niedziela, 26 sierpnia 2012

21. I wtedy zapadła cisza...

Targ – stragany, stragany i jeszcze więcej straganów, ludzie, ludzie i jeszcze więcej ludzi, niepotrzebne przedmioty, które kuszą urokiem i nie pozwalają oderwać od siebie wzroku. Dla jednych to nic szczególnego, dla innych to powód do prawdziwej ekstazy i wydania majątku. Nie potrzeba wielkiej zachęty by jednostka straciła rozum i przestała myśleć racjonalnie. Wystarczy piękno miłe dla oczu, delikatność rozpieszczająca skórę, wabiący zapach, a nikt nie potrafi oprzeć się pokusie. Piękna czerwień szat woła: „kup mnie, a olśnisz każdego”, wielkie turkusowe oko pierścionka zachęca: „pochwal się mną w towarzystwie”, bogato zdobiona szkatułka nawołuje: „potrzebujesz mnie”. Nie tylko kobiety były podatne na te nieme zachęty. Szaleństwo mogło dopaść każdego. Bo czy nie w ten właśnie sposób rodzą się złodzieje? Pragnienie staje się obsesją, nadarza się okazja, a wtedy fanatyczna myśl popycha słabą jednostkę do czynu, o konsekwencjach, którego się nie myśli.

Gdyby Otsëa nie zatrzymał wcześniej elfa może także i on oszalałby otoczony barwami, zapachami, pięknem i wrzawą kuszącą, prowadzącą do zguby. Teraz jednak, po otrzymaniu tych kilku przestróg, po nieuniknionym rozstaniu zapał Lassë opadł. Naturalnie, nadal zachwycał się wszystkim, co go otaczało, a było tak nowe i fascynujące, lecz pustka pozostała po bardzie powstrzymywała go przed całkowitym zatraceniem się w tym szalonym tańcu, którym był targ i jego uroki.

- Spójrz! – powiedział podnieconym głosem do Niquisa, kiedy mijali jeden ze straganów. Przystanął na chwilę patrząc na niezliczona liczbę ślicznych woreczków, tabliczek, dziwnych medalików.

- Czego potrzeba? – odezwał się sprzedawca z silnym akcentem obcego języka. Był wysoki i szczupły, miał ogoloną głowę pokrytą tatuażami i poczciwą twarz, odziany w szaty w kolorze zgniłej zieleni, na nogach miał sandały.

- Y, ja tylko się rozglądam... – odparł niepewnie Lassë nieprzygotowany na pytanie mężczyzny. W rzeczywistości nie wiedział nawet, na co patrzy i stąd wzięło się jego zainteresowanie. Najwyraźniej odmalowało się to na jego twarzy, gdyż mężczyzna uśmiechnął się łagodnie i wskazał swój towar:

- Zaklęcia. – rzucił. – Ochronne, miłosne, sprowadzające bogactwo i sukces, odganiające złe duchy, chorobę i nieszczęścia. I eliksiry. – otworzył sporą szkatułkę, na którą chłopak nie zwrócił wcześniej uwagi. – Uzdrawiające, odmładzające, dodające sił i witalności, wspomagające potencję...

- Ja... Ja chyba nie potrzebuję żadnych...

- Każdy potrzebuje. – przerwał mu mężczyzna. – To. – wyjął jeden z woreczków, srebrny o niebieskim hafcie. – Chroni przed działaniem magii. – wyciągnął dłoń z zaklęciem w stronę elfa, który cofnął się momentalnie o krok kręcąc głową.

- Nie, ja nie mam pieniędzy. – przyznał się rumiany na twarzy. Mógł się spodziewać, że sprzedawcy będą chcieli mu wcisnąć swoje produkty, ale wcześniej wcale o tym nie pomyślał.

            Mężczyzna spojrzał na Niquisa owiniętego wokół szyi elfa i pokręcił przecząco głową.

- Weź. Bez pieniędzy. Nie łatwo zdobyć zaufanie tiikeri, więc to prezent.

- Tiikeri? – elf nie miał zielonego pojęcia, o czym mówił mężczyzna, co wyraźnie zaskoczyło sprzedawcę.

- Tiikeri. – wskazał na Niquisa, a zwierzątko prychnęło chowając się w kieszeni szaty elfa.

- Wiesz, czym on jest? – Lassë ożywił się.

- Zapytaj go. Ja nie mogę powiedzieć ci więcej. – wykorzystał chwilę, kiedy chłopak był pochłonięty tematem Niquisa i wsunął mu w rękę zaklęcie. – Nie bój się, to ci nie zaszkodzi. Jestem pustelnikiem z gór wschodnich. – spodziewał się chyba, że chłopak zrozumie, co chce mu przekazać, ale niestety szybko przekonał się, jak niewielką wiedzę posiada Lassë. Westchnął ciężko. – My nie krzywdzimy, a jedynie zdobywamy wiedzę i pomagamy. – wskazał swoje stoisko.

- Auć! Przestań gryźć! – Lassë aż podskoczył, kiedy mała bestia w jego kieszeni zatopiła ząbki w jego biodrze ignorując warstwy materiału, jakie dzieliły go od skóry. Mimo ubrania i tak bolało. – Przepraszam, ale on chyba ci nie ufa. – albo boi się, że zdradzisz mi zbyt wiele, pomyślał kłaniając się lekko. – Dziękuję za zaklęcie... – chyba nie miał powodu by je zwrócić tym bardziej, że otrzymał je za darmo. Skoro to prezent... Zapyta Otsëa! Jeśli jeszcze kiedykolwiek go spotka...

Wytatuowany mężczyzna odpowiedział uśmiechem i oddał pełen szacunku ukłon. Chyba nie miał za złe Niquisowi tego złego zachowania. W końcu sam mówił, że ciężko zdobyć zaufanie tego małego stworzonka. Szkoda tylko, że nie wyjaśnił, dlaczego ta bestia jest taka kapryśna.

            Elf odszedł kilkanaście kroków dalej, w miejsce, z którego nie było już widać straganu pustelnika. Nie chciał kolejny raz poczuć tych igiełek wbijających mu się w ciało.

- Paskuda! – warknął na zwierzątko, które wyszło z jego kieszeni urażone naganą. – Jestem na ciebie zły! – splatając ramiona na piersi ruszył dalej ignorując towarzystwo Niquisa. Może nawet wyszło mu to na dobre, gdyż targ nie był już tak fascynujący i łatwiej było ignorować jego liczne uroki.

Były jednak stragany, obok których nie dało się przejść obojętnie i chociaż Lassë bardzo chciał przemyśleć krótką rozmowę z pustelnikiem to zbyt szybko się dekoncentrował, kiedy coś zwróciło jego uwagę tu czy tam. Ostatecznie ograniczył jednak swoje zainteresowanie do stoiska z bronią, którego nie potrafił zignorować mimo wielkich chęci. Cały czas musiał sobie przypominać, że jest bez grosza, by przypadkiem nie dać się ponieść i nie uzbroić się lepiej na dalszą część swojej wyprawy. W końcu znowu zostawał sam z Niquisem, a to oznaczało większe niebezpieczeństwo i brak jakże sprawnej w walce ręki. Musiał się z tym jednak pogodzić.

Zatrzymał powietrze w płucach na kilka chwil, po czym wypuścił je powoli. Wziął kolejny głęboki oddech i dopiero wtedy zaczął oglądać broń najróżniejszego rodzaju, którą sprzedawał postawny, umięśniony mężczyzna ludzkiej rasy, najpewniej twórca wszystkich tych morderczych dzieł, wśród których znajdowały się miecze, topory, sztylety, włócznie, kiścienie, czy kropacze. Już na pierwszy rzut oka Lassë mógł stwierdzić, iż broń wyrabiana przez elfy była zgrabniejsza, ostrzejsza i posiadała pewne magiczne właściwości, ale i tej nie dało się niczego odmówić. Miecze były przecież dobrze wyważone i ostre, choć, jak szybko przekonał się Lassë, zbyt ciężkie dla niego. Wątpił by zdołał poradzić sobie w boju ludzką bronią, a to pokazywało mu, jak ważni dla jego rasy byli rzemieślnicy.

Widząc starania elfa, który próbował teraz unieść kiścień, sprzedawca uśmiechnął się pod nosem rozbawiony, a w jego przekrwionych z niewyspania oczach widać było odrobinę kpiny. Chłopak zrezygnował, więc z dalszego wystawiania się na pośmiewisko i zaprzestał prób udowodnienia swojej wartości. Odwrócił się i zrobił pierwsze dwa kroki zamierzając odejść. Niestety, nie zdołał wyhamować na czas i wpadł prosto na pokrytą twarda zbroją pierś.
- Najmocniej przepraszam! – zaczął się tłumaczyć unosząc głowę by spojrzeć na osobę, z którą się zderzył i pożałował swojego niejakiego wścibstwa.

            Zimne dreszcze przeszły przez jego ciało od czubka głowy aż po koniuszków palców, kiedy spojrzał w czerwone oczy łowcy smoków. Chociaż było to niemożliwe elf miał wrażenie, że dostrzega mroźną, ciemną aurę otaczającą tego wysokiego mężczyznę. Nic dziwnego, że łowcy uważani byli za bardzo niebezpiecznych skoro już samo spoglądanie na nich mogło zabić. Lassë usunął się szybko z drogi przepraszając wylewnie. Zupełnie przypadkowo pociągnął za płaszcz łowcy, który zsunął się nieznacznie, a wtedy chłopak zauważył to, o czym mówił mu Otsëa. Szyja mężczyzny nie było pokryta skórą, ale łuską, która dopiero za uszami przechodziła w zwyczajną ludzką powłokę ciała.

„Wolałbym tego nie widzieć” przeszło chłopakowi przez myśl, kiedy wycofywał się powoli by, czym prędzej stracić z oczu łowcę. Niestety ten jak na złość przyglądał mu się uważnie i chyba bardziej był teraz zainteresowany elfem niż straganem z bronią, który był wcześniej jego celem. Urodzeni pod pechową gwiazdą nigdy nie pozbędą się drobnych, czy też większych nieszczęść w życiu. Na domiar złego łowca nie zrezygnował zbyt łatwo ze swojego celu. Lassë obejrzał się za siebie i zauważył, że chimera podąża za nim przebijając się bez najmniejszego problemu przez tłum ludzi.

- O co mu chodzi? – mruknął do swojego zwiniętego w kieszeni towarzysza czując, że zaczyna powoli panikować. Od kiedy to lócënehtar interesują się zwyczajnymi elfami? Chyba, że to oni stoją za problemami z komunikacją Żywiołów i dowiedzieli się, kogo zniszczyć! Może ich nawiedzony władca nie mogąc znaleźć żadnego smoka uznał za stosowne zniszczyć wszystkie rasy, które czczą Żywioły? W końcu dla łowców smoków przeszkody nie istniały...

            Elf przyspieszył i ponownie odwrócił się do tyłu z przerażeniem stwierdzając, że kogoś tak wysokiego nie da się ot tak zgubić. Sam pochylił się chcąc zredukować centymetry, które w jego własnym wzroście mogły wybijać się ponad innych i pospiesznie szukał kryjówki. I pomyśleć, że Otsëa ostrzegał go by nie pakował się w kłopoty! Tyle, że wcale się w nic nie wpakował. To ten nawiedzony łowca sam z siebie zaczął go śledzić!

Wyładowywanie złości w myślach nie było może idealnym sposobem na pozbycie się stresu, ale przynajmniej oddalało od Lassë myśli o sytuacji, w jakiej się znalazł, a z której nie widział wyjścia znajdując się w zupełnie obcym mieście. Nie był Griffinem by wzbić się w powietrze, ani małym tiikeri by uciekać między nogami ludzi. Nie był nawet wszystkowiedzącym i na wszystko przygotowanym bardem! Był za to nierozgarniętym elfem, którego powoli zaczynał paraliżować strach.

- Dlaczego ja?! – jęknął płaczliwie. – Cholera! – syknął w końcu naśladując ton, w jakim zazwyczaj wypowiadał to bard i skręcił między stragany, gdzie dostrzegł obładowanego koszami, śmierdzącego jaka. Zwierzę miało posklejaną, długą sierść i naprawdę nie wyglądało zachęcająco, jednakże było jedynym sposobem na ucieczkę. A przynajmniej jedynym, jaki dostrzegał chłopak. Rozejrzał się pospiesznie, a nie widząc nigdzie potencjalnego właściciela zwierzęcia uchylił wieko największego kosza wiszącego z boku jaka. Miał szczęście, gdyż najwyraźniej znajdujące się tam wcześniej towary zostały wysprzedane i elf mógł wpakować się do środka kuląc. Naprawdę miał nadzieję, że ujdzie mu to płazem, a łowca nie wpadnie na pomysł by szukać go w pustych koszach przy cuchnącym jaku.

            W koszu było ciasno, a duszący zapach niemytego zwierzęcia drażnił nie tylko powonienie, ale i delikatny żołądek Lassë. Nawet Niquis musiał wydostać się z jego kieszeni by nie udusić się w tych warunkach. Elf spojrzał na swojego pupila żałośnie i wcisnął nos w pachnące miętą futerko.

            Niemal pisnął, kiedy kosz zakołysał się nagle. To jak ruszył z miejsca na komendę daną mu przez właściciela i dopiero teraz ich problemy zaczynały się powiększać. Elf i futrzak patrzyli na siebie coraz bardziej tym wszystkim przejęci. Tym razem nie mogli liczyć na niczyją pomoc, gdyż nawet Otsëa nie mógł wiedzieć, że znajdują się w tym nieszczęsnym koszu.

Pod powiekami chłopaka zebrały się łzy, które mogły być spowodowane zarówno smutkiem, jak i okropnym zapachem, który stawał się nie do wytrzymania. Na samą myśl o tym, jak wiele godzin dwójka nieszczęśliwców będzie musiała spędzić w tym paskudnym miejscu żołądek podchodził do gardła i wykręcał się na lewą stronę. Co mu strzeliło do głowy by chować się właśnie tutaj?!

Trzasnęło, szarpnęło, a Lassë nie zdołał powstrzymać pisku, kiedy linka zerwała się i kosz upadł na ziemię, a następnie przewrócił się, wieko odpadło, zaś elf i Niquis wypadli z niego na brukowaną ścieżkę obcierając przy tym ciała. Właściciel kosza zaczął krzyczeć coś w swoim języku, co zapewne było litanią przekleństw skierowanych pod adresem pasażerów na gapę. Niestety, jak stwierdził po szybkich oględzinach elf, nie ujechali zbyt daleko. Zaledwie opuścili główny targ, ale teraz mogli odetchnąć z ulgą, gdyż smród jaka nie był tak przejmujący, jak w chwili, gdy znajdowali się przy masywnym, kudłatym boku. Tylko, jakie to miało znaczenie, kiedy zaledwie metr od miejsca, w którym upadli stał ten, przed którym uciekali?

- Oj... – Lassë spojrzał na wpatrującego się w niego mężczyznę, który wydawał się trochę zaskoczony jego nagłym pojawieniem się znikąd. Elf miał na szczęście tyle oleju w głowie by wypełznąć z ciasnego kosza, złapać Niquisa i dać nogę w tłum wracając na targ skąd zawsze znajdzie się inna droga ucieczki. Łowca nie będzie przecież torował sobie drogi mieczem, by go dorwać! Przecież nie mogło aż tak zależeć mu na skórze byle elfa! Ponieważ nie mogło, prawda?

2 komentarze:

  1. Rasa Tiikeri? Lassë naprawdę niewiele wie. W sumie cały czas był w jednym miejscu, robił to samo i praktycznie nie musiał wiedzieć więcej, a nikt nie przygotowywał go wcześniej na taką podróż. Natura go wybrała. Może właśnie dlatego, że jest tak niewinny i dobry jak małe dziecko? Tej... prawdziwej magii natury ma pod dostatkiem? Nawet najsilniejsze nie dałby rady z łowcami, a tak przynajmniej inni pomagali elfowi, widząc w nim piękno serca i ciała, hehe. No jak mi teraz brak Gryffina, no! I dlaczego ten koleś śledzi Lassë? Także dostrzegł w nim partnera? Raju, jeżeli dojdzie do jakiejś przyszłej bitwy o zachowanie pokoju z Żywiołami, elf będzie mial po swojej stronie rzeszę zakochanych w nim istot. xD Oj, Otsëa ma nie lada konkurencję, bo najpierw musiałby poskromić swojego łowcę smoków, aby czasem od niego nie oberwać, potem przedrzeć się przed nadlatujące Gryffiny, a następnie jakoś zaradzić sprytnemu Niquisowi. To jest piękne **

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    zastanawiam się czego ten łowca przyczepił się do Lasse, no tak za daleko to nie uciekli i pechowo tuż obok łowcy się znaleźli...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń