niedziela, 17 lutego 2013

43. I wtedy zapadła cisza...

NOTKI ZAWIESZONE NA CZAS NIEOKREŚLONY. KOMPUTER IDZIE DO NAPRAWY I NIE WIEM, KIEDY ZECHCE WRÓCIĆ.


.


Czy Otsëa naprawdę powinien wykorzystywać słabość elfa w takiej chwili? Czy było to w ogóle jakąkolwiek słabością, jeśli elf zwyczajnie tego potrzebował? Jeśli szukał tej bliskości, sam inicjował pocałunki, dotykał i rozbierał? Nie, to zdecydowanie nie było żadną formą wykorzystywania, a nawet nie zaliczało się do pomocy. Lassë pragnął, więc bard ofiarowywał to, co mógł ofiarować.
Krótkimi, gwałtownymi ruchami młody elf pozbywał się odzienia smoka, jakby pośpiech mógł cokolwiek zmienić, mógł zapewnić go o tym, że postępuje słusznie, że jego ofiara nie ucieknie w popłochu, gdy ją zaatakuje. Tyle, że bard nie wydawał się przestraszony i gotowy do ucieczki. Wręcz przeciwnie, był zdecydowany odpowiadać na zaloty chłopaka i z tego też powodu złapał go za ręce, pocałował je kojąco i rozebrał w pierwszej kolejności jego. Dopiero wtedy pomógł w zdejmowaniu swoich ubrań by ostatecznie obaj pozostali nadzy, nieskrępowani i gotowi na wszystko.


Czując chłodny, świeży powiew w intymnych partiach swojego ciała elf oprzytomniał, uświadomił sobie, co właściwie robi. Już mniej zdecydowanie dotykał silnego, gładkiego ciała smoka, które wydawało się płonąć wewnętrznym ogniem.


- Zaczynasz wątpić? - zapytał Otsëa swoim dźwięcznym, męskim głosem, którego nie dało się zapomnieć, a który wywoływał ciarki na nagim ciele.


- Nie. To nie tak... Nie do końca tak... - wahał się elf, ale przysunął się dzielnie do mężczyzny i położył głowę na jego ramieniu.


- Sam nie wiesz, czego chcesz. - stwierdził z rozmysłem bard, co chłopak skwitował pokornym kiwnięciem głową.


Rzeczywiście nie wiedział, czego wymaga od mężczyzny, czego od samego siebie, od świata, czy innych. Był zagubiony, ale jedno wiedział na pewno – chciał by bard był blisko, możliwie najbliżej.


- Chcę ciebie. - powiedział po chwili i odsunął się nieznacznie od mężczyzny patrząc mu w oczy. - To jedno wiem.


Tym razem to smok skinął krótko i kładąc dłonie na bokach elfa pchnął go swoją piersią kładąc na pachnących świeżo liściach.


- Obyś tego później nie żałował. - upomniał go i wpił się w miękkie, niewinne usta Lassë smakując jego pocałunków.


Powoli, morderczo dokładnie, przesunął zgrabnymi palcami po udzie chłopaka od kolana do samego biodra. Lekko szczypał skórę, kiedy przypominał sobie jej strukturę i delikatność. Elfy były nie tylko smaczne, ale także bardzo, ale to bardzo miękkie, kiedy chodziło o miłość. Kobiety żadnego gatunku nie miały tak gładkiej skóry, tak podatnej na pieszczoty, zaś Lassë wydawał się najbardziej kruchy ze swojej rasy. Może było to tylko złudzenie spowodowane jego brakiem pojęcia na temat daleko zaawansowanej miłości fizycznej, a może zwyczajnie Natura obdarzyła go słodką nieświadomością wpływającą na ciało? Któż odgadnie, co takiego chodziło po głowie Pani, gdy go tworzyła?


Otsëa oderwał się od pieszczonych warg i zsunął swoje na szyję i obojczyki elfa. Nie spieszył się powoli wspominając chwilę, gdy kosztował go pierwszy raz. Teraz miał zamiar pozwolić sobie na więcej toteż pośpiech nie był wskazany. Gdyby spłoszył tego delikatnego króliczka musiałby głodować przez bardzo długi czas. Zamiast tego starał się jak najwolniej, ale i najnamiętniej wodzić ustami po płaskiej, niemal nieumięśnionej piersi, pod którą kryło się drobne, szalone serce, którego bicie czuł pod wargami. Jak to możliwe, że elf wytrzymywał jego szaleńcze tempo?


By uspokoić chłopaka mężczyzna położył dłoń na jego brzuchu i gładził go powoli, subtelnie, niemal mozolnie. Ukąsił lekko ucho swojego przyszłego kochanka i polizał jego muszelkę.


- To nie będzie tak straszne żebyś miał umierać jeszcze zanim cokolwiek zrobiłem. - wyszeptał rozbawiony.


- Przecież nie umieram! - prychnął nadąsany chłopak, ale jego twarz poróżowiała. Wiedział, że bard wyczuwa wszystko, co dzieje się pod cienką skórą, jakby miał wgląd w głąb piersi Lassë. - Jesteś okropny! - prychnął rozeźlony, chociaż niewiele realnego dąsu było w jego słowach.


- Kręci cię to, prawda? - na twarzy mężczyzny pojawił się lekko ironiczny uśmiech.


- Bynajmniej. - buńczuczny syk był jedynym, co mogło opuścić usta chłopaka na niedługo przed tym, jak został pocałowany. Teraz nie miał najmniejszego zamiaru protestować. Pozwolił na ten pocałunek, pozwolił na dotyk. Nie ważne, czy cokolwiek go „kręciło”, czy cokolwiek zwiększało odczuwane przez niego podniecenie. Było mu dobrze i to się liczyło.


Cały drżał, kiedy Otsëa całował jego delikatną pierś i kąsał wrażliwe sutki. Do tej pory nie był dotykany w taki sposób, nie był tak pieszczony. Nic dziwnego, że każde nowe doznanie było dla niego małym rajem. Cudowny dotyk, wspaniałe pocałunki, nie mniej obłędne ugryzienia... Wszystko tak intensywne, tak przyjemne.


Gdy tylko Lassë poczuł, że między jego udami zapanowało gorące poruszenie, które wypełniało wigorem tę część jego ciała, uświadomił sobie, jak bardzo jest bierny, podczas gdy powinien odpowiadać na każdorazową pieszczotę, jaką otrzymywał. Wziął się więc w garść i wysilił na tyle, by usiąść zamiast biernie leżeć. Pozwolił sobie także na tę drobną formę aktywności, jaką było objęcie dłonią członka barda i poruszanie palcami – niepewnymi, delikatnymi, tak słodko nieprzyzwyczajonymi do rozkoszy dotyku.


Otsëa uśmiechnął się lekko, westchnął i pochwalił elfa za starania. Rozsunął nogi odrobinie szerzej, by chłopak mógł bez przeszkód działać, a tym samym odbierać każdy rozkoszny gest, który mu ofiarowano. Ich usta połączyły się kolejny już raz w gorącym, miękkim pocałunku. Najwidoczniej nie mieli tego dosyć, ale bard nie mógł bezczynnie czekać. Odsunął się od chłopaka i złapał jego nadgarstki lekko je ściskając. Unieruchomił jego ręce nad głową, patrzył jak elf zaciska swoje sprawne palce na źdźbłach trawy nad sobą. Była to idealna pozycja, gdyż Otsëa wolnymi pocałunkami brnął w dół przez tę wątłą pierś, aż do brzucha, który upodobały sobie jego wargi. Całował, muskał, lizał i bawił się tą delikatną skórą, póki nie ruszył niżej. To właśnie tam, na słodkim podbrzuszu, zatrzymał się na dłużej. Czuł, jak członek chłopaka lekko ociera się o jego szyję, jak płonie i pragnie. On również chciał już sięgnąć dalej w tym wszystkim, więc objął wargami sam rozgrzany czubek czym wyrwał cichy pisk z ust swojego kochanka. Zassał lekko, gdy palcami pieścił sztywny trzon. Nie spieszył się, ale powoli, sprawnie chłonął całą tę rozkosz, która wydawała się płynąć w szalonym tempie także przez jego ciało, przez jego głowę. Czuł się tak, jakby różowa mgła zasnuła mu wizję, wzięła we władanie mózg. Mógł tylko czerpać i dawać przyjemność.


W końcu wsunął palce w usta jęczącego elfa i pozwolił mu je zassać w niekontrolowanym odruchu, jaki zawładnął ciałem Lassë. Nie spieszył się wiedząc, że musi czekać, aż ich wilgotność się zwiększy, a wtedy mógł sięgnąć zgrabnego tyłeczka, który nie zaciskał się, nie bronił. Zupełnie jakby nie wiedział, co go zaraz spotka. Palce natarły gwałtownie na nieświadome niczego wejście. Jeden wsunął się bez najmniejszego problemu zanim elf zacisnął mocno mięśnie zaskoczony.


- C... Co? - wyrwał się z jego ust cichy jęk.


- Nic. - bard uśmiechnął się pod nosem. - Dzisiaj nie dam ci się wywinąć zbyt łatwo. Chcesz mnie blisko, prawda? - gdy otrzymał niepewne skinienie kontynuował. - To będzie najbliżej, jak się da. Nie musisz się niczego obawiać. Zadbam by bolało możliwie najmniej. Z resztą, będzie tak przyjemnie, że nic ci nie przeszkodzi w czerpaniu z tego satysfakcji.


- S... Skąd to wiesz?


- Prawdę mówiąc to słyszałem. - Otsëa wzruszył ramionami. - Nie myślisz chyba, że bałamucę wszystkie napotkane po drodze elfy?


- A nie? - na twarzy bladego z powodu szoku elfa pojawił się zawadiacki uśmiech.


- Pożałujesz tego. - ostrzegł bard i powoli poruszył palcem znajdującym się w chłopaku. Nie chciał go skrzywdzić, nie chciał go nawet straszyć, więc powrócił do przerwanego zajęcia, jakim było lizanie jego członka. Teraz gra toczyła się o naprawdę wysoką stawkę, o rozkosz nie do opisania i przyjemność dla jednego, jak i dla drugiego. Nie ważne, co tak naprawdę do siebie czuli, dlaczego ich do siebie ciągnęło. Ważne, że pragnienie nie pozwalało normalnie oddychać i zwyczajnie musieli się do siebie zbliżyć – bardziej, jeszcze bardziej, możliwie najbliżej.


Lassë jęknął głośno i wypuszczając trawę z rąk zacisnął dłonie na włosach barda. Był zaskoczony tą intensywnością doznania, jego siłą i przyjemnością. Zamknął oczy, łapał gwałtownie powietrze i robił, co w jego mocy by przetrwać, nie umrzeć z rozkoszy, nie dać się zbyt łatwo zdominować. Jakby tego było mało uciążliwy palec przez cały czas drażnił delikatne ścianki jego wnętrza, rozciągał je i poruszał się nieubłaganie powoli, ale dokładnie. Ciężko określić, co dokładnie odczuwał, kiedy narażony na to wszystko wił się na tej niewielkiej przestrzeni między drzewami. Gdyby ktoś ich teraz zobaczył elf spaliłby się ze wstydu, jak umierający feniks. Nie, tego było za wiele! Nie wytrzymał dłużej i pozwolił by cała przyjemność opuściła jego ciało. Wiele kosztowało go wtedy stłumienie wszelkich odgłosów, jakie mogłyby wydobyć się z jego gardła. Mimo wszystko, nie pozwolił sobie na krzyk, czy chociażby jeden jęk. Już i tak zbyt wiele dziwnych dźwięków z siebie wydał.


- Nie skończyłem jeszcze. - ostrzegł Otsëa, jakby Lassë mógł mu uciec, kiedy leżał spocony i zasapany ani myśląc o poruszaniu się.


- Za to ja tak. - mruknął buńczucznie elf przez nadal lekko zaciśnięte gardło, ale daleki był od rzeczywistego pogodzenia myśli ze słowami. Nie potrafiłby teraz odmówić bardowi siebie. Nie, kiedy dostał tak wiele. Nikt inny nie dał mu czegoś podobnego.


Smok uśmiechnął się pod nosem i skinął głową.


- Jasne. - rzucił obojętnie, a jego ręce skupiły się teraz na uciążliwym, dokładnym pieszczeniu wejścia, które miał zamiar penetrować za niespełna kilka chwil. Gdyby musiał, pewnie zdołałby powstrzymać swoje pragnienie, ale patrząc na elfa wiedział, że nie musi. Ten szczery i niewinny chłopak nie potrafił odmówić mu niczego po tym, jak otrzymał w zamian tyle własnej przyjemności.


Otsëa walczył ze swoją chęcią przyspieszenia całego procesu, kiedy szukał wytchnienia w pocałunkach. Nie znalazłszy ukojenia musiał zaryzykować i dodać kolejny palec. O dziwo, udało się bez większego problemu, jakby elf miał na to większy wpływ niż początkowo sądzono. Jego ciało otworzyło się chętnie, chociaż nie łatwo było przygotować go należycie bez jakiegokolwiek dodatkowego środka na zwiększenie wilgotności. Był więc zmuszony polegać na swojej ślinie, której produkcje wymusił słodkimi źdźbłami, które zerwał naprędce. Zmusił więc swoje ciało do jeszcze chwili spokojnego trwania w bezruchu i dopiero mając pewność, że nie skrzywdzi kochanka przysunął do jego drobnej ciasnoty swój członek.


Wchodził powoli, kawałek po kawałku chociaż wiedział, że wydłuży to odczuwany przez elfa ból. Ten jednak nie cofnął się, ale zagryzł wargi i robił, co w jego mocy by rozluźnić spięte ciało.


W końcu jednak miał w sobie całą tę sztywną wielkość, która zastygła w kojącym, zbawiennym bezruchu. Pierwsze pchnięcia były najgorsze. Lassë miał wrażenie, że został całkowicie rozerwany, a jednak sądząc po spokoju barda wcale do tego nie doszło. Otsëa był jednak rozpalony, zdrowo rumiany na twarzy, więc chłopak mógł czuć dumę z tego powodu. W końcu to on doprowadził mężczyznę do takiego stanu. Tak, mógł być z siebie dumny.


Jęknął głośno, kiedy nadeszło pierwsze przyjemne pchnięcie. Teraz dopiero poznał, co to rozkosz. Nagle poprzednie przyjemności wydawały się mniej istotne, nie tak intensywne. Każdy mocny ruch bioder Otsëa był jak rażenie piorunem. Teraz nie dało się zatrzymywać głosu gdzieś głęboko w sobie. Jęki same wydobywały się z drobnej piersi elfa, za każdym razem gdy biodra smoka nacierały na niego.


Westchnienia dwójki kochanków były coraz częstsze, coraz głośniejsze. Jak dobrze, że ich towarzysze byli zbyt daleko by ich nakryć. Rezygnacja z takiej rozkoszy była już niemożliwa. Nawet w Lassë ból mieszał się z przyjemnymi doznaniami, z łaskotaniem w podbrzuszu. Nie ważne, czy kiedykolwiek byli z kimś równie blisko, choć było ogólnie wiadomą sprawą, że dla elfa wszystko to stanowiło nowość. To było cudowne, wręcz oszałamiające, kiedy umięśnione ciało barda kładło się na drobnym elfie z każdą chwilą, gdy elektryzujące bodźce przesuwały się po całym ciele, jakby płynęły z krwią.


Sapali, dyszeli, pokrzykiwali i jęczeli póki spełnienie nie otuliło ich ciepłym kokonem wycieńczenia i wonią miłości, która rozlała się po nich.


Otsëa przygarnął elfa bliżej siebie, pocałował w spocone czoło i uśmiechnął się pod nosem. Dostał więcej niż spodziewał się otrzymać i teraz na pewno nie mógł żałować decyzji o przyłączeniu się do elfa na stałe.


 

 

niedziela, 10 lutego 2013

42. I wtedy zapadła cisza...

Smok przechylił lekko głowę, a gorący oddech buchnął z jego nozdrzy tak intensywny w swojej sile, że Lassë musiał zamknął oczy by ich delikatne białka nie wybuchły, jak przegotowane jajko. Skóra zapiekła go jakby zajęła się ogniem i miał nadzieję, że włosy ocalały to buchnięcie gorąca. Odsunął się pospiesznie w tył nie mogąc wziąć oddechu, by upał nie wysuszył mu gardła na wiór. Dopiero kiedy na oślep dotarł do jaskini mógł ukryć się uchylając powieki powoli i ostrożnie. Jego twarz była osmolona, ale poza tym był cały i zdrowy.


Z okropnym stąpnięciem, które wydawało się zatrząść całą górą, bestia usiadła na platformie, która przez ostatnie dni stanowiła cały świat elfa.


Niepewny chłopak wychylił się ze swojej kryjówki spoglądając na smoka, który usiłował znaleźć stabilne podłoże dla swoich ogromnych łap. Wydawała się strasznie niezgrabna, kiedy balansowała na krawędzi i poruszała skrzydłami gwałtownie by utrzymać równowagę. To uświadomiło Lassë, że wilki uciekły nie chcąc walczyć z mitycznym stworem, który nagle pojawił się w tej okolicy.


- Mityczny... - szepnął nagle elf. Przez to wszystko całkiem zapomniał, że przecież smoki wyginęły wiele tysiącleci przed jego pojawieniem się na świecie. One już NIE ISTNIAŁY! A jednak miał przed sobą jednego. Ogromnego, pięknego i niebezpiecznego. Jedno machnięcie ogonem, a jaskinia przestałaby istnieć. Jedno kłapnięcie tymi potężnymi szczękami, a elf przestałby istnieć. A jednak był tak ciekawy tego stworzenia, którego nigdy wcześniej nie widział na oczy, a o którym słyszał tak wiele... Tak piękny, taki wielki. A może już go zjedli i teraz zawisł między jawą, a snem w krainie, gdzie te kolosy nadal istniały?


Przestań się gapić na mój ogon!


W umyśle Lassë pojawiło się wściekłe prychnięcie. Aż pisnął, odsunął się pod skalną ścianę i zaskoczony rozejrzał w około. Czyżby to była prawda? Smoki naprawdę potrafią mówić?!


Nigdy nie byliśmy tępymi zwierzętami. Myślisz, że przetrwalibyśmy tyle wieków, gdybyśmy byli równie głupi, co niektóre elfy?


Wielkie ciało rozbłysło nagle złotym blaskiem, skurczyło się, zaś chłopak musiał zasłonić oczy by nie stracić wzroku. Zupełnie jakby wpatrywał się w słońce. Tyle, że to słońce zamieniło się w Otsëa i chociaż trudno było w to uwierzyć, to jednak było prawdą. Na krawędzi skalnej póki stał bard. Zwrócony twarzą do chłopaka postąpił kilka kroków, by nie runąć w dół.


- Upierdliwy, głupi i niezgrabny! - warknął na elfa, kiedy ten usilnie starał się zapanować nad swoim zdziwieniem, nad szalonym biciem serca i rozbieganymi myślami. - Tracę czas i siłę żeby cię znaleźć, a powinienem leżeć teraz w słońcu i objadać się sarniną! Nie patrz tak na mnie! Nigdy ci nie mówiłem kim jestem, więc nigdy cię nie okłamałem.


- Jesteś smokiem. - stwierdził fakt, jakby ten potrzebował potwierdzenia z ust elfa.


- Wielkim, pradawnym i cholernie wkurzonym, bo pozwoliłeś się porwać!


- Naprawdę jesteś smokiem. - mruczał dalej do siebie chłopak, a podchodząc odważnie do Otsëa zaczął go dotykać po piersi, ramionach, szyi, a nawet twarzy.


- Tym samym, którego dotykałeś ostatnio, tym samym, z którym tyle rozmawiałeś i którego całowałeś. Czy naprawdę musimy przechodzić, przez to wszystko zanim dotrze do ciebie, że nie ma na to czasu? Jestem smokiem, ale w tej postaci może mnie zabić nawet jeden wilk, nie potrzeba na to całej watahy.


- Co? - Lassë jakby obudził się z transu przez co mężczyzna przewrócił oczyma.


- To samo, co wcześniej. - mruknął wściekle bard. - Odsuń się. Złapię cię w szpony i sfruniemy na ziemię. - pchnął chłopaka w stronę jaskini i przemienił się w tym samym złotym blasku, który Lassë widział wcześniej. Znowu był ogromną, niebezpieczną bestią i tylko jego oczy zdradzały kim był. Piękne, złote oczy, w których kryły się jednocześnie ciepło i chłód, otwartość na ludzi i zamknięty świat jego myśli. Był piękny, jak każdy smok, a jednak może trochę piękniejszy, ponieważ jego łuski lśniły złotymi refleksami, jakby były prawdziwym drogocennym kruszcem. Im bliżej znajdowały cię ciała tym ciemniejszą przybierały barwę przechodząc z bursztynu w brąz.


Zafascynowany tym chłopak nawet nie zauważył kiedy smok porwał go w swoje przednie szpony i odbijając się od podłoża wzbił w powietrze wyrywając krzyk z ust elfa. Wtedy dopiero dotarło do niego, co tak naprawdę planował bard i w jaki sposób chciał to osiągnąć.


Przestań wrzeszczeć!


Usłyszał w głowie rozeźlony syk.


Nie upuszczę cię. Nie po to cię szukałem.


Łatwo ci mówić! Odpowiedział w myślach elf, gdyż wiedział, że żadne wrzaski nie pomogą by jego głos dotarł do Otsëa. Nie ważne ile by się nie starał, to było niemożliwe. Pęd powietrza, gdy opadali w dół był zbyt wielki. Nagle elf coś sobie uświadomił. Coś bardzo istotnego. Łowca! Przecież teraz może cię znaleźć i będzie wiedział, że gdzieś w okolicy jest smok! A jeśli ktoś mu doniesie?! Co jeżeli sam cię już widział?!


Przestań tak wrzeszczeć! Kolejne warknięcie, a później okropny wstrząs, gdy ogromne cielsko wylądowało na ziemi, ułożyło chłopaka na trawie i wróciło do ludzkiej formy.


- Nikt mnie nie widział. Jeśli był w lesie to korony są tam zbyt gęste by dostrzegł spod nich cokolwiek. Nie może mnie też rozpoznać w tej formie chyba, że miałby to, co przegrał ze mną w karty. - na twarzy barda pojawił się uśmiech. - Nie kłamałem, kiedy ci to tłumaczyłem. Naprawdę przegrał coś, co było dla niego bardzo cenne, ponieważ pozwalało rozpoznać smoka. Dzięki temu mógł przejrzeć ludzką powłokę i zauważyć to, co się pod nią kryło. To bardzo rzadki i niebezpieczny eliksir. Wielu ludzi zginęło, by go dostać, a jeszcze więcej by móc z niego korzystać. To dlatego łowcy są chimerami. Nie tracą zmysłów pijąc go, ale też ich ciała nie pozostają obojętne na zawartą w eliksirze krew.


- Dlaczego mi to mówisz? - Lassë przygryzł wargę starając się nie zdradzać, jak bardzo chciałby znać odpowiedź i jak cieszy go fakt zaufania, jakim musiał darzyć go bard, jeśli zdradzał swoje tajemnice.


- Zasługujesz na to by wiedzieć. Z resztą, obaj jesteśmy w to wszystko do tego stopnia zamieszani, że nie byłoby sensu ukrywać przed tobą czegokolwiek. Moja największa tajemnica została już wyjawiona.


- Czy... Czy tylko ja nie wiedziałem kim jesteś? - elf otrzepał swoje szary z trawy. - Niquis wiedział od początku?


- Tak, wiedział. - bard skinął głową. - Stworzenia, które miały do czynienia ze smokami wiedzą, jak ja wyczuć. Tiikeri i smoki nie są przyjaciółmi, podobnie jak griffiny nie należą do naszych wymarzonych towarzyszy. To spory trwające od wieków i nie sposób ich zażegnać. Nie mniej jednak, na mocy czegoś, co mógłbyś nazwać niezapisanym paktem staramy się unikać bezpośredniej konfrontacji, jeśli jest to możliwe.


- A najczęściej wam się nie udaje? - zgadywał.


- Z tiiekri sprawa jest prosta. To przyjazne, chociaż całkiem smaczne, stworzenia, więc naprawdę łatwo żyć z nimi w zgodzie, chociaż nie darzymy się ciepłymi uczuciami, co sam widziałeś. Griffiny to wojownicy, podobnie jak my. Dlatego z nimi nie sposób żyć w zgodzie. Jeśli na siebie wpadamy to nie sposób zachować spokoju.


- I nie możesz tego zrobić nawet dla mnie? - elf zbliżył się do mężczyzny, objął go mocno i wtulił twarz w szeroką pierś. Jakże on za nim tęsknił! Zadziwiające.


- Staram się. - przyznał Otsëa i położył dłonie na plecach elfa przyciągając go mocniej, bliżej siebie. - Tak się składa, że cały czas staram się nad sobą panować żeby tobie nie robić przykrości i nawet nie wiem, jaki jest tego powód.


Elf uniósł odważnie głowę, a spojrzenie jego ciepłych oczu spotkało się ze złotem tęczówek barda. Coś między nimi zaiskrzyło, coś pchało ich ku sobie, kiedy powoli zbliżali do siebie usta, dłońmi wodzili bezwolnie po ciałach. To było jak nagły podmuch wiatru, kiedy jakby przypadkowo ich wargi w końcu się spotkały. Nie pierwszy raz, chociaż tym razem żaden z nich nie miał na to żadnego wytłumaczenia. Po prostu się stało, po prostu się całowali, a gorące dreszcze sunęły przez ciało od koniuszków palców po sam czubek głowy. Była w tym pewna słodycz, coś zadziwiająco przyjemnego i niezrozumiałego. Coś, czego nie dało się przewidzieć, ani nawet rozszyfrować, jakby zapisano to starożytnym, dawno zapomnianym pismem prosto na sercu, które przyspieszyło bicia pod wpływem tego zaklęcia. Czy dało się to jakoś wyjaśnić? Czy ktokolwiek znał się jeszcze na tym rodzaju magii? Czy w ogóle wymagało to jakichkolwiek wyjaśnień? A może po prostu było, zjawiło się by pozostać? Jaki sens miało zastanawianie się nad czymś tak oczywistym?


Lassë oparł dłonie o pierś barda czując, jak gdzieś w głębi tego silnego, idealnego ciała serce bije szybko i mocno, jakby zaraz miało pęknąć. Jego własne najpewniej szalało w tym samym gwałtownym rytmie. Zupełnie jak gdyby chciało opuścić jego ciało, przedrzeć się przez jego wąskie gardło i pozwolić by elf wypluł je na dłoń.


- Nie powinniśmy tu dłużej stać. - westchnął ciężko Otsëa. - Jeśli wilki wrócą nie mamy pewności, że zdołamy się przed nimi obronić. To ich teren, a nasi towarzysze dołączą do nas jutro. W lesie rozbijamy prowizoryczny obóz. Jeśli nam szczęście dopisze to wataha nie pojawi się przez pewien czas i zdołamy stąd zniknąć.


- Chcieli mnie zjeść. - jęknął z wyczuwalnym smutkiem chłopak. - Naprawdę to planowali.


- To oczywiste. - bard nieczule wzruszył ramionami. - To wilki, więc jedzą surowe mięso, a elfy są najlepsze. Dlatego chciałem jak najszybciej się stąd wydostać.


- Twoja choroba! - dotarło nagle do elfa. - Nie powinieneś się przemieniać! Nie powinieneś nigdzie chodzić!


Otsëa westchnął ciężko i pokręcił głową prosząc bezgłośnie o siłę i cierpliwość.


- Nic mi nie jest. - kręci głową. - Kiedy usłyszałem, że cię porwali, wtedy od razu mi przeszło. - chyba nawet przelotnie się uśmiechnął. - Bez ciebie miałbym nie lada problem. - wyciągnął przed siebie dłoń i pogładził nią policzek elfa. Subtelnie pogładził miękkie wargi kciukiem, podrapał go po brodzie, jak zwierzątko i znowu jego usta wygięły się lekko ku górze.


Lassë złapał gwałtownie dłoń smoka i ciągnąć go za sobą zmierzał w stronę lasu. Bard musiał go powstrzymać by nie zapędził się za daleko i wtedy sam pokierował nim odpowiednio by dotarli w miejsce, gdzie wcześniej Otsëa zostawił ich rzeczy ukryte w zagłębieniu pod konarami drzew.


- Tutaj. - polecił i patrzył wyczekująco na towarzysza. Co takiego planował elf, że tak nagle chciał znaleźć się w lesie?


Chłopak musiał zrozumieć, że mężczyzna czeka teraz tylko na jego ruch, gdyż przysunął się do niego bardzo blisko, objął go mocno, zacisnął dłonie na szacie na plecach barda i ostatecznie znowu szukał sposobu by sięgnąć tych przesiąkniętych ironią warg. Nie rozumiał dlaczego to robi, ale właśnie tego chciał, tego potrzebował. Całym sobą czuł jak dalece niezbędna do życia jest mu czułość, a w szczególności teraz, gdy cud pomógł mu wyjść cało z nieciekawej sytuacji. Oczywiście, wierzył, że ktoś go wybawi, ale teraz sam nie wiedział, jak to możliwe. Z łatwością mógłby się teraz rozkleić, płakać głośno i rzewnie, ale czy naprawdę miałoby to sens?


- Potrzebuję cię. - rzucił zmieszany i jednocześnie zdesperowany.


- Masz mnie. - przyznał mężczyzna obejmując go mocno, a przykładając usta do jego szyi całował powoli każdy jej skrawek. Ciężko określić, co właściwie planował, ale na pewno chłopak tego chciał, a skoro elf był zdecydowany to i on mógł.


- Tak, proszę. - jęknął młody elf, jakby zaraz bard miał przestać i uciec, bądź zmienić zdanie i nie pieścić go więcej, nie całować, nie dotykać, a on tak bardzo tego potrzebował by odgonić od siebie wszystkie złe myśli...


- Już dobrze, wszystko jest jak należy. Jestem tutaj. - wyszeptał mu w ucho Otsëa i przygryzł muszelkę, przesunął językiem po ostrzejszym zakończeniu.


- Tak bardzo się bałem! - pisnął w końcu Lassë, kiedy adrenalina opadła na tyle, że całe jego ciało drżało, zaś emocje brały górę nad rozsądkiem.


- Wiem o tym. - bard znowu szeptał uspokajająco. - Wiem i rozumiem, ale więcej nie musisz się bać. Nie zostawię cię więcej. - chociaż zapewnienia te nie należały do specjalnie wyszukanych to jednak dawały nadzieję i podnosiły na duchu roztrzęsionego chłopaka. Gdyby tylko mógł mieć pewność, że naprawdę zawsze będzie blisko mężczyzny...


- Chciałbym zrobić to, co robiliśmy przy rzece, kiedy dotarliśmy w końcu do lasu. - wyznał rumiany elf. - Teraz, proszę.


- A dla mnie to nie problem. - otrzymał w odpowiedzi, kiedy bard zdejmował jego szaty szybko i sprawnie, jakby zaraz ktoś miał ich przyłapać na gorącym uczynku.

niedziela, 3 lutego 2013

41. I wtedy zapadła cisza...

„Znajdą mnie, znajdą mnie, znajdą mnie...” powtarzał w myślach Lassë usiłując zasnąć. „Znajdą mnie, znajdą mnie, znajdą mnie...” kontynuował ledwie się obudził. „Znajdą mnie” ciągnął podczas posiłku na jaki składały się owoce przyniesione o brzasku przez wysłane po nie wilki. To samo powtarzał gdy pił, czy załatwiał potrzebę sikając ze skały. Zadziwiające jak głęboko wierzył, że zdoła dopomóc w swoim odnalezieniu tylko dlatego, że kropelki moczu dotrą na sam dół, nie osiadając po drodze na licznych wystających skalnych półkach, czy roślinach, które umiłowały sobie ten nieprzyjazny stok.


„Jestem obrzydliwy” westchnął odchodząc od krawędzi. „Paskudnie obrzydliwy. Może powinienem narobić na sierść jednego z wilków żeby zaniósł ze sobą mój zapach do lasu?” kpił sam z siebie.


- Mięso dużo myśli. - zauważył lider watahy, kiedy chłopak usiadł ciężko w słońcu.


- Mięso myślące to i myśli. - prychnął do nieznajomego marszcząc gniewnie brwi. - A wy chcecie zjeść to myślące mięso! Jak ostatni barbarzyńcy!


- Każde mięso myśli. - pozwolił sobie zauważyć wilk. - Na swój sposób, każde. - Twoi towarzysze też nie raz pożerali myślący kawał mięcha. - w jasnych oczach rozbłysnął płomyczek rozbawienia chociaż było w tym nie mniej szaleństwa niż na co dzień. - Nie myśli jajko i ono też nie czuje, ale wilki nie żywią się jajkami. Wilk woli ciepłe, soczyste, świeże mięso. Nie istotne, co działo się tutaj zanim zostało zabite. - wskazał na swoją głowę. - Elf smakuje lasem, naturą, ale jest smaczniejszy niż jeleń, bo mięso jest mniej żylaste, a bardziej kremowe.


- I... ile elfów już jadłeś? - odważne pytanie.


- Dwa jako alfa. - odpowiedział po chwili zastanowienia. - Dwa czarne elfy, jakkolwiek wy je zwiecie. Te o ciemnej skórze i jasnych włosach. Kiedyś, jako młody wilk kosztowałem białego elfa. - wskazał na Lassë – Takiego jak ty. - Twoje mięso będzie lepsze niż to ciemnych elfów. One są twarde, a twoja skóra będzie miękka.


Po ciele chłopaka przeszły dreszcze. Bardzo nieprzyjemne i chłodne. A więc był smaczniejszy niż inni? Nie wiedział, czy ma to uznać za komplement, ale i nie miał zamiaru za niego dziękować. Przecież wilki miały go zjeść! To żaden zaszczyt być wybornym posiłkiem podczas pełni.


- Jestem nadal głodny. - wyrzucił z siebie Lassë. Wszystko by zyskać czas, by pozbyć się wilków, zmusić je do biegania po lesie, naprowadzenia Otsëa na właściwy trop. - Nie mam swojego plecaka, więc muszę jeść częściej i więcej jeśli mam być zdrowy do pełni.


- Bażant nie mówi, jak go należy podawać. - pozwolił sobie zauważyć wilk. - Nie krzyczy jak długo go piec, czym doprawić. Dlaczego więc ty to robisz? Jak to możliwe, że mięso wydaje polecenia chcąc lepiej smakować? A może mięso coś kombinuje?


- Nie mów do mnie „mięso”! - Lassë był przerażony czując, jak bliska odkrycia jego myśli jest ta bestia. Zaledwie chwile mogły dzielić mężczyznę od dojścia do prawdy, a wtedy nie pozwoli swoim wilkom kręcić się po lesie, najpewniej nawet nie będzie karmił elfa owocami, ale zacznie siłą wypychać go czymś innym. Wilk miał rację, żądna ofiara nie instruowała łowcy, jak zabijać, jak pożerać. - Jestem zdenerwowany, nie wiem co mówię. Wiem tylko, że chcę jeść i pić! Nie obchodzi mnie, co o tym myślisz!


Spojrzenie wilka było tak przenikliwe, że przez chwilę chłopak obawiał się tego, co nastąpi dalej. Jeśli on wiedział, co siedzi w głowie elfa to wiedział wszystko. Może nawet domyślał się rasy Otsëa i dlatego wcale się go nie obawiał?


- Dostaniesz swoje owoce. - powiedział nagle spokojnie, niemal normalnie. - Sessta! - warknął głośno alfa, a u jego boku pojawił się jeden z jego wilków. Był wysoki, naprawdę dobrze zbudowany, a jego pierś była naznaczona bliznami w wielu miejscach, jakby stoczył już niezliczoną liczbę walk. - Weźmiesz jeszcze dwójkę i przyniesiecie możliwie najwięcej owoców dla naszego gościa. Nie zapomnijcie też o wodzie. Nie chcemy by mięso było twarde i niesmaczne, kiedy będzie miało do nas żal o złe traktowanie. - chociaż brzmiało to niedorzecznie, to jednak mężczyzna wydawał się całkowicie poważny.


- Co rozkażesz. - odparł Sessta i odwracając się warknął na najbliżej stojących by wyruszyli razem z nim. Żaden z wilków nie zwlekał. Posłuszni, dobrze wyszkoleni, jak na takich barbarzyńców, przemienili się w mgnieniu oka i zniknęli za jaskinią. Czy na polu walki byli równie zdyscyplinowani?


- Słuchają cię. - Lassë nie był pewny, co mówić i czy właściwie powinien to robić. Kiedy mówił czuł się jednak żywy i mógł oszukiwać samego siebie, że jednak nikt nie planuje go spożyć w najbliższym czasie. Wątpliwe by ktokolwiek na jego miejscu potrafił oswoić się z myślą posłużenia za danie główne. Ta świadomość mogła albo doprowadzić do szaleństwa, albo zostać całkowicie odrzucona, nie sposób traktować tego, jak elementu życia. Zupełnie jakby królik wiedział, że żyje tylko po to by ktoś się nim pożywił.


- Jestem ich alfą, muszą mnie słuchać. - mężczyzna spojrzał na chłopaka przenikliwie, a na jego ustach pojawił się szalony uśmiech. - Gdyby było inaczej nie przetrwaliby w watasze, tak jak ty. Nie zjedli cię, bo wiedzą, że zostałeś przygotowany na pełnię i chociaż ślinka im cieknie na twój widok to jednak nie atakują. Powinieneś być mi wdzięczny.


- Wybacz, że nie jestem, ale o ile mi wiadomo to ty jesteś tym, który mnie porwał. - rzucił ponuro elf.


- Każdy musi jakoś sobie radzić. Tym bardziej w tym lesie. - wskazał ruchem głowy na odległe drzewa. - Musiałeś słyszeć o tym, że jest nawiedzony. Istoty, które zginęły tutaj podczas Pierwszej Wojny Ras wracają by prześladować tych, którzy przeżyli, by mścić się na tych, którzy pozbawili ich życia. Tak naprawdę, to wcale nie są plotki, pogłoski, bujdy, czy nawet legendy. To prawda. Wszystko to ma w sobie więcej sensu niż może się wydawać. Ten las od zawsze posiadał moc, której zostały pozbawione inne lasy. To tutaj mieszka Pustelnik. Nawiedzona, szalona istota, która nie posiada już własnej rasy. Nikt nie wie, kim jest, kim był, ani kim się stanie. Mówią, że zamienia się w drzewo, ale inni utrzymują, że stanie się złotym jeleniem.


Lassë słuchał tego uważnie, chłonął każde słowo. Pustelnik jest tym, z którym miał się skontaktować, jedynym, który może znać tajemnice zakłóceń między Żywiołami.


- Chciałbym się z nim spotkać. - wypalił nagle, co bardzo rozbawiło wilka. Jego śmiech przypominał miejscami ujadanie, bądź wycie, ale jednak nadal był śmiechem radosnym.


- Chcesz się spotkać z Pustelnikiem? - wydusił z siebie. - On ci nie pomoże, jeśli taki jest twój plan. To istota neutralna.


- Nie o to chodziło! - elf pokrył się purpurą, chociaż naprawdę nie taki był cel wyrażonej prośby. - To dlatego tutaj jestem! Zanim mnie zjecie chciałbym z nim porozmawiać! - zdecydował się uchylić rąbka tajemnicy. Może jednak się uda? Szybko jednak jego początkowy zapał został ostudzony.


- Nie obchodzi mnie to, czego chce mięso. - chłód i szaleństwo powróciły i były wyraźnie wyczuwalne w słowach wilka. - Nie zbliżamy się do Sługi Lasu, a on trzyma się z daleka od nas. Jest nieobliczalny i niebezpieczny. Przy nim moje wilki to dzieci. Nie wiem dlaczego chcesz się z nim spotkać, ale radzę dać się zjeść i zapomnieć o tym, co „miałeś”, czy „musiałeś”.


Lassë podciągnął kolana pod brodę i objął nogi ramionami. Zapomnieć? Łatwo powiedzieć, kiedy ma się żyć, trudniej, gdy przychodzi umierać. Może właśnie dlatego elf nie potrafił dać sobie spokoju z wyznaczoną mu przez Żywioły misją? Z góry wiedział, że tego nie przeżyje i dlatego tak mu zależało na osiągnięciu czegokolwiek?


- Owoce! - rzucił nagle mężczyzna, który niemal wyrósł przed nimi, jak spod ziemi. - Na słowo. - Sessta nie brzmiał najlepiej, co sprawiło, że w sercu elfa pojawiła się nadzieja.


Czy to możliwe? Wilki natknęły się na jego przyjaciół, którzy szukali go, a może nawet już wyruszyli z odsieczą? Po liderze watahy nie można było nic poznać. Czy wiadomości były dobre, czy może złe, jak przewidywał chłopak? Wilki nie zdradziły się ani jednym spojrzeniem, kiedy szybko wymieniały serię warknięć i szczeknięć. W końcu musiały zostać wydane polecenia, gdyż przywódca wydał z siebie głośne warknięcia, a kilkanaście wilków zniknęło z ich oczu w godnym pochwały tempie.


- Co się dzieje? - podjął Lassë, chociaż nie liczył na odpowiedź i rzeczywiście jej nie otrzymał.


- Nic. Drobne sprawunki wezwały moich braci, ale to nie powód by nasze mięso miało zawracać sobie tym swoją biedną główkę. - rzucił dziwnie ciepłym tonem, jakby zaraz miał go rozerwać. - Przecież nie chcemy żeby zmartwienia zepsuły nam mięso.


Elfowi nie podobał się ten ton, ani też sposób w jaki „awansował” z gadającego mięsa na byle mięcho. Coś się działo, coś ważnego, a on nie mógł dowiedzieć się niczego. Nie był głupi, wiedział ile kryje się w tym nadziei, a ile płonnego pragnienia. Znalazł się w centrum zainteresowania, a zmiana stosunku względem niego oznaczała zbliżającą się odsiecz.


- Widzę ten uśmiech, który ciśnie ci się na usta. - wilk przyglądał mu się uważnie, a jego jasne oczy świdrowały elfa jakby już leżał nagi i gotowy do zjedzenia. Nagle krwawe linie na ciele wilka okazały się bardziej przerażające niż wcześniej, a jego kły niebezpiecznie ostre.


- Nie uśmiecham się! - zaprzeczył rumiany na twarzy chłopak. - Po prostu... Po prostu zastanawiam się dlaczego gadające mięso nagle przestało być odpowiednim kandydatem do rozmów.


- W każdej chwili mogłem zabronić ci mówienia, gdybym tylko chciał.


- Nie możesz mi tego zabronić!


- Mogę cię zmusić. - wilk wstał, a mięśnie jego brzucha napięły się, kiedy uniósł ręce by rozciągnąć całe ciało. - Mógłbym cię zmusić do wszystkiego. - rysy jego twarzy stały się ostre, a głos bardziej przypominał warczenie. - Jestem miły, ale to nie znaczy, że cokolwiek ci to daje. Dbam o mięso, które później zjemy. Ludzie nacierają swoje posiłki miodem, ziołami, a ja moje relaksuję żeby było miękkie, kiedy się w nie wgryziemy. Nie zapominaj, że to do mnie należy serce i wątroba, ja wgryzam się w twoje miękkie, ciepłe wnętrzności, a reszta przychodzi, gdy ja się posilę. - mówił prawdę i nie wahał się ani trochę, ani jeden mięsień na jego twarzy nie drgnął, kiedy relacjonował w skrócie przebieg wypadków, które będą miały miejsce za niespełna dwie noce. - Księżyc czeka na krew, a moi ludzie na świeże, elfie mięso.


- Idą po mnie. - skąd w elfie tyle siły i odwagi by patrząc w te pełne złości oczy mówić szczerze to, co myśli? Czy to wilk go do tego zmusza, czy może sam odnalazł w sobie to, czego znaleźć się nie spodziewał? - Dlatego się denerwujesz...


- Nie denerwuje się! - warknął na niego mężczyzna.


- Boisz się, że odbiją mięso, na które twoi ludzie musieli czekać do pełni.


- Nie będą czekać, jeśli się nie zamkniesz! - pazury alfy wydłużyły się, stały niemal boleśnie ostre i jeszcze bardziej niebezpieczne, kiedy doskoczył szybko i gwałtownie do chłopaka łapiąc go za miękką twarzyczkę. - Nie uciekniesz, ale zginiesz jeśli jeszcze raz mnie zirytujesz. - ostrzegł. - Nie czekam na pełnie z mojej własnej woli, jasne? Nasz bóg pragnie ofiary podczas pełni, a naszym bowiem jest Księżyc. Wy macie Żywiołu, my mamy Jego. Wy czcicie je pracą, my czcimy krwią. Nie jestem tak szalony, jak ci się zdaje.


„Ale jednak szalony” pomyślał Lassë, kiedy wilk puścił go, a on mógł rozmasować obolałą szczękę, która krwawiła w miejscach, gdzie pazury przebiły skórę. A jednak elf nie czuł strachu, jaki towarzyszył temu wszystkiemu na początku. Szukali go! Ta myśl kiełkowała boleśnie wewnątrz chłopaka, jakby mogła zmienić obraz rzeczywistości.


Przeraził się słysząc nagłe, głośne ujadanie. Wilk odwrócił się do podległego sobie osobnika wdając się z nim w gwałtowną rozmowę pełną zajadłego wycia. Jasne oczy lidera stały się wielkie, a usta uchyliły się lekko. Spojrzał otwarcie na elfa i wyraźnie zaklął pod nosem. Rzucił się w stronę krańca skały, spojrzał w dół i zaklął kolejny raz.


- Nie zapominaj, że jesteś ofiarą, jaką ma otrzymać nasz bóg. - odezwał się do elfa zanim nie zmienił się w zwierzę i nie odbiegł wraz ze swoimi braćmi.


Lassë nie rozumiał, co takiego widziały wilki, co sprawiło, że zostawiły go samego. Tego dnia nie wyruszyły jeszcze na polowanie, ale i nie powinny o tak wczesnej porze. Podpełzł więc do skraju skalnej półki, na której się znajdował i wyjrzał w dół. Pisnął, kiedy coś wielkiego zbliżało się do niego w zawrotnym tempie. Odsunął się opadając ciężko na tyłek, kiedy ogromna bestia wystrzeliła w niebo, a każdorazowy ruch skrzydeł sprawiał, że elf odsuwał się o kilka centymetrów dalej od krawędzi pchany impetem małej wichury, jaką wywoływało stworzenie. Patrzył przerażony i zafascynowany na ogromne kły, niewyobrażalne szpony i miał ochotę płakać i śmiać się jednocześnie.


- Smok! - wydyszał. - Smok!