sobota, 31 marca 2012

2. I wtedy zapadła cisza...

Jeszcze przed chwilą był zwyczajnym elfem, a teraz mówiła o nim cała Ostoja Pośród Liści. Z „nikogo” stał się „bohaterem”, jeszcze zanim czegokolwiek dokonał. To wszystko przytłaczało go i przerażało. Niczego nie pojmował, nic mu nie wyjaśniono tylko ot tak wezwano do pałacu.

W jego gardle zalegała ogromna, lepka gula, która, bez względu na to ile śliny połykał, nie chciała zniknąć. Na domiar złego nie mógł swobodnie oddychać, a zjedzony wcześniej obiad wydawał się kamieniem wypełniającym żołądek po same brzegi. Dolegliwości piętrzyły się z każdą chwilą. Całe ciało zdawało się swędzieć i drżeć, niepokój ściskał serce, zamieniał krew w lód, dłonie nie potrafiły znaleźć sobie miejsca, niespokojnie zaciskały się w pięści nie znajdując w tym ukojenia.

Pierwszy raz w życiu stał pośrodku ogromnej, rozjaśnionej słońcem sali audiencyjnej w pałacu. Do tej pory tylko o nim słyszał, ale nigdy nie miał okazji oglądać go z bliska – nie było takiej potrzeby. Teraz zaś, jakby jeszcze mało miał wrażeń, przyjdzie mu rozmawiać z władcą! On, który przez zaledwie dwieście piętnaście lat żył na tym świecie, miał doświadczyć zaszczytu, który do tej pory przypadał w udziale wyłącznie elfom wyższej rangi i arystokracji.

- Jak cię zwą? – głos, który słyszał tego dnia podczas zgromadzenia zabrzmiał teraz za jego plecami sprawiając, że zlękniony młody elf niemal stracił przytomność.

- Lassë, panie. – odparł i powoli odwrócił się zgięty w pół w stronę swojego rozmówcy. – Zajmuję się wyrobem kolczug, panie. – dodał chcąc przybliżyć władcy swoją osobę. Wątpił przecież, by taka znamienita postać mogła interesować się kimś tak mało znaczącym jak on chociażby przez te kilka chwil, kiedy w tak niefortunny sposób okazał się wybrańcem Duchów. Prawdę powiedziawszy nadal w to nie wierzył i spodziewał się w każdej chwili usłyszeć, iż było to tylko ogromną pomyłką. Przecież tak właśnie musiało być!

- Dobrze, więc, Lassë. – władca wdzięcznie skinął głową i subtelnym ruchem dłoni wskazał drzwi mieszczące się po prawej stronie, których wcześniej tak naprawdę młody elf wcale nie zauważył. – Sam rozumiesz, że musimy porozmawiać, a to miejsce nie jest najlepsze. Tam będzie nam o wiele wygodniej.

            Tam. Ale czym było to „tam”? Dowiedział się dopiero, gdy przekroczył próg. Pomieszczenie odrobinę mniejsze od sali audiencyjnej mieściło spory stół i otaczające go w około krzesła. Pod jedną ze ścian stał regał podzielony na wzór plastrów miodu, gdzie każdą komorę zajmował papierowy zwój. Gdzieś z boku ustawione były figury przedstawiające oddziały zbrojne. Nawet ktoś tak nieobeznany w taktykach wojennych, jak Lassë wiedział, do czego musiał służyć ten pokój.

            Władca podszedł do szafy i wyjął jeden ze zwojów. Rozłożył go na stole przyszpilając mosiężnymi kulami wyginające się rogi, po czym skinął na młodego elfa nakazując mu tym samym podejść bliżej. Założył spływające na twarz włosy za ucho i dźgnął palcem papier, na którym widniał dokładny plan całego kraju. Staranny, dokładnie wykonany, podpisany zarówno pismem elfickim, jak i alfabetem wspólnej mowy.

