niedziela, 31 marca 2013

46. I wtedy zapadła cisza...

W pewnej chwili Lassë nie czuł nic. Ani ciepła kolan pod głową, ani dotyku dłoni.  Jego własne ciało nie ważyło zupełnie nic, nie było nawet materialne, kiedy zmęczony organizm odpłynął w krainę pozbawioną snów, daleką od rzeczywistości, jednocześnie lekką i ciężką, jasną i ciemną, zimną i gorącą. Gdziekolwiek się mieściła, jego towarzysze nie mieli do niej dostępu. Tylko on jeden mógł unosić się w mrocznej, ciepłej pianie, która otulała jego ciało pęczniejąc, by nagle zamienić się w chudego człowieka o gładkiej skórze. Pstryk! I spuchł stając się ogromny, napęczniały, gładki. Elfowi zaczynało kręcić się w głowie, kiedy dwie skrajnie różne postaci zamieniały się miejscami, jakby były jednym, a jednak innym człowiekiem.
- Niedobrze mi, źle się czuję. – wybełkotał budząc się gwałtownie i wczepił mocno w nadal będącego obok barda. Jego głowa wirowała, jakby ktoś kręcił nią na jego szyi, potrząsał, męczył zgniatając w imadle. Cały czas pamiętał te dwie postaci, które przerażały skrajnością, co powodowało u niego zawroty, odruch wymiotny, a jednak robił co w jego mocy by nie wymiotować, ale opanować się, uspokoić. – Przepraszam, chyba naprawdę jestem chory. – wydyszał wtulając się w nogi barda niemal desperacko.
- Szzzz… To nic. – głos Otsëa był łagodny, kiedy szeptał w jego ucho cicho. – Przecież wiesz, że to nic wielkiego. Liczy się tylko to, że jesteś cały i niedługo będziesz też zdrowy. Zaopiekuję się tobą.
- Opowiedz mi coś. – poprosił niemrawo chłopak. – Coś o sobie, o smokach. – swoją prośbą zaskoczył mężczyznę, który początkowo chciał chyba odmówić, ale ostatecznie musiał zrozumieć, że tylko w ten sposób może pomóc przyjacielowi wydobrzeć.
- Niech będzie, dzieciaku. – skinął głową i rzucił szybkie spojrzenie na mierzących go chłodnymi spojrzeniami towarzyszy. – Przez ciebie oni mnie zabiją. – dodał mimochodem. Wsunął dłoń w długie, miękkie pasma włosów elfa i rozczesywał je palcami. – Smoki zrodziły się przed wiekami z ognia głęboko pod ziemią. Na początku były ślepe, ale kiedy odnalazły drogę na zewnątrz przystosowały się do życia na powierzchni. Wtedy już nie tylko widziały, ale także mogły zdominować inne stworzenia. Mówi się, że na początku ich skóra była cienka jak papier, ale powietrze i warunki atmosferyczne przyczyniły się do tego, że pokryły się twardą łuską. Nasz oddech zawsze mógł zabijać, więc wykorzystywaliśmy go by palić wioski, gdy tego potrzebowaliśmy. Zazwyczaj była to forma zemsty na istotach, które dawały nam się we znaki. Chociażby na mrocznych elfach zamieszkujących okolice gór. Teraz przeniosły się do jaskiń, by uniknąć takiego losu. Kiedy pojawił się człowiek, zjawiły się też nasze prawdziwe problemy. Oni pragnęli nas zdominować, by podbić innych ludzi, zdobyć władzę nad całym światem. Nie chcieli z nami współpracować, a jedynie nami zawładnąć. Zaczęła się walka między nami, a nimi, w którą ludzie wmieszali inne rasy. To była pierwsza Wojna Ras. Po niej smoki zaczęły się ukrywać w swoich wioskach. Zdołaliśmy zmienić formę by lepiej się kryć. Już po stu latach wojny nasze ciała były gotowe do przemiany, a z czasem mogliśmy to udoskonalać lecz musieliśmy nieustannie strzec naszego sekretu. Inne ludy wiedzą o naszej możliwości zmiany postaci, chociaż nie są na tyle głupie by powiedzieć o tym ludziom. Wiedzą, że zdradzając jeden sekret wydadzą także samych siebie. Ludzie nie poprzestaną na smokach. Nadal przecież nas śledzą, tropią i starają się zabijać, chociaż opracowali metodę, która może nas wszystkich pogrążyć. Jak długo jednak nie dowiedzą się kim jesteśmy i gdzie nas szukać, tak długo nie dopracują swoich eliksirów. – mówił pobieżnie, ale zdołał uśpić tym chłopaka, który marszczył niespokojnie brwi i najwyraźniej trafił do nieprzyjemnego świata koszmarów, które zawsze towarzyszyły wyjątkowo męczącym psychicznie chorobom.
- Zagotuj więcej wody. – polecił griffinowi bard. – A ty zamień się w człowieka, będziesz bardziej przydatny. – rozkazał Niquisowi po czym przyłożył dłoń do czoła chłopaka sprawdzając temperaturę. – Napełnij bukłaki. Będzie potrzebował dużo wody i chłodnych okładów. Możesz też pomyśleć nad tym, co jeszcze mu pomoże. Nie znam się na opiece nad innymi.
Nie zwrócił szczególnej uwagi na to, że zwierzaczek naprawdę wykonał jego polecenia, co do jednego. Może uznał to za najlepsze rozwiązanie dla chorego? Lub knuł coś niedobrego nie dając tego po sobie poznać. Kto zrozumie tiikeri?
Otsëa zdawał się dostrzegać, że elf zielenieje na twarzy i ma ochotę wymiotować nawet teraz, we śnie. Zacisnął dłonie na jego skroniach i trzymał mocno, by przynieść mu ulgę. W rzeczywistości nie pamiętał już skąd wiedział, jak się zachować. Może gdzieś, w mrokach pamięci, przewijał się jeszcze obraz matki troszczącej się o małe dziecko, które chorowało z takich, czy innych powodów? A może gdzieś to podpatrzył, a uczucie ulgi tylko sobie wyobraził? Teraz na pewno nie mógł sobie tego przypomnieć.
- Oddychaj głęboko. – wyszeptał w ucho elfa. Może jego głos dotrze do chłopaka? – Powoli. Wdech i wydech. – starał się hipnotyzować głosem. Wystarczyło, że Niquis wrócił do niego, a mężczyzna od razu wydał mu kolejne polecenia. – Nazbieraj mięty, wyjmij ją ze swoich schowków w ubraniach Lassë, czy jego torbie, nie interesuje mnie to, ale masz mi ją dostarczyć. – rozkazał spoglądając na Earena. – Zagotowała się? – gdy otrzymał potwierdzenie warknął na tiikeri by ten natychmiast się pospieszył.  – Dobrze, a teraz wrzuć trzy liście do wody i niech gotuje się jeszcze przez chwilę. Muszą zmięknąć, wypuścić soki. Zrobią mu dobrze na żołądek, obniżą temperaturę ciała, a jeśli spowodują wymioty to i tak złagodzą ich skutki. – tłumaczył wszystko towarzyszom, by ci wiedzieli, jak należy opiekować się chorym. Gdyby się go pozbyli, gdyby coś zupełnie przypadkowo mu się stało, wtedy oni musieliby zajmować się elfem, a ten musiał mieć najlepszą opiekę z możliwych. Zasługiwał na nią, tak jak mówił Pustelnik. Młody, odważny i zabawnie niezdarny elf. Idealny kompan, słodki kochanek, szlachetny, dzielny wojownik.
A teraz leżał chory, zmęczony koszmarami, których nie pojmował, a które zrosiły jego czoło, sprawiały, że mruczał niespokojnie, rzucał się.
Otsëa kolejny raz zaczął uspokajająco gładzić jego włosy. Kazał zdjąć napar z ognia i przynieść go sobie. Patrzył, jak ziołowy napój paruje i stygnie morderczo powoli. Co jakiś czas sprawdzał go swoimi wargami, by później wymusić go w na wpół śpiącego chłopaka. Kazał mu pić i bezustannie masował przy tym boki głowy chłopaka.
Taki opiekuńczy, troskliwy, idealny… Zakochany? Czy był zakochany? Nigdy by się do tego nie przyznał! Nawet gdyby znał odpowiedź na to pytanie. Nie mniej jednak wiedział, że zależy mu na kompanie. Razem tworzyli naprawdę zgrany zespół. Niquis był jego częścią, zaś griffin powoli się nią stawał. Tyle, że na nich bardowi nigdy nie będzie zależało tak, jak na elfie. To było pewne nawet w tej chwili, kiedy wszystko wydawało się jednym wielkim pytaniem, a odpowiedzi ukryły się głęboko we wnętrzu zatwardziałego serca, wyzutych z przyjemności trzewi. A przecież całkiem niedawno każda część ciała mężczyzny czuła, że żyje, że pragnie i szuka zaspokojenia.
Dopiero, kiedy wmusił w chłopaka cały kubek naparu pozwolił mu znowu zasnąć. Otulił go płaszczem, przytulił go do swojej piersi i gładził po plecach. Nie chętnie to mówił, ale…
- Jeden z was musi czuwać podczas gdy drugi położy się po jego drugiej stronie i będzie ogrzewał jego plecy. Nawet rozpalony nie może zmarznąć, a samo ognisko w końcu się wypali. Nie możemy ryzykować ognia płonącego przez całą noc.
- Ja stanę na straży jako pierwszy. – zadeklarował Niquis, a jego wzrok utkwiony był w śpiącym chłopaku. Czyżby czuł się winny choroby elfa? Nie mógł go chronić przed porwaniem, nie wiedział jak się nim opiekować, więc chciał czuwać nad ich bezpieczeństwem, by zapewnić Lassë komfort chociaż w ten sposób? Tak, to było możliwe.
- Niech będzie. Za cztery godziny zbudzisz Earena i zajmiesz jego miejsce. A ty spróbuj tknąć Lassë nie tak, jakby sobie tego życzył, a wypruje ci flaki i spalę twoje truchło by zapewnić mu w ten sposób ciepło. Będę miał w nosie, czy ktoś zobaczy blask wielkiego ogniska! – wysyczał do griffina i mocniej objął jęczącego przez sen chłopaka.
Earen najwyraźniej nie potraktował mężczyzny poważnie, gdyż wzruszył jedynie ramionami i położył się dokładnie tak, jak mu nakazano. Swoim sporym ciałem usiłował przylgnąć do chłopaka, a jednocześnie trzymać się na dystans. Niemożliwe do wykonania, ale jak długo nie obejmował swojej upatrzonej samicy, tak długo nikt nie powinien go dręczyć, czy obciąć mu nocą rąk. A nie ulegało wątpliwości, że pewien narwany smok byłby do tego zdolny.

Z nastaniem poranka niebo przejaśniło się całkowicie, a ciepłe, jasne promienie słońca przebijały się zaciekle przez gęste korony drzew. Elf był silniejszy, chociaż niewyspany, jako że budził się nocą jeszcze kilka razy zziębnięty, przestraszony, wymęczony. Jego oczy były podkrążone, skóra wydawała się szarawa, a usta popękały boleśnie. Nic nie było takie, jakie być powinno, skoro dotarli do krańca swojej wędrówki, zaś teraz mieli rozpocząć kolejną.
A jednak Ostëa zadbał o to, by chłopak szybko odzyskał siły. Wmusił w niego potrawkę z upolowanego wcześniej bażanta, chociaż pozwolił nie zjadać mięsa, wlał litry swoich ziołowych naparów i ostatecznie pozwolił elfowi pospać jeszcze trochę. Co jednak najważniejsze, nie odstępował towarzysza ani na krok. Jeśli w ten sposób odwdzięczał się za poprzednią opiekę w chorobie to teraz na pewno wyszli już na zero.
Nic dziwnego, że elf cudownie odzyskiwał wigor, kolor i chęć do życia. Może w rzeczywistości to stres przybliżył go do cierpień, niż cokolwiek innego, a „miłość” w magiczny sposób zbliżała go do zdrowia? Jakkolwiek by na to nie patrzeć, teraz chłopak czuł się wspaniale i z zapałem przyglądał się towarzyszom podróży, którzy przygotowywali wszystko do wyruszenia w drogę z samego rana dnia następnego. Tym razem jednak ich podróż nie miała być tak lekka i pełna zieleni. Czekała ich przeprawa przez piaski pustyni i mogli polegać wyłącznie na wiedzy Otsëa, który kiedyś już przebył tę trasę, widział cmentarzysko smoków, to tam pozwolił się tatuować by ciemny wzór pod okiem ograniczał smoczą moc, czynił go niewidocznym dla łowców, a bardziej podobnym do innych ras zamieszkujących świat.
- Pustynia jest pełna Skorpionów. – tłumaczył później swoim towarzyszom chcąc umilić czekanie na sen Lassë. – Nie można im ufać, ale też one nie ufają tobie. Nie możemy się łudzić, że przemierzymy pustynne tereny nie natknąwszy się na jedno z ich plemion. Musicie uważać, gdyż ich ciała wydzielają trującą substancję, która w kontakcie z krwią innej istoty zabija. Są pod tym względem podobni do Bazyliszków, które spotkaliśmy tutaj. Z tą różnicą, że jad skorpiona jest silniejszy i szybkość jego działania uzależniona jest od wielkości twojej prawdziwej postaci. W takiej sytuacji ty jesteś najsłabszy. – pogładził palcem dłoń elfa. – W następnej kolejności zginąłby Niquis, dalej Earen i na samym końcu ja. Można sporządzić antidotum, ale do tego potrzebna jest… To nieprzyjemne. – ostrzegł. – Uryna Skorpiona i jad zwyczajnego zwierzęcia. A to dopiero początek. Bardzo trudno sporządzić antidotum, a jego ceny są niebotyczne. Na pustyni nie pada zbyt często, a właśnie ta deszczówka potrzebna jest jako kolejny składnik. Mówię wam to na wszelki wypadek.
- Damy sobie radę, ty nas poprowadzisz. – elf wydawał się pełen pozytywnych myśli.
- To żadne zapewnienie bezpieczeństwa. Macie nie wdawać się w żadne konflikty ze Skorpionami, a może zdołamy uniknąć nieszczęścia. Możemy jeszcze porzucić myśl o tej wyprawie. Nikt nie będzie miał do nas o to żalu. Nie łatwo zakraść się do miast ludzi na zachodzie, a jeszcze trudniej będzie odebrać im to, co ukradli ziemi.
- Damy sobie radę, jeśli będziemy trzymać się razem! – Lassë nie uznawał prawd wyznawanych przez barda. – W grupie jesteśmy silniejsi! To tylko ludzie, a my… Jesteśmy kimś więcej. Wierzę, że nam się uda!
- Jesteś głupcem. – westchnął Earen.
- Ten jeden raz się z nim zgadzam. – Otsëa zmierzwił długie włosy elfa.

niedziela, 24 marca 2013

45. I wtedy zapadła cisza...

Nie potrzebowali zbyt wiele czasu by być gotowymi do drogi. Niquis i Earen spali zaledwie trzy godziny, a wraz z przebudzeniem byli pewni, że nie mają, czego szukać pod Ołtarzem. Ku wielkiej uciesze Lassë postanowili wyruszyć mimo dalszego zmęczenia. Prawdę mówiąc griffin nie powiedział ni słowa, ale z jego obojętnego wyrazu twarzy można było wyczytać, iż nie ma nic przeciwko drodze i zmęczeniu. Niquis za to na każdym kroku dawał upust swojej miłości względem elfa, a tym samym w pełni popierał jego misję i był gotów by znaleźć Pustelnika jak najszybciej. Niewiele wiedział na temat Szaleńca, ale czy to miało dla niego jakieś znaczenie? Wątpliwe.
- Teraz to ja czuję się zmęczony. – wyznał niepewnie Lassë i uśmiechnął się subtelnie. Chociaż spał w nocy, jak zaczarowany, to jednak teraz bolały go oczy, a wszystko w około raziło intensywnymi barwami.
Otsëa zbliżył się do chłopaka i przyłożył dłoń do jego czoła.
- Nie wydajesz się rozpalony, ale mogłeś się rozchorować. Jeśli stres obniżył twoją odporność… - zwiesił wymownie głos.
- Nie! – elf buntował się na samą myśl o domniemanej chorobie. – Nic mi nie jest. Po prostu zbyt wiele czasu spędziłem w bezruchu i teraz muszę się wyleczyć z bezczynności! – w pewnym stopniu wydawał się wystraszony wizją spędzenia kilku dni w jednym miejscu jeszcze zanim odnajdzie Pustelnika, a przecież byli tak blisko.
- Więc może poczekajmy jeszcze trochę. – zaproponował bard, jakby nie miało najmniejszego znaczenia ile czasu jeszcze spędzą w tym lesie, w pobliżu siedliska watahy wilków.
- Nie. – odparł chłopak nieco spokojniej. – Wyruszajmy. Kiedy dotrzemy nad strumień rozbijemy mały obóz. Wtedy napiję się jakiegoś twojego naparu i będę miał pewność, że nic mi nie grozi.
Nie było sensu się z nim kłócić toteż pozbierawszy wszystkie swoje rzeczy udali się w drogę, która ciążyła na sercu Lassë niczym wielki kamień przytroczony do szyi. Od tej wyprawy tak wiele zależało, od rozmowy z Pustelnikiem dzieliło ich niewiele, a przecież oznaczało to wojnę, bądź pokój. Losy świata, jaki znali ważyły się z każdym ich krokiem.

Tej nocy niebo pociemniało tak bardzo, że las skąpany w ciemności był nieprzenikniony i niebezpieczny. Musieli zatrzymać się nawet, jeśli początkowo wcale nie planowali tego konkretnego postoju. Nie mniej jednak mogli zabłądzić, gdyby po omacku szukali właściwej drogi.
Wielkie krople deszczu zaczęły spadać z nieba w chwili, kiedy pierwszy grzmot rozdarł ciszę. Sucha ziemia zamieniała się w błoto, podskakiwała, kiedy ogromne grochy wody masowały jej zmęczoną suszą powierzchnię.
Gwałtowna ulewa uniemożliwiła im rozpalenie ogniska, nie pozwoliła na znalezienie suchego, bezpiecznego schronienia. Zaledwie chwila wystarczyła, by cała czwórka była przemoczona i zziębnięta. W takiej sytuacji, pośród ciasnoty lasu nawet Otsëa nie mógł nic zrobić. Gdyby się przemienił dałby im ciepło i osłonił swoim wielkim ciałem, ale byłby narażony na ataki. Wielki smok nie mógł poruszać się swobodnie po lesie. Byli więc skazani na niewygody, wilgoć i chłód. Jeśli tym razem Lassë się nie rozchoruje, będzie można mówić o wielkim szczęściu.
Najwidoczniej jednak go nie mieli, gdyż w zaledwie dwie godziny później chłopak kaszlał, jakby się dusił. Tym razem deszcz nie był jego sprzymierzeńcem.
- Czy elfy mogą w ogóle chorować? – Earen zadał najbardziej sensowne pytanie, jakie mogło komukolwiek przyjść do głowy. Kto poza Lassë mógł udzielić na nie odpowiedzi?
- Nie wiem. – przyznał szczerze chłopak. – Mogą, kiedy woda jest zatruta, kiedy odniosą rany w walce, kiedy tęsknią. Może stres też tak na nie wpływa. Nie mam pojęcia, nigdy nie przeżyłem niczego podobnego.
- Siadaj tutaj. – bard rozsunął nogi poklepując ziemię między nimi. Elf spłonął okazałym rumieńcem, którego jednak nie było widać nawet, gdy błyskawica rozjaśniła las rzucający długie cienie. – W ten sposób będzie ci cieplej, a ja zakryję cię płaszczem i sobą, więc na tym zyskasz. – wyjaśnił i chociaż niewątpliwie każdy chętnie zamieniłby się z nim miejscami, to on wpadł na pomysł, to on miał swój płaszcz i teraz przyciągał chłopaka za rękę by ten nie zwlekał. – Nic ci nie będzie. – zapewnił i objął elfa, gdy ten tylko niepewnie rozsiadł się między silnymi, choć szczupłymi udami mężczyzny.
Ciepło naprawdę rozlało się po ciele Lassë, chociaż bynajmniej nie było to zasługą ramion, które go trzymały, ale wstydliwości, która robiła swoje. Przecież niedawno leżał między tymi ciepłymi rękoma zupełnie nagi i bezbronny…
W ciepłych objęciach barda zrobił się śpiący i ociężały. Jego myśli uciekły gdzieś same, jakby nigdy nie były składne i jednolite. Czuł się bezpieczny i rozluźniony. Nic więc dziwnego, że przysnął w pewnej chwili.
Obudziła go cisza, jaka zapanowała po tej gwałtownej burzy. Chociaż w dalszym ciągu słychać było grzmoty, to jednak były one odległe, błyski niemal nie rozświetlały nieboskłonu, zaś ciężkie chmury przesunęły się odsłaniając kawałek nieba.
Serce stanęło w jego piersi, kiedy ktoś wyłonił się zza drzew. Wysoka postać o męskiej budowie, drobnej głowie i ogromnych, jelenich rogach. Jeśli tak wyglądała Śmierć przychodząca po magiczne istoty to równie dobrze mogła być ludzkim kościotrupem z kosą. Ta istota była równie przerażająca, jak każda inna.
Lassë zacisnął mocno rękę na ramieniu barda i drżącym palcem wskazał dziwną postać. Chciał coś powiedzieć, ostrzec ich, ale nie był w stanie tego zrobić.
- Spokojnie. – bard szepnął mu cicho do ucha i sięgnął do wyciągniętej dłoni chłopaka. Opuścił ją i przytrzymał elfa między swoimi ramionami. – To on. To Pustelnik. – wyjaśnił, a ciało elfa spięło się, wyprężyło.
Najwidoczniej Lassë chciał doskoczyć do Pustelnika, ale został powstrzymany.
- Czego ode mnie chcecie? – głos mężczyzny był cichy, ale jednak niósł się z wiatrem, jakby wypowiadano każde słowo zaraz przy uchu słuchacza.
Elf zadrżał i wstał powoli. Otsëa również powstał i stanął obok niego by podtrzymać chłopaka na duchu.
- Moje żywioły wysłały mnie tutaj do ciebie… - elf drżał na całym ciele, chociaż ciężko powiedzieć, czy ze strachy, czy z zimna. – Nie mogą skontaktować się z innymi żywiołami, obawiają się wojny. Tylko ty wiesz, jaki może być tego powód, jak zapobiec temu wszystkiemu.
- I wiem. – przyznała dziwna istota podchodząc bliżej. W panujących ciemnościach jego postać nie była dobrze widoczna. Czy naprawdę miał poroże? Czym były zwisające z niego nitki?
Lassë znowu zadrżał.
- Czy zdradzisz mi to? – głos mu się łamał.
- Domyślacie się wszyscy, co jest powodem, dla którego żywioły nie mogą ze sobą rozmawiać, a ich wzrok jest zamglony. Ludzie na zachodzie dysponują wielką siłą, która jest zdolna wywołać wojnę między rasami. Jeśli chcecie uniknąć starcia, kolejnej zmiany naszego systemu rzeczy, musicie wyruszyć na zachód i tam pozbyć się magii ludzi.
- Jak to możliwe, że ludzie posiadają taką moc? – griffin prychnął lekceważąco. – Są słabi, żałośni, nie posiadają żadnej mocy!
- To nie ich moc. – oczy Pustelnika rozbłysły jadeitem. – Wykradli ją ziemi, ujarzmili krwawymi obrzędami. Każda rasa zostanie w to wmieszana, jeśli ktoś nie odbierze ludziom siły, jaką posiadają. Oko Piasku, tak nazwali tę moc, którą znaleźli głęboko pod pustyniami zachodu. Trzymana przed władcę, pilnie strzeżona…
- Skąd ty możesz to wiedzieć? – griffin nie dawał za wygraną.
- Widzę i słyszę więcej niż inni. Moje ciało żyje w zgodzie z Naturą, powoli się z nią scala. – wyjaśniał powoli. – Nie musisz mi ufać, by samemu się przekonać. Zapytaj swojego żywiołu. Wróć do niego, a sam usłyszysz, że wojna wisi w powietrzu.
Earen wydał ciche prychnięcie i skrzyżował ramiona na piersi.
- Wyruszymy na zachód. – odezwał się pewnym głosem Otsëa i objął ramieniem drżącego nadal chłopaka. – Ja ich poprowadzę, ale ty musisz nam pomóc. – zwrócił się do Pustelnika. – Potrzebujemy wskazówek, broni, czegokolwiek, co może nam pomóc w walce.
- Pomogę wam, chociaż nie muszę tego robić. Zostańcie tutaj przez dwa dni. Wasz przyjaciel jest chory i potrzebuje odpoczynku. Zjawię się, gdy będziecie wyruszać w drogę i wtedy udzielę wam niezbędnej pomocy. Do tego czasu zadbajcie o tego elfa. Zasłużył na troskę. – odszedł zanim ktokolwiek jeszcze zdążył coś odpowiedzieć.
Wystarczyło, że mężczyzna zniknął, a Lassë zaczęło kręcić się w głowie. Zamknął oczy na kilka chwil chcąc dać im odpocząć i nabrać sił. Był przekonany, że to emocje związane z szybkim, niespodziewanym spotkaniem Pustelnika dały mu się we znaki. Skąd mężczyzna miałby wiedzieć zawczasu, że elfowi cokolwiek będzie dolegać?
Zanim w ogóle to zauważył klapnął tyłkiem na trawę i jęknął obolały. Zaczął trząść się, jakby na dworze panował nieznośny mróz, gdy w rzeczywistości było duszno, parno i aż zbyt ciepło.
- Wybaczcie, trochę zakręciło mi się w głowie z tych wrażeń. – rzucił do kompanów, którzy obskoczyli go zatroskani.
- To raczej nie to. – bard uklęknął obok niego, otulił go swoją świeżo wyciśniętą peleryną podróżną i rozmasował mu ramiona. – Ostrzegałem, że możesz się rozchorować i teraz jest już za późno na działanie. Tutaj się zatrzymamy. Jest niedaleko do strumienia, więc myślę, że powinieneś się wymyć. Nie wiadomo, kiedy znowu będziesz na siłach. Wy rozpalcie ognisko. – zwrócił się do towarzyszy. – Trzeba go ogrzać i wysuszyć nasze ubrania. I nie chcę słyszeć ani słowa sprzeciwu! – syknął na dwójkę istot, które najpewniej planowały nie zgodzić się z jego wizją najbliższej przyszłości. Zrezygnowały jednak, kiedy dostrzegły, jak bardzo zmęczony wydaje się elf.
Bard nie pozwolił mu na samodzielnie męczenie się w drodze. Wziął go na ręce bez najmniejszej trudności i nie bacząc na protesty, zabrał go nad rzekę, gdzie sam zadbał o jego kąpiel i zmycie „siebie” z ciała chłopaka. Wykonał swoje zadanie dokładnie i nie bacząc na kolejne protesty odniósł Lassë do samego, cudem rozpalonego, ogniska, gdzie posadził go nagiego, zwiniętego w kłębek na trawie i wywiesił na gałęziach wszystkie jego ubrania. Oni mogli marznąć, ale elf nie miał do tego prawa.
Nie czekając na niczyją pomoc, bard wyjął ze swoich bagaży rondelek, który napełnił wodą i postawił na ogniu. Woda musiała być wrząca, kiedy wrzucił do środka korę wierzby i gotował ją przez pewien czasy by powstał napar obniżający gorączkę. Nie był lekarzem, ale widział, że jego młody, jak na elfa, przyjaciel będzie potrzebował tego środka. Dalej poszło jeszcze szybciej. Szybka potrawka, kawałek placka z wody i mąki pieczonego na powierzchni nagrzanego rondla i zmuszenie elfa do jedzenia.  Nie chodziło o wciskanie mu mięsa, gdyż tym zajęli się smok i griffin, ale chłopak musiał nabrać siły, by pokonać rozwijającą się powoli chorobę.
- Za bardzo się przejmujesz. – wybełkotał zawstydzony tym wszystkim Lassë. – Nic mi nie jest, naprawdę.
- Wolę dmuchać na zimne. Tym bardziej, że ty opiekowałeś się mną. Powiedzmy, że oddaję ci przysługę. To niewielka cena za ocalenie życia.
- Ale…
- Nie ma żadnego „ale”. Ogrzewaj się, a kiedy twoje rzeczy będą suche pomogę ci się ubrać. – wszystko było zaplanowane, chociaż bard nie wziął chyba pod uwagę tego, że chłopakowi będzie chłodno o wiele za wcześnie. Jego temperatura rosła, ale było zdecydowanie za wcześnie by podać napar z kory wierzby. Nie chciał przecież obniżyć do minimum odporności chłopaka. Musiał więc czekać starając się, jak może by ogrzać jego ciało.
- Staliście się sobie bliscy. – zauważył mimochodem Earen, co bard skwitował prychnięciem.
- Sam byłbyś mu bliski, gdyby uratował twój tyłek i spędziłbyś z nim tyle czasu.
To ucięło dalszą konwersację. Lassë miał możliwość zasnąć, chociaż na kilka chwil i chociaż co jakiś czas jego ciałem wstrząsały dreszcze to nie obudził się tonąć w mroku nocy i pozbawionym fantastycznych wizji śnie.
Otsëa obudził go, gdy drżenie i szczękanie zębami okazało się męczarnią nawet dla patrzących. Wtedy też bard podał chłopakowi swój trochę przestudzony napar i podłożył pod jego głowę swoje kolana. Delikatnie gładził jego ciemne włosy i rysował finezyjne znaczki na czole i skroniach.
- Nie podoba mi się to, jak się z nim obchodzisz. – stwierdził mrukliwie griffin i najpewniej Niquis myślał podobnie, gdyż mierzył barda spojrzeniem pełnym niechęci, może nawet nienawiści.
- Jeśli tego nie rozumiecie, to wasza sprawa. – mruknął mężczyzna wzruszając ramionami. – Nie interesujecie mnie.
Chłopak wtulił się w ciepłe, przyjazne ciało pod swoim policzkiem i uspokoił się po kilkunastu minutach. Jego oddech był równiejszy, nie urywał się z powodu zimna. Gorączka zaczęła już spadać, a to pozwalało żywić nadzieję, że choroba nie potrwa długo. Przecież musieli jak najszybciej wyruszyć w drogę! Zachód nie będzie czekał.

niedziela, 17 marca 2013

44. I wtedy zapadła cisza...

Otsëa bawił się długimi, zmierzwionymi włosami elfa przez dłuższy czas. Były miękkie, pachnące mimo wielu dni bez kąpieli i nie straciły ani odrobiny ze swojego blasku. Zabawne, jak idealne potrafiły być te dzieci lasu, podczas gdy jednocześnie zdarzały się nierozgarnięte okazy. Mimo wszystko posiadały cechy tak niezaprzeczalnie przydatne podróżnikom i wojownikom, że Natura wydawała się niesprawiedliwa racząc nimi tylko jedną rasę, zaś skąpiąc tego innej.
- Ubiorę cię. – bard przerwał ciszę. – Nie wiem, kiedy zjawią się nasi… towarzysze, więc wolę nie ryzykować. Chciałbym też prosić, byś im nie mówił o tym, do czego między nami doszło. – spojrzał na rumianego elfa odsuwając się odrobinę.
- Nie planowałem się tym chwalić! – chłopak pisnął dziewiczo i zasłonił usta, które wydały ten dziwny dźwięk.
- Może i nie, ale jeśli przypadkiem coś ci się wymknie… Dobrze wiesz, że jesteś… rozchwytywany i jeśli się dowiedzą zabiją mnie we śnie, a tego bym nie chciał. W przeciwieństwie do ciebie muszę spać, jak normalny człowiek, nie zaś zastępować odpoczynek promieniami słońca.
- Nie powiem! – zapewnił Lassë i pozwolił by mężczyzna pocałował jego lekko rozwarte usta.
- Nie wolno ci także tego okazywać. – kontynuował bard. – Jeśli czymś się zdradzisz nie zdołam zapobiec konsekwencją.
- To nie łatwe!
Bard uniósł brwi patrząc przenikliwie na swojego rozmówcę.
- Dobrze. Zrobię, co w mojej mocy. – elf poddał się całkowicie. Uniósł lekko jedną nogę i skrzywił się sapnąwszy. – Boli!
- Musi boleć, a przynajmniej powinno. Tak słyszałem. – odparł obojętnie Otsëa i powoli założył nogawkę spodni na zgrabną łydkę elfa. W następnej kolejności zajął się drugą nogą, biodrami i piersią, by ostatecznie chłopak był całkowicie osłonięty i wymęczony. Bezsprzecznie nie spodziewał się tego, że po wszystkim ból nadal będzie odczuwalny. Czy bard go przed tym nie ostrzegał? Prawdę mówiąc żaden z nich nie pamiętał już tego, co mówił przed upojnym aktem. Byli zbyt podnieceni, nazbyt ciekawi.
- Prześpij się, a ja będę czuwał. Jeśli szczęście będzie nam sprzyjać, jutro pojawią się nasi… kompani. – te słowa nadal nie przechodziły mu łatwo przez gardło. Sięgając po swój rzucony na ziemię płaszcz zwinął go i podłożył pod głowę kochanka by umilić mu pozycję leżącą.
- Naprawdę sądzisz, że zdołam zasnąć taki obolały? W dodatku zaraz po wyswobodzeniu z łap wilków? Oni chcieli mnie zjeść!
- Ale twój smutek i strach zostały zamienione w błogą rozkosz, więc w czym problem? – Otsëa znowu był okropnym dupkiem, ale czemu tu się dziwić? Może smoki miały to we krwi? – W pewnym stopniu jesteśmy z natury niemili.
Lassë dopiero teraz zrozumiał, że myślał na głos. Zawstydził się płonąć na twarzy, jak jasne ognisko w środku nocy.
- Nie chciałem…
- I nie uraziłeś mnie. Smoki nie należą do rasy, która przesadnie się uśmiecha. Zmuszeni do ukrywania się i udawania nieznanej innym rasy wiedziemy marny żywot tułaczy. By wiedzieć, co się dzieje i czy jest już bezpiecznie stajemy się bardami. Nie każdy bard jest smokiem. Tak jak nie każdy smok jest bardem.
- Myślałem, że już nie istniejecie.
- Masz tak myśleć. To zapewnia nam bezpieczeństwo. Ludzie wykorzystywaliby nas do prowadzenia swoich wojen, a inne ludy najchętniej zabiłyby by nie musieć martwić się o dominację. Z resztą, sam już wiesz, że są tacy ludzie, którzy również chcą naszej śmierci. Daleko na pustyniach są całe cmentarzyska kości moich braci. Zginęli tylko dlatego, że tamtejsi władcy chcieli posiąść wszystkie nasze tajemnice. Uważali, że nasza egzystencja może pomóc im w stworzeniu eliksiru młodości, wiecznego życia, sam już nie wiem, jakie inne głupoty przychodziły im do głowy. Teraz jestem tylko byle włóczęgą, który przygrywa pijakom w knajpach. Od dawna nie jadłem surowego mięsa. Dokładniej, od dnia, kiedy rozstaliśmy się i musiałem szukać ciebie i Niquisa.
Oczy elfa były ogromne, kiedy tego słuchał. Przecież zastanawiał się wtedy, jak Otsëa przeżył bez wody!
- Piłeś krew? – wydukał.
- Jadłem mięso. – sprostował mężczyzna. – Krew to element wyposażenia każdej żywej istoty. Z resztą, kochanie. – powiedział to niemal czule. – Ja nie jestem przeciwny mięsu. To elfy starają się je ograniczyć do zera. Smok nie jest elfem i potrzebuje mięsa. Surowego również, jeśli i to cię interesuje.
- Mogłeś mi tego oszczędzić. – elf zmarszczył brwi, przez co wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać, co sprawiło, że bard uśmiechał się szeroko.
Lekko podrapał po głowie kochanka i przysunął twarz do jego twarzy.
- Jestem złą bestią, a ty mnie całowałeś, kochałeś się ze mną… - drażnił się.
- Paskuda! – z cichym prychnięciem chłopak odwrócił się tyłem do siedzącego obok mężczyzny i zamknął oczy. Może naprawdę powinien się przespać i odpocząć? Był trochę zmęczony, to fakt. Tylko czy sen był dobrym pomysłem?
Zamknął oczy by sprawdzić, jak zareaguje na to jego ciało. Niemal nie czuł bólu w dolnych partiach ciała, kiedy leżał spokojnie i nic nie uciskało jego biednych pośladków. Gdyby tylko Otsëa był milszy, gdyby bardziej się o niego troszczył… Chociaż? Czy mógł troszczyć się bardziej, niż w tej chwili? Czy kochanek nie był już do granic swoich możliwości miły i czuły? Przecież okazał elfowi tyle uczucia, kiedy kochał się z nim na twardej ziemi. Tyle ciepła i subtelnych pieszczot.
Elf uśmiechnął się do siebie i odwrócił na chwilę by sprawdzić, czy kochanek jest blisko. Ten siedział oparty o jedno z drzew mając oko na okolice góry. Kiwnął głową unosząc ją lekko w górę, kiedy patrzył na Lassë, który odpowiedział uśmiechem.
Chłopak zarumienił się. Miał wrażenie, że się zakochał, jak mały szczeniak w ciepłej dłoni pana, który pieści jego małą, kudłatą główkę. Ta miłość może i była beznadziejna, ale elf nie wiedział, czy jest w stanie bez niej wytrzymać. Tak bardzo chciał tych wszystkich uczuć, tak dalece pragnął gorących ramion i ciepłych pocałunków, a przecież nigdy wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy. Dopiero teraz zauważył, jak wiele zawdzięcza bardowi, jego cierpliwości i wiedzy, a przede wszystkim ufności, jaką się wzajemnie obdarzyli. Może obaj z góry byli skazani na to uczucie? Przecież nie spotkali się przypadkowo, czyż nie? Natura na pewno tego chciała! A żywioły tylko w tym pomagały, kiedy doświadczały chłopaka. Czy to możliwe?
A jednak wszystko się skończy, kiedy dotrą do nich Niquis i griffin. Wtedy o tym cichym porozumieniu dusz nie będzie już mowy. Będą udawać, że nic się nie stało, że wcale nie czują, jak ich do siebie ciągnie, jak ciała przyciągają się wzajemnie niczym naładowane przeciwnymi siłami magnesy. I nagle Lassë zapragnął by nikt nie wracał. By zabłądzili i szukali drogi dobre kilka dni, a on mógłby przenieść się z bardem gdzieś głębiej w las by tam ponownie rozkoszować się sobą, uniknąć wilków, nieszczęść, czy zwyczajnego pecha.
W następnej chwili elf przypomniał sobie, że nie miłość była jego misją, ale odnalezienie pustelnika. Zerwał się gwałtownie i jęknął, kiedy jego ciało przeszył nieprzyjemny ból. Zmusił się jednak do normalnego tonu głosu, kiedy Otsëa spoglądał na niego pytająco.
- Pustelnik… - wydusił z siebie. – Muszę go szybko znaleźć! Nie ważne, czy jest szalony, czy nie! Jest potrzebny. – wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Tak wiem, pamiętam. Rozmawiałem z nim…
- Rozmawiałeś?! – ignorując pieczenie w siedzeniu Lassë podszedł do barda i złapał go za szatę z przodu. Przyciągnął go bliżej siebie wpatrując się w te złote oczy. – Rozmawiałeś z nim i nic nie załatwiłeś?! Przecież musimy wiedzieć dlaczego żywioły nie mogą się komunikować! Musimy wiedzieć, czy nie spotka nas wielkie nieszczęście! Jeśli wybuchnie wojna…
Patrzył jak brew mężczyzny unosi się pytająco. No tak, nie powiedział mu do tej pory, o co naprawdę chodzi. Nie zdradził szczegółów. Ogólny zarys sytuacji, tak, ale nie wszystko. Aż do teraz.
- To ważne.
- Tak wiem, ale nie teraz. – bard pogładził ciepły, miękki policzek naprawdę pięknego elfa. – On tutaj jest i nie ucieknie nam. Znajdziemy go, kiedy reszta do nas dołączy. Wolę by byli blisko, na wypadek nieszczęścia, czy walk. Nigdy nie wiemy, co tak naprawdę sprowadzi na nas Pustelnik.

Jedna noc – tyle tylko musieli czekać na swoich towarzyszy, którzy wrócili do nich zmęczeni i nieusatysfakcjonowani swoimi poszukiwaniami. Czy ulżyło im na widok całego i zdrowego elfa? Na pewno Niquisowi, który zamienił się w człowieka w przeciągu jednej chwili i podbiegając do chłopaka rzucił się na niego ściskając. Nie minęło wiele czasu, a był słodkim, małym zwierzaczkiem ocierającym się pieszczotliwie o dłonie Lassë. Zatrzymał się nagle w miejscu i zaczął obwąchiwać podejrzliwie elfa, jakby coś było nie tak. Chłopak włożył wiele wysiłku w to, by nie spłonąć rumieńcem, kiedy sobie to uświadomił.
- Wiem, śmierdzę Otsëa. – rzucił z uśmiechem, do którego również się zmuszał. – Uratował mnie, więc musiałem nim przejść, kiedy pomógł mi dostać się na dół. Widzisz, tam byłem jeszcze wczoraj. – wskazał szczyt skalnego wzniesienia, z którego uwolnił go bard. – Nie miałem możliwości zejść, więc Otsëa mnie ściągnął na dół. Jeśli przeszkadza ci ten zapach to umyję się w najbliższym strumieniu i wypiorę ubrania.
Z boku doszło ich wymowne prychnięcie. Widać bard nie uważał się za wystarczająco śmierdzącego, by ktokolwiek miał się czyścić po jego dotyku. Nawet to było jednak grą. Mężczyzna wiedział, jaki jest powód woni wyczuwanej przez Niquisa. Tylko głupiec nie domyśliłby się tego wiedząc, co zaszło między nim, a elfem.
- Odpocznijcie, prześpijcie się, jeśli musicie i będziemy niedługo ruszać. – zarządził rozkazująco. Teraz, kiedy choroba całkiem opuściła jego ciało, a Lassë był bezpieczny mogli wrócić do starego ustroju ich małej grupki. Może i elf trzymał wszystko powiązane ze sobą, ale to bard nimi dowodził, to on wiedział gdzie należy się udać, to on był bardziej światowy niż oni razem wzięci.
Niquis ułożył się na kolanach swojego ukochanego elfa i wtulił w niego zasypiając niemal od razu. Widać, że był zmęczony po podróży, jaką odbył by znaleźć chłopaka i może nawet nie mógł spać? Griffin również nie wyglądał na pełnego sił, chociaż nie chciał okazywać słabości. Może nie był w dalszym ciągu pewien, czy aby na pewno ma dołączyć do tej „wesołej” gromadki?
Lassë spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko.
- Nie mogę być twoją samicą, ale nadal uważam, że możesz z nami podróżować. Tym bardziej, że jesteśmy u kresu mojej wyprawy i nie wiem, co będzie z nami dalej. Chcę zobaczyć się z Pustelnikiem z tego lasu. Mówią, że jest szalony, ale jest też najbliżej związany z żywiołami i tylko on może mi pomóc.
- Nie poddam się i zrobię z ciebie swoją samicę. – rzucił pewnie griffin. – I dlatego zostanę i pójdę za tobą gdziekolwiek byś się nie udał. Odchodząc z Gniazda przekreśliłem swoje szanse powrotu. – dopiero teraz wyjawił im tę tajemnicę, a przecież to wielki krok dla istoty, która sama mogłaby nie przetrwać, a teraz tkwi w środku dziwnej historii wraz z mieszanką innych ras. Earen był odważny!
- Więc próbuj, jeśli chcesz. – stwierdził z westchnieniem elf, chociaż był pewny, że poza Otsëa nie pozwoli się dotknąć nikomu. Nawet Niquis nie miał dostępu do tych części jego ciała, które zdobył bard. Lassë nie rozumiał jeszcze tych uczuć. Nie tak jakby sobie tego życzył, ale był pewny, że kiedyś zdoła to ogarnąć. Teraz ważniejszy był Pustelnik.