niedziela, 30 października 2016

51. Wspomnienia nadchodzących czasów

Ëar leżał na piasku, podpierając głowę dłonią i obserwował Deviego, który krzątał się wokół przyjaciół. Błękitne spojrzenie na początku po prostu lustrowało ciało chłopaka niemal liżąc je od stóp do głów, teraz zaś początkowe pożądanie przerodziło się w czystą ciekawość. Chłopak tak bardzo się starał i niemal wychodził z siebie próbując wszystkiego, byleby bliskie mu osoby szybko stanęły na nogi i odzyskały siły. Najprawdopodobniej nie poddałby się nawet gdyby sytuacja była całkowicie beznadziejna. To nie byłoby w jego stylu. Devi był nieugięty, kiedy na czymś mu zależało, a przynajmniej takie sprawiał teraz wrażenie. Jego ruchy były pospieszne, może trochę chaotyczne, ale pewne i zdecydowane, a dłonie delikatne, ostrożne. Duch Morza nazywał go „Niewinnym” i nie było wątpliwości, że właśnie taki był. Niewinny pod każdym względem. Piękny.
- Powiedz mi jaki on jest. - zwrócił się do chłopaka Ëar.
- Hm? - Devi wyraźnie nie wiedział o co chodzi. - Jaki kto jest? Eressëa? - wskazał głową na smoka, którego rany właśnie przemywał.
- Ten, przez którego mi odmówiłeś. Nie patrz na mnie z takim zaskoczeniem, doskonale wiem, że nie oparłbyś mi się gdyby nie było kogoś, kto cię powstrzymał. Widzisz, z dziewicami tak już jest. Kiedy są młode, pragną pozbyć się dziewictwa, nie zależy im, łatwo ulegają pokusie. Kiedy są starsze, są mądrzejsze. Pragną, ich ciała są niezaspokojone, ale chcą żeby to była ta właściwa, wyjątkowa osoba. Bywają szalenie zazdrosne, nawet o przeszłość, która już dawno nie istnieje, ponieważ chcą być pierwszymi i ofiarować siebie jako pierwsze. Dziewice są takie skomplikowane w swojej prostocie. Stąd wiem, że jest ktoś, kto cię powstrzymuje.
Devi był zmieszany i zawstydzony. Ëar miał rację, zupełnie jakby potrafił czytać w myślach i sercu Deviego. Może dziewice rzeczywiście były tak proste do odczytania i Jean-Michael również to wiedział. Może właśnie dlatego chciał żeby Devi spróbował związku z kimś innym. Nie chciał męczyć się z zazdrością Deviego o każdą głupotę i drobną rzecz.
- Czy jeśli stracę dziewictwo z tobą, nie będę miał wyrzutów sumienia, kiedy będę z tym, którego kocham? - zapytał spoglądając ufnie na swojego rozmówcę. Miał serce na dłoni. Był taki niewinny.
- Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć, chociaż bardzo bym chciał. Widzisz, każda dziewica reaguje inaczej, ponieważ w każdej coś się zmienia, kiedy w końcu pozbędzie się brzemienia. Dziewictwo wiąże się ze strachem, czyż nie? Strach przed bólem, przed intymnością, która nie ma w sobie nic romantycznego i pięknego, a niektórym wydaje się nawet obrzydliwa. Nie wiem jak ty zareagujesz, co się w tobie zmieni, ale mogę cię zapewnić, że potrafię sprawić ci rozkosz. Zresztą, nie chodzi ci tylko o rozkosz. - Duch uśmiechnął się przebiegle. - On będzie doświadczony, będzie miał porównanie, a ty nie będziesz miał pojęcia, czy robisz coś dobrze, czy źle. Podczas kiedy ty będziesz poruszał się po omacku w ciemnościach, on będzie widział wszystko bardzo wyraźnie, jak w biały dzień. Nie będziesz miał pojęcia czego oczekiwać, w której chwili i jak bardzo zaboli, a kiedy będzie przyjemnie. Jedna wielka niewiadoma. No dobrze, ale wrócimy do tego później. Teraz opowiedz mi o nim.
- Nie. - Devi pokręcił głową. - Nie teraz. Muszę zająć się przyjaciółmi, a to wymaga skupienia. Opowiem ci innym razem. - zapewnił przygryzając wargę aby ukryć w ten sposób zażenowanie, co wbrew pozorom wcale mu nie wychodziło. Ëar miał w sobie coś, co sprawiało, że Devi chciał się otworzyć, chciał mu zaufać, ale jednocześnie chciał to także przemyśleć. Łatwo było działać bez zastanowienia i pod wpływem impulsu, ale niewątpliwie nie było to rozsądne, a ostatnim czego chciał chłopak była nieostrożność. Zbyt dobrze pamiętał, jak Haydee zdołała omotać smoka, żeby teraz samemu dać się tak spętać. Wrócił do doglądania przyjaciół klękając przy hybrydzie i zdejmując jej opatrunki.
W tym czasie Seet-Far zdążył wrócić z naręczem większych i mniejszych gałązek, które miały podtrzymać tlący się ogień paleniska. Widząc spojrzenie, jakim Duch Wody śledził jego przyjaciela, podszedł do niego pochylając się.
- Hej, ty! - Seet-Far spojrzał na Ducha groźnie. - Jeśli go skrzywdzisz, zabiję cię. Chociażbym miał osuszyć całe to cholerne morze, zrobię to. - warczał ostrzegawczo. - Znajdę cię i zabiję, nawet jeśli będzie to oznaczało koniec tego świata. Zapamiętaj to sobie. - odwrócił się od rozmówcy tyłem i podszedł do Deviego zmieniającego opatrunki Rambë. Uklęknął obok niego, kładąc mu rękę na ramieniu i oferując pomoc. Nagle był łagodny i potulny jak baranek, co Ëar uznał za bardzo interesujące. Najwidoczniej Devi miał większy wpływ na otaczających go ludzi niż mogło się wydawać. Mały skarb, chciałoby się powiedzieć.
Rambë jęknęła, kiedy Devi zakładał jej nowy opatrunek i poruszyła się gwałtownie.
- Delikatniej! - syknęła na niego, co sprawiło, że na twarzy chłopaka pojawił się szeroki, zadowolony uśmiech.
- Ktoś wraca do zdrowia. - zauważył.
- Nie mam wyjścia skoro jesteś tak delikatny, że wszystko mnie boli ledwie podejdziesz.
Devi uśmiechnął się naprawdę szeroko, prezentując pełne uzębienie.
- Skoro ty dochodzisz do siebie, Eressëa także powinien. - wtrącił się Seet-Far, który uniósł nieznacznie do góry głowę dziewczyny i pomógł jej wypić przygotowane wcześniej przez Deviego zioła. - O wilku mowa. - mruknął, kiedy od strony leżącego dotąd spokojnie smoka zaczęły dochodzić pierwsze świadczące o odczuwanym bólu odgłosy. Mieszaniec został przy hybrydzie, kiedy jego przyjaciel pospieszył do Eressëa, który najwyraźniej próbował się podnieść do siadu.
- Zaczekaj i nie spiesz się tak. - Devi przytrzymał ramiona mężczyzny przygważdżając go do piasku. - Najpierw wypij to. - tak jak wcześniej Seet-Far pomagał Rambë, tak teraz Devi poił smoka. - To powinno pomóc ci w uspokojeniu ciała zanim zacznie wariować po tym, co się stało.
- Nie wiem nawet, co się stało. - przyznał mężczyzna, któremu oczy same zamykały się ze zmęczenia.
- Wszystko opowiemy ci później. Teraz odpocznij jeszcze trochę. Chcę żebyś był w stanie zjeść coś dzisiaj samodzielnie, więc usypianie nad miską nie wchodzi w grę.
- Mam przeczucie, że nie spodoba mi się to, co usłyszę.
- Nie zaprzeczę. - Devi delikatnie odgarnął włosy z twarzy smoka nie zważając na bliznę, która była teraz tak doskonale widoczna. - Ty również powinnaś wypoczywać. - zwrócił się do przyjaciółki, która wpatrywała się podejrzliwie w Ducha Morza. - Masz kilka głębszych, nieładnych ran, które muszą się zagoić możliwie najszybciej.
- Kim on jest? - dziewczyna zignorowała pełne troski słowa przyjaciela.
Devi westchnął i wzruszył ramionami w odpowiedzi na niezadane pytanie wpatrzonego w niego Seet-Fara. Po chwili skinął głową nie widząc innego wyjścia z sytuacji.
Mieszaniec zabrał się za możliwie dokładne i sensowne wyjaśnianie kim jest Ëar i jakie jest jego zadanie. Dziewczyna nie była szczególnie zadowolona z tego, co usłyszała, tym bardziej, że miała kilka pytań, jak chociażby to, które uważała w tamtej chwili za najważniejsze. Skoro Ëar był Duchem Morza to dlaczego ona nie czuła z nim żadnej więzi, skoro jej Żywiołem była Woda?
- Ponieważ jestem Duchem, a nie morzem. - odpowiedź była tak prosta, że aż trudna do pojęcia. - Moje połączenie z Wodą jest inne, niż twoje. - wyjaśnił widząc pełną niezrozumienia minę dziewczyny. - Ty jesteś połączona ze swoim Żywiołem fizycznie, ja na poziomie psychicznym. Wypełniam te wody swoją egzystencją. Coś jakby powietrze, którym oddychasz stało się myślą, która przetacza się przez określony teren.
- Chyba naprawdę potrzebuję jeszcze chwili odpoczynku. - dziewczyna przesunęła dłońmi po twarzy i westchnęła ciężko. Nadal nie pojmowała kim właściwie jest Ëar, chociaż jego wytłumaczenie w pełni dotarło do Deviego i Seet-Fara. Zamknęła oczy oddychając spokojnie, a po chwili zasnęła, co niezmiernie ucieszyło dwójkę jej przyjaciół. W końcu różnica między snem, a byciem nieprzytomnym była naprawdę znacząca.
Seet-Far, który poprzedniego dnia był do niczego, teraz nie wytrzymał dłużej niż pół godziny w jednym miejscu. Jego ciało potrzebowało ruchu, musiało wykorzystać energię, która się w nim nagromadziła oraz pozbyć się napięcia ściskającego wszystkie jego mięśnie. Chłopak musiał odreagować zdenerwowanie, jakie czuł od kiedy doszedł do siebie po nieprzyjemnej przygodzie z syrenami, musiał zapomnieć o przyprawiających go o dreszcze wydarzeniach i o wodzie, która najpewniej da mu się jeszcze we znaki, kiedy w końcu wyruszą w dalszą drogę.
Devi rozumiał go bez słów i chociaż nie czuł się zbyt pewnie w towarzystwie Ëara, nie chciał prosić przyjaciela o to, aby męczył się zostając z nim. Zamiast tego sam zachęcił mieszańca do spaceru, który miał pomóc mu w odreagowaniu stresu i poprawić mu samopoczucie.
- Skrzywdź go a zabiję! - Seet-Far ostrzegł Ëara przed odejściem, nic nie robiąc sobie z wywołanego tym zawstydzenia Deviego. - Będę w pobliżu, gdyby się do ciebie dobierał, krzycz. - pogładził chłopaka czule po policzku, jakby chcąc zaznaczyć swój teren i rzucając ostatnie ostre spojrzenie mężczyźnie, ruszył w stronę ofiarujących mu bezpieczeństwo i spokój drzew.

niedziela, 16 października 2016

50. Wspomnienia nadchodzących czasów

Devi mimowolnie spojrzał na śpiących mocno przyjaciół i odetchnął z ulgą upewniając się, że żadne z nich nie było jeszcze gotowe do pobudki. Nie przypuszczał nawet, że może odczuwać wstyd tylko dlatego, że Duch Morza flirtował z nim bezczelnie w ich obecności. Musiał jednak przyznać, że nie był gotowy na obnoszenie się ze swoją seksualnością, jak robili to Seet-Far i Eressëa. Dla nich takie rzeczy mogły nie mieć znaczenia, ale dla niego było to czymś wielkim. W końcu był to jego pierwszy raz.
- Mój niewinny chłopcze, zdradź mi proszę, co zamierzasz zrobić z tą niewygodną sytuacją – Ëar wskazał palcem pobudzone krocze Deviego i uśmiechnął się jak przystało na drapieżnika, który właśnie zagonił w kozi róg swoją ofiarę.
- Nic.
- Nic? - Duch Morza uniósł wąską, delikatną brew i wlepił w chłopaka spojrzenie błękitnych oczu. - Chcesz męczyć się z czymś tak niewygodnym, mój Niewinny?
- Devi! Mam na imię Devi!
- Niech będzie, Devi. Twoje imię nie zmienia mojego pytania. Mogę ci pomóc. - zamachał przed twarzą chłopaka bladą dłonią o szczupłych, długich palcach, które bez wątpienia potrafiły czynić cuda. - Nie chcesz mnie, więc nie zamierzam brać cię siłą, ale przecież możemy czasami wyświadczać sobie przysługi, czyż nie?
Oczy Deviego były naprawdę ogromne i można było wyczytać z nich strach, niezdecydowanie i coś jeszcze, coś ulotnego, delikatnego i niezwykle kruchego. Jean-Michael chciał żeby Devi spróbował kogoś innego, żeby upewnił się, co do swoich uczuć, żeby korzystał z życia, zamiast męczyć się u boku „starego piernika”. To, że pozwoli się dotknąć nie będzie przecież zdradą, nie sprawi, że chłopak znienawidzi siebie i będzie rozpamiętywał to, że dał sobie zrobić dobrze w taki, czy inny sposób.
- Dobra! - odpowiedział mało uprzejmie. - Ale znasz granice!
- Naturalnie. - rzucił śpiewnie Ëar i uśmiechnął się drapieżnie. - Zbliż się do mnie, Niewinny.
Chłopak postąpił kilka kroków w jego kierunku i pozwolił objąć się w pasie silnym ramieniem. Duch Morza przyciągnął go mocno do swojego ciała i wsunął dłoń w jego spodnie. Jego palce były delikatne i odrobinę chłodne, kiedy zacisnęły się na gorącym członku. Devi przygryzł wargę nie chcąc wydać żadnego dźwięku. Duch najwyraźniej doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ponieważ postanowił go podręczyć. Zaczął ocierać się sobą o krocze chłopaka, a jego dłoń z niewyobrażalną wprawą sunęła w górę i dół nabrzmiałego, pobudzonego członka. Mężczyzna jakby chcąc go pożreć, wpił się zapamiętale w maltretowane zębami usta chłopaka i ukąsił wargę w miejscu, w którym gryzł ją wcześniej Devi. Nie przekraczał jednak wyznaczonej na początek granicy, nie pogłębiał pocałunku i trzymał swój język w ryzach.
Chłopak nie oddał pocałunku, ale pozwolił się całować. Zamknął oczy i skupił się na doznaniach, na przyjemności, dotyku, pożądaniu. Starał się nie myśleć o Jean-Michaelu, który to powinien być jego pierwszym we wszystkim. Prawda była jednak taka, że on na pewno nie byłby dla opiekuna pierwszym, więc może właśnie w tym tkwił problem.
Jego ciało rozluźniło się i poddało. Ruchy dłoni na męskości Deviego były teraz jeszcze przyjemniejsze i bardziej zdecydowane, a ocierające się o niego ciało czuł przez ubrania, niemal jakby obaj byli nadzy. Ëar pachniał morzem, wiatrem i nagrzanym piaskiem, a chłopak mimowolnie oparł głowę o jego ramię wdychając ten znany, przyjemny zapach, który kojarzył mu się ze szczęśliwym dzieciństwem u boku ukochanego opiekuna.
W końcu Devi poddał się i doszedł, ciężko wypuszczając z ust powietrze. Nie był pewien, czy naprawdę odczuwa ulgę jaką spodziewał się odczuć, ale kiedy spojrzał na idealnie pięknego Ducha Morza czuł satysfakcję, ponieważ widział w jego błękitnych oczach pragnienie. Z jakiegoś powodu Ëar naprawdę pożądał Deviego, ale chłopak nie zamierzał mu się oddawać nigdy. Mogli się bawić tak jak teraz, ale nigdy nie posuną się za daleko.
Devi wyswobodził się z objęć Ëara i poprawił spodnie. Uklęknął przy Seet-Farze potrząsając jego ramieniem. W każdej innej sytuacji zapewne pozwoliłby przyjacielowi pospać dłużej, ale teraz wolał jednak mieć jakieś dodatkowe towarzystwo, kogoś, kto nie będzie próbował go poderwać i kogo on sam nie będzie pragnął dotykać. Miał pełną świadomość, że zachowuje się jak skończony dupek, ale nie potrafił temu zaradzić. Może właśnie na tym polegała różnica między miłością a pożądaniem? Kiedy kochasz wychodzisz z siebie, aby ta druga osoba odczuła w pełni twoje gorące uczucia, zaś pragnąć myślisz tylko o zaspokojeniu swoich potrzeb.
Spojrzał szybko, przelotnie na Ducha Morza, który nie wydawał się dotknięty jego zachowaniem, ale tym bardziej zdeterminowany, by dobrać się do Deviego. Wypuszczając spokojnie powietrze przez nos, znowu zaczął potrząsać przyjacielem.
- Devi, co jest? - zaspany mieszaniec przetarł oczy z trudem próbując unieść ciężkie powieki.
- Mamy gościa. - powiedział krótko chłopak, na co Seet-Far zerwał się gwałtownie do siadu już całkiem obudzony.
- Podobno ma być naszym przewodnikiem w drodze do pierwszego Czempiona Pradawnego Żywiołu. - wyjaśnił, domyślając się jakie pytanie zaraz padnie. - Ëar, tak ma na imię, jest Duchem Morza.
- Duchem Morza? - Seet-Far zmarszczył brwi wyraźnie nie ufając nowemu towarzyszowi. - Więc dlaczego nie pomógł nam, kiedy syreny niemal nas pozabijały?
- Moim zadaniem jest pomóc. - Ëar odpowiedział dumnym głosem, w którym czaiła się odrobina pogardy, a po jego ustach błąkał się ironiczny uśmiech. - Nie mam toczyć za was walk, choć pewnie tego byś chciał. Ja wykonam całą brudną robotę, a ty będziesz pławił się w chwale zwycięstwa. Gdyby tak miało to wyglądać, Żywioły nie potrzebowałyby waszej czwórki. Macie w sobie pierwiastek śmiertelności, który czyni was tym, kim jesteście. Śmiertelni w swojej nieśmiertelności. Tacy jesteście niezbędni Żywiołom i tylko to pozwala wam stawić czoła Pradawnym Czempionom.
Miał rację. Starzeli się tylko do pewnego momentu, ale chociaż nie umierali ze starości, można było ich zabić. Tak naprawdę nie byli więc nieśmiertelni, lecz wieczni i śmiertelni. Dlatego niektóre z ras już dawno wyginęły, a inne spotykało się tak rzadko, że stawały się legendami. Jak chociażby dżiny, których magia przemieniła Deviego ze zwykłego człowieka w to, czym był teraz, jak tiikeri będący ojcem Seet-Fara lub Eressëa, którego rasę do niedawna uważano za wymarłą.
- Ja mu ufam. - przyznał cicho i jakby niepewnie Devi, który klęczał przy przyjacielu. - Nie jest zdrajcą jak Haydee.
Mieszaniec spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Nie mówisz poważnie.
- Gdyby chciał nas skrzywdzić, zrobiłby to. Od początku tej wyprawy nie byliśmy tak słabi, jak w tej chwili. Eressëa i Rambë nie są żadnymi przeciwnikami i są bardziej bezbronni niż niemowlęta, ty jesteś osłabiony i do niedawna byłeś zaspany, a rozbrojenie mnie nie byłoby dla niego większym problemem, skoro musiałbym martwić się nie tylko o siebie, ale także o wasze bezpieczeństwo.
- Och, gdybym wpadł na to wcześniej, wykorzystałbym twoją słabość, potargował się i dostał to czego chcę. - rzucił melodyjnie i wesoło Ëar, który wymownie spoglądał na Deviego, wiedząc, że chłopak rozumie, o co mu chodzi. Mrugnął do niego zalotnie, nie robiąc sobie nic z morderczego spojrzenia, jakie mu posłano.
- Nawet tego nie próbuj, bo zapewniam, że nic nie zdziałasz.
- O czym wy mówicie?
- Nie pytaj! - Devi zasłonił dłonią usta Ducha Morza żeby ten nie mógł wejść mu w słowo. - Zanim cię obudziłem, miałem ochotę porozmawiać z nim chwilę i wierz mi, ufam mu, ale najchętniej zakneblowałbym go. Przestań lizać moją dłoń! - warknął na Ëara zabierając szybko rękę z twarzy mężczyzny.
- Jeśli mnie zakneblujesz, wiele na tym stracisz. Potrafię zdziałać cuda tymi ustami. - Duch oblizał się lubieżnie, co sprawiło, że jego idealne usta zalśniły od naniesionej na nie warstewki śliny, co przykuło uwagę Deviego bardziej, niż by tego chciał. - Udowodnię ci to, jeśli tylko dasz mi szansę.
- Devi, czy on... czy on z tobą flirtuje?
- Tak. - chłopak westchnął ciężko i przesunął dłonią po włosach w zdenerwowanym geście świadczącym o tym, że czuł się zagubiony. - Pójdę po wodę, zaczekajcie na mnie.
- Pójdę z tobą! - zaoferował stanowczo zbyt entuzjastycznie Ëar.
- Nie!
- Ech, powinieneś być ze sobą bardziej szczery. - zauważył Dych Morza i jednym pstryknięciem palców wypełnił czystą, słodką wodą kociołek, a następnie wykonując skomplikowany, ale pełen gracji ruch ręką wyłowił z morza naprawdę pokaźną rybę.
Chłopcy patrzyli na niego z uchylonymi ustami. Prawdę mówiąc rozumieli tę część o Duchu Morza, ale wyraźnie nie mieli dotąd pojęcia, co to właściwie oznacza.
- Zaimponowałem wam? - zapytał Duch z psotnym uśmiechem, kiedy zauważył, jak na niego patrzą. - Mam pewną władzę nad morzem, nad jego wodą i żyjącymi w nim, nieposiadającymi własnej woli istotami. Nie jestem tylko zabójczo przystojny. - znowu próbował flirtować z Devim.
O dziwo, chłopak uśmiechnął się odrobinę pod nosem, jakby fakt, że Ëar coś dla nich zrobił był pierwszym światełkiem pojawiającej się sympatii.

niedziela, 9 października 2016

49. Wspomnienia nadchodzących czasów

- Podtrzymuję swoją wcześniejszą opinię! To obrzydliwe. Jeśli kiedyś to mnie będzie trzeba tak karmić, po prostu daj mi umrzeć z głodu. - Seet-Far skrzywił się odsuwając usta od warg Eressëa.
- Na to nie licz. Jeśli będę musiał, będę cię karmił siłą, ale zrobię to.
- Chciałbym wierzyć, że żartujesz, ale wiem, że mówisz całkiem serio. Ty chyba nawet nie wiesz czym są żarty.
- Zaskoczyłbym cię, ale nie mam na to czasu. - Devi, który karmił z ust do ust Rambë, w zadziornym, niewinnym geście pokazał przyjacielowi język.
- Wymówki. - mieszaniec prychnął teatralnie, ale nie był w stanie powstrzymać uśmiechu, jaki cisnął mu się na usta.
- Może... - odparł tajemniczo chłopak i wrócił do swojego raczej mało przyjemnego zajęcia, jakim było przeżuwanie jedzenia dla przyjaciółki.
Zanim skończyli karmić nieprzytomną dwójkę i sami się posilili, słońce zaczęło chować się za horyzontem. Wraz z nadejściem zmroku, kiedy powietrze się ochłodziło, Devi położył się obok Rambë przykrywając ich oboje dwoma płaszczami, a po jego prawej stronie Seet-Far zrobił to samo leżąc u boku Eressëa. Ostatnim czego teraz chcieli było wychłodzenie organizmów bezbronnych przyjaciół. Zadbali więc o to, aby było im możliwie najcieplej i żeby w razie gdyby któreś z nich się obudziło, pod ręką znajdowała się w pełni przytomna osoba. Chłopcy wątpili jednak aby miało to nastąpić tak wcześnie. Walka o życie pod wodą wyczerpała Seet-Fara i Deviego, a co dopiero Rambë oraz Eressëa, którzy spędzili tam Żywioły wiedzą ile czasu.
Chociaż czuwanie bez wątpienia byłoby doskonałym pomysłem na zapewnienie sobie bezpieczeństwa, bardzo szybko cała czwórka znajdowała się w objęciach snu. Nie ważne, co by się nie działo, przez pierwszych pięć godzin żadne z nich by się nie obudziło. Wyczerpanie psychiczne dało o sobie znać z mocą porównywalną do wcześniejszego zmęczenia fizycznego.

Devi obudził się jako pierwszy i nieprzytomnie rozejrzał się po okolicy. W pobliżu nie było nikogo, jego przyjaciele wciąż spokojnie spali, a słońce, które wspinało się coraz wyżej po nieboskłonie zaczynało słodko przygrzewać. Niechętnie odsunął się od przyjaciółki i zdejmując z niej okrycie, pozwolił aby zastąpiły je ciepłe promienie. To samo zrobił z płaszczami pod którymi spała pozostała dwójka, co obudziło mieszańca, ale tylko na tyle, żeby przekręcił się na drugi bok.
Devi pozwolił sobie na jeszcze chwilę lenistwa, wpatrując się w błękitne, pogodne niebo. Jego myśli błądziły po pustkowiach niesprecyzowanych, rozmazanych myśli, które ani na chwilę nie zagrzewały miejsca w jego umyśle. Myślał o wszystkim i niczym, można by powiedzieć.
Obecność kogoś w pobliżu wyczuł całym sobą, zupełnie jak niekiedy można poczuć na sobie czyjeś spojrzenie. Spiął się cały, a jego ciało przeszło szybką bojową metamorfozę, kiedy rozglądał się w około w poszukiwaniu intruza. Dostrzegł go stojącego w sporej odległości od miejsca, w którym leżeli. Ciemna sylwetka otoczona jasnym blaskiem. Nie dało się jednak stwierdzić, czy to mężczyzna, czy kobieta.
Devi był czujny, chociaż nie chciał aby intruz to zauważył, kiedy wolnym, miarowym krokiem zaczął się do nich zbliżać. Wysoka, szczupła sylwetka, pełne gracji ruchy. Dopiero, kiedy można było gołym okiem rozróżnić szczegóły wyglądu, chłopak miał pewność, że to mężczyzna. Jasne, niemal białe włosy, z jednej strony odgarnięte zgrabnie do tyłu, błękitne, łagodne, ale jednocześnie nieprzeniknione, wąskie oczy, skóra wyglądająca na kobieco gładką i niemożliwie jasną. Nieznajomy był piękny, co sprawiło, że Devi nie mógł oderwać od niego spojrzenia, a jego ciało mimowolnie zaczęło się rozluźniać. Jego wzrok biegało mimowolnie po odzianym w delikatne, zwiewne szaty ciele, a wyobraźnie podsuwała obrazy tego, co mogło kryć się pod tymi szmatkami.
Chłopak ocknął się dopiero, kiedy świadomość i zdrowy rozsądek podsunęły mu obraz Jean-Michaela, który czekał na jego powrót w domu i zapewne zamartwiał się zastanawiając, czy Devi wróci do niego nadal tak pewny swoich uczuć względem niego, jak przed misją. Mimowolnie przełknął ciężko ślinę i podniósł się wychodząc naprzeciw pięknemu intruzowi.
Zatrzymali się naprzeciwko siebie i zaledwie krok dzielił ich od tego, aby ich ciała się ze sobą zetknęły. Devi miał świadomość, że oddycha szybciej i ciężej, a jego serce szaleje w piersi.
- Tryton. - wydusił z siebie. - Jesteś trytonem?
- Nie. - nieznajomy był wyraźnie zaskoczony. - Dlaczego tak sądzisz? - najwyraźniej dostrzegł rumieńce na policzkach Deviego, ponieważ uśmiechnął się tak niesamowicie słodko z równie rozkosznym. - Och! - na ustach. - Nie, nie jestem trytonem. - zapewnił. - Możesz sprawdzić, proszę. - nieznajomy odwrócił się tyłem i zsunął z ramion jasną, jakby wyszywaną srebrnymi gwiazdami szatę, która opadła na piasek ześlizgując się gładko z całego jego ciała.
Devi zaniemówił znajdując się na granicy podniecenia, kiedy jego spojrzenie sunęło po gładkich, umięśnionych plecach niżej i niżej. Pośladki mężczyzny miały tak idealny kształt, że chłopakowi nasuwało się tylko jedno ich określenie: „kuszące”.
- Tryton miałby na plecach delikatny, turkusowy tatuaż. - wyjaśnił.
- Wie-więc kim jesteś? - chłopak zająknął się, za co teraz przeklinał się w myślach. Odchrząknął, ponieważ zaschło mu w ustach.
Nieznajomy odwrócił się w jego stronę nie zważając nawet na to, że jego ubranie wciąż leży na ziemi u jego stóp. Biedny Devi niemal zaczął się dusić i speszył się, kiedy mimowolnie spojrzeniem powędrował od krocza nieznajomego.
- Hm, zdradzę ci to, ale nie za darmo. - mężczyzna uśmiechnął się słodko, ale drapieżnie jednocześnie i postępując zaledwie jeden krok w stronę Deviego, stanął tuż przed nim całkowicie nagi. Przygryzł kusząco dolną wargę, kiedy obrzucił szybkim spojrzeniem drżące dłonie chłopaka. - Za pocałunek. Za jeden pocałunek, zdradzę kim jestem.
Devi naprawdę zapomniał o oddychaniu słysząc tę propozycję. Jego ciało było teraz w pełni podniecone, z ust nie wydobywały się żadne dźwięki, mimo usilnych prób.
- Nie obawiaj się, nie skrzywdzę ani ciebie, ani twoich przyjaciół. - głos nieznajomego był melodyjny, niemal hipnotyzujący.
Czy to podstęp? Tak, jak wcześniej syrena omamiła Eressëa i Seet-Fara tak teraz on zostanie przez kogoś wciągnięty w czeluść bezmyślności? A jednak jego ciało tak bardzo pragnęło dorosnąć i skosztować tego nęcącego owocu.
- Jeden pocałunek. - wyszeptał w rozwarte usta chłopaka nagi mężczyzna i po prostu sięgnął warg Deviego. Najpierw delikatnie, łagodnie, po chwili bardziej łapczywie. Wsunął blade, silne dłonie we włosy chłopaka i przytrzymując jego głowę w miejscu pogłębił pocałunek jeszcze bardziej. Bez problemu wsunął język między uchylone wargi i wyzywająco drażnił nim język swojej „ofiary”, która drżąca i rozpalona w końcu zareagowała poddając się ciału.
Devi położył dłonie na biodrach mężczyzny i lekko zgiął palce wbijając je w rzeczywiście delikatną skórę. Oddał pocałunek odpowiadając z przyjemnością na zwinne ruchy języka swojego chwilowego partnera. Jęknął, kiedy piękny nieznajomy zaczął ocierać się o niego swoim kroczem prowokując, ale jednocześnie jakby starając się uwolnić chłopaka od brzmienia erekcji.
- Tylko-pocałunek. - przypomniał jąkając się, kiedy był w stanie odchylić nieznacznie głowę do tyłu. Kiedy właściwie jego dłonie znalazły się na tych niemożliwie cudownych pośladkach?!
- Mmm, nie dasz się namówić na nic więcej? - wyraźnie zawiedziony mężczyzna odsunął się, co Devi odczuł jakby ktoś właśnie wyrywał mu z piersi płuca.
- Moje ciało tego pragnie, ale to tylko ciało. - chłopak przesunął dłońmi po włosach. Wyglądał jak zagubione dziecko, ale powoli odzyskiwał rozum.
- Wielu to by wystarczyło. - zauważył nieznajomy, ale westchnął ciężko akceptując tę decyzję. - Niech będzie, ale i tak będę cię kusił i próbował swoich sił.
- Twoja obietnica...
- Tak, tak. Nie zapomniałem. Jestem morską pianą, jestem zaścielającymi tę plażę muszkami, szumem, który wypełnia teraz twoje uszy.
- To niemożliwe... - chłopak zmarszczył brwi.
- Jestem Duchem Morza, mój niewinny chłopcze. - nieznajomy pochylił się podnosząc z piasku szatę, a Devi musiał odwrócić wzrok, by pożądanie nie rozpaliło w nim płomienia, którego nie zdoła ugasić. - Jestem tutaj, aby was poprowadzić do pierwszego celu, jakim jest Czempion Pradawnej Wody. Możesz mówić na mnie Ëar.
- A więc po prostu Morze?
- Tak, mój Niewinny. - mężczyzna przesunął palcami po policzku chłopaka znowu stojąc stanowczo zbyt blisko niego. - Po prostu Morze. Które pragnie abyś w nim utonął. - zabrzmiało tak dwuznacznie, że Devi przełknął ciężko ślinę.
To na pewno nie będzie dla niego prosta misja, a wszystko dlatego, że jego ciało pragnęło więcej niż jego umysł.

niedziela, 2 października 2016

48. Wspomnienia nadchodzących czasów

Chociaż ciężko było nazwać to jakimkolwiek łupem, Devi zdołał upolować jeszcze kilka jaszczurek oraz raczej wychudzonego ptaka. Teraz potrzebował tylko wody, a tej nie było łatwo zastąpić byle czym. Na początek pokręcił się więc po okolicy szukając chociażby małego źródełka, ale los nie był dla niego łaskawy. Nic nie wskazywało na to, żeby w najbliższej okolicy można było zdobyć czystą, słodką wodę ot tak. Nie mając innego wyjścia, chłopak starał się więc wyczuć żyły wody pod powierzchnią ziemi, co wcale nie było tak łatwe, jak początkowo mu się wydawało. Zapewne poszłoby mu sprawniej, gdyby nie fakt, iż Devi nie chciał sięgać po moc, jaką oferował mu jego Żywioł. Poddając się, przerzucił się na obserwację, szukając miejsc, w których roślinność była najzieleńsza i gdzie prowadziło najwięcej śladów zwierząt. Tego uczył go Jean-Michael i właśnie ten sposób sprawdził się najlepiej.
- No cóż. - rzucił w pewnym momencie do siebie. - Rozpoczynamy kopanie. - i tak właśnie zrobił.
Używając przede wszystkim patyków oraz kamieni, kopał na tyle głęboko, aby wilgotny piasek zamienił się w małe muliste bajorko. Wtedy zaczął stopniowo je poszerzać i dodatkowo pogłębiać. Potrzebował sporo wody, jeśli chciał przygotować coś dla czterech osób, w tym dwóch wycieńczonych i w kiepskim stanie.
W czasie, kiedy woda zbierała się w wykopanym dołku, chłopak wrócił na plażę po kociołki i miskę. W jednym planował ugotować zupę, zaś drugi był mu potrzebny do zagotowania wody do obmycia ran i wyparzenia pasów materiału, którymi musiał opatrzeć Rambë. Był dobrym przyjacielem, ale przede wszystkim uważał się za medyka i to właśnie tego drugiego jego przyjaciele potrzebowali w tej chwili najbardziej.
Cóż, Jean-Michael dobrze go wyszkolił w każdej dziedzinie. Devi był opiekuńczy jak nikt inny i zawsze troszczył się o przyjaciół i bliskich. Z małego ambitnego i upartego aniołka wyrósł na oddanego swoim poglądom wojownika o wielkim sercu.

- Seet-Farze, co z nimi? - zapytał przyjaciela, kiedy wrócił w końcu do Wybrańców z czystą, przefiltrowaną wodą.
- Miło, że pytasz jak się czuję. - mruknął niezadowolony mieszaniec. - Nic się nie działo, nie zauważyłem żadnych zmian.
- Nie dramatyzuj, widzę, że nic ci nie jest i dlatego nie pytam. No dobrze, sprawdźmy co z wami... - powiedział w końcu ni to do siebie, ni to do nieprzytomnej dwójki Devi. Szybko sprawdził ich stan, a mając pewność, że rzeczywiście nic nie uległo zmianie, zabrał się za rozpalanie ognia. Przeklinał pod nosem czas, który pochłaniała żarłocznie każda czynność, ale nie mógł temu zaradzić w żaden sposób. Wszystko wymagało czasu, a on nie był w stanie go zatrzymać.
Dorzucając odrobinę ziół do gotującej się już wody, poczekał aż ta ostygnie odrobinę i zaczął od obmywania ran przyjaciół i ich bandażowania. Był już zmęczony wydarzeniami tego dnia, ale nie zważając na nic, napoił Rambë i Eressëa odrobiną przegotowanej wody. Fakt, że byli w stanie automatycznie sami przełykać, był dobrym znakiem i dawał nadzieję na szybki powrót do zdrowia. - Teraz twoja kolei, chodź tutaj. - przywołał do siebie mieszańca i kazał mu wypić trochę ziółek, co miało uspokoić jego żołądek oraz dodać mu sił. Pociągnął go za ramię, przewracając na swoje kolana i zaczął gładzić po głowie - Sam nie dam sobie z tym wszystkim rady, potrzebuję cię zdrowego. - dodał smętnie, patrząc na przyjaciela błagalnie.
- Tak, wiem. - Seet-Far uśmiechnął się do niego i wyciągając rękę do góry pogładził chłopaka po policzku. Palcami musnął lekko pozłacaną łuskę na jego skroniach. - Siedzimy w tym gównie razem i razem wrócimy do domu. A przynajmniej ty wrócisz do domu, a ja coś sobie zjadę. - poprawił się, a w jego oczach pojawił się przejmujący mrok, który krył się w nich od dawna, chociaż zazwyczaj był ukrywany za blaskiem wymuszanej radości i pozornej beztroski. - Nie ważne czy nam się uda pokonać Czempionów Pradawnych Żywiołów, czy nie. Macocha i tak nie pozwoli mi wrócić. Dla niej nie należę do plemienia i powinienem trzymać się z daleka od siostry.
- Wiesz, że nie jestem właściwą osobą do rozmowy o matkach. - Devi z zakłopotaniem odgarnął z twarzy kosmyk włosów.
- Tak, wiem. Obaj nie mamy szczęścia w tej dziedzinie. Moja macocha to jędza, a twoja matka widziała w tobie tylko możliwość dodatkowego zarobku w przyszłości.
Devi wybuchnął śmiechem, a po chwili Seet-Far mu zawtórował. Użalali się nad sobą jak dzieci, a przecież żaden z nich nie potrzebował kobiecej ręki by wyjść na ludzi. Dla Deviego liczył się tylko Jean-Michael, podczas gdy całym światem Seet-Fara była siostra. Tylko to się liczyło i nic więcej.
- Myślisz, że odzyskają dziś przytomność? - mieszaniec rzucił okiem na wciąż nieprzytomną dwójkę.
- Mam taką nadzieję. W przeciwnym razie będziemy musieli ich nakarmić, a to dosyć uciążliwe. - widząc pytające spojrzenie przyjaciela, kontynuował. - Są dwie metody i każda ma dwa sposoby. Pierwsza bazuje na tym, że rozdrabniasz jedzenie na papkę w jakiejś miseczce, a jeśli trzeba dolewasz wody dla bardziej płynnej konsystencji. W ich przypadku w grę wchodzi tylko druga, gdzie musisz jedzenie pogryźć i nakarmić drugą osobę z ust do ust. Jeśli trzeba, musisz też nabrać do ust wody żeby było łatwiej przełknąć. Coś jak w przypadku ptaków.
- To obrzydliwe! - Seet-Far skrzywił się z niesmakiem.
- Tak i nie. Jeśli ktoś jest ci bardzo bliski, nie zwracasz na to nawet uwagi. Kiedy Jean-Michael był chory, musiałem go tak karmić. Był zbyt słaby żeby jeść samemu, a nie chciałem żeby się udławił jeśli podam mu coś do samodzielnego pogryzienia i połknięcia, więc to było moją jedyną opcją. Nie tak wyobrażałem sobie chwilę, kiedy nasze usta się zetkną, ale było to lepsze niż nic. Mam nadzieję, że teraz nie choruje, bo kto się nim zajmie? Kiedy myślę, że jakaś głupia wiejska czarownica miałaby się nim opiekować, mam ochotę wrócić do wioski natychmiast, ale Jean-Michael byłby wściekły. Jego zdaniem mam możliwość poznać świat i ludzi, odciąć pępowinę, która mnie z nim łączyła. Większa swoboda i te sprawy.
- A co ty o tym myślisz?
- Ja? - Devi zapatrzył się na morze. - Moim zdaniem cała ta podróż to najlepszy sposób żeby dać się zabić i nigdy więcej nie zobaczyć bliskich. Wojna Ras, w której brałem udział oferowała możliwość ukrycia się i życia z dala od kłopotów. Teraz nie mamy tego komfortu. Albo pokonamy Czempionów, albo zginiemy. Chociaż patrząc na Eressëa mam podstawy sądzić, że nawet wygrana może oznaczać dla nas śmierć. Lubię myśleć, że jeżeli coś mi się stanie, Jean-Michael to wyczuje i będzie wiedział, że nie musi na mnie dłużej czekać. Ja chciałbym wiedzieć, gdyby chodziło o niego. Gdyby go zabrakło, chciałbym to poczuć, żeby pójść za nim.
- Nie sądziłem, że w twojej światłej główce potrafi zmieścić się tyle pesymizmu. - mieszaniec naprawdę był zaskoczony tym, co odkrył przed nim przyjaciel.
- Nie jestem idealny. Nigdy nie byłem.
- Moim zdaniem jesteś. Wiem jak dużo potrafisz dać nie oczekując niczego w zamian. Jesteś wojownikiem i domorosłym uczonym.
- Jestem też bardzo niedojrzały, ale to akurat staram się ukryć.
- I nieźle ci to idzie. - Seet-Far posłał mu jeden ze swoich czarujących uśmiechów. - Nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek zachowywał się niedojrzale.
- Ponieważ jesteś moim przyjacielem. Odpowiadam za ciebie. Ale gdybyś mnie widział przy Jean-Michaelu... Sam się dziwię, że tak długo ze mną wytrzymał.
- Przesadzasz.
- Może tak, może nie. - tym razem to Devi zdobył się na zalotny uśmiech.
Było miło, ale niestety chłopak z żalem wysunął się spod przyjaciela i zajął się posiłkiem, któremu musiał poświęcić więcej czasu niż zwykle, chcąc aby podniósł na nogi wycieńczoną dwójkę. W tym celu dorzucił do gulaszu „ze wszystkiego” sporo ziół, co wprawdzie dodało całości goryczy, ale także właściwości leczniczych.
Obserwujący go uważnie mieszaniec roześmiał się w pewnej chwili. Biedny Devi został przez niego porównany do matki troszczącej się o swoje dzieci, chociaż osobiście wolałby jednak być postrzeganym jako starszy brat. Obawiał się jednak, że może o tym zapomnieć. Wytłumaczenie Seet-Fara nie pozostawiało najmniejszych nawet wątpliwości. Devi matkował im wszystkim, zachowywał się jakby był z nich najstarszy i nie pozwalał sobie na głupie błędy. Może miał szczęście, a może naprawdę był poważnym, młodym mężczyzną, który miał uratować świat przed zagładą.