- W tym miejscu mieści się Puszcza Poległych. – podjął powoli jasnowłosy elf. – Ona jest celem twojej podróży. Gdy do niej dotrzesz będziesz zmuszony radzić sobie sam i błądzić po omacku. Nie mamy dokładnych map, ani nie wiemy gdzie dokładnie osiedlił się Druid.

- Druid... – Lassë skrzywił się wyraźnie niezadowolony. – Słyszałem, że jest okropnie dziwny. Wszystkie ludy trzymają się od niego z daleka.

- Nie nam go oceniać. – upomniał go władca. – Za to tylko on może nam teraz pomóc, więc bądź rozsądny. Poza tym, chcę byś, co kilka dni wysyłał mi wiadomości przez ptaki. Muszę wiedzieć, co się z tobą dzieje, czy nadal żyjesz, by w razie potrzeby móc szukać innego rozwiązania. – oj, nie owijał niepotrzebnie, ale szybko powrócił do tematu samej podróży. – Nie zapuszczaj się drogą przez Zielone Bagna. – władca przesunął palcem po mapie w miejscu, w którym zaznaczono wyraźnie niebezpieczeństwo kryjące się pośród traw. – Bezpieczniej jest udać się ścieżką u podnóża wulkanu. – Elf zwinnym ruchem zwinął mapę i podał ją chłopakowi z wyrozumiałym uśmiechem na urodziwej twarzy. – Przyda ci się.

            Ciemne oczy Lassë rozbłysły. Zdawał sobie sprawę z tego, że mapa takiej, jakości jest bezcenna. Elfy żyjące w zgodzie z innymi rasami mogły bez większych problemów podróżować, a tym samym zbierać informacje o terenie, na którym się znajdowały. Z ludźmi było inaczej. Unikano ich, niechętnie pozwalano by kręcili się w pobliżu siedzib innych ras i wyłącznie bardowie mieli prawo na swobodne zatrzymywanie się na dłużej w jednym miejscu.

- Dziękuję, panie! – ciemnowłosy, młody elf skłonił się nisko, a jego twarz rozświetlał podniecony uśmiech.

- Wyruszysz za trzy dni, więc nie obawiaj się pytać, gdybyś potrzebował mojej pomocy w tym czasie. Możesz okazać się naszą jedyną nadzieją.

- Tak, panie. – tym razem ukłon nie był tak głęboki za to pełen powagi, która wcześniej zniknęła przysłonięta prezentem. Lassë na nowo zaczął odczuwać ciężar obowiązku, jaki spoczywał na jego barkach. Mógł zostać bohaterem, ale czy aby na pewno nadawał się do tego zadania? Do tej pory sądził, że istoty wybitne takimi się rodziły, zaś teraz był żywym dowodem, który obalał tę teorię. W końcu do tej pory jego jedynym obowiązkiem było wyplatanie kolczug, które w razie walki miały chronić jego pobratymców, zaś teraz awansował do rangi „jedynej nadziei”. Ale co jeśli zawiedzie?

 

            Płaszcz, jakaś bielizna na zmianę, tunika, koszula, spodnie, igła i nici, prowiant na drogę, łuk i strzały, nóż, drobne monety... O czym zapomniał? Czy w ogóle potrzebował tego wszystkiego? Przecież ostatecznie nigdy nie uniesie tobołka, jaki będzie miał ze sobą po zakończeniu pakowania! O ile zdoła zapakować się w coś, co będzie na tyle ogromne by pomieściło te najpotrzebniejsze jego zdaniem rzeczy. Wątpił w to szczerze.

Jego problem tkwił w braku obeznania ze światem, w braku doświadczenia i dobrze o tym wiedział. Nigdy nie opuszczał wioski, w której się urodził. Znał ją na pamięć, potrafiłby dotrzeć do strumienia, z którego czerpali wodę z zamkniętymi oczyma i z łatwością wróciłby do domu tym samym sposobem. Tyle, że podróż do odległego zakątka kraju to zupełnie, co innego. Czy podoła? Czy nie zabłądzi? Nie był zwiadowcą, który radzi sobie przez wiele dni w drodze nie mając do dyspozycji zbyt wiele. Nie był także wytrawnym łucznikiem. Swoje umiejętności określiłby, jako przeciętne, chociaż i tak o wiele lepsze niż w przypadku ludzi.

Dlaczego to właśnie on został wybrany? Dlaczego Duchy wskazały na niego? Nie czuł się na siłach, by wyruszyć, wypełnić zadanie i powrócić w jednym kawałku. W ogóle nie wyobrażał sobie, że zdoła przetrwać chociażby dwa dni poza wioską. Może właśnie, dlatego serce wydawało mu się tak ciężkie, a powietrze gęste i lepkie? Czy to nazywano strachem przed śmiercią? W prawdzie elfy mogły zginąć wyłącznie od zadanych podczas walki ran lub z tęsknoty, ale nikt nie mógł przewidzieć, co takiego się stanie.

Ręce mu drżały, kiedy wściekle wysypywał na podłogę zawartość tobołka. Był taki bezradny! Cała ta niemoc denerwowała go, irytowała, sprawiała, że z każdą chwilą tracił nadzieję na powodzenie tej misji. Miał przecież wyruszyć sam. Sam jeden przeciwko setkom, tysiącom niebezpieczeństw. Co w takiej sytuacji będzie mu najbardziej potrzebne?

- Co ty w ogóle wyprawiasz? – Lassë podskoczył zlękniony, kiedy tuż nad jego uchem kobiecy głos wypowiedział te słowa. Wysoka, szczupła elfica uśmiechała się do niego czarująco, a w jej niebieskich oczach czaił się niepokój, kiedy spoglądała na niego. Związane w warkocz, długie, złote włosy spływały jej po ramieniu na pierś. Elen była starsza od niego o kilkadziesiąt lat i często towarzyszyła mu podczas dziecięcych zabaw. Wtedy byli tylko przyjaciółmi, którzy nie wiedzieli, co przyniesie los, zaś teraz ona należała do zwiadowców, a on pracą swoich dłoni i narzędzi przyczyniał się do budowania potęgi swojej wioski. Zazdrościł jej strasznie, jednak nigdy nie pozwolił by to uczucie zniszczyło to, co było między nimi. Jej przyjaźń była dla niego zbyt cenna.

- Pakuję się! – odpowiedział pewnie na jej pytanie, jednak zmieszał się słysząc jej szczery, ciepły śmiech.

- Zostaw to mnie. – poklepała go po ramieniu. Kto lepiej od niej wiedziałby, jak abstrakcyjna wydaje się Lassë ta podróż? – Hristil czeka na ciebie na zewnątrz. Nie chciał wejść, sama nie wiem, dlaczego.

- Dzięki! – młody elf uśmiechnął się do przyjaciółki i zostawiając swoje rzeczy w jej rękach wybiegł z domku na schody przeskakując je po kilka stopni, by dołączyć, czym prędzej do osoby, z którą łączyło go nie mniej niż z Elen.

            Hristil był w tym samym wieku, co Lassë. Był wysoki, bardzo silny i całkiem dobrze umięśniony, jak przystało na kowala. Włosy miał krótko przycięte, ciemne, oczy zaś jasne, niebieskie. Nie tylko elfice traciły dla niego głowę. Wystarczyło, że raz tylko pojawił się w jakiejś ludzkiej osadzie z takiego, czy innego powodu, a dziewczęta kręciły się po lasach w poszukiwaniu jego domu przez całe miesiące. Takiego powodzenia nie można było nie zazdrościć. Z resztą, Hristil był niebywale inteligentny i pod tym względem górował nad Lassë, jak i pod wieloma innymi. A jednak byli dla siebie niczym bracia i nigdy między sobą nie rywalizowali, a jedynie bez słowa przyjmowali różnice, jakie między nimi występowały.

- Niedługo nie będzie cię tutaj, więc uznałem, że powinienem ci coś dać. Tak żebyś o nas nie zapomniał i wrócił. – zaczął niepewnie młody kowal wręczając przyjacielowi jakieś zawiniątko.

- Nie musiałeś! – Lassë nie specjalnie wiedział, co powiedzieć. Wpatrywał się przyjaciela trochę zawstydzony tym wszystkim.

- Daj spokój! Nawet nie wiesz, co to. – wysoki elf uśmiechnął się szelmowsko. – To niewiele, w porównaniu z tym, co możesz osiągnąć podczas tej wyprawy! – patrzył, jak zamyślony długowłosy rozpakowuje swój upominek, na który składały się wykonane przez Hristila bardzo ostre, chociaż niewielkie sztylety. – Mam nadzieję, że ich nie użyjesz, ale na wszelki wypadek chciałem byś je miał. Możesz je ukryć bez problemu, więc i łatwo będzie po nie sięgnąć.

            Lassë uśmiechnął się, chociaż tak naprawdę miał ochotę rozpłakać się jak dziecko. Oczywiście, doceniał gest przyjaciela i kunszt wykonania sztyletów, jednak ich widok uświadomił mu na nowo przerażająca prawdę, że jest zmuszony opuścić wszystkich, których kochał i wyruszyć na samotną wyprawę w nieznane, na wyprawę pełną niebezpieczeństw, których nie potrafił sobie nawet wyobrazić.

- Zazdroszczę ci. – głos przyjaciela wyrwał go z zamyślenia. – Naprawdę. Możesz czegoś dokonać!

- Tak, zginąć spektakularną śmiercią.

- Daj spokój!

- Chciałbym! – zapewnił szczerze Lassë i owinął dwa drobne sztylety skórą, na której leżały. – Nie słyszałem jeszcze o elfie, który umarłby ze strachu, ale ja zdecydowanie czuję się tak, jakbym miał za chwilę wyzionąć ducha. Nawet nie wiesz, jak się tego boję!

- Dasz sobie radę. – trochę rozbawiony Hristil położył dłoń na jego ramieniu. – Ja to po prostu wiem. – uśmiech, jaki pojawił się teraz na twarzy kowala był równie szczery, co słowa i to podniosło na duchu długowłosego, niższego o głowę elfa.

            Po schodach owijających się w około drzewa zbiegła na dół Elen. Podeszła szybko do Lassë i pocałowała go w policzek.

- Spakowałam cię, jak należy, więc niczego nie zmieniaj. Możesz, co najwyżej upewnić się, co do zawartości swojego bagażu. Ja muszę uciekać, całkiem zapomniałam, że mam dzisiaj przegląd ekwipunku! – stanęła na palcach i w ten sam sposób ucałowała Hristila, a następnie puściła się biegiem w głąb lasu zostawiając przyjaciół samych na te kilka chwil przed ich rozstaniem.

Obowiązki wzywały nie tylko Elen toteż bardzo prędko Lassë został całkiem sam. Pustka, jaka panowała w jego sercu na myśl o przyszłości stawała się coraz większa. Czuł chłód wewnątrz ciała, lodowate dreszcze rozchodzące się od serca na całe ciało. Gdyby to było możliwe zrezygnowałby z możliwości zostania bohaterem i nadal prowadził swoje proste, nudne życie. To niestety było niemożliwe.

3 komentarze:

  1. Znów się powtórzę, ale lekkość, z jaką piszesz to coś niesamowitego!Opis sali narad był... ganiany! Ściana z regałem w kształcie plastrów miodu... niesamowite! Coś czuję, że zapewnisz mi niejedną rozrywkę przy tym opowiadaniu. xD Hehe, najfajniejsze jest też to, że Lassë nie jest jakimś superbohaterem od urodzenia, tylko zwykłym, mało znającym świat elfem. ;3 I to dopiero jest pasjonujące!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    och Lasse dychy go wybrały jako jedyną nadzieję a on nawet tobołka na wyprawę nie potrafi spakować... czarno to widzę, a może spotka po drodze kogoś kto będzie go wspierać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, hah Lasse duchy go wybrały jako nadzieję dla świata, a on nawet tobołka na wyprawę nie potrafi spakować... ciemność widzę, może spotka po drodze kogoś kto będzie go wspierać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń