niedziela, 28 lipca 2013

62. I wtedy zapadła cisza...

- Zgniatasz mnie. - Niquis mruknął cicho, kiedy leżał w krzakach w miejscu osłoniętym przed ciekawskimi spojrzeniami.
- Nic na to nie poradzę. - Earen przysunął się jeszcze bliżej niego. - Nie wytrzymam dłużej. - marszcząc brwi i patrząc na tiikeri udręczonym wzrokiem starał się przekonać go do zaniechania jakiejkolwiek walki. - Ja muszę dostać więcej! Zostanę impotentem jeśli nadal będę z tym walczył.
- I dlatego zamiast polować, szukać prowiantu, kraść jajka leżę na ziemi w krzakach? - chłopak uniósł brew spoglądając na odrobinę zmieszanego griffina.
- Wiem, że to trochę niesprawiedliwe, ale... Sam rozumiesz. - wygląda jak zabiedzony dzieciak, kiedy tak patrzył błagalnie, wyczekująco, a jego krocze płonęło niespełnieniem. Kto potrafiłby mu się oprzeć w takiej sytuacji? Earen miał w sobie coś rozkosznego, coś, czemu nie dało się oprzeć, kiedy poznało się go bliżej i teraz Niquis uległ temu niespotykanemu czarowi.
- Nie chcę żebyś był impotentem, więc zrobię dla ciebie wyjątek. - chłopak podniósł dłoń i wsunął palce w długie, jasne włosy, z których wybrał ciemne pasemka i pociągnął za nie lekko. - Ale chcę wiedzieć, dlaczego właśnie ja mam cię zaspokoić. Dlatego, że nikt inny się na to nie zgodzi?
- Dlatego, że między nami coś jest. - odparł od razu i bez zastanowienia Earen. - Powinieneś być moją przekąską, a ani się nią nie stałeś, ani się nią nie staniesz. To dziwne, ale może to właśnie my mamy pogodzić nasze ludy.
- Kłamczuch z ciebie okropny. - tiikeri pokręcił głową. - Coś między nami jest, tu się zgodzę, ale cała reszta to czyste zmyślanie.
Griffin uśmiechnął się i wzruszył ramionami. Widać trochę przesadził z podlizywaniem się Niquisowi, ale był na dobrej drodze do zdobycia jego cennego tyłka.
- Niech będzie. - Niquis uśmiechnął się nie wierząc, że to mówi i przyciągnął młodego mężczyznę bliżej siebie całując go mocno, a w zamian poczuł, jak język partnera niemal brutalnie wsuwa się we wnętrze jego ust. Tak, Earen potrzebował tego, jak wody i mięsa. Musiał zaspokoić swoje potrzeby. Był już dorosły, musiał się kochać by rozwijać się prawidłowo. W końcu był mężczyzną.
Tiikeri wsunął dłoń w spodnie partnera i wymacał palcami jego naprężony członek. Rozmasował go kciukiem i palcem wskazującym, a później odepchnął od siebie zawiedzionego mężczyznę.
- Rozbierz się. - polecił od razu i sam zaczął zdejmować z siebie wszystko. Teraz już nie tylko Earen pragnął zbliżenia. Przy okazji Niquis obserwował jak idealne ciało wyłania się spod opadających na ziemię, kolejnych warstw odzienia przyszłego kochanka. O tak, Earen nie miał się czego wstydzić, gdyż widok jego ciała przyprawiał o dreszcze. Był obłędnie podniecający i Niqusi nie mógł żałować, że los połączył go właśnie z tym griffinem.
Oblizał się mimowolnie i położył dłoń na piersi tego wspaniałego drapieżnika, który bez najmniejszych problemów pokonałby go w walce, gdyby przyszło im mierzyć się ze sobą. Wyczuwał szybkie, mocne bicie serca podnieconego towarzysza, jego nierówny oddech. Nic dziwnego, że sam również go pragnął.
Earen złapał delikatnie dotykającej go dłoni i powoli zsunął ją na swoje krocze. Tym razem powoli sięgnął warg Niquisa i pocałował go głęboko. Swoimi palcami znaczył rytualne wzory na piersi chłopaka, drażnił sutki i robił wszystko to, co zdaniem jego ludu wiązało kochanków ze sobą na zawsze. Każda runa miała swoje znaczenie, była przypisana do miejsca, które należało nią naznaczyć. Nie chodziło jednak o widoczny znak, ale o nakreślenie go dotykiem, co griffinom w zupełności wystarczało, jakby przez każdy gest przepływała magia.
Mężczyzna wsunął tiikeri na swoje kolana, położył dłonie na jego pośladkach i masował je lekko, jakby także ten gest miał jakieś znaczenie. W rzeczywistości chodziło tylko o to, by zaspokoić pragnienie swoich dłoni, które od dawna marzyły o tego rodzaju dotyku, o tych cudownych pośladkach zamkniętych w więzieniu silnych, długich palców.
- Dlaczego robisz to ze mną? - Niquis wykorzystał okazję, że wargi griffina zajęły się jego uchem.
- Podobasz mi się, śniłem o tym, żeby robić to z tobą. - przyznał szczerze długowłosy i przyssał się nagle do sutka na jasnej, słodkiej piersi, która smakowała lepiej niż jakakolwiek inna. Tak przynajmniej sądził mężczyzna, a nie był skłonny przyznać, że jego miłosne doświadczenia należały do ubogich i niespecjalnych. W końcu wśród griffinów panowała pewna hierarchia nawet podczas seksu i wybierania partnerek. Nic dziwnego, że Earen wolał uciec od swojego stada i na własną rękę poszukać samicy, którą teraz miał być futrzak. Zabawne, ale możliwe, jak każda miłość i każde inne uczucia.
Długowłosy, młody mężczyzna przełknął ciężko ślinę wsuwając swoje duże dłonie jeszcze bardziej pod pośladki partnera. Miał wrażenie, że w gardle zalega mu wielka kluska, kiedy nie do końca pewny dotykał teraz dwóch naprawdę zniewalających półkul. Czy tiikeri jest pewny, co ma zamiar zrobić? Czy zdaje sobie sprawę, że nie posuną się dalej, ale pójdą na całość? Przecież nie będzie już odwrotu. Ale dlaczego tak się tym przejmował? Nie decydował się na dziecko, nie planował nawet Ceremonii Połączenia! Miał tylko uprawiać seks! Nie potrafiąc uwierzyć we własną głupotę pokręcił głową i wyrzucił z myśli wszystkie głupie wątpliwości. Przylgnął wargami do warg Niquisa, wsunął język w ciepłe wnętrze masując nim podniebienie, drażniąc „bestię”, która miała tam swój dom, a nawet gładząc zęby. Czuł się zdecydowanie lepiej, kiedy miał czym zająć usta, a dłonie robiły, co chciały, jak mogłoby się zdawać. W tej właśnie chwili nieubłaganie uciskały zgrabne pośladki i wyraźnie przesuwały się w stronę tajemniczego, zakazanego i najbardziej intymnego miejsca na ciele Niquisa. Tyle, że zamiast tam trafić, wycofały się i zniknęły w krzakach, a to zaskoczyło poddającego się przyjemnościom chłopaka.
Earen uśmiechnął się pod nosem pokazując partnerowi zwyczajne, niewielkie jajko.
- Chyba nie myślałeś, że będę próbował wpychać się na siłę? - pokazał w uśmiechu wszystkie lekko ostre zęby.
- To bardzo romantyczne. - roześmiał się głośno Niquis. - Będziesz mnie babrał jajkiem.
- Oj, milcz! Jestem praktyczny, tylko tyle. - Earen rozbił skorupkę z miną urażonego przywódcy i bez ceregieli rozsmarował lepkie, śliskie białko po palcach, a następnie rozgniótł żółtko, które spłynęło po jego ręce. Oblizał swoje przedramię i dopiero teraz pozwolił sobie zaatakować to, co kryło się między pośladkami tiikeri.
Na początek powoli wsunął jeden palec, by sprawdzić, czy aby na pewno będzie miał okazję posunąć się dalej. Następnie powoli bawił się w ostrożną penetrację. Nie miał pojęcia jak powinno to wyglądać z mężczyzną, ale rozumiał różnice między samcem, a samicą. Dlatego właśnie wpadł na pomysł z jajkiem! Męski tyłek nie wilgotniał, a przecież nic dobrego nie wyszłoby z używania siły.
Tym czasem Niquis kręcił się leżąc na ziemi i starając się ocenić uczucie, które właśnie go wypełniało. Czy palec w jego wnętrzu był czymś przyjemnym? Nie, raczej nie stanowił wielkiej cudowności, ale nie stanowił też czegoś niekomfortowego. Do tego uczucia można było się przyzwyczaić. Z resztą, podejrzewał, że prawdziwa rozkosz powinna płynąć z faktu zbliżenia z ukochaną osobą. Czy więc pozwalanie na to wszystko Earenowi było źródłem przyjemności?
Spojrzał spod przymkniętych powiek na towarzysza i z rozbawieniem patrzył na jego przystojną, poważną twarz, na te wąskie, jasne oczy, które z taką fascynacją śledziły każdy ruch palca, na zaciśnięte z determinacją wargi. Earen był naprawdę przystojny. I zabawny na swój własny, szczególny sposób.
- Nie patrz na mnie, tylko się podnieć. - mruknął nagle griffin i unosząc spojrzenie popatrzył na partnera.
- Chcesz sprawdzić, czy palec w tyłku jest podniecający?
- Psujesz atmosferę!
- Tak, wiem, ale robię to z premedytacją, bo zachowujesz się inaczej niż zawsze.
Earen skinął głową. Rozumiał, co chce przez to powiedzieć Niquis. Może nadal odczuwał działanie pyłków z lasu? Bądź zwyczajnie był przemęczony?
- Więc może to kiepski pomysł żebyśmy... - już planował zabrać rękę, kiedy Niquis powstrzymał go i wypiął bardziej pośladki.
- Nie. Tak jest dobrze. Ja też jestem mężczyzną i mam swoje potrzeby, których nikt inny nie zadowoli. Zróbmy to. - podniósł się niezgrabnie i uklęknął na czworakach. Może jeśli nie będzie obserwował kochanka wtedy poczuje się inaczej? Może zrobi to dobrze także griffinowi, który będzie mógł nadal śledzić swoje własne poczynania?
To jednak zachęciło Earena do wzmożonej pracy i od razu wepchnął w tiikeri kolejny palec, chociaż wejście stawiało drobny opór. Najwyraźniej jednak nie bolało, bądź wystarczająco mało by Niquis nie zareagował inaczej, jak tylko przeciągłym jękiem. A przynajmniej tylko tyle był w stanie zarejestrować griffin. W rzeczywistości, bowiem chłopak z trudem łapał powietrze i miał ochotę krzyczeć z powodu zmienności doznań, które odczuwał. Na początku palec był mu obojętny, ale kiedy nagle znajdowało się w nim więcej, chwilowy ból przeszedł w dziwną przyjemność towarzyszącą pieczeniu, jakkolwiek okropne mogło się to wydawać. A przecież ból połączony z przyjemnością potrafił odbierać zmyły, czyż nie?
Earen uznał jednak, że jego zabiegi nie są wystarczające i chcąc ratować swoją maską dumę pokrył pocałunkami plecy i pośladki przyszłego kochanka. Szukał sposobu by się zreflektować, by nie tylko brać, ale i dawać, chociaż w każdym innym przypadku na pewno miałby to w nosie. Widać coś naprawdę działało na niego zgubnie.
- Z... Zaczekaj. - wydusił z siebie Niquis i zagryzając mocno wargę odwrócił się przodem do mężczyzny. Przymknął zawstydzony oczy i wargami sięgnął krocza griffina. Zapewne nie zrobiłby tego, gdyby nie fakt, że wilgotny członek wejdzie w niego o niebo łatwiej niż suchy, sterczący pal. Właśnie kolejny raz witał w sobie niespokojne palce, kiedy niedaleko od ich kryjówki usłyszeli ciche głosy. Zamarli w bezruchu z uchylonymi w zdziwieniu ustami nasłuchując. Całe podniecenie zaczęło opadać, kiedy coraz wyraźniejsze szepty świadczyły o zbliżających się osobach.
Niquis przyłożył palec do ust nakazując towarzyszowi ciszę i bezgłośnie przemienił się w małego futrzaczka. Prawdę mówiąc całe rozkoszne napięcie uleciało z tej dwójki, kiedy tylko poczuli się zagrożeni i teraz na pewno nie mogli liczyć na zrobienie tego znaczącego, wielkiego kroku, który mógł zrobić z nich kochanków. Może to i dobrze? Kiedy griffin dojdzie do siebie nie będzie niepotrzebnie delikatny i nienaturalnie czuły, ale weźmie to, co mu się należy! Tym czasem jednak siedział cicho w krzakach nie mając odwagi by chociażby się ubrać. Nie miał pojęcia, kim są szepczące, skradające się osoby. Nie poznawał ich głosów, a wiedział, iż żaden z towarzyszy nie opuściłby obozu wiedząc, że on i tiikeri są na polowaniu. Ustalili, że ta dwójka zdobędzie prowiant, a więc...
Minęło trochę czasu zanim Niquis pojawił się ponownie i przemienił przed nim w człowieka.
- Nie wiem kim są. - wyszeptał zaraz przy uchu mężczyzny. - Ale najwyraźniej nie wiedzą o naszym obozowisku. Zmierzają na północ i prawdopodobnie tropią jakąś zwierzynę, bo starają się zachowywać możliwie najciszej. Nie zdziwiłbym się gdyby pochodzili z jakiejś niedawno powstałej wioski. Możemy się ubrać, ale musimy od razu wracać do naszych. Lepiej ich ostrzec, że ktoś kręci się po okolicy.
Earen skinął głową sięgnął po swoją garderobę niezadowolony z takiego obrotu spraw.
- Nigdy się nie zaspokoję, jeśli ciągle coś będzie nie tak jak powinno. - żalił się, chociaż bynajmniej nie chciał obarczać winą Niquisa. - Jak mam współpracować z kimkolwiek, kiedy mój mózg przeniósł się w dolne partie mojego ciała i nie myśli wrócić na swoje miejsce? Ja nawet śnię o seksie. Wyobrażam sobie to na jawie...
- Innym razem. - sprowadził go na ziemię tiikeri. - Kiedy nadarzy się okazja. - to wcale nie podniosło na duchu nadąsanego Earena, ale najwyraźniej wcale nie musiało. Niquis złapał go, bowiem za koszulę i ciągnął za sobą w stronę obozu starając się przy tym kryć za wyższymi krzakami, czy nawet padać na kolana by niemalże pełznąc przemykać się do celu. Podążający za nim griffin nie raz i nie dwa razy dotykał przy tym wypiętego tyłka, który miał przed sobą, jakby nie mógł pogodzić się z faktem, że nieprędko dostanie chociażby jego część. A było tak pięknie.
Siedzący czujnie na warcie, bard zobaczył ich już z pewnej odległości i od razu odgadł dziwne zachowanie, które ewidentnie wskazywało na kłopoty. Nie zwlekał, ale zaalarmował innych i wspólnie czekali, aż dwójka towarzyszy dołączy do nich.
- Powinniśmy sprawdzić okolicę. - stwierdził wyraźnie niezadowolony Earen. - Ktoś kręci się po stepie. Natknęliśmy się na...
- Dwóch mężczyzn, którzy skradali się w stronę północy. - dokończył za niego Niquis. - Mieliśmy szczęście, że nas nie zauważyli.
Bard zamyślony podrapał się po brodzie i zmarszczył brwi.
- Earen, sprawdzisz, co się dzieje i gdzie są ci ludzie. Jeśli to możliwe dowiedz się gdzie zmierzają i skąd przychodzą.
Griffin skinął głową i przemienił się w bestię.

niedziela, 21 lipca 2013

61. I wtedy zapadła cisza...

Earen zmarszczył brwi stojąc przed jednym z krzaków. Wpatrywał się w niego niczym w zaciekłego wroga.
- Co ten krzew ci zrobił, co? To tylko badyle i kilka liści, nie musisz się na niego wściekać. - Niquis miał najwyraźniej nie najgorszy humor, kiedy rozbawiony obserwował griffina.
- Czuję się nadal niezaspokojony. - odparł posępnie mężczyzna. - Obawiam się, że twoje ręce już nie wystarczają żebym odczuł prawdziwą ulgę w spodniach.
- Nie oczekuj, że będę się tym przejmował. - mruknął zaczepnie tiikeri. - To twój problem, co masz w spodniach i ile uwagi potrzebujesz by zadowolić swoje potrzeby.
- Jesteś bez serca!
- Tak, wiem. A twoje namiętności nie mają dna, więc się dopełniamy. - chłopak położył dłoń na ramieniu towarzysza i uśmiechnął się zadowolony. - Nie myśl o swoim kroczu, ale zajmij się dumą. Nie chcesz chyba wrócić do obozu z pustymi rękami?
- Wykorzystujesz moje słabości! - Earen zmarszczył brwi jeszcze bardziej, ale jego usta wydawały się uśmiechać. Najwidoczniej podobało mu się to, że miał z kim porozmawiać, podroczyć się, zwierzyć się ze swoich seksualnych potrzeb. Nikt tak jak Niquis nie mógł go zrozumieć, a przecież ich znajomość rozpoczęła się od zastraszania, które spowodowało, że dwójka odwiecznych wrogów zaczęła podróżować wspólnie. I nagle Earen stał się częścią ich drużyny, jego dłonie niespokojnie wodziły za tiikrei, usta szukały ust by całować, ciało szukało ciała chcąc odczuć tę cudowną bliskość i ciepło.
Dwójka wymieniła zadowolone uśmiechy i Niquis zamienił się w małego futrzaka zakradając się pod krzak, gdzie miał szukać jajek, ptaków i wszystkiego, co nadawało się do zjedzenia.
Ostatecznie wrócili całkiem nieźle obłowieni. W prawdzie nie mogli pochwalić się niczym szczególnym dla elfa, który tym razem najprawdopodobniej będzie musiał się zadowolić byle czym. Gdyby tylko jego organizm nie zmieniał się w zależności od spożywanych posiłków... Ale żadne z nich nie chciało by Lassë stał się mrocznym elfem, a to groziło każdemu, kto złamie prawa ustanowione przez naturę i Żywioł.
Otsëa od razu schował jajka i zajął się oprawianiem złapanych ptaków. Były całkiem tłuste, jak na warunki panujące poza lasem, a to znaczyło, że całkiem nieźle im się powodziło. Niestety deszcz uniemożliwiał rozpalenie ogniska, co zmuszało podróżnych do zadowolenia się odrobiną magicznego suchara elfów, który zapełni ich żołądki na dobre kilka dni, w sam raz by pogoda się zmieniła, krzewy obeschły, a mag nabierze sił by rozpalić ogień.
Jak się okazało, Devi nie próżnował, kiedy griffin i tiikeri opuścili grupę. Zbudował dla wszystkich prowizoryczne, szybkie zadaszenie na noc i dumny z siebie przytulał się teraz do maga by przemoczone ubrania ogrzały się od ich ciał. Było oczywiste, że każde z nich powinno spać blisko innej osoby, jeśli miało być im wystarczająco ciepło by przetrwać noc.
- Losujmy. - zaproponował Lassë i nawet nie czekał na odpowiedź, ale zebrał spod krzewu cztery suche patyczki, połamał je na pary o tej samej długości i podał każdemu z pozostałych towarzyszy. Z pewnością każde z nich miało swoje pragnienia, ale pech chciał, że Lassë przyszło spać z Earenem, zaś niezadowolonemu Otsëa z nie mniej markotnym Niquisem.
- Było sprawiedliwie, więc nawet jeśli wasze stosunki oziębiły się, musicie zdzierżyć to i wytrzymać jedną noc razem. - elf upomniał wykrzywionych przyjaciół. - Nic wam nie będzie.
- Czego nie powiedziałbym o tobie i Earenie. - zauważył bard. - Mam ci przypominać, że chciał zrobić z ciebie samicę? Może zrobić ci krzywdę.
- Nie jestem zboczeńcem, który rzuci się na niego tylko dlatego, że poczuje zapach skóry, czy ciepło. - warknął ostrzegawczo griffin. - Gdybym chciał go skrzywdzić zrobiłbym to już dawno.
Otsëa wzruszył ramionami wcale nieprzekonany, co do prawdziwości słów Earena. Nawet Niquis nie mógł przecież być niczego pewny, skoro jego partner w pieszczotach jeszcze niedawno sam uznał, że nie został dopieszczony. Czy nie wykorzysta okazji by odnaleźć zaspokojenie w ramionach elfa? W dodatku tak atrakcyjnego elfa! Nagle mały tiikeri zaczął zastanawiać się nad swoją własną wartością. Co takiego miał czego brakowało elfowi, by mógł z nim konkurować?
Prychnął sam do siebie i pokręcił głową. Głupota! Jak w ogóle mógł myśleć o czymś podobnym? Przecież nawet Łowcy Smoków nie mogli oprzeć się jego urokowi, a nawet go nie widzieli! Kpił sam z siebie w myślach. Czy to możliwe, że był zazdrosny?

Słońce pojawiło się już wczesnym rankiem i rozgrzało zmarzniętych podróżników, którzy zamiast wyruszyć w dalszą drogę wykorzystali sprzyjającą pogodę susząc ubrania, niezbędny chrust i napawając się niezastąpioną urodą poranka po spokojnej nocy bez przygód. Nawet mag poczuł się silniejszy po konkretnym posiłku, jaki przygotował bard i ostatecznie tylko elf tęsknił za lasem i jego urokami, na które składał się świeży miód. Otsëa nie pozwolił jednak by jego kochanek musiał pościć ze względu na zmianę okolicy. Przyrządził specjalnie dla niego sałatkę z suszonych warzyw, które do tej pory starał się oszczędzać. Rozpieszczał go na swój własny sposób.
W drogę ruszyli dopiero późnym popołudniem, kiedy Jean-Michael zdołał rzucić jakieś proste, podstawowe zaklęcie. Musieli mieć pewność, że będzie w stanie się bronić, jeśli pojawią się kłopoty. Co więcej, Devi potrzebował opiekuna, a nikt nie sprawdziłby się w tej roli lepiej niż oddany mu mag.
Step, który przemierzali okazał się miejscem tak spokojnym, że po pewnym czasie musieli urozmaicić sobie drogę rozmową, czy nauką gry na trawce. Nie dało się podróżować przez długie godziny w całkowitej ciszy, kiedy nawet zwierzęta żyjące w tym środowisku unikały gwałtownych ruchów, czy głośnych treli. Czy coś im groziło, czy może układały się do snu, gdy inni dopiero niedawno zostali pobudzeni do życia?
Od tej chwili ich podróż miała upływać pod znakiem nudy i spokoju, który na dłuższą metę był męczący. Devi narzekał coraz częściej i nawet Lassë zaczynał wątpić, czy kiedykolwiek dotrą do celu ich wyprawy. A co jeśli zapomni jak się walczy? To podsunęło elfowi pomysł. Postanowił szkolić się w walce razem ze swoim najmłodszym towarzyszem. Zaczęli od walki na noże, a bard miał oko na ich postępy i błędy, które starał się korygować. Później przyszła kolej na miecze, co sprawiało nieustępliwej dwójce jeszcze większą frajdę. Nagle elf przestał postrzegać na chłopczyka jako na rywala w walce o uczucia barda. Powoli stawali się sobie bliscy niczym bracia i nawet Earen przestał mu dokuczać, a w chwilach zmęczenia nosił malucha na ramionach. Tym samym ich więzi zacieśniały się i mogli sobie zaufać, chociaż między magiem, a griffinem nadal dało się wyczuć pewne niezrozumiałe napięcie. Najwidoczniej nie łatwo pozbyć się wszystkich uprzedzeń, nawet w chwili, kiedy ludzie nie mają względem siebie złych zamiarów.
Z czasem zaczęli także eksperymentować kulinarnie, by urozmaicić dietę, korzystać ze wszystkiego, co oferował step. Wąż okazał się całkiem smaczny, a także owady nie były najgorsze, kiedy odpowiednio się je przygotowało. Tylko dla Otsëa nie było to nowością, jako że nie jednokrotnie był skazany na podobne posiłki, kiedy starał się przedostać przez pustynię.
- Kiedy na nią dotrzemy – mówił – ograniczę sobie wodę. Mogę z powodzeniem zadowolić się krwią tego, co upolujemy, jeśli w ogóle coś znajdziemy. Skorpiony są bardzo niebezpieczne, ale i one nadają się do jedzenia, kiedy pozbędzie się jadu. Jeśli jednak trafimy na Plemię... Wtedy możemy mieć kłopoty nie tylko ze skorpionami. Jeśli mają na usługach dżina... - skrzywił się wspominając o istocie, o której kiedyś już rozmawiali.
- Dżina? Takiego z lampy? - Devi wydawał się zainteresowany.
- Takiego, chociaż nie z lampy. O wiele bardziej niebezpiecznego. - sprostował bard. - Dżiny służą tylko najsilniejszym. Podążają za władzą, a więc nigdy nie można im ufać. Można ich sobie zjednać, jednak mają wgląd w naszą przyszłość i szybko zmieniają strony w konfliktach, w zależności od tego, kto ma szansę zwyciężyć. Wątpię jednak, czy możemy liczyć na ich przychylność.
- Jeśli te bajki okażą się prawdą, mamy człowieka, który mógłby poskromić dżiny. - Earen spojrzał przelotnie na Deviego, który chłonął każde słowo z ust swoich towarzyszy. - Dżin służy wyłącznie człowiekowi. Z każdą inną rasą może zawrzeć pakt, ale tylko ludziom jest posłuszny.
- Nie wierzę w te bujdy, ale chcecie żeby mój Devi poskramiał wściekłe bestie, kiedy wy będziecie się przyglądać? - Jean-Michael zmarszczył brwi niezadowolony i przygarnął do siebie chłopca, który przewrócił oczyma, jakby miał do czynienia z przewrażliwioną matką.
- Czyżbyś nie doceniał swojego małego aniołka? - Earen starał się mówić poważnie, ale na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech. - Nie wypada żeby opiekun wątpił w siły swojego podopiecznego. Devi to prawie mężczyzna. - wiedział jak podejść malca, któremu właśnie takich komplementów brakowało.
- Kiedyś własnoręcznie cię zabiję. - syknął groźnie Jean-Michael do szczerzącego się griffina.
- Zawsze do usług.
- Przesadzasz! Dam sobie radę! Poskromię Dżina! - siedmiolatek był pełen werwy i sił do pracy. Nie łatwo było go zrazić, a i sam rwał się do pracy, która wykraczała ponad jego siły. Jak nie kochać tego chłopca? Gdyby jeszcze szybciej dorastał... Niestety, na to nie mieli wpływu. Dziecko musiało zostać dzieckiem tak długo, jak długo rozplanowały to Żywioły i bogowie, jeśli istnieli.

Kolejne dni mijały im równie spokojnie, chociaż słońce powoli męczyło. To, co wcześniej wydawało się niezbędne, teraz okazało się przekleństwem. Rośliny, które zieleniły się pięknie zaledwie kilka dni wcześniej, teraz nie mogły się rozwijać i usychały. Wokół martwych zwierząt latały ogromne muchy. Nie dotarli jeszcze nawet w pobliże pustyni, a już mieli problem z palącym słońcem. By uchronić się przed jego zgubną mocą, bard zmusił swoich towarzyszy do założenia na głowę prowizorycznych turbanów z zapasowych koszul, jakie miał w swoim plecaczku Devi. Dla chłopca było to formą zabawy, dla innych uciążliwym obowiązkiem, jako że materiał na głowie przeszkadzał. Otsëa obiecywał jednak, że zanim dostaną się na pustynię zatrzymają się w niewielkiej wiosce, gdzie zaopatrzą się w prawdziwe nakrycia głowy i twarzy. Ubrania, które kupili podczas poprzedniego pobytu w mieście leżały starannie złożone we wnętrzu ich tobołków i czekały na właściwszy moment by je założyć. Tylko „ich” malec nie miał niczego, co pomogłoby mu w poruszaniu się po gorących pisakach, toteż bard uznał, iż uzupełnią braki w zapasach, odzieży i wodzie właśnie w małej osadzie Ifrytów.
- Jeśli będziemy mieć szczęście, uda nam się przebyć przynajmniej dwa dni drogi na skorpionach bojowych, które oswoili. - rzucił wiedząc dobrze jakie wrażenie zrobią na towarzyszach jego słowa.
- Bojowe skorpiony? - tym razem głos Earena nie był już taki pewny. - Nienawidzę skorpionów.
- Jakbyś kiedykolwiek widział jakiegoś. - mruknął zaczepnie Niquis.
- Może i nie widziałem, ale nie sposób o nich nie usłyszeć. - wytknął zadziornemu chłopakowi.
Rzeczywiście, wystarczyło uważnie słuchać opowieści podróżnych by wiedzieć, że bojowe skorpiony były ogromnymi bestiami, z którymi nie miała szans żadna istota żyjąca na wschodzie. Wyłącznie nieliczne plemiona były zdolne do oswojenia tych chodzących trucizn. Wypada, bowiem zaznaczyć, iż bojowe skorpiony nie posiadają zwyczajnej krwi, ale pod ich grubymi pancerzami płynie trucizna zdolna wyżreć dziurę w każdym metalu.
- Kiedy decydowałem się na tą podróż nie przypuszczałem, że będzie tak niebezpieczna. - odezwał się po chwili Lassë, który pobladł na samo wspomnienie o okropnych potworach, których przyszłoby im dosiadać. Miał nadzieję, że jak najszybciej dostaną się do osad ludzkich, gdzie siejąc spustoszenie wykradną i zniszczą niebezpieczną broń, a następnie wrócą szczęśliwie do domów. Tylko, czy po tak długim czasie w drodze będą jeszcze zdolni do rozpoczęcia normalnego życia? Czy Lassë zdoła rozstać się z bardem i resztą swoich przyjaciół by osiąść spokojnie w Ostoi i tam wieść spokojne, beztroskie życie? Nawet jeśli przyłączy się do Zwiadowców nie zdoła zapełnić pustki, jaka pojawi się w jego sercu, gdy wszystko to się skończy.
- Dacie sobie radę. - bard wzruszył ramionami. - Nie widzę najmniejszego problemu w przemieszczaniu się po pustyni na skorpionach bojowych. To szybsze i bezpieczniejsze, niż samotna wędrówka pośród spiekoty. - najwyraźniej jednak nie każdy podzielał jego optymizm, jako że nie potrzymał odpowiedzi na swoje beztroskie zapewnienia. Musiał być bezgranicznie głupi lub cholernie odważny, a może i jedno i drugie? Kto kiedykolwiek rozgryzie barda?
Na tym ich krótka wymiana zdań dobiegła końca, gdyż nikt nie chciał wdawać się w dyskusje nad plusami i minusami pustynnego życia, na które skazali się dobrowolnie podejmując się odbycia tej wyprawy. Byli skończeni już w chwili, kiedy postanowili podążać za elfem, a teraz nie było odwrotu. Żaden z nich nie odwróciłby się tyłem do swoich towarzyszy, którzy udowodnili niejednokrotnie, że warto zawierzyć im życie. Lassë zebrał wokół siebie najlepszych z najlepszych, istoty, które na pewno kiedyś przejdą do historii! Zasługiwali na to. Może Devi doczeka się nawet królewskiego tytułu, kiedy ludzie dowiedzą się z kim mają do czynienia? To była jednak zbyt odległa przyszłość by w ogóle się nad nią zastanawiać.

niedziela, 14 lipca 2013

60. I wtedy zapadła cisza...

Otsëa jako pierwszy odzyskał pełnię sił, kiedy jego organizm przyzwyczaił się do nowych okoliczności. Nie można było mu się dziwić, jako że już kiedyś przebył tę trasę, a co więcej, był przyzwyczajony do wszelkich trudów podróży. Wiedział także, co powinni zrobić, by ich dalsza wędrówka mijała sprawnie i bezpiecznie.
- Zmień się. - wydał polecenie Earenowi, który spojrzał na niego lekceważąco. - Weźmiesz na grzbiet Lassë i Deviego. Rozejrzycie się po okolicy...
- Nie zgadzam się! - Jean-Michael od razu zaprotestował. - Devi nigdzie nie idzie.
- Naprawdę planujesz się ze mną kłócić? - bard spojrzał na niego spode łba, a następnie skupił się na griffinie. - Lassë jest najlżejszy z nas, jeśli chodzi o osoby, które utrzymają się na twoim grzbiecie, a Devi musi nauczyć się latać. Jest lekusieńki, więc kiedy opanuje wszystkie potrzebne umiejętności będzie dobrym zwiadowcą, którego ciężaru nawet nie poczujesz.
- Devi to jeszcze dziecko. - protestował w dalszym ciągu mag. - Dziecko, a nie zwiadowca!
- Jest częścią naszej drużyny, a to oznacza, że również ma pewne zobowiązania. Nie obchodzi mnie ile ma lat, bo kiedyś i tak będzie mężczyzną, a jeśli ciągle będziesz go niańczył nie wyrośnie na nikogo istotnego. Nauczy się latać na griffinie i koniec!
- O, nie! Na pewno nie! - dopiero teraz Jean-Michael miał pełną świadomość tego, co czeka jego małego podopiecznego. Spojrzał na Earena z przestrachem i objął ramionami wyrywającego się malca. W przeciwieństwie do niego chłopiec nie widział żadnych przeciwwskazań. Będzie latał! Na griffinie! Czymkolwiek był griffin... W rzeczywistości jedynie o nich słyszał, kiedy Jean-Michael opowiadał mu bajki, ale nie widział żywego okazu.
- Zaopiekuję się nim. - wtrącił się Lassë. - I nie będę dla ciebie balastem. - zwrócił się od razu do Earena, który wzruszył obojętnie ramionami. Widać stracił chęć o dkłótni, kiedy uświadomił sobie, że będzie go dosiadał kandydat na samicę.
Nie czekając na rozwinięcie się wojny o przyszłość Deviego, grifffin przyjął swoją zwierzęcą postać i strzepnął z piór i sierści ciężkie krople deszczu. Patrzył z rozbawieniem na minę małego, ludzkiego dziecka i jego przejętego opiekuna, który za wszelką cenę starał się odsunąć swojego zafascynowanego wszystkim podopiecznego.
- Oj, puść mnie! - piszczał z przejęciem malec. - Nie zje mnie! Jestem za mały i wejdę mu między zęby! Puść!
Jean-Michael dał za wygraną, kiedy już nie był w stanie utrzymać swojego wierzgającego chłopca. Ze zgrozą patrzył, jak drobny blondynek podchodzi o wielkiej bestii i z otwartymi usteczkami obserwuje griffina. Nawet nie zwracał uwagi na to, że deszcz kapie mu do buźki. Nic się nie liczyło poza wielkim, dziwnym stworzeniem, które jeszcze niedawno było tak podobne do człowieka. No, może gdyby nie te śmieszne uszy, na które maluch starał się nie zwracać uwagi.
Otsëa skinął na Lassë i dał mu niemy znak, by zabrał Deviego na małą przejażdżkę, której celem było obeznanie w terenie i upewnienie się, co do bezpieczeństwa okolicy. Z góry mogli dostrzec zagrożenie, jeśli takowe czaiłoby się w pobliżu. Elf rozumiał pobudki barda, toteż wskoczył na grzbiet Earena i podał rękę Deviemu. Chłopiec pisnął z przejęcia kolejny już raz w przeciągu kilku minut i zignorował wyraźny nakaz opiekuna, by zejść na ziemię i nie bawić się w żadne latanie.
- Jeśli spadniesz... - biadolił mag.
Nikt go jednak nie słuchał. Siedmiolatek drżał z przejęcia, kiedy wielkie skrzydła griffina zaczęły poruszać się powoli, by nagle przyspieszyć, a ogromne cielsko odbiło się od ziemi unosząc w powietrze. Drobne piąstki zacisnęły się mocno na piórach i sierści bestii, zaś Lassë pokazał mu gdzie i jak dokładnie powinien się chwycić by nie sprawiać bólu istocie pod sobą. Skąd właściwie elf wiedział jak obchodzić się z griffinem? Widać bard wiedział o jego rasie coś, czego sam Lassë nie potrafił odgadnąć.
Deszcz zelżał, co pozwalało na sięganie wzrokiem odrobinę dalej. Step był zupełnie pusty nie licząc zwierzątek przemykających cichcem między krzewami, czy w wysokich trawach. Nic nie wydawało się zagrażać kilkuosobowej grupce, która niedawno uniknęła marnej śmierci z rąk widm. Elf spojrzał również na chmury, które w pewnym miejscu stawały się jaśniejsze i rzadsze. Najwidoczniej deszcz miał się niebawem skończyć – za dzień, może dwa, jeśli i te lekkie obłoczki niosły ze sobą nagromadzoną przez długi czas suszy wodę. Albowiem dopiero z tego miejsca, wysoko na grzbiecie griffina było widać, że step jest wyschnięty, żółtawy, a tylko nieliczne miejsca zieleniły się w oddali. Co więcej, jak okiem sięgnąć nie było widać końca rozległego stepu, na który dopiero wyszli. Czekała ich długa i męcząca wędrówka w słońcu, kiedy już się pojawi.
Lassë pochylił się nad uchem Earena i przysunął do niego usta.
- Rozejrzyjmy się jeszcze trochę. Chcę mieć pewność, że nic nam nie grozi, a takie pobieżne zerknięcie mnie nie satysfakcjonuje.
Griffin skinął wielką głową i zanurkował odrobinę by później wyrównać lot. Jego nieoczekiwany ruch sprawił, że z ust Deviego wydobył się głośny pisk, ale już w chwilę później cieszył się, śmiał i zachwycony rozglądał się we wszystkich kierunkach. Pierwszy raz znalazł się tak wysoko nad ziemią, nie wspominając już o locie. Już nawet nie zwracał uwagi na włosy, które wchodziły mu garściami do oczu, kiedy mokre strąki przyklejały się do jasnej buźki.
Okolica naprawdę wydawała się pusta i spokojna. Gdzieś przebiegł lis płosząc kryjące się przed deszczem ptaki, to znowu jakieś inne zwierzątko taplało się w kałuży powstałej w zagłębieniu w ziemi. W przeciwieństwie do opustoszałego lasu, step pełen był zwierzątek, które żyły i tylko czekały by je złapać.
Wylądowali niedługo później, w miejscu, z którego jeszcze niedawno odbijali się od ziemi. Otsëa rozłożył przez ten czas miseczki, kociołek i wszystko, co mogło zebrać deszczówkę, by później przelewać ją do bukłaków. Tym samym nie będą musieli martwić się o uzupełnienie zapasów, a nie ulegało wątpliwości, że step nie uraczy ich wieloma miejscami pełnymi wody. Tu, czy tam znajdzie się jakiś wodopój, ale im bliżej pustyni się znajdą, tym mniejsze będzie prawdopodobieństwo poradzenia sobie z tym problemem.
Tego dnia nie wyruszali już nigdzie dalej. Musieli wypocząć na tyle, na ile pozwalały niesprzyjające warunki. Najbardziej potrzebował tego mag, który wyczerpał swoje magiczne moce do cna. Nie można było jednak narzekać, ponieważ jego mały podopieczny zajął się nim dokładnie. Przygotował mu prowizoryczne posłanie, a nawet ułożył daszek osłaniający przed deszczem, z gałęzi i swojej koszuli na zmianę. Był nawet na tyle miły, by zapytać gdzie powinien masować, by magia szybciej wróciła we wszystkie członki mężczyzny. A jakże był zawiedziony, kiedy dowiedział się, że jakiekolwiek masaże nic nie dadzą! Nie potrafił zrozumieć, jak to możliwe!
- Zabieram Niquisa. - odezwał się w pewnym momencie Earen. - Poszukamy jajek, może nawinie nam się jeszcze coś innego. Trzeba wykorzystać okazję póki się nadarza. A ty nawet o tym nie myśl. - griffin dźgnął palcem w stronę Deviego, który poruszył się gwałtownie na samo wspomnienie o zdobywaniu jedzenia. - Lepiej zaopiekuj się swoim magiem zamiast przeszkadzać dorosłym w wypełnianiu ich obowiązków.
Chłopiec prychnął urażony i usadawiając się koło Jean-Michaela gładził jego włosy leciutko.
- Zbieraj się, nie ma czasu do stracenia. - Earen położył dłoń na karku zamienionego w małego futrzaka tiikeri i podniósł go trzymając za skórę. - Przydasz mi się póki co taki mały, kiedy przyjdzie nam przetrząsać krzaki. - Położył go sobie na ramieniu i naciągnął odrobinę swoją koszulę, by Niquis schował się pod nią i nie został zmyty z ciała griffina.
Zabawne, ale nikomu nie przyszło do głowy, że za słowami mężczyzny kryje się coś jeszcze, a przecież było oczywiste, że przyjaźń tej dwójki nie mogła być jeszcze tak bliska, by z przyjemnością łączyli się w parę podczas jakiegokolwiek polowania. Tym czasem już kolejny raz bez szemrania wyruszali w drogę razem, zaś elf przyłapał ich kiedyś na czułościach. Nie mniej jednak, był teraz nazbyt pochłonięty swoim losem i brakiem możliwości, jakie wcześniej dawał las, by zbliżyć się do barda. Nic dziwnego, że nie myślał wiele o tym, co najwidoczniej łączyło Niquisa i Earena.
Tym czasem ta dwójka oddalała się coraz bardziej od reszty nie zważając na paskudne błoto pod stopami, ani na coraz chłodniejszy deszcz.
- Zanim czegoś poszukamy, chciałbym wykorzystać okazję, że jesteśmy sami. - powiedział szczerze griffin i wyjął futrzaka zza koszuli stawiając go na ziemi i samemu klękając za krzewem, który osłonił ich przed ciekawskim wzrokiem. - Od jak dawna nie miałem okazji cię pożerać? - mruknął patrząc, jak tiikeri przyjmuje swoją ludzką postać.
- Robisz się łagodny, czy zwyczajnie pożądliwy? - Niquis uniósł wyzywająco brew i przeciągnął się z zadowolonym uśmiechem. Niestety, szybko zmienił zdanie, co do odczuwanej radości, jako że brak futerka oznaczał chłód. Zadrżał, objął się ramionami i rozmasował już zziębnięte ręce.
- Może jedno i drugie? - mężczyzna zamknął Niquisa w ciasnym, ciepłym uścisku i spragniony przywarł ustami do jego warg.
Chłopak od dawna nie bał się już Earena, który okazał się całkowicie nieszkodliwy i łagodny na swój własny sposób. Może i na początku ich znajomości groził pożarciem, jednakże ostatecznie planował uczynić to w całkowicie inny sposób. Z resztą, nadal się odgrażał, choć Niquis nic sobie z tego nie robił, jako że griffin nigdy nie uczyniłby mu krzywdy. Był jak wielka, nachalna zabawka, która za wszelką cenę chciała zdobyć zainteresowanie dziecka. Z resztą, już sam fakt tego, jak często lubił się przytulać i całować, świadczył jednoznacznie o jego niewinności i potrzebach.
„Mój wielki, zły griffin” pomyślał z rozmarzeniem Niquis. I pomyśleć, że do niedawna uganiał się jak szalony za elfem, który teraz już wcale nie zaprzątał jego myśli. Nie było czasu na rozpaczanie skoro Lassë nie był nim zainteresowany i z góry zakładał najwyraźniej wyłącznie przyjaźń. Tym bardziej, że sprawy miały się zupełnie inaczej z Earenem, który choć utrzymywał, iż nadal chce uczynić z elfa swoją samicę, to jednak zawsze szukał towarzystwa tiikeri.
Griffin przylgnął do towarzysza całym ciałem i za wszelką cenę szukał sposobu by poczuć ciało partnera bliżej swojego. Ocierał się powoli swoim kroczem o krocze chłopaka, jakby nie potrafił samodzielnie ustać i znieść napięcia między nogami.
- Bywasz okropny. - Niquis pokręcił głową i przechylił ją na bok, by zrobić miejsce dla mężczyzny, który upodobał sobie jego szyję w szczególności.
- Yhym. - odparła tylko zajęta całowaniem i lizaniem bestia, której niewiele brakowało do łagodnego zwierzaczka.
Tiikeri wsunął dłoń między swoje ciało, a rozpalonego griffina i sięgnął jego spodni wsuwając rękę pod materiał. Objął naprężoną potęgę, która wypychała materiał i powoli, krok po kroku, masował spory trzon, który pulsował gwałtownie od przepływającej przez niego szybko krwi. Żaden z nich nie obawiał się tego dotyku, jako że nie była to dla nich pierwszyzna. Od kiedy Earen zaczął okazywać szczególne względy swojemu „wrogowi” powoli przesuwali się do przodu. Nie przeszkadzało im więcej, że ich rasy były do zawsze śmiertelnymi wrogami. Teraz ta dwójka przekraczała granice całując się, pieszcząc, szukając kontaktu, na który nikt inny by sobie nie pozwolił.
Zaskakujące, że tak niewiele trzeba było temu najprawdopodobniej doświadczonemu mężczyźnie by dojść w dłoń innej istoty. Może naprawę pragnienie było tak nieznośne, a może kryło się za tym coś więcej? Uczucie?
Teraz przynajmniej Earen uśmiechał się zadowolony, usatysfakcjonowany i pełen entuzjazmu.
- Znajdźmy dla nich coś do zjedzenia. Nie wrócę kolejny raz z niemal pustymi rękami!
- Jesteś okropny. Naprawdę. - chłopak pokręcił głową i zmierzwił mokre włosy swojego towarzysza, jakby ten był nie tylko młodszy, ale i mniejszy. Niestety, to uczucie było silniejsze od niego, jako że zazwyczaj markotny i niemiły mężczyzna okazywał się z każdą chwilą coraz to większym dzieciakiem. Chociaż na to nie wyglądało, Niquis zaczął zastanawiać się, czy przypadkiem nie jest starszy od griffina, który przecież wykazał się niejaką odwagą, której brakuje starszym osobnikom jego rasy. Porzucił swoje stado by założyć własne, nie porwał samicy, ale postanowił zdobyć ją sposobem, oczarować, zaś teraz pozwalał by ktoś inny dowodził, gdy on zwyczajnie wykonywał polecenia i stanowił wyłącznie samca beta.
- Ile masz lat? - nie mógł dłużej wytrzymać.
- Nigdy nie pytałeś.
- Ale teraz chciałbym wiedzieć. Ile masz lat we wspólnym systemie?
- 25. - mruknął niezadowolony griffin, co szczerze zaskoczyło tiikeri. Gdyby miał zgadywać dałby mu odrobinę więcej, tymczasem, jak się okazało różnica wieku między nimi wynosiła zaledwie 5 lata wspólnego systemu i przemawiała na korzyść Niquisa, który był jednak młodszy. To w sumie niczego nie tłumaczyło, gdyż mężczyzna powinien zachowywać się w sposób, który bardziej odpowiadał jego wiekowi. Ale czy to naprawdę mogło być tak istotne?
- Tym lepiej. - skwitował to po namyśle tiikeri. - Podoba mi się tak jak jest.
- Ja ci się podobam.
- Nie bądź taki pewny siebie.
Mimo wszystko Earen uśmiechał się niezmiennie.

niedziela, 7 lipca 2013

59. I wtedy zapadła cisza...

- Dobrze was w końcu widzieć. - Otsëa odwrócił wzrok od ogniska, a po jego ustach błąkał się zadowolony, cwaniacki uśmiech. - Widzę, że jesteście obładowali zwierzynom...
- Przymknij się, bo wepchnę ci tego wróbla do gardła! - Earen wcale nie był w dobrym nastroju i najpewniej chętnie spełniłby swoją groźbę. Zamiast tego rzucił niewielkim ptakiem, którego upolował i gwałtownie przeczesał dłonią włosy. - Skąd macie te ryby? - zapytał spokojniej.
- Uznaliśmy, że przyda nam się świeża woda na posiłek, a tak się złożyło, że zupełnie przypadkowo Lassë złowił te kilka ryb. I jak widzę, gdyby nie on, głodowalibyśmy dzisiaj.
Na twarzy elfa pojawiły się rumieńce i tylko Otsëa wiedział, że nie świadczyły one o skromności chłopaka, ale o sytuacji, jaka miała miejsce przy strumieniu. Albowiem Lassë rzeczywiście złowił te ryby, ale w swoje spodnie. Tak się złożyło, że chłopak chcąc się umyć miał problem ze ściągnięciem spodni. Szarpał się z opuszczonym do kolan materiałem, aż ostatecznie stracił równowagę i runął do strumyka, co okazało się bardzo przydatne, gdyż kilka ryb, których nie spodziewano się tam znaleźć, zaplątało się w spodnie Lassë, co ostatecznie oznaczało całkiem smaczny posiłek.
- Jeśli coś ci się nie podoba to następnym razem sam idź polować na tym pustkowiu i zabierz ze sobą rozgadanego dzieciaka i niezgrabnego maga, który chodzi, jakby każde zwierzę było głuche! Nie wiem, czy oni wystraszyli wszystko, czy zwyczajnie zwierząt wcale tu nie było. I tak udało nam się wszystko załatwić tego tutaj. - wskazał palcem swoją zdobycz. Ptak był dziesięciocentymetrową chudziną, która najpewniej zdechłaby z głodu, gdyby Earen jej nie upolował.
- Więc wy zjecie swoją zdobycz, a my swoją. - bard nie próbował nawet ukrywać zadowolenia ze swojej wyższości nad innymi. Specjalnie pomachał pieczoną rybą na patyku i oblizał się ostentacyjnie.
- Zabiję cię i skosztuję twojego mięsa. - warknął niezadowolony griffin, kiedy przysiadł z boku i zajął się skubaniem drobnego ptaszka.
- Nie martw się, jestem strasznie żylasty i niejadalny do granic. - Otsëa nic sobie nie robił z tych gróźb. - Ale podzielę się z wami rybą. A z twojego wróbla zrobię szybką potrawkę, więc i Lassë zje coś więcej niż czysty chleb. Zobaczymy, czy po ugotowaniu z tej drobiny zostanie trochę mięsa, a wtedy Devi dostanie trochę konkretnego jedzenia dla siebie. Jest za mały żeby głodować, a musi mieć siły by z nami podróżować. - mrugnął porozumiewawczo w stronę chłopczyka.
Małemu nie w głowie były odmowy. W końcu sam wypatrzył tę ptaszynę, a więc chciał zjeść ją w ramach uczczenia swojego pierwszego owocnego polowania. Nie dopuszczał do siebie myśli, że takim łupem nie wykarmiłby swoich przyjaciół i siebie, gdyż był zbyt dumny ze swoich osiągnięć.
Zadowolony zabrał się za jedzenie ryby, którą otrzymał od Otsëa jako pierwszy. Lassë mógł czuć się zraniony okazywanym dziecku zainteresowaniem, ale jego bolące wejście przypominało mu dokładnie o tym, że żaden dzieciak nie miał z nim szans. On przynajmniej mógł zadowalać barda, kiedy ten miał na to ochotę! Poza tym nie był głupim dzieckiem, ale niemal dorosłym elfem!
- Następnym razem to ja i Otsëa spróbujemy szczęścia w łowach. - na twarzy chłopaka pojawił się zadowolony uśmiech. - We dwóch mamy szczęście, więc sprawdzimy, czy aby na pewno. Z resztą, i tak nie możemy ciągle liczyć na was. Tak będzie sprawiedliwie. - czy jednak naprawdę o to chodziło? Otsëa miał wrażenie, że po głowie Lassë chodzi coś zupełnie innego, może namiętnego, a może bynajmniej nie chodziło o to?
- W co się zamieniasz? - Devi przerwał wywód elfa i wielkimi, jasnymi oczkami wpatrywał się w barda. - Earen mówił, że się przemieniasz, ale nie powiedział co. To tajemnica? Ja potrafię dochować sekretu.
- To wielka tajemnica i nawet ty nie możesz jej znać. Poza tym jest niebezpieczna, a w takiej sytuacji zawsze lepiej żeby małe groszki, jak ty, wiedziały jak najmniej. - o dziwo powiedział to bardzo delikatnie i niemal słodko, co nie podobało się Lassë, ale zjednało bardowi tym większe uwielbienie dziecka.
- A jak będzie bezpiecznie to mi powiesz? - zapytał konspiracyjnym szeptem Devi.
- Pomyślę o tym, dobrze? - mężczyzna wsunął dłoń w miękkie, jasne włosy dziecka i podrapał go lekko za uszami, jak małego szczeniaka. Może nagle odzywał się w nim jakiś instynkt macierzyński? To przypomniało mu o bardzo ważnej sprawie. - Earen, pozwól na słowo. - przywołał do siebie griffina. - Widzisz te grzyby? - otrzymał potakujące skinienie. - A złotawy pyłek? - tym razem Earen pokręcił przecząco głową. - Więc powiedz mi, czy czujesz się inaczej niż zwykle. Cokolwiek tu jest, oddziałuje na mnie i sprawia, że mięknę. - Nie w spodniach, idioto!
- Wolałem się upewnić. - griffin wzruszył ramionami odrywając spojrzenie od krocza barda.
- Moją seksualnością nie musisz się martwić. - prychnął jeszcze mężczyzna. - A teraz z łaski swojej powiedz mi, czy coś się w tobie zmieniło.
- Kiedy tak się nad tym zastanowić... Toleruję cię.
- Rzeczywiście. - Otsëa skinął głową w zamyśleniu. - Nie kłócimy się, nie rzucamy się sobie do gardeł. To śmierdzi na odległość. - Jeśli weźmiemy pod uwagę, że Niquis także zrobił się spokojny i ugodowy...
- Zjemy i wynosimy się stąd. - postanowił Earen, jakby nagle to on przejął dowodzenie nad grupą. - Nie chcę żeby te wyziewy okazały się trujące.
Tym razem Otsëa nie mógł się z nim nie zgodzić. Kiwnął potakująco głową i spojrzał w zaniepokojone oczy Lassë. Mrugnął do niego zalotnie i wyciągnął dłoń po swoją połowę ryby, której chłopak doglądał.
Posiłek jedli w pośpiechu, ale bard dotrzymał słowa i ugotował potrawkę dla ich najmłodszego towarzysza podróży. Wmusił w chłopca całe mięso, zaś elf musiał zadowolić się całkiem smacznym sosem i upieczonym na szybkiego plackiem. Mimo dosyć prostego przepisu, bard zyskał ponownie w oczach elfa, który wręcz promieniał radością, kiedy jadł tu, co poniekąd specjalnie dla niego przygotował kochanek. Już nawet przymknął oko na fakt, że Devi otrzymał swój przydział. Ciężko określić dla kogo tak naprawdę był przygotowany posiłek.
Nie zostali w tym miejscu dłużej niż to konieczne. Tym razem to elf prowadził, jako że miał odnaleźć miejsce, w którym nie dostrzeże nic podejrzanego. Był dzieckiem Ziemi, a więc natura nie stanowiła dla niego zagadki.
Lassë uśmiechał się pod nosem idąc przodem i szukając największych połaci słońca, którego z każdą chwilą było więcej i więcej. Niestety, tylko do czasu. Zatrzymali się na noc w możliwie bezpiecznym miejscu i wtedy słońce przysłoniły chmury, a z nieba spadł chłodny deszcz. Mag czuł w kościach, że ta ulewa potrwa dobrych kilka dni, a zaraz potem nadejdzie okropna susza. Nie miał wątpliwości, że się nie myli. Otulił więc Deviego płaszczem, przytulił do siebie i starał się oddać mu całe swoje ciepło.
- Przygotujcie się na trudne dni. - rzucił Otsëa, jakby wyczytał to w myślach Jean-Michaela. - Nie wyschniemy przez długi, długi czas, a wy musicie być na to gotowi. - zwracał się przede wszystkim do swoich nowych towarzyszy, jako że starzy mieli za sobą także gorszą pogodę.
- Nie lubię być mokry. - wyznał z nadąsaniem chłopczyk i skrzyżował ręce na piersi. - Wolę być suchy i zadowolony z życia, dobrze jeść, dużo się bawić.
- Więc dlaczego nie zostałeś w mieście? - Earen unisół wyzywająco brew – Tutaj nikt nie będzie cię niańczył.
- Ha! - chłopiec prychnął głośno i zmierzył mężczyznę chłodnym spojrzeniem. - Boisz się, że będę lepszym myśliwym od ciebie!
- Ha! Też coś!
- Boisz się! - mały nie ustawał w swoich insynuacjach i najwyraźniej był pewny, że mówi całą prawdę. Bo jaki inny powód mógłby sprawić, że Earen tak go dręczył? Na pewno był zazdrosny, bo chłopak wypatrzył ptaka, kiedy nikt inny wcale nie zwrócił na to uwagi!
Devi wypchnął pierś do przodu i wydął usteczka. Ostentacyjnie przytulił się do Jean-Michaela i pokazał griffinowi język. Chociaż deszcz zaczął siąpić bardziej intensywnie, więc maluch schronił się pod płaszcz swojego opiekuna i bardzo szybko zasnął po wszystkich tych urokach dnia w drodze. Jego ciałko były ciepłe i komfortowe, ale robiło się z każdym dniem coraz twardsze. Maluch powoli przyzwyczajał się do trudów podróży, stawał się zwinniejszy, cichszy, jego młodego oczka były czujniejsze. Devi przestawał być rozpieszczanym chłopcem, a stawał się młodziutkim mężczyzną. Poza tym wytrwale uczył się nowych rzeczy i kiedy tylko miał okazję czytał swoje medyczne książki. Nigdy się nie poddawał, a to sprawiało, że stanowił idealnego towarzysza. Można było na nim polegać, a kiedy dorośnie będzie najbardziej pożądanym włóczykijem na świecie.
- Jesteś pewny, że to nie twój syn? - Earen zmarszczył brwi patrząc na tulącego malca maga. - To jak go traktujesz...
- Zamilcz już i daj mu spać. - syknął Jean-Michael i przytulił mocniej do siebie już chrapiącego chłopczyka. Devi całkowicie ignorował paskudną pogodę i uśmiechał się pod swoim drobnym nosem. Był słodki, kiedy drzemał zwinięty w kłębek i ciasno przytulony do swojego opiekuna.
Mag głaskał jego miękkie, jasne włoski pod naciągniętym na głowę kapturem i czuwał nad spokojnym, bezpiecznym snem swojego młodego podopiecznego.

Kiedy ich spokojne oddechy zaczęły zamieniać się w mgiełkę, a zimno otuliło przemoczone ciała, żaden z nich nie spał i nie miał wątpliwości, co się dzieje. Nadciągały widma, a sądząc po rozmiarach chłodu, było ich więcej niż te dwie paskudy ostatnim razem.
- Nie wiem jakim cudem, ale wynosimy się stąd. - rzucił pospiesznie Otsëa. - Otocz nas świetlistą barierą, wyczaruj nad nami słoneczko, pod nogami plażę, nie wiem, co, ale zrób coś! - rozkazał magowi. - Dlatego cię zabraliśmy!
- Jestem magiem, nie cudotwórcą! - odpowiedział równie gwałtownie Jean-Michael i złapał mocno dłoń Deviego. Wypowiedział zaklęcie, które podpowiedział mu bard i otoczył ich wszystkich pęcherzykami światłości, które miały w pewnym stopniu odgonić widma. - Nie pozwolę cię skrzywdzić. - powiedział do wyraźnie przerażonego tym wszystkim chłopczyka i pociągnął go za sobą w stronę ścieżki, którą podążali od kilku dni. Tuż za nim wlekli się uzbrojeni mężczyźni, który mieli zamiar walczyć ze zjawami jeśli tylko będzie to konieczne. Jeśli nie opuszczą lasu będzie z nimi kiepsko.

To była jedna z najdłuższych i najtrudniejszych ucieczek, jakie mieli na swoim koncie. Mag był wyczerpany ciągłym podtrzymywaniem ochronnych tarcz, Devi słaniał się na swoich zmęczonych nóżkach, wojownicy z trudem mogli utrzymać broń po wielogodzinnym wymachiwaniu nią. I wtedy nadeszło wybawienie! Widma okazały się zapalczywe, gdyż wiedziały, że lada moment ofiary wymkną im się z rąk.
Zaledwie przekroczyli linię lasu, a padli na mokrą ziemię dysząc niemal nieprzytomni ze zmęczenia. Devi popłakał się z uczucia ulgi, jaką odczuł, kiedy to wszystko się skończyło. Leżeli na pustym stepie, tu i tam nakrapianym niskimi krzewami, a chmury przesuwały się nad nimi szybko. Nie interesowało ich więcej, że mokną, że deszcz stanie się jeszcze chłodniejszy, jeśli będą zbyt długo narażeni na jego bezlitosne działanie.
Wyszli cało z opresji, zdołali prześcignąć widma, mieli za sobą najgorszą część drogi. Zasłużyli na odpoczynek! I odpoczywali, chociaż ich aktualne położenie nie było najpiękniejszym i najwygodniejszym rozwiązaniem, ale na pewno jedynym w tej chwili.
Lassë nie bawił się już w zbędne ceregiele. Położył się obok barda i wtulił w niego mocno.
- Przepraszam, ale muszę. Czuję, że jest mi to potrzebne. Wiem, że nie możemy...
- Nie ważne. Po tym, co się stało nikt nie zwróci uwagi. - Otsëa objął elfa ramieniem i gładził jego plecy. Już wcale nie interesowało go, czy ktoś będzie miał coś przeciwko. Byli zbyt zmęczeni, zbyt zestresowani i wyzuci z energii, by tracić witalność na coś tak mało istotnego, jak zwykłe sprawdzanie kto z kim sypia, czy do kogo się lepi. Przecież nawet Niquis leżał spokojnie na samym środku i dyszał w formie małego futrzaczka, jako że odzyskiwał tym sposobem szybciej swoje siły.
Ich ciała zaczęły przemarzać po godzinie, może dwóch, ale do tego czasu byli już w stanie podnieść się i zmienić miejsce postoju. Tylko na jakie, kiedy wszędzie mieli do dyspozycji tylko krzewy?
- Czy twoje możliwości magiczne pozwalają na rozpalenie ognia w czasie takiej ulewy?
- Mówiłem ci chyba, że nie jestem cudotwórcą? Jestem wyczerpany i padnę trupem jeśli wypowiem jeszcze chociażby jedno zaklęcie. Mój organizm jest magicznie wyczerpany, a nasz lekarz jeszcze nie radzi sobie z takimi sprawami. - pogłaskał nadal zmęczonego chłopca po głowie. - Ale już niedługo będzie w stanie poradzić sobie ze wszystkim.
- Tak! - chłopiec podniósł wysoko głowę. - I wtedy będę przydatny! Jak przestanie padać. - dodał mimochodem. - Nie lubię deszczu.
Jego nadąsana mina wszystkim im poprawiła humor. Przecież żyli.