niedziela, 29 września 2013

71. I wtedy zapadła cisza...

Niquis zastygł w bezruchu, a jego serce jeszcze gwałtowniej uderzało o klatkę piersiową, choć sądził, że to niemożliwe po tym, co właśnie miał za sobą. Zadrżał wpatrzony wielkimi oczyma w dziwne pod każdym względem złote jajo i jego strach narastał.
- C... co? - wyjąkał drżący.
W odpowiedzi Fer-keel-sar pokręcił głową i przycisnął dłoń chłopak do swojej piersi wskazując mu tym samym pojawiające się na niej słowa.
„Nie mam pojęcia, ale nic ci nie grozi. Nie przy mnie.” zapewniał z subtelnym uśmiechem, chociaż jego spojrzenie raz po raz uciekało w stronę jaja. „To dar. Od żywiołów, bogów, duchów, nie mam pojęcia, ale to na pewno bardzo cenny dar. Cokolwiek jest w środku.”
- Z jaja zazwyczaj coś się wykluwa. - zauważył dużo spokojniejszy teraz tiikeri i starał się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. - To dziwne, że aby z tobą rozmawiać muszę mieć cię w sobie. - zarumienił się.
Ifryt nie mógł powstrzymać śmiechu przez co jego ciało wysunęło się z Niquisa. Roześmiał się przez to jeszcze bardziej, gdyż chłopak sapnął poirytowany tym, że ich komunikacyjna więź została przerwana. Niemniej jednak, rozbawienie i radość widoczne na twarzy mężczyzny były wystarczające, by sprawić przyjemność każdej patrzącej na niego istocie.
- Myślisz, że to ma coś wspólnego z tym, co robiliśmy przed chwilą? - Niquis znowu był czerwony. Przewrócił się na brzuch i pogładził palcami skóry pod sobą. Patrzył na tajemnicze jajo, które wydawało się mu się stanowczo zbyt masywne by rzeczywiście nim być. - Jest piękne. - przyznał, jako że złota skorupka była dodatkowo nakrapiana nielicznymi ciemniejszymi plamkami z jednej strony przez co przypominała do złudzenia skórę jakiegoś nieznanego im, magicznego stworzenia.
Chłopak wyciągnął niepewnie przed siebie dłoń i opuszkami palców dotknął ciepłej, gładkiej powierzchni. Wydawało mu się, że w dalszym ciągu powinien drżeć ze strachu, ale nie potrafił dłużej. Nie kiedy miał przy sobie kochanka, a jajo tak bardzo go fascynowało swoim łagodnym kształtem, cichym istnieniem. Tiikeri zamknął oczy powoli sunąc palcami po skorupce póki nie poczuł jej pulsowania. Zabrał gwałtownie rękę i wpatrzył się przerażony w jajko.
- Ono żyje! - wydusił odsuwając się od niego odrobinę. - Poczułem coś! Dotknij, a sam się przekonasz! - spojrzał na Fer-keel-sara prosząco. Nie chciał wyjść na głupca, ale naprawdę poczuł ruch, puls, sam nie wiedział co. - I? - zapytał, kiedy duża dłoń Ifryta sunęła po jaju.
Książkę skinął głową patrząc na Niquisa.
- W nim. - powiedział uważnie dobierając słowa. - Istota.
- Chcesz powiedzieć, że to... - zawahał się – prawdziwe jajko z żywym dzieckiem w środku? To znaczy z pisklakiem, płodem. Sam już nie wiem! Jeśli to prawda to jestem przerażony! Nie mogę się tym... czymś opiekować! Mam misję, muszę odejść! - czuł się winny chociaż nie rozumiał dlaczego.
- Ja opiekować. - rzucił nieskładnie, trochę nerwowo Ifryt. - Ja opiekować, ty wrócić to.
- Chcesz żebym tu wrócił?! - zapytał z niedowierzaniem chłopak. Jasne, planował zajrzeć tutaj, kiedy będzie po wszystkim, zobaczyć, jak czuje się Ifryt, znowu móc cieszyć się jego obecnością, tym rozkosznym płomieniem, który wydawał się go otaczać i rozgrzewać tiikeri. - Ale nie możemy być razem, prawda? - chociaż spodziewał się przytaknięcia potwierdzającego słowa barda i tak poczuł ukłucie w piersi. - Więc dlaczego mam wrócić? Będzie nam tylko trudniej, prawda?
- Chcę. - w jasnych oczach mężczyzny było wiele pewności. Przysunął się do chłopaka, objął go mocno i położył głowę na jego ramieniu. - Chcę. I on. - wskazał jajo. - On chce.
- On? - rzucił z powątpiewaniem Niquis przytulając się do gorącego ciała, które jeszcze niedawno było z nim jednym. - Chyba nie myślisz, że jakimś cudem właśnie zrobiliśmy dziecko w jajku? - roześmiał się na samą myśl o tym. - Ja rozumiem, że ono pojawiło się nagle, ale... Żywioły, ty naprawdę tak myślisz! - odsunął się odrobinę i popatrzył w roześmiane oczy księcia. - Ty naprawdę sądzisz teraz, że nasz seks zaowocował jajem!
- Wróć. - powiedział tylko Fer-keel-sar i położył się na skórach przytulając do siebie sztywnego, niepewnego chłopaka, który potrzebował chwili, by się rozluźnić.
Niquis spoglądał od czasu do czasu na jajo, które niewątpliwie pojawiło się tu magicznie i rozsiewało wokół siebie dziwną aurę, której nie można było dostrzec, ale wyczuwało się ją w powietrzu, jakby potrafiła przylgnąć ciepłą mgiełką do skóry. Złote jajo, w którym coś żyło, coś się rozwijało... Jeśli naprawdę byłoby to jakieś dziwne dziecko pochodzące z połączenia tiikeri i Ifryta, to jak Niquis miał teraz odejść? Jak miał wyruszyć w tę niebezpieczną misję i zostawić wszystko za sobą? Czy naprawdę miał cierpieć w samotności czując się zobowiązanym do dochowania wierności mężczyźnie, z którym nigdy nie będzie?
- Kiedy wrócę ty będziesz miał już żonę i pewnie z kilkoro dzieci. - stwierdził z przekąsem chłopak. - Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Ja żona. Tak. - przyznał Fer-keel-sar z właściwym sobie spokojem. - Ty żona. My razem tu. - wskazał jajo – My osobno tu. - pogładził palcem pierś partnera, a następnie dotknął swojej.
- I ty tak łatwo to akceptujesz? - nie dowierzał chłopak. - Będziemy osobno na zawsze, ale w tym jaju jesteśmy razem, o to chodzi?
- Tak. - padła krótka odpowiedź. - Musi być.
Niquis westchnął pogrążony w swoich myślach. Może książę miał rację? Przecież kochali się teraz, ale obaj z góry wiedzieli, że to tylko jeden raz, tylko jedna cudowna chwila, która nie zobowiązuje ich do niczego. Więc dlaczego pojawienie się dziwnego, tajemniczego jaja, w którym mogło mieścić się po prostu wszystko, miałoby coś zmienić w ich nastawieniu?
- Chyba masz rację. - przyznał cicho chłopak. Od samego początku był skazany na Earena, wiedział o tym, czuł to w kościach i nie miało sensu zaprzeczanie. Wyruszają w drogę, a w jej trakcie będą potrzebować komfortu płynącego z zaspokojenia, chociaż brzmiało to tak barbarzyńsko i nieczule. Żadne jajko nie mogło tego zmienić, bo ono nie powstrzyma ludzi, ono nie zażegna bliskiej wojny ras, która wisiała w powietrzu.
Niestety, im dłużej Niquis leżał w tych ciepłych ramionach, które zaoferowały mu dziś tak niesamowicie wiele, tym trudnej było mu zaakceptować myśl o tym, że ich wspólna przyszłość nie istniała i nigdy nie miała zaistnieć.
- Myślisz, że powinniśmy już wracać? I co zrobimy z jajem?
- Wracać, tak. - niechęć w głosie mężczyzny była wyczuwalna. Widać on również wolałby zatracić się w spokoju chwili zamiast znowu stawać się odpowiedzialnym księciem swojego plemienia. - Jajo tutaj bezpieczne.
