niedziela, 19 sierpnia 2012

20. I wtedy zapadła cisza...

            Wyjście z leśnej gęstwiny na trakt prowadzący bezpośrednio do Kennt zajęło im nie więcej niż dwa dni, co zawdzięczali niezawodnemu instynktowi barda, który nie wydawał się obeznany w okolicy, a jednak parł do przodu nie wahając się nawet przez chwilę. Na pewno nie był osobą, która zaprząta sobie głowę zbędnym analizowaniem za i przeciw. Po prostu działał, a później stawiał czoło konsekwencjom swoich wcześniejszych wyborów. Z jakiegoś powodu mężczyzna ograniczył uszczypliwe uwagi dotyczące Niquisa, który pod postacią drobnego zwierzątka spędzał większość czasu na ramieniu Lassë, nie zaś w kieszeni, jak miało to miejsce wcześniej. Może zwyczajnie bard znudził się przekomarzaniem z kimś, kto nie mógł nawet odpowiedzieć na zaczepkę?

Jakby na to nie spojrzeć, w dniu, w którym tajemnica Niquisa wyszła na jaw trzyosobowa grupa jednogłośnie stwierdziła, iż większe korzyści przyniesie im ukrywanie możliwości futrzaka. Każdemu z nich było to na rękę. Elf nie krępował się bliskością przyjaciela, który mieścił się na jego jednej dłoni, a i sam pupil zachowywał się jak na pieszczocha przystało.

Główna droga Kennt wznosiła się, to znowu opadała na falach pagórków, których w tym miejscu było, co niemiara. Gdzieś daleko na horyzoncie majaczył ciemny kształt miasta, do którego kupcy ściągali niczym mrówki, maleńcy na swoich wozach wyładowanych towarem. Tu i tam tumany kurzu wzbijały się pod niebo, kiedy ktoś popędził swojego wierzchowca, małe grupki ludzi posilały się na trawie i nabierały sił do dalszej wędrówki, dzieci biegały między nogami rodziców umilając sobie wędrówkę zabawą. Trakt wydawał się pełen przedstawicieli najróżniejszych ras, a przecież Kennt miało być tylko niewielkim miastem.

- Zbliża się dzień wielkiego targu, dlatego tyle osób ciągnie w to miejsce. – wyjaśnił Otsëa, kiedy mijała ich grupa zbrojnych ochraniających zamożnego kupca i jego wozy wypełnione po brzegi tkaninami. Bard naciągnął na głowę kaptur ukrywając swoje tatuaże w jego cieniu. – W przeciągu tygodnia znowu zapanuje tu spokój i porządek. Niestety ciężko nam będzie znaleźć nocleg. A przynajmniej tobie. – bard poklepał chłopaka przyjacielsko po ramieniu. – Ja przyciągnę klientelę, więc dla mnie zawsze znajdzie się miejsce. – dziarskim krokiem ruszył w dół wzniesienia.

- Potrafi być gburowaty. – mruknął pod nosem Lassë i pogłaskał Niquisa po małym łebku, po czym narzucił swój kaptur, by jak najbardziej upodobnić się do mężczyzny. Rozejrzał się jeszcze dookoła mając nadzieję zobaczyć Griffina unoszącego się nad nimi, niestety nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz musiał westchnąć zawiedziony. Jego wybawca nie pokazał się od dnia ataku na obóz łowców niewolników. Zapadł się pod ziemię i elf naprawdę zaczynał wierzyć, że bestia wróciła w końcu do siebie, a on nie miał nawet okazji podziękować za ratunek.

Biorąc głęboki oddech, który miał mu dodać otuchy i sił na dalszą drogę, skrzywił się. Koń, który ciągnął za sobą wypełniony warzywami wóz zostawił po sobie okropną pamiątkę.

- Już mi się tu nie podoba. Mam nadzieję, że zdołamy się stąd szybko wynieść i ruszymy dalej. – pobiegł za bardem doganiając go bez trudu.

            Idąc obok elf spoglądał ukradkowo na Otsëa i próbował zapamiętać jak najwięcej szczegółów dotyczących mężczyzny. Wyraz jego twarz, sposób, w jaki trzymał głowę by widzieć wszystko spod kaptura, ale nie być widzianym. To były ich ostatnie chwile wspólnej wyprawy. Niedługo wejdą do miasta, a wtedy ich drogi nie będą się już krzyżować, każde ruszy w innym kierunku i może już nigdy się nie spotkają. W szczególności, jeśli Lassë zawiedzie i świat pogrąży się w wojnie.

            Bard przekręcił głowę w stronę chłopaka i odpowiedział na jego spojrzenie swoim wyczekującym, lekko ironicznym. Sprawił, że elf zawstydził się i uciekł wzrokiem w dół patrząc teraz pod nogi.

- Zakochałeś się i nie potrafisz się ze mną rozstać? – rzucił pytanie.

- Nie! – zarumieniony, ale zbulwersowany Lassë zmarszczył brwi ciskając gromy w stronę wyraźnie rozbawionego mężczyzny. – Nigdy! – syknął, zaś Niquis potwierdził zapewnienie chłopaka prychnięciem.

            Bard nie odezwał się, chociaż po jego ustach błąkał się uśmiech samozadowolenia. Jego towarzysze uznali, więc, że należy się obrazić i z determinacją wypisaną na twarzy i pyszczku milczeli. Nie zdawali sobie chyba pojęcia z tego, że ich zachowanie tylko bardziej prowokowało zaczepki. Nie mniej jednak, Otsëa dał za wygraną.

           

Im bardziej zbliżali się do miasta tym więcej mijali poletek, na których pracowali mieszkańcy – niscy ludzie o wysokich kościach policzkowych, skórze mieniącej się w słońcu złotem, co osiągali poprzez nacieranie się specyfikami produkowanymi w Kennt, i oczyma pokrytymi niebieskawą siateczką, niczym u ważki. Drobni sprzedawcy ustawili swoje małe straganiki w rzędzie i oferowali pierwszym przyjezdnym strawę dla pokrzepienia. Było to zrozumiałe biorąc pod uwagę fakt zapełnionych oberży. Mijając ich Lassë przyglądał się zaciekawiony potrawom, których nie potrafiłby nawet nazwać, a których zapach unosił się w powietrzu. Były tam miski parującego gulaszu z żabich udek, pieczone jaszczurki, prażone oczy jakiegoś wielkiego zwierzęcia, faszerowane ślimaki, duszone pasikoniki, świniak z rożna, cielęce roladki w mięcie – wszystko i jeszcze więcej.

- Trzymaj się blisko mnie. – Otsëa złapał elfa za głowę i skierował jego wzrok na siebie. – Wchodzimy do miasta. – pozwolił sobie zauważyć.

            Lassë skinął głową posłusznie i spojrzał na masywne, ogromne mury, które pięły się przed nimi broniąc miasta przed atakami ludzi, czy też innych wojowniczych ras. Na szczycie muru stali uzbrojeni wojskowi pilnujący by nikt niepowołany nie próbował wedrzeć się do środka korzystając z zamieszania wywołanego targiem. Nie mniej masywne wrota, których nie sposób było zniszczyć nawet taranem, stały otworem, a ludzie wlewali się przez nie do środka na pierwszy „mały” plac. Usta elfa otworzyły się szeroko, kiedy patrzył na kamienne budowle, w których mieszkała ludność Kennt, podziwiał udekorowane kolorowymi wstęgami uliczki odchodzące we wszystkich kierunkach niczym promienie słońca.

- Ta prowadzi na główny targ. Chodź. – bard pchnął elfa w stronę najszerszej i najbardziej zatłoczonej alejki.

Przedarli się przez tłum ludzi podążających w obydwu kierunkach i wtedy Lassë aż westchnął z zachwytu. Plac był przeogromny i wypełniony straganami o najróżniejszych rozmiarach i kształtach. Mnogość produktów sprawiła, że elfowi zawróciło się w głowie. Nie miał pieniędzy by kupić cokolwiek, ale już samo patrzenie mu wystarczało. Nie potrzebował tych wszystkich cudów i świecidełek by żyć, ale czuł, że nagle zaczyna odczuwać potrzebę posiadania. Zaaferowany ruszył przed siebie między straganami by zatrzymać się przy jednym. Dotknął miękkiego, ciepłego płaszcza obitego futrem, które chroniłoby go w ziemie przed największym mrozem, a pragnienie w nim narastało, stawało się udręką nie do wytrzymania.

- Czekaj! – bard szarpnął go w tył i wyciągnął z alejki utworzonej przez stragany. – Zanim się zgubisz w tym tłumie, kilka rad. – złote oczy mężczyzny przyciągały uwagę rozproszonego Lassë, jakby zostały zaklęte. – Jeśli wpakujesz się w tarapaty nie pomogę ci, więc słuchaj uważnie. Niczego nie dotykaj, niczego nie przymierzaj i trzymaj się z daleka od kłopotów, jasne? Widziałem tysiące podobnych targów i wiem jak działają na takich jak ty. Nie zdejmuj ubrań pod żadnym pozorem, pilnuj swojej torby, nie rozstawaj się z łukiem i sztyletami. Najlepiej byłoby gdybyś załatwił swoje sprawunki i wyniósł się stąd, czym prędzej. Mówię to dla twojego własnego dobra. – spojrzał na Niquisa, który pocierał główką o szyję elfa. – Pilnuj go jak tylko możesz. Teraz to twój obowiązek, więc się z niego wywiązuj jak należy.

- Nic mi nie będzie. – elf uśmiechnął się uspokajająco. – Nie jestem zupełnie do niczego, więc dam sobie radę. Możesz przestać się o mnie martwić. Nie będę ci więcej zawracał głowy.

- Szczerze mówiąc wcale jej nie zawracałeś. – mruknął pod nosem bard i poklepał elfa po ramieniu. – Do... Cholera! – szarpnął przesuwając Lassë o kilka centymetrów i skulił się chowając za drobnym ciałem.

- C... Co? – chłopak usiłował się rozejrzeć, ale Otsëa uspokoił go kolejnym szarpnięciem.

- Kłopoty. – zwięzła, wymowna odpowiedź. – Facet za tobą. Ten w czerwonym płaszczu i lekkiej zbroi. – dopiero teraz pozwolił elfowi się odwrócić i rozejrzeć, co ten uczynił z wielkim zapałem.

            Mężczyzna, którego wskazał Otsëa, był niezwykle wysoki i szczupły, co podkreślała zbroja, którą miał na sobie, zrobiona z cienkiej, ale wytrzymałej stali, bogato zdobiona, a pod nią kolczuga ze smoczych łusek. Przytroczony do pasa miecz lśnił czerwonym blaskiem. Efekt ten osiągano poprzez chłodzenie wyrabianej broni w smoczej krwi, dzięki czemu stawała się niezwykle ostra i nie do złamania – był to fakt ogólnie znany. Na prawej dłoni mężczyzna nosił stalowe szpony, co zdradzało, iż w walce na miecze posługuje się lewą ręką. Gdy uniósł głowę spod szkarłatnego kaptura wyjrzały krwiste tęczówki osadzone na bladej, pociągłej twarzy, jego długie czarne włosy poprzeplatane były czerwonymi pasemkami.

- Lócënehtar. – powiedział dźwięcznie w języku elfów bard.

- Łowca smoków? – Lassë zmarszczył brwi. – Dlaczego cię szuka? Czy ty...

            Jedno wymowne spojrzenie wystarczyło by uzmysłowić chłopakowi jego błąd rozumowania.

- Ograłem go kiedyś w karty i od tamtej pory nie specjalnie za sobą przepadamy.

- Oszukiwałeś? – twarz elfa była surowa, niemal karcąca.

- Nie, pomagałem szczęściu. Ale jakie to ma znaczenie? – przedreptał kilka kroków w bok, by zniknąć z pola widzenia przemieszczającego się bezustannie łowcy. – To grupa wariatów na usługach szaleńca. Ludzie wybili smoki, co do ostatniego, a teraz doszukują się spisków nie mając, z kim otwarcie walczyć. Nie zdziwiłbym się gdyby Xaveth nadal wierzył, że w lasach otaczających jego królestwo nadal żyją jednorożce. – bard prychnął lekceważąco z niejaką nienawiścią widoczną w jego złotych oczach. – One wyginęły, jako pierwsze. Były zbyt niewinne i łatwowierne by domyślić się, co planują ludzie. We krwi jednorożców kąpano królewskich potomków by zapewnić im długowieczność. Wojowników, takich jak ten za tobą, karmiono krwią smoków i jak widać nadal mają jej całkiem sporo w swoich spiżarniach. Ci popaprańcy podróżują po całym świecie w imieniu Xavetha i szukają ukrywających się bestii.

- Nie rozumiem. – Lassë słuchał uważnie każdego słowa wypowiadanego przez barda. – Jeśli są ludźmi to, dlaczego mają prawo poruszać się po wszystkich krainach?

- Nie są ludźmi. Już nie. Łowcy smoków to chimery. Krew, którą im podawano zmieniła ich ciała, dlatego każdy jest tak wysoki, a ich tęczówki mają barwę szkarłatu. Są niezwykle silni, więc w starciu ze smokiem podejrzewam, że przy odrobinie szczęścia jednostka byłaby w stanie powalić młodego osobnika. – Otsëa odetchnął z ulgą i wyprostował się. – Znikam zanim wróci. Coś mi się zdaje, że długo w tym mieście nie zabawię. Cóż... Do zobaczenia, mam nadzieję. – na twarzy barda nie pojawił się uśmiech, ale była wyjątkowo łagodna. – Byłeś naprawdę świetnym towarzyszem podróży. A ty cholernym tchórzem. – rzucił do Niquisa i unosząc na pożegnanie dłoń ruszył w kierunku najbliższej alejki.

            Bardzo szybko zniknął im z oczu i dopiero wtedy elf tak naprawdę poczuł pustkę, jaką pozostawiło po sobie rozstanie. Jakby jego serce było domkiem, w którym nagle powybijano wszystkie okna, a teraz wiatr zamiatał z podłogi suche liście, które sam naniósł.

- Będzie mi go brakowało. – powiedział do swojego pupila głaszcząc go po łebku. – Ale nie mamy czasu na zamartwianie się! Obejrzymy targ!

            Każdy sposób był dobry by zapomnieć o stracie, która trapi i wyciska z piersi oddech.

3 komentarze:

  1. Szkoda, że się rozstali, ale myślę, że spotkają się dużo szybciej niż można przypuszczać :D Ciekawe czy Lasse, nie wpadnie na tego Łowcę Smoków, nie miałby z nim szans, jak sądzę. Czy aby na pewno chodziło o oszukanie w grze? Myślę, że sprawa jest poważniejsza, może właśnie nieznajomy poluje na niego? Nie wiemy przecież kim tak naprawdę jest bard. Rozdział trochę krótki, ale bardzo miło się czytało :DCzekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I stało się nieuniknione. Otsëa opuścił szeregi elfa i Niquisa... Ale i tak coś czuję, że nie na długo. W końcu i on może mieć kłopoty... xPTarg kusi ludzi, a złodzieje mają wyżerkę. Lassë musi uważać, a niewielki rozmiar Niquisa może mu się bardzo przydać, gdy czyjaś wścibska ręka zapragnie grzebać w torbie. Gryffina brak i mnie... Może wylizuje rany?Taa, Otsëa pomagał szczęściu. xD ładnie ubrane w słowa. xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    och no juz są w Kent, więc czas pożegnania nadszedł czas... Lasse odzczuł wielką pustkę, i czyżby Otsea naprawdę był smokiem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń