niedziela, 16 października 2016

50. Wspomnienia nadchodzących czasów

Devi mimowolnie spojrzał na śpiących mocno przyjaciół i odetchnął z ulgą upewniając się, że żadne z nich nie było jeszcze gotowe do pobudki. Nie przypuszczał nawet, że może odczuwać wstyd tylko dlatego, że Duch Morza flirtował z nim bezczelnie w ich obecności. Musiał jednak przyznać, że nie był gotowy na obnoszenie się ze swoją seksualnością, jak robili to Seet-Far i Eressëa. Dla nich takie rzeczy mogły nie mieć znaczenia, ale dla niego było to czymś wielkim. W końcu był to jego pierwszy raz.
- Mój niewinny chłopcze, zdradź mi proszę, co zamierzasz zrobić z tą niewygodną sytuacją – Ëar wskazał palcem pobudzone krocze Deviego i uśmiechnął się jak przystało na drapieżnika, który właśnie zagonił w kozi róg swoją ofiarę.
- Nic.
- Nic? - Duch Morza uniósł wąską, delikatną brew i wlepił w chłopaka spojrzenie błękitnych oczu. - Chcesz męczyć się z czymś tak niewygodnym, mój Niewinny?
- Devi! Mam na imię Devi!
- Niech będzie, Devi. Twoje imię nie zmienia mojego pytania. Mogę ci pomóc. - zamachał przed twarzą chłopaka bladą dłonią o szczupłych, długich palcach, które bez wątpienia potrafiły czynić cuda. - Nie chcesz mnie, więc nie zamierzam brać cię siłą, ale przecież możemy czasami wyświadczać sobie przysługi, czyż nie?
Oczy Deviego były naprawdę ogromne i można było wyczytać z nich strach, niezdecydowanie i coś jeszcze, coś ulotnego, delikatnego i niezwykle kruchego. Jean-Michael chciał żeby Devi spróbował kogoś innego, żeby upewnił się, co do swoich uczuć, żeby korzystał z życia, zamiast męczyć się u boku „starego piernika”. To, że pozwoli się dotknąć nie będzie przecież zdradą, nie sprawi, że chłopak znienawidzi siebie i będzie rozpamiętywał to, że dał sobie zrobić dobrze w taki, czy inny sposób.
- Dobra! - odpowiedział mało uprzejmie. - Ale znasz granice!
- Naturalnie. - rzucił śpiewnie Ëar i uśmiechnął się drapieżnie. - Zbliż się do mnie, Niewinny.
Chłopak postąpił kilka kroków w jego kierunku i pozwolił objąć się w pasie silnym ramieniem. Duch Morza przyciągnął go mocno do swojego ciała i wsunął dłoń w jego spodnie. Jego palce były delikatne i odrobinę chłodne, kiedy zacisnęły się na gorącym członku. Devi przygryzł wargę nie chcąc wydać żadnego dźwięku. Duch najwyraźniej doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ponieważ postanowił go podręczyć. Zaczął ocierać się sobą o krocze chłopaka, a jego dłoń z niewyobrażalną wprawą sunęła w górę i dół nabrzmiałego, pobudzonego członka. Mężczyzna jakby chcąc go pożreć, wpił się zapamiętale w maltretowane zębami usta chłopaka i ukąsił wargę w miejscu, w którym gryzł ją wcześniej Devi. Nie przekraczał jednak wyznaczonej na początek granicy, nie pogłębiał pocałunku i trzymał swój język w ryzach.
Chłopak nie oddał pocałunku, ale pozwolił się całować. Zamknął oczy i skupił się na doznaniach, na przyjemności, dotyku, pożądaniu. Starał się nie myśleć o Jean-Michaelu, który to powinien być jego pierwszym we wszystkim. Prawda była jednak taka, że on na pewno nie byłby dla opiekuna pierwszym, więc może właśnie w tym tkwił problem.
Jego ciało rozluźniło się i poddało. Ruchy dłoni na męskości Deviego były teraz jeszcze przyjemniejsze i bardziej zdecydowane, a ocierające się o niego ciało czuł przez ubrania, niemal jakby obaj byli nadzy. Ëar pachniał morzem, wiatrem i nagrzanym piaskiem, a chłopak mimowolnie oparł głowę o jego ramię wdychając ten znany, przyjemny zapach, który kojarzył mu się ze szczęśliwym dzieciństwem u boku ukochanego opiekuna.
W końcu Devi poddał się i doszedł, ciężko wypuszczając z ust powietrze. Nie był pewien, czy naprawdę odczuwa ulgę jaką spodziewał się odczuć, ale kiedy spojrzał na idealnie pięknego Ducha Morza czuł satysfakcję, ponieważ widział w jego błękitnych oczach pragnienie. Z jakiegoś powodu Ëar naprawdę pożądał Deviego, ale chłopak nie zamierzał mu się oddawać nigdy. Mogli się bawić tak jak teraz, ale nigdy nie posuną się za daleko.
Devi wyswobodził się z objęć Ëara i poprawił spodnie. Uklęknął przy Seet-Farze potrząsając jego ramieniem. W każdej innej sytuacji zapewne pozwoliłby przyjacielowi pospać dłużej, ale teraz wolał jednak mieć jakieś dodatkowe towarzystwo, kogoś, kto nie będzie próbował go poderwać i kogo on sam nie będzie pragnął dotykać. Miał pełną świadomość, że zachowuje się jak skończony dupek, ale nie potrafił temu zaradzić. Może właśnie na tym polegała różnica między miłością a pożądaniem? Kiedy kochasz wychodzisz z siebie, aby ta druga osoba odczuła w pełni twoje gorące uczucia, zaś pragnąć myślisz tylko o zaspokojeniu swoich potrzeb.
Spojrzał szybko, przelotnie na Ducha Morza, który nie wydawał się dotknięty jego zachowaniem, ale tym bardziej zdeterminowany, by dobrać się do Deviego. Wypuszczając spokojnie powietrze przez nos, znowu zaczął potrząsać przyjacielem.
- Devi, co jest? - zaspany mieszaniec przetarł oczy z trudem próbując unieść ciężkie powieki.
- Mamy gościa. - powiedział krótko chłopak, na co Seet-Far zerwał się gwałtownie do siadu już całkiem obudzony.
- Podobno ma być naszym przewodnikiem w drodze do pierwszego Czempiona Pradawnego Żywiołu. - wyjaśnił, domyślając się jakie pytanie zaraz padnie. - Ëar, tak ma na imię, jest Duchem Morza.
- Duchem Morza? - Seet-Far zmarszczył brwi wyraźnie nie ufając nowemu towarzyszowi. - Więc dlaczego nie pomógł nam, kiedy syreny niemal nas pozabijały?
- Moim zadaniem jest pomóc. - Ëar odpowiedział dumnym głosem, w którym czaiła się odrobina pogardy, a po jego ustach błąkał się ironiczny uśmiech. - Nie mam toczyć za was walk, choć pewnie tego byś chciał. Ja wykonam całą brudną robotę, a ty będziesz pławił się w chwale zwycięstwa. Gdyby tak miało to wyglądać, Żywioły nie potrzebowałyby waszej czwórki. Macie w sobie pierwiastek śmiertelności, który czyni was tym, kim jesteście. Śmiertelni w swojej nieśmiertelności. Tacy jesteście niezbędni Żywiołom i tylko to pozwala wam stawić czoła Pradawnym Czempionom.
Miał rację. Starzeli się tylko do pewnego momentu, ale chociaż nie umierali ze starości, można było ich zabić. Tak naprawdę nie byli więc nieśmiertelni, lecz wieczni i śmiertelni. Dlatego niektóre z ras już dawno wyginęły, a inne spotykało się tak rzadko, że stawały się legendami. Jak chociażby dżiny, których magia przemieniła Deviego ze zwykłego człowieka w to, czym był teraz, jak tiikeri będący ojcem Seet-Fara lub Eressëa, którego rasę do niedawna uważano za wymarłą.
- Ja mu ufam. - przyznał cicho i jakby niepewnie Devi, który klęczał przy przyjacielu. - Nie jest zdrajcą jak Haydee.
Mieszaniec spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Nie mówisz poważnie.
- Gdyby chciał nas skrzywdzić, zrobiłby to. Od początku tej wyprawy nie byliśmy tak słabi, jak w tej chwili. Eressëa i Rambë nie są żadnymi przeciwnikami i są bardziej bezbronni niż niemowlęta, ty jesteś osłabiony i do niedawna byłeś zaspany, a rozbrojenie mnie nie byłoby dla niego większym problemem, skoro musiałbym martwić się nie tylko o siebie, ale także o wasze bezpieczeństwo.
- Och, gdybym wpadł na to wcześniej, wykorzystałbym twoją słabość, potargował się i dostał to czego chcę. - rzucił melodyjnie i wesoło Ëar, który wymownie spoglądał na Deviego, wiedząc, że chłopak rozumie, o co mu chodzi. Mrugnął do niego zalotnie, nie robiąc sobie nic z morderczego spojrzenia, jakie mu posłano.
- Nawet tego nie próbuj, bo zapewniam, że nic nie zdziałasz.
- O czym wy mówicie?
- Nie pytaj! - Devi zasłonił dłonią usta Ducha Morza żeby ten nie mógł wejść mu w słowo. - Zanim cię obudziłem, miałem ochotę porozmawiać z nim chwilę i wierz mi, ufam mu, ale najchętniej zakneblowałbym go. Przestań lizać moją dłoń! - warknął na Ëara zabierając szybko rękę z twarzy mężczyzny.
- Jeśli mnie zakneblujesz, wiele na tym stracisz. Potrafię zdziałać cuda tymi ustami. - Duch oblizał się lubieżnie, co sprawiło, że jego idealne usta zalśniły od naniesionej na nie warstewki śliny, co przykuło uwagę Deviego bardziej, niż by tego chciał. - Udowodnię ci to, jeśli tylko dasz mi szansę.
- Devi, czy on... czy on z tobą flirtuje?
- Tak. - chłopak westchnął ciężko i przesunął dłonią po włosach w zdenerwowanym geście świadczącym o tym, że czuł się zagubiony. - Pójdę po wodę, zaczekajcie na mnie.
- Pójdę z tobą! - zaoferował stanowczo zbyt entuzjastycznie Ëar.
- Nie!
- Ech, powinieneś być ze sobą bardziej szczery. - zauważył Dych Morza i jednym pstryknięciem palców wypełnił czystą, słodką wodą kociołek, a następnie wykonując skomplikowany, ale pełen gracji ruch ręką wyłowił z morza naprawdę pokaźną rybę.
Chłopcy patrzyli na niego z uchylonymi ustami. Prawdę mówiąc rozumieli tę część o Duchu Morza, ale wyraźnie nie mieli dotąd pojęcia, co to właściwie oznacza.
- Zaimponowałem wam? - zapytał Duch z psotnym uśmiechem, kiedy zauważył, jak na niego patrzą. - Mam pewną władzę nad morzem, nad jego wodą i żyjącymi w nim, nieposiadającymi własnej woli istotami. Nie jestem tylko zabójczo przystojny. - znowu próbował flirtować z Devim.
O dziwo, chłopak uśmiechnął się odrobinę pod nosem, jakby fakt, że Ëar coś dla nich zrobił był pierwszym światełkiem pojawiającej się sympatii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz