niedziela, 22 września 2013

70. I wtedy zapadła cisza...

Oczy Earena zamieniły się w wąskie szparki sypiące gromy, a jego serce pompowało adrenalinę zamiast krwi. Jasne, zdawał sobie sprawę z tego, że jest winny tej sytuacji. Sam pchnął Niquisa w ramiona tego Ifryta o błyszczących oczach spoglądających na tiikeri, uśmiechu, który irytował i był przeznaczony tylko dla tego jednego chłopaka. Trzeba być ślepym żeby nie dostrzec tego uczucia, które było wypisane na twarzy Ifryta. Był zakochany w Niquisie, jego oczy wyrażały nie tylko głębokie zainteresowanie, ale i pewien rodzaj pasji, który sprawiał, że Earen miał ochotę podejść i obić mu tę urodziwą buźkę. Zresztą, kiedy patrzył na Niquisa miał pełną świadomość, że zawalił i teraz nie zdziała już nic. Tiikeri był zainteresowany Ifrytem, naprawdę nim oczarowany.

- Szlag! - mruknął rozeźlony i stracił cały apetyt. Wolał oddalić się by nie patrzeć więcej na tę dwójkę. - Szlag!

 

Fer-keel-sar niby przypadkiem potarł opuszkami o szczupłe, długie palce chłopaka, ale zdradzał go subtelny uśmiech, który wykwitał na jego twarzy raz po raz. Zupełnie, jakby był dzieckiem cieszącym się na obiecaną niespodziankę. Było oczywistym, że nie myślał wcale o tym, co je i jak to je. Zwyczajnie uciekał w odmęty marzeń, które teraz wypełniały jego głowę. Zachowanie, które mogło niepokoić nie zwracało niczyjej uwagi, jakby było zupełnie naturalne dla księcia.

- Przeszkadzasz mi w jedzeniu. - zauważył z rozbawieniem Niquis. W odpowiedzi otrzymał tylko uśmiech, zaś książę zabrał rękę choć z ociąganiem.

Zabawne, ale był w tamtej chwili słodki, naprawdę rozkoszny i tak delikatny, jak zakochane szczenię. To było miłe, tak obłędnie miłe, kiedy Ifryt poświęcał mu swoją uwagę, szukał sposobu by go zaczepić, zagarnąć całe zainteresowanie Niquisa. Któż nie straciłby dla niego głowy?!

Fer-keel-sar wyprowadził Niquisa z osady, ale nie poprowadził go w stronę zagród, jak wcześniej myślał chłopak. Zamiast tego obrali zupełnie inny kierunek. Czy Ifryt naprawdę planował kochać się z nim w miejscu, do którego każdy mógł bez przeszkód dotrzeć? Przecież jeśli ktoś ich nakryje... Zaufał jednak swojemu partnerowi w pełni. On wiedział, co robi, a tiikeri był tylko gościem, który nie znał okolicy. A może Fer-keel-sar miał tam jakiś namiot, do którego zawsze zabierał swoje kobiety, czy kochanków? Przecież był księciem, w dodatku tak grzesznie przystojnym. Musiał mieć na pęczki partnerów!

Niquis gryzł wargę nie potrafiąc tego zaakceptować. Z Ifrytem nie łączyło go nic poza bliskim seksem, ale i tak czuł zazdrość o tych, którzy byli przede nim. Chciał mieć kogoś dla siebie, tylko dla siebie. Całego, bez wyjątków. Móc zaspokajać swoje i jego żądze, kiedy tylko była ku temu odpowiednia chwila, móc pozwolić sobie na niewinne pieszczoty zawsze gdy było mu źle... Wcześniej nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak dalece jest samotny i jak brakuje mu tego wszystkiego. Zaczynał dziwaczeć!

Fer-keel-sar zatrzymał się na chwilę i wskazał wydmę. Złapał tiiekri za rękę ciągnąć go w tamtą stronę. Był wyraźnie z siebie zadowolony, jakby właśnie miał zaprezentować przyszłemu kochankowi coś niesamowitego. I może rzeczywiście tak było, gdyż w wydmie ukazały się ukryte za rzadkimi krzaczkami drzwi.

- Moje królestwo. - powiedział całkiem zgrabnie Ifryt i kładąc dłoń na drewnianym wejściu wypowiedział coś w swojej mowie, a drzwi ustąpiły otwierając się do środka. Mężczyzna wprowadził Niquisa do środka pomieszczenia przypominającego jaskinię. Zadbaną, ciepłą, o wiele bardziej komfortową niż namioty Plemienia. Posłanie ze skór znajdowało się na samym środku i wydawało się starannie ułożone, miękkie, wygodne, jakby było prawdziwym łóżkiem. Poza tym miejsce to było podejrzanie puste.

- Kryjówka. - wyjaśnił Fer-keel-sar. - Moja.

Tiikeri skinął głową i usiadł na skórach próbując czuć się swobodnie w tym miejscu. Plemię z natury wiodło proste życie, ale to miejsce pokazywało, jak niewiele potrzebował ich książę. Miejsce do spania, ktoś szczególny u boku, ot i cała tajemnica jego pragnień.

- Bardzo tu przyjemnie. - przyznał szczerze Niquis. - Cicho i spokojnie. W osadzie ciągle coś się dzieje, ktoś krzyczy, chodzi, a tutaj... Tutaj jest wspaniale.

Na twarzy Ifryta pojawił się uśmiech, odrobina dumy, coś hipnotyzująco słodkiego. Kolejny raz. I Niquis miał już tego dosyć. Nie potrafił tego zignorować, po prostu było to ponad jego siły. Wstał ze skór i przysunął się do mężczyzny kładąc dłonie na jego karku, a następnie przylgnął swoimi warami do tych suchych i ciepłych należących do Fer-keel-sara. Wsunął dłonie w przydługie włosy mężczyzny bawiąc się nimi, pociągając lekko, jakby to miało uczynić pocałunek bardziej namiętnym. Właśnie niemo zgodził się na wszystko, co Ifryt chciał mu dać, bądź od niego wziąć.

Powoli umysł tiikeri zaczął się oczyszczać ze wszystkich myśli, jakby ogień księcia potrafił wypalić je wszystkie samą bliskością. Z czasem formowały się nowe, dotąd niedostrzegalne, pełne fantazji, pragnień i przyzwolenia. Niquis odsunął się odginając subtelnie do tyłu, oblizując wargi i pozwalając by partner przyciskał go mocno do siebie, tak jak do tej pory. Silne, duże dłonie spoczywały w pasie chłopaka, a krocze mężczyzny przylgnęło do jego własnego w tak przyjemny, intymny sposób, że niewolił zmysły.

Fer-keel-sar spojrzał na niego swoimi błyszczącymi, wspaniałymi oczyma i z fascynacją pocałował go znowu, tym razem jeszcze mocniej, jeszcze gwałtowniej, jakby nigdy dotąd tego nie robił i teraz był zainteresowany przyjemnością, która z tego wypływała. Serią zdecydowanych, władczych ruchów zmusił Niquisa do oplecenia nogami jego bioder i poddania się jego woli. Nawet na chwilę nie odrywając się od warg chłopaka, położył go na skórach i tylko nieznacznie podpierając się ramionami nakrył ciało tiikeri swoim. Wodził dłońmi tu i tam, najwyraźniej niezdecydowany, gdzie ostatecznie szukać zaspokojenia swoich pragnień. Ostatecznie jednak, kiedy językiem powodował wybuch rewolucji w ustach partnera, zaczął rozpinać niecierpliwie pasek tuniki, podnosić ją do góry, dotykać odsłoniętej, gorącej skóry chłopaka, rozwiązywał szarpnięciami jego spodnie i zawiedziony, że musi to zrobić, odsunął się by zdjąć wszystkie te ubrania, które były mu tak zbędne w tamtej chwili.

Ifryt miał nieprzytomny wyraz twarzy, jego usta gwałtownie łapały powietrze, ciało wyraźnie zaczynało się podniecać, kiedy spiesznie odrzucał na bok kolejne części garderoby Niquisa. Jego wzrok lizał zgrabne, delikatnie umięśnione ciało, każdy skrawek jasnej skóry, może nawet napawał się widokiem białej aury otaczającej chłopaka. Jego dłonie drżały z niecierpliwości, kiedy zrywał z siebie swoje własne ubrania.

Tiikeri uśmiechnął się lekko, kąsał swoje wargi i próbował uspokoić oddech. Do tej pory nie doświadczył nigdy takiej pasji w stosunku do swojej osoby. To mu schlebiało i chociaż nie mógł dowiedzieć się dlaczego Ifryt tak go pragnie, to podobało mu się to. Naprawdę się mu podobało.

Dotknął nieśmiało miodowej, imponującej piersi mężczyzny, przesunął po niej palcami patrząc jak opuszki zostawiają po sobie jasne pasma, które znikają później w przeciągu jednej chwili. Skóra Fer-keel-sara było ciepła, miejscami naprawdę gorąca, a jej dotykanie sprawiało przyjemność Niquisowi, który coraz bardziej pragnął tego zbliżenia.

Mężczyzna nie wytrzymał jego delikatnych, niewinnych pieszczot. Pocałował go gwałtownie, a dłońmi już bez skrępowania wodził po całym nagim ciele. Pozwolił jednak by chłopak usiadł i tym samym udostępnił mu jeszcze więcej siebie. Jasne, suche usta stykały się ze skórą tiikeri na szyi, ramionach, piersi, palce rysowały finezyjne wzory na plecach, brzuchu. Bawili się sobą, cieszyli jak dzieci. Nawet Niquis starał się poznać jak najdokładniej ciało kochanka, muskał palcami jego łopatki, wspaniałe mięśnie, których ruchy wyczuwał bez najmniejszego problemu. Chociaż oczy miał zamknięte podczas pocałunku, to otwierał je szeroko, kiedy tylko Fer-keel-sar odsuwał się i pozwalał mu na oddech. Wtedy obaj starali się wypalić w pamięci obraz tego, co mieli przed sobą – nagiego ciała, które doprowadzało ich do szaleństwa. Żaden z nich nie miał jednak odwagi posunąć się dalej, przerwać te niewinne pieszczoty by uczynić je intensywniejszymi, skrajnie intymnymi.

Niquis spojrzał w oczy partnera, przełknął ślinę i skinął głową.

- Chcę. - powiedział bardzo krótko i jego spojrzenie przesunęło się w dół po piersi mężczyzny aż do krocza. W dalszym ciągu kąsał wargi, kiedy oswajał się z tym całkiem interesującym i imponującym widokiem. Zanim jednak zdołał cokolwiek zrobić, dłoń Ifryta już trzymała jego własną i kładła na pobudzonym, sporym członku. Sam również dotknął przyrodzenia tiikeri i uśmiechnął się rozbrajająco, jakby był dzieckiem, które otrzymało upragnioną zabawkę. Powiedział coś w swoim języku, ale cokolwiek to było Niquis nie musiał rozumieć i tak wiedział, że było pozytywne. Może wyrażało zachwyt?

Migocząca magicznie chwila pękła jak bańka mydlana i Fer-keel-sar zacisnął dłoń na członku Niquisa, uśmiechnął się jeszcze szerzej i pochylając polizał drobny, malinowy sutek partnera. Zrobił to z taką przyjemnością, że nie dało się jej ukryć, zaś tiikeri postanowił pozwolić mu na tę pieszczotę, podarować mu te kilka chwil, przez które mężczyzna będzie mógł bawić się nim, poznawać.

- Też chciałbym cię dotykać. - mruknął cicho Niquis i sięgnął dłońmi do pleców Ifryta. Przesunął palcami od łopatek po biodra i zacisnął palce lekko na twardych pośladkach, o tak idealnym kształcie pasującym do jego dłoni.

To było przyjemne. Bardzo przyjemne, kiedy dotykali się wzajemnie, a Fer-keel-sar całował pierś partnera powoli, dokładnie i z wielkim zamiłowaniem. Już byli blisko, a z każdą nową pieszczotą stawali się sobie jeszcze bardziej bliscy, jakby ich ciała łączyły się w jedno.

Im jednak niżej znajdowały się usta Ifryta, tym bardziej niespokojny stawał się tiikeri. W końcu przerwał pieszczoty na swoim brzuchu drżącymi dłońmi odsuwając od siebie zaskoczonego księcia.

- Spokojnie, to nie tak. Po prostu... Ja też chcę. Ciebie... - jego twarz zarumieniła się, za to Fer-keel-sar uśmiechał uspokojony. Skinął nawet głową zmieniając całkowicie ich pozycję dzięki czemu leżąc na boku mogli z powodzeniem oddawać się rozkoszy i dawać ją jeden drugiemu.

Niquis spoglądał przez chwilę na członek Ifryta, jakby nie był pewny, czy słusznie postępuje, ale już po chwili przysunął się do niego i ujął w dłoń ciepłe ciało. Powoli, ostrożnie przysunął wargi zatrzymując je kilka milimetrów od swojego celu. Miał świadomość, że kochanek patrzy na niego zainteresowany. Zignorował to podniecone, natrętne spojrzenie i w końcu uchylił wargi wsuwając w nie ciepły, słonawy czubek. Przymknął oczy by rozkoszować się tym, że naprawdę może to robić, a następnie otworzył je szeroko, kiedy poczuł, jak z drugiej strony jego ciała to Fer-keel-sar bierze go w usta.

„Jak wąż zjadający swój ogon” przyszło mu do głowy pamiętając ozdoby, które widział kiedyś na ludzkich szczątkach.

Uśmiechnął się z przyjemnością i w końcu zaczął poruszać głową w te i wewte, powoli, ale zapamiętale ssąc pęczniejące w ustach ciało. Podobało mu się to doznanie, które tak idealnie łączyło się z fantastycznym mrowieniem w lędźwiach, z gorącem idealnych warg Ifryta, z jego dłonią pieszczącą jądra. To zasysanie, drżenie głowy, masaż języka – szaleństwo!

Niquis podniósł nogę zginając ją w kolanie i opierając w sposób, który umożliwiał i ułatwiał ewentualne sięgnięcie jego pośladków, a raczej rozkoszy między nimi. Nawet nie chciał dominować. Z góry wiedział, że jego miejsce jest na dole, z penisem wbitym mocno między dwie półkule jego tyłka. Pragnął tego, pragnął szalenie. Poczuć tę pęczniejącą moc w sobie, pozwolić by go rozpieszczano.

Fer-keel-sar odsunął się od niego wyrywając jęk protestu z warg, kiedy członek wysunął się nie pozwalając mu więcej działać. Ifryt pogłaskał go jednak uspokajająco po udzie i odszedł zaledwie o kilka kroków podnosząc z podłogi miseczkę, której Niquis wcześniej nie zauważył. Książę pokazał mu jej zielonkawą zawartość, która pachniała tak przyjemnie i kojąco. Nabrał jej na palce i wrócił na swoje miejsce jedną ręką rozsuwając lekko spięte pośladki tiikeri, zaś drugą atakując powoli wejście.

Teraz chłopak zrozumiał w pełni dlaczego zmuszono go do zaprzestania pieszczot, a teraz mógł do nich wrócić z jeszcze większą pasją. Czuł, bowiem jak otwiera się pod naporem palca, jak pieszczone są jego delikatne ścianki zaraz za pierścieniem mięśni i chociaż uczucie było dziwne, to z łatwością można było doszukać się w nim rozkoszy. Raz, może dwa razy i już sama myśl o tym będzie w stanie podniecić tiikeri.

Oddał się w całości tej chwili, smakowi kochanka, jego pieszczocie. Już nawet nie pamiętał, że kiedykolwiek nie odczuwał tego przemożnego pragnienia.

„Jeszcze, tak, jeszcze!” krzyczał w myślach na granicy szaleństwa, a Ifryt musiał zrozumieć, co się z nim dzieje, gdyż odsunął swoje usta od jego penisa, skupił się wyłącznie na pieszczeniu tyłka, na jego przygotowaniu. Wsuwał i wyciągał palec, poruszał nim, obracał, dodał kolejny i znowu powtarzał wszystkie te czynności.

- Fer-keel-sar, - wysapał chłopak - chcę tego jeszcze bardziej, jeszcze bardziej niż wcześniej. Proszę. - drżał na całym ciele ze zniecierpliwienia, ale wiedział, że nie może dostać tego o czym marzy od razu. To wymagało czasu, jeśli miało przynieść prawdziwą ulgę, więc czekał, oddawał się we władanie Ifryta i wypinał coraz bardziej swoje spragnione pośladki.

Niquis zmienił pozycję wypychając biodra do góry, ku kochankowi, by ten miał do niego łatwiejszy dostęp. Wiedział, że im więcej ułatwi tym szybciej dostanie to czego pragnie – Fer-keel-sara, całego w sposób, w jaki tylko wybrani mają prawo go mieć. Przygryzając wargi próbował się poruszać by przyzwyczaić się również do tego uczucia spokojnego, miarowego pchania, które niedługo zawładnie jego ciałem.

Nie wytrzymał jednak długo. Pięć, może dziesięć kolejnych minut, a później odwrócił się przodem do kochanka i rozsuwając szeroko nogi spojrzał błagalnie w tęczówki o wypalonym kolorze.

Mężczyzna zrozumiał i kiwnął głową. On też męczył się czekając.

Ifryt ustawił się odpowiednio, nasmarował swój członek wonną, zieloną mazią, która w kontakcie ze skórą stała się przezroczysta. Wsunął zaledwie czubek i czekał, aż wyczuwalnie spięte mięśnie zdołają się rozluźnić. Położył głowę na piersi chłopaka i całował ją uspokajająco, by pchnąć mocno, kiedy nadarzyła się okazja.

Niquis pisnął czując ból, ale spodziewał się tego. Teraz dał z siebie wszystko by uspokoić się i móc przyjąć księcia głębiej w siebie. Jeszcze trochę i w końcu byli jednym. Dokładnie tak, jak tego chciał.

- Czy teraz możemy się porozumiewać? - popatrzył przez łzy na mężczyznę. Nie chciało mu się płakać, ale one same się pojawiły.

Fer-keel-sar skinął głową i otarł chłopakowi wilgotne oczy. Wskazał na swoją pierś, na której zaczęły wypalać się litery we wspólnej mowie. Tego Niquis się nie spodziewał.

„Czy to wystarczy?” krótkie, wypalone na skórze pytanie, które zniknęło kiedy tylko zaskoczony tiikeri skinął głową. „Dobrze”. Chwila spokoju, ciszy, a później kolejny napis, który zgrał się z pierwszym pchnięciem. „Czy jest ci dobrze?”.

- T... tak! - Niquis kiwał zaciekle głową, uśmiechał się i jęczał przy okazji każdego kolejnego, które przynosiło mu ból i przyjemność jednocześnie.

„Dobrze. Chcę sprawić ci przyjemność. Podoba mi się to, jak się uśmiechasz. Jak patrzysz na naszą wioskę z zainteresowaniem i niepewnością. Lubię na ciebie patrzyć.” pozwolił by chłopak czytał z jego piersi, z tej miodowej skóry zroszonej pierwszym potem. „Kiedy jesteś blisko czuję drżenie, nad którym nie panuję. To magiczne uczucie.”

- Rozumiem. - przyznał z jękiem tiikeri. - Naprawdę... rozumiem.

Na tym etapie zakończyli swoją konwersację, na którą przecież czekali. Może później, jeśli będzie okazja, ale już nie teraz, kiedy ich zmysły powoli się zamykały na świat. Pragnienie było silniejsze od zdrowego rozsądku. Obejmując się mocno ramionami zatracili się w bliskości, ruchach, jękach i westchnieniach, w każdym pchnięciu i chętnej odpowiedzi na nie, w pocałunkach, których poszukiwali. Ich świat ograniczał się teraz do ciasnego kokonu otaczającego dwa splecione ze sobą ciała. I tego uczucia radości, którego mogli się spodziewać, a którego mocy nie przewidzieli. A więc między nimi było coś więcej niż popęd. Między tiikeri, a Ifrytem naprawdę wrzała magia.

Nie chodziło o życie, o przyszłość, czy bunt przeciwko tradycji. Ta chwila mogła mieć miejsce tylko ten jeden raz, tylko ten raz był płodny, mógł stworzyć coś nowego i wyjątkowego.

Niquis czuł ból swoich nadwyrężonych już strun głosowych, kiedy próbował zdusić głośne jęknięcia i krzyki. Było wspaniale, a kiedy kochanek odnalazł w nim, jakiś magiczny punkcik, wtedy było już skrajnie wyjątkowo. Słyszał przy uchu głośne sapnięcia Fer-keel-sara, słyszał jego chrapliwy oddech, czuł ogień, który miażdżył jego ciało. To Ifryt nim był, to Ifryt był płomieniem wtapiającym się w niego.

Magia zawrzała, kotłowała się w pomieszczeniu, trzaskała. Nie słyszeli jej, nie czuli palącego żaru. Byli zbyt zajęci sobą, pochłonięci przez rozkosz, której dotąd nie doświadczyli z taką intensywnością. Coś błyszczącego zaczęło formować się z magicznych obłoków. Coś niewielkiego, a jednak przerażająco dużego. Okrągłego, delikatnego.

Ostatnie pchnięcia, tłumione krzyki, gwałtowność bliska szczytowi.

Złota mgiełka magii stała się namacalna. Jajo.

Szczyt ekstazy. Nasienie mieszające się z potem na skórze, wypełniające intymne zakamarki ciała.

Jajo opadło subtelnie na futro leżące opodal i dopiero teraz kochankowie poczuli falę magicznej energii, która uderzyła w nich przywracając świadomość.

1 komentarz:

  1. Hejka,
    no i Earen widzi że spartolil a Niquis jest podobnie ksieciem jak ten nim, jaki czuły tikeri mógł na prawdę poczuć się jak ktoś ważny... i jajko ciekawe... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń