niedziela, 10 lutego 2013

42. I wtedy zapadła cisza...

Smok przechylił lekko głowę, a gorący oddech buchnął z jego nozdrzy tak intensywny w swojej sile, że Lassë musiał zamknął oczy by ich delikatne białka nie wybuchły, jak przegotowane jajko. Skóra zapiekła go jakby zajęła się ogniem i miał nadzieję, że włosy ocalały to buchnięcie gorąca. Odsunął się pospiesznie w tył nie mogąc wziąć oddechu, by upał nie wysuszył mu gardła na wiór. Dopiero kiedy na oślep dotarł do jaskini mógł ukryć się uchylając powieki powoli i ostrożnie. Jego twarz była osmolona, ale poza tym był cały i zdrowy.


Z okropnym stąpnięciem, które wydawało się zatrząść całą górą, bestia usiadła na platformie, która przez ostatnie dni stanowiła cały świat elfa.


Niepewny chłopak wychylił się ze swojej kryjówki spoglądając na smoka, który usiłował znaleźć stabilne podłoże dla swoich ogromnych łap. Wydawała się strasznie niezgrabna, kiedy balansowała na krawędzi i poruszała skrzydłami gwałtownie by utrzymać równowagę. To uświadomiło Lassë, że wilki uciekły nie chcąc walczyć z mitycznym stworem, który nagle pojawił się w tej okolicy.


- Mityczny... - szepnął nagle elf. Przez to wszystko całkiem zapomniał, że przecież smoki wyginęły wiele tysiącleci przed jego pojawieniem się na świecie. One już NIE ISTNIAŁY! A jednak miał przed sobą jednego. Ogromnego, pięknego i niebezpiecznego. Jedno machnięcie ogonem, a jaskinia przestałaby istnieć. Jedno kłapnięcie tymi potężnymi szczękami, a elf przestałby istnieć. A jednak był tak ciekawy tego stworzenia, którego nigdy wcześniej nie widział na oczy, a o którym słyszał tak wiele... Tak piękny, taki wielki. A może już go zjedli i teraz zawisł między jawą, a snem w krainie, gdzie te kolosy nadal istniały?


Przestań się gapić na mój ogon!


W umyśle Lassë pojawiło się wściekłe prychnięcie. Aż pisnął, odsunął się pod skalną ścianę i zaskoczony rozejrzał w około. Czyżby to była prawda? Smoki naprawdę potrafią mówić?!


Nigdy nie byliśmy tępymi zwierzętami. Myślisz, że przetrwalibyśmy tyle wieków, gdybyśmy byli równie głupi, co niektóre elfy?


Wielkie ciało rozbłysło nagle złotym blaskiem, skurczyło się, zaś chłopak musiał zasłonić oczy by nie stracić wzroku. Zupełnie jakby wpatrywał się w słońce. Tyle, że to słońce zamieniło się w Otsëa i chociaż trudno było w to uwierzyć, to jednak było prawdą. Na krawędzi skalnej póki stał bard. Zwrócony twarzą do chłopaka postąpił kilka kroków, by nie runąć w dół.


- Upierdliwy, głupi i niezgrabny! - warknął na elfa, kiedy ten usilnie starał się zapanować nad swoim zdziwieniem, nad szalonym biciem serca i rozbieganymi myślami. - Tracę czas i siłę żeby cię znaleźć, a powinienem leżeć teraz w słońcu i objadać się sarniną! Nie patrz tak na mnie! Nigdy ci nie mówiłem kim jestem, więc nigdy cię nie okłamałem.


- Jesteś smokiem. - stwierdził fakt, jakby ten potrzebował potwierdzenia z ust elfa.


- Wielkim, pradawnym i cholernie wkurzonym, bo pozwoliłeś się porwać!


- Naprawdę jesteś smokiem. - mruczał dalej do siebie chłopak, a podchodząc odważnie do Otsëa zaczął go dotykać po piersi, ramionach, szyi, a nawet twarzy.


- Tym samym, którego dotykałeś ostatnio, tym samym, z którym tyle rozmawiałeś i którego całowałeś. Czy naprawdę musimy przechodzić, przez to wszystko zanim dotrze do ciebie, że nie ma na to czasu? Jestem smokiem, ale w tej postaci może mnie zabić nawet jeden wilk, nie potrzeba na to całej watahy.


- Co? - Lassë jakby obudził się z transu przez co mężczyzna przewrócił oczyma.


- To samo, co wcześniej. - mruknął wściekle bard. - Odsuń się. Złapię cię w szpony i sfruniemy na ziemię. - pchnął chłopaka w stronę jaskini i przemienił się w tym samym złotym blasku, który Lassë widział wcześniej. Znowu był ogromną, niebezpieczną bestią i tylko jego oczy zdradzały kim był. Piękne, złote oczy, w których kryły się jednocześnie ciepło i chłód, otwartość na ludzi i zamknięty świat jego myśli. Był piękny, jak każdy smok, a jednak może trochę piękniejszy, ponieważ jego łuski lśniły złotymi refleksami, jakby były prawdziwym drogocennym kruszcem. Im bliżej znajdowały cię ciała tym ciemniejszą przybierały barwę przechodząc z bursztynu w brąz.


Zafascynowany tym chłopak nawet nie zauważył kiedy smok porwał go w swoje przednie szpony i odbijając się od podłoża wzbił w powietrze wyrywając krzyk z ust elfa. Wtedy dopiero dotarło do niego, co tak naprawdę planował bard i w jaki sposób chciał to osiągnąć.


Przestań wrzeszczeć!


Usłyszał w głowie rozeźlony syk.


Nie upuszczę cię. Nie po to cię szukałem.


Łatwo ci mówić! Odpowiedział w myślach elf, gdyż wiedział, że żadne wrzaski nie pomogą by jego głos dotarł do Otsëa. Nie ważne ile by się nie starał, to było niemożliwe. Pęd powietrza, gdy opadali w dół był zbyt wielki. Nagle elf coś sobie uświadomił. Coś bardzo istotnego. Łowca! Przecież teraz może cię znaleźć i będzie wiedział, że gdzieś w okolicy jest smok! A jeśli ktoś mu doniesie?! Co jeżeli sam cię już widział?!


Przestań tak wrzeszczeć! Kolejne warknięcie, a później okropny wstrząs, gdy ogromne cielsko wylądowało na ziemi, ułożyło chłopaka na trawie i wróciło do ludzkiej formy.


- Nikt mnie nie widział. Jeśli był w lesie to korony są tam zbyt gęste by dostrzegł spod nich cokolwiek. Nie może mnie też rozpoznać w tej formie chyba, że miałby to, co przegrał ze mną w karty. - na twarzy barda pojawił się uśmiech. - Nie kłamałem, kiedy ci to tłumaczyłem. Naprawdę przegrał coś, co było dla niego bardzo cenne, ponieważ pozwalało rozpoznać smoka. Dzięki temu mógł przejrzeć ludzką powłokę i zauważyć to, co się pod nią kryło. To bardzo rzadki i niebezpieczny eliksir. Wielu ludzi zginęło, by go dostać, a jeszcze więcej by móc z niego korzystać. To dlatego łowcy są chimerami. Nie tracą zmysłów pijąc go, ale też ich ciała nie pozostają obojętne na zawartą w eliksirze krew.


- Dlaczego mi to mówisz? - Lassë przygryzł wargę starając się nie zdradzać, jak bardzo chciałby znać odpowiedź i jak cieszy go fakt zaufania, jakim musiał darzyć go bard, jeśli zdradzał swoje tajemnice.


- Zasługujesz na to by wiedzieć. Z resztą, obaj jesteśmy w to wszystko do tego stopnia zamieszani, że nie byłoby sensu ukrywać przed tobą czegokolwiek. Moja największa tajemnica została już wyjawiona.


- Czy... Czy tylko ja nie wiedziałem kim jesteś? - elf otrzepał swoje szary z trawy. - Niquis wiedział od początku?


- Tak, wiedział. - bard skinął głową. - Stworzenia, które miały do czynienia ze smokami wiedzą, jak ja wyczuć. Tiikeri i smoki nie są przyjaciółmi, podobnie jak griffiny nie należą do naszych wymarzonych towarzyszy. To spory trwające od wieków i nie sposób ich zażegnać. Nie mniej jednak, na mocy czegoś, co mógłbyś nazwać niezapisanym paktem staramy się unikać bezpośredniej konfrontacji, jeśli jest to możliwe.


- A najczęściej wam się nie udaje? - zgadywał.


- Z tiiekri sprawa jest prosta. To przyjazne, chociaż całkiem smaczne, stworzenia, więc naprawdę łatwo żyć z nimi w zgodzie, chociaż nie darzymy się ciepłymi uczuciami, co sam widziałeś. Griffiny to wojownicy, podobnie jak my. Dlatego z nimi nie sposób żyć w zgodzie. Jeśli na siebie wpadamy to nie sposób zachować spokoju.


- I nie możesz tego zrobić nawet dla mnie? - elf zbliżył się do mężczyzny, objął go mocno i wtulił twarz w szeroką pierś. Jakże on za nim tęsknił! Zadziwiające.


- Staram się. - przyznał Otsëa i położył dłonie na plecach elfa przyciągając go mocniej, bliżej siebie. - Tak się składa, że cały czas staram się nad sobą panować żeby tobie nie robić przykrości i nawet nie wiem, jaki jest tego powód.


Elf uniósł odważnie głowę, a spojrzenie jego ciepłych oczu spotkało się ze złotem tęczówek barda. Coś między nimi zaiskrzyło, coś pchało ich ku sobie, kiedy powoli zbliżali do siebie usta, dłońmi wodzili bezwolnie po ciałach. To było jak nagły podmuch wiatru, kiedy jakby przypadkowo ich wargi w końcu się spotkały. Nie pierwszy raz, chociaż tym razem żaden z nich nie miał na to żadnego wytłumaczenia. Po prostu się stało, po prostu się całowali, a gorące dreszcze sunęły przez ciało od koniuszków palców po sam czubek głowy. Była w tym pewna słodycz, coś zadziwiająco przyjemnego i niezrozumiałego. Coś, czego nie dało się przewidzieć, ani nawet rozszyfrować, jakby zapisano to starożytnym, dawno zapomnianym pismem prosto na sercu, które przyspieszyło bicia pod wpływem tego zaklęcia. Czy dało się to jakoś wyjaśnić? Czy ktokolwiek znał się jeszcze na tym rodzaju magii? Czy w ogóle wymagało to jakichkolwiek wyjaśnień? A może po prostu było, zjawiło się by pozostać? Jaki sens miało zastanawianie się nad czymś tak oczywistym?


Lassë oparł dłonie o pierś barda czując, jak gdzieś w głębi tego silnego, idealnego ciała serce bije szybko i mocno, jakby zaraz miało pęknąć. Jego własne najpewniej szalało w tym samym gwałtownym rytmie. Zupełnie jak gdyby chciało opuścić jego ciało, przedrzeć się przez jego wąskie gardło i pozwolić by elf wypluł je na dłoń.


- Nie powinniśmy tu dłużej stać. - westchnął ciężko Otsëa. - Jeśli wilki wrócą nie mamy pewności, że zdołamy się przed nimi obronić. To ich teren, a nasi towarzysze dołączą do nas jutro. W lesie rozbijamy prowizoryczny obóz. Jeśli nam szczęście dopisze to wataha nie pojawi się przez pewien czas i zdołamy stąd zniknąć.


- Chcieli mnie zjeść. - jęknął z wyczuwalnym smutkiem chłopak. - Naprawdę to planowali.


- To oczywiste. - bard nieczule wzruszył ramionami. - To wilki, więc jedzą surowe mięso, a elfy są najlepsze. Dlatego chciałem jak najszybciej się stąd wydostać.


- Twoja choroba! - dotarło nagle do elfa. - Nie powinieneś się przemieniać! Nie powinieneś nigdzie chodzić!


Otsëa westchnął ciężko i pokręcił głową prosząc bezgłośnie o siłę i cierpliwość.


- Nic mi nie jest. - kręci głową. - Kiedy usłyszałem, że cię porwali, wtedy od razu mi przeszło. - chyba nawet przelotnie się uśmiechnął. - Bez ciebie miałbym nie lada problem. - wyciągnął przed siebie dłoń i pogładził nią policzek elfa. Subtelnie pogładził miękkie wargi kciukiem, podrapał go po brodzie, jak zwierzątko i znowu jego usta wygięły się lekko ku górze.


Lassë złapał gwałtownie dłoń smoka i ciągnąć go za sobą zmierzał w stronę lasu. Bard musiał go powstrzymać by nie zapędził się za daleko i wtedy sam pokierował nim odpowiednio by dotarli w miejsce, gdzie wcześniej Otsëa zostawił ich rzeczy ukryte w zagłębieniu pod konarami drzew.


- Tutaj. - polecił i patrzył wyczekująco na towarzysza. Co takiego planował elf, że tak nagle chciał znaleźć się w lesie?


Chłopak musiał zrozumieć, że mężczyzna czeka teraz tylko na jego ruch, gdyż przysunął się do niego bardzo blisko, objął go mocno, zacisnął dłonie na szacie na plecach barda i ostatecznie znowu szukał sposobu by sięgnąć tych przesiąkniętych ironią warg. Nie rozumiał dlaczego to robi, ale właśnie tego chciał, tego potrzebował. Całym sobą czuł jak dalece niezbędna do życia jest mu czułość, a w szczególności teraz, gdy cud pomógł mu wyjść cało z nieciekawej sytuacji. Oczywiście, wierzył, że ktoś go wybawi, ale teraz sam nie wiedział, jak to możliwe. Z łatwością mógłby się teraz rozkleić, płakać głośno i rzewnie, ale czy naprawdę miałoby to sens?


- Potrzebuję cię. - rzucił zmieszany i jednocześnie zdesperowany.


- Masz mnie. - przyznał mężczyzna obejmując go mocno, a przykładając usta do jego szyi całował powoli każdy jej skrawek. Ciężko określić, co właściwie planował, ale na pewno chłopak tego chciał, a skoro elf był zdecydowany to i on mógł.


- Tak, proszę. - jęknął młody elf, jakby zaraz bard miał przestać i uciec, bądź zmienić zdanie i nie pieścić go więcej, nie całować, nie dotykać, a on tak bardzo tego potrzebował by odgonić od siebie wszystkie złe myśli...


- Już dobrze, wszystko jest jak należy. Jestem tutaj. - wyszeptał mu w ucho Otsëa i przygryzł muszelkę, przesunął językiem po ostrzejszym zakończeniu.


- Tak bardzo się bałem! - pisnął w końcu Lassë, kiedy adrenalina opadła na tyle, że całe jego ciało drżało, zaś emocje brały górę nad rozsądkiem.


- Wiem o tym. - bard znowu szeptał uspokajająco. - Wiem i rozumiem, ale więcej nie musisz się bać. Nie zostawię cię więcej. - chociaż zapewnienia te nie należały do specjalnie wyszukanych to jednak dawały nadzieję i podnosiły na duchu roztrzęsionego chłopaka. Gdyby tylko mógł mieć pewność, że naprawdę zawsze będzie blisko mężczyzny...


- Chciałbym zrobić to, co robiliśmy przy rzece, kiedy dotarliśmy w końcu do lasu. - wyznał rumiany elf. - Teraz, proszę.


- A dla mnie to nie problem. - otrzymał w odpowiedzi, kiedy bard zdejmował jego szaty szybko i sprawnie, jakby zaraz ktoś miał ich przyłapać na gorącym uczynku.

3 komentarze:

  1. Jej po prostu super, że smoczek go uratował.I hurrra zgadłam że bard przemienia się w smoka. Super radośnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejuuu! Roztapiam się jak masło... Przecież ich ciągnie do siebie jak przeciwne znaki magnesu! Muszą być razem... Lassë jest jak tak umiłowany przez komi skarb, a Otsëa to jak... prawa ręka, jak łuk dla elfa. Muszą być razem. Bez siebie jakby im czegoś brakowało. Jakby byli pozbawieni swojej połowy. Kurcze... Koniecznie chcę, abyś wydała to opowiadanie. Trzymać je w rękach... bez niego też jakby czegoś mi brakowało.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka,
    wspaniały rozdział, no naprawdę piękna reakcja na widok smoka i na to kim okazał się smok... i jeszcze ta końcówka... ale zastanawiam się jeśli w myślach porozumiewali sie, to właśnie czy Otsea może czytać w myślach jak jest w ludzkiej formie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń