niedziela, 23 września 2012

25. I wtedy zapadła cisza...

            Lassë wpatrywał się w miejsce, w którym mrok pochłonął jego małego, puchatego przyjaciela. Z jakiegoś powodu miał nadzieję, że ten wróci, zrezygnuje wiedziony strachem, ale przecież sam wysłał go na pomoc bardowi narażając przy tym na niebezpieczeństwo to drobne stworzonko, które najwidoczniej już zawsze miało dla niego takim pozostać. Dlaczego życie nie mogło składać się z prostych i bezpiecznych wyborów? Czuł powracający ścisk w gardle, łzy zbierające się pod powiekami. Zacisnął mocno pięści. Nie, nie będzie płakał. Nie wolno mu! Musi wierzyć w Niquisa, musi ufać, że przyjacielowi się uda i wróci do niego cały i zdrowy, może nie od razu, ale za tydzień, czy dwa... Chciał w to wierzyć, ale to nie zmieniało niczego. Łzy i tak spłynęły po policzkach, a szloch wstrząsał jego piersią bez względu na to, czy usiłował go tłumić, czy nie. Zwinął się w kłębek kładąc na trawie i starał się w ciszy dać upust targającym nim emocjom. Czuł się podle, zupełnie jakby zdradził Niquisa wybierając życie Otsëa zamiast jego. Naraził swojego wiernego towarzysza by ratować kogoś innego. Nie zasługiwał na uczucia inne niż nienawiść.

            Coś w powietrzu zmieniło się, gdy elf tonął w samozniszczeniu swojej duszy. Zawahał się i nasłuchiwał, ale nie słyszał nic. Zupełnie nic! Żadnych odgłosów walki, żadnych krzyków, ani też jęków konającego. Może gdyby posiadał bardziej wyostrzone zmysły dosłyszałby ciężkie oddechy mężczyzn, ale teraz otulała go wyłącznie ciemność i cisza.

- Nie chowaj się! – głos, ten sam, który chłopak słyszał w karczmie – chłodny, pewny siebie, przepełniony niechęcią do wszystkiego, co żyje – teraz wydawał się jeszcze potworniejszy, wściekły. – Nie uciekniesz mi! Zabiję cię i odzyskam to, co moje, chociażbyś zapadł się pod ziemię i zmierzał do jej jądra! Wyłaź cholery tchórzu! – gdziekolwiek był teraz łowca, oddalał się od miejsca, w którym Lassë nasłuchiwał ocierając z górnej wargi łzy i wodnisty katar.

            Elf oblizał słone usta i z determinacją na twarzy zacisnął pięści jeszcze mocniej. Był pewny, że Niquis dotarł do łowcy i teraz odciągał go od Otsëa. Bard musiał się tego domyślić skoro nie odpowiedział. Bo przecież nie był martwy! Kto, jak kto, ale lócënehtar na pewno wiedziałby, gdyby jego przeciwnik padł trupem. A więc udało się... Cel został osiągnięty...

            Przekleństwa i wyzwiska, jakimi łowca obrzucał barda oddalały się coraz bardziej i bez ustanku. Otsëa miał rację – lócënehtar nie miał pojęcia, że coś nim manipuluje, że szukając swojego wroga tak naprawdę się od niego oddala. Fortel zadziałał, jakkolwiek miał pełne prawo zawieść.

            Lassë czuł pokusę by zawołać barda, by upewnić się, że rzeczywiście nic mu nie jest. Wiedział jednak, iż nie byłoby to rozsądne. Gdyby jego głos został poniesiony przez wiatr w stronę łowcy, ten mógłby się domyślić, że został przechytrzony, że coś jest nie w porządku. Nie, nie można było ryzykować życia Niquisa, ani też ponownie narażać Otsëa!

            Elf kolejny raz położył się na ziemi i wtulił w tobołki, które miał ze sobą, jak gdyby mogły one uchronić go przed całym złem tej nocy. Miał wrażenie, że czuje na nich zapach barda i tiikeri, a więc tych, którzy w bardzo krótkim czasie stali mu się bliżsi niż przyjaciele, których znał od wieków żyjąc w swojej wiosce.

            Za plecami usłyszał odgłosy skradania się. Ciche, niemal niknące w szmerze poruszanych wiatrem źdźbeł trawy. A jednak musiało to być całkiem spore zwierzę, jeśli nie było w stanie zupełnie wyciszyć każdego kroku. Może to wilk zwabiony krzykami, zapachem potu i krwi postanowił szukać swojej szansy? Lis szukający pożywienia dla młodych?

            Chłopak znieruchomiał i ściszył oddech, co nie było wcale takie proste, kiedy adrenalina krąży po organizmie w zatrważającym tempie. Nie mógł walczyć ani krzyczeć, nie mógł zwracać na siebie niczyjej uwagi. Zamknął oczy by w coraz jaśniejszym świetle bliskiego świtu nie dało się ich dostrzec. Próbował skupić się na zmysłach węchu i słuchu, ale nie był ani zwierzęciem ani zaprawionym w bojach bardem. Już sam fakt tego, iż usłyszał skradającą się istotę był istnym cudem. Na kolejny nie mógł liczyć toteż ostrożnie wyjął jeden ze sztyletów z ukrytej kieszeni szaty, zacisnął mocno dłoń na rękojeści i czekał gotów na wszystko, a jednocześnie nieprzygotowany na nic. Prawdę mówiąc wcale się nie bał. Jakaś cząstka jego istnienia wiedziała, że nie zginie, ale da sobie radę, cokolwiek by się nie wydarzyło. Zaszedł zbyt daleko, naraził przyjaciół w większym lub mniejszym stopniu na niebezpieczeństwo i teraz nie mógł tak po prostu przegrać walki z Losem.

            Usłyszał ciężki, nierówny oddech nad swoim uchem, jakby zwierzę obwąchiwało go upewniając się, czy jest martwy. Niemal czuł ciepłe, żywe ciało pochylające się nad nim, gotowe by zaatakować. Wystarczy jednak jeden gwałtowny ruch ze strony intruza, a ostrze wbije się głęboko, po samą rękojeść.

- To twoja sprawka. – zachrypnięty, niespodziewany szept zmusił go do zadania ciosu. Całe szczęście Otsëa dobrze wiedział, co planuje elf toteż przyblokował jego rękę bez najmniejszych problemów. – Miałeś uciekać, a nie mieszać się w moje porachunki. – ciało mężczyzny niemal przylegało do chłopaka, który nie wiedział, czy powinien się w ogóle poruszać w takiej sytuacji. Bard wydawał się wściekły, chociaż może było to tylko zmęczenie spowodowane walką z łowcą? – To ty go wysłałeś żeby odciągnął tego parszywego mieszańca. – zabrzmiało jak oskarżenie.  – Nie jestem głupi. Lócënehtar  nie zgubił mnie w ciemności ot tak sobie, a Niquis nie uważa mnie ani za przyjaciela ani za rywala, któremu należy coś udowodnić. Dlaczego?

            Elf odwrócił wzrok od błyszczących, złotych oczu znajdujących się zaledwie centymetry od jego twarzy.

- Ponieważ Niquis ma większe szanse na przetrwanie tego starcia niż ty. – rzucił szczerze. – Myślisz, że sobie poradzi?

- Tej cholery nic nie odciągnie od celu, a ty wydajesz się nim być, więc... Tak. Poradzi sobie. – Otsëa nie wydawał się zły z powodu wcześniejszych słów chłopaka. – Ale nie zmarnujmy okazji, jaką nam dał. Jest coraz jaśniej, więc zbierajmy się. Kiedy zerwie się nić, łowca wróci w to miejsce i lepiej dla nas, jeśli do tego czasu będziemy daleko stąd. O to chodziło, kiedy postanowiłeś mi pomóc, prawda?

- Tak. Niquis ma go odciągnąć, a następnie zerwać tę więź i ruszyć za nami.

            Bard odsunął się od chłopaka pozwalając mu usiąść i wyrwał swoje rzeczy z jego uścisku. Następnie złapał go za rękę podciągając do góry.

- Jeśli dobrze pójdzie, twój pupil się przebudzi, a to na pewno by mu pomogło. – dostrzegając w świetle wstającego świtu zdziwione spojrzenie elfa pokręcił głową. – Mówiłem ci chyba o tym. Niquis jest młody, więc tylko na chwilę może przybrać postać dorosłego. Jeśli się „przebudzi” będzie w stanie o wiele dłużej przebywać w tej postaci, a także posłuży mu ona do walki. Będzie dorosłym osobnikiem swojej rasy, czy coś koło tego. Nie znam się na Niquisie aż tak dobrze.

            To zakończyło ich rozmowy na dobre kilka godzin, w czasie, których na czworakach przemierzali możliwie najszybciej rozległą równinę, która wydawała się nie mieć końca. Nie mieli zamiaru ryzykować sprawdzając, czy łowca byłby w stanie ich zauważyć, czy też Niquis zdołał go już sprowadzić ponownie do Kennt lub przynajmniej w okolice miasta. Naturalnie, byli zmuszeni do częstych postojów, a nawet zabiegów mających na celu ochronienie kolan przed kamieniami, czy też wyjątkowo twardymi grudami ziemi. Do tego rodzaju marszu nawet Otsëa nie był przyzwyczajony, co wyrównywało ich szanse. Nie obyło się bez licznych jęknięć bólu, syknięć, czy nawet upadków. A jednak parli niepowstrzymanie do przodu byle dalej od niebezpieczeństwa, byle bliżej celu, który tym razem był ich wspólnym.

            Świat widziany z tej perspektywy różnił się znacznie od tego, który znali, na co dzień. Trawa nie była już wysoka, ale ogromna, jej źdźbła muskały ich twarze, kuły w oczy, wdzierały się do ust, jeśli tylko je otworzyli. Nad ich głowami latały pszczoły, które niejednokrotnie zaplątywały się w ich włosy, zaś pasikoniki grały zaledwie kilka centymetrów od wrażliwych uszu.

Mimo całej niewygody, jaka temu towarzyszyła Lassë był bliżej swojego żywiołu niż kiedykolwiek. Czuł przepływającą przez jego ciało energię, moc płynącą z ziemi, która koiła zapachem tak świeżym i czystym, że kręciło się w głowie. Kiedy chodził wyprostowany nie czuł tej jedności, której teraz doświadczał. Czy to, dlatego zwierzęta są doskonalsze i żyją w zgodzie z naturą? Ponieważ bliżej im do ziemi niż do nieba?

Elf rozglądał się zafascynowany dookoła podziwiając wielkie kamienie, których w tym miejscu było sporo, a które sięgałyby im zaledwie kolan, gdyby nie podróżowali na czworakach. Jak Otsëa mógł ignorować tak piękną okolicę? Może i początkowo wydawała się nudna, ale to było, kiedy patrzyli na równinę z góry! Teraz wszystko było piękniejsze, bardziej naturalne i prawdziwie zachwycające.

Ziemia była tak miękka, że aż uciekała spod kolan. A w tym wypadku naprawdę uciekła. Lassë pisnął, kiedy stracił grunt pod nogami, a jego żołądkiem szarpnęło. Otworzył szeroko oczy i zamachał rękoma. Dopiero w ostatniej chwili złapał się kurczowo podłoża, które wydawało się stabilne w porównaniu z tamtym zdradliwym. Pisnął ponownie, kiedy jego palce nie wytrzymały ciężaru ciała i wiszącej na ramieniu torby. Ramię omal nie wyskoczyło ze stawu, kiedy kolejny raz odczuł wstrząs zawiśnięcia w powietrzu. Silne dłonie barda zaciskały się na jego przedramieniu i trzymały pewnie.

- Ważysz więcej niż sądziłem. – stęknął mężczyzna i podciągnął chłopaka w górę ratując my skórę. – To nie jest pułapka na króliki. – stwierdził spoglądając w dół, kiedy elf leżał już połową ciała na bezpiecznej twardej ziemi, chociaż jego nogi nadal dyndały w powietrzu. – Ta dziura jest stanowczo zbyt duża i za głęboka na byle królika.

- To doprawdy fascynujące, jednak byłbym wdzięczny gdybyś mi pomógł. Coś mnie trzyma za stopę. – Lassë szarpał się, ale dolna część jego ciała ani na centymetr nie przesunęła się ku górze.
- To niepokojące. – poprawił go Otsëa i wychylił się ponad wykopaną w ziemi dziurą. Sięgnął po miecz i zamachnął się. – To tylko korzenie. Kiedyś musiało tu rosnąć jakieś drzewo, które ścięto do zera. No, już, wyłaź!

            Elf odetchnął z ulgą, kiedy całość jego ciała znalazła się w bezpiecznym miejscu. Dopiero teraz zauważył, że był roztrzęsiony, a jego serce szalało w piersi. Nie zdołałby nawet wstać, gdyby go o to poproszono. Obejrzał się za siebie i z żalem stwierdził, iż bard jest całkowicie pochłonięty badaniem dziury, w którą wpadł chłopak. Z jego strony raczej nie miał, co liczyć na współczucie, czy uspakajające słowa. Otsëa tak pochłonęła sprawa pułapki, że wydawał się zapominać, przed kim uciekają i jak niewiele mają na to czasu. Przecież nie mogli liczyć na to, iż Niquis będzie przez tydzień wodził łowcę za nos!

- Nie wiedziałem, że jesteś koneserem dziur w ziemi. – mruknął zjadliwie Lassë podpełzając bliżej barda. – Kiedy będzie po wszystkim wykopię ci jakąś w ramach podziękowania. – nie krył kpiny.

- Bardzo zabawne, doprawdy. – odpowiedział prychnięciem mężczyzna. – To pułapka na większe zwierzę, rozumiesz? – zaczął cierpliwie. – A więc nie tylko króliki stanowią tutaj problem. Jeśli dowiemy się, na co jest ta pułapka będziemy wiedzieć, co może nam grozić.

            Nie tego oczekiwał elf, który przełknął głośno ślinę i nerwowo rozejrzał się w około. Poczuł chłodne dreszcze wspinające się po jego plecach i aż zazgrzytał zębami. Skoro może im grozić coś poza łowcą to lepiej uciekać, czym prędzej. Odwrócił się i zamarł z uchylonymi ustami oraz dłonią zaciskającą się na udzie nieświadomego niczego barda. Jego palce wbijały się w twardy mięsień coraz mocniej, co zirytowało mężczyznę, który syknął pod nosem spoglądając na Lassë, a zauważając jego dziwne zachowanie wyjął miecz wykonując szybki sprawy obrót gotowy do zadania ciosu.

- Szlag! – syknął wpatrując się w ostrze wycelowanej w niego długiej włóczni.

2 komentarze:

  1. Odkryłam coś ciekawego, ale o tym na końcu...Oł....chyba łowca ich znalazł? Albo... ale wtedy Niquis... Niee, Niquisowi nic nie może grozić, bo każdemu, kto go skręcę, wydrapię oczy! >_<'O tak, Natura - im bliżej jej tym lepiej się ją czuje, dlatego małe dzieci są takie... no naturalne właśnie. Dzieci Natury. ;)Lassë umie pakować się w kłopoty, ale i Otsëa ma do tego dryg. ;PA co mnie zaciekawiło... Nawet nie wiem kiedy... Zazwyczaj, gdy czyta się yaoi, chce się scen, prawda? A tutaj... bardziej pragnę przygód, różnych zwrotów akcji! Gdybym miała wybrać książkę idealną, byłaby taka, jak to opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    och jak wspaniale Niquesiwi udało się odciągnąć Lockharta od Otsea, zastanawiam się co tym razem jeśli już bard tak zareagował...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń