?

- A nie mówiłem, że warto tutaj przyjść? – o dziwo to Sam wziął na siebie ciężar wypowiedzenia pierwszych słów i sądząc z podnieconego tonu jego głosu właśnie wczuł się w swoją rolę. Ciekawe tylko jak dalece?

sobota, 14 stycznia 2012

I'll Take the Fall for You vol. 10

Castiel czuł zmęczenie wypełniające całe jego ciało od koniuszków palców po sam czubek głowy. Nie był to pierwszy raz, kiedy zbuntowany anioł nadwyrężał swoje siły, gdyż zdecydowanie za każdym razem, kiedy działał oddając się bez reszty walce o swoje ideały, jego wątłe ciało człowieka boleśnie odczuwało brak bożej łaski. Czyżby zaczynał się starzeć, jak przeciętni ludzie? Może upodabniał się do nich coraz bardziej? Nie, to nie było możliwe. Po porostu zbyt ciężko pracował, jak na anioła, któremu odebrano niektóre moce. Tylko jak to możliwe, że Balthazar tak świetnie sobie radził, mimo iż przez wiele wieków uważano go za martwego i trzymał się z daleka od nieba? Już dawno powinien stracić wszystkie siły, a tym czasem on potrafił dostać się do nieba, pozbyć się kilku aniołów i wrócić ze skarbem. Czyżby miało to związek z ciałem, które posiadł?

- Czym znowu się martwisz? Zrobią ci się paskudne zmarszczki, jeśli będziesz tak wszystko przeżywał. Wyluzuj się trochę. Nie jesteś już żołnierzem, który musi wykonywać wszystkie rozkazy przełożonego. Teraz to ty dowodzisz i wszystko pójdzie po twojej myśli. – Balthazar położył ciepłą dłoń na ramieniu przyjaciela. Jego błękitne oczy spoglądały na świat przez różową firaneczkę optymizmu, wrodzonej ironii i ignorancji. Był sam sobie panem, sam sobie władcą, decydował o każdym swoim ruchu i nawet, gdy otrzymywał jakiekolwiek zadanie od Castiela zgadzał się na nie z własnej woli. Tego anioła nic nie mogło złamać!

- Nie mamy wpływu na to, co się wydarzy, nie możemy im nawet pomóc. – ciemnowłosy skrzydlaty zwrócił niepewnie wzrok na Balthazara.
- Cas, nie wiem, czy zauważyłeś, ale jesteśmy wojownikami. Nie stworzono nas byśmy siedzieli na chmurce i zapierdalali na harfach. – nie przebierał w słowach starszy anioł. – Jesteśmy wojownikami, walczymy nawet ze sobą nawzajem. Mamy swoje pragnienia i namiętności, posiadamy wolną wolę, a jednak jesteśmy skazani na system kastowy. Dlatego się buntujemy, kiedy nadarza się okazja. Dlatego Raphael chce pozbyć się ludzi. By uwolnić się od obowiązków, jakie spoczywają na każdym z nas. Mamy swoje ograniczenia i jesteśmy od nich zależni. Myślisz, że starczenie tutaj w czymkolwiek pomoże?

            Balthazar miał rację, a jednak młodszy anioł nadal czuł, jak coś ciąży mu na sercu ciągnąć je aż na sam dół brzucha pozostawiając nieprzyjemną, ziejącą zimnem pustkę na swoim właściwym miejscu. Cas był odpowiedzialny za braci Winchester, ponieważ podjął się zadania jakim była walka u ich boku, zmiana przeznaczenia całej tej planety. Tym teraz żył.

            Jego wielkie plany, naiwne marzenia i gorące chęci przypominały niestety piękne pudełeczko, które w swoim środku nie kryło żadnego cennego prezentu, gdyż, chociaż cel był szczytny, to możliwości stawały się z każdą chwilą coraz to bardziej ograniczone.

            Ileż można było zdziałać stojąc bezczynnie przed wejściem do „Ladacznicy”, jako istota niewidoczna dla ludzi? Zagrożeniem w takiej sytuacji były tylko demony, przed którymi nie dało się ukryć. Gdyby wiedziały, że mają na karku anioły z całą pewnością cały plan trafiłby szlag, a więc czy naprawdę był jakikolwiek sens we wpatrywaniu się w zamknięte drzwi, za którymi wcześniej zniknęli bracia Winchester? Może Balthazar jak zawsze miał rację i powinni się ulotnić w miarę jak najszybciej pozostając jednak w pogotowiu na wypadek, gdyby łowcy jakimś cudem wypełnili swoje zadanie w mgnieniu oka?
- Jesteś jak maksymalnie napięta struna. – stwierdzenie Balthazara nie było tylko obojętnym komentarzem, co potwierdziły silne, chociaż delikatne dłonie na barkach Castiela. – Wynośmy się stąd póki nikt nas nie zauważył. Będę łaskawy i wymasuję ci ramiona. Nie ma nic przyjemniejszego. W prawdzie powinna to robić kobieta, ale z tobą nie dałaby rady.

 

            Głośna ciężka muzyka otoczyła ich niczym gruby, żelazny łańcuch, który nie chciał puścić, a jedynie mocniej i mocniej zaciskał się na ich ciałach. Atmosfera panująca w klubie była przygnębiająca w porównaniu z niezliczonymi miejscami, w jakimi zazwyczaj przebywali bracia Winchester. Tutaj Dean nie mógł poderwać żadnej głupiej panienki na jedną noc. Wszędzie, gdzie tylko się nie obejrzał, widział poważne twarze wymalowanych na ciemno dziewczyn dyskutujących na tematy związane z filozofią, historią, czy też inne nie mniej ambitne. Chłopcy nie różnili się od nich specjalnie. Trafiali się i tacy, którzy mieli na sobie stroje do złudzenia przypominające długą suknię, chociaż pod spodem kryły się ciemne spodnie. Jakkolwiek takim „staruszkom”, jak Dean i Sam ciężko było zrozumieć panująca modę, tak starali się wyłapać pewne interesujące szczegóły, które później mogliby wykorzystać.

            Sam trącił brata łokciem i skinął bardzo subtelnie głową w odpowiednim kierunku. Starszy łowca niespiesznie podążył spojrzeniem za tym ruchem.

            Dwóch goryli osłaniało właśnie drobną, uśmiechającą się uroczo kobietę, która na pierwszy rzut oka przypominała amazonkę o zdecydowanych ruchach wojowniczki, pewnej postawie i twardym spojrzeniu.

- Mam wrażenie, że nie mamy najmniejszych szans chociażby się do niej zbliżyć, a co dopiero się do niej dobrać. – Dean rozmasował nasadę nosa, jakby miał do przetrawienia jakąś wyjątkowo skomplikowaną kwestię. – Wyglądamy na totalnych przeciętniaków. Ten „prezent niespodzianka” nawet nas nie zauważy, jeśli nie będziemy wyglądać jak cała reszta tych wariatów. Tylko popatrz, jak uśmiecha się tymi swoimi słodkimi usteczkami do tego kolesia z irokezem. Cholerny bożek leci na słodkie buźki. – nagle spojrzenie zielonych oczu przeniosło się na Samuela, który przełknął głośno ślinę.

- Chyba nie myślisz, że...

- Oj, tak, Sammy. Właśnie o tym myślę. Ty będziesz przynętą. Na pewno na ciebie poleci. Masz niewinność wypisaną na twarzy. Straci dla ciebie głowę. Pójdziesz z nim do łóżka, a ja pozbędę się demonów, które go pilnują. Krzyk ekstazy będzie znakiem, że mam wezwać Castiela i on ostatecznie rozprawi się z Aresem.

- To ty jesteś megazbokiem, nie ja! Sam idź do łóżka z transseksualnym bogiem wojny. Wybacz, ale mi się nie podniesie. To ty lubisz ładne laski, które wierzą w twoje kłamstewka. Umówię cię z nią i po sprawie. Twój na pewno STANIE na wysokości zadania.

- Pieprzone anioły. – syknął pod nosem Dean złorzecząc na Castiela i włożył ręce do kieszeni spodni rozciągając się w swojej loży. – Zagramy w Papier, Kamień, Nożyczki, kiedy tylko wrócimy do hotelu. Do tego czasu zajmijmy się obserwacją. Może zdołam zapomnieć, z kim mamy do czynienia. Taka seksowna dziewczyna, a jednak facet. Paskudztwo.

            Starając się nie wzbudzić niczyich podejrzeń i nie przywołać samym spojrzeniem uwagi Aresa Dean miał na wszystko oko. Widział, jak bóg flirtuje z wcześniej upatrzonym chłopcem, jak dotyka jego dłoni, wodzi palcem po jego szyi, kusi uchylonymi lekko, wilgotnymi ustami. Ares był niczym pająk wabiący słodkimi słówkami muchę by była łaskawa wpaść w jego lepką sieć i zostać podwieczorkiem, a on i Sam mieli za zadanie zostać takimi właśnie muchami.

sobota, 7 stycznia 2012

I'll Take the Fall for You vol. 9

Pojawienie się dwóch aniołów nie było powodem do świętowania, a już sam Balthazar wydawał się złym omenem. Co takiego miał do przekazania młodym łowcom? Bracia Winchester prędzej spodziewaliby się gwiazdki z nieba pod poduszką niż pomocy ze strony tego ekscentrycznego anioła o spaczonym poczuciu sprawiedliwości. Czyżby nagle blond-włosego skrzydlatego ruszyło serce? Tak, jasne...

- Niezła bielizna, Dean. – Balth uśmiechnął się ironicznie okrążając łóżko, na którym siedział roznegliżowany starszy łowca w bokserkach w słoniki.

W miejscu, gdzie ostatnio bracia kupowali nową bieliznę nie było innych wzorów, co więc mieli zrobić? Tę bardziej seksowną Dean oszczędzał na dni, kiedy to planował zaciągać dziewczyny do łóżka. Dla brata nie musiał się przecież stroić. Poza tym Sammy miał różową parę w białe króliczki. To zdecydowanie pocieszało poniżonego Deana.

- Te gazetki radzę lepiej ukrywać. – wścibski anioł wyjął spod poduchy jakieś pornograficzne czasopismo, które zostało mu szybko wyrwane z rąk i na nowo umieszczone pod pościelą w miejscu niewidocznym dla przeciętnego człowieka. Całe szczęście, Sam wyszedł wtedy do łazienki, by zabrać z niej swoje porozrzucane rzeczy. Nie byłby szczęśliwy wiedząc, iż brat wydaje pieniądze na tego rodzaju rozrywkę.

- Czego chcecie, bo raczej nie przyszliście uczyć się ode mnie masturbacji.

- Nie, rzeczywiście nie, chociaż dobrze wiedzieć, że uważasz się za mistrza w tym fachu. – cięty język blond-włosego ponownie dał o sobie znać. – Mam dla was niespodziankę niewdzięcznicy. – rzucił jedną z przyniesionych ze sobą rękawic w stronę Samuela, który upuścił wszystkie trzymane w rękach ubrania łapiąc z głośnym stęknięciem magiczny przedmiot.

- Boże, jakie to ciężkie!

- Bez jaj, to przecież niemożliwe. – Dean wyrwał drugą z rękawic z uścisku dłoni Blathazara i upuścił ją na ziemię. Uderzyła z głuchym łoskotem o panele. – Nic nie mówiłem. – uciszył możliwe komentarze.

- Co to jest? – młodszy Winchester przyglądał się uważnie spiżowym, chociaż niesamowicie ciężkim rękawicom. Niewiele mógł o nich powiedzieć, nie wspominając już o ich możliwym zastosowaniu.

- Afrodyta to trudna przeciwniczka, a dzięki tym cackom będziecie w stanie jej dotknąć i zniewolić. Należały do Hefajstosa i tylko w nich zapanujecie nad boginią. Pod warunkiem, że zdołacie unieść dłonie. – dodał zjadliwie Balth.
- Kiedy pozbędziecie się demonów i Afrodyty my zajmiemy się Aresem. Musicie nas tylko przywołać, gdy będziecie gotowi. – Castiel spoglądał na braci swoimi pełnymi szczerości i prostoty niebieskimi oczyma.

Że też był taki słodki z kimkolwiek miał do czynienia! Na pewno nie jeden demon ślinił się na myśl o tym skrzydlatym naiwniaku, którego można schrupać jak głupiutkie dziecko. Może warto pomyśleć o obroży i zapieczętowaniu strategicznych punktów na tym atrakcyjnym ciele? Przecież obecność babilońskiej nierządnicy, a więc Deana, mogła z czasem zacząć źle wpływać na słodkiego anioła czwartku. Cóż, na myślenie o tym przyjdzie jeszcze czas. Balthazar miał w tej chwili coś innego na głowie.

- Gdy będziemy gotowi? Nie oszukujmy się. To my mamy odwalić całą brudną robotę, a wy przyjdziecie na gotowe. – Dean czuł się wykorzystany, chociaż jeszcze tak naprawdę niczego nie zrobił by pomóc w rozwiązaniu tej jednej sprawy.

- Bardzo dobrze to ująłeś. – Balth stanął u boku przyjaciela. – Wy mnie nie obchodzicie, za to muszę chronić to, co moje. – wskazał ruchem dłoni na ciemnowłosego anioła. – Mógłbym mieć problem, gdyby za sprawą Afrodyty ktoś rzucił się na Casa. Nie mogę dopuścić by ziemskie plugastwo kładło na nim swoje łapy. Wasze tyłki za to wcale mnie nie obchodzą, więc nawet, jeśli w połowie walki zaczniecie ze sobą kopulować będę to miał w nosie. – jakże obrazowo zdołał przedstawić możliwe scenariusze. – Poza tym, chyba nie oczekujesz, że to my będziemy wszystko po was sprzątać? Rozkoszowałem się życiem w luksusie póki jakieś skończone osły nie rozpoczęły końca świata. Wybaczcie, jeśli się mylę, ale wyglądały zupełnie jak wy.

- Daj spokój, Balthazarze. – Cas położył dłoń na ramieniu przyjaciela w uspokajającym geście.

Za namową Castiela cała czwórka usiadła przy niewielkim stoliku zaśmieconym opakowaniami po fast foodach, które w ostatnim czasie wchłonął Dean. Balth powstrzymał cisnący mu się na usta komentarz i krzyżując ramiona na piersi rozparł się na niewygodnym krześle. Wsłuchiwał się uważnie w relację przyjaciela dotyczącą dwóch demonów pilnujących Aresa, jak także samego boga, którego bracia Winchester nie mogli pomylić z nikim innym, co w dalszym ciągu wywoływało ciarki na ciele Deana. Bóg wojny przerabia się na kobietę, świat schodzi na psy.

Temat Afrodyty był ostatnim, jaki należało poruszyć.

- Jest całkiem wysoka i bardzo zgrabna. Nie wiem ile w tym operacji plastycznych, a ile magii, ale biust ma w sam raz. – Balthazar nie odczuwał przyjemności musząc opowiadać o kobiecie, która to rozpaliła jego miłość d Castiela i ostatecznie pomogła im skonsumować to uczucie. Może był jej wdzięczny, a może wręcz przeciwnie? Nie mniej jednak było to na swój sposób poniżające. – Długie, rude włosy, jasne oczy, niebieskie. Nieliczne piegi, idealne usta. Nawet, jeśli wolicie inne zwrócicie na nią uwagę, a serce zacznie wam pulsować w spodniach. – użył bardzo trafnego określenia. – Jeśli spojrzysz jej prosto w oczy jesteś stracony. To ona wabi mężczyzn dla Aresa. Najbardziej niebezpieczna jest z bliska. Jeśli was dotknie przepadliście. To bogini miłosnych uniesień, więc możecie sobie chyba wyobrazić, do czego jest zdolna.

- Chcesz powiedzieć, że jeśli trafimy na burdel to gdzieś się czai? – tym razem to Sam nie przebierał w słowach.

- Strzał w dziesiątkę.

- Musicie zdobyć zaufanie Aresa. – Cas przyjął na siebie ciężar rozmowy. – Najlepiej gdybyście znaleźli się z nim w sytuacji sam na sam.

- Chwila, czy ty chcesz powiedzieć...

- Trójkącik, Dean. – Balth wyręczył łowcę i przyjaciela. – Macie go skusić na trójkącik. Znasz się na zabawach erotycznych, więc nie powinieneś mieć z tym problemu. Ty, Sam i Ares.

- Popieprzyło was?! Nie będę dobierał się do brata żeby...

- Rozpętałeś piekło na ziemi, Dean, więc jeśli gaszenie ognia wymaga od ciebie wkładania rąk w spodnie młodszego braciszka to je tam włożysz.

            W tej chwili Castiel pozostawał poza kręgiem wtajemniczonych w temat rozmowy, ponieważ trójkąt kojarzył mu się wyłącznie z figurą geometryczną, zaś powodu, dla którego Dean miałby pchać ręce w spodnie Sama nie mógł odnaleźć w zakamarkach swojej pamięci. Czy to jakiś ludzki zwyczaj? Może coś w rodzaju powitania? Tego jeszcze nie doświadczył znajdując się na ziemi toteż musiał zapytać później Balthazara.

            Tylko Sam, który był nazbyt zszokowany wizjami snutymi przez brata i blond-włosego anioła zwrócił uwagę na nieporuszony wyraz twarzy Castiela świadczący o tym, iż skrzydlaty nie nadąża za sposobem rozumowania tamtej dwójki.