niedziela, 15 września 2013

69. I wtedy zapadła cisza...

Niquis siedział przed wyznaczonym dla siebie namiotem znudzony spokojem dnia. Oczywiście nie sądził, że w tych rejonach życie toczy się w jakiś niesamowicie podniecający sposób, ale mimo wszystko miał nadzieję na rozrywkę. Niestety, nikt go dziś nie szukał, nikt nie chciał dotrzymać mu towarzystwa, jakby zrobił coś złego i teraz miał za to pokutować. Może rzeczywiście miał? Nie wiedział za co, ale jednak... Za to, że jest. Za to, że nie jest inny. Za bycie sobą. Earen wyśmienicie dawał mu do zrozumienia, że jest wart zbyt mało. Ot, tyle co nic. Może właśnie dlatego tiikeri żyją samotnie i niemal wymarły. Bo nie są nic warte...
- Dobrze, że cię znalazłem. - głos Otsëa, który dobiegł jeszcze zza namiotu sprawił, że serce Niquisa podskoczyło gwałtownie. Pochłonięty swoimi myślami nie wyczuł zbliżającego się mężczyzny i najpewniej zignorowałby każde niebezpieczeństwo w ten sam sposób. Jakież to głupie! Mógłby zginąć w tej osadzie w przeciągu chwili z powodu własnej głupoty! Szczyt poniżenia.
- O... o co chodzi? - zająknął się przeklinając w myślach swoją słabość. Stawał się mięczakiem, a jeszcze niedawno uważał się przecież za kogoś chociażby przeciętnego.
- Chcę porozmawiać o Fer-keel-sarze i wiem, że masz pojęcie o kogo chodzi. - sprostował bard, jakby podejrzewał, że tiikeri zacznie się wykręcać. - To on mnie prosił o tę rozmowę, od razu to zaznaczam żebyś przypadkiem nie pomyślał, że w jakimkolwiek stopniu obchodzi mnie twój los.
- Dzięki, to szalenie miłe z twojej strony. - syknął ironicznie Niquis
- Przynajmniej jestem szczery. - mruknął bard i rozsiadł się obok tiikeri. - Fer-keel-sar to mój przyjaciel, więc robię to dla niego. - westchnął przeczesując swoje jasne włosy i wziął kilka głębokich oddechów, jak ojciec przed rozmową z dzieckiem na temat rozmnażania. - Zacznijmy od tego, że Fer-keel-sar jest nie tylko księciem na tym pustkowiu, ale także kimś w rodzaju... szamana. Posiada dar widzenia aury. - zamilkł na chwilę, ale kontynuował, kiedy Niquis nie zadał żadnego pytania. - Ta aura jest obrazem duszy istoty, od której należy. I twoja jest szczególna, ponieważ jest...
- Biała? - chłopak skrzywił się przypominając sobie niezgrabną próbę wyjaśnienia mu tego przez Ifryta.
- No właśnie. Twoja jest biała, a to oznacza czystość, niewinność, sam nie wiem, co dokładnie oznacza, ale jest wyjątkowa dla Fer-keel-sara. Powiedzmy, że jest takim samym nieużytym osłem, jak ty. I dlatego się tobą interesuje, w pewnym stopniu. Ponieważ jesteś... wybacz słowo, ale nieskalany światem. Zresztą, sam nie rozumiem, o co mu chodzi dokładnie.
- Przyjmijmy, że ja rozumiem. Ale dlaczego ja mam być wyjątkowy? Lassë...
- Ma zupełnie inną aurę. - wszedł mu w słowo Otsëa. - Elf nigdy nie jest niewinny. - widząc zaskoczone spojrzenie chłopaka podjął się wyjaśnienia. - Wiesz, w jaki sposób rodzi się elf?
- Yyy...
- Uznaję to za zaprzeczenie. Elf rodzi się z drzewa. Rośnie razem z nim, to ono go żywi, pozwala mu się rozwijać za cenę swojego życia. Im starszy jest elf w drzewie, tym słabsze się ono staje, aż ostatecznie usycha, pęka i rozwijająca się w środku istota może wyjść opuszczając martwe drzewo. Dlatego ich aura nigdy nie jest biała. Rodzą się ze śmierci. Dlatego są najbliższe swojemu żywiołowi.
- Jak to możliwe? No wiesz, drzewo? - Niquis starał się unikać kompromitujących szczegółów w pytaniu o zapłodnienie.
- Tego już nie wiem. To ich tajemnica, może specjalny obrządek. Nie jestem elfem. W każdym razie chodzi tylko o to, że Lassë nie jest niewinny i nigdy nie był z racji urodzenia. Ty przyszedłeś na świat i pozostałeś z białą aurą, a to najwyraźniej interesuje Fer-keel-sara, może mu się podoba, nie mam pojęcia. Chciał tylko żebym ci to wyjaśnił. A przy okazji, ostrzegam. Nie zakochaj się w nim, bo to tylko skomplikuje ci życie. Ifryt nigdy nie zwiąże się na stałe z istotą innej rasy. To zakazane. Tym bardziej, kiedy jest się księciem. Fer-keel-sar nie może liczyć na taryfę ulgową i jego obowiązkiem jest przewodzenie Plemieniu i spłodzenie następcy. Wśród Ifrytów to samiec jest ciężarny. - dodał mimochodem szokując Niquisa. - Fer-keel-sar ma zapłodnić samicę, a ona przekaże mu to, co wyjdzie z tego połączenia, jakkolwiek się to odbywa. Nie wiem i nie chcę wiedzieć. W każdym razie to on je urodzi. Więc najlepiej gdybyś trzymał się z daleka od uczuć...
- Skąd w ogóle pomysł, że ja miałbym coś z nim...?! - tiikeri wydawał się oburzony taką insynuacją, chociaż poczuł bolesne ukłucie, kiedy usłyszał, że nawet gdyby obaj tego pragnęli, związek był niemożliwy. Teraz dopiero czuł prawdziwą beznadzieję, która rozlewała się po nim falą czarnej mazi, jakby wszedł pod wodospad ropy. Może naprawdę nigdy nie miał zaznać szczęścia? Skoro jego pierwszy „niemal” partner był skończonym dupkiem, zaś drugi księciem, który nigdy nie będzie do niego należał. - Nie ważne. - westchnął w końcu. - Spełniłeś swój obowiązek, więc nie musisz więcej udawać zatroskanego moim losem. Zresztą, dam sobie radę, nie jestem dzieckiem.
- Czasami w to wątpię. - mruknął bardziej do siebie bard i wzruszając obojętnie ramionami podniósł się ze swojego miejsca. Zostawił Niquisa samego z dręczącymi go myślami.
Chłopakowi w mgnieniu oka zbrzydło przesiadywanie pod namiotem. Zaszył się w jego wnętrzu dusząc się zamkniętą przestrzenią. Nie mógł znaleźć sobie miejsca. Ostatecznie postanowił wyjść na zewnątrz i zaszyć się w jakimś kąciku. O ile jakiś mógł znaleźć pośród piasków, nielicznych krzewów i traw. Tym razem uważał, by trzymać się z daleka od zagród dla Skorpionów bojowych i nie stracić nierozważnie życia.
Jakimś sposobem zdołał ulokować się w cieniu krzewów oddalonych od niebezpieczeństw i niechcianego towarzystwa. Podciągnął nogi pod brodę i oparł ją o kościste kolana. Był zmęczony. Zmęczony swoim parszywym życiem, w którym nic mu nie pasowało. Wcześniej, zanim poznał Lassë był szczęśliwy, bo nie miał nic, nie wiedział, co może stracić, co go omija, bo nie znał nikogo, niczego. Po prostu był. Ale teraz? Jego początkowe zakochanie w Lassë przerodziło się w przyjaźń, ustąpiło zainteresowaniu Earenem, który w sumie nie był tego wart, a teraz pojawił się Ifryt, kolejny związek, który nie miałby najmniejszego sensu, a nawet przyszłości. Dlaczego nie potrafił zakochać się w samicy? Dowolnej rasy, ale jednak samicy? Z nimi zawsze było łatwiej. Kochały mocniej, były wierniejsze, czasami może uciążliwe, ale jednak oddane. A fakt ciąży u samców Ifrytów... Nawet nie chciał o tym myśleć!
I co w ogóle powinien zrobić ze swoim życiem? Miał przyjaciół, tego był pewny. Grupę osób, która stanęłaby za nim murem i za którą on również naraziłby się na niebezpieczeństwo. Teraz zaczął jednak odczuwać pustkę, której nie mógł zapełnić żaden przyjaciel. Miejsce w sercu, którego było zbyt wiele i nikt nie chciał go wypełnić, tak jakby Niquis sobie tego życzył.
Zastanawiał się nawet, dlaczego akurat teraz te wszystkie niepokojące myśli zaczęły go dręczyć. Co się tak naprawdę wydarzyło? Może zachorował? Na melancholijne stany depresyjne, czy jak to w ogóle można nazwać. Na pewno nie chorował z miłości. To akurat było pewne. Widać doskwierała mu nuda. To mógł zrozumieć. Zbyt długo siedzieli w jednym miejscu i teraz powoli zaczynał wariować. Jeszcze kilka dni. Cztery, może nawet trzy i wyruszą. Zostawią za sobą Plemię, a wtedy on zdoła jakoś wyprzeć z myśli i wspomnień czarującego Ifryta, który wyraźnie był nim zainteresowany. Był zainteresowany Niquisem samym w sobie, jego wnętrzem, które emanowało białą poświatą. Ale czy to znaczyło, że każdy o podobnej aurze byłby równie dobry? Wiedział już, że właśnie o to musi zapytać, tego musi się dowiedzieć! Czy każdy niewinny, naiwny chłopak byłby dobry dla Ifryta, który pragnął zbliżenia z tym konkretnym tiikeri? A może to również część rytuałów, które odprawiali szamani Ifrytów? Zalicz białą aurę, może kilka innych, a przy okazji zyskaj niewyobrażalną moc. Czy to na tym polega?
- Jestem beznadziejny. - mruknął do siebie i zamienił się w małego zwierzaczka z cichym „puff”, które oddawało w pełni jego dołujący nastrój. Wszedł głębiej w cień krzewu i ułożył się na piasku, jak wyjątkowo krótki wąż. Miał ochotę wyć z rozdrażnienia, kiedy uświadomił sobie, że zachowuje się jak dziecko. Żałosne! Naprawdę żałosne!
Niechętnie wyszedł spod krzewu i znowu zmienił kształt. Powłócząc nogami dreptał w stronę namiotów, chociaż nie miał najmniejszej ochoty wchodzić do tej mrocznej, ciasnej przestrzeni, w której się dusił. Był istotą wolną i właśnie tę wolność chciał czuć.
- Niquis! - usłyszał za sobą twarde nawoływanie, które sprawiało, że jego imię brzmiało egzotycznie, jakoś tak inaczej.
Odwrócił się patrząc na idącego w jego stronę Fer-keel-sara. Mężczyzna wrócił ze zwiadu i nadal miał na sobie zwiadowcze ubrania. Jedynie zdjął hełm, co pozwalało tiikeri rozpoznać swojego rozmówcę.
- Rozmawiałem już z Otsëa. - rzucił, jakby Ifrytowi tylko o to chodziło. - Wyjaśnił mi, co chciałeś kiedyś powiedzieć.
Książę skinął głową w odpowiedzi i uśmiechnął się lekko, ale i tak czarująco, co już tworzyło te obłędne dołeczki w jego policzkach.
- I? - zadał najprostsze pytanie ze wszystkich możliwych, a zarazem najkrótsze, jakie istniało.
- I nie wiem, co o tym myśleć. - przyznał Niquis, a chociaż chciał się złościć, to nie potrafił, kiedy patrzył w te jasne oczy o wypalonym wewnętrznymi płomieniami kolorze. - Nie do końca rozumiem, co ta aura ma wspólnego z nami. To znaczy... Z tobą, z tym, co proponowałeś, a na co ja się zgodziłem. Och, sam nie wiem jak to określić! - irytował się na samego siebie.
Mężczyzna patrzył na niego, a w jego oczach czaiła się niepewność i pytania, na które nie mógł otrzymać odpowiedzi, gdyż nie potrafił ich nawet zadać.
- Moje ciało odpowie. - powiedział po krótkiej ciszy Ifryt.
- W jaki sposób? - Niquis nie był pewny, czy myślą o tym samym. Jeśli tą odpowiedzią miała być namiętność, to na pewno nie takiej się spodziewał. Gdyby jednak połączenie pozwoliło im na porozumiewanie się...
- Zobaczysz.
- Nie potrafisz wyjaśnić? - domyślił się chłopak i w odpowiedzi otrzymał potakujące skinięcie głową. - Heh, nie szkodzi. W sumie to chyba nie ma znaczenia... To znaczy ma, ale... Ach, sam już nie wiem!
Ifryt wyglądał na zmartwionego. Może on również odczuwał beznadzieję sytuacji, kiedy nie mogli się ze sobą swobodnie porozumiewać? To musiało być dla nich bardzo ciężkie doświadczenie. Bądź zwyczajnie Niquis nie wiedział, co ma myśleć, a jego wisielczy humor sprzed chwili także robił swoje.
- Przepraszam, chyba jestem dziś nieznośny. - poddał się w końcu. - Ufam ci i wiem, że dobrze robię. Zwyczajnie brakuje mi pewności siebie.
- Więc... - Fer-keel-sar zamyślił się, a po jego ustach błądził subtelny uśmiech. - Nie czekać. - w jego jasnych oczach rozbłysły figlarne błyski, które sprawiły, że tiikeri poczuł ciepło na całym ciele, jakby Ifryt potrafił rozgrzewać wnętrze na odległość.
- Masz rację. - chłopak poddał się nie widząc sensu w odrzucaniu tej propozycji. Skoro i tak pragnął uwolnić się od tego przemożnego uczucia osamotnienia to dlaczego miałby czekać? I tak postanowił, a odkładanie tego wcale mu nie pomoże. Zresztą, jeśli naprawdę będą mogli się porozumiewać...
Uśmiech, jaki teraz pojawił się na ustach Ifryta był wręcz ogromny. Zupełnie jakby tylko czekał na te słowa, nie mógł wytrzymać, ale ostatkiem sił bronił się przed zaspokojeniem potrzeb. To zachowanie dało Niquisowi do myślenia, poczuł się jeszcze lepiej, zdołał naprawdę się uśmiechnąć i wiedział, że nie pożałuje swojej decyzji. Fer-keel-sar nie był taki jak Earen, nie chciał się zwyczajnie zaspokoić, ale szukał czegoś więcej, czegoś nienazwanego do tej pory we wspólnej mowie, ale naprawdę istotnego.
- Jest... miejsce. - książę podszedł bliżej tiikeri i rozejrzał się uważnie na boki, czy aby na pewno są w tym miejscu sami. - Poczekaj na Fer-keel-sar tutaj. Zmienić. - wskazał swój strój i sprężystym krokiem oddalił w stronę swoich namiotów. Wydawał się taki zadowolony, jakby właśnie spełniał jakiś wyjątkowe marzenie. Ile samic musiało szaleć za tak entuzjastycznym Ifrytem, który wydawał się niemal słodki, w tym jak się zachowywał? Ilu samców marzyło o takim wojowniku, który jednym uroczym uśmiechem mógłby wymazać wszystkie zakazy z odmętów pamięci? Niquis nie miał najmniejszych wątpliwości, że miał ogromne szczęście zwracając na siebie uwagę kogoś tak idealnego. Grzesznie przystojny, apetycznie zbudowany, słodko delikatny, a do tego niewątpliwie obdarzony mocą, której Plemię potrzebowało u swojego przywódcy. Może gdyby tiikeri wrócił tu po wypełnieniu misji mógłby jakimś sposobem znaleźć dla siebie miejsce? Wątpił w to, ale był pewny, że kiedy wypełni zadanie spotka się ponownie z Fer-keel-sarem. Chociażby tylko po to żeby go zobaczyć, porozmawiać w miarę możliwości. Potrzebował tego, chociaż jeszcze nawet nie wyruszył w dalszą drogę.
Nie czekał długo. Ifryt pojawił się w przeciągu dziesięciu minut prowadząc w stronę odcinka kuchennego, gdzie właśnie podawano posiłek całemu Plemieniu i jego gościom. A więc ich wspólne chwile miały się jeszcze odsunąć w czasie... Dopiero teraz tiikeri poczuł, że naprawdę jest głodny, chociaż jeszcze przed chwilą w ogóle o tym nie myślał. Może dlatego był tak rozdrażniony? Teraz jednak czuł się o wiele lepiej, kiedy u boku Fer-keel-sara odbierał swoją porcję potrawki i został zaproszony do jego stolika.
Gdzieś tam, niejako przypadkiem, uchwycił wściekłe spojrzenie Earena, z którym nie rozmawiał od ich niewielkiej kłótni. Czyżby urażona duma griffina dawała o sobie znać? Dobrze mu tak! Zasłużył na gniew Niquisa! I nawet się nie umywał do delikatnego, czarującego Ifryta, który teraz spoglądał na tiikeri z uśmiechem na twarzy.

Stojący kilka metrów od nich Earen zacisnął dłonie w pięści widząc, jak Niquis ignoruje go otwarcie.

2 komentarze:

  1. Piękne, wzruszające i... i... nie wiem co napisać, ale na pewno jest fantastycznie.
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, no pieknie tak jest ktoś kto naprawdę interesuje się Niquesem, ale niestety nie ma tutaj przyszłości, a Earen jaki wściekły...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń