sobota, 24 marca 2012

1. I wtedy zapadła cisza...

Wielkimi krokami zbliża się Dzień Książki i z tego tytułu pragnę zachęcić Was do wspierania pewnego młodego, polskiego wydawnictwa – Dwójka bez sternika. Odwiedźcie ich stronę i zakochajcie się w fantastyce, którą wydają! Sama uwielbiam „Kroniki Czarnoksiężnika”, które zdobią już moją półkę.

 

Dwójka bez sternika

 

 

 

Wiatr niebywale subtelnie poruszał koronami najwyższych rosnących w lesie drzew całując każdy z liści z niesłychaną miłością i wyczuciem, dzięki czemu zieleń tych pradawnych kolosów wydawała się być najsoczystsza ze wszystkich odcieni, jakie królowały w lesie. Wysoko, w niedostępnych dla ludzi, czy zwierząt miejscach, których nie mogłoby dostrzec śmiertelne oko kwitło życie. Pośród gęstych koron potężnych drzew mieściło się zbudowane z białego, lśniącego niczym księżyc metalu miasto. Zgrabne, lekkie, jednak wyjątkowo wytrzymałe drabiny wiły się wokół pni od ziemi po same zabudowania skryte pośród liści. Piękne, ukryte przed wrogami miasto elfów z Ostoi wydawało się uśpione, gdy pośród gorących promieni słońca tylko nieliczni mieszkańcy przechadzali się pomiędzy grubymi pniami wykonując swoje codzienne obowiązki.

            Gdzieś, niemal pośrodku lasu, rosło najbardziej sędziwe z drzew, które kryło w swej rozłożystej koronie pałac zamieszkały przez władcę, który to nie tylko sprawował rządy nad swoim ludem, ale był także kapłanem zdolnym rozmawiać z Duchami Ziemi, tak ważnymi dla elfickiej społeczności. Pałac wydawał się kruchy, niczym lód na rzece, jego ściany wykonane z nieznanego ludziom kruszcu były cienkie, bogato zdobione i wbrew pozorom niemal niezniszczalne. Do wnętrza wchodziło się przez wielkie drzwi, które wydawały się strzeżone przez gałęzie podtrzymujące konstrukcję, jak gdyby posiadały one własną wolę. Wielkie okna wpuszczały do przestronnych pomieszczeń ciepłe promienie słońca czyniąc to miejsce jeszcze bardziej szczególnym.

            Po skąpanym w blasku dnia korytarzu rozchodził się cichy odgłos kroków stawianych z niebywałą delikatnością. Wysoka, piękna postać zmierzała właśnie w kierunku schodów prowadzących do podnóża drzewa i niżej aż pod same korzenie. Jej długie, idealnie proste, jasne niczym len włosy falowały przy każdym ruchu odsłaniając szpiczaste uszy. Na wysokości nasady zgrabnego, prostego nosa, ponad bladymi policzkami lśniły szmaragdowe, wąskie oczy pełne mądrości i rozwagi. Istota dumnym krokiem poczęła schodzić w dół po solidnych stopniach, po których spływała zielonozłota szata tak idealnie podkreślająca proporcjonalne, męskie ciało.

            Im bliżej ziemi tym mniej słońca docierało do strzelistego korytarza, by w pewnym momencie zaniknąć całkowicie, gdy mężczyzna począł zagłębiać się pod sędziwe drzewo rzadko uczęszczaną drogą. Tylko on jeden miał prawo zapuszczać się w te rejony. Wybudowane przed wieloma wiekami przejście służyło członkom królewskiej rodziny tylko podczas najważniejszych uroczystości – przesilenia wiosennego oraz jesiennego, a jednak zdarzały się momenty, kiedy to Duchy Ziemi same wzywały głowę elfickiej społeczności – co miało miejsce w tym wypadku.

Panującą pod ziemią ciemność oświetlało subtelne światło fosforyzującego fioletem kryształu, który władca trzymał w dłoni. Ukrył go jednak na powrót w kieszeni szaty, gdy otwierając stare lecz wytrzymałe i nadal piękne wrota przestąpił próg komnaty, którą wypełniały drobne ogniki wiszące w powietrzu. Pomieszczenie było jednak całkowicie puste, zaś sklepienie stanowiły wyłącznie korzenie pradawnego drzewa. To właśnie w tym miejscu Duchy ukazywały swą prawdziwą postać i przekazywały swoją wolę władcy, który to zobowiązany był do wypełnienia ich poleceń dla dobra ogółu.

Elf czuł, jak opuszki palców zaczynają go swędzieć od przepływających przez jego ciało sił natury.  Oczyścił umysł i zamknął oczy skupiając się na drganiach powietrza, na mocy, jaką mógł bez trudu wyczuć wokół siebie. Pozwolił by bicie jego serca zrównało się z pulsowaniem ziemi pod stopami, by jego istnienie zsynchronizowało się z prastarymi Duchami i wtedy też na jego twarzy rozbłysły zielenią niewidoczne dotąd tatuaże świadczące o mocy powoli krążącej w całym jego organizmie, jakby wymieszała się ona z krwią.

Gdy elf otworzył oczy widział to, co do tej pory było dla niego niedostrzegalne – dwie postacie zespolone z glebą ścian, które wydawały się wychodzić z ciemnej, twardej ziemi otaczającej władcę ze wszystkich stron. Ich ciała zaczynały się od pasa, a ich kolor przywodził na myśl drewno skryte głęboko pod korą, gdzie niegdzie poprzeplatane zielenią mchu. Intensywnie niebieskie oczy były łagodne, elektryzujące, zaś w miejscu włosów piękne twarze przechodziły w istny las. To, co reprezentowały sobą te dwie istoty napawało lękiem, ale i zapierało dech w piersiach, wzbudzało szacunek, odkrywało majestat natury obecny nawet tak głęboko pod powierzchnią ziemi.

Władca ukłonił się nisko Duchom, które wezwały go mając zapewne ku temu ważny powód. Każde spotkanie z nimi było dla niego zaszczytem, zaś tym razem w serce elfa wkradał się niepokój. Cóż mogło być na tyle ważne, że Duchy skontaktowały się z nim we śnie wzywając go do siebie?

- Dziękujemy, że zechciałeś się zjawić. – duże oczy żeńskiej Duszy zwróciły się w stronę władcy, a trudny do opisania głos wypełnił pomieszczenie. Wydawał się nie mieć brzmienia, a jedynie zapach, świeży, specyficzny, jak skąpana w deszczu ziemia.

- Od pewnego czasu, coś stoi na przeszkodzie naszym kontaktom z Duchami innych żywiołów. – zabrał głos męski Duch. Ton jego głosu był niczym szelest liści, czy też ocierających się o siebie źdźbeł trawy. – Wiesz, jak ważne dla utrzymania pokoju pomiędzy rasami są nasze porozumienia.

- Jeśli ten stan się utrzyma może wybuchnąć wojna. – wtrąciła Dusza. – Cokolwiek się stało musimy znaleźć tego przyczynę i zlikwidować ją dla dobra wszystkich. Wybraniec musi wyruszyć na południe w kierunku Puszczy Poległych. Tylko Sługa Lasu będzie wiedział, co się stało, tylko on może nam pomóc.

- Wybraniec musi wyruszyć sam. Nie chcemy wzbudzać niczyich podejrzeń, by nie wykorzystano naszej słabości, ale i by nie obawiano się, iż to my zaatakujemy.

- Kto mógłby posiadać moc zdolną zakłócić porządek panujący od stuleci? – to wydawało się tak nierealne, że władca z ogromnym trudem akceptował prawdy, jakimi dzieliły się z nim Duchy Ziemi. Nie śmiał wątpić ich słowom, bez reszty ufał ich ocenie sytuacji, a jednak... – Czy to w ogóle jest możliwe, by przyczyniła się do tego żywa istota? – spoglądał na poważne, zamyślone oblicza.

- Ludzie rozwijają się niebywale szybko, rosną w siłę, odchodzą od dawnych ideałów i wierzeń. – starał się udzielić odpowiedzi Duch, a rysy jego twarzy wyostrzyły się i stężały. – Przestają w nas wierzyć, nie szanują, chcą zostać panami świata. Czy jednak są już w stanie wyrządzić taką krzywdę? Nie wiemy.

- Unikajcie konfliktów i trzymajcie się z daleka od innych ras, póki nie będzie jasne, co zaszło. – Dusza zamknęła oczy.

- A wybraniec?

- We właściwym czasie rozpoznasz go i nie będziesz miał wątpliwości, co do znaku, jaki na niego wskaże.

- Postępuj rozsądnie. – niebieskie oczy Ducha również ukryły się za powiekami i obie istoty wtopiły się w ścianę z czystej ziemi pozostawiając władcę samego z myślami i ognikami, które bezustannie rzucały migotliwe światło na wszystko w około.

 

Gwar, jaki panował na największej polanie Ostoi Pośród Liści płoszył zwierzęta, które nie pojmując znaczenia zgromadzenia, jakie miało tam miejsce, niepewnie poruszały się między drzewami spodziewając się w każdej chwili ataku. Nie często elfy zachowywały się tak głośno, jak właśnie w tej chwili, kiedy to tylko minuty dzieliły je od poznania powodu, dla którego wszyscy mieli znaleźć się razem w tym miejscu. Kiedy stało się jasnym, iż nikt nie ma złych zamiarów w stosunku do zwierząt przyroda wydawała się wyczekiwać władcy podobnie jak elfy.

Podniecenie rosło w miarę, jak tłum zaczynał się niecierpliwić obawiając się najczarniejszych scenariuszy. Nie często zbierano wszystkich razem, by coś ogłosić, tak jak miało to miejsce teraz. Nic, więc dziwnego, że atmosfera po chwili stała się napięta, a szepty przechodziły w głośne krzynki. Każdy chciał coś dorzucić, podzielić się obawami i spostrzeżeniami.

I nagle wszystko ucichło, kiedy to władca pojawił się w asyście swoich straży i wspiął się na podwyższenie, z którego mógł ogarnąć tłum swoich poddanych. Piękne twarze zwrócone były w jego stronę, setki oczu śledziły jego poczynania, ich usta poruszały się w niewypowiedzianych na głos słowach. Oni czekali, a więc nie mógł dłużej trzymać ich w niepewności. Gdzieś tam między nimi mógł stać wybraniec – ten, zadaniem, którego będzie dotrzeć do jedynego człowieka, który mógł pomóc w jakże trudnej sytuacji, w której znalazły się elfy. Nie było sensu zwlekać. Czekali już wystarczająco długo.

- Rozmawiałem dziś z Duchami! – zaczął podniesionym głosem, by dosłyszeli go także ci, którzy stali na samych obrzeżach polany niemal ukryci pośród drzew. – Są zaniepokojone, ponieważ coś unosi się w powietrzu. Rozejm między rasami może zostać zerwany, gdyż Duchy straciły możliwość kontaktowania się między sobą. Jesteśmy skazani na samych siebie. – tłumaczył poważnie, a jego głos ani razu nie zadrżał, nie stracił na sile, nie było w nim wahania. – Naszym obowiązkiem jest utrzymanie pokoju za wszelką cenę, a więc musimy osunąć się w cień do czasu znalezienia rozwiązania. Nie wolno nam prowokować innych, ani dać się sprowokować. Nie możemy dopuścić do wojny!

            Wrzawa powstała w mgnieniu oka. Najstarsi pamiętali czasy wojny, jaka wstrząsnęła światem całe tysiąclecia wcześniej. Była to pierwsza wojna o dominację, którą wszczęli ludzie. Elfy nie chciały brać w niej udziału, ale nie miały wyjścia. Ludzie chcieli podporządkować sobie wszystkie inne rasy, a jeśli ktoś stawiał szczególny opór był eliminowany. Tak właśnie wyginęły smoki, chociaż krążyły pogłoski jakoby elfy z gór, które krzyżowały się z ludźmi miały władzę nad ostatnim smokiem czyniąc z niego machinę bojową na wypadek kolejnej wojny. Nikt nie mógł niestety potwierdzić tych plotek, a górskie elfy trzymały się z daleka od innych i nie były skore do zwierzeń.

- Musimy być przygotowani na wszystko, ale nie możemy zapominać, że walka to ostateczność, której musimy uniknąć. Potrafimy się bronić, jesteśmy gotowi na każdą ewentualność, ale nie jesteśmy wojownikami. Duchy chcą by wybraniec wyruszył na południe do ostatniego Druida...
- Aaa! – krzyk pośród tłumu przerodził się w pisk. Zapanowało poruszenie, elfy rozstępowały się, straż zasłoniła władcę, który zaskoczony przerwał swoją przemowę. Wystarczyła chwila, by po prawej stronie tłumu powstała wyrwa, która pozwoliła rozeznać się w sytuacji elfom stojącym na podwyższeniu.

            Wysoka, smukła postać o kasztanowych włosach sięgających niemalże pasa szarpała się stojąc w miejscu. W ciemnych oczach czaił się strach, gdy piękny, stosunkowo młody elf spoglądał na swoje stopy, które zamieniły się w korzenie. Gdzieś tam pod tą grubą warstwą drewna kryły się przecież jego złote buty! Tego, co się działo nie była w stanie zasłonić nawet biało-złota szata. Jego gładkie, proste włosy unosiły się w górę pasmami zamieniając w cieniutkie, elastyczne gałązki wierzby o drobnych listkach. Było jasne, że nie pojmuje, co się dzieje. I nie tylko on. Otaczające go osoby wydawały się nie mniej przestraszone i zupełnie nie wiedziały, co czynić. Biernie patrzyły, jak jeden z nich powoli zamienia się w... No, właśnie. W co?

- Oto wybraniec, który uda się w podróż! – zakrzyknął władca odnajdując w zaistniałej sytuacji znak dany mu przez Duchy. Jego słowa sprawiły, że na nowo zapadła cisza i tylko młody elf szamotał się bezskutecznie próbując się uwolnić. Nagle dotarło do niego to, co zostało powiedziane.

- Ja? – wytrzeszczył oczy, zaś jego włosy i nogi wróciły do normalnego stanu, przez co upadł na ziemię tracąc równowagę. Rozejrzał się niepewnie, ale w około nie działo się nic szczególnie podejrzanego, władca nie dodał więcej ani słowa, a jedynie wpatrywał się w niego przenikliwie zielonymi oczyma. – Sam?!

 

 

  

 

4 komentarze:

  1. Lassë - imię kojarzy mi się z "Dziećmi z Bullerbyn" i to tyle, co zapamiętałam z tej książki, ale wystarczyło, bym ją miała za co lubić. xD Mam taką słabość to tego imienia.Muszę Ci też powiedzieć, że od początku czytania miałam wrażenie, jakbym unosiła się kilka centymetrów nad ziemią. Od razu wczułam się w klimat natury, elfów, lekkości związanej z tymi dwoma. Nagłówek od razu wskazuje na tematykę i szczerze powiedziawszy rozczulam się strasznie. (że też promotorka zrezygnowała z tego, abym pisała o elfach... boi się tematu, heh). Obraz chłopaka, który... nieźle się zakorzenił, rozbawił mnie i zmienił nastrój po tym poprzednim, melancholijnym.Niecierpliwie oczekuję soboty! ;3(mogłabyś wyłączył kod do komentarza? xD)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aj nie wiem co napisać:) Dopiero co znalazłam Twojego bloga, a już czuję, że zostanę tu na długo, a moje "cenne" godziny przeznaczone na pisanie pracy dyplomowej w magiczny sposób wyparują przy czytaniu Twoich opowiadań. Jako człowiek wybredny i ciężko znajdujący bloga przypadającego do gustu i na tyle ciekawego, by mieć chęć dalej czytać, muszę przyznać, że tutaj już po jednym rozdziale jestem niemal pewna, że im dalej będę czytać tym bardziej będę ciekawa co się wydarzy :) Opis miasta jest fantastyczny! - czułam się jakbym była w lesie, patrzyła na korony drzew i widziała wszystko to co opisujesz. Po przeczytaniu opisu owych dwóch duchów podejrzliwie patrzyłam na ściany, czy aby na pewno i u mnie jakaś podobna postać się nie pojawi z jakąś sensacyjną wiadomością :P (tak, wiem raczej nie możliwe, ale siedząc samemu w domu, o 1:40 w nocy ma się czasem dziwne myśli słysząc niezidentyfikowane szmery :)
    Hmmm..... trudno mi cokolwiek jeszcze napisać, więc wracam do lektury, a Tobie życzę niekończącej się weny i fantastycznej wyobraźni, której przedsmak miałam okazję zobaczyć w tym rozdziale :) Mam nadzieję, że szybko nadgonię zaległości i będę mogła na bieżąco czytać tego bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    początek bardzo interesujący, tak nie podważany dowód że jest wybrańcem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, i bardzo ciekawy początek opowiadania, tak, tak nie podważany dowód że jest wybrańcem... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń