niedziela, 25 października 2015

Notki brak T^T

Nie wyrobiłam się, ponieważ praca dała mi w kość w tym tygodniu. Kolejnego wpisu oczekujcie dopiero w przyszłą niedzielę!

niedziela, 18 października 2015

31. Wspomnienia nadchodzących czasów

Po ostatnich wydarzeniach, podczas których Eressëa ukazał mroczną stronę swojej duszy, między czwórką wybrańców nastały ciche dni. Z jakiegoś powodu unikali rozmów i chociaż nie padło ani jedno słowo krytyki, było oczywistym, że przyczyną nagłego zamknięcia się w sobie każdego z nich było pamiętne, chociaż niezwykle krótkie i jednostronne starcie z harpiami.
Im dłużej unikano rozmowy, tym większe było prawdopodobieństwo, że temat tamtych wydarzeń odejdzie w niepamięć, zostanie zepchnięty na samo dno pamięci, by tam czekał na całkowite zapomnienie. I pewnie naprawdę by do tego doszło, gdyby nie fakt, że Rambë okazała się dotknięta śmiercią dziecka bardziej niż powinna. To ona przerwała tę „zmowę milczenia”, to ona powróciła do tematu, którego nikt nie chciał poruszać.
- Dlaczego jesteś taki nieludzki?! - syknęła na smoka, który nie dał nic po sobie poznać, toteż ciężko było stwierdzić, czy zaskoczyła go takim pytaniem.
- Nieludzki? - Eressëa uniósł brew spoglądając na dziewczynę w ten dziwny wymuszenie kpiący sposób.
- Wiesz o co mi chodzi! - hybryda nie dała się speszyć. Zamiast oblać się purpurą, wlepiła w mężczyznę ostre, nienawistne niemal spojrzenie. - Chcę wiedzieć, co wydarzyło się w twoim życiu i uczyniło cię takim skończonym barbarzyńcą! Przecież to było tylko dziecko!
- Barbarzyńcą? - smok zaśmiał się krótko. - Tak się składa, że okazałem jej miłosierdzie. Chcesz wiedzieć dlaczego taki jestem? A może wolisz żebym opowiedział ci więcej o tym dziecku i jego rasie? Powiedz mi, ile wiesz o świecie? Spotkałaś się już w wilkami? Z wygłodniałą, szaloną watahą? Wiesz, co mogliby zrobić temu twojemu dziecku? Ja ukróciłem jej męki, sama nigdy by sobie nie poradziła, za to wilki miałyby używanie. I nie tylko one. - na twarzy smoka pojawił się uśmiech wyższości. A może zastanawiałaś się kiedyś, gdzie podziewają się samce harpii, za którymi tak się wstawiasz? Są hodowani! Hodowani na potrzeby przetrwania gatunku. Trzymają ich w klatkach, pilnują żeby byli zdatni do rozrodu, a kiedy są już w wieku rozpłodowym, są wykorzystywani do zapłodnienia samicy. Kiedy już się do niczego nie nadają i nie są w stanie płodzić potomstwa, zostają po prostu zjedzeni. Przynajmniej kilka razy do roku organizowane są wielkie uczty dla uczczenia narodzin nowych samic i wtedy właśnie daniem głównym są niepotrzebni już nikomu samce. Wiesz tak mało o tym świecie, tak bardzo go idealizujesz, że nie potrafisz zrozumieć, że morderstwo z zimną krwią może być miłosierdziem! To nie jest twój wesoły domek rodzinny, ale prawdziwy świat, który nie ma litości dla tych, którzy nie są w stanie przeżyć o własnych siłach. Jeśli się nie obronisz przed napastnikiem, zostaniesz zjedzona lub sponiewierana. Czy masz jeszcze jakieś pytania?
Dziewczyna milczała, rzucała gromy w jego stronę, ale nie odezwała się ani słowem. Zadała pytanie, otrzymała część odpowiedzi, ale wciąż chciała wiedzieć, co sprawiło, że smok stał się tym, kim teraz był. Już otwierała usta, żeby znowu o to zapytać, kiedy Eressëa ponownie się odezwał.
- Jestem stary. Pamiętam poprzednie Wojny Ras, a nawet czasy przed ludźmi. Nie potrafisz wyobrazić sobie co widziałem i co przeżyłem. Jeśli będziesz miała szczęście i zdołasz przeżyć chociażby dwa tysiące lat, nauczysz się życia i zrozumiesz dlaczego jestem taki, a nie inny. Ale póki nie przeżyjesz dramatu, który stał się moim udziałem, nie będziesz mogła pojąć tego, co nadało mi ostateczną formę. Mogę opowiadać ci historię zdrady Żywiołów, śmierci i szaleństwa moich przyjaciół, tych, których miałem za rodzinę, ale to nic ci nie da. Ot, kolejna opowiastka, która niczego nie zmieni, niczego cię nie nauczy. Porzućmy więc temat tego, co i jak zrobiłem. Uratowałem ją przed gorszym losem, przed prawdziwą udręką. Nie chciałbym żebyś była kiedykolwiek świadkiem tego, co może stać się z bezbronnym dzieckiem w tym świecie. Zresztą, patrzę na ciebie i wiem, że jesteś niewinna, trzymana pod kloszem i wciąż dziewicza. Nie chcę ci tego odbierać. Jestem nieludzki i barbarzyński, ale jednocześnie miłosierny, więc doceń to.
Rambë prychnęła, ale jej wzrok stracił cały impet. Chociaż odrzucała całą sobą wyjaśnienia mężczyzny, mimowolnie zaczynała je rozumieć i dopuszczała do siebie sens słów smoka. Nie znała świata, nie natknęła się na wilki ani inne niebezpieczne rasy, więc jakże mogła wiedzieć, jakie niebezpieczeństwo kryje się za zakrętem.
- Słyszę szum rzeki! - Seet-Far przerwał chwilowe milczenie i mimowolnie narzucił zdecydowanie lżejszy temat. W końcu sam odczuł ciężar słów smoka i rozumiał doskonale ich znaczenie. Miał młodszą siostrę, dziewczynę przepiękną, pożądaną i niewinną. Niejednokrotnie martwił się o to, co z nią będzie i co postanowi z nią zrobić jej matka. Czy odda go byle wyższemu rangą generałowi za żonę? Nie chciał nawet o tym myśleć, więc z ulgą przyjął szum wody, który tak rozkosznie wypełnił jego uszy, przynosząc ukojenie.
- To nie rzeka. To wodospad. - poprawił mieszańca Devi, który z kolei chłonął wszystko jak gąbka, ale nie pozwalał by cokolwiek dotarło do jego serca. W przeciwieństwie do dwójki swoich młodych towarzyszy, trochę już przeżył, więc nie czuł się w obowiązku do przesadnego rozpamiętywania dramatów innych ras. Wystarczały mu jego własne, a był pewny, że tych nie zabraknie podczas tej karkołomnej misji. - Nie lubię wodospadów. Mam z nimi złe wspomnienia.
- Ciii! - uciszył rozmowę Eressëa i nastawił uszu wsłuchując się w szum, który nie miał prawa się pojawić. W tych rejonach nie było żadnej bieżącej wody, tego był pewny. Więc skąd wziął się ten jakże wymowny odgłos świadczący o tym, że niewątpliwie mają do czynienia z wodą? - To nie może być zwykły wodospad.
- A jeśli to...
- Nie, to niemożliwe. Wiem o co ci chodzi, ale ten dźwięk nie pochodzi od Góry Bogów. Tego jestem pewien. Ma w sobie zupełnie inną magię. Zbyt wyraźną i dosłowną, jakby ktoś chciał w ten sposób zwrócić na siebie uwagę.
- Więc znowu pakujemy się w kłopoty, tak? - Seet-Far spoglądał na smoka z ufnością, w sposób świadczący o całkowitym poddaństwie jego woli. W końcu Eressëa może i potrafił być brutalny, ale przede wszystkim był doświadczony i niezwykle silny, co czyniło z jego towarzystwa idealną inwestycję w życie.
- Nie mam pojęcia.
- To śpiew. - Rambë weszła im w słowo, a ich pełnie niezrozumienia spojrzenia były aż nadto wymowne. - Wsłuchajcie się! - parsknęła speszona i poirytowana jednocześnie. - To nie jest przypadkowy szum! Ma wyjątkowy, zmienny, ale powtarzający się rytm, charakterystyczną melodię. To jest śpiew.
- Skoro tak mówisz... - mieszaniec nie wydawał się przekonany, ale Eressëa skinął głową z powagą i szacunkiem dla jej osądu.
- To możliwe. - wyjaśnił i spojrzał na Seet-Fara w niemal ciepły sposób. - Wychodzi na to, że jednak pakujemy się w kłopoty. Jeśli to nie przypadkowy szum, ale rzeczywiście czyjś śpiew to muszę wiedzieć czyj i jak powstaje.
Chociaż czwórka Czempionów najchętniej unikałaby problemów, w pewnym momencie po prostu zrozumieli, że ich misja nie jest tak klarowna jakby się mogło wydawać, zaś otrzymane na drogę wskazówki pozostawiały wiele do życzenia, toteż nie mogli zignorować tego dziwacznego, niepokojącego szumu. Musieli mieć pewność, że cokolwiek wydaje ten dźwięk, nie jest związane z ich misją, nie stanowi dodatkowego drogowskazu, w przeciwnym razie straciliby czas, a tego na pewno nie chcieli.
Chociaż odnalezienie właściwej drogi na podstawie dźwięku, który wydawał się bezustannie przemieszczać nie było łatwe, wytężyli słuch poprawiając siebie nawzajem. Istniało podejrzenie, że każde z nich słyszy to samo w inny sposób, jakby coś co ich od siebie różni miało w tym wypadku ogromne znaczenie, podobnie jak podobieństwa wynikające chociażby z płci. To irytowało smoka, który ewidentnie nienawidził się mylić, ale jednocześnie dowartościowywało Rambë, ponieważ ona wydawała się słyszeć tę „pieśń”, jak zaczęła nazywać te dźwięki, coraz wyraźniej. Szum wydawał się więc mamić mężczyzn, ale nie działał na kobiety w ten sam sposób, a przynajmniej w taki sposób tłumaczyła to towarzyszom hybryda. Musiała przyznać, że ten fakt wcale się jej nie podobał, ale doskonale zdawała sobie sprawę ze swoich obowiązków Czempiona Wody, a one wymagały od niej sprawdzenia tego tropu. Wprawdzie przeszło jej przez głowę, że to właśnie jej Żywioł pozwala na usłyszenie śpiewu w szumie wodospadu, ale tę ewentualność wolała chwilowo wykluczyć. Nie chciała zaczynać tak wcześnie ani starcia ze swoim przeciwnikiem, ani poważnej przeprawy zmierzającej ku bardzo możliwemu zatraceniu. Nie była na to gotowa, chociaż musiała przyznać przed samą sobą, że dorastała z każdym dniem.
- Tam! - wskazała palcem miejsce, z którego jej zdaniem docierał niecodzienny śpiew i pozwoliła by to Eressëa prowadził, ponieważ w przeciwieństwie do niej, wydawał się zawsze przygotowany na każdą ewentualność. Najwyraźniej jednak nie był gotowy na to, co znalazł we wskazanym przez dziewczynę miejscu.
W wykopanym przez zwierzęta dole, leżała naprawdę piękna, naga kobieta. Jej jasna, aksamitna skóra była gdzieniegdzie poprzetykana złotymi plamkami, zaś idealnie perfekcyjne kształty przykuwały wzrok każdego, kto na nią spojrzał. Delikatna uroda, wątłe ciało, zapłakane wielkie, lazurowe oczy. To jej śpiew przypominający szum wodospadu słyszeli, teraz nie mieli co do tego wątpliwości, ponieważ kobieta dopiero spostrzegła stojących nad jej więzieniem i zamilkła w ogóle niezrażona tym niespodziewanym towarzystwem. Przekrzywiła głowę wpatrując się w nich z zaciekawieniem, a jej jasne, lazurowe, miejscami białe włosy zsunęły się na kształtne piersi zasłaniając je.
- A to mi dopiero niespodzianka. - mruknął Seet-Far, który nie potrafił oderwać oczu od dziewczyny. Powiedzieć, że była piękna to za mało by oddać jej prawdziwą urodę. Delikatny nosek, pełne, rumiane usta przypominające dwie złote rybki, długie, podkręcone kokieteryjnie rzęsy otulające te niesamowite oczy. Co taka dziewczyna robiła w dziurze na środku trawiastego pustkowia?!
- Czy coś ci dolega? - Rambë wcale nie ufała nieznajomej, ale nie chciała dać tego po sobie poznać. Ostatnio przejawiała brak zaufania względem tak wielu osób, że sama zaczynała się tego wstydzić.
W odpowiedzi nieznajoma kilka razy otworzyła i zamknęła usta, jakby próbowała coś powiedzieć, ale nie była w stanie. W końcu pokręciła tylko przecząco głową.
Hybryda postanowiła zrzucić to na krab stresu. W końcu nigdy nie wiadomo, co spotkało dziewczynę, skoro teraz siedziała zupełnie naga w całkiem sporym dole w ziemi. Może przydarzyło się jej jakieś niewyobrażalne nieszczęście?
- Chodź, pomogę ci się stąd wydostać. - smok wyciągnął do nieznajomej pomocną dłoń, a ona wpatrywała się w nią przez chwilę, zanim ujęła ją w obie swoje. Eressëa bez najmniejszych problemów podciągnął ją do góry i postawił na nogi, ale te ugięły się pod nią. - Uważaj. - znowu jej pomagał, ale było wyraźnie widać, że nieznajoma miała problemy z utrzymaniem się prosto o własnych siłach. Smok przyglądał się przez chwilę jej niezgrabnym staraniom. W końcu wyjął swój płaszcz podróżny i zarzucił go na ramiona kobiety, po czym po prostu wziął ją na ręce. - Pomożemy ci oddalić się od tego miejsca, a kiedy będziesz gotowa, porozmawiamy. - kolejny raz potwierdzeniem było tylko skinienie głową.
Rambë i Seet-Far spoglądali podejrzliwie i z widocznym niezadowoleniem na tych dwoje, po czym jakby wyczuwając te jakże podobne reakcje, skrzyżowali spojrzenia. Oboje speszeni, ale pełni zrozumienia dla siebie nawzajem, choć nie dało się ukryć, że nie mieli pojęcia, co tak naprawdę myśli ta druga osoba. Przez chwilę zapewne nawet pomyśleli, że smok jest miły tylko po to by zdobyć zaufanie nieznajomej, a następnie zabić ją tak, jak zabił małą harpię, ale nic podobnego się nie wydarzyło. Eressëa po prostu trzymał nagą, otuloną płaszczem piękność w ramionach i najwyraźniej nie widział w tym niczego zdrożnego lub nadzwyczajnego.
- Co właściwie się stało? Jak trafiłaś do dołu? - hybryda przekalkulowała w myślach fakty, dochodząc do wniosku, że jej najgorsze obawy, co do sytuacji nieznajomej nie mogły mieć miejsca, skoro ta tak ufnie pozwalała sobie na kontakt z mężczyzną. Nie było więc sensu silić się na dyskrecję. Postanowiła nie czekać aż kobieta wymyśli sobie jakąś wiarygodną historię, w którą oni uwierzą. Musiała znać fakty, jeśli miała pozwolić aby do ich grupy przyłączył się ktoś jeszcze. Problem polegał tylko na tym, że piękna nieznajoma znowu tylko otwierała i zamykała usta, chociaż język miała na swoim miejscu, co Rambë stwierdziła z niejaką ulgą. Zresztą, przecież dziewczyna śpiewała, kiedy się na nią natknęli! Dziwacznie, ale jednak było to śpiew.
- Trafiłam... tu… z... deszczem... - w końcu padły jakieś konkretne, chociaż dukane powoli słowa. Głos dziewczyny był niezwykle cichy i przypominał szum wody, tak jak wcześniej jej śpiew wydawał się być odgłosem wodospadu. - Nie... Nie mogłam... wrócić. - mówienie szło jej z każdym słowem coraz sprawniej, jakby od dawna tego nie robiła i dopiero teraz przypominała sobie o tym, w jaki sposób należy to robić. - Z deszczem. - powtórzyła, a na jej twarzy pojawiła się trudna do opisania tęsknota.

niedziela, 11 października 2015

Notka dopiero 18 października!

Nieoczekiwany, nieplanowany wcześniej wyjazd spowodował, że w tym tygodniu notki nie ma. Kolejna dopiero 18 października!

niedziela, 4 października 2015

30. Wspomnienia nadchodzących czasów

Choć zmrok był bliski, słońce nadal nie zdążyło ukryć się za linią horyzontu, dzięki czemu jego kojące światło wciąż pozwalało na odrobinę normalności. Niestety, dzień nieubłaganie zbliżał się ku końcowi, o czym świadczyły już pojawiające się powoli niewyraźne jeszcze gwiazdy. Płaskowyż wydawał się układać do snu, kiedy skąpany w ciszy i bezruchu pozwalał się kołysać niespiesznym, delikatnym podmuchom wiatru. Po gwałtownej, trwającej trzy dni ulewie nie było już śladu, wezbrane wody rzek obniżyły swój stan, ziemia wypiła łapczywie podtopienia, a rośliny zazieleniły się jarzącym odcieniem swojej kojącej barwy. Świat był piękny i w tej nawet chwili otwierał się na podróżników oraz ciekawskich, którzy chcieli poznawać jego niewątpliwe uroki.
Może właśnie z tego powodu, Rambë postanowiła uchylić bramy swoich murów obronnych i zaprosić do swojego małego, uporządkowanego dotąd świata trzech towarzyszących jej mężczyzn. Obserwowała ich uważnie siedząc blisko ognia i rozgrzewając skostniałe po dniach wilgotnego chłodu palce.
Seet-Far wydawał jej się mało interesującym, chociaż bez wątpienia przydatnym chłopakiem, który wciąż nie wiedział czym chciałby stać się w przyszłości. Przerośnięte dziecko, które nie mogło znaleźć swojego miejsca na ziemi, co odbiło się wyraźnie na jego sposobie bycia. Nieodpowiedzialny, zagubiony, zamknięty w sobie, mimo wyraźnych prób nawiązania kontaktu z innymi. Ten chłopak był nieobliczalny, ponieważ nadal poszukiwał samego siebie. Najważniejsze wydawało się jej jednak to, że tak łatwo było z niego czytać. Cokolwiek chciał ukryć, nie był w stanie tego zrobić. Uroku nie można mu było jednak odmówić. Jak przystało na dziecko ifryta oraz niemalże legendarnego tiikeri, miał w sobie nie tylko wrodzony talent do pakowania się w kłopoty, ale także potężne umiejętności, których nie nauczył się jeszcze wykorzystywać należycie.
Rambë musiała przyznać, że także wygląd Seet-Fara należało zaliczyć do nie najgorszych, a to za sprawą niesamowitych w swojej głębi oczu, których barwa niemal oddawała barwę włosów. Wypłowiała, ale pełna głębi wyrazu czerń oraz równie przygaszona w kolorze obwódka tęczówki, płomienne włosy o naturalnie zmienionym odcieniu końcówek, delikatne, chociaż wyćwiczone ciało nienadające się na wojownika. Taki właśnie był Seet-Far lub przynajmniej takim widziała go Rambë.
Spuszczając z oczu mieszańca, dziewczyna przeniosła taksujące spojrzenie na Deviego, który był przeciwieństwem niepozbieranego Seet-Fara, jako że w jego słowach i czynach znać było wielkie doświadczenie wojownika. Był jak irytujący znak zapytania. Bez konkretnej rasy – ani nie mieszaniec, ani nie istota czystej krwi, jedno z większych dziwadeł świata. Cechowały go mądre słowa, sensowne odpowiedzi, zawsze celne pytania. Nic więc dziwnego, że dziewczyna zupełnie za nim nie przepadała. Devi był zbyt idealny. Zawsze opanowany, służący pomocą, gotowy oddać życie za innych, wierny, skory do mniejszych lub większych poświęceń. Jego ciało stanowiło jednak przeciwieństwo tego idealnego, godnego pozazdroszczenia, analitycznego umysłu starszej wiekiem istoty. Odznaczał się bowiem raczej delikatną urodą, młodzieńczą sprężystością i wieloma trudnymi do opisania cechami zewnętrznymi wynikającymi z niecodziennego uzbrojenia oraz nieokreślonej bliżej przynależności rasowej. Ten młody mężczyzna był bez wątpienia kimś, kogo chciało się mieć po swojej stronie zarówno na polu walki, jak i poza nim. Co więcej, w kimś takim nie trudno byłoby się zakochać. Devi miał przecież tak wiele pozytywnych i godnych pozazdroszczenia cech, a na domiar złego był także uprzejmy, mimo swojej dominującej natury. Czy to dlatego Rambë tak bardzo go nie lubiła? Ponieważ był lepszy od niej pod tak wieloma względami? Sama nie była tego pewna, ale wolała trzymać go na dystans. Widziała sposób, w jaki chłopak spoglądał na maga, swojego starszego opiekuna i chociaż niechętnie, musiała przyznać, że było w tym coś szczególnego. Tym bardziej nie chciała spoufalać się z kimś, kto mógłby przypadkiem złamać jej serce. Była przecież kobietą! Może i była hybrydą lócënehtara i Kruka, ale wciąż należała do płci niezwykle wyczulonej na uczucia.
Czując narastającą w niej irytację, szybko skupiła całą uwagę na wpatrującym się ślepo w ogień smoku. Eressëa był największą zagadką ich małej drużyny. Wiekowy, doświadczony przez los, należący do konkretnej rasy, niewątpliwie potężny i inteligentny, posiadający wiedzę, której pozostała trójka nie mogła sobie nawet wyobrazić, ale jednocześnie nikt nie potrafił odgadnąć jego myśli, nikt nie wiedział, co kryło się za jego pełnym chłodu i bólu spojrzeniem, za nikłym uśmiechem. Nawet fakt, że ukrywał zeszpeconą stronę twarzy za dłuższą krzywką miało w sobie coś, co czyniło go zamkniętym i niedostępnym. Chociaż dziewczyna rozumiała doskonale, że smok mógł nie chcieć zwracać na siebie uwagi innych, nie potrafiła znaleźć wytłumaczenia dla tej aury wycofania i lodowatego zamknięcia na świat, którą emanował mężczyzna. Nie ważne, czy chodziło o jego słowa, ton głosu, spojrzenia czy wygląd, ponieważ wszystko w Eressëa wydawało się odpychać innych. Dziewczynie przyszło nawet do głowy, że syn tego smoka musiał mieć niełatwe dzieciństwo skoro wychowywał go taki ojciec. Nie wiedziała wprawdzie jaki Eressëa był na początku, zanim został wybrańcem żywiołów, ale wątpiła by mógł przypominać takiego bezpośredniego Seet-Fara. Prędzej odnalazłaby w smoku cechy idealnego do zemdlenia Deviego, chociaż znowu na ich podobieństwo nie wskazywał ten wiecznie niezadowolony, ostry wyraz twarzy. Dziewczyna prędzej widziałaby swojego wiekowego towarzysza w roli bezlitosnego generała, który palił ludzkie osady w czasach, kiedy ludzie istnieli na tym świecie, połykającego młode tiikeri, walczącego na śmierć i życie z griffinami, na których zwłokach później ucztowały smocze pociechy.
Eressëa najwyraźniej wyczuł jej spojrzenie, ponieważ podniósł wzrok znad ognia na nią i teraz to on przyglądał się jej intensywnie. Rambë była na siebie wściekła, ponieważ czuła, że jej policzki zarumieniły się ze wstydu. Smok wyglądał jakby potrafił czytać w jej myślach i chociaż wiedziała, że to niemożliwe, nie mogła powstrzymać zawstydzenia tym, w jaki sposób oceniła mężczyznę.
Jej rozbiegane, spłoszone spojrzenie spoczęło na chwilę na widocznym kawałku zdeformowanej skóry. Po jej ciele przeszły nieprzyjemne, chłodne dreszcze, będące wynikiem zestawienia niemiłego dla oka widoku oraz lodowatej aury. Jaką przeszłość naprawdę ukrywał smok? Co działo się z nim wcześniej, zanim pogrążył się w cierpieniu z powodu utraty bliskiej osoby? Nie mogła uwierzyć, że tylko ona się nad tym zastanawia. Widać do swoich kobiecych cech powinna doliczyć także ciekawość, o ile to ona była w tym wypadku prawdziwą przyczyną odczuwanej w głębi serca nieufności i podejrzliwości. Drugą opcją była kobieca intuicja, co wcale jej nie pocieszało, a jedynie wzmagało wszechogarniający strach, jaki budził w niej smok.
- Nie zabijam. - odezwał się nagle tym swoim niesamowicie głębokim głosem, który potrafił zarówno zawrócić w głowie, jak i przerazić. - Widzę to twoje spojrzenie i czytam z niego bez najmniejszych problemów. Obawiasz się mnie, widzisz we mnie potwora, ponieważ tak każe ci myśleć wzrok, kiedy zatrzymujesz go na tym. - szybkim ruchem odsłonił przytopioną stronę twarzy. - Nie jestem mordercą, choć przyznaję, że nie należę też do świętych. Każda rasa ma coś na sumieniu, ale to nie czyni mnie gorszym od innych smoków.
- Nie możesz wiedzieć, co myślę! - speszona i dotknięta do żywego dziewczyna zmarszczyła gniewnie brwi i poderwała się z miejsca, co wydawało się potwierdzać przypuszczenia smoka. Rambë planowała oddalić się, by móc ochłonąć i zapomnieć o kompromitacji, kiedy ponad nimi rozległ się złowieszczy, ptasi skrzek.
- W końcu! - syknął do siebie Eressëa, a w jego głosie dało się wyczuć radość. Wstał z miejsca, jego ramiona uległy szybkiej transformacji, pojawił się smoczy ogon, a nawet gdzieniegdzie jego skórę pokryła łuska. Smok był gotowy do walki i wyraźnie zadowolony z możliwości, jaką oferował mu niespodziewany dla jego towarzyszy atak.
Na ziemię sfrunęły trzy harpie – piękne i niebezpieczne w swojej groteskowej postaci nagich kobiet będących od pasa w dół wielkimi ptakami. Pozornie mogły wydawać się niegroźne, ale w rzeczywistości ich pazury były śmiercionośną bronią, która w przeciągu chwili potrafiłaby rozszarpać na kawałki dorosłego mężczyznę. Żywiły się mięsem, a teraz musiały być naprawdę wygłodniałe, skoro postanowiły zapolować na łup o wiele trudniejszy do zdobycia od padliny.
- Cudownie. Zaczynałem się już nudzić. - Eressëa naprawdę cieszył się na to spotkanie i teraz drżał na całym ciele z niecierpliwości. Pragnął walki, pragnął krwi, a harpie mogły dostarczyć mu tej rozrywki. Czekał jednak cierpliwie na ich ruch, na bezpośredni atak, który pozwoliłby mu na brutalną odpowiedź.
Trzy przeciwniczki zawahały się widząc go gotowym do walki i może nawet bardziej niebezpiecznym od nich. Ich niezdecydowanie dało szansę pozostałym na ogarnięcie się i jeśli nawet nie pojęcie całej sytuacji, to jednak na reakcję. Tym samym cała czwórka była w pewnym momencie gotowa na odparcie ataku, który nadal nie nadchodził.
- On czeka. - zaskrzeczała jedna z ptasich kobiet. - Czeka i zaczyna się niecierpliwić, więc nie wahajcie się siostry. Czas zrobić z nimi porządek. Dziś będziemy ucztować na świeżym mięsie!
To było jak okrzyk bojowy, który miał za zadanie zmotywować wojowników do ataku. Harpie rzuciły się na swoje ofiary, chociaż było oczywiste, że straciły już cały element zaskoczenia. Najwyraźniej nie nawykły do walki z wciąż żywym posiłkiem, co stanowiło dodatkową przewagę czwórki wybranych.
Bardzo szybko okazało się, że ptasie kobiety nie były godnym przeciwnikiem dla żadnego z Czempionów, a już z pewnością nie dla smoka, który zawiedziony rozprawił się z nimi w mgnieniu oka. Ze znudzeniem i niezadowoleniem wymalowanymi na twarzy, Eressëa powalił swoje trzy przeciwniczki i od niechcenia poskręcał im karki. Mógł darować im życie, ale nie widział powodu by to robić. Zdecydowanie wolał pozbyć się uciążliwego problemu, jaki mogły stanowić dla nich harpie.
- Jeśli przegrają i zostaną przy życiu, lubią śledzić swoje niedoszłe ofiary aż do chwili, kiedy nadarzy się okazja by wykorzystać ich słabość lub osłabienie. - wyjaśnił swoje zachowanie smok. Nie musiał tego wprawdzie robić, ale widział wzrok, jakim został obdarzony przez swoich towarzyszy, toteż postanowił poświęcić się na tyle, by wyjaśnić tych kilka spraw. - One nie odczuwają wdzięczności za coś takiego, jak darowanie życia. Zginą, albo same w końcu cię zabiją, jeśli nie będziesz miał się na baczności. To życie, a nie gra goblina.
W krzakach nieopodal rozległ się wyraźny, niczym niemaskowany szelest, który postawił wszystkich w stan gotowości. Tym razem byli w pełni przygotowani na atak, ale on nie nadszedł. Zamiast tego, z krzewów wyłoniła się młoda harpia, blondwłose dziecko, zaledwie kilkuletnie, nieświadome świata i jego niebezpieczeństw. Jedna z zabitych ptasich kobiet musiała być jego matką, ale nikt nie chciał dociekać tego, która.
- Mamo? - ciche, niepewne wołanie poprzedziło przerażone spojrzenie, kiedy dziecko dostrzegło nieznajomych wpatrujących się w nie niepewnie. Dziewczynka nie wiedziała, co powinna zrobić, nie była pewna, w którą stronę uciekać. Rozpłakała się z powodu poczucia bezsilności.
- Ta mała... - zaczęła Rambë, ale zanim w ogóle miała szansę dokończyć myśl, smok już był przy dziecku biorąc je na ręce.
- Nie bój się, zabiorę cię do mamy. - powiedział łagodnie i z uśmiechem głaszcząc dziecko po głowie, a już w następnej chwili mały karczek wydał potworny dźwięk łamanych kręgów, a mała główka przekrzywiła się pod dziwacznym kontem, zwisając z przytrzymywanych nadal przez Eressëa ramion.
Hybryda pisnęła zakrywając rękoma usta, a jej oczy stały się nagle jeszcze większe niż zazwyczaj.
Smok tymczasem rzucił drobne ciałko na leżące w pobliżu trzy inne i wykorzystując swój dar ognia, plusnął płomieniem, podpalając zwłoki, które zajęły się momentalnie, a ich smród zaczął dusić i wywoływać mdłości.
- Nie chcemy żeby zalęgły się w nich robaki, a dzisiejszej nocy będzie ciepło, więc zaczęłyby szybko śmierdzieć. - rzucił jak gdyby nigdy nic i przysiadł przy ogniu. Tym razem nie zamierzał niczego wyjaśniać. Zrobił to co zrobił, ponieważ miał ku temu powód.
Pod Rambë ugięły się kolana. Była przerażona tym, co właśnie widziała. Lepiej trzymała się dwójka jej młodych towarzyszy, którzy pomogli jej wstać. Żadne z nich nie podjęło tego tematu, chociaż każde chciało wiedzieć, dlaczego smok nie pozwolił żyć nawet temu niemogącemu zaszkodzić nikomu dziecku.
- Gdyby pozwolił jej żyć, wyrządziłby jej tylko większą krzywdę. - szepnął do dwójki hybryd Devi, ale w jego głosie nie było przekonania. On również zmagał się z wątpliwościami.