- Dziwnie się czuję. - mruknął tiikeri chcąc zmienić temat. - Zupełnie jakbyś nadal był w środku. - usiadł ze stęknięciem i poczuł, jak nasienie Ifryta wypływa z niego pod wpływem całkowitej zmiany ułożenia ciała. - Teraz jest jeszcze dziwniej.
Usłyszał za sobą cichy, pełen ciepła śmiech Ifryta i spiorunował go spojrzeniem. Nie poskutkowało, a nawet przyniosło odwrotny efekt, gdyż Fer-keel-sar zaczął chichotać jeszcze zacieklej. Niemniej jednak, wziął jedną ze skór i podchodząc do chłopaka zaczął dokładnie wycierać jego wilgotny od nasienia tyłeczek. Jego troska podobała się Niquisowi nawet bardzo i zastanawiał się, czy nie wynika ona z tego, że Ifryt miał być „nosicielem” płodu, kiedy już znajdzie sobie partnerkę. To wyobrażenie było dziwne, wręcz przerażające. Fer-keel-sar noszący w sobie dziecko. On – książę, zwiadowca, wojownik. Czy będzie zmuszony zrezygnować ze swojej pracy dla plemienia na czas rozwoju płodu? Przecież małe książątko było niesłychanie ważne dla Ifrytów, więc narażanie go nie wychodziło w grę. A może to odbywało się na trochę innej zasadzie?
Niquis już wyobrażał sobie Fer-keel-sara noszącego na plecach purpurowe jajo, z którego wyklułby się mały Ifrytek. To tłumaczyłoby w prawdzie przekonanie mężczyzny o tym, że cokolwiek jest w ich złotym nabytku, było wynikiem ich zbliżenia. Nie, to głupie sądzić, że samica składa jajo, a samiec się nim opiekuje. Bard nie robiłby tyle hałasu o coś tak głupiego!
Książę podał mu ubrania, kiedy sam był już odziany. Biedny tiikeri nawet nie zauważył, że jako jedyny od pewnego czasu siedzi nagi i stanowi ciekawą atrakcję dla kochanka.
- Peszysz mnie! - skarcił zawstydzony partnera i szybko naciągał na siebie spodnie.

To było przerażające i tylko Otsëa wydawał się niewzruszony, jakby od zawsze jeździł na Skorpionach Bojowych. Devi drżał zarówno z niecierpliwości, podniecenia, jak i ze strachu przed tymi niebezpiecznymi stworzeniami. Niquis był chyba w najgorszym stanie. Oddałby wiele, by móc odbyć tę podróż ukryty w ramionach księcia, który odprowadzał ich wraz ze swoimi ludźmi, ale takie rozwiązanie było niemożliwe. Chłopak miał nawet ochotę poprosić barda by mu towarzyszył, a Lassë zostawił na pastwę Earena, ale widząc nie mniejszy strach w oczach elfa nie chciał mu tego robić. Teraz lepiej niż kiedykolwiek dostrzegał, jak bliscy są sobie Otsëa i Lassë, a więc nie chciał wchodzić między nich. Mógłby w prawdzie zamienić się w swoją puchatą, małą wersję, ale jak poinformował go bard, Skorpiony Bojowe były bardzo nieprzychylne tiikeri. Dla bezpieczeństwa swojego i innych, Niquis musiał zrezygnować z tego rozwiązania. Był skazany na Earena, z którym nie rozmawiał od tamtej pamiętnej, chociaż niewielkiej kłótni.
Wielkie bestie czekały osiodłane, kiedy zbliżył się do tych gigantycznych czarnych ciał w chitynowych pancerzach i mieniących się złotym odcieniem piasku zbrojach.
- Z największą rozkoszą pobiegnę za wami. - mruknął patrząc płaczliwie na potwora, którego miał dosiadać.
- Nie musisz się niczego obawiać, będę tam z tobą. - po raz pierwszy od tych kilku dni odezwał się do niego griffin.
- I dlatego tak się obawiam. - przyznał szczerze i bezlitośnie chłopak. - Nie ufam ci.
Earen westchnął i przesunął dłonią po włosach zaczesując długie jasne pasma do tyłu, kiedy dwa ciemne opadły mu na oczy niepokornie. Wydawał się trochę zmieszany, może zdenerwowany.
- Rozumiem, że możesz być na mnie nadal zły, ale...
- Ale nie chcę tego słuchać. Wróćmy do milczenia, co? - Niquis nie miał litości, ani współczucia.
- Nie. Ja już swoje przemilczałem. Zraniłem cię, rozumiem. Ten cholerny Ifryt jest lepszy ode mnie, też mogę to zrozumieć. Ale to ze mną będziesz odbywał tę podróż, a ciężka atmosfera tylko wszystko popsuje.
- Nie przeszkadzało ci to, kiedy się za nami ciągnąłeś. Było ci obojętne, czy atmosfera nam sprzyja, czy nie.
- Niquis, błagam! - Earen wspinał się właśnie po chybotliwej drabince na grzbiet Skorpiona. Chłopak zadrżał na ten widok i nie miał pojęcia, czy poradzi sobie z wdrapaniem się na tę bestię, kiedy jego ręce drżały. - Pomóc ci?
- Obejdzie się! - pod masą złości tiikeri starał się ukryć przerażenie. Już raz przecież niemal dostał tym ostrym żądłem nasączonym trucizną. Był blady i naprawdę nie wierzył, że da sobie radę.
Earen zszedł po drabince na dół i złapał go za ręce oplatając je wokół swojej szyi.
- Trzymaj się tylko. - zanim chłopak zdążył zaprotestować i puścić go, griffin już wspinał się przez co Niquis objął go także nogami w pasie, chcąc mieć pewność, że nie stracą równowagi i nie spadną prosto pod nogi tego wielkiego potwora.
Dopiero siedząc na twardym siedzeniu na samej górze zdołał puścić Earena i zawstydzony spuścił wzrok.
- Dzięki. - mruknął tylko i niemal pisnął czując, jak Skorpion pod nim porusza się zrównując z innymi. Poczuł silną, dużą dłoń griffina zaciskającą się na jego mniejszej, chociaż równie męskiej. Nienawidził się teraz za to, że jest taki słaby, że jest bojaźliwy i nawet obrażony na Earena musi korzystać z jego pomocy, a co najgorsze, czuł się przy nim bezpiecznie. Jak to możliwe, kiedy mężczyzna tak go irytował, był taki nieczuły, wredny i bezuczuciowy? Niemożliwe by ktokolwiek czuł się przy nim dobrze, a co dopiero bezpiecznie. A jednak Niquis nie potrafił z tym walczyć. Objął mocno mężczyznę w pasie, kiedy Skorpion ruszył wraz z innymi. Wyłapał zupełnie przypadkowo zadowolone i przyzwalające spojrzenie Fer-keel-sara, który najwyraźniej cieszył się z tego, że tiikeri już teraz ma okazję zbliżyć się do kogoś.
Ciężko byłoby pojąć, co tak w ogóle chodziło mu po głowie, ale najwyraźniej chciał by jego kochanek zaczął na nowo.
- Może ci wybaczę. - mruknął cicho chłopak do griffina. - Może! - zaznaczył już mocniej. - Ale i tak jestem urażony tym, jak mnie nazwałeś. Nie myśl sobie, że pozwolę ci dobierać się do mnie. A już na pewno nie będę tym podległym tobie. Może nawet nie będę żadnym tylko zwyczajnie pozwolę ci ze mną rozmawiać.
- Zadbam byś zmienił o mnie zdanie. - zapewnił solennie jego towarzysz. - Dostałem już nauczkę i wiem, że ty i ten Ifryt zbliżyliście się do siebie z mojego powodu. Czułem go od ciebie, więc się nie wyprzesz. Ale nie przeszkadza mi to dłużej. Rozumiem, że to moja wina i dlatego nie mogę mieć pretensji. No i nie byliśmy ze sobą. Teraz będzie inaczej, bo planuję uczynić cię swoim. - wzięło go na szczerość. - Daj mi czas, a sam się przekonasz.
- Pomyślę nad tym, ale nic sobie nie obiecuj. Nie będę żoną! - mocno wbił palce w brzuch mężczyzny i milcząco trzymał się go dalej.

2 komentarze:

  1. Notka super, a poza tym nadal przetwarzam to, jak Earen przeprosił Niquisa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały, ciekawe co wykluje się z tego jajka i ta reakcja, Fer-keel-sar podchodzi do tego inaczej on jest wręcz szczęśliwy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń