sobota, 17 marca 2012

I'll Take the Fall for You vol. 17 (end)

W następnym tygodniu pojawi się już opowiadanie mojego autorstwa od A do Z, co nie zmienia faktu, że czasami pewnie powrócę do SPN'owych oneshotów (w szczególności na wszelakie Święta). Niestety nie kończę tego trójkątem, ale chłopcy nie podołaliby, gdyż co ma wisieć nie stanie ^^"

 

 

Wystarczyło poczekać i przecisnąć się między „strażnikami”, którzy obserwowali braci uważnie, najwyraźniej im nie ufając, a jednak musieli wykonywać wszystkie rozkazy boga. Starając się, więc nie zwracać uwagi na chłodne przyjęcie dwaj mężczyźni podążyli w górę wąskimi schodami, jakie znajdowały się za drzwiami. Czy ten budynek powinien w ogóle być taki wysoki? Ares czekał na nich w połowie drogi odziany w piękną, szkarłatną suknię, która podkreślała jego kuszące kształty. Niestety było wątpliwe, by zdołałyby one pobudzić fantazję dwójki łowców na tyle, by ci podołali ewentualnemu „zadaniu”.

Dean podążając zaraz za Aresem oddychał ciężko i nierówno. Bóg wojny mógł uznać to za przejaw wielkiego podniecenia, toteż nie zwracał szczególnej uwagi na liczne westchnienia, jakie wydawał z siebie mężczyzna. W rzeczywistości było jednak zdecydowanie inaczej.

- Cas, jeśli się nie zjawisz o czasie zabiję cię, dupku. – mruczał cicho starszy Winchester, chcąc zwrócić na siebie uwagę anioła i przekazać mu niezbędne informacje. – Jeśli będę zmuszony doprowadzić to do samego końca, wolałbym nie być w twojej skórze, bo zjadę twoje skrzydlate dupsko tak, że zatęsknisz za harfami i pieprzonymi chmurkami w Niebie. – syczał coraz to bardziej przerażony. – Trzecie piętro, w głębi korytarza, piąte drzwi po prawej. – zakończył i uśmiechnął się do boga, który właśnie otwierał przed nimi drzwi.

- Zapraszam do naszego gniazdka. – zaświergotał słodko i namiętnie Ares, co sprawiło, że ciała braci pokryły się gęsią skórką.

            Tak, pokoik był naprawdę idealny i gdyby nad tą dwójką nie wisiała groźba trójkącika z transseksualnym bogiem pewnie zdołaliby docenić przytulny mrok, wspaniałą temperaturę, słodką woń, wielkie łóżko, zabawki, jakie leżały na szafce nocnej.

            Bracia spojrzeli po sobie, przełknęli głośno ślinę i nabierając odwagi postanowili grać na zwłokę nie wzbudzając podejrzeń i tym samym czekać. Udając, iż rozglądają się po pokoju zachwyceni odwrócili się tyłem do kobiety grając niezauważenie w marynarza. Dean uśmiechnął się tryumfalnie, kiedy zwyciężył dwa razy z rzędu i to Samuelowi przypadło w udziale rozpoczęcie miłosnych igraszek.

            Sam zaklął w duszy. Dlaczego akurat on?! Tyle razy wygrywał, a teraz, w tej jakże ważnej rozgrywce, poległ na całej linii. Uśmiechnął się, jak umiał najlepiej, jednak jego psie oczka zdradzały wszystko to, co kryło się w jego sercu, a więc niepewność i obawę. Nawet Ares liczący na dobrą zabawę zdołał odczytać, lub tak uważał, myśli chłopaka.

- Nie bój się, gryzę, ale nie od razu. Możesz dotykać i oglądać. Poznaj moje ciało, by zdecydować, czy także takiego pragniesz.

            „To będzie uraz na całe życie.” przyszło mu do głowy, ale dzielnie znosił tę niedogodność. „Cholera, Cas, gdzie jesteś?!” krzyczała jego podświadomość, kiedy podchodził do boga, zaś Dean, jakby licząc na dobre przedstawienie rozsiadł się na materacu łóżka zakładając nogę na nogę. Musiał przecież stwarzać pozory zainteresowanego, nawet, jeśli jego rodzony, młodszy braciszek będzie całował mężczyznę... Nie ważne, że przerobionego! Ares był dla nich nadal mężczyzną, pogańskim bogiem i wrogiem, którego należało wyeliminować, a usta Sammy’ego właśnie zetknęły się z miękkimi zapewne wargami Aresa.

            Wypielęgnowane dłonie spoczęły na miękkich policzkach młodego Winchestera, oczy wydawały się wciągać w swoją głębię, wszystko kusiło o wiele bardziej, niż w jakiejkolwiek innej chwili. Nic dziwnego, że łowca nie odsunął się, ale pozwolił na ten pocałunek oddając go nawet nieśmiało. Utonął w nierealnych uczuciach wypełniających go w jakiś nienaturalny, magiczny sposób. Tego nie było w planie... A jeśli zaraz tego nie przerwą może być jeszcze gorzej.

            „Dłużej się nie dało?” pomyślał Dean, któremu wypity tego wieczora alkohol podchodził do gardła, kiedy widział, jak Sammy i Ares wymieniają się śliną, a któremu nic nie mogło umknąć z zajmowanego miejsca, gdy Castiel zmaterializował się zaraz za Samuelem dzierżąc w dłoni włócznię. Nie, dla niego nie było to zaskoczeniem, ale Ares bezsprzecznie zdziwił się, gdy uchylając powieki dostrzegł obcą twarz stojącą niebezpiecznie blisko.

            Wydając z siebie krzyk wściekłości odepchnął młodego łowcę z taką siłą, że ten poleciał w górę i uderzył boleśnie o jedną ze ścian. Ciężko określić, czy wiedział, że wpadł w pułapkę, czy też działał wyłącznie pod wpływem impulsu. Niestety, nie było wątpliwości, że bardzo szybko w pokoju pojawią się strażnicy lub co gorsza cała armia demonów, gdyż harmider, jaki zapanował nie mógł zostać niezauważony. Z tego też powodu Cas zaatakował pospiesznie, ale jego furia miała się nijak do wściekłości ogarniającej boga wojny. Ares był równie niebezpieczny, co zraniony tygrys. Jeden fałszywy ruch, a odgryzie głowę!

            Złapał pewnie za wyciągniętą w jego stronę włócznię powstrzymując cios bez najmniejszego problemu. Zamachnął się sprawiając, że Castiel stracił panowanie nad bronią zostając przez nią zepchnięty na najbliższą ścianę zaraz koło podnoszącego się bardzo powoli na nogi Samuela. Wszystko rozgrywało się tak szybko, że łowcy nie mieli możliwości by zareagować. Bóg wojny, wprawiony w swoim fachu, podrzucił włócznię, złapał ją mocno i przebił nią ciemnowłosego anioła na wylot przyszpilając do ściany. Jego twarz wykrzywił uśmiech, który szybko zmienił się w mieszaninę zaskoczenia i jeszcze większej wściekłości, gdy dotarło do niego, że włócznia jest podrobiona. Nie zdążył niestety zareagować, gdyż w tej samej chwili jego ciało zostało przeszyte oryginalną bronią, która lśniła subtelnie wypełniając pokój srebrną poświatą, a trzymające ją dłonie Balthazara nie ustąpiły wciskając ją tym głębiej w piękne ciało póki brzuch boga nie znalazł się dokładnie w połowie długiego drzewca.

Drzwi wejściowe otworzyły się uderzając o ścianę wewnątrz pokoju, klamka niemal się rozpadła, kiedy to nastąpiło. Stojąca tam Afrodyta była blada z przerażenia, jej rude włosy zgrabnymi falami opadały na idealnie jasne ramiona. Tak pięknej kobiety nie widział do tej pory nikt poza Balthazarem, który miał już z nią do czynienia. Bogini roniła łzy spoglądając na powoli gasnącego kochanka, któremu nie dało się już uratować życia. Spojrzała wściekle po znajdujących się w pokoju mężczyznach. W jej dłoni pojawił się bicz zakończony zatrutym ostrzem. Postanowiła pomścić ukochanego, to nie ulegało żadnej wątpliwości.

            Zamachnęła się na Balthazara, który to stał się jej głównym celem, a który nie zdołał uniknąć celnie wymierzonego ciosu. Ostrze wbiło się głęboko w jego udo, a trucizna w rekordowym tempie rozchodziła się po ciele wywołując ból nie do zniesienia.

- Balth! – Dean w końcu ruszył się z miejsca rzucając blond skrzydlatemu rękawice, które otrzymał wcześniej właśnie od niego. Jeśli one nie poskutkują nikt nie będzie miał szans w walce z rozwścieczoną boginią, której siłę stanowił żal po stracie ukochanego, który leżał na szkarłatnym dywanie nieruchomy i zimny niczym posąg.

            Anioł zachowując zimną krew założył pospiesznie rękawice, które przylgnęły do jego dłoni niczym druga skóra. Nagle stały się niespotykanie lekkie i elastyczne, zupełnie jakby wcale nie istniały. Balthazar złapał za bicz i syknął z bólu wyrywając tkwiący głęboko grot z ciała. Krew, jaka zalała jego spodnie miała czarną barwę i była gęsta niczym smoła. Castiel chciał mu pomóc, jednak usłyszał tylko:

- Nie! Tylko artefakty Hefajstosa zdołają ją zabić. – z tymi słowy blond-włosy szarpnął za bicz ze swojej strony wyrywając go z rąk boginki. Kobieta chciała uciec widząc, co się dzieje, ale nie miała na to szans. Balth w mgnieniu oka znalazł się przy niej, a jego dłonie zacisnęły się na gardle Afrodyty. Pozwolił się jej odwrócić, ale nie po to by mogła z nim walczyć, ale by patrzeć na jej twarz, gdy zwiększał żelazny uścisk. Czuł, jak kości bogini pękają, słyszał miarowy odgłos ich miażdżenia, był świadomy życia uciekającego z ciała tej piękności. Zabicie Aresa było o wiele łatwiejsze, jeden cios wystarczył, zaś teraz wszystko wydawało się zupełnie inne. Widział, jak blask gaśnie w pięknych oczach bogini, a jego napięte jak postronki nerwy wydawały się rejestrować zbrodnię i wypalać ją na całym jego ciele, aż do chwili, gdy mógł puścić bezwładne ciało Afrodyty by opadło na ziemię pozbawione życia podobnie jak miało to miejsce z jej kochankiem.

            Zdjął rękawice rzucając je na ciało bogini, a płomienie ogarnęły zwłoki spalając je doszczętnie. To samo stało się teraz również z Aresem, a Balth zniknął nie wypowiedziawszy nawet słowa.

            Cas zajął się swoimi podopiecznymi. Przycisnął palce do ich czół i przeniósł do pokoju, gdzie nocowali dotychczas.
- To kolejne zwycięstwo, które oddala Armagedon. – powiedział uśmiechając się do nich i było to ostatnie, co zobaczyli, gdyż anioł rozpłynął się w powietrzu szybciej niż sen.

           

- Dobrze się spisałeś. – rzucił kojącym głosem do stojącego na moście Balthazara, który wpatrywał się w płynącą poniżej wodę.

- Wystarczy, że skiniesz, a ja gonię cienie by cię zadowolić. Przyjmuję na siebie ciężar twojego Upadku. Jestem głupcem, Cas. Zawsze nim byłem i może, dlatego będę stał po twojej stronie w dalszym ciągu. – błękit jego oczu połączył się niebieską otchłanią tęczówek Castiela.

5 komentarzy:

  1. Haa, a więc za tydzień będzie nie tylko nowe opowiadanie, ale i szablon ;3Balth jest głupcem... każdy, kto kocha, jest nim, a że on akurat niezmiernie uwielbiam Casa, czyni go to ogromnym głupcem xDSzczerze Ci powiem, że liczyłam na ten trójkąt XDD Albo igraszki braci, ale bardzo wynagrodziły mi to sceny walki. Mrrr ;3 Na 3.07 zamawiam one shota z Casem i Balthazarem, a jak! XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne zakończenie... tylko tyle mogę powiedzieć. Dzięki Tobie pokochałem ten paring i to opowiadanie zapewne na długo pozostanie w mojej pamięci ;)No to czekam teraz na nowe opo i jeśli to jet to o którym rozmawialiśmy kiedyś to nie mogę się już doczekać... ach ta moja składnia <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieeee, szkoda że kończysz uwielbiam Supernatural . No cóż i tak będę czytała . Zobaczymy co tam wykreujesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    wspaniałe zakończenie, udało im się zabić Aresa i Afrodytę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział jak izakończenie tej historii, udało im się zabić Aresa i Afrodytę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń