niedziela, 31 stycznia 2016

37. Wspomnienia nadchodzących czasów

Dziewczyna potarła o siebie dłonie i wzięła kilka głębokich oddechów. Wprawdzie wspinanie się nie było jej obce, ale nie odczuwała z tego powodu szczególnej radości. Doskonale wiedziała, że skończy cała poraniona, jako że drzewa nigdy nie chciały z nią współpracować. Wzięła się jednak w garść i stawiając nogę na rękach Deviego, pozwoliła się podsadzić i wspięła się na pierwsze gałęzie.
- Nie martw się, jeśli spadniesz, złapię cię! - zapewnił chłopak, a ona spojrzała na niego wymownie z góry.
- Jeśli spadnę? Też mi pocieszenie. - syknęła, zaś chłopak roześmiał się ciepło w odpowiedzi.
Rambë dzielnie pięła się coraz wyżej i wyżej, a drzewo zdawało się rosnąć coraz szybciej, im większą trasę pokonywała. Czy ono w ogóle miało jakiś wierzchołek? A może na jego końcu po prostu znajdowała się chmura, na której mieszkał olbrzym? W końcu jednak stosunkowo rzadkie gałęzie zaczęły porastać gruby pień coraz gęściej, co z jednej strony ułatwiało jej zadanie, jednakże z drugiej sprawnie je utrudniało.
W końcu dziewczyna zdołała jednak stanąć na najwyższej stabilnej gałęzi i spojrzała ponad koronami drzew na roztaczający się wokół świat. Była zachwycona widokiem, jaki się przed nią roztaczał. Zielony baldachim nagle stał się gęstym kobiercem, zaś niebo wydawało się bardziej błękitne niż zazwyczaj i tak nisko zawieszona na nieboskłonie, że gdyby się postarała, mogłaby go prawdopodobnie dotknąć.
- Pięknie. - szepnęła do siebie i rozejrzała się uważnie.
Gdzieś tam musiał znajdować się cel podróży krasnoludów, miejsce, do którego zabierali jej towarzyszy. Góry znajdowały się jednak zbyt daleko, by można było wziąć je pod uwagę, a wzniesienia wbrew pozorom nie rzucały się jej w oczy. Dostrzegła jednak wierzchołki zamkowych wież, co zwróciło jej szczególną uwagę. Krasnoludy lubowały się wprawdzie w kamiennych pałacach, ale czy opuszczone ludzkie siedziby również wchodziły w grę?
Zejście z drzewa zajęło jej zdecydowanie mniej czasu niż wdrapanie się na nie, chociaż wydawał się on wtedy płynąc zupełnie inaczej. Ostatecznie była niestety zmuszona zeskoczyć z ostatnich gałęzi i polegać na umiejętnościach i sile Deviego. Chłopak złapał ją pewnie i bez większych trudności, a na jego twarzy rozkwitł pewny siebie uśmiech.
- Mówiłem, że cię złapię. - zagaił.
- Zauważ jednak, że nie spadałam. - odparła niemal zalotnie. - W pobliżu znajduje się tylko zamek należący kiedyś do ludzi. - sprowadziła ich oboje na ziemię. - Żadna z naszych ras takich nie buduje, więc to na pewno ludzki twór.
- Tak się skierujemy. - postanowił Devi. - Ludzie również gromadzili złoto i kosztowności, więc istnieje możliwość, że grupka krasnoludów postanowiła przejąć ich skarbce, kiedy już wybito śmiertelników co do jednego.
Spojrzeli na siebie i zgodnie kiwnęli głowami. Decyzja została ostatecznie podjęta i teraz Rambë zaczęła kreślić na ziemi szkic mający pomóc im w dotarciu do wspomnianego zamku. Wprawdzie nie należała do osób, które łatwo błądzą w lesie, ale i nie wierzyła swoim umiejętnością w stopniu należytym, toteż wolała dmuchać na zimne i zapewnić sobie pomoc w osobie stworzonego przez magię dżinów chłopaka.
Ruszyli na przełaj, brnąc przez zarośla i krzaki, co miało im pomóc w niezgubieniu właściwego kierunku. Nie było to najszybsze i najrozważniejsze wyjście, toteż szybko z niego zrezygnowali ze względów bezpieczeństwa. Nie chcieli przecież wpaść w łapska krasnoludów, jeśli i oni mieliby wątpliwe szczęście natknąć się na zwiad.
Zaczęli więc wyszukiwać bezpieczniejsze, w miarę uczęszczane przez zwierzęta ścieżki, co ułatwiało im drogę, jak również pozwalało na łatwiejsze zatarcie własnych śladów. Musieli jednak pamiętać o bezustannym sprawdzaniu kierunku marszu, aby nie dodali sobie niepotrzebnie drogi. Ich przyjaciele oraz jedna uciążliwa przybłęda byli w niebezpieczeństwie, a więc ich ratunek nie mógł odwlekać się w nieskończoność.
Uświadomiwszy sobie z całą mocną znaczenie, jakie teraz mieli dla całego świata, postanowili działać rozsądniej niż początkowo zakładali. Przeznaczenie potrzebowało całej czwórki Wybrańców, więc każdy błąd mógł ich drogo kosztować. Sytuacja wydawała się coraz bardziej skomplikowana im więcej o niej myśleli. Czy mogli znaleźć złoty środek między wymaganym pośpiechem, a potrzebą zachowania szczególnej ostrożności?
- W takim tempie nigdy nie dotrzemy na miejsce i nikogo nie uratujemy. - mruknął poważnie Devi, kiedy kolejny już raz musieli zboczyć trochę z obranej drogi by później z trudem na nią powrócić.
- Co więc chcesz zrobić? Mamy związane ręce...
- Nie do końca. - chłopak potarł ręką brodę i uśmiechnął się pod nosem. - Mogę spróbować użyć mocy Żywiołu. Krasnoludy są związane z Ziemią, więc...
- Więc nie mogłeś wcześniej o tym pomyśleć?!
- Prawdę mówiąc dopiero teraz na to wpadłem.
- Ehh, doprawdy...
Po głośnym westchnieniu dziewczyny nastąpiła chwila ciszy, kiedy to Devi zbierał siły na połączenie się ze swoim Żywiołem.
Rambë miała wrażenie, że słyszy ciche mamrotanie, kiedy usta jej towarzysza poruszały się jakby rozwierane wyłącznie oddechem, a po chwili otoczyły ją szepty tak ciche, jak szum wiatru w pogodny, ciepły dzień. Zupełnie jakby szeptały drzewa i kwiaty, wszystkie kamienie. Odgłosy przybierały na sile, zdawały się szeptać jedne przez drugie i o ile początkowo było to piękne, o tyle teraz irytowało, ogłuszało, było nie do wytrzymania.
Devi jednak nadal stał jak wcześniej, zupełnie nieporuszony. Zamknięte oczy prezentowały długie rzęsy na jego jasnych policzkach, a włosy niedbale rozsypywały się po urodziwej twarzy utkanej z ludzkich genów oraz dawnej magii. Wyglądał pięknie, egzotycznie, tak inaczej od innych młodych mężczyzn, z jakimi miała kontakt do tej pory. Jego rysy były delikatne, nieomal kuszące. Devi zdecydowanie zaliczał się do urodziwych mężczyzn, którym łatwo było zdobywać zaufanie kobiet nie dlatego, że wiedział ja wykorzystać swoje atuty, ale dlatego, że po prostu był sobą.
Jego subtelnie zarysowane usta wygięły się w uśmiechu, kiedy uchylał powieki.
- Ziemia wskaże nam drogę i pomoże szybko dostać się w miejsce, w którym znajdziemy naszych przyjaciół. - powiedział, a przed nimi z ziemi wyłoniła się krecia główka. Zwierzak szybko rozejrzał się niemal niewidzącymi oczkami i uciekł pod powierzchnię na tyle płytko, że jego niesłychanie szybkie kopanie zostawiało ślady widoczne dla dwójki Wybrańców. - A oto nasz przewodnik. - powiedział zadowolony z siebie Devi i złapał Rambë za rękę. Pociągnął ją za kretem wyraźnie zadowolony z tego, jaką pomoc uzyskał od swojego Żywiołu, choć ona patrzyła na to raczej sceptycznie.
Choć początkowo musieli naprawdę uważać aby nie stracić kreta z oczu, szło im nie najgorzej i szybko zdołali przyzwyczaić się do ruchów ziemi, w miejscach gdzie kopało niewielkie zwierzątko. Nie łatwo było to przyznać, ale pomoc Ziemi okazała się naprawdę niezastąpiona, ponieważ poruszali się do przodu zdecydowanie szybciej, zaś w pewnej chwili zarówno Rambë, jak i Devi poczuli znajomą aurę mocy otaczającą dwójkę przyjaciół. Wiedzieli już, że są niemal na miejscu. Może nie w zamku, do którego planowali dotrzeć, ale blisko prawdziwego celu. Zwolnili więc, zaś Devi znowu rozpoczął swoją cichą rozmowę z Ziemią. Krecik wystawił nos na powierzchnię, pociągnął nim kilka razy i zniknął im z oczu.
Spojrzeli po sobie rozumiejąc się bez słów. Teraz wszystko zależało od nich. Uzupełniając się idealnie, nasłuchiwani, starali się wyczuć unoszące się w powietrzu zapachy, szukali śladów przemarszu oraz magii. W końcu trafili na wyraźnie połamane gałęzie, na odbite w wilgotnej ziemi buciory oraz bardzo niewyraźny szum rozmów.
Kierując się pod wiatr, zbliżyli się do obozowiska krasnoludów w chwili, kiedy jeden z nich, najlepiej uzbrojony i najmocniej zbudowany, słał wyzywające spojrzenie w stronę Eressëa.
- Pokaż mi swoją wężową postać. Jesteś wężem, więc pokaż mi węża. - padło z ust krasnoluda i nawet Rambë oraz Devi zamarli.
Znaleźli się w najmniej odpowiednim dla nich miejscu i w najmniej odpowiednim czasie, a zarazem w najlepszym miejscu i najlepszym możliwym czasie dla swojego przeznaczenia.
Na podjęcie decyzji o tym, co robić mieli zaledwie chwilę, kilka, w najlepszym wypadku kilkanaście sekund, jeśli smok jakimś cudem nie kupi im więcej bezcennych chwil na pozbieranie myśli.
- Nie jestem rzadkim zwierzęciem, które trzyma się blisko ku uciesze tłumów. - smok uniósł się dumą. - Nie wiem, z kim do tej pory miałeś do czynienia, ale najwyraźniej nie natknąłeś się wcześniej na węża. My nie skaczemy jak nam zagrają, nie zmieniamy się na życzenie. - Eressëa spojrzał na krasnoluda z pogardą i wyższością. Grał na czas, starał się być przekonywający, wymknąć się z zastawionej na niego pułapki. - Obetnij mi głowę, a odrosną dwie, zaś krew rozpryskująca się na twoje ciało zacznie je powoli rozpuszczać w truciźnie. Nie jestem posłuszną zwierzyną, która zrobi co jej rozkażesz.
- Nie licz na to, że pozwolę ci żyć jeśli nie udowodnisz, że jesteś zwyczajnym wężem. Nie wierzę ani jednemu twojemu słowu, a więc muszę mieć dowód.
- W przeciwnym razie mnie zabijesz? Tak bez sprawdzenia z kim masz naprawdę do czynienia?
- Już ja zadbam o to, żebyś cierpiał umierając. - odgrażał się krasnolud sięgając do pasa po topór, który miał mu posłużyć do straszenia i ewentualnego okaleczania stawiającego opór mężczyzny.
Teraz dwójka ukrytych w cieniu drzew Wybrańców nie miała innego wyjścia, jak zareagować. Może i mieli tego później żałować, ale równie dobrze mogło nie być żadnego „później”, kiedy Czempioni Pradawnych Żywiołów zaczną niszczyć ich świat.
Devi westchnął głośno i skinął na dziewczynę. Mieli tylko jedno wyjście w takiej sytuacji – zaskoczyć ich. Ciało chłopaka pokryła zbroja, toteż sięgnął do głowy po szpady i wyszedł z ukrycia pewnym, zdecydowanym krokiem.
- Co my tu mamy? - zagaił zawadiacko. - Gromadę pokurczów i... mmm. - zamruczał patrząc na Haydee.
Krasnoludy poczuły się wyraźnie dotknięte, ale i pewne siebie, kiedy uznały, że chłopak jest sam. Wtedy jednak pojawiła się za nim Rambë z batem w dłoni. Ona również przesunęła wzrokiem po swoich potencjalnych wrogach i zmarszczyła nos z pogardą.
- Nie wyglądają na wartościową zdobycz. - zauważyła z namysłem.
Ich gra właśnie się rozpoczynała.

1 komentarz:

  1. ~Safira Luna Blacke31 stycznia 2016 21:22

    znowu skończyło sie na niedopowiedzeniu, ech:-)

    OdpowiedzUsuń