niedziela, 18 grudnia 2016

54. Wspomnienia nadchodzących czasów

Devi oddychał przed usta, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak głęboko nabiera powietrza w płuca. Jedyne, co naprawdę do niego docierało to fakt, że jego męskość pulsuje boleśnie i wyczekująco, a podniecenie i pragnienie zaraz rozerwą mu wnętrzności. Nie ważne co o tym myślał, ponieważ jego ciało wiedziało lepiej czego chce, a chciało zaspokojenia.
- Widzisz, bywają chwile, kiedy mężczyzna nie ma dość siły, aby odmówić. - Duch Morza zaczepnie trącił nosem członek chłopaka – Tylko jeśli dostrzeże chociaż cień wahania w oczach klęczącego, będzie w stanie wydostać się spod czaru pożądania. Chodzi o głód, który musisz czuć od partnera. Niezaspokojony, przejmujący głód. - Ëar oderwał wzrok od Deviego i utkwił go w swojej nagrodzie. - Dlatego tak ważne jest doświadczenie. - lubieżnie oblizał wargi i objął nimi czubek penisa, powoli przesuwając usta w dół trzonu.
Devi wydał z siebie przeciągłe westchnienie, kiedy ciepła miękkość zamykała się na nim sprawiając mu przy tym prawdziwą rozkosz. Jasne spodziewał się, że będzie przyjemnie, ale oczekiwania nigdy nie pokrywają się z prawdziwymi doznaniami. Chłopak oparł się całym ciężarem ciała o pień drzewa i spod półprzymkniętych powiek obserwował każdy ruch głowy, każde liźnięcie Ëara. Napawał się tym, jak seksownie i lubieżnie wyglądał klęczący przed nim mężczyzna, jak jasno błyszczą jego burzowe oczy, kiedy co pewien czas spoglądał w górę na Deviego. To było naprawdę wspaniałe doznanie, jednak młodzian nie chciał dawać Duchowi jeszcze większej satysfakcji niż dotychczas. Z tego też powodu, starał się walczyć ze swoim ciałem i z bliskim orgazmem. Fakt faktem, był niestety niedoświadczony, toteż wytrzymał jeszcze z minutę lub dwie, zanim złapał Ëara za włosy i odciągnął. Mężczyzna objął dłonią jego członek i stymulował w tym samym rytmie, w jakim wcześniej poruszały się jego wargi. Devi doszedł z cichym sapnięciem i odchylił głowę do tyłu, biorąc wielki haust powietrza.
- I? - Duch Morza wstał z kolan otrzepując ubranie i z uśmiechem pełnym samozadowolenia spojrzał na chłopaka.
- Powinniśmy się pospieszyć i nazbierać ziół zanim ktoś zacznie się niepokoić. - Devi zdążył już zapanować nad sobą.
- Bezczelny chłopak! - Ëar syknął groźnie, ale po chwili roześmiał się głośno. - Nie dasz się tak łatwo, co?
- Zbyt szybko byś się znudził, a skoro mam wrażenie, że ty chcesz tego bardziej niż chciałbym ja...
- Żywioły! Twój facet musi przechodzić z tobą przez piekło!
Chłopak uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że potrafi być męczący, ale Jean-Michael nigdy na to nie narzekał. Wręcz przeciwnie, ponieważ uważał, że w ten sposób to on może pozwolić sobie na odrobinę braku odpowiedzialności. Devi od zawsze czuł się bardzo swobodnie przy swoim opiekunie i nie bał się wyrażać swoich samolubnych zachcianek, czy kąśliwych komentarzy.
- Dobra, czego mam szukać? - Duch odgarnął z twarz ciemne włosy i westchnął poddając się.

Ciężko ocenić na jak długo Devi i Duch Morza zniknęli w niewielkim lasku opodal, ale zioła jakie zdołali zebrać nie warte były czasu poświęconego na ich szukanie. Chłopak był więc nachmurzony i niezadowolony.
- Mamy zmierzyć się z Czempionem na pełnym morzu i najprawdopodobniej któreś z nas zostanie w tym czasie ciężko ranne, a ja nie mam wystarczającej ilości składników niezbędnych do przygotowania leków na taką ewentualność. Wolałbym żebyście zdawali sobie z tego sprawę zanim wskoczymy w paszczę lwa. - powiedział chmurnie przyjaciołom.
- Wiemy, że nie jesteś cudotwórcą. - Eressëa położył dłoń na ramieniu chłopaka i ścisnął je pokrzepiająco. - Nie ma wszystko możemy być przygotowani i nie oczekujemy, że ty będziesz. Już i tak uratowałeś nam skórę, więc miejmy nadzieję, że tym razem nie będzie takiej potrzeby.
- Jeden błąd i misję trafi szlag. - Rambë uśmiechnęła się smutno. - Wiedzieliśmy o tym od początku, więc głowa do góry. Albo Żywioły nam pomogą, w co niektórzy z nas szczerze wątpią, - spojrzała na smoka – Albo będzie po nas i po świecie jaki znamy. Nas i tak już wtedy tu nie będzie, więc...
-Nie jestem pewny, czy próbujesz nas pocieszyć, czy dobić. - Seet-Far uniósł wysoko jedną brew, jakby chciał tym nonszalanckim i zarozumiałym gestem wyzwać hybrydę na pojedynek.
- Jestem realistką i stwierdzam fakt! - obruszyła się dziewczyna. - W tej chwili to i tak nie ważne. Bardziej interesuje mnie ON! - w oskarżycielski sposób wskazała na Ëara. - Jak on ma nam pomóc i czy aby na pewno będzie taki pomocny, jak mu się wydaje? To, że potrafi zmieniać wygląd nie wydaje mi się szczególnie niezbędne.
Duch Morza prychnął lekceważąco spoglądając na dziewczynę, jakby była niewarta jego uwagi, ale on czynił jej zaszczyt obdarzając ją przynajmniej odrobiną swojego czasu.
Pstryknął palcami i przymykając oczy spojrzał na morze, wykonując dłonią faliste, hipnotyczne ruchy. Daleko na horyzoncie z wody wyłoniło się widmo okrętu. Nie widzieli go dokładnie, ale nie było wątpliwości, że to jakiś stary, wydobyty z dna wrak. Mężczyzna znowu pstryknął i statek zapadł się pod wodę w mgnieniu oka znikając im z oczu.
- Zapewniam transport i załogę.
- Stary, zatopiony wrak? - Rambë nie wydawała się przekonana.
- Pozbawiony zapachu przyziemnych, więc nie przyciągający zbędnej uwagi zamieszkujących morze potworów i samego Czempiona Pradawnej Wody. - Duch patrzył na dziewczynę z wyraźną niechęcią. Devi uważał, że wyglądał przy tym całkiem seksownie, chociaż szybko zakopał te myśli na samym dnie świadomości. - Tylko ode mnie zależy, czy ta pieprzona wyprawa upłynie wam spokojnie, czy będzie męczarnią. Załogą mogą być dusze tych, którzy zginęli na morzu i teraz muszą być mi posłuszne lub ich rozkładające się gdzieś na dnie zwłoki. To ja decyduję, kto to będzie, więc radzę ci milczeć, jeśli jedyne co potrafisz to plucie jadem. Gdyby nie on – wskazał bezpośrednio na Deviego – uprzykrzyłbym wam misję bez mrugnięcia okiem.
Chłopak zarumienił się lekko. Nie rozumiał dlaczego Duch Morza tak się na niego uparł, ale najwyraźniej było w tym coś więcej niż zwykła chęć „zaliczenia”. Cóż, istoty znajdujące się zdecydowanie wyżej w hierarchii świata od czwórki wybrańców z pewnością miały swoje dziwactwa, których innym nie dane było pojąć.
- Inaczej mówiąc, nie możemy ci zaufać w żadnym wypadku, ponieważ nie mamy pewności, że nie zatopisz tego cholernego wraku na pełnym morzu! - Rambë nie dawała za wygraną, wysuwając przeciwko Duchowi coraz to nowsze zarzuty.
- On mi ufa, ty nie musisz! - prychnął niezrażony jej oskarżeniami Ëar, a jego palec kolejny już raz wyskoczył w stronę Deviego.
- Ufam? - chłopak wyglądał na zaskoczonego.
Duch Morza zmierzył go ostrzegawczym spojrzeniem i postąpił w jego kierunku kilka kroków. Nachylił się nad jego uchem i wyszeptał w nie z prostotą.
- Miałem cię w ustach i nawet przez chwilę nie przyszło ci do głowy, że mógłbym ci z łatwością odgryźć penisa. Patrzyłbym jak się wykrwawiasz, a więc tak, uznaję, że masz do mnie pełne zaufanie.
- Taaaak, chyba jednak mu ufam. - chłopak spojrzał na przyjaciółkę pustym wzrokiem. Naprawdę nie przyszło mu to do głowy, a przecież ktoś tak niezrównoważony jak Duch Wody byłby zdolny do równie pokrętnego sposobu pozbycia się jednego głupiego wybrańca.
Ëar uśmiechnął się do dziewczyny z wyższością, jakby on i hybryda konkurowali ze sobą o względy Deviego. Może i oboje reprezentowali w jakimś stopniu Wodę, ale ich zachowanie wskazywało raczej na kłótnię dwójki dzieci, nie zaś na zmagania dwóch twarzy Żywiołu, o ile Duch Morza mógł w ogóle być uznawany na istotną część Żywiołu, a nie za coś odrębnego.
W czasie kiedy ta trójka zajęta była bezsensowną dyskusją, Eressëa starał się skupić na swojej energii życiowej i naturalnej zdolności do szybkiej regeneracji oraz leczenia. W nosie miał to, czy Duch Morza ma im pomóc, czy ich pogrążyć, ponieważ na chwilę obecną smok był i tak zbyt słaby żeby stawić czoła jakimkolwiek przeciwnościom losu. Zresztą, na lądzie był w stanie szybciej odzyskać siły, co na pewno będzie niemożliwością na morzu. Nie miał więc wiele czasu.
Seet-Far, który obserwował go zamyślony miał na głowie inne problemy. Był Ogniem i nie został stworzony do żeglugi. Już sama myśl o statku przyprawiała go o mdłości, nie mówiąc już o wraku i załodze trupów. Najpewniej sam szybko do niej dołączy, kiedy statkiem zacznie bujać, a zwłoki zaczną śmierdzieć rozkładem.
Zerwał się z miejsca ucinając sprzeczkę Rambë z Duchem Morza oraz rozpraszając skupienie Eressëa. Machnął przepraszająco ręką i popędził w krzaki, skąd po chwili słychać było odgłos wymiotowania.
Seet-Far niewątpliwie był na pierwszym miejscu listy wybrańców o najmniejszych szansach przeżycia pierwszego starcia z Czempionami Pradawnych Żywiołów.
Miał jednak u swojego boku zawsze troskliwego i oddanego Deviego, który w przeciągu jednej chwili był już przy nim, gładząc go uspokajająco po plecach.
- Pomogę ci uspokoić żołądek, nie martw się.
- Devi...
- Na morzu również. Zaufaj mi. Znam cię lepiej niż sądzisz. - chłopak uśmiechnął się do mieszańca przyjaźnie.
- Tak, niewątpliwie. - Seet-Far skinął głową. - To przerażająca, ale nie bardziej niż to zasrane morze. - na samo wspomnienie słonej wody mieszaniec znowu zgiął się w pół, wypluwając gorzką żółć, która z trudem napłynęła z jego pustego żołądka do ust. - Muszę coś zjeść, nie mam już nawet czym wymiotować.
- Da się to załatwić. - Devi pocałował przyjaciela w czubek głowy. - Zaraz do ciebie wrócę, nie oddalaj się.
Mieszaniec rzucił mu wściekłe spojrzenie, które naprawdę rozbawiło chłopaka.
- Następnym razem wpatruj się tak we mnie bez śliny zwisającej ci z ust do ziemi. - rzucił zaczepnie zostawiając zmieszanego kumpla sam na sam z jego żołądkowymi problemami i lękami.

niedziela, 27 listopada 2016

53. Wspomnienia nadchodzących czasów

Devi i Ëar wciąż milczeli, kiedy Eressëa rozbudził się na dobre i podjął próbę samodzielnego podniesienia się do siadu. Momentalnie zakręciło mu się w głowie i najpewniej runąłby z powrotem na piasek niczym kłoda, gdyby Devi nie znalazł się obok w mgnieniu oka i nie podtrzymał go, obejmując troskliwie ramieniem.
- Powoli. - polecił spokojnym głosem. - Nie spiesz się i nie próbuj zgrywać dzielnego.
- Ja jestem dzielny! - obruszył się mężczyzna, co wywołało uśmiech na twarzy chłopaka.
- Na chwilę obecną jesteś tylko osłabiony i przy tym zostańmy. Miałeś nieprzyjemne i stanowczo zbyt długie spotkanie z syrenami, więc musisz odzyskać siły. Rambë uratowała ci tyłek, więc nie zapomnij jej późnij podziękować.
Smok przyglądał się chłopakowi uważnie, jakby chciał wyczytać z jego twarzy wszystkie szczegóły zajścia, którego sam w ogóle nie pamiętał. W końcu przeniósł spojrzenie na Ëara i kiwnął głową w jego kierunku. „Co to takiego?” kryło się za tym wymownym gestem. Devi zechciał mu więc cierpliwie wyjaśnić sytuację, niezrażony lekceważącymi prychnięciami kierowanymi pod adresem Ducha Morza.
- No, już, już. Dobry chłopiec. Bądź grzeczny dla innych dzieci. - Devi poklepał smoka po głowie roześmiany.
Fakt, że Eressëa zaczepiał Ëara i szukał sposoby żeby go sprowokować świadczył o tym, że czuje się stosunkowo dobrze. Miał też na tyle jasny umysł, że zapytał o Rambë i o to, jak ona się czuje.
Seet-Far wrócił ze swojego spaceru obładowany drobnymi gałęziami i trochę większymi pniaczkami. Kiedy tylko zobaczył przytomnego smoka, uśmiechnął się szeroko. Udając opanowanego, dorzucił do ogniska i dopiero wtedy zaczął obskakiwać Eressëa, jakby ten potrzebował jego pomocy i uwagi. Ostatecznie usiadł za smokiem i pozwolił mu oprzeć się o swoją pierś. W ten sposób mężczyzna nie musiał wkładać tak wiele wysiłku w zachowanie pozycji siedzącej, kiedy głowa niemiłosiernie mu ciążyła.
Rambë doszła do siebie niedługo później, a ponieważ ona również potrzebowała oparcia, Devi oraz Seet-Far posadzili ją tyłem do smoka, dzięki czemu oboje opierali się o siebie nawzajem, utrzymując w ten sposób pozycje siedzącą. Wprawdzie Eressëa uważał to za poniżające, ale nie narzekał więcej niż zawsze.
Devi uśmiechnął się do patrzącego na niego Ëara, który nie ruszył się z miejsca od momentu, kiedy siedział obok Deviego rozmawiając z nim o tym, co mogłoby między nimi być.
- Wiem, że sytuacja może być na razie trochę niezręczna, ale...
- Jestem tutaj aby wam pomóc, a nie by się z wami przyjaźnić. - przerwał chłopakowi Duch. - Tylko ty mnie interesujesz i przy tym zostańmy, dobrze?
- Nie. - Devi ukrył uśmiech, jaki cisnął mu się na twarz na widok miny Ëara. - Brak komunikacji w grupie sprawi, że będzie nam trudniej nie tylko działać, ale także podróżować. Już przez to przechodziłem i nie zamierzam znowu się z tym męczyć. Poza tym, jeżeli masz w planach się ze mną przespać, to musisz mnie do tego przekonać. Samo ciało nie wystarczy. Jestem uparty i niezdecydowany, więc niestety, musisz mnie oczarować, a nie zrobisz tego dąsając się.
- Nie dąsam się. - prychnął poirytowany Duch.
- To nieistotne. - chłopak uśmiechnął się do niego. Fakt, że jego przyjaciele doszli do siebie był powodem, dla którego Devi mógł czuć się swobodniej w towarzystwie Ducha Morza. - Chodź, usiądź bliżej, proszę.
Ëar wpatrywał się w niego przez chwilę, po czym złapał wyciągniętą w jego stronę dłoń, przyjmując zaoferowaną przed chwilą pomoc. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie powinien pociągnąć chłopaka na siebie, jednak uznał, że nie zamierza narażać się trójce przyjaciół Deviego.
Wstał więc i przysiadł się bliżej, pozwalając by chłopak oddzielał go od pozostałej trójki. Jakby w nagrodę za dobre sprawowanie, Devi położył dłoń na udzie Ducha gładząc je lekko i stanowczo zbyt stymulująco, jakby chciał się z nim trochę podrażnić.

Devi przygotował dla przyjaciół ostatnią dawkę ziół i dopilnował by wypili je wszystkie. Z bólem patrzył na swoje zapasy, które znacznie się skurczyły, a które wolałby uzupełnić przed wypłynięciem w morze. Poprosił więc Seet-Fara by został z Rambë i Eressëa, kiedy on pójdzie poszukać przynajmniej niektórych brakujących ziół w namiastce lasu, jaką mieli za sobą. Chłopak nawet nie był zdziwiony, kiedy Ëar zaproponował pomoc. Przyjaciele nie byli zadowoleni musząc zostawiać swojego bezcennego Deviego sam na sam z jakimś podejrzanym typem, który zauważalnie miał wobec chłopaka jakieś niecne zamiary, ale dwójka z nich potrzebowała wsparcia, zaś Devi był w pełni sił i z pewnością potrafił się obronić w razie potrzeby.
- Niedługo wrócę, nie martwcie się. - zapewnił ich chłopak z pewnym siebie uśmiechem i zabierając swoją niewielką torbę z ziołami zostawił trójkę towarzyszy na plaży.
Duch Morza szedł z nim ramię w ramię. Wydawał się znudzony, chociaż w rzeczywistości śledził uważnie każdy ruch i krok Deviego. Kilka razy obejrzał się za siebie, by mieć całkowitą pewność, że nikomu nie przyszło do głowy mieć ich na oku. W końcu nie chciał skończyć z nożem w plecach, nawet jeśli nie mogło go to zabić. Lubił to ciało, a przynajmniej jeszcze mu się nie znudziło, chociaż zastanawiał się, czy w przypadku Deviego nie powinien jednak postawić na różnorodność. Chłopak do szczególnie zdecydowanych nie należał, więc gdyby go częściej stymulować...
Ëar złapał Deviego za rękę i przyciągnął do siebie. Oblizał lubieżnie usta i pchnął go na najbliższe drzewo.
- Nie spieszy się nam tak bardzo. - stwierdził i przygryzł wargę aby w jakiś sposób zmniejszyć szeroki uśmiech, jaki cisnął mu się na twarz. - Patrz na mnie uważnie. - nakazał i skupił się na zmianie swojego wyglądu.
Jego ciało rozrosło się, stało się trochę bardziej barczyste i mocniej zbudowane, porcelanowa skóra stała się odrobinę ciemniejsza, jasne włosy pociemniały zdecydowanie, były teraz niemal czarne z lekkim odcieniem granatu, króciutkie od dołu, odrobinę dłuższe u góry, piękne, błękitne oczy miały teraz odcień nieba przejaśniającego się po burzy, szczęka była bardziej kwadratowa, rysy bardziej męskie. Duch Morza nie był już zniewalająco piękny, w tej chwili był po prostu niebywale męski i przystojny.
Devi przełknął ciężko ślinę i zaciągnął się gwałtownie świeżym powietrzem. Naprawdę zapomniał o oddychaniu!
- Podobam ci się. O tak, znowu czujesz to pulsowanie krwi w całym ciele, pragniesz mnie. - Ëar zamruczał zadowolony i uśmiechnął się z niebywałą pewnością siebie. Przysunął swoją twarz do twarzy chłopaka i przeciągnął językiem po jego lekko rozchylonych ustach. Musnął je raz, drugi, pocałował mocniej. Zaczął stopniowo rozgrzewać Deviego, a kiedy ten odpowiedział na pocałunek, muskał językiem jego wargi, kąsał je, drażnił. Niespiesznie, powoli posuwał się dalej i dalej. Wsunął kolano między uda chłopaka i zaczął pocierać nim o jego krocze. Devi westchnął, zaś Duch wsunął w końcu język w jego usta.
Niedoświadczony młodzik objął go ramionami, wsunął dłonie w ciemne, miękkie włosy i bawił się nimi. Powoli schodził palcami w dół, na umięśniony kark, przez szerokie plecy do talii. Zaczął podciągać do góry szatę Ducha i westchnął kiedy w końcu mógł dotknąć dłońmi nagiej, gorącej skóry. Wodził rękoma po umięśnionych plecach mężczyzny, drapał je i chętnie poddawał się pieszczotom. Niemniej jednak, kiedy Ëar przesunął wargi na jego szyję, powstrzymał go.
- Od uszu i szyi trzymaj się z daleka. - ostrzegł.
Duch Morza był początkowo zaskoczony tą reakcją, ale domyślił się szybko czym była spowodowana. W tamtych miejscach Devi niewątpliwie był bardzo wrażliwy i chciał zostawić je dla tego, do którego należało jego serce. Cóż, Ëar mógł się z tym pogodzić, więc chociaż nie bez żalu, zaakceptował wolę chłopaka.
Przesunął dłonią po piersi Deviego i zatrzymał ją na podbrzuszu, tuż nad pobudzonym członkiem.
- Jeśli wrócimy bez ziół, staniesz się celem moich przyjaciół. - chłopak odsunął od siebie mężczyznę. - Jeśli znajdę szybko to czego mi trzeba, dokończymy. Jeśli nie znajdziemy tutaj ziół, będziesz musiał poczekać zanim znowu mnie dotkniesz.
- Nie wierzę, że masz w sobie tyle siły, żeby mnie odepchnąć, kiedy błagasz o dotyk. - Ëar odsunął się, chociaż nieznacznie i padł na kolana. Zadarł głowę do góry, a na jego rumianych od pocałunków ustach znowu zakwitł uśmiech. - To zajmie chwilę, jeśli mi pozwolisz.
Devi przełknął głośno ślinę i oblizał nerwowo usta. Jego członek pulsował jeszcze mocniej niż przed chwilą.
Nie potrafił zareagować inaczej, jak tylko skinieniem głowy. To, co miał przed oczyma były zbyt podniecające żeby mógł odmówić.
Ëar uwolnił jego członek z krępującego go więzienia materiału i znowu spojrzał w górę tymi swoimi ciemno niebieskimi oczyma. Przejechał językiem po wargach i Devi wiedział, że jest stracony.

niedziela, 6 listopada 2016

52. Wspomnienia nadchodzących czasów

Devi zarumienił się mimowolnie. Seet-Far nigdy nie okazywał mu takiej czułości, nie wspominając już o aktach zazdrości lub nadmiernej opiekuńczości. Co więc tak nagle go ugryzło? Czy naprawdę do tego stopnia nie ufał Duchowi Morza, że odczuwał potrzebę „zaznaczenia swojego terenu”? Jasne, on i mieszaniec byli przyjaciółmi i na swój sposób zżyli się z sobą przez długie lata okresu dorastania, ale do tej pory raczej zachowywali pewien dystans. Devi pamiętał doskonale, że miał co do mieszańca pewne plany, ale musiał przyznać przed samym sobą, że nie był co do nich do końca przekonany. Tym bardziej, że między Seet-Farem i Eressëa coś było, a ostatnim czego chciał chłopak było przeszkadzanie napalonym kochankom.
- Czy teraz dowiem się jaki jest ten twój wybranek serca, czy jak tam chcesz go nazwać? - Ëar przypomniał Deviemu swoje pozostawione bez odpowiedzi pytanie.
Chłopak miał nadzieję, że będzie mógł odpowiedzieć na nie zdecydowanie później, może nawet kilka dni później, jednak teraz nie widział żadnej drogi ucieczki. Nie mógł się nijak wymigać, więc postanowił zaakceptować fakt, że los postanowił z powodzeniem uprzykrzyć mu życie.
- Idealny.
- Nikt nie jest idealny. - Duch prychnął lekceważąco. - Nawet Żywiołom daleko od ideału.
- Dla mnie jest idealny. Na tyle idealny, na ile idealny może być mag. Moja matka była dziwką. Wychowywała mnie, ponieważ miała nadzieję, że kiedyś się jej przydam i będzie mogła zarabiać także na mnie. Chciała mnie wykorzystać. Kiedy uciekłem, natknąłem się na Jean-Michaela, a on tak po prostu mnie przygarnął i zaopiekował się mną jakbym był jego młodszym bratem. Kiedy go potrzebowałem, zawsze był blisko, dawał mi wszystko, co tylko chciałem, potrafił dla mnie nawet kraść. Odwdzięczałem mu się mając oko na dom, czasami coś gotując, pielęgnując go, kiedy wracał pijany. Po Drugiej Wojnie Ras nasze życie się ustatkowało i Jean-Michael zamienił się w kurę domową oraz nauczyciela. Przekazał mi całą swoją wiedzę z zakresu medycyny, zielarstwa, pomógł mi też w studiowaniu książek, które dla mnie zdobył, ćwiczył mnie w walce. Jest dla mnie wszystkim. No i jest piękny. Naprawdę piękny. I przystojny. Kiedy patrzy na innych, jego spojrzenie jest ostre, oceniające, ale kiedy patrzy na mnie, widzę w nim łagodność i radość. Ma pełniejsze usta, które zawsze smakują ziołami i które często wyginają się w łobuzerskim uśmiechu. Jego skóra jest o jakieś dwa odcienie jaśniejsza od mojej, ale jest bardziej szorstka. Bez względu na to jaki tryb życia prowadzi, jego ciało zawsze zachowuje atletyczną budowę. - Devi uśmiechał się łagodnie opowiadając o swoim opiekunie, swojej wielkiej miłości, ale pod koniec w jego oczach pojawiły się złote łzy, które szybko otarł wierzchem dłoni. Wspominanie Jean-Michaela było czymś niezwykle przyjemnym, ale jednocześnie wiązało się z bólem rozłąki. Pierwszej i jedynej od wieków. Chłopak bardzo za nim tęsknił.
- A więc jest dla ciebie jak starszy brat, w którym się podkochujesz. - Ëar położył dłoń na ręce siedzącego obok niego Deviego i kciukiem pogładził jej gładką, miodową skórę. - Nie uważam się za specjalistę, ale w takiej sytuacji nie dziwię się, że twój Jean-Michael, czy jak mu było, czuje się niepewnie. Zawsze tak będzie, jeśli wcześniej nie nabierzesz jakiegokolwiek doświadczenia, abyście obaj wiedzieli, co naprawdę jest między wami. Nie mówię tego żeby się do ciebie dobrać, chociaż nie ukrywam, że tego pragnę, bo podobasz mi się coraz bardziej, Niewinny.
- Więc dlaczego starasz się mi doradzić? - Devi spojrzał na mężczyznę mrużąc ostrzegawczo powieki, aby wyglądać groźniej. Nie wyszło mu wprawdzie do końca tak, jak to sobie zaplanował, ale Duch Morza zrozumiał kryjący się za tym przekaz.
- Dobra, przyznaję się! - uniósł obie dłonie na wysokość twarzy ich wnętrzem do przodu. - Robię to żeby się z tobą przespać, aleeeeee nie okłamuję cię. Mówię jak jest i to co myślę. Sam postaw się na jego miejscu. Jeśli odwzajemnia twoje uczucie, jest potwornie zazdrosny, ale potrafi to pokonać w trosce o ciebie. W końcu jeszcze cię nie wziął, a to o czymś jednak świadczy. Kiedy się z nim zwiążesz, najpewniej zamkniesz się na inne możliwości, a więc nigdy nie dowiesz się, czy to, co do niego czujesz jest takie, jak ci się wydaje. Argh! Nienawidzę ludzkiej mowy! - Duch skrzywił się. - Nie mam pojęcia, jak można zrozumiale ubrać w słowa przypuszczenia.
- Myślę, że cię rozumiem, więc nie idzie ci najgorzej.
- Zasłużyłem na pocałunek? - Ëar posłał chłopakowi czarujący uśmiech.
- Jesteś strasznie natrętny, ale niech ci będzie. - Devi westchnął ciężko.
Zadowolony Duch nie czekał. Złapał go za kark i przyciągnął do siebie miażdżąc jego usta swoimi. Kąsał je, lizał, ssał na przemian dolną i górną wargę, a kiedy chłopak łaskawie rozchylił usta, wtargnął w nie językiem. Pocałunek był głęboki, namiętny i z tego też powodu trochę chaotyczny. Zupełnie nie w stylu Deviego. Chłopak spróbował odepchnąć Ëara, ale ten na to nie pozwolił. Zwolnił jednak tempo pocałunku, zmniejszył nacisk swoich warg i łagodniej operował językiem.
- Wystarczy. - w pewnym momencie Devi oderwał się od niego bez ostrzeżenia, czym naprawdę zaskoczył mężczyznę.
- T-tak. - zająknął się Duch i wsuwając dłoń w swoje jasne włosy poczochrał je w zdradzającym zagubienie lub zakłopotanie geście.
- Teraz ty mi powiedz, dlaczego tak się do mnie przyczepiłeś. - zażądał chłopak
Duch westchnął ciężko przyglądając się uważnie Deviemu przez dłuższą chwilę. W końcu skinął głową.
- Kiedy morze niesie śmierć, mogę wybierać najsmaczniejsze kąski, silne, przepełnione pragnieniem życia, takie na jakie mam ochotę. Trafiając na kogoś takiego, wypełniam go swoim tchnieniem, zabawiam się i pozwalam mu umrzeć z uśmiechem na ustach. Problem w tym, że od kiedy przebudził się Czempion Pradawnej Wody, morze jest pełne trupów bezsensownie zabitych przypadkowych osób. Nic na tym nie zyskuję, ponieważ ofiary Czempiona do niczego się nie nadają, a ja jestem niezaspokojony. Skoro więc Żywioły zrobiły sobie ze mnie chłopca na posyłki, mam ochotę coś na tym ugrać, odbić sobie to, co zabiera mi Czempion, a ty idealnie wpisujesz się w profil najsmaczniejszego. Gdybyś zginął na morzu, byłbyś mój. Ponieważ jednak nie ma co na to liczyć, a ja przybrałem już materialne ciało na dłużej, postanowiłem wykorzystać okazję.
- Więc jestem okazją?
- Obaj jesteśmy. Ty moją, a ja twoją. Nie łączy nasz przecież uczucie, a jedynie pożądanie, więc chyba mi nie powiesz, że zraniłem twoją dziewiczą, niewinną duszyczkę?
- Nie ułatwię ci zadania. - prychnął poważnie Devi.
- Nawet na to nie liczyłem. Ty nie toniesz, a ja w tym ciele nie dysponuję wszystkimi swoimi mocami, więc muszę się postarać. Zresztą, ty sam nie wiesz czego chcesz, a to czyni z ciebie trudnego przeciwnika.
Devi musiał przyznać mu rację. Jeszcze przed chwilą mógł myśleć tylko o tym, że całe jego ciało pragnie tego niezwykle atrakcyjnego, kuszącego mężczyzny, a już teraz wcale nie odczuwał potrzeby zbliżenia się do niego. Gdyby coś takiego zdarzyło mu się u boku Jean-Michaela, nie potrafiłby spojrzeć opiekunowi w oczy. Ëar był tylko zachcianką, Jean-Michael był dla chłopaka wszystkim, ale Devi musiał mieć co do tego całkowitą pewność, aby nie zranić maga i w konsekwencji siebie samego.
Ëar położył się na piasku z dłońmi pod głową i obserwował czyste niebo kolejnego słonecznego, pogodnego dnia. Devi objął ramionami podciągnięte pod brodę kolana, na których ułożył głowę. Obaj milczeli, w ciszy analizując swoją sytuację i wspominając czasy przed przebudzeniem się Czempionów.

niedziela, 30 października 2016

51. Wspomnienia nadchodzących czasów

Ëar leżał na piasku, podpierając głowę dłonią i obserwował Deviego, który krzątał się wokół przyjaciół. Błękitne spojrzenie na początku po prostu lustrowało ciało chłopaka niemal liżąc je od stóp do głów, teraz zaś początkowe pożądanie przerodziło się w czystą ciekawość. Chłopak tak bardzo się starał i niemal wychodził z siebie próbując wszystkiego, byleby bliskie mu osoby szybko stanęły na nogi i odzyskały siły. Najprawdopodobniej nie poddałby się nawet gdyby sytuacja była całkowicie beznadziejna. To nie byłoby w jego stylu. Devi był nieugięty, kiedy na czymś mu zależało, a przynajmniej takie sprawiał teraz wrażenie. Jego ruchy były pospieszne, może trochę chaotyczne, ale pewne i zdecydowane, a dłonie delikatne, ostrożne. Duch Morza nazywał go „Niewinnym” i nie było wątpliwości, że właśnie taki był. Niewinny pod każdym względem. Piękny.
- Powiedz mi jaki on jest. - zwrócił się do chłopaka Ëar.
- Hm? - Devi wyraźnie nie wiedział o co chodzi. - Jaki kto jest? Eressëa? - wskazał głową na smoka, którego rany właśnie przemywał.
- Ten, przez którego mi odmówiłeś. Nie patrz na mnie z takim zaskoczeniem, doskonale wiem, że nie oparłbyś mi się gdyby nie było kogoś, kto cię powstrzymał. Widzisz, z dziewicami tak już jest. Kiedy są młode, pragną pozbyć się dziewictwa, nie zależy im, łatwo ulegają pokusie. Kiedy są starsze, są mądrzejsze. Pragną, ich ciała są niezaspokojone, ale chcą żeby to była ta właściwa, wyjątkowa osoba. Bywają szalenie zazdrosne, nawet o przeszłość, która już dawno nie istnieje, ponieważ chcą być pierwszymi i ofiarować siebie jako pierwsze. Dziewice są takie skomplikowane w swojej prostocie. Stąd wiem, że jest ktoś, kto cię powstrzymuje.
Devi był zmieszany i zawstydzony. Ëar miał rację, zupełnie jakby potrafił czytać w myślach i sercu Deviego. Może dziewice rzeczywiście były tak proste do odczytania i Jean-Michael również to wiedział. Może właśnie dlatego chciał żeby Devi spróbował związku z kimś innym. Nie chciał męczyć się z zazdrością Deviego o każdą głupotę i drobną rzecz.
- Czy jeśli stracę dziewictwo z tobą, nie będę miał wyrzutów sumienia, kiedy będę z tym, którego kocham? - zapytał spoglądając ufnie na swojego rozmówcę. Miał serce na dłoni. Był taki niewinny.
- Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć, chociaż bardzo bym chciał. Widzisz, każda dziewica reaguje inaczej, ponieważ w każdej coś się zmienia, kiedy w końcu pozbędzie się brzemienia. Dziewictwo wiąże się ze strachem, czyż nie? Strach przed bólem, przed intymnością, która nie ma w sobie nic romantycznego i pięknego, a niektórym wydaje się nawet obrzydliwa. Nie wiem jak ty zareagujesz, co się w tobie zmieni, ale mogę cię zapewnić, że potrafię sprawić ci rozkosz. Zresztą, nie chodzi ci tylko o rozkosz. - Duch uśmiechnął się przebiegle. - On będzie doświadczony, będzie miał porównanie, a ty nie będziesz miał pojęcia, czy robisz coś dobrze, czy źle. Podczas kiedy ty będziesz poruszał się po omacku w ciemnościach, on będzie widział wszystko bardzo wyraźnie, jak w biały dzień. Nie będziesz miał pojęcia czego oczekiwać, w której chwili i jak bardzo zaboli, a kiedy będzie przyjemnie. Jedna wielka niewiadoma. No dobrze, ale wrócimy do tego później. Teraz opowiedz mi o nim.
- Nie. - Devi pokręcił głową. - Nie teraz. Muszę zająć się przyjaciółmi, a to wymaga skupienia. Opowiem ci innym razem. - zapewnił przygryzając wargę aby ukryć w ten sposób zażenowanie, co wbrew pozorom wcale mu nie wychodziło. Ëar miał w sobie coś, co sprawiało, że Devi chciał się otworzyć, chciał mu zaufać, ale jednocześnie chciał to także przemyśleć. Łatwo było działać bez zastanowienia i pod wpływem impulsu, ale niewątpliwie nie było to rozsądne, a ostatnim czego chciał chłopak była nieostrożność. Zbyt dobrze pamiętał, jak Haydee zdołała omotać smoka, żeby teraz samemu dać się tak spętać. Wrócił do doglądania przyjaciół klękając przy hybrydzie i zdejmując jej opatrunki.
W tym czasie Seet-Far zdążył wrócić z naręczem większych i mniejszych gałązek, które miały podtrzymać tlący się ogień paleniska. Widząc spojrzenie, jakim Duch Wody śledził jego przyjaciela, podszedł do niego pochylając się.
- Hej, ty! - Seet-Far spojrzał na Ducha groźnie. - Jeśli go skrzywdzisz, zabiję cię. Chociażbym miał osuszyć całe to cholerne morze, zrobię to. - warczał ostrzegawczo. - Znajdę cię i zabiję, nawet jeśli będzie to oznaczało koniec tego świata. Zapamiętaj to sobie. - odwrócił się od rozmówcy tyłem i podszedł do Deviego zmieniającego opatrunki Rambë. Uklęknął obok niego, kładąc mu rękę na ramieniu i oferując pomoc. Nagle był łagodny i potulny jak baranek, co Ëar uznał za bardzo interesujące. Najwidoczniej Devi miał większy wpływ na otaczających go ludzi niż mogło się wydawać. Mały skarb, chciałoby się powiedzieć.
Rambë jęknęła, kiedy Devi zakładał jej nowy opatrunek i poruszyła się gwałtownie.
- Delikatniej! - syknęła na niego, co sprawiło, że na twarzy chłopaka pojawił się szeroki, zadowolony uśmiech.
- Ktoś wraca do zdrowia. - zauważył.
- Nie mam wyjścia skoro jesteś tak delikatny, że wszystko mnie boli ledwie podejdziesz.
Devi uśmiechnął się naprawdę szeroko, prezentując pełne uzębienie.
- Skoro ty dochodzisz do siebie, Eressëa także powinien. - wtrącił się Seet-Far, który uniósł nieznacznie do góry głowę dziewczyny i pomógł jej wypić przygotowane wcześniej przez Deviego zioła. - O wilku mowa. - mruknął, kiedy od strony leżącego dotąd spokojnie smoka zaczęły dochodzić pierwsze świadczące o odczuwanym bólu odgłosy. Mieszaniec został przy hybrydzie, kiedy jego przyjaciel pospieszył do Eressëa, który najwyraźniej próbował się podnieść do siadu.
- Zaczekaj i nie spiesz się tak. - Devi przytrzymał ramiona mężczyzny przygważdżając go do piasku. - Najpierw wypij to. - tak jak wcześniej Seet-Far pomagał Rambë, tak teraz Devi poił smoka. - To powinno pomóc ci w uspokojeniu ciała zanim zacznie wariować po tym, co się stało.
- Nie wiem nawet, co się stało. - przyznał mężczyzna, któremu oczy same zamykały się ze zmęczenia.
- Wszystko opowiemy ci później. Teraz odpocznij jeszcze trochę. Chcę żebyś był w stanie zjeść coś dzisiaj samodzielnie, więc usypianie nad miską nie wchodzi w grę.
- Mam przeczucie, że nie spodoba mi się to, co usłyszę.
- Nie zaprzeczę. - Devi delikatnie odgarnął włosy z twarzy smoka nie zważając na bliznę, która była teraz tak doskonale widoczna. - Ty również powinnaś wypoczywać. - zwrócił się do przyjaciółki, która wpatrywała się podejrzliwie w Ducha Morza. - Masz kilka głębszych, nieładnych ran, które muszą się zagoić możliwie najszybciej.
- Kim on jest? - dziewczyna zignorowała pełne troski słowa przyjaciela.
Devi westchnął i wzruszył ramionami w odpowiedzi na niezadane pytanie wpatrzonego w niego Seet-Fara. Po chwili skinął głową nie widząc innego wyjścia z sytuacji.
Mieszaniec zabrał się za możliwie dokładne i sensowne wyjaśnianie kim jest Ëar i jakie jest jego zadanie. Dziewczyna nie była szczególnie zadowolona z tego, co usłyszała, tym bardziej, że miała kilka pytań, jak chociażby to, które uważała w tamtej chwili za najważniejsze. Skoro Ëar był Duchem Morza to dlaczego ona nie czuła z nim żadnej więzi, skoro jej Żywiołem była Woda?
- Ponieważ jestem Duchem, a nie morzem. - odpowiedź była tak prosta, że aż trudna do pojęcia. - Moje połączenie z Wodą jest inne, niż twoje. - wyjaśnił widząc pełną niezrozumienia minę dziewczyny. - Ty jesteś połączona ze swoim Żywiołem fizycznie, ja na poziomie psychicznym. Wypełniam te wody swoją egzystencją. Coś jakby powietrze, którym oddychasz stało się myślą, która przetacza się przez określony teren.
- Chyba naprawdę potrzebuję jeszcze chwili odpoczynku. - dziewczyna przesunęła dłońmi po twarzy i westchnęła ciężko. Nadal nie pojmowała kim właściwie jest Ëar, chociaż jego wytłumaczenie w pełni dotarło do Deviego i Seet-Fara. Zamknęła oczy oddychając spokojnie, a po chwili zasnęła, co niezmiernie ucieszyło dwójkę jej przyjaciół. W końcu różnica między snem, a byciem nieprzytomnym była naprawdę znacząca.
Seet-Far, który poprzedniego dnia był do niczego, teraz nie wytrzymał dłużej niż pół godziny w jednym miejscu. Jego ciało potrzebowało ruchu, musiało wykorzystać energię, która się w nim nagromadziła oraz pozbyć się napięcia ściskającego wszystkie jego mięśnie. Chłopak musiał odreagować zdenerwowanie, jakie czuł od kiedy doszedł do siebie po nieprzyjemnej przygodzie z syrenami, musiał zapomnieć o przyprawiających go o dreszcze wydarzeniach i o wodzie, która najpewniej da mu się jeszcze we znaki, kiedy w końcu wyruszą w dalszą drogę.
Devi rozumiał go bez słów i chociaż nie czuł się zbyt pewnie w towarzystwie Ëara, nie chciał prosić przyjaciela o to, aby męczył się zostając z nim. Zamiast tego sam zachęcił mieszańca do spaceru, który miał pomóc mu w odreagowaniu stresu i poprawić mu samopoczucie.
- Skrzywdź go a zabiję! - Seet-Far ostrzegł Ëara przed odejściem, nic nie robiąc sobie z wywołanego tym zawstydzenia Deviego. - Będę w pobliżu, gdyby się do ciebie dobierał, krzycz. - pogładził chłopaka czule po policzku, jakby chcąc zaznaczyć swój teren i rzucając ostatnie ostre spojrzenie mężczyźnie, ruszył w stronę ofiarujących mu bezpieczeństwo i spokój drzew.

niedziela, 16 października 2016

50. Wspomnienia nadchodzących czasów

Devi mimowolnie spojrzał na śpiących mocno przyjaciół i odetchnął z ulgą upewniając się, że żadne z nich nie było jeszcze gotowe do pobudki. Nie przypuszczał nawet, że może odczuwać wstyd tylko dlatego, że Duch Morza flirtował z nim bezczelnie w ich obecności. Musiał jednak przyznać, że nie był gotowy na obnoszenie się ze swoją seksualnością, jak robili to Seet-Far i Eressëa. Dla nich takie rzeczy mogły nie mieć znaczenia, ale dla niego było to czymś wielkim. W końcu był to jego pierwszy raz.
- Mój niewinny chłopcze, zdradź mi proszę, co zamierzasz zrobić z tą niewygodną sytuacją – Ëar wskazał palcem pobudzone krocze Deviego i uśmiechnął się jak przystało na drapieżnika, który właśnie zagonił w kozi róg swoją ofiarę.
- Nic.
- Nic? - Duch Morza uniósł wąską, delikatną brew i wlepił w chłopaka spojrzenie błękitnych oczu. - Chcesz męczyć się z czymś tak niewygodnym, mój Niewinny?
- Devi! Mam na imię Devi!
- Niech będzie, Devi. Twoje imię nie zmienia mojego pytania. Mogę ci pomóc. - zamachał przed twarzą chłopaka bladą dłonią o szczupłych, długich palcach, które bez wątpienia potrafiły czynić cuda. - Nie chcesz mnie, więc nie zamierzam brać cię siłą, ale przecież możemy czasami wyświadczać sobie przysługi, czyż nie?
Oczy Deviego były naprawdę ogromne i można było wyczytać z nich strach, niezdecydowanie i coś jeszcze, coś ulotnego, delikatnego i niezwykle kruchego. Jean-Michael chciał żeby Devi spróbował kogoś innego, żeby upewnił się, co do swoich uczuć, żeby korzystał z życia, zamiast męczyć się u boku „starego piernika”. To, że pozwoli się dotknąć nie będzie przecież zdradą, nie sprawi, że chłopak znienawidzi siebie i będzie rozpamiętywał to, że dał sobie zrobić dobrze w taki, czy inny sposób.
- Dobra! - odpowiedział mało uprzejmie. - Ale znasz granice!
- Naturalnie. - rzucił śpiewnie Ëar i uśmiechnął się drapieżnie. - Zbliż się do mnie, Niewinny.
Chłopak postąpił kilka kroków w jego kierunku i pozwolił objąć się w pasie silnym ramieniem. Duch Morza przyciągnął go mocno do swojego ciała i wsunął dłoń w jego spodnie. Jego palce były delikatne i odrobinę chłodne, kiedy zacisnęły się na gorącym członku. Devi przygryzł wargę nie chcąc wydać żadnego dźwięku. Duch najwyraźniej doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ponieważ postanowił go podręczyć. Zaczął ocierać się sobą o krocze chłopaka, a jego dłoń z niewyobrażalną wprawą sunęła w górę i dół nabrzmiałego, pobudzonego członka. Mężczyzna jakby chcąc go pożreć, wpił się zapamiętale w maltretowane zębami usta chłopaka i ukąsił wargę w miejscu, w którym gryzł ją wcześniej Devi. Nie przekraczał jednak wyznaczonej na początek granicy, nie pogłębiał pocałunku i trzymał swój język w ryzach.
Chłopak nie oddał pocałunku, ale pozwolił się całować. Zamknął oczy i skupił się na doznaniach, na przyjemności, dotyku, pożądaniu. Starał się nie myśleć o Jean-Michaelu, który to powinien być jego pierwszym we wszystkim. Prawda była jednak taka, że on na pewno nie byłby dla opiekuna pierwszym, więc może właśnie w tym tkwił problem.
Jego ciało rozluźniło się i poddało. Ruchy dłoni na męskości Deviego były teraz jeszcze przyjemniejsze i bardziej zdecydowane, a ocierające się o niego ciało czuł przez ubrania, niemal jakby obaj byli nadzy. Ëar pachniał morzem, wiatrem i nagrzanym piaskiem, a chłopak mimowolnie oparł głowę o jego ramię wdychając ten znany, przyjemny zapach, który kojarzył mu się ze szczęśliwym dzieciństwem u boku ukochanego opiekuna.
W końcu Devi poddał się i doszedł, ciężko wypuszczając z ust powietrze. Nie był pewien, czy naprawdę odczuwa ulgę jaką spodziewał się odczuć, ale kiedy spojrzał na idealnie pięknego Ducha Morza czuł satysfakcję, ponieważ widział w jego błękitnych oczach pragnienie. Z jakiegoś powodu Ëar naprawdę pożądał Deviego, ale chłopak nie zamierzał mu się oddawać nigdy. Mogli się bawić tak jak teraz, ale nigdy nie posuną się za daleko.
Devi wyswobodził się z objęć Ëara i poprawił spodnie. Uklęknął przy Seet-Farze potrząsając jego ramieniem. W każdej innej sytuacji zapewne pozwoliłby przyjacielowi pospać dłużej, ale teraz wolał jednak mieć jakieś dodatkowe towarzystwo, kogoś, kto nie będzie próbował go poderwać i kogo on sam nie będzie pragnął dotykać. Miał pełną świadomość, że zachowuje się jak skończony dupek, ale nie potrafił temu zaradzić. Może właśnie na tym polegała różnica między miłością a pożądaniem? Kiedy kochasz wychodzisz z siebie, aby ta druga osoba odczuła w pełni twoje gorące uczucia, zaś pragnąć myślisz tylko o zaspokojeniu swoich potrzeb.
Spojrzał szybko, przelotnie na Ducha Morza, który nie wydawał się dotknięty jego zachowaniem, ale tym bardziej zdeterminowany, by dobrać się do Deviego. Wypuszczając spokojnie powietrze przez nos, znowu zaczął potrząsać przyjacielem.
- Devi, co jest? - zaspany mieszaniec przetarł oczy z trudem próbując unieść ciężkie powieki.
- Mamy gościa. - powiedział krótko chłopak, na co Seet-Far zerwał się gwałtownie do siadu już całkiem obudzony.
- Podobno ma być naszym przewodnikiem w drodze do pierwszego Czempiona Pradawnego Żywiołu. - wyjaśnił, domyślając się jakie pytanie zaraz padnie. - Ëar, tak ma na imię, jest Duchem Morza.
- Duchem Morza? - Seet-Far zmarszczył brwi wyraźnie nie ufając nowemu towarzyszowi. - Więc dlaczego nie pomógł nam, kiedy syreny niemal nas pozabijały?
- Moim zadaniem jest pomóc. - Ëar odpowiedział dumnym głosem, w którym czaiła się odrobina pogardy, a po jego ustach błąkał się ironiczny uśmiech. - Nie mam toczyć za was walk, choć pewnie tego byś chciał. Ja wykonam całą brudną robotę, a ty będziesz pławił się w chwale zwycięstwa. Gdyby tak miało to wyglądać, Żywioły nie potrzebowałyby waszej czwórki. Macie w sobie pierwiastek śmiertelności, który czyni was tym, kim jesteście. Śmiertelni w swojej nieśmiertelności. Tacy jesteście niezbędni Żywiołom i tylko to pozwala wam stawić czoła Pradawnym Czempionom.
Miał rację. Starzeli się tylko do pewnego momentu, ale chociaż nie umierali ze starości, można było ich zabić. Tak naprawdę nie byli więc nieśmiertelni, lecz wieczni i śmiertelni. Dlatego niektóre z ras już dawno wyginęły, a inne spotykało się tak rzadko, że stawały się legendami. Jak chociażby dżiny, których magia przemieniła Deviego ze zwykłego człowieka w to, czym był teraz, jak tiikeri będący ojcem Seet-Fara lub Eressëa, którego rasę do niedawna uważano za wymarłą.
- Ja mu ufam. - przyznał cicho i jakby niepewnie Devi, który klęczał przy przyjacielu. - Nie jest zdrajcą jak Haydee.
Mieszaniec spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Nie mówisz poważnie.
- Gdyby chciał nas skrzywdzić, zrobiłby to. Od początku tej wyprawy nie byliśmy tak słabi, jak w tej chwili. Eressëa i Rambë nie są żadnymi przeciwnikami i są bardziej bezbronni niż niemowlęta, ty jesteś osłabiony i do niedawna byłeś zaspany, a rozbrojenie mnie nie byłoby dla niego większym problemem, skoro musiałbym martwić się nie tylko o siebie, ale także o wasze bezpieczeństwo.
- Och, gdybym wpadł na to wcześniej, wykorzystałbym twoją słabość, potargował się i dostał to czego chcę. - rzucił melodyjnie i wesoło Ëar, który wymownie spoglądał na Deviego, wiedząc, że chłopak rozumie, o co mu chodzi. Mrugnął do niego zalotnie, nie robiąc sobie nic z morderczego spojrzenia, jakie mu posłano.
- Nawet tego nie próbuj, bo zapewniam, że nic nie zdziałasz.
- O czym wy mówicie?
- Nie pytaj! - Devi zasłonił dłonią usta Ducha Morza żeby ten nie mógł wejść mu w słowo. - Zanim cię obudziłem, miałem ochotę porozmawiać z nim chwilę i wierz mi, ufam mu, ale najchętniej zakneblowałbym go. Przestań lizać moją dłoń! - warknął na Ëara zabierając szybko rękę z twarzy mężczyzny.
- Jeśli mnie zakneblujesz, wiele na tym stracisz. Potrafię zdziałać cuda tymi ustami. - Duch oblizał się lubieżnie, co sprawiło, że jego idealne usta zalśniły od naniesionej na nie warstewki śliny, co przykuło uwagę Deviego bardziej, niż by tego chciał. - Udowodnię ci to, jeśli tylko dasz mi szansę.
- Devi, czy on... czy on z tobą flirtuje?
- Tak. - chłopak westchnął ciężko i przesunął dłonią po włosach w zdenerwowanym geście świadczącym o tym, że czuł się zagubiony. - Pójdę po wodę, zaczekajcie na mnie.
- Pójdę z tobą! - zaoferował stanowczo zbyt entuzjastycznie Ëar.
- Nie!
- Ech, powinieneś być ze sobą bardziej szczery. - zauważył Dych Morza i jednym pstryknięciem palców wypełnił czystą, słodką wodą kociołek, a następnie wykonując skomplikowany, ale pełen gracji ruch ręką wyłowił z morza naprawdę pokaźną rybę.
Chłopcy patrzyli na niego z uchylonymi ustami. Prawdę mówiąc rozumieli tę część o Duchu Morza, ale wyraźnie nie mieli dotąd pojęcia, co to właściwie oznacza.
- Zaimponowałem wam? - zapytał Duch z psotnym uśmiechem, kiedy zauważył, jak na niego patrzą. - Mam pewną władzę nad morzem, nad jego wodą i żyjącymi w nim, nieposiadającymi własnej woli istotami. Nie jestem tylko zabójczo przystojny. - znowu próbował flirtować z Devim.
O dziwo, chłopak uśmiechnął się odrobinę pod nosem, jakby fakt, że Ëar coś dla nich zrobił był pierwszym światełkiem pojawiającej się sympatii.

niedziela, 9 października 2016

49. Wspomnienia nadchodzących czasów

- Podtrzymuję swoją wcześniejszą opinię! To obrzydliwe. Jeśli kiedyś to mnie będzie trzeba tak karmić, po prostu daj mi umrzeć z głodu. - Seet-Far skrzywił się odsuwając usta od warg Eressëa.
- Na to nie licz. Jeśli będę musiał, będę cię karmił siłą, ale zrobię to.
- Chciałbym wierzyć, że żartujesz, ale wiem, że mówisz całkiem serio. Ty chyba nawet nie wiesz czym są żarty.
- Zaskoczyłbym cię, ale nie mam na to czasu. - Devi, który karmił z ust do ust Rambë, w zadziornym, niewinnym geście pokazał przyjacielowi język.
- Wymówki. - mieszaniec prychnął teatralnie, ale nie był w stanie powstrzymać uśmiechu, jaki cisnął mu się na usta.
- Może... - odparł tajemniczo chłopak i wrócił do swojego raczej mało przyjemnego zajęcia, jakim było przeżuwanie jedzenia dla przyjaciółki.
Zanim skończyli karmić nieprzytomną dwójkę i sami się posilili, słońce zaczęło chować się za horyzontem. Wraz z nadejściem zmroku, kiedy powietrze się ochłodziło, Devi położył się obok Rambë przykrywając ich oboje dwoma płaszczami, a po jego prawej stronie Seet-Far zrobił to samo leżąc u boku Eressëa. Ostatnim czego teraz chcieli było wychłodzenie organizmów bezbronnych przyjaciół. Zadbali więc o to, aby było im możliwie najcieplej i żeby w razie gdyby któreś z nich się obudziło, pod ręką znajdowała się w pełni przytomna osoba. Chłopcy wątpili jednak aby miało to nastąpić tak wcześnie. Walka o życie pod wodą wyczerpała Seet-Fara i Deviego, a co dopiero Rambë oraz Eressëa, którzy spędzili tam Żywioły wiedzą ile czasu.
Chociaż czuwanie bez wątpienia byłoby doskonałym pomysłem na zapewnienie sobie bezpieczeństwa, bardzo szybko cała czwórka znajdowała się w objęciach snu. Nie ważne, co by się nie działo, przez pierwszych pięć godzin żadne z nich by się nie obudziło. Wyczerpanie psychiczne dało o sobie znać z mocą porównywalną do wcześniejszego zmęczenia fizycznego.

Devi obudził się jako pierwszy i nieprzytomnie rozejrzał się po okolicy. W pobliżu nie było nikogo, jego przyjaciele wciąż spokojnie spali, a słońce, które wspinało się coraz wyżej po nieboskłonie zaczynało słodko przygrzewać. Niechętnie odsunął się od przyjaciółki i zdejmując z niej okrycie, pozwolił aby zastąpiły je ciepłe promienie. To samo zrobił z płaszczami pod którymi spała pozostała dwójka, co obudziło mieszańca, ale tylko na tyle, żeby przekręcił się na drugi bok.
Devi pozwolił sobie na jeszcze chwilę lenistwa, wpatrując się w błękitne, pogodne niebo. Jego myśli błądziły po pustkowiach niesprecyzowanych, rozmazanych myśli, które ani na chwilę nie zagrzewały miejsca w jego umyśle. Myślał o wszystkim i niczym, można by powiedzieć.
Obecność kogoś w pobliżu wyczuł całym sobą, zupełnie jak niekiedy można poczuć na sobie czyjeś spojrzenie. Spiął się cały, a jego ciało przeszło szybką bojową metamorfozę, kiedy rozglądał się w około w poszukiwaniu intruza. Dostrzegł go stojącego w sporej odległości od miejsca, w którym leżeli. Ciemna sylwetka otoczona jasnym blaskiem. Nie dało się jednak stwierdzić, czy to mężczyzna, czy kobieta.
Devi był czujny, chociaż nie chciał aby intruz to zauważył, kiedy wolnym, miarowym krokiem zaczął się do nich zbliżać. Wysoka, szczupła sylwetka, pełne gracji ruchy. Dopiero, kiedy można było gołym okiem rozróżnić szczegóły wyglądu, chłopak miał pewność, że to mężczyzna. Jasne, niemal białe włosy, z jednej strony odgarnięte zgrabnie do tyłu, błękitne, łagodne, ale jednocześnie nieprzeniknione, wąskie oczy, skóra wyglądająca na kobieco gładką i niemożliwie jasną. Nieznajomy był piękny, co sprawiło, że Devi nie mógł oderwać od niego spojrzenia, a jego ciało mimowolnie zaczęło się rozluźniać. Jego wzrok biegało mimowolnie po odzianym w delikatne, zwiewne szaty ciele, a wyobraźnie podsuwała obrazy tego, co mogło kryć się pod tymi szmatkami.
Chłopak ocknął się dopiero, kiedy świadomość i zdrowy rozsądek podsunęły mu obraz Jean-Michaela, który czekał na jego powrót w domu i zapewne zamartwiał się zastanawiając, czy Devi wróci do niego nadal tak pewny swoich uczuć względem niego, jak przed misją. Mimowolnie przełknął ciężko ślinę i podniósł się wychodząc naprzeciw pięknemu intruzowi.
Zatrzymali się naprzeciwko siebie i zaledwie krok dzielił ich od tego, aby ich ciała się ze sobą zetknęły. Devi miał świadomość, że oddycha szybciej i ciężej, a jego serce szaleje w piersi.
- Tryton. - wydusił z siebie. - Jesteś trytonem?
- Nie. - nieznajomy był wyraźnie zaskoczony. - Dlaczego tak sądzisz? - najwyraźniej dostrzegł rumieńce na policzkach Deviego, ponieważ uśmiechnął się tak niesamowicie słodko z równie rozkosznym. - Och! - na ustach. - Nie, nie jestem trytonem. - zapewnił. - Możesz sprawdzić, proszę. - nieznajomy odwrócił się tyłem i zsunął z ramion jasną, jakby wyszywaną srebrnymi gwiazdami szatę, która opadła na piasek ześlizgując się gładko z całego jego ciała.
Devi zaniemówił znajdując się na granicy podniecenia, kiedy jego spojrzenie sunęło po gładkich, umięśnionych plecach niżej i niżej. Pośladki mężczyzny miały tak idealny kształt, że chłopakowi nasuwało się tylko jedno ich określenie: „kuszące”.
- Tryton miałby na plecach delikatny, turkusowy tatuaż. - wyjaśnił.
- Wie-więc kim jesteś? - chłopak zająknął się, za co teraz przeklinał się w myślach. Odchrząknął, ponieważ zaschło mu w ustach.
Nieznajomy odwrócił się w jego stronę nie zważając nawet na to, że jego ubranie wciąż leży na ziemi u jego stóp. Biedny Devi niemal zaczął się dusić i speszył się, kiedy mimowolnie spojrzeniem powędrował od krocza nieznajomego.
- Hm, zdradzę ci to, ale nie za darmo. - mężczyzna uśmiechnął się słodko, ale drapieżnie jednocześnie i postępując zaledwie jeden krok w stronę Deviego, stanął tuż przed nim całkowicie nagi. Przygryzł kusząco dolną wargę, kiedy obrzucił szybkim spojrzeniem drżące dłonie chłopaka. - Za pocałunek. Za jeden pocałunek, zdradzę kim jestem.
Devi naprawdę zapomniał o oddychaniu słysząc tę propozycję. Jego ciało było teraz w pełni podniecone, z ust nie wydobywały się żadne dźwięki, mimo usilnych prób.
- Nie obawiaj się, nie skrzywdzę ani ciebie, ani twoich przyjaciół. - głos nieznajomego był melodyjny, niemal hipnotyzujący.
Czy to podstęp? Tak, jak wcześniej syrena omamiła Eressëa i Seet-Fara tak teraz on zostanie przez kogoś wciągnięty w czeluść bezmyślności? A jednak jego ciało tak bardzo pragnęło dorosnąć i skosztować tego nęcącego owocu.
- Jeden pocałunek. - wyszeptał w rozwarte usta chłopaka nagi mężczyzna i po prostu sięgnął warg Deviego. Najpierw delikatnie, łagodnie, po chwili bardziej łapczywie. Wsunął blade, silne dłonie we włosy chłopaka i przytrzymując jego głowę w miejscu pogłębił pocałunek jeszcze bardziej. Bez problemu wsunął język między uchylone wargi i wyzywająco drażnił nim język swojej „ofiary”, która drżąca i rozpalona w końcu zareagowała poddając się ciału.
Devi położył dłonie na biodrach mężczyzny i lekko zgiął palce wbijając je w rzeczywiście delikatną skórę. Oddał pocałunek odpowiadając z przyjemnością na zwinne ruchy języka swojego chwilowego partnera. Jęknął, kiedy piękny nieznajomy zaczął ocierać się o niego swoim kroczem prowokując, ale jednocześnie jakby starając się uwolnić chłopaka od brzmienia erekcji.
- Tylko-pocałunek. - przypomniał jąkając się, kiedy był w stanie odchylić nieznacznie głowę do tyłu. Kiedy właściwie jego dłonie znalazły się na tych niemożliwie cudownych pośladkach?!
- Mmm, nie dasz się namówić na nic więcej? - wyraźnie zawiedziony mężczyzna odsunął się, co Devi odczuł jakby ktoś właśnie wyrywał mu z piersi płuca.
- Moje ciało tego pragnie, ale to tylko ciało. - chłopak przesunął dłońmi po włosach. Wyglądał jak zagubione dziecko, ale powoli odzyskiwał rozum.
- Wielu to by wystarczyło. - zauważył nieznajomy, ale westchnął ciężko akceptując tę decyzję. - Niech będzie, ale i tak będę cię kusił i próbował swoich sił.
- Twoja obietnica...
- Tak, tak. Nie zapomniałem. Jestem morską pianą, jestem zaścielającymi tę plażę muszkami, szumem, który wypełnia teraz twoje uszy.
- To niemożliwe... - chłopak zmarszczył brwi.
- Jestem Duchem Morza, mój niewinny chłopcze. - nieznajomy pochylił się podnosząc z piasku szatę, a Devi musiał odwrócić wzrok, by pożądanie nie rozpaliło w nim płomienia, którego nie zdoła ugasić. - Jestem tutaj, aby was poprowadzić do pierwszego celu, jakim jest Czempion Pradawnej Wody. Możesz mówić na mnie Ëar.
- A więc po prostu Morze?
- Tak, mój Niewinny. - mężczyzna przesunął palcami po policzku chłopaka znowu stojąc stanowczo zbyt blisko niego. - Po prostu Morze. Które pragnie abyś w nim utonął. - zabrzmiało tak dwuznacznie, że Devi przełknął ciężko ślinę.
To na pewno nie będzie dla niego prosta misja, a wszystko dlatego, że jego ciało pragnęło więcej niż jego umysł.

niedziela, 2 października 2016

48. Wspomnienia nadchodzących czasów

Chociaż ciężko było nazwać to jakimkolwiek łupem, Devi zdołał upolować jeszcze kilka jaszczurek oraz raczej wychudzonego ptaka. Teraz potrzebował tylko wody, a tej nie było łatwo zastąpić byle czym. Na początek pokręcił się więc po okolicy szukając chociażby małego źródełka, ale los nie był dla niego łaskawy. Nic nie wskazywało na to, żeby w najbliższej okolicy można było zdobyć czystą, słodką wodę ot tak. Nie mając innego wyjścia, chłopak starał się więc wyczuć żyły wody pod powierzchnią ziemi, co wcale nie było tak łatwe, jak początkowo mu się wydawało. Zapewne poszłoby mu sprawniej, gdyby nie fakt, iż Devi nie chciał sięgać po moc, jaką oferował mu jego Żywioł. Poddając się, przerzucił się na obserwację, szukając miejsc, w których roślinność była najzieleńsza i gdzie prowadziło najwięcej śladów zwierząt. Tego uczył go Jean-Michael i właśnie ten sposób sprawdził się najlepiej.
- No cóż. - rzucił w pewnym momencie do siebie. - Rozpoczynamy kopanie. - i tak właśnie zrobił.
Używając przede wszystkim patyków oraz kamieni, kopał na tyle głęboko, aby wilgotny piasek zamienił się w małe muliste bajorko. Wtedy zaczął stopniowo je poszerzać i dodatkowo pogłębiać. Potrzebował sporo wody, jeśli chciał przygotować coś dla czterech osób, w tym dwóch wycieńczonych i w kiepskim stanie.
W czasie, kiedy woda zbierała się w wykopanym dołku, chłopak wrócił na plażę po kociołki i miskę. W jednym planował ugotować zupę, zaś drugi był mu potrzebny do zagotowania wody do obmycia ran i wyparzenia pasów materiału, którymi musiał opatrzeć Rambë. Był dobrym przyjacielem, ale przede wszystkim uważał się za medyka i to właśnie tego drugiego jego przyjaciele potrzebowali w tej chwili najbardziej.
Cóż, Jean-Michael dobrze go wyszkolił w każdej dziedzinie. Devi był opiekuńczy jak nikt inny i zawsze troszczył się o przyjaciół i bliskich. Z małego ambitnego i upartego aniołka wyrósł na oddanego swoim poglądom wojownika o wielkim sercu.

- Seet-Farze, co z nimi? - zapytał przyjaciela, kiedy wrócił w końcu do Wybrańców z czystą, przefiltrowaną wodą.
- Miło, że pytasz jak się czuję. - mruknął niezadowolony mieszaniec. - Nic się nie działo, nie zauważyłem żadnych zmian.
- Nie dramatyzuj, widzę, że nic ci nie jest i dlatego nie pytam. No dobrze, sprawdźmy co z wami... - powiedział w końcu ni to do siebie, ni to do nieprzytomnej dwójki Devi. Szybko sprawdził ich stan, a mając pewność, że rzeczywiście nic nie uległo zmianie, zabrał się za rozpalanie ognia. Przeklinał pod nosem czas, który pochłaniała żarłocznie każda czynność, ale nie mógł temu zaradzić w żaden sposób. Wszystko wymagało czasu, a on nie był w stanie go zatrzymać.
Dorzucając odrobinę ziół do gotującej się już wody, poczekał aż ta ostygnie odrobinę i zaczął od obmywania ran przyjaciół i ich bandażowania. Był już zmęczony wydarzeniami tego dnia, ale nie zważając na nic, napoił Rambë i Eressëa odrobiną przegotowanej wody. Fakt, że byli w stanie automatycznie sami przełykać, był dobrym znakiem i dawał nadzieję na szybki powrót do zdrowia. - Teraz twoja kolei, chodź tutaj. - przywołał do siebie mieszańca i kazał mu wypić trochę ziółek, co miało uspokoić jego żołądek oraz dodać mu sił. Pociągnął go za ramię, przewracając na swoje kolana i zaczął gładzić po głowie - Sam nie dam sobie z tym wszystkim rady, potrzebuję cię zdrowego. - dodał smętnie, patrząc na przyjaciela błagalnie.
- Tak, wiem. - Seet-Far uśmiechnął się do niego i wyciągając rękę do góry pogładził chłopaka po policzku. Palcami musnął lekko pozłacaną łuskę na jego skroniach. - Siedzimy w tym gównie razem i razem wrócimy do domu. A przynajmniej ty wrócisz do domu, a ja coś sobie zjadę. - poprawił się, a w jego oczach pojawił się przejmujący mrok, który krył się w nich od dawna, chociaż zazwyczaj był ukrywany za blaskiem wymuszanej radości i pozornej beztroski. - Nie ważne czy nam się uda pokonać Czempionów Pradawnych Żywiołów, czy nie. Macocha i tak nie pozwoli mi wrócić. Dla niej nie należę do plemienia i powinienem trzymać się z daleka od siostry.
- Wiesz, że nie jestem właściwą osobą do rozmowy o matkach. - Devi z zakłopotaniem odgarnął z twarzy kosmyk włosów.
- Tak, wiem. Obaj nie mamy szczęścia w tej dziedzinie. Moja macocha to jędza, a twoja matka widziała w tobie tylko możliwość dodatkowego zarobku w przyszłości.
Devi wybuchnął śmiechem, a po chwili Seet-Far mu zawtórował. Użalali się nad sobą jak dzieci, a przecież żaden z nich nie potrzebował kobiecej ręki by wyjść na ludzi. Dla Deviego liczył się tylko Jean-Michael, podczas gdy całym światem Seet-Fara była siostra. Tylko to się liczyło i nic więcej.
- Myślisz, że odzyskają dziś przytomność? - mieszaniec rzucił okiem na wciąż nieprzytomną dwójkę.
- Mam taką nadzieję. W przeciwnym razie będziemy musieli ich nakarmić, a to dosyć uciążliwe. - widząc pytające spojrzenie przyjaciela, kontynuował. - Są dwie metody i każda ma dwa sposoby. Pierwsza bazuje na tym, że rozdrabniasz jedzenie na papkę w jakiejś miseczce, a jeśli trzeba dolewasz wody dla bardziej płynnej konsystencji. W ich przypadku w grę wchodzi tylko druga, gdzie musisz jedzenie pogryźć i nakarmić drugą osobę z ust do ust. Jeśli trzeba, musisz też nabrać do ust wody żeby było łatwiej przełknąć. Coś jak w przypadku ptaków.
- To obrzydliwe! - Seet-Far skrzywił się z niesmakiem.
- Tak i nie. Jeśli ktoś jest ci bardzo bliski, nie zwracasz na to nawet uwagi. Kiedy Jean-Michael był chory, musiałem go tak karmić. Był zbyt słaby żeby jeść samemu, a nie chciałem żeby się udławił jeśli podam mu coś do samodzielnego pogryzienia i połknięcia, więc to było moją jedyną opcją. Nie tak wyobrażałem sobie chwilę, kiedy nasze usta się zetkną, ale było to lepsze niż nic. Mam nadzieję, że teraz nie choruje, bo kto się nim zajmie? Kiedy myślę, że jakaś głupia wiejska czarownica miałaby się nim opiekować, mam ochotę wrócić do wioski natychmiast, ale Jean-Michael byłby wściekły. Jego zdaniem mam możliwość poznać świat i ludzi, odciąć pępowinę, która mnie z nim łączyła. Większa swoboda i te sprawy.
- A co ty o tym myślisz?
- Ja? - Devi zapatrzył się na morze. - Moim zdaniem cała ta podróż to najlepszy sposób żeby dać się zabić i nigdy więcej nie zobaczyć bliskich. Wojna Ras, w której brałem udział oferowała możliwość ukrycia się i życia z dala od kłopotów. Teraz nie mamy tego komfortu. Albo pokonamy Czempionów, albo zginiemy. Chociaż patrząc na Eressëa mam podstawy sądzić, że nawet wygrana może oznaczać dla nas śmierć. Lubię myśleć, że jeżeli coś mi się stanie, Jean-Michael to wyczuje i będzie wiedział, że nie musi na mnie dłużej czekać. Ja chciałbym wiedzieć, gdyby chodziło o niego. Gdyby go zabrakło, chciałbym to poczuć, żeby pójść za nim.
- Nie sądziłem, że w twojej światłej główce potrafi zmieścić się tyle pesymizmu. - mieszaniec naprawdę był zaskoczony tym, co odkrył przed nim przyjaciel.
- Nie jestem idealny. Nigdy nie byłem.
- Moim zdaniem jesteś. Wiem jak dużo potrafisz dać nie oczekując niczego w zamian. Jesteś wojownikiem i domorosłym uczonym.
- Jestem też bardzo niedojrzały, ale to akurat staram się ukryć.
- I nieźle ci to idzie. - Seet-Far posłał mu jeden ze swoich czarujących uśmiechów. - Nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek zachowywał się niedojrzale.
- Ponieważ jesteś moim przyjacielem. Odpowiadam za ciebie. Ale gdybyś mnie widział przy Jean-Michaelu... Sam się dziwię, że tak długo ze mną wytrzymał.
- Przesadzasz.
- Może tak, może nie. - tym razem to Devi zdobył się na zalotny uśmiech.
Było miło, ale niestety chłopak z żalem wysunął się spod przyjaciela i zajął się posiłkiem, któremu musiał poświęcić więcej czasu niż zwykle, chcąc aby podniósł na nogi wycieńczoną dwójkę. W tym celu dorzucił do gulaszu „ze wszystkiego” sporo ziół, co wprawdzie dodało całości goryczy, ale także właściwości leczniczych.
Obserwujący go uważnie mieszaniec roześmiał się w pewnej chwili. Biedny Devi został przez niego porównany do matki troszczącej się o swoje dzieci, chociaż osobiście wolałby jednak być postrzeganym jako starszy brat. Obawiał się jednak, że może o tym zapomnieć. Wytłumaczenie Seet-Fara nie pozostawiało najmniejszych nawet wątpliwości. Devi matkował im wszystkim, zachowywał się jakby był z nich najstarszy i nie pozwalał sobie na głupie błędy. Może miał szczęście, a może naprawdę był poważnym, młodym mężczyzną, który miał uratować świat przed zagładą.

niedziela, 25 września 2016

Za tydzień

Notka pojawi się za tydzień, słowo! Jest już po części napisana, ale nie mogę się skupić na jej dokończeniu. Przepraszam! Poprawię się!

niedziela, 11 września 2016

47. Wspomnienia nadchodzących czasów

Kiedy kobiety odpłynęły od siebie na niewielką odległość, która pozwoliła pazurom i nożowi na wysunięcie się z ciał, woda wokół nich momentalnie zabarwiła się na czerwono, zaś nowa rana Rambë paliła żywym ogniem. Jednocześnie ból sprawiał, że hybryda była w stanie jasno myśleć. Zebrała wszystkie siły i ponownie spróbowała zaatakować.
Ich walka była niczym taniec, kiedy otoczone przypominającą mgłę czerwienią zwierały się w ataku i odsuwały do tyłu aby po chwili znowu być blisko. Każdorazowy cios oraz zmiana pozycji były tanecznymi figurami, wykonywanymi w perfekcyjnej harmonii z tą drugą osobą. Świat wokół nich wirował, twarze syren rozmazały się zamieniając w jasną smugę.
Rambë nie słyszała już jęków Eressëa. W jej uszach huczała napędzana adrenaliną krew, którą serce pompowało wraz z każdym pospiesznym, bolesnym uderzeniem. Jednocześnie jej ciało coraz silniej odczuwało zmęczenie oraz upływ krwi.
Niespodziewanie głowa hybrydy eksplodowała nieznośnym bólem, a jej wizję przysłoniła krwawa zasłona. W ustach poczuła metalowy posmak, cała klatka piersiowa wydawała się jej kłębowiskiem bólu, który kręcił się, zwijał i owijał o narządy wewnętrzne niczym węże. Miała wrażenie, że straciła władzę nad swoim ciałem i cała zamieniła się w tępy, świdrujący ból, który sprawiał, że miała ochotę zwinąć się w kłębek i czekać na śmierć.
Jakimś cudem jej ciało poruszało się jednak odpierając ataki Haydee oraz zadając ciosy. Czy to Rambë kierowała swoimi członkami, czy może ktoś inny przejął nad nią kontrolę? Czy to możliwe aby mięśnie same wiedziały, jak zareagować w danym momencie? Umysł hybrydy wydawał się pusty, pozbawiony jakichkolwiek myśli poza świadomością bólu, który był niczym krwawe plamy na białej ścianie.
Treść żołądka podeszła jej do gardła, paliła przełyk, ale ona nie potrafiła nic z tym zrobić. Miała wrażenie, że mogłaby stracić w tej chwili przytomność, gdyby nie te niezrozumiałe do końca tortury, jakim poddawane było całe jej ciało. W pewnej chwili niewiele widziała, kiedy czerwień zastąpiła czerń, jak gdyby straciła przytomność, chociaż ból wciąż jej dokuczał, wciąż obejmował ją swoim ciasnym, kolczastym kokonem. Czy po jej policzkach płynęły łzy? A może to krew zaczęła wysiąkać spod gałek ocznych nie mając innej drogi ucieczki? Czy ona w ogóle jeszcze żyła?
Równie niespodziewanie, jak ból się pojawił, tak i zniknął. W przeciągu jednej sekundy wszystko zalała niemal oślepiająca biel i chłód, niemal lodowate zimno. Rambë odzyskała w pełni dotąd zamglony krwistą czerwienią i nieprzeniknioną niemal czernią wzrok, poczuła szczypiące zimno na ręce i opór wody, kiedy jej ciało przecinało ją niczym nóż. Opór, jęk i szarpnięcie. Piękne, lazurowe oczy Haydee były ogromne, kiedy spoglądała w nie z niewielkiej odległości. Zapomniała się na chwilę zachwycona nimi.
Nagle zauważyła, że ich blask zaczyna gasnąć. Rozejrzała się przytomniejąc. Jej ramię było lodową lancą, która spijała krew z przeszytego na wylot ciała syreny. Jak do tego doszło? Co właściwie się stało? Dziewczyna patrzyła, jak jej żyły zaczynają czernieć, kiedy nabiegły krwią lód wtapiał się w nie powoli znikając. Była przerażona i sparaliżowana. Patrzyła i nie rozumiała. Ciało Haydee zwiotczało i stało się niewyobrażalnie ciężkie. Zsunęło się z lodowej lancy tonąc.
Podwodny świat wypełnił się żałobnym śpiewem płaczących syren, które odstąpiły od Rambë podążając za pozbawionym życia ciałem swojej przywódczyni.
Lód zniknął całkowicie, a hybrydę uderzyło przeraźliwe gorąco. Jak we śnie objęła nieprzytomnego smoka i nie wiedząc nawet, że to robi zaczęła płynąć w stronę powierzchni.
*
Devi odzyskał przytomność i wraz z nią pojawił się ostry ból w okolicy płata czołowego, jakby ktoś wbijał mu pazury w mózg przez nos. Jęknął przewracając się z trudem na bok i powoli, niespiesznie uklęknął. Starał się masować nasadę nosa aby złagodzić ból, ale nie przynosiło to najmniejszego nawet efektu. Miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje, chociaż jego żołądek nie wydawał się na to gotowy. Wręcz przeciwnie, był całkowicie spokojny, podczas, kiedy głowa szalała w najlepsze zamieniając ból na najgorsze wizje przyszłości.
Chłopak w końcu odważył się otworzyć oczy i chociaż zakręciło mu się nagle w głowie, zdołał wytrzymać wszystkie nieprzyjemne reakcje swojego organizmu na nagłą jasność oraz potrzebę zapanowania nad kolejnym zmysłem. Starając się jak najmniej poruszać głową, rozejrzał się za przyjaciółmi. Pierwszym, którego zobaczył był Seet-Far, a raczej jego tyłek wystający z krzaków, kiedy mieszaniec wymiotował. To znaczyło jednak, że żył, więc nie należało się nim specjalnie przejmować.
Bardziej interesowała go pozostała dwójka. Przez chwilę czuł, jak tonie w lodowatym strachu, ale po chwili dostrzegł dwa leżące w oddali ciała. Podniósł się z wielkim trudem stając na nogach i wyprostował się w miarę możliwości. Pierwsze trzy kroki były najtrudniejsze, później poszło już zdecydowanie łatwiej. Niezgrabnie zbliżył się do przyjaciół i z ulgą uklęknął przy leżącym bliżej niego smoku. Sprawdził czy ten oddycha, a upewniając się, że na szczęście tak jest, podpełzł na klęczkach do krwawiącej Rambë. Dopiero stojąc bliżej niej zauważył liczne rany i przesiąknięty krwią piasek. Pospiesznie rozpiął postrzępiony gorset, który był błogosławieństwem dla właścicielki, ponieważ w dużej mierze naciskając na głęboką ranę w boku tamował krwawienie. Teraz Devi był jednak zmuszony samemu się tym zająć. Zdjął koszulę i przycisnął ją mocno do rany. Była wprawdzie sztywna od soli, ale żadne z nich nie miało na sobie nic lepszego, zaś w pobliżu nie było niczego, co nadałoby się nawet na prowizoryczny opatrunek.
- Seet-Farze! - krzyknął na wymiotującego przyjaciela, który zielony na twarzy spojrzał na niego załzawionymi oczyma. - Przynieś mi moją torbę, szybko!
Mieszaniec powlókł się do ich rozrzuconych niedbale rzeczy i łapiąc za pasek torby Deviego ciągnął ją za sobą. Zanim doszedł do chłopaka, jego policzki były już pełne wymiocin. Szybko pognał więc w krzaki aby pozbyć się paskudztwa z ust i wymiotować dalej.
Devi w tym czasie już przeszukiwał swoje rzeczy w poszukiwaniu niezbędnych leków. Najpierw nasmarował ranę ostro pachnącym płynem odkażającym, a następnie maścią mającą zatrzymać krwawienie. Trzy razy powtarzał te dwie czynności zanim zauważył zmianę w krwawieniu rany. Wtedy wsunął do ust liście rośliny o właściwościach zasklepiających skaleczenia oraz wspomagających leczenie, pogryzł je i wypluł papkę na dłoń. Obłożył nią ranę na boku dziewczyny i zapiął gorset, który miał utrzymać papkę w miejscu i nadal uciskać ranę. Teraz mógł zająć się mniej poważnymi skaleczeniami, rozcięciami i poszarpaną skórą.
- Musimy rozpalić ogień. - rzucił do wciąż wymiotującego Seet-Fara, kiedy upewnił się, że nie przegapił żadnej ranki na ciele przyjaciółki i pobieżnie sprawdził także stan smoka.
- Jeśli sądzisz, że ci pomogę...
- Nie, nawet nie przyszło mi to do głowy. Zagasiłbyś ogień wymiocinami, a tego nam nie trzeba. Zajmę się wszystkim, a ty miej ich na oku, dobrze?
Mieszaniec skinął głową i szybko tego pożałował, ponieważ zaatakowała go kolejna fala nieznośnych mdłości.
Tymczasem Devi ruszył w stronę zarośli planując znaleźć jakieś źródło pitnej wody oraz w miarę możliwości coś upolować. „Coś” oznaczało w tym wypadku dosłownie cokolwiek, na czym dałoby się ugotować rosół, bądź zrobić gulasz. Jeśli jego towarzysze mieli wrócić do sił i zdrowia, musieli dobrze się odżywiać. Rambë straciła najpewniej sporo krwi, a to znaczyło, że będzie bardzo osłabiona. Musiała się zregenerować, jej organizm musiał nadrobić straty, a więc to przede wszystkim dla niej chciał przygotować coś konkretnego.
Na początek nazbierał chrustu na ognisko i ułożył w jednym miejscu, aby zabrać go w drodze powrotnej na plażę. Przy okazji rozglądał się za jakimkolwiek źródłem słodkiej wody, ale obawiał się, że będzie zmuszony kopać w ziemi i skorzystać z tego, co ona im zaoferuje. Zawsze polegał na sobie i swoich umiejętnościach wyuczonych przez lata, jednak teraz potrzebował czegoś więcej. Spróbował poczuć Ziemię, pozwolić jej przepływać przez jego ciało, ale bardzo szybko się zniechęcił i porzucił próby korzystania ze swojego Żywiołu. Zamiast tego zdecydował się na stare, dobre, chociaż zajmujące trochę czasu metody.
Zatrzymał się na chwilę i zaczął wsłuchiwać w otoczenie. Szum liści, szelest poszycia. Próbował wyłowić dźwięki wydawane przez zwierzęta.
Wąż!
Otworzył gwałtownie oczy i sięgnął do jednego z rogów. Skanował wzrokiem ściółkę, a kiedy dostrzegł ruch, rzucił szpadą przeszywając gada na wylot. Tak, jeśli nie znajdzie niczego innego, będą mieli chudą zupę na wężu. Lepsza niż żadna. Mógł być z siebie dumny. I był.

niedziela, 28 sierpnia 2016

46. Wspomnienia nadchodzących czasów

Rambë rzuciła ostatnie spojrzenie na przyjaciela, który dzięki jej oddechowi był w stanie funkcjonować pod wodą i skupiła się na swoim żywiole najlepiej jak tylko potrafiła. Chciała wyczuć Eressëa, chciała go znaleźć możliwie najszybciej. Obawiała się, że to właśnie on jest najbardziej narażony na niebezpieczeństwo, ponieważ nienawidził Żywiołów i został kiedyś dotkliwie zraniony, a syreny uwielbiały czające się w ludzkich sercach piekło. Ludzki dramat je podniecał, sprawiał, że chciały się w nim pławić, kosztować go i ucztować możliwie najdłużej, sprawiając przy tym jak najwięcej bólu.
Czuła, że otacza ją pustka, nie wyczuwała niczyjej obecności poza Devim, Seet-Farem i syreną, która z nimi była, ale wiedziała, że smok musi gdzieś tam być. Syreny nie mogły odciągnąć go daleko!
Gdzie jesteś? Gdzie jesteś do cholery?!, pytała się bezustannie w myślach. Nagle wyczuła znikome, bardzo subtelne drgnięcie Wody i nie zwlekając skierowała się w tamtym kierunku. Nie chciała tracić czasu na upewnienie się, czy nie podąża przypadkiem złym tropem. Ryzykowała, ale liczyła się każda minuta. Musiała dotrzeć do Eressëa na czas!
Wiedziała, że miała więcej szczęścia niż rozumu, kiedy w końcu naprawdę poczuła bliskość przyjaciela oraz otaczających go syren, a niedługo później dostrzegła jego unoszącą się w wodzie sylwetkę oraz kołujące wokół niego wyraźnie podniecone kobiety. Ile pocałunków zdążyły mu już skraść? Kiedy się pożywiały, aby zabić wystarczały trzy, ale kiedy w grę wchodziła orgia ucztowania na złamanym sercu, panowały zupełnie inne zasady. Był to bowiem czas, kiedy wykorzystywały swoją ofiarę do zapłodnienia.
- Haydee! - wypowiedziane przez Rambë imię zabrzmiało jak skrzek przypominający odgłosy wydawane przez delfiny, ale jedna z syren spojrzała na nią wyraźnie rozpoznając swoje imię. W oczach kobiety czaił się smutek.
- Jestem kim jestem, nie zmienię tego. - odpowiedziała tym samym skrzekliwym głosem, który hybryda rozumiała bez najmniejszych nawet problemów.
- Na pewno nie musisz tego robić!
- Jestem syreną, wiedziałaś o tym i nienawidziłaś mnie. - Haydee podpłynęła do dziewczyny, a jej cudowny, lśniący ogon mienił się przeróżnymi odcieniami lazuru. Syknęła na swoje towarzyszki, a te przestały krążyć wokół Eressëa, chociaż trzymały się blisko, niczym straże strzegące więźnia.
- Ale zmieniłam zdanie, czyż nie? Zaufałam ci!
- Nie, moja ukochana. - Haydee uniosła dłoń i delikatnie, samymi opuszkami palców pogładziła policzek Rambë. - Nie zaufałaś mi, a jedynie zaakceptowałaś nasze podobieństwa, nasze braterstwo Żywiołu.
- Nawet jeżeli, to wszyscy ci pomagaliśmy, uczyłaś się od nas jak żyć na lądzie! Od samego początku, od kiedy tylko cię znaleźliśmy brałaś od nas więcej niż planowaliśmy ci dać, a jednak nie porzuciliśmy cię!
- To nie zmieni tego kim jestem. Aby żyć muszę zabijać, aby się rozmnażać muszę zadawać cierpienie. Tak jak ja nie ucieknę od tego kim jestem, tak i ty nie wyprzesz się swojej krwi, a ona się o ciebie upomni. - Haydee zbliżyła się jeszcze bardziej do hybrydy i przysunęła usta do jej ucha. - Płyńcie na zachód, tam leży cel waszej podróży, pierwszy przystanek na drodze do piekła. - ucałowała muszelkę ucha dziewczyny i odsunęła się gwałtownie. Krzyknęła na swoje towarzyszki i ich taniec śmierci rozpoczął się na nowo.
Rambë westchnęła ciężko i zza pasa wyciągnęła dwa długie, cienkie ostrza. Nie miała wyjścia, musiała walczyć. Skupiła się na otaczającej ją wodzie, na swoim Żywiole i wytworzyła wokół siebie wir, który przeniósł ją w mgnieniu oka w sam środek oka cyklonu, zaraz obok ciała nieprzytomnego smoka. Syreny odsunęły się z piskiem, ale szybko odzyskały zimną krew. Były gotowe by walczyć. Ich zęby zamieniły się w rząd ostrych szpilek, paznokcie wydłużyły się przypominając ostrza, które hybryda ściskała w dłoniach.
- Nie! - syknęła Haydee, kiedy kilka syren wyrwało się do przodu by zaatakować. - Ja będę walczyć! - spojrzała na Rambë, a jej ciało zaczęło się subtelnie zmieniać tak jak miało to miejsce w przypadku jej towarzyszek.
Gdyby wszystkie syreny zaatakowały jednocześnie, Rambë najpewniej nie dałaby im rady, ale w walce jeden na jednego, miała szansę na zwycięstwo, chociaż ceną za nie była śmierć kobiety, z którą się zżyła. Obie wiedziały jednak, że nie mają innego wyjścia. Musiały odrzucić sentymenty, dać się ponieść naturalnej kolei rzeczy, ponieważ świat nie pozostawiał im żadnego wyboru, stworzony tak a nie inaczej.
Hybryda kolejny raz spróbowała poczuć w sobie swój Żywioł, połączyć się z nim i wykorzystać jego moc do zwiększenia swoich naturalnych możliwości. Wpatrzona w lazurowe oczy Haydee obserwowała swoją przeciwniczkę. Lócënehtar uczył ją, że ruchy ciała mogą zwodzić, ale spojrzenie zawsze zdradzi atakującego i teraz dziewczyna planowała zrobić użytek z tej lekcji. Czekała, zbierała siły i w końcu dostrzegła zmianę gdzieś na dnie oka Haydee. Przybrała pozycję obronną i długie igły pazurów zatrzymały się na jednym z ostrzy, którymi osłoniła się dziewczyna. Odpłynęła odrobinę do tyłu i zakołysała się nadając swojemu ramieniu większej mocy, kiedy sama wyprowadziła cios. Jej przeciwniczka była jednak szybsza i zapewne w pełni przyzwyczajona do walki pod wodą, toteż uniknęła ostrza bez najmniejszego problemu. Jeśli Rambë chciała wygrać, musiała być przebiegła i lepsza od syreny, a to na pewno nie miało być takie proste.
Syreny otoczyły je kręgiem oferującym odpowiednio rozległą do walki przestrzeń, ale uniemożliwiającą ucieczkę lub oszustwo, jakiekolwiek by ono nie było. Haydee niewątpliwie zajmowała ważne miejsce w tej ławicy, a więc była też najsilniejsza spośród syren, które tak jak wilki, wybierały na swoich liderów najlepsze jednostki.
Dziewczyna zamknęła oczy wsłuchując się w głos Wody, w przepływ energii, która otaczała ją zewsząd, wypełniała wszystko i wszystkich. Pod jej powiekami zmaterializowały się pozbawione szczegółów kształty. Wzrok tylko by jej przeszkadzał, rozpraszał ją pięknymi oczyma Haydee, jej smutnym spojrzeniem, a hybryda nie mogła pozwolić sobie na biorące górę nad rozsądkiem emocje. Tym razem postanowiła wykorzystać umiejętności, które przez lata wpajał jej Kruk, a których nie mogła opanować. Tym razem wiedziała jednak, że zdoła zrobić z nich właściwy użytek, ponieważ była skoncentrowana, zdecydowana, a adrenalina wypełniała jej żyły trucizną nienawiści.
Pozwoliła aby magia Wody otoczyła jej broń i delikatnie muskała całe ciało. Dostrzegła ruch przeciwniczki jako zmianę w przepływie Wody, zanim ta w ogóle zdołała nakłonić ciało do współpracy. Dziewczyna odsunęła się odpowiednio szybko unikając zadanego szponami ciosu, ale nie była wystarczająco zwinna, aby wykorzystać okazję i zadać własny. Zamiast tego zmieniła więc pozycję w oczekiwaniu na kolejny atak, który rzeczywiście nastąpił zaraz po pierwszym. Sparowała go i wykonała wykop trafiając syrenę w brzuch, co zaowocowało sykiem frustracji zmieszanym z jękiem bólu. Haydee była jednak doświadczoną wojowniczką i wykorzystała okazję aby zmieniając ułożenie dłoni sięgnąć pazurami ramion Rambë. Serpentyny krwi uniosły się w krystalicznie czystej wodzie, a rany zaczęły palić żywym ogniem, kiedy sól nasycająca wodę przywarła do nich niczym pijawki. Hybryda musiała mocno zacisnąć zęby i dłonie na ostrzach aby napięcie mięśni zredukowało ból, który krępował teraz jej ruchy. Nie zdołała jeszcze do końca zebrać myśli, kiedy znowu musiała zasłonić się swoimi ostrzami. Ich ciała przywarły do siebie i przez chwilę siłowały się ze sobą, jakby jedynym ich celem było odepchnięcie tej drugiej strony.
Rambë poczuła ból w szyi, kiedy ostre niczym wielkie szpilki pazury dosięgnęły jej skóry. Uwolniła więc skumulowaną w sobie moc Wody, co zadziałało niczym wybuch, który gwałtownym pchnięciem odsunął do niej napastniczkę. Otworzyła oczy patrząc prosto w zamglone oszołomieniem oczy syreny i uśmiechnęła się przepraszająco nacierając na nią. Spowita mgiełką magii Wody była szybsza i bardziej pewna siebie. Starała się przeniknąć do wnętrza tego podwodnego świata dzięki mocy Kruka, starała się czerpać z otaczających ją syren dodatkową moc, kraść ich umiejętności, zrobić cokolwiek, co pomogłoby jej wygrać i uratować przyjaciela.
Haydee nie zrobiła nic aby uniknąć nadchodzącego ciosu. Pozwoliła ostrzom wbić się w swoje ciało, a sama zatopiła szpony w boku dziewczyny. Obie ominęły punkty witalne, co znaczyło, że poza koszmarnym bólem, utratą krwi i sił nie zyskały nic więcej, ale czyż nie o to najwyraźniej im chodziło? Ich taniec musiał więc trwać nadal, podobnie jak męka Eressëa, którego ciało zaczęło drżeć konwulsyjnie z braku powietrza. Jedna z syren pocałowała go, co przeszyło go koszmarną falą bólu, ale pozwoliło oddychać.

niedziela, 7 sierpnia 2016

45. Wspomnienia nadchodzących czasów

Rozpędzone serca powoli zaczęły zwalniać, załzawione spojrzenia wyostrzyły się, oddechy wyregulowały, zaś myśli zaczęły układać się w sensowną całość. Wybrańcy powoli powracali do normalności. Bliskość ich Żywiołów oraz towarzyszący temu przepływ mocy traciły swój impakt, dzięki czemu ich ciała i umysły uspokajały się, stopniowo relaksowały, aby móc sprawnie funkcjonować. Jedynie utracone podczas tej interakcji siły nie regenerowały się wystarczająco szybko, co uniemożliwiało im jakiekolwiek działanie.
Smok potrzebował dobrych dziesięciu minut, aby dojść do siebie i zapanować nad osłabionym ciałem. Doskonale pamiętał to uczucie wycieńczenia, które towarzyszyło mu wielokrotnie w czasach świetności, kiedy to młody, ambitny i pełen nadziei walczył o lepsze jutro. Wtedy uważał, że zmęczenie świadczy o dobrze wykonywanej pracy, teraz po prostu go nienawidził i z każdą chwilą czuł, że cała ta zabawa w Czempiona to kpina Żywiołów, zemsta za to, że od nich odszedł, że pałał do nich nienawiścią. To one zrobiły z niego pieprzonego męczennika! To przez nie był samotny, zamknięty w sobie i tak cholernie emocjonalny, kiedy wspominał przeszłość. Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że otworzył się na swoich towarzyszy i może rzeczywiście tak było, ale to, co im dawał stanowiło zaledwie wierzchołek góry lodowej, którą był.
Przeklinając i oddychając głęboko, stanął wyprostowany. Obrzucił szybkim spojrzeniem całe otoczenie. Na plaży, w miejscu, w którym się znaleźli nie było nikogo, zaś otwarta przestrzeń pozwalała na odpowiednio wczesne dostrzeżenie ewentualnego zagrożenia. Na chwilę obecną byli bezpieczni i tylko to się liczyło, przynajmniej na razie.
Eressëa spojrzał na spokojne, cudownie czyste morze i zmarszczył brwi dostrzegając barwne rozbłyski pod jego powierzchnią w miejscu, gdzie dno schodziło wystarczająco nisko, by pozwolić żyjącym w wodzie istotom na pełną swobodę. Nie spodobało mu się to. Tym bardziej, że to właśnie tam zniknęła Haydee. Kim była?
- Hm? - nastawił uszu wsłuchując się w słodką melodię fal i wiatru. Przez dźwięki natury przebijało się coś jeszcze. Coś słodkiego, obiecującego, mamiącego zmysły. Mimowolnie postąpił kilka chwiejnych kroków w stronę morza.
Seet-Far najwyraźniej również coś słyszał, ponieważ teraz walczył sam ze sobą próbując wstać mimo braku sił. Devi w tym czasie leżał na plecach na miękkim piasku i z zamkniętymi oczyma starał się zebrać do kupy. Rambë siedziała już na kolanach wpatrzona w lśniący błękit, z pięściami pełnymi piasku. Po jej policzkach płynęły łzy.
Smok postąpił kilka kolejnych kroków w stronę wody. Chłodna, cudowna wilgoć zmoczyła jego buty przedostając się do środka, dotykając nagiej skóry jego stóp. Jeszcze kawałek i spodnie również nasiąkły wodą. Zatrzymał się przypatrując łatwiejszym do dostrzeżenia z tej odległości błyskom.
Odwracając głowę w bok, spojrzał na mieszańca, który stał teraz obok niego. Dyszał ciężko, ale dzielnie znosił trudy wysiłku jaki podjął. Nie było wątpliwości, że nie tylko słyszeli, ale i widzieli to samo.
Zanim w ogóle to zauważyli, woda sięgała im już do ramion, a oni brnęli dalej, nie mogąc i nie chcąc się zatrzymać.
Rambë krzyknęła jakby wyrwana ze snu, co przyciągnęło uwagę Deviego. Chłopak podążył za jej wystraszonym spojrzeniem i zaklął głośno, gramoląc się na nogi. Hybryda już biegła w stronę znikających pod wodą przyjaciół, podczas gdy on dopiero musiał zapanować nad mdłościami i zawrotami głowy. Ledwie miał pewność, że nie upadnie, a również pobiegł w stronę przyjaciół, którzy najwyraźniej planowali się utopić.
Co im strzeliło do głowy?!
Bez większego problemu dogonił Rambë, która płynęła w stronę miejsca, w którym ostatnio widziała głowy dwójki towarzyszy. Razem zanurkowali przyzwyczajając oczy do pieczenia, kiedy delikatne gałki zetknęły się ze słoną wodą. W pewnym momencie coś oślepiło chłopaka, ale szybko odwrócił wzrok. Los chciał, że właśnie wtedy zauważył płomienną czuprynę Seet-Fara, który nieprzytomny tkwił w objęciach... kobiety? Devi potrząsnął głową na tyle, na ile było to możliwe pod powierzchnią wody i zaczął płynąć w tamtym kierunku. Coś zabłyszczało obok przyjaciela. Rybi ogon. Oczywiście! Syreny! Devi rozpoczął w myślach nieprzerwaną litanię przekleństw i wymusił na swoim ciele przemianę, mającą zapewnić mu bezpieczeństwo w przypadku ewentualnej walki.
Zanim jednak dotarł do przyjaciela, poczuł, jak płuca zaczyna palić przemożna potrzeba zaczerpnięcia oddechu. Jego ciało błagało o powietrze, a on wiedział, że jeśli wypłynie teraz na powierzchnię, straci okazję na uratowanie Seet-Fara. Chłopak był nieprzytomny, ale wciąż żył. Syreny nie żywiły się trupami. Podtrzymywały swoje ofiary przy życiu póki nie wyssały z nich młodości, energii, sił życiowych. Pierwszy pocałunek syreny pozwalał oddychać pod wodą i hipnotyzował, kolejny paraliżował, zaś wraz z trzecim rozpoczynała się uczta.
Devi miał już mroczki przed oczami, kiedy poczuł zdecydowane szarpnięcie od tyłu. Zatoczył mało zgrabny piruet w wodzie i jęknął zaskoczony, kiedy miękkie, zimne usta Rambë zetknęły się z jego wargami w pełnym pasji pocałunku, który wtaczał w jego płuca powietrze, którego tak potrzebował.
Dziewczyna odsunęła się uśmiechając do niego nieśmiało, a on skinął głową potwierdzając jej nadzieje. Dzięki niej, dzięki jej magii Wody mógł funkcjonować. Zadowolona odpłynęła, a on skupił się na swoim własnym zadaniu.
Syrena właśnie obdarzała mieszańca trzecim pocałunkiem, co wymagało od niej pełnego skupienia. Wykorzystał więc ten moment, aby odciągnąć ją od swojej ofiary. Jej wbite w ramiona chłopaka przypominające pazury paznokcie zorały jego ramiona. Nieprzytomny, uwolniony ze śmiertelnego uścisku Seet-Far zaczął powoli opadać przyciągany przez piaszczyste, zdradliwe dno, które mogło okazać się równie niebezpieczne, co objęcia syreny.
Devi wiedział, że nie ma czasu. Efekt pierwszego pocałunku niedługo zacznie znikać, a jego przyjaciel utonie nie mając nawet świadomości tego, co dzieje się z jego ciałem, odczuwając jednak ból śmierci. Sięgnął szybko po jeden ze swoich rogów i dobywając szpady wbił ją głęboko w ciało znajdującej się jeszcze pod wpływem rozkoszy ucztowania syreny.
Czerwona wstęga krwi zabarwiła wodę wokół chłopaka, który odrzucił bezwładne już ciało i żywo przebierając rękoma oraz nogami starał się możliwie najszybciej zmniejszyć dystans między nim, a bezwładnym przyjacielem. Sam nie był pewny, w jaki sposób tego dokonał, ale w końcu objął Seet-Fara w pasie i poderwał go w górę wkładając w wykonywane ruchy całą siłę mięśni.
Kiedy poczuł pierwsze spazmy obejmowanego ciała, doskonale wiedział, co się dzieje. Nie miał pojęcia, czy to zadziała, ale odwrócił przyjaciela przodem do siebie i tak jak wcześniej całowała go Rambë, tak teraz on starał się poprzez pocałunek wtłoczyć poświęcone przez Wodę powietrze, które mu dała, w płuca mieszańca. Z początku nie był pewien, czy to działa, ale jego własny organizm z każdą chwilą zaczynał znowu odczuwać potrzebę oddychania, zaś nieprzytomny chłopak uspokajał się.
W chwili, kiedy w końcu wypłynęli na powierzchnię, żaden z nich nie miał już w sobie nawet odrobiny powietrza, które teraz łapali zachłannie. Seet-Far zakaszlał wypluwając drobną fontannę wody i otworzył załzawione, przekrwione oczy.
- Co-się... - z trudem wydusił.
- Później. Teraz płyń. - polecił mu wyczerpany Devi.
- Nie-potrafię. - wyznał zduszonym głosem mieszaniec, niezgrabnie przebierając nogami.
- Żywioły! - jęknął płaczliwie blondyn i z największym wysiłkiem wykrzesał z siebie jeszcze tę odrobinę energii, niezbędną do bezpiecznego powrotu na ląd. Miał świadomość, że Eressëa oraz Rambë wciąż znajdują się gdzieś pod powierzchnią, ale nie był w stanie pomóc ani jednemu, ani drugiemu. Już i tak zachowywał przytomność samą siłą woli, a był przecież odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale także za niepotrafiącego pływać przyjaciela.
Zaledwie dotarł do plaży i przeczołgał się na tyle daleko, aby fale nie dotykały jego piersi, a już osunął się w ramiona nieświadomości oraz płynących ze skrajnego wyczerpania majaków. Cokolwiek działo się z jego przyjaciółmi, nie było już jego sprawą. Cały otaczający go świat wypełniały teraz blade syreny o trupich twarzach, długich czerwonych językach, ostrych rekinich zębach. W erotycznym tańcu śmierci kręciły się wokół Jean-Michaela, który wpatrywał się w nie jak urzeczony i pozwalał by całowały go jedna po drugiej, póki nie wydał z siebie ostatniego westchnienia, z którym uleciało z niego życie.

niedziela, 24 lipca 2016

44. Wspomnienia nadchodzących czasów

Walenie do drzwi sprawiło, że Devi i Rambë zerwali się gwałtownie na nogi, zaś zaspana Haydee mruknęła kilka zasłyszanych w tawernie przekleństw.
- Jeśli ja nie śpię to wy też nie będziecie! - doszedł ich stłumiony głos Eressëa, który ponownie załomotał pięścią w drzwi ich pokoju. - Macie pięć minut, jeśli chcecie się dowiedzieć, co się dzieje! - ostrzegł. Zanim zdążył opuścić rękę, zamek zachrzęścił i w wejściu stanęła w połowie naga Haydee. Nic sobie nie robiła z tego, że jej piersi przyciągnęły uwagę stojącej na korytarzu dwójki mężczyzn.
- Nie zamierzam się spieszyć nie wiedząc, o co chodzi. - powiedziała dumnie jakby całkowicie odmieniona po nocy spędzonej w łóżku. Odsunęła się pozwalając towarzyszom wejść do pokoju i zaczęła zakładać na siebie zdjęte do snu odzienie.
- Widzę, że ktoś mógł się w pełni nacieszyć całkiem niezłymi widokami. - skomentował zjadliwie smok, który spoglądał z niezadowoleniem na ubierającego się powoli Deviego.
Chłopak otworzył usta zamierzając zaprzeczyć, ale ostatecznie z tego zrezygnował. Nie musiał wyjaśniać całemu światu, że cenił bardziej męską toporność niż kobiece krągłości, które wydawały mu się wprawdzie słodkie, ale nigdy nie wywoływały w jego ciele tego niepokojącego drżenia, które czuł, kiedy w grę wchodzili mężczyźni. Szczenięta też były słodkie i jakoś go do nich nie ciągnęło, więc dlaczego miałoby być inaczej z dziewczynami? Wolał jednak nie dzielić się na głos tym spostrzeżeniem. Wątpił aby jego towarzyszki doceniły porównanie ich do zwierząt, nawet jeśli małych, puszystych i mięciutkich.
- Eressëa, daj spokój. - skarcił smoka wyraźnie zmęczony Seet-Far. - Po prostu powiedz im o co chodzi i przestań się wyżywać na wszystkich za to, że zdenerwował cię...
- Sługus Żywiołów, pieprzony zdrajca? - dokończył wchodząc mu w słowo smok.
- Heh...
- Nie wzdychaj tak, irytujesz mnie. - prychnął mężczyzna. - Żywioły uznały, że nasza podróż trwa zbyt długo i postanowiły interweniować. - wydusił w końcu z siebie coś sensownego. - Przeniosą nas bliżej celu lub coś w tym stylu, nie jestem pewny. Byłem zbyt zdenerwowany żeby słuchać uważnie. - Eressëa doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że zachowuje się jak rozwydrzony dzieciak, ale nie potrafił nad sobą zapanować. Najpierw ta dziewczyna w karczmie, która tak bardzo przypominała jego utraconą wieki temu ukochaną, do czego nie zamierzał się nikomu przyznawać, a później dawny przyjaciel, sługa zdrajców, który przyłapał go na seksie z mieszańcem. Nawet on miał prawo stracić głowę.
- A co z Haydee? - Rambë, która jako jedyna z trójki śpiącej w pokoju była całkowicie ubrana, kiedy Seet-Far i Eressëa weszli do środka, wyrwała smoka z chwilowego zamyślenia.
- Co? - zapytał nieprzytomnie.
- Co z Haydee. - powtórzyła dziewczyna. - Nie jest jedną z nas, nie jest Wybrańcem, więc czy Żywioły przeniosą i ją? Nie możemy jej tu zostawić. Sam powiedziałeś, że jesteś za nią odpowiedzialny. - dodała szybko. - Tutaj grozi jej niebezpieczeństwo. Każdy mężczyzna będzie chciał się do niej dobrać. Nie wątpię, że poradziłaby sobie z jednym czy dwoma napastnikami, ale mówimy o mężczyznach, a oni są gorsi od zwierząt!
- Dzięki. - mruknął pod nosem Devi.
- Wybacz, są wyjątki, a ty się do nich zaliczasz. - przeprosiła chłopaka i kontynuowała. - Możecie tego nie rozumieć, ale jestem kobietą i nigdy nie zostawię innej kobiety na pastwę zdziczałych, wygłodniałych samców.
-Zobaczymy co da się zrobić. - skinął jej głową smok. - Ale teraz nie mamy już czasu, musimy iść. - pogonił swoich towarzyszy.
Wspólnie opuścili pokój i tawernę, jakże pustą w porównaniu z popołudniem i wieczorem, kiedy to pękała w szwach. Pustelnik czekał na nich przed budynkiem zwracając na siebie uwagę. Chyba każdy słyszał o szalonym, pożeranym powoli przez Żywioły Druidzie i chociaż mało kto go widział, nie trudno było się domyślić kim jest niecodzienna istota, która pojawiła się w ich miasteczku.
Pustelnik bez słowa ruszył przed siebie nie sprawdzając nawet czy za nim podążyli. Jego kroki przypominały hipnotyzujący szelest suchych, jesiennych liści gnanych wiatrem, a intensywny leśny zapach wydawał się przejmować władzę nad umysłem każdego, kto tylko go poczuł. Milczący i ponury wyprowadził ich dobry kilometr lub dwa za miasto zanim zatrzymał się spoglądając na nich swoimi jasnymi, zamglonymi oczyma.
- Nie wiem co robi wśród was Sułtanka Wody, ale to nie moje zmartwienie. - powiedział cicho i beznamiętnie, spoglądając przy tym krótko na Haydee. - Jeśli ma wyruszyć z wami, niech Woda dołączy do Wody. - skinął na Rambë. - Ty, którą wybrał Żywioł, trzymaj swoją siostrę blisko siebie, jeśli nie chcesz jej zgubić.
Ledwie skończył, a wokół czwórki Czempionów zaczęły wirować ich Żywioły. Hybryda złapała pospiesznie Haydee za rękę i przyciągnęła do siebie. Objęła kobietę mocno ramionami patrząc, jak otaczający ją wir wody unosi się coraz wyżej, tworząc wokół nich mur żywiołu. Zanim straciła z oczu trójkę przyjaciół, pochwyciła szybko ich niepewne spojrzenia. Oni również stali w samym środku powiększającego się z każdą chwilą tornada. Ziemia otaczała Deviego, ogień Seet-Fara, zaś gęste, mętne powietrze wirowało dookoła Eressëa. Po chwili straciła ich z oczu i zaniepokojona mocniej objęła przytuloną do niej kobietę, która przez tak długi czas była dla niej wyłącznie niechcianym balastem i wrogiem. Teraz hybryda czerpała pociechę z obecności Haydee, która sprawiała, że nie czuła się tak samotna zdana na łaskę swojego Żywiołu.
Na początku poczuli tylko nieprzyjemne, silne szarpnięcie, a następnie ich stopy oderwały się od ziemi, jakby podskoczyli nawet o tym nie wiedząc. Nie trwało to długo, a przynajmniej zupełnie nie odczuwali upływu czasu. Zaledwie stracili grunt pod nogami, a wraz z kolejnym szarpnięciem niewidzialnej ręki zaciśniętej na ich wnętrznościach wylądowali delikatnie stopami na miękkim piasku. Ich nozdrza wypełnił zapach morskiej wody, cisza panująca wewnątrz wirów żywiołów została zagłuszona szumem fal.
W tamtej chwili coś wewnątrz Rambë jakby pękło, zalało ją od środka ciepłem, łaskotaniem i podnieceniem. Po raz pierwszy w życiu miała do czynienia z morzem! Woda wciąż wokół niej wirowała zasłaniając widok, ale jej mur powoli opadał i dziewczyna doskonale wiedziała, co ukaże się jej oczom. Nie potrafiła się doczekać, pragnęła tego, a jej myśli krążyły tylko wokół morza, do którego wyrywało się jej serce. To było jak miłość, chociaż nie znała jeszcze swojego wybranka, a jedynie w jej umyśle rysowało się wyobrażenie o nim. Czy to przynależność do Żywiołu sprawiała, że cały jej świat zamknął się w tej jednej pulsującej niczym serce obsesji? Czy gdyby nie Woda, zareagowałaby na ten zapach i dźwięk w taki sam sposób? Te pytania wydawały się jednak mieć tak nikłe znaczenie, że nie poświęcała im zbyt wiele czasu. Zbyt niecierpliwie czekała na moment, w którym opadnie wodna kurtyna i jej oczom ukaże się ten jakże upragniony widok.
Podczas kiedy hybryda drżała z niecierpliwości i radości nowego doświadczenia, Seet-Far był przerażony. Także dla niego było to pierwsze prawdziwe spotkanie z morzem, ale jako dziecko Ognia nie odczuwał potrzeby bliższego kontaktu z nieokiełznanym przeciwieństwem swojego Żywiołu. Czuł narastający w nim strach, mdłości, a na domiar złego kręciło mu się w głowie. Dopiero teraz uświadomił sobie, że jego misja wiąże się z doświadczeniami, których wolałby uniknąć. Przeklinał w myślach mając ochotę płakać, kiedy bezpieczne ramiona Ognia powoli wypuszczały go ze swoich objęć. Nie pojmował skąd bierze się ten trudny do wyjaśnienia i jeszcze trudniejszy do opisania strach, ale nie potrafił z nim walczyć. To było silniejsze od niego, jakby doświadczył kiedyś krzywdy, zepchnął wszystkie przykre wydarzenia swojego życia w odmęty niepamięci, a teraz podświadomość zaczynała upominać się o odrzuconą przeszłość.
W przeciwieństwie do tamtej niedoświadczonej dwójki, Eressëa i Devi znali morze doskonale i teraz jego zapach oraz szum budziły w nich tęsknotę, dzięki której ożywały wspomnienia. W ich oczach lśniły łzy, kiedy chłonęli tę niesamowitą magię, jaką roztaczała wokół siebie nieskrępowana niczym woda. Jej słonawy, rybi zapach wydawał się tak rozkosznie słodki, monotonny szum był jak cudowna, kojąca muzyka, piasek pod stopami był tym, czym złote monety dla biedaka. Przeszłość powracała do nich cichymi, ale niemożliwymi do powstrzymania falami. Chwile szczęścia i niepokoju, odległe wspomnienia, które nigdy nie znikają, bliskie osoby, które kojarzyły im się z latami niewinności, radości i bezpieczeństwa. Morze niosło jednak ze sobą także bolesne doświadczenia, o których nigdy nie chcieli zapomnieć. W tamtej chwili także one zalewały ich, topiły w silnych, gwałtownych emocjach nie pozwalając zaczerpnąć oddechu.
Kiedy otaczające ich mury zniknęły, czwórka Czempionów runęła na kolana wyczerpana jakby to z nich Żywioły zaczerpnęły moc, która przeniosła ich najbliżej pierwszego celu jak to tylko możliwe. Może właśnie tak było, skoro teraz Wybrańcy dyszeli walcząc o każdy oddech i byli niezdolni do jakiegokolwiek ruchu. Ich serca pędziły boleśnie w piersi, dłonie były lodowate i niemal pozbawione czucia, myśli rozbiegały się we wszystkich kierunkach uniemożliwiając skupienie się na czymkolwiek, a zamglony wzrok wcale nie pomagał w koncentracji.
Tylko Haydee wydawała się niewzruszona tym wszystkim. Wyrwała się z objęć Rambë, wstała pospiesznie i biegiem ruszyła w stronę morza. Wydając z siebie delfini pisk, rzuciła się do wody i zniknęła pod jej powierzchnią.

niedziela, 10 lipca 2016

43. Wspomnienia nadchodzących czasów

Na twarzy Eressëa pojawił się subtelny uśmiech zdradzający wyraźne zadowolenie. Wprawdzie kąciki jego ust uniosły się tylko delikatnie, ale emocje sięgnęły oczu, które rozbłysły wyższością i pewnością siebie.
- Nie możesz się doczekać. - zauważył oblizując wargi i sięgając po koszulę mieszańca, który podniósł się do siadu, dzięki czemu smok mógł podciągnąć ją do góry i ostatecznie zdjąć. Pchnął Seet-Fara na siennik i przesunął dłońmi po gładkiej, lekko umięśnionej piersi. Ponownie przesunął językiem po ustach i ostatecznie pochylił się przysysając do sutka kochanka. Szarpał go lekko zębami, gładził wargami, pieścił językiem.
- Mm, lubisz się bawić? - ciało mieszańca wyraźnie odczuwało rozkosz płynącą z takich pieszczot. Drżało, było zroszone potem, pierś unosiła się i opadała coraz szybciej, a w niej serce przyspieszało gwałtownie. Członek chłopaka również zdradzał rosnącą z każdą chwilą przyjemność. Spodnie opinały go krępując krocze, toteż kochanek zlitował się nad nim zdejmując je z wąskich bioder. Seet-Far ugiął nogi w kolanach i rozsunął je lekko, dzięki czemu Eressëa miał okazję w końcu na poważnie zająć się jego ciałem. Z wyraźnym zadowoleniem zaatakował palcami drobny pierścień mięśni, który potrafił rozpalić wszystkie jego zakończenia nerwowe do czerwoności.
- Och, przestań się już bawić! - prychnął po niedługiej chwili rozbawiony chłopak i objął kochanka nogami w pasie.
- Z przyjemnością. - smok ukłonił mu się lekko i bez najmniejszego problemu zdołał wbić się w mieszańca jednym płynnym pchnięciem. Pocałunkiem uciszył jęk bólu i rozkoszy, odczekał niezbędną chwilę zanim oddał temu słodkiemu wejściu całego siebie.
Zaczął powoli, niemal leniwie, chociaż pragnął poddać się szalejącym w nim płomieniom przyjemności. W panowaniu nad sobą wcale nie pomagał mu kochanek, który ssał jego usta zapamiętale, kąsał je dotkliwie i współpracował ze smokiem całym swoim ciałem.
Pchnięcie po pchnięciu, powoli, mocno, dokładnie. Dłoń Eressëa intensywnie pieściła krocze kochanka, masowała troskliwie w idealnym rytmie. Słodko, rozkosznie, coraz szybciej i niespokojniej. W końcu ich ciała splotły się w namiętnym tańcu, dając sobie nawzajem wszystko, co mieli. Ich świat ograniczył się do tłumionych pocałunkami jęków, spragnionych pchnięć jednego i odpowiedzi drugiego.
Byli już o krok od szczytu, kiedy ich serca podskoczyły gwałtownie. Obcy, chociaż jednocześnie jakże znajomy głos od strony drzwi był jak trzaśnięcie bicza.
- Od dawna nie widziałem cię tak żywym.
- Kurwa! - warknął smok, którego dłonie zamieniły się w szpony zaciskając się boleśnie na udach mieszańca.
- Auć! - na nogach chłopaka rozkwitły czerwone kwiaty krwi, chociaż ból jaki odczuł, kiedy pazury kochanka wbiły się w jego ciało był tłumiony przez zaskoczenie nagłym pojawieniem się w pokoju niespodziewanego gościa.
- Mistiel! - oczy Eressëa zabłysły złotem furii, kiedy odwrócił się do stojącego pod ścianą Pustelnika.
- Czempion Pradawnej Ziemi otworzył oczy, za jego sprawą jedna z wiosek przestała istnieć w przeciągu pół godziny, Żywioły nie rozumieją dlaczego wasza podróż przebiega w tak ślimaczym tempie, a tymczasem ty oddajesz się przyjemnościom cielesnym? Nie sądziłem, że jesteś w stanie oddać się komukolwiek po tym jak...
- Stul pysk! - Eressëa odsunął się od Seet-Fara, który spoglądał pusto w sufit zawiedziony tym, że odebrano mu szansę na spełnienie. - To co, komu, gdzie i kiedy wkładam nie powinno obchodzić Żywiołów. Zabrały mi wszystko, nagle rzuciły swoimi pieprzonymi zagadkami, dały mi trójkę dzieciaków pod opiekę i oczekują, że pobiegnę z wywieszonym ozorem za ich zasranym patykiem?! - przesunął dłonią po włosach odgarniając je z wilgotnej twarzy. W nosie miał bliznę, kiedy nago stał naprzeciwko osoby, która była mu bratem w czasach niewinności, nadziei i wiary.
- Żywioły pomogą wam przejść dalej. - Druid nic sobie nie robił ze zjadliwego tonu dawnego przyjaciela. - Macie coraz mniej czasu...
- Nie interesuje mnie to! Wyjdź stąd!
- Smoku... - warknął ostrzegawczo Pustelnik.
- Spierdalaj! - Eressëa w mgnieniu oka znalazł się przy Druidzie i zacisnął szpony na jego szyi. Był gotowy jednym ruchem zakończyć tę farsę. Rozszarpać gardło, złamać kark, zmiażdżyć krtań. Jeden ruch i poza nim nie pozostanie już żaden prawdziwy świadek wydarzeń mających miejsce przed wieloma tysiącleciami, które uczyniły go tym, kim teraz był.
- Nie! - pisnął spanikowany Seet-Far i zerwał się na nogi. Nagle znalazł się przy smoku kładąc dłoń na jego dłoni, zaciśniętej nadal na szyi Pustelnika. - Nie rób tego. Przeżyłeś swoje życie. Kochałeś i cierpiałeś... Nadal cierpisz. Chcesz zginąć, wszystko jest ci obojętne, ale bezustannie otaczają cię ci, którzy mają prawo żyć, mają prawo poznać czym jest miłość i ból, który ze sobą niesie. Zabij posłańca Żywiołów, a może zaprzepaścisz naszą szansę na ratunek dla tego świata.
- Sądziłem, że to ty oszalałeś po tym, co się wydarzyło, ale może w rzeczywistości obaj jesteśmy szaleni. - wysyczał do Pustelnika przez zęby Eressëa jakby mieszaniec wcale się nie odezwał. Jeśli twoje pieprzone Żywioły chcą nas przenieść, niech to zrobią, ale jutro. Dziś zostajemy tutaj, dziś wypoczywamy. - smok westchnął i walcząc z samym sobą zabrał rękę z szyi tego, którego znał dawniej pod imieniem Mistiela.
- Niech i tak będzie. - zgodził się cichym, nieobecnym niemal głosem Pustelnik, kiedy po jego uwolnieniu Seet-Far odetchnął z ulgą. - Pamiętaj jednak o tym, co powiedział ci syn Tych, Którzy Trwają i Tych, Którzy Się Rozpływają. Nie zapominaj, że twoje życzenie śmierci może odbić się na wszystkich. Nie tylko na tych, którzy zasiedlają tę ziemię, ale i na dziecku Pradawnej Magii, na córce Wędrującego Między Światami i Stworzonego z Nienawiści.
- To brzmi niezwykle poetycko, ale świadczy tylko o tym, że Żywiołów nie interesuje to kim są, a jedynie to, jaka krew płynie w ich żyłach. Nie interesuje ich, że Seet-Far jest zagubionym chłopcem szukającym swojego miejsca, że Rambë jest tą, która dopiero uczy się świata, zaś Devi niesie na swoich barkach ciężar odpowiedzialności za tę dwójkę! To ja poznaję ich codziennie, to ja muszę patrzeć jak ufnie zawierzają Żywiołom, które ostatecznie ich zdradzą! I kiedy nadejdzie ten dzień, to ja będę patrzył jak giną, jak w ich oczach rodzi się przerażenie i zrozumienie, jak zaczynają pojmować wyrządzoną im krzywdę. Szczęśliwi, którzy nie będą w tamtej chwili kochać, ponieważ odejdą w spokoju, nie marząc o tym, by ostatni raz spojrzeć w twarz ukochanej osoby, nie będą konać pełni tęsknoty. - powiedział ciszej. - Ale co ty możesz o tym wiedzieć?! Ty, który dobrowolnie tracisz swoje człowieczeństwo.
- Nie tylko tobie Żywioły odebrały wtedy miłość. - rzucił głucho Pustelnik spoglądając swoimi zasłoniętymi bielmem oczyma na smoka i nagle po prostu rozpłynął się w powietrzu, jakby wcale go tam nie było, zostawiając Eressëa oraz Seet-Fara samych.
Smok spoglądał w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał Druid ze słabo skrywanym zaskoczeniem. Nie spodziewał się tego, co usłyszał, nie podejrzewał, że Mistiel mógł wtedy kochać kogokolwiek w sposób, w jaki kochał on. Nigdy nie dał po sobie poznać, że w jego sercu było miejsce dla kogoś wyjątkowego. Eressëa był wtedy otwarty na świat zewnętrzny, działał uznając, że lepiej żałować tego, co się zrobiło, niż bezustannie snuć marzenia o tym „co by było gdyby”. Mistiel był inny, bardziej wycofany i zamknięty w sobie, chociaż potrafił udawać, że jest inaczej. Czy to możliwe, że smok nigdy nie zauważył, że kochali tę samą kobietę?
- Jakkolwiek było to dramatyczne pożegnanie, proponuję żebyśmy się położyli. Oczywiście nie mam nic przeciwko temu żebyśmy nadal sterczeli tak nadzy, ale jednak nigdzie nas to nie zaprowadzi, więc... - mieszaniec starał się rozładować napięcie. Nie chciał powracać do żadnego z poruszonych przed chwilą tematów. Ani do tych, które zabolały, ani do tych, które świadczyły o wyraźnej sympatii smoka. I bez tego Eressëa był poruszony, nagle jakby niepewny, złamany.
Nie mając pewności, czy smok się nie odsunie, złapał go za rękę i poczekał chwilę by mieć pewność, co do swojej ograniczonej, ale zawsze jakiejś władzy nad partnerem. Podprowadził go do łóżka, pchnął na nie i okrył niemal troskliwie. Cokolwiek działo się teraz w głowie mężczyzny było dla mieszańca zagadką, której nie miał prawa poznać.
Położył się obok leżącego spokojnie w bezruchu smoka i odsunął od niego na tyle, na ile pozwalało mu wąskie łóżko.