niedziela, 27 listopada 2016

53. Wspomnienia nadchodzących czasów

Devi i Ëar wciąż milczeli, kiedy Eressëa rozbudził się na dobre i podjął próbę samodzielnego podniesienia się do siadu. Momentalnie zakręciło mu się w głowie i najpewniej runąłby z powrotem na piasek niczym kłoda, gdyby Devi nie znalazł się obok w mgnieniu oka i nie podtrzymał go, obejmując troskliwie ramieniem.
- Powoli. - polecił spokojnym głosem. - Nie spiesz się i nie próbuj zgrywać dzielnego.
- Ja jestem dzielny! - obruszył się mężczyzna, co wywołało uśmiech na twarzy chłopaka.
- Na chwilę obecną jesteś tylko osłabiony i przy tym zostańmy. Miałeś nieprzyjemne i stanowczo zbyt długie spotkanie z syrenami, więc musisz odzyskać siły. Rambë uratowała ci tyłek, więc nie zapomnij jej późnij podziękować.
Smok przyglądał się chłopakowi uważnie, jakby chciał wyczytać z jego twarzy wszystkie szczegóły zajścia, którego sam w ogóle nie pamiętał. W końcu przeniósł spojrzenie na Ëara i kiwnął głową w jego kierunku. „Co to takiego?” kryło się za tym wymownym gestem. Devi zechciał mu więc cierpliwie wyjaśnić sytuację, niezrażony lekceważącymi prychnięciami kierowanymi pod adresem Ducha Morza.
- No, już, już. Dobry chłopiec. Bądź grzeczny dla innych dzieci. - Devi poklepał smoka po głowie roześmiany.
Fakt, że Eressëa zaczepiał Ëara i szukał sposoby żeby go sprowokować świadczył o tym, że czuje się stosunkowo dobrze. Miał też na tyle jasny umysł, że zapytał o Rambë i o to, jak ona się czuje.
Seet-Far wrócił ze swojego spaceru obładowany drobnymi gałęziami i trochę większymi pniaczkami. Kiedy tylko zobaczył przytomnego smoka, uśmiechnął się szeroko. Udając opanowanego, dorzucił do ogniska i dopiero wtedy zaczął obskakiwać Eressëa, jakby ten potrzebował jego pomocy i uwagi. Ostatecznie usiadł za smokiem i pozwolił mu oprzeć się o swoją pierś. W ten sposób mężczyzna nie musiał wkładać tak wiele wysiłku w zachowanie pozycji siedzącej, kiedy głowa niemiłosiernie mu ciążyła.
Rambë doszła do siebie niedługo później, a ponieważ ona również potrzebowała oparcia, Devi oraz Seet-Far posadzili ją tyłem do smoka, dzięki czemu oboje opierali się o siebie nawzajem, utrzymując w ten sposób pozycje siedzącą. Wprawdzie Eressëa uważał to za poniżające, ale nie narzekał więcej niż zawsze.
Devi uśmiechnął się do patrzącego na niego Ëara, który nie ruszył się z miejsca od momentu, kiedy siedział obok Deviego rozmawiając z nim o tym, co mogłoby między nimi być.
- Wiem, że sytuacja może być na razie trochę niezręczna, ale...
- Jestem tutaj aby wam pomóc, a nie by się z wami przyjaźnić. - przerwał chłopakowi Duch. - Tylko ty mnie interesujesz i przy tym zostańmy, dobrze?
- Nie. - Devi ukrył uśmiech, jaki cisnął mu się na twarz na widok miny Ëara. - Brak komunikacji w grupie sprawi, że będzie nam trudniej nie tylko działać, ale także podróżować. Już przez to przechodziłem i nie zamierzam znowu się z tym męczyć. Poza tym, jeżeli masz w planach się ze mną przespać, to musisz mnie do tego przekonać. Samo ciało nie wystarczy. Jestem uparty i niezdecydowany, więc niestety, musisz mnie oczarować, a nie zrobisz tego dąsając się.
- Nie dąsam się. - prychnął poirytowany Duch.
- To nieistotne. - chłopak uśmiechnął się do niego. Fakt, że jego przyjaciele doszli do siebie był powodem, dla którego Devi mógł czuć się swobodniej w towarzystwie Ducha Morza. - Chodź, usiądź bliżej, proszę.
Ëar wpatrywał się w niego przez chwilę, po czym złapał wyciągniętą w jego stronę dłoń, przyjmując zaoferowaną przed chwilą pomoc. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie powinien pociągnąć chłopaka na siebie, jednak uznał, że nie zamierza narażać się trójce przyjaciół Deviego.
Wstał więc i przysiadł się bliżej, pozwalając by chłopak oddzielał go od pozostałej trójki. Jakby w nagrodę za dobre sprawowanie, Devi położył dłoń na udzie Ducha gładząc je lekko i stanowczo zbyt stymulująco, jakby chciał się z nim trochę podrażnić.

Devi przygotował dla przyjaciół ostatnią dawkę ziół i dopilnował by wypili je wszystkie. Z bólem patrzył na swoje zapasy, które znacznie się skurczyły, a które wolałby uzupełnić przed wypłynięciem w morze. Poprosił więc Seet-Fara by został z Rambë i Eressëa, kiedy on pójdzie poszukać przynajmniej niektórych brakujących ziół w namiastce lasu, jaką mieli za sobą. Chłopak nawet nie był zdziwiony, kiedy Ëar zaproponował pomoc. Przyjaciele nie byli zadowoleni musząc zostawiać swojego bezcennego Deviego sam na sam z jakimś podejrzanym typem, który zauważalnie miał wobec chłopaka jakieś niecne zamiary, ale dwójka z nich potrzebowała wsparcia, zaś Devi był w pełni sił i z pewnością potrafił się obronić w razie potrzeby.
- Niedługo wrócę, nie martwcie się. - zapewnił ich chłopak z pewnym siebie uśmiechem i zabierając swoją niewielką torbę z ziołami zostawił trójkę towarzyszy na plaży.
Duch Morza szedł z nim ramię w ramię. Wydawał się znudzony, chociaż w rzeczywistości śledził uważnie każdy ruch i krok Deviego. Kilka razy obejrzał się za siebie, by mieć całkowitą pewność, że nikomu nie przyszło do głowy mieć ich na oku. W końcu nie chciał skończyć z nożem w plecach, nawet jeśli nie mogło go to zabić. Lubił to ciało, a przynajmniej jeszcze mu się nie znudziło, chociaż zastanawiał się, czy w przypadku Deviego nie powinien jednak postawić na różnorodność. Chłopak do szczególnie zdecydowanych nie należał, więc gdyby go częściej stymulować...
Ëar złapał Deviego za rękę i przyciągnął do siebie. Oblizał lubieżnie usta i pchnął go na najbliższe drzewo.
- Nie spieszy się nam tak bardzo. - stwierdził i przygryzł wargę aby w jakiś sposób zmniejszyć szeroki uśmiech, jaki cisnął mu się na twarz. - Patrz na mnie uważnie. - nakazał i skupił się na zmianie swojego wyglądu.
Jego ciało rozrosło się, stało się trochę bardziej barczyste i mocniej zbudowane, porcelanowa skóra stała się odrobinę ciemniejsza, jasne włosy pociemniały zdecydowanie, były teraz niemal czarne z lekkim odcieniem granatu, króciutkie od dołu, odrobinę dłuższe u góry, piękne, błękitne oczy miały teraz odcień nieba przejaśniającego się po burzy, szczęka była bardziej kwadratowa, rysy bardziej męskie. Duch Morza nie był już zniewalająco piękny, w tej chwili był po prostu niebywale męski i przystojny.
Devi przełknął ciężko ślinę i zaciągnął się gwałtownie świeżym powietrzem. Naprawdę zapomniał o oddychaniu!
- Podobam ci się. O tak, znowu czujesz to pulsowanie krwi w całym ciele, pragniesz mnie. - Ëar zamruczał zadowolony i uśmiechnął się z niebywałą pewnością siebie. Przysunął swoją twarz do twarzy chłopaka i przeciągnął językiem po jego lekko rozchylonych ustach. Musnął je raz, drugi, pocałował mocniej. Zaczął stopniowo rozgrzewać Deviego, a kiedy ten odpowiedział na pocałunek, muskał językiem jego wargi, kąsał je, drażnił. Niespiesznie, powoli posuwał się dalej i dalej. Wsunął kolano między uda chłopaka i zaczął pocierać nim o jego krocze. Devi westchnął, zaś Duch wsunął w końcu język w jego usta.
Niedoświadczony młodzik objął go ramionami, wsunął dłonie w ciemne, miękkie włosy i bawił się nimi. Powoli schodził palcami w dół, na umięśniony kark, przez szerokie plecy do talii. Zaczął podciągać do góry szatę Ducha i westchnął kiedy w końcu mógł dotknąć dłońmi nagiej, gorącej skóry. Wodził rękoma po umięśnionych plecach mężczyzny, drapał je i chętnie poddawał się pieszczotom. Niemniej jednak, kiedy Ëar przesunął wargi na jego szyję, powstrzymał go.
- Od uszu i szyi trzymaj się z daleka. - ostrzegł.
Duch Morza był początkowo zaskoczony tą reakcją, ale domyślił się szybko czym była spowodowana. W tamtych miejscach Devi niewątpliwie był bardzo wrażliwy i chciał zostawić je dla tego, do którego należało jego serce. Cóż, Ëar mógł się z tym pogodzić, więc chociaż nie bez żalu, zaakceptował wolę chłopaka.
Przesunął dłonią po piersi Deviego i zatrzymał ją na podbrzuszu, tuż nad pobudzonym członkiem.
- Jeśli wrócimy bez ziół, staniesz się celem moich przyjaciół. - chłopak odsunął od siebie mężczyznę. - Jeśli znajdę szybko to czego mi trzeba, dokończymy. Jeśli nie znajdziemy tutaj ziół, będziesz musiał poczekać zanim znowu mnie dotkniesz.
- Nie wierzę, że masz w sobie tyle siły, żeby mnie odepchnąć, kiedy błagasz o dotyk. - Ëar odsunął się, chociaż nieznacznie i padł na kolana. Zadarł głowę do góry, a na jego rumianych od pocałunków ustach znowu zakwitł uśmiech. - To zajmie chwilę, jeśli mi pozwolisz.
Devi przełknął głośno ślinę i oblizał nerwowo usta. Jego członek pulsował jeszcze mocniej niż przed chwilą.
Nie potrafił zareagować inaczej, jak tylko skinieniem głowy. To, co miał przed oczyma były zbyt podniecające żeby mógł odmówić.
Ëar uwolnił jego członek z krępującego go więzienia materiału i znowu spojrzał w górę tymi swoimi ciemno niebieskimi oczyma. Przejechał językiem po wargach i Devi wiedział, że jest stracony.

niedziela, 6 listopada 2016

52. Wspomnienia nadchodzących czasów

Devi zarumienił się mimowolnie. Seet-Far nigdy nie okazywał mu takiej czułości, nie wspominając już o aktach zazdrości lub nadmiernej opiekuńczości. Co więc tak nagle go ugryzło? Czy naprawdę do tego stopnia nie ufał Duchowi Morza, że odczuwał potrzebę „zaznaczenia swojego terenu”? Jasne, on i mieszaniec byli przyjaciółmi i na swój sposób zżyli się z sobą przez długie lata okresu dorastania, ale do tej pory raczej zachowywali pewien dystans. Devi pamiętał doskonale, że miał co do mieszańca pewne plany, ale musiał przyznać przed samym sobą, że nie był co do nich do końca przekonany. Tym bardziej, że między Seet-Farem i Eressëa coś było, a ostatnim czego chciał chłopak było przeszkadzanie napalonym kochankom.
- Czy teraz dowiem się jaki jest ten twój wybranek serca, czy jak tam chcesz go nazwać? - Ëar przypomniał Deviemu swoje pozostawione bez odpowiedzi pytanie.
Chłopak miał nadzieję, że będzie mógł odpowiedzieć na nie zdecydowanie później, może nawet kilka dni później, jednak teraz nie widział żadnej drogi ucieczki. Nie mógł się nijak wymigać, więc postanowił zaakceptować fakt, że los postanowił z powodzeniem uprzykrzyć mu życie.
- Idealny.
- Nikt nie jest idealny. - Duch prychnął lekceważąco. - Nawet Żywiołom daleko od ideału.
- Dla mnie jest idealny. Na tyle idealny, na ile idealny może być mag. Moja matka była dziwką. Wychowywała mnie, ponieważ miała nadzieję, że kiedyś się jej przydam i będzie mogła zarabiać także na mnie. Chciała mnie wykorzystać. Kiedy uciekłem, natknąłem się na Jean-Michaela, a on tak po prostu mnie przygarnął i zaopiekował się mną jakbym był jego młodszym bratem. Kiedy go potrzebowałem, zawsze był blisko, dawał mi wszystko, co tylko chciałem, potrafił dla mnie nawet kraść. Odwdzięczałem mu się mając oko na dom, czasami coś gotując, pielęgnując go, kiedy wracał pijany. Po Drugiej Wojnie Ras nasze życie się ustatkowało i Jean-Michael zamienił się w kurę domową oraz nauczyciela. Przekazał mi całą swoją wiedzę z zakresu medycyny, zielarstwa, pomógł mi też w studiowaniu książek, które dla mnie zdobył, ćwiczył mnie w walce. Jest dla mnie wszystkim. No i jest piękny. Naprawdę piękny. I przystojny. Kiedy patrzy na innych, jego spojrzenie jest ostre, oceniające, ale kiedy patrzy na mnie, widzę w nim łagodność i radość. Ma pełniejsze usta, które zawsze smakują ziołami i które często wyginają się w łobuzerskim uśmiechu. Jego skóra jest o jakieś dwa odcienie jaśniejsza od mojej, ale jest bardziej szorstka. Bez względu na to jaki tryb życia prowadzi, jego ciało zawsze zachowuje atletyczną budowę. - Devi uśmiechał się łagodnie opowiadając o swoim opiekunie, swojej wielkiej miłości, ale pod koniec w jego oczach pojawiły się złote łzy, które szybko otarł wierzchem dłoni. Wspominanie Jean-Michaela było czymś niezwykle przyjemnym, ale jednocześnie wiązało się z bólem rozłąki. Pierwszej i jedynej od wieków. Chłopak bardzo za nim tęsknił.
- A więc jest dla ciebie jak starszy brat, w którym się podkochujesz. - Ëar położył dłoń na ręce siedzącego obok niego Deviego i kciukiem pogładził jej gładką, miodową skórę. - Nie uważam się za specjalistę, ale w takiej sytuacji nie dziwię się, że twój Jean-Michael, czy jak mu było, czuje się niepewnie. Zawsze tak będzie, jeśli wcześniej nie nabierzesz jakiegokolwiek doświadczenia, abyście obaj wiedzieli, co naprawdę jest między wami. Nie mówię tego żeby się do ciebie dobrać, chociaż nie ukrywam, że tego pragnę, bo podobasz mi się coraz bardziej, Niewinny.
- Więc dlaczego starasz się mi doradzić? - Devi spojrzał na mężczyznę mrużąc ostrzegawczo powieki, aby wyglądać groźniej. Nie wyszło mu wprawdzie do końca tak, jak to sobie zaplanował, ale Duch Morza zrozumiał kryjący się za tym przekaz.
- Dobra, przyznaję się! - uniósł obie dłonie na wysokość twarzy ich wnętrzem do przodu. - Robię to żeby się z tobą przespać, aleeeeee nie okłamuję cię. Mówię jak jest i to co myślę. Sam postaw się na jego miejscu. Jeśli odwzajemnia twoje uczucie, jest potwornie zazdrosny, ale potrafi to pokonać w trosce o ciebie. W końcu jeszcze cię nie wziął, a to o czymś jednak świadczy. Kiedy się z nim zwiążesz, najpewniej zamkniesz się na inne możliwości, a więc nigdy nie dowiesz się, czy to, co do niego czujesz jest takie, jak ci się wydaje. Argh! Nienawidzę ludzkiej mowy! - Duch skrzywił się. - Nie mam pojęcia, jak można zrozumiale ubrać w słowa przypuszczenia.
- Myślę, że cię rozumiem, więc nie idzie ci najgorzej.
- Zasłużyłem na pocałunek? - Ëar posłał chłopakowi czarujący uśmiech.
- Jesteś strasznie natrętny, ale niech ci będzie. - Devi westchnął ciężko.
Zadowolony Duch nie czekał. Złapał go za kark i przyciągnął do siebie miażdżąc jego usta swoimi. Kąsał je, lizał, ssał na przemian dolną i górną wargę, a kiedy chłopak łaskawie rozchylił usta, wtargnął w nie językiem. Pocałunek był głęboki, namiętny i z tego też powodu trochę chaotyczny. Zupełnie nie w stylu Deviego. Chłopak spróbował odepchnąć Ëara, ale ten na to nie pozwolił. Zwolnił jednak tempo pocałunku, zmniejszył nacisk swoich warg i łagodniej operował językiem.
- Wystarczy. - w pewnym momencie Devi oderwał się od niego bez ostrzeżenia, czym naprawdę zaskoczył mężczyznę.
- T-tak. - zająknął się Duch i wsuwając dłoń w swoje jasne włosy poczochrał je w zdradzającym zagubienie lub zakłopotanie geście.
- Teraz ty mi powiedz, dlaczego tak się do mnie przyczepiłeś. - zażądał chłopak
Duch westchnął ciężko przyglądając się uważnie Deviemu przez dłuższą chwilę. W końcu skinął głową.
- Kiedy morze niesie śmierć, mogę wybierać najsmaczniejsze kąski, silne, przepełnione pragnieniem życia, takie na jakie mam ochotę. Trafiając na kogoś takiego, wypełniam go swoim tchnieniem, zabawiam się i pozwalam mu umrzeć z uśmiechem na ustach. Problem w tym, że od kiedy przebudził się Czempion Pradawnej Wody, morze jest pełne trupów bezsensownie zabitych przypadkowych osób. Nic na tym nie zyskuję, ponieważ ofiary Czempiona do niczego się nie nadają, a ja jestem niezaspokojony. Skoro więc Żywioły zrobiły sobie ze mnie chłopca na posyłki, mam ochotę coś na tym ugrać, odbić sobie to, co zabiera mi Czempion, a ty idealnie wpisujesz się w profil najsmaczniejszego. Gdybyś zginął na morzu, byłbyś mój. Ponieważ jednak nie ma co na to liczyć, a ja przybrałem już materialne ciało na dłużej, postanowiłem wykorzystać okazję.
- Więc jestem okazją?
- Obaj jesteśmy. Ty moją, a ja twoją. Nie łączy nasz przecież uczucie, a jedynie pożądanie, więc chyba mi nie powiesz, że zraniłem twoją dziewiczą, niewinną duszyczkę?
- Nie ułatwię ci zadania. - prychnął poważnie Devi.
- Nawet na to nie liczyłem. Ty nie toniesz, a ja w tym ciele nie dysponuję wszystkimi swoimi mocami, więc muszę się postarać. Zresztą, ty sam nie wiesz czego chcesz, a to czyni z ciebie trudnego przeciwnika.
Devi musiał przyznać mu rację. Jeszcze przed chwilą mógł myśleć tylko o tym, że całe jego ciało pragnie tego niezwykle atrakcyjnego, kuszącego mężczyzny, a już teraz wcale nie odczuwał potrzeby zbliżenia się do niego. Gdyby coś takiego zdarzyło mu się u boku Jean-Michaela, nie potrafiłby spojrzeć opiekunowi w oczy. Ëar był tylko zachcianką, Jean-Michael był dla chłopaka wszystkim, ale Devi musiał mieć co do tego całkowitą pewność, aby nie zranić maga i w konsekwencji siebie samego.
Ëar położył się na piasku z dłońmi pod głową i obserwował czyste niebo kolejnego słonecznego, pogodnego dnia. Devi objął ramionami podciągnięte pod brodę kolana, na których ułożył głowę. Obaj milczeli, w ciszy analizując swoją sytuację i wspominając czasy przed przebudzeniem się Czempionów.