niedziela, 3 stycznia 2016

34. Wspomnienia nadchodzących czasów

Cisza. Niby zawsze taka sama, a jednak tak wiele posiadała znaczeń. Radość, smutek, zaskoczenie, wzruszenie, kompromitacja, naturalność, niezręczność... Ta, która teraz zapanowała między nimi była ciężka i gęsta od niewypowiedzianych myśli, od licznych domysłów i ostrzeżeń wysyłanych przez intuicję. Była męcząca, lodowata niczym wody skrytego w cieniu jeziora. Jak jedna kobieta potrafiła tak namieszać w ich stosunkowo ustatkowanych relacjach? Podróżowali wspólnie od jakiegoś czasu, poznawali się coraz lepiej, rozumieli swoje zalety i wady, aż tu nagle pojawiła się ONA i wszystko zaczęło się sypać. Chociaż nie. Nie wszystko. Rambë, Seet-Far i Devi zbliżyli się do siebie za sprawą niebezpieczeństwa, które przeczuwali. Wprawdzie wciąż grali sobie na nerwach, ich relacje przypominały teraz braterstwo, które miało wszelkie podstawy przetrwać o wiele dłużej niż gdyby łączyły ich tylko przyjacielskie relacje. Wspólnie mogli pokonać to, co czaiło się w cieniu, co czyhało na nich w każdym spojrzeniu Haydee.
- Dziękuję. - powiedziała szeptem Rambë, kiedy Devi podał jej gotowe zioła. Dotąd nawet nie zauważyła, że siedziała skulona i próbowała rozmasować obolały brzuch.
Chłopak uśmiechnął się do niej w odpowiedzi. Doskonale wiedział, co dzieje się teraz z jej ciałem, co musi przeżywać i jak trudno jest jej sobie z tym poradzić. W wiosce, w której zamieszkał musiał radzić sobie z takimi przypadkami niebywale często. Jako medyk, a za takiego uchodził dzięki swojej rozległej wiedzy zdobywanej przez lata, nie były mu obce ani dolegliwości mężczyzn, ani tym bardziej kobiet.
Zdecydowanie inaczej przedstawiała się sytuacja w przypadku smoka, który wydawał się rozrywany przez sprzeczne uczucia, które obudził w nim zapach Rambë. Miało się wrażenie, że popada w otępienie za sprawą nieznajomej dziewczyny i budzi się z niego dzięki hybrydzie. Czy było to w ogóle możliwe? Czy jego ciało mogło być tak dalece wyczulone na seksualne pokusy i potrzeby, które tłumił w sobie od wieków?
W nieśmiałym przebłysku świadomości spojrzał podejrzliwie na Haydee, która z niewinną miną obdarzyła go filuternym uśmiechem. Położyła dłoń na jego kolanie i to wystarczyło, by oczy smoka zaszły mgłą rozkoszy.
- Nie wytrzymam tego dłużej! - pobudzona przez szalejące hormony Rambë wstała gwałtownie z miejsca i podeszła do siedzącego naprzeciwko niej Eressëa. Złapała go gwałtownie za ramię i odepchnęła od kobiety, która wydawała się zaskoczona jej zachowaniem. - Łapy precz od naszego smoka! - warknęła. - Leżeć! - syknęła na mężczyznę, który próbował się podnieść. Hybryda położyła stopę na jego piersi i przygwoździła go do ziemi. - Powiedziałam leżeć! Pieprzyć to! - rzuciła jeszcze do siebie i usiadła bezceremonialnie na biodrach zdecydowanie starszego od siebie smoka. Złapała go pod szyją za płaszcz i przyciągnęła do siebie całując mocno, zapamiętale. Jeśli to nie otworzy mu oczu i nie złamie czarów nieznajomej, Rambë wątpiła, że uda jej się znaleźć inny sposób. Teraz miażdżyła swoimi ustami usta Eressëa, a jej zapach był tak intensywny, że smok poczuł go całym sobą, zaś w jego spodniach rozgrywała się właśnie istna rewolucja, którą dziewczyna z zaskoczeniem odczuła na pośladkach.
Uświadomiwszy sobie, co tak naprawdę czuje, speszona podniosła się z klęczek i wróciła w swoje bezpieczne miejsce między dwójką przyjaciół, ponieważ w tej chwili naprawę czuła, że może ich nimi nazywać. Seet-Far oraz Devi byli bowiem gotowi rzucić się jej z pomocą gdyby tylko jej potrzebowała. Na szczęście smok naprawdę odzyskał zmysły i teraz przytomnie spoglądał na nich wszystkich.
- Co jest grane! - Eressëa był naprawdę wściekły. Spojrzał z obrzydzeniem na swoje pobudzone ciało i zignorował je rzucając gromy w stronę Haydee, która nie wiedziała, co powinna ze sobą zrobić i jak zareagować. Najwyraźniej nie przewidziała, że wszystko potoczy się w taki sposób. - Co mi zrobiłaś?!
- Nic! - odpowiedziała trochę spanikowana, ale całkiem szybko nad sobą zapanowała. - Nic! - powtórzyła z mocą. - To nie moja wina, że tak reagujesz na kobiety! - ugodziła go tymi słowami naprawdę mocno. - Popatrz na siebie! Twoja tęsknota za innym ciałem jest tak dobrze wyczuwalna, że gdyby była materialna, można by się o nią zabić.
Eressëa doskonale o tym wiedział, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Czy dostrzegał jednak tę odrobinę fałszu, jaka na pewno pojawiła się w słowach kobiety? Bo czy Rambë nie była samicą, a jednak nie reagował na nią w ten sam sposób, co na Haydee.
Seet-Far stanął u boku smoka i położył dłoń na jego ramieniu zaciskając mocno palce. Chciał w ten sposób nie tylko okazać wsparcie, ale i przypomnieć smokowi o czymś, o czym ten najwyraźniej zapomniał – że słowa przygarniętej przez nich nieznajomej, nie były do końca prawdą. Przecież Eressëa miał już swoją chwilę słabości, kiedy to rozładował seksualne napięcie. Haydee na pewno nie wiedziała, do czego między nimi doszło, toteż mogła do woli próbować omamić smoka raz jeszcze. Tym razem żaden z jego towarzyszy nie planował do tego dopuścić.
- Obawiam się, że to nie takie proste, jak ci się wydaje. - Seet-Far uznał, że skoro zrobił pierwszy krok to wypada postawić także następny. Ten jeden raz to nie on będzie ratowany, a bardzo możliwe, że i na tym skorzysta. - Mogę udowodnić, że jego wstrzemięźliwość nie ma z tym nic wspólnego. - oświadczył i tak jak wcześniej Rambë, tak teraz to on wpił się w usta jakże rozchwytywanego smoka.
Eressëa nie pozostał obojętny, jego dłonie w jakiś niezrozumiały do końca sposób odnalazły pośladki mieszańca i zacisnęły się na nich zaborczo. Nawet jeśli mózg nie pracował do końca sprawnie, ciało najwyraźniej tak.
- O kurwa. - wyrwało się z ust hybrydy, która zaskoczona nie niej swoimi słowami, co tym czego była świadkiem, zakryła usta dłonią.
- Dobrze powiedziane. - rzucił trochę rozbawiony Devi i złapał ją za dłoń, kiedy zrozumiał, że dwójka jego towarzyszy pozwoliła się w pełni pochłonąć pragnieniu. - Chodź. Nic tu po nas. Wrócimy za jakiś czas. - pociągnął dziewczynę za sobą w las. Nie było sensu słuchać czy oglądać miłosnych ekscesów smoka i mieszańca, na sen nie było najmniejszych szans, więc równie dobrze mogli pozwolić sobie na długi spacer i rozmowę, jeśli tylko na taką mieliby ochotę.
Nie przejmowali się Haydee, zostawili ją zszokowaną, a sami odbiegli kawałek. Nie puszczali swoich dłoni by nie zgubić się pośród panującego w lesie mroku. Niczym dwójka dzieci szli ramię w ramię omijając wszelkie przeszkody. Czy byli w stanie wrócić do obozu skoro wszystko nocą wygląda tak samo? Tym Devi się nie przejmował. Nie był może magiem jak jego opiekun, ale znał kilka prostych sztuczek, które pozwalały mu bez najmniejszych problemów odnaleźć właściwą drogę w ciemnościach. Nie chciał jednak ryzykować, że on i jego towarzyszka zgubią siebie nawzajem między drzewami. Nie mieli przecież czasu na bezcelowe błądzenie. I tak zmarnowali go już wystarczająco dużo, a teraz wciąż go mitrężyli, chociaż powód takiego stanu rzeczy był zgoła inny.
Podczas gdy najbardziej niewinna dwójka dała im trochę prywatności, Eressëa oraz Seet-Far tkwili pochłonięci sobą i pocałunkiem bezustannie w tej samej pozycji. Ich usta wydawały się walczyć o dominującą pozycję, zaś dłonie chłonęły ciepło ciała drugiej osoby. Haydee przestała się dla nich liczyć, zaś świat został zamknięty w ciasnej przestrzeni nieistotnych szczegółów, na które nie planowali zwracać żadnej uwagi.
Niestety, rzeczywistość sama upomniała się o ich uwagę, kiedy dobrze zapowiadające się pieszczoty zostały przerwane przez niespodziewanych gości. Pozostała w obozie trójka została bowiem otoczona przez niskie, krępe postaci, które wyrosły wokół nich jak spod ziemi. Nawet wyczulone zmysły smoka nie były w stanie wyczuć zagrożenia wcześniej. Jak to w ogóle możliwe? Nad tym chwilowo nie mieli czasu się zastanawiać, ponieważ kłopoty wisiały w powietrzu.
- Kurwa jego mać! - zaklął pod nosem smok. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że dla krasnoludów, które właśnie ich otoczyły byłby nie lada zdobyczą, gdyby tylko ujawnił jakiekolwiek ze swoich licznych możliwości i mocy przypisanych jego gatunkowi. Nawet gdyby pokonał większość z nich, reszta wezwałaby posiłki, zaś on stałby się więźniem i strażnikiem krasnoludzkich skarbców. Przeklął w duchu raz jeszcze. W takiej sytuacji nie mógł pomóc ani sobie, ani towarzyszom, a tym samym mógł jedynie liczyć na pomoc innych, co irytowało go jeszcze bardziej niż czysta bezczynność. Zdecydowanie nie został stworzony do radzenia sobie z podobnymi sytuacjami. Był smokiem! Liderem i wojownikiem, a nie tchórzem czekającym na ratunek!
- Powinienem...
- Nie! - Eressëa syknął przerywając Seet-Farowi dopiero rozpoczęte pytanie. - Chcesz stać się elementem ich kolekcji? Twoja wartość jest tak wysoka, że zostaniesz zamrożony w bryle lodu na tysiące lat, więc nie. Nie powinieneś się przemieniać. - nawet nie zdając sobie z tego sprawy, próbował zasłonić swoim ciałem towarzysza.
Czy któryś z nich pamiętał w ogóle o Haydee? Nie, ale i ona nie wydawała się tym przejęta. Patrzyła na krasnoludy z zaciekawieniem i błyszczącą w lazurowych oczach pewnością siebie. Kimkolwiek była i cokolwiek potrafiła, wiedziała, że poradzi sobie bez niczyjej pomocy. Świadczyła o tym jej swobodna postawa i udawana niewinność.
- Co my tu mamy! - zagrzmiał jeden z krasnoludów. Najwyraźniej to on sprawował dowodzenie nad grupą zwiadowczą, która właśnie się na nich natknęła. Był krępy, niski, jak oni wszyscy i naznaczony na zarośniętej twarzy licznymi, doskonale widocznymi bliznami. Nie był nowicjuszem, a to znaczyło, że może stanowić problem, jeśli tylko wyczuje w nich namiastkę ras.
Zazwyczaj każdy starszy był do tego zdolny, ale jednocześnie starsi czy doświadczeni potrafili ukrywać się znakomicie. Eressëa mógł zataić fakt, że jest smokiem, Seet-Far na pewno wzbudzi jednak zainteresowanie, ponieważ jego mieszana krew pochodziła od niezwykle rzadkich ras.
Tylko Haydee była niewiadomą i jak się okazało, ich asem w rękawie, bowiem krasnoludy, które początkowo były gotowe do starcia, teraz zaczęły zwracać na nią szczególną uwagę. Czy robiła