niedziela, 2 września 2012

22. I wtedy zapadła cisza...

            Czy powrót na targ, aby na pewno był dobrym pomysłem? Może tłum ludzi dawał fałszywe poczucie bezpieczeństwa, sprawiał, że śledzący go mężczyzna nie mógł zaatakować otwarcie, ale czy jednocześnie nie ograniczał możliwości ucieczki spowalniając bieg?

            Próbując analizować szybko swoją sytuację Lassë usiłował kolejny raz zgubić podążającego za nim wysokiego łowcę. Tym razem wydawało się to jeszcze trudniejsze niż wcześniej, gdyż mężczyzna wiedział, czego spodziewać się po elfie. Nie wyglądał też na kogoś, kto łatwo odpuści, choć jego zamiary były nieznane tak samo jak powód, dla którego uwziął się na chłopaka.

- Może powinienem zapytać? – szepnął do siebie i od razu skrzywił się samemu podsumowując swój głupi pomysł. Nie po to uciekał narażając się na trwałe urazy zmysłu powonienia by teraz stanąć przed łowcą i rzucić mu w twarz pytanie!

            Nagle cała wola walki wyparowała z niego bezpowrotnie, jakby ktoś rzucił zaklęcie i trafił nim prosto w środek jego piersi. Uświadomił sobie, że krąży po wielkim placu nie posuwając się tak naprawdę wcale do przodu, a jedynie powtarzając serię tych samych ruchów, co nie mogło go nigdzie zaprowadzić. Wystarczyłoby, że łowca stanie w miejscu, a po pewnym czasie elf zwyczajnie na niego wpadnie!

- Czas zaryzykować. – pogładził kieszeń swojej szaty, w której krył przyjaciela nie chcąc się z nim rozstawać, gdyby ten zgubił się podczas szaleńczej ucieczki. – Otsëa na pewno nie zachowywałby się jak skończony dureń i stawiłby czoła przeszkodzie. Tęsknię za nim. – pociągnął nosem i skręcił w najbliższą alejkę odchodzącą od targu.

Nie ważne gdzie prowadziła. Ważne, że przełamała bezsensownie powtarzające się manewry, jakie wykonywał do tej pory Lassë. To posunięcie dawało nadzieję na rychłe zakończenie się tego pościgu, na znalezienie rozwiązania, na cud, gdyż było prośbą o gwałtowną zmianę na lepsze.

Elf jeszcze nigdy nie czuł tak przejmującej potrzeby bliskości, tak beznadziejnego zagubienia, które nie dawało spokoju, nie pozwalało wytchnąć męcząc ciało i umysł. Potrzebował Otsëa i miał tego świadomość. Gdyby mógł błagałby barda na kolanach by ten towarzyszył mu w dalszej drodze. Łzami, krzykiem, groźbą próbowałby wymusić na mężczyźnie dalszą pomoc. Tyle, że Otsëa był teraz zupełnie niedostępny, zaś Lassë błąkał się po mieście usiłując zgubić szaleńca, przed którym niejako był ostrzegany.

- Nie takiego cudu się spodziewałem. – mruknął do siebie kolejny już raz w ciągu zaledwie pięciu minut.

            Drogę przed nim blokował gruby mur budynku, na tyłach, którego się znalazł. Ślepa uliczka w niczym nie mogła mu pomóc, a jedynie skomplikować jeszcze całą sytuację. Teraz nie tylko stanowił łatwy cel, ale i był prawdziwie bezbronny w obliczu nieuniknionego spotkania z łowcą smoków. Mógł sobie pozwolić tylko na jedno – na oddanie strzału, który nie odbije się od zbroi ze smoczych łusek, ale trafi w odsłonięte ciało pokryte skórą.

            Zdjął z ramienia łuk, wyjął strzałę z kołczanu i przygotował się do walki. Słyszał kroki zbliżającego się łowcy, choć nie widział go jeszcze. Zmrok zbliżał się równie szybko, a zapadające ciemności utrudniały obserwację. Mimo wszystko chłopak był zdeterminowany i gotowy na wszystko. Podczas swojej podróży u boku barda nauczył się jednego – odwagi.

            Siedzący w jego kieszeni Niquis był nieruchomy. Musiał wiedzieć, co planuje elf i nie chcąc mu przeszkadzać nawet nie drgnął. Był wspaniałym przyjacielem, który czasami zdawał się czytać w myślach Lassë, choć naturalnie nie mogło to być jego umiejętnością.

            Trzy oddechy – tyle dzieliło łowcę od elfa, kiedy wyszedł zza zakrętu i padł na ziemię, a strzała świsnęła mu tuż nad głową.

- Cholera jasna, oszalałeś?!

- Hę? – chłopak rozdziawił usta patrząc zszokowany na podnoszącego się z ziemi Otsëa.

- Martwiłem się o ciebie i śledziłem z ukrycia, ale nie sądziłem, że zechcesz się mnie pozbyć, kiedy tylko się ujawnię! Chodź szybko zanim lócënehtar też cię znajdzie.

            Niquis wychylił głowę z kieszeni nie mniej zaskoczony od elfa, który nie do końca rozumiejąc, co to wszystko oznacza posłusznie podreptał za bardem. Jakże cudowny był spokój, jaki ogarnął chłopaka dzięki obecności Otsëa, jak rozkoszny wydawał mu się widok kroczącej przodem sylwetki szczupłego mężczyzny. Mógłby przysiąc, że nie widzieli się od kilku dni, a tym czasem minęły może cztery godziny, a może nawet mniej. Gdyby mógł przytulałby się do swojego wybawcy dziękując mu wylewnie za okazaną pomoc.

            Bard wyprowadził Lassë ze ślepej uliczki i rozejrzał się uważnie po okolicy. Nigdzie w pobliżu nie było widać łowcy, co było bezsprzecznie bardzo dobrą wiadomością zarówno dla niego, jak i dla jego towarzyszy, którzy zapewne bardziej niż on chcieli uniknąć ponownego spotkania z chimerą. Mężczyzna wprowadził ich w alejkę zaledwie dwa zakręty dalej i stanął przed drzwiami, nad którymi wisiał szyld „Cesarza Nizin” ozdobiony winnym gronem. Zatrzymał się przed wejściem i wskazał je ruchem głowy.

- W zamian za nocleg będziesz dziś pomagał obsługiwać gości. – oświadczył elfowi. – Zdążyłem to załatwić zanim niepokój wygonił mnie ze środka w pogoni za tobą. Spodziewałem się złodziei, czy naciągaczy, ale nie tego, że wpakujesz się pod miecz łowcy...
- Ale ja się nie pakowałem nigdzie! – Lassë spojrzał żałośnie na towarzysza. – To on się uczepił, a ja nawet nie wiem, dlaczego! Mogę tylko snuć domysły. – dodał ciszej.
- To jego wina. – Otsëa wskazał wdrapującego się po szacie elfa Niquisa, który nagle zamarł i spojrzał swoimi paciorkowatymi oczyma na barda, jakby widział go pierwszy raz. – Znaleźliście się zbyt blisko łowcy i wtedy wyczuł twojego kochasia. Nie wspominałem o tym, bo nie sądziłem, że wleziecie pod nogi łowcy smoków. Tak naprawdę to ciężko to wyjaśnić, ale wygląda to mniej więcej tak: Niquis i inni z jego rasy wytwarzają jakiś specyficzny rodzaj aury, która przyciąga łowców, jak muchy. Kiedy lócënehtar znajdzie się wystarczająco blisko by wejść w pole aury tego futrzaka... – zawahał się usiłując znaleźć odpowiednie słowa wyjaśnienia. – Jest wabiony póki nić aury między nim, a małym upierdliwcem nie zostanie zerwana. To nie ciebie chciał dopaść łowca, ale twojego kochasia. Z resztą, łowca nawet nie wie, że za wami podążał. To odruch niekontrolowany, którego nie są świadomi. Widziałem kilka takich przypadków, od kiedy podróżuję i muszę przyznać, że to całkiem przydatna wiedza, kiedy chce się zwiać przed tym, czy innym łowcą. Możesz wydłubać mu oko, a on wyjąc z bólu i tak podąży za takim niewyrośniętym królikiem. Dlatego właśnie Niquis zostanie w pokoju, kiedy my będziemy zarabiać na swój nocleg. – złapał futrzaka zdecydowanie w jedną rękę i zdjął go z szaty Lassë. – Przestań się szarpać! – fuknął na niego ostrzegawczo w sposób, który świadczył jednoznacznie o tym, że tym razem to nie przekomarzanie się, ale walka o życie.

            Otsëa odebrał od elfa wszystkie jego rzeczy i wprowadził do wnętrza karczmy. Pomieszczenie było przestronne, choć pełne ludzi. Musiało to być jedno z lepszych tego typu miejsc w mieście. Powietrze było przesycone gorzkim zapachem piwa i słodyczą wina, smrodem tłuszczu, spalonego chleba i zapoconych ludzi, a jednak cały ten swąd był mniej dokuczliwy niż gdyby znaleźli się w zdecydowanie mniejszej izbie, co i tak byłby niczym w porównaniu z okropnym zapachem jaka. Słuchając poleceń barda elf podszedł do stojącej za kontuarem pulchnej kobiety o złotej skórze mieszkańców Kennt, gdy jego towarzysz udał się w tym czasie do niewielkiej izdebki przy kuchni, gdzie mieli nocować.

- Ja... – chłopak jeszcze dobrze nie zaczął, a już niedane mu było skończyć, kiedy kobieta wepchnęła mu w rękę starą szmatę.

- Kiedy widzisz, że goście odchodzą od stolika od razu biegniesz zetrzeć blat i pozbierać kufle i talerze, zgarnąć monety, które zostawiają. Masz obserwować uważnie wnętrze i roznosić trunek i jadło, kiedy tylko będą gotowe. Jeśli się pomylisz dostaniesz po łbie. – karczmarka wyjęła zza pasa wielką, drewnianą warząchew. – Bard mówił, że podróżujecie razem, więc tylko, dlatego zgadzam się na twoje plątanie się pod nogami, ale nie licz na nic poza miejscem do spania! – warczała na niego i uspokoiła się dopiero, kiedy Otsëa wrócił z mandolą w rękach i zajął miejsce z tyłu pomieszczenia. – Ruszaj się! – zdzieliła elfa po głowie.

Lassë ułożył usta w niezadowolony dzióbek i rzucił bardowi ponure spojrzenie. Nie podobał mu się fakt, że będzie musiał przepychać się między ludźmi różnych ras i stanów społecznych. Wychodziło z niego „książątko”, które wolało stawiać czoła trudom podróży, niż obcym ludziom. Nie nawykł do usługiwania komukolwiek. Mimo wszystko, usiłując nie zaciągać się przesadnie dusznym powietrzem, wymusił uśmiech i zabrał się za wykonywanie swoich obowiązków.

Teraz, kiedy miał znowu przy sobie Otsëa, wszystko wydawało się inne. Świat był wielki i interesujący, nowe doświadczenia mogły okazać się przydatne, życie kusiło by czerpać z niego garściami. Nawet wizja dalszej podróży była barwniejsza i mniej przerażająca, chociaż bard wcale nie zdeklarował chęci dalszego uczestniczenia w wyprawie.

Elf spojrzał w kierunku przyjaciela, jak zwykł teraz nazywać także Otsëa, który właśnie zaczynał wygrywać na swoim instrumencie jakąś balladę z czasów wielkiej Wojny Ras. Mężczyzna zamknął oczy i skupiając się na muzyce podjął pieśń. Jego głos był czystszy i melodyjny, kiedy śpiewał otoczony ludźmi we wnętrzu szynku. Bardzo szybko zdobył serca pijących piwo mieszkańców i przyjezdnych, zaś Lassë nie miał najmniejszego problemu z obsługiwaniem spokojnych i zasłuchanych klientów. Niestety, jak na złość Otsëa przerzucił się na skoczne wesołe melodie, a entuzjastyczny tłum śpiewał fragmenty razem z nim uderzając kuflami o blaty stolików, co zaowocowało małą powodzią. Dla właścicielki był to plus, gdyż trunek kończył się szybciej, a mężczyźni dopraszali się o więcej, lecz dla elfa oznaczało to wzmożony wysiłek.

Drzwi karczmy otwierały się i zamykały niemal bezustannie. Wiele osób musiało porzucić myśli o zabawie, gdyż wszystkie stoliki były zajęte i nieliczni decydowali się na opuszczenie „Cesarza Nizin”. Niestety pech chciał, że jedno miejsce przy oknie zwolniło się na chwilę przed tym, jak w drzwiach pojawił się wysoki, odziany w czerwień łowca. W piersi Lassë zamarło przerażenie, ale nikt poza nim nie zauważył nawet obecności nieproszonego gościa. Mężczyzna zajął miejsce i tylko przelotnie spojrzał na elfa, który cały drżący ścierał przed nim stolik. Głosem ostrym i twardym, ale na szczęście ludzkim, wyraził chęć spożycia pełnego posiłku i warknął na chłopaka by ten się pospieszył. Nie musiał tego dodawać, gdyż przerażony ponownym spotkaniem z chimerą elf uwijał się, jakby wstąpił w niego diabeł.

Tym czasem Otsëa podniósł wzrok przenosząc go z najbliżej siedzących mężczyzn na odległy kąt, gdzie usadowił się łowca. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem i Lassë obawiał się awantury, ale łowca nie rozpoznał barda, co zarówno chłopak, jak i Otsëa przyjęli z ulgą.

Łowca nie zabawił w karczmie dłużej niż piętnaście minut potrzebnych mu na zjedzenie posiłku, zaś bard zabawiał ludzi przez dobre dwie godziny z przerwami mającymi oszczędzić jego głos. Ludzie nadal przychodzili i wychodzili, ciągle coś się działo.

Właśnie podczas jednej z krótkich chwil ciszy, kiedy to Otsëa opróżniał kolejny postawiony mu przez klienta kufel piwa, chłopak usłyszał coś bardzo interesującego. Dwóch mężczyzn rozmawiało właśnie na temat barda komentując jednak nie jego występ, ale tatuaż i pochodzenie. Według nich nie często widywano w tych stronach kogoś takiego, jak Otsëa. Ba, od lat nikt z zachodu nie pojawił się w Kennt.

- W czasach młodości słyszałem jak opowiadano o ludziach z tatuażami na twarzy. W tatuażu płynie magia, dzięki której panują nad potworami z pustyni. – przyznał starszy z mężczyzn naprawdę przejęty. – Moja matka szalała za jednym. Pamiętam tego wędrowca... Był magiem z zachodu.

- Bajki! – prychnął jego towarzysz. – Nie panują nad żadnymi potworami. Tatuaż ma ich przed nimi chronić w czasie podróży! Ale i tak rzadko wypuszczają się w te strony. Siedzą w cytadelach i czekają na lepsze czasy by znowu rozplenić się po świecie. Dawniej pomagali ludziom w potrzebie. Czy to sprowadzali deszcz, czy też go powstrzymywali. Zajmowali się też leczeniem. Ot, zwyczajne proste sztuczki. Prawdziwą magię trzymają dla siebie i nie dzielą się nią z innymi.
- Tyle, że ten jest młody, więc jego wiedza nie może być zbyt wielka. Pewnie wysłali go, jako mięso armatnie by sprawdził, czy starszyzna może opuścić cytadelę. – znowu podjął starszy.

            Elf już miał o coś zapytać, wtrącić się do rozmowy, niestety Otsëa znowu zaczął grać, a mężczyźni porzucili temat nie chcąc przeszkadzać innym swoim gderaniem. Lassë nie dowiedział się już niczego więcej, gdyż do rozmowy więcej nie powrócono, a on znowu był zabiegany. Jednego tylko był pewien – zapyta o to barda! Ten nie musiał zdradzać tajemnic, miał tylko przytaknąć lub zaprzeczyć usłyszanej historii.

4 komentarze:

  1. Cieszę się, że znowu są razem :D Zastanawiam się tylko dlaczego chimera nie poszła po Niquisa. Może ta nić aury pękła? Wreszcie dowiedzieliśmy się czegoś więcej o bardzie. Jeśli to co powiedział na końcu starszy rozmówca jest prawdą, to szkoda mi Otsea. Mam nadzieję, że szybko wyruszą w dalszą drogę, razem :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Lócënehtar... łatwiej się nie dało? xD Ciekawa istota. Wyczuwa Niquisa, ale gdyby chciał zaatakować, prawdopodobnie zrobiłby to chyba jakoś szybciej... Ja i moje teorie spiskowe. xDOtsëa ;3 Wrócił! Jeest, moje kochane bardziątko. xD Jest tajemniczy, pewnie... rzadki jak na swoją rasę i piekielnie obrotny. Lassë, czego nie boję się powtórzyć, przy nim nie zginie. Bardzo idzie się wczuć w otoczenie. Może nie było zbyt dużo o tym, jak śpiewa Otsëa, ale choć opisywałaś krzątającego się wszędzie Lassë, ja słyszałam melodię, widziałam rozśpiewanych mężczyzn, rozlewające się piwo, wesołych brodaczy i ulokowanego w kącie barda. Szczupłego, z przymkniętymi oczami, nogą ugiętą w kolanie, która spoczywa na szczeblu zajmowanego przez niego siedziska... ;3Będzie jeszcze Gryffin?

    OdpowiedzUsuń
  3. Tutaj Ci odpiszę, a co xDLócënehtar - bynajmniej ten, którego znam, nie ma imienia... to znaczy... Może ma, ale raczej nikt go nie chce zapytać. xD Nikomu nie spieszno dostać się pod ostrze miecza. xDAhh, taak! będzie Griffin (nie wiem czemu zawsze piszę Gryffin... z gryfem mi się kojarzy chyba. xD) Jakoś tak... przyzwyczaiłam się do jego obecności w tempie natychmiastowym i mi go brakuje.Na pytanie o Mikołaju odpowiedziałam Ci na RLYD xD Onet na moment był dobry, a teraz (któryśtamjużzrzęduraz) nawala.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    o tak bard martwił się i Lasse i dlatego go śledził, zjawił się w samą porę, ale widać że jest dobrym łucznikiem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń