- Niezmiernie mnie cieszy wasza rodząca się właśnie przyjaźń, ale pozostawanie zbyt długo w tym miejscu wcale nam nie pomoże. – Otsëa był chyba trochę bardziej opryskliwy niż ostatnio, kiedy masując swoje słabe nogi obserwował okolicę. Nie sposób pojąć, czym się kierował, kiedy jego nastroje zmieniały się w zależności od chwili, czy otoczenia. Potrafił być opiekuńczy, niemal czuły, by po chwili stać się największym gburem, jakiego nosiła ziemia. Uśmiechał się czarująco, a jednocześnie w mgnieniu oka sarkazm i ironia przebijały się przez samo wygięcie jego warg. Był niczym dwie osoby w jednym ciele, a przecież przez cały ten czas był po prostu sobą.
- Jesteś pewny, że odzyskałeś siły? – Lassë starał się być uprzejmy, może nawet troskliwy, ale skutek był mizerny, zaś bard widocznie nie docenił ciepła w słowach chłopaka.
- Za kogo mnie masz?! – warknął rozeźlony, a jego złote oczy zalśniły złowrogo niczym błyszczące łuski trującego, złotego karpia. – Jestem ostatnią osobą tutaj, która nie potrafiłaby o siebie zadbać! – podniósł się gwałtownie i chociaż jego nogi widocznie opierały się jego woli, to jednak stanął na nich pewnie. Wydawać się mogło, że pobladł na twarzy, ale zupełnie to ignorując zabrał swoje rzeczy. – Nie mam zamiaru czekać razem z wami na kłopoty. – wysyczał przez zęby i najkrótszą drogą ruszył w głąb lasu, zaś jego ciało bardzo szybko zniknęło z pola widzenia, kiedy bard skrył się za drzewami. Jego krok był chwiejny i ciężki, a tylko Lassë domyślał się, jak wiele wysiłku musiała kosztować mężczyznę ta samotna wędrówka, choć obejmowała nie więcej niż dziesięć metrów zanim Otsëa mógł dopomóc sobie drzewami i gałęziami nie tracąc przy tym twarzy.
- Musimy do niego dołączyć! – elf zerwał się na równe nogi nie pozwalając sobie na dłuższą bezczynność. Zbyt dobrze wiedział, czym grozi bardowi samotna wędrówka, nawet jeśli nie był w stanie zajść specjalnie daleko. Był tak uparty, tak dumny, że chociażby czołgając się, to jednak będzie dalej brnął przed siebie byleby dalej od nich, byleby udowodnić im swoją racje.
- Zaczekaj. – Earen złapał chłopaka za ramię. – Zbliża się burza, nie jest rozsądnym błądzić po lesie na taką pogodę.
- Tym bardziej musimy do niego dołączyć!
- Ty decydujesz. – rzucił usłużnie griffin i odsunął się o krok. W tym czasie Niquis zdążył uporać się z resztą swojego liścia mięty i żebrał bezgłośnie o umieszczenie go w kieszeni. Lassë spełnił jego niemą prośbę głaszcząc go przy tym.
Nie zwlekali dłużej, ale zabierając wszystko, co tylko ze sobą mieli podążyli w las za bardem, który na pewno najlepiej z nich wszystkich wiedział którędy wiedzie droga. Spodziewali się znaleźć go po kilku minutach błądzenia, ale zdawać się mogło, że minęło ich sporo zanim chłopak zaczął się niepokoić. Zatrzymał się w miejscu, rozejrzał i cicho zawołał przyjaciela. Nie otrzymując odpowiedzi ponowił próbę nawołując go po imieniu głośniej. Kiedy i to nie przyniosło rezultatu zaczął się naprawdę niepokoić. Otsëa był słaby, cokolwiek by nie mówił, a więc mógł wpaść w jakieś tarapaty ledwie opuścił bezpieczne schronienie ich grupy. W lesie były wilki, sam mówił, że tak jest. A jeśli już go dopadły? Może bezgłośnie zaszły kuśtykającego mężczyznę od tyłu i rzuciły się na niego całym stadem nie pozwalając by chociażby jedno słowo wyrwało się w jego ust? Myśli o tym sprawiały, że był coraz bardziej przerażony. Podjął na nowo próbę zawołania barda, a jego głos łamał się z powodu narastającej w nim paniki.
- Nic mu nie będzie. Pewnie okazał się silniejszy niż przypuszczałeś. – griffina wcale nie martwił fakt zniknięcia Otsëa.
- Nie! Na pewno nie! – Lassë zatrząsł się na całym ciele. – Był osłabiony! Sam pomagałem mu podczas podróży, więc wiem dobrze, że nie było go stać na zbyt wiele! Z resztą, nie zostawiłby mnie samego! Uważał, że jesteś niebezpieczny, więc na pewno nie mógł odejść daleko! Tyle, że go nie ma!
Niquis wspiął się po szacie elfa na jego ramię i wtulił puchaty łebek w szyję swojego zdenerwowanego przyjaciela. Czy wiedział, że chłopak mówi prawdę? Czy wierzył, że Otsëa potrafi przywiązać się do kogokolwiek, by później dbać o tę osobę, czy może skłaniał się do słów griffina.
- Musimy go znaleźć! – oczy elfa lśniły determinacją. – Coś mogło mu się stać, a ja powinienem się nim zajmować! To przeze mnie był w takim stanie! – jego policzki poczerwieniały, a dłonie zaciskały się na szacie. Wziął głęboki oddech i prostując plecy odwrócił się na pięcie w stronę, z której dopiero przyszli. – On nie mógł zajść tak daleko, a więc musimy wrócić i szukać. Każdy z innej strony. – zdjął ze swojego ramienia Niquisa i odesłał go na prawo, podczas gdy griffina poprosił o sprawdzanie drogi z lewej. Sam postanowił przemieszczać się bezpośrednio ścieżką i rozglądać bardzo uważnie na boki.
Serce biło boleśnie w jego piersi, był niespokojny, gotowy by rozpłakać się, niczym dziecko i błagać Otsëa by wrócił, by się odnalazł i był cały. Nigdy nie podejrzewał, że utrata barda może być tak bolesna. Jeszcze niedawno mógłby się z nim rozstać, chociaż niechętnie, zaś teraz zaryzykowałby wszystko byleby nie rozstawać się z przyjacielem w ogóle. Był głupi przywiązując się do mężczyzny, o którym tak niewiele wiedział, ale na to nic nie mógł już poradzić. Stało się, a on miał ważniejsze sprawy na głowie niż rozwodzenie się nad własnym nieodpowiedzialnym zachowaniem.
W lesie zapanowała ciemność, chociaż do zmroku mieli jeszcze kilka długich godzin. Lassë zadarł głowę do góry patrząc w niebo przez prześwity w gęstych koronach otaczających go drzew. Ptaki umilkły pozostawiając po swoim świergocie wyłącznie złowieszczą ciszę. Chłopak wiedział już, co to oznacza – zbliżała się burza. Zerwał się silny, chłodny wiatr, który przenikał naturalną barierę drzew, podrywał z ziemi pojedyncze liście, gwizdał ostrzegawczo zapowiadając najprawdziwszą nawałnicę.
Niquis i Earen dołączyli do niego w miejscu, gdzie obrana przez nich ścieżka wychodziła na polanę, którą opuścili przed kilkoma chwilami. Żaden z nich nie widział barda, nie znalazł żadnych śladów świadczących o tym, iż mężczyzna tamtędy przechodził. Zupełnie jakby ten rozpłynął się w powietrzu, co było przecież niemożliwe.
- Nie znajdziemy go w czasie burzy, a tylko wpakujemy się w kłopoty. Powinniśmy tu zostać. – griffin wskazał od niechcenia na polanę. – To bezpieczniejsze, a on będzie mógł tu wrócić.
Było widać, że elf nie chce tego zaakceptować, ale nie ma innego wyjścia, jak tylko zgodzić się z towarzyszem.
- Tylko na czas burzy. – zgodził się siadając zrezygnowany w tym samym miejscu, które wcześniej zajmował Otsëa. Podsunął nogi pod pierś i objął kolana ramionami opierając na nich brodę. Tiikeri oraz griffin usiedli w pobliżu by być pod ręką, ale nie drażnić swoją obecnością rozżalonego chłopaka. On i tak miał już wyjątkowo paskudny dzień, chociaż nic tego nie zapowiadało.
Nie minęło nawet dziesięć minut, a z nieba kaskadą lunął cały wodospad ciężkich, zimnych kropel, które rozpryskiwały się uderzając o ziemię. Trawa uginała się pod nimi, jakby były kulami ołowiu, nie zaś naturalnym żywiołem. Wiatr przepychał deszczowe krople w stronę północnego-zachodu, dzięki czemu trójka wędrowców miała za plecami niemal szczelną zasłonę z grubych pni.
Jeśli niebo mogło pociemnieć jeszcze bardziej, to tak właśnie się stało. Chmury zasłoniły niebo nie przepuszczając ani odrobiny światła, jakby noc upominała się o swoje. Pierwszy grzmot rozbrzmiał w oddali nie przynosząc ze sobą żadnego błysku, lecz kolejne były nimi poprzedzane i bliższe. Co jakiś czas skąpana w złowieszczym blasku polana ukazywała się im by rozmyć się w mroku kilka chwil przed tym, jak piorun ogłuszająco uderzał o ziemię.
Gdzieś wewnątrz ciepłego lasu do odgłosów burzy dołączyły kolejne – głośne zawodzenie wilków. Lassë wzdrygnął się, zaś jego towarzysze przysunęli się bliżej niego, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie dla wygłodniałych bestii czających się w ciemnościach. Ich wycie było coraz bliższe, a nieustająca burza zagłuszała wszelkie inne odgłosy. Wilki mogły być zaledwie metr od nich, a oni nie mieliby pojęcia, że sapią im w plecy gotowe rzucić się na trójkę niemal bezbronnych istot.
Niquis przemienił się w człowieka protekcjonalnie wysuwając się przed elfa, który wydawał się zagubiony, zaszczuty i skory do płaczu. Jego względnie spokojne życie w drodze znowu zaczynało się komplikować, a niebezpieczeństwo kryło się między drzewami, pośród burzy i jej odgłosów. Gdyby przyszło mu radzić sobie samemu oszalałby ze strachu. Zdradzało to jego rozbiegane, przerażone spojrzenie i zaciśnięte na sztyletach palce. Czy to brak Otsëa u boku zrobił z niego taki kłębek nerwów? Bo jak wyjaśnić fakt, że chłopak walczący dzielnie z griffinami i bazyliszkami nagle staje się chodzącym nieszczęściem?
- A jeśli go znalazły?! – Lassë ocknął się nagle ze swojego otępienia. Stanął na nogi i dzielnie wysunął się do przodu, ale towarzysze złapali go mocno za ręce nie pozwalając mu na te akty odwagi.
- Musimy trzymać się razem! – Niquis posadził elfa między sobą, a griffinem usiłując uspokoić przyjaciela, który sam już nie wiedział, gdzie się podziać. – Otsëa nie jest głupi. Da sobie radę. – tłumaczył przekrzykując odgłosy burzy i nachalne wycie wilków.
Otaczający ich las wypełniły świecące, złote oczy, zaś błyski pozwalały dostrzec białe, ostre zęby wystające z paszcz wielkich bestii. Do tej pory Lassë sądził, że wilki to tylko niebezpieczne, przerośnięte lisy, a te widywał w swoim lesie niejednokrotnie. Dopiero teraz miał świadomość, jak bardzo się mylił. Otaczające go stworzenia były potężne i inteligentne, z całą pewnością silniejsze od niego i w grupie zdolne powalić nawet griffina. Czy bard wiedział, jak wielkie osobniki zamieszkiwały ten las? Czy dlatego chciał się stąd jak najszybciej wydostać?
Earen nie miał ochoty tracić czasu na walkę w swojej osłabionej postaci. Przemienił się wydając przy tym ostrzegawczy ryk. Także tiikeri idąc za jego przykładem zmienił się zwiększając swoją objętość. Czyżby zapanował nad dorosłą formą i nie raczył podzielić się tą nowiną? Dwa potężne cielska zasłoniły sobą najsłabsze ogniwo, gdy wilki natarły z trzech stron. Niquis i Earen odpowiedzieli na atak. Tyle, że przed starciem powstrzymał ich krzyk Lassë, który sprawił, iż wilki wycofały się podejrzanie szybko. Skołowani podróżni spojrzeli za siebie, w miejsce, gdzie elf starał się walczyć z bestią, która przewróciła go wytrącając z rąk sztylety.
Lassë nie miał okazji zareagować od razu, kiedy wielkie, silne i niebywale szybkie cielsko doskoczyło do niego zwalając go z nóg. Mimo przerażenia na widok tych ogromnych szczęk pełnych ostrych zębisk elf był pewny, że dostrzega coś w rodzaju uśmiechu, jaki wykrzywił pysk bestii. Zanim cokolwiek było mu dane zrobić, poczuł jak wielkie łapska chwytają go w pasie, a w następnej chwili świat zawirował, deszcz podrażnił wrażliwe oczy, a on został przerzucony przez nie mniej masywny bark. W świetle błyskawic zdołał zauważyć jedynie ludzkie kształty bestii, która przedzierając się przez las unosiła go ze sobą. Chociaż chciał się rzucać i wyrywać nie był w stanie, jakby sparaliżował go strach czyniąc jego nogi i ręce bezużytecznymi. Jego zszokowani przyjaciele rozpłynęli się w ciemności i gęstym deszczu, zaś on widział, jak otaczające go wilki biegną ramię w ramię z tym, który go uprowadził. Czy więc został porwany przez lidera? Będzie posiłkiem całej watahy w ich bezpiecznych jaskiniach?
Strach sprawiał, że jego umysł przestawał pracować, jakby nigdy jeszcze nie miał do czynienia z żadnym niebezpieczeństwem, a przecież nie było to prawdą. Walczył z przeciwnościami losu u boku przyjaciół, więc dlaczego teraz był tak beznadziejnie do niczego?
Stracił przytomność zanim w ogóle zdołał podjąć jakąkolwiek decyzję o działaniu. Osunął się w ciemną, jak noc nicość. Las, deszcz, cała ta burza – nic już nie istniało. Czy tak wygląda śmierć?