sobota, 10 marca 2012

I'll Take the Fall for You vol. 16

- To ty musisz go zabić. – poważne spojrzenie niebieskich oczu Castiela przeszyło Balthazara, który siedział rozparty na krześle niedługo po akcie, jaki miał miejsce w tej nieużywanej od dawna kuchni. – Tylko ty zdołasz go zabić. Sam przecież czułeś, jak wielki wpływ ma na ciebie jego włócznia. Przewodzisz jej moc, jak woda prąd. Wystarczy, że dotkniesz jej jednym palcem, a cały proces się rozpoczyna. To musisz być ty.

- Cas, oglądaj tylko National Geographic Channel, dobrze ci radzę. – wyjątkowo sceptyczne, a może nawet lekceważące podejście jasno-włosego anioła dało się wyczuć już w samej wibracji otaczającego go powietrza. On wręcz emanował ironią i niedowierzaniem. – Wybacz, ale „Power Rangers” byli na topie dobre dwadzieścia lat temu.

- Nie czas na żarty! Ja mówię całkowicie poważnie! – ta odpowiedź potwierdziła domysły Balthazara jakoby Cas naprawdę miał do czynienia ze znaną serią dla dzieci. Nie zapytał przecież czym jest „Power Rangers”, jednak to było ich najmniejszym problemem.

- Ja również mówiłem poważnie. – starszy skrzydlaty podniósł się z krzesła i rozpoczął wędrówkę po pomieszczeniu. – Nie mamy pojęcia, co się stanie, gdy zabiję Aresa. Nie przeczę, że nie byłem sobą po zabawie boską bronią, ale jeśli samo jej dotknięcie tak na mnie działa to równie dobrze może mnie rozsadzić, kiedy zabiję Aresa. – błękitne tęczówki wydawały się lśnić srebrem, kiedy anioł odwrócił się przodem do przyjaciela. Jeśli nastąpi jakiekolwiek spięcie na linii Ares-włócznia Balth będzie tym, który znajdzie się pomiędzy tymi dwoma siłami. Nie ważne, że był aniołem. Uwolniona wtedy destrukcyjna siła może zabić i jego, a on zdecydowanie nie planował rozstawać się z życiem zbyt szybko.

- Balthazarze, my musimy go zabić, jeśli chcemy uniknąć Armagedonu, a tobie może się to udać. – czy mogło być coś bardziej przerażającego niż te niewinne usta przyzwalające na śmierć bliskiego przyjaciela w imię większego dobra?

- Tak, wiem. – blond-włosy skrzydlaty zacisnął palce u nasady nosa, po czym uniósł głowę raźniej, machnął lekceważąco ręką i skierował swoje kroki w stronę wyjścia z pomieszczenia. – Zajmę się przygotowaniami. – wytłumaczył na odchodnym.

 

Dean siedząc na wysokim, obrotowym krześle przy barze sączył niespiesznie swojego zmrożonego drinka. Opuszkiem palca rysował po zamglonej, wilgotnej powierzchni szklaneczki, a jego zielone oczy wyznaczały te same tory błądząc po ciele Aresa, który siedział w pobliżu otoczony adoratorami, z dwoma gorylami za plecami. Bóg wojny bezsprzecznie był świadomy wyraźne zainteresowania swoją osobą, jakie przejawiał łowca. Gdyby Samuel mógł zobrazować aktualny stan rzeczy z pewnością wybrałby motyw serduszek wysyłanych przez Deana, a odbijających się od Aresa w sposób niebywale pieszczotliwy.

- Dean, dobrze się czujesz? – zatroskany młody łowca nachylił się do ucha brata.

- Chyba nie jesteś zazdrosny, koteczku? – dłoń zielonookiego ścisnęła kolano Sama, a na jego ustach pojawił się przyjemny uśmiech. Niższy Winchester wyciągnął szyję i przyłożył usta do ucha młodszego mężczyzny. – Im szybciej będzie po wszystkim tym szybciej o tym zapomnę. – syknął, chociaż jego twarz w dalszym ciągu była słodko uśmiechnięta i pozwolił sobie nawet na uszczypnięcie wargami płatka ucha partnera, co wywołało rumieńce, które idealnie pasowały do scenerii. – Jeśli nie podejmiemy się drastycznych metod nie ruszymy w ogóle z miejsca. Wczuj się w rolę i zachowuj tak jakbyś naprawdę marzył o operacji, która miałaby cię upodobnić do niego.

- Że, co? – Sam po raz pierwszy słyszał o czymś takim. Dean coraz bardziej wszystko gmatwał, fantazja zaczynała go ponosić, a najbardziej miał na tym cierpieć właśnie Sammy. Bo kiedy to niby ustalili, że młodszy Winchester ma być potencjalnym kandydatem na transseksualistę?!

            Dean przesunął dłoń wyżej z kolana brata na jego udo i powoli zsunął palce w dół miękkiej krzywizny masując wewnętrzną, delikatną i najbardziej przez to wrażliwą część. Czy ktokolwiek wiedział jak wiele wysiłku kosztowało go to wszystko? Nie potrafił znieść tego dłużej toteż chciał dać z siebie wszystko byleby jak najszybciej zakończyć tę sprawę, pozbyć się problemu i zapomnieć, zapomnieć, zapomnieć.

            Z figlarnym uśmiechem zacisnął palce na kroczu ciemnookiego i pomasował je przez materiał spodni. Dopił swojego drinka, jako że był to dla niego jedyny ratunek przed znienawidzeniem samego siebie i złapał zszokowanego tamtym gestem brata za rękę.

- Nie wstydź się, koteczku. Czuję, że niedługo spełnią się twoje marzenia.

- O, tak. Z całą pewnością. – Sammy wymusił uśmiech i podążył za Deanem. Póki, co ufał w zdrowy rozsądek starszego Winchestera, który ciągnął go w stronę mrugającego do nich Aresa. Teraz naprawdę wiele zależało od ich gry, od tego czy będą przekonywujący, czy zdołają skusić tego antycznego weterana miłostek do spotkania w trójkę w zacisznym pokoiku.

- Sammy, nie wyglądasz na szczęśliwego, coś cię trapi? – wypielęgnowana dłoń Aresa pogładziła miękki policzek słodkiego, chociaż wyrośniętego chłopaka.

„Nie spieprz tego, Sam.” wydawało się mówić całe jestestwo Deana.

- Zaczynam tracić nadzieję, że pozwolisz nam na coś więcej. – chłopak postawił wszystko na jedną kartę. – Wydajesz się nas traktować tak samo, jak wszystkich, a ja i mój krasnalek – gdyby spojrzenie mogło zabijać... – nie potrafimy już odnaleźć prawdziwego zaspokojenia tylko we dwójkę. Cały czas zastanawiamy się, jak wyglądałoby to gdybyś do nas dołączyła. – Sam objął się ramionami sunąc jedną dłonią po ramieniu. – Chciałbym mieć twoje piękne ciało. Jestem ciekaw jakby to było robić to z tobą. Chciałbym zrozumieć Deana, kiedy zdecydujemy się, że powinienem poddać się operacji.

„Znalazł sobie porę na zwierzenia.” niemal krzyczała podświadomość zielonookiego, który przysłuchiwał się rozmowie tych dwojga.

Ares przygryzł wargę, jakby na poważnie rozważał to, co właśnie usłyszał. Ocenił uważnym spojrzeniem ciało Samuela, a następnie Deana, rozejrzał się sunąc wzrokiem po innych adoratorach, jakich było w tym miejscu pełno, ale z pewnością żaden nie mógł równać się z tą dwójką tak różnych od siebie, atrakcyjnych mężczyzn. Czy ktokolwiek potrafiłby odmówić sobie rozkoszy płynącej ze spędzenia nocy z kimś takim? Cóż to musiała być za kusząca wizja dla perwersyjnego greckiego boga?!

- Nie mogę was tak zostawić. – odezwał się w końcu, a głos mu zadrżał. – Po prawej stronie w głębi sali są drzwi, których będą pilnować moi chłopcy. – Ares dyskretnie wskazał na pokaźnych mężczyzn za sobą. – Za piętnaście minut będę na was czekać na schodach prowadzących na górę. Oni was rozpoznają i przepuszczą. Na pewno wam się spodoba. – posyłając braciom buziaczka w powietrzu bóg wojny odwrócił się do swoich ochroniarzy i poinstruował ich szeptem, co mają robią.

            To była jedyna szansa, jaką łowcy mogli otrzymać. Teraz równie wiele zależało od aniołów, które musiały rozprawić się z tym cholernym bóstwem.

4 komentarze:

  1. Krasnalek xD Dean... hahaha, chyba naprawdę chciałby, aby to się skończyło, aczkolwiek ja nie widzę problemu w takich akcjach, jak dotykanie ud i pokrewnych partii xD To czyni ich podobnymi do aniołów, a jak!Cas - no zero miłości xD Mieć koło siebie Balthazara i myśleć o włóczni... no gdyby było to określenie na męskość Baltha, to rozumiem, ale drewniany kij? xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Booooskoooo, zwracam honor . Opowiadanie nadrabia wszystkie wcześniejsze wątpliwości co do twoich notek , bez wątpienia genialne . Czekam na następne z wielkim za niecierpliwieniem . Pozdrowienia ;3 (Mam nadzieje na jakiś gorąco trójkącik ) ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    no i Ares wpadł w pułapkę, aby to wszystko dobrze się potoczyło...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, no i Ares wpadł w pułapkę, tylko oby wszystko dobrze się potoczyło...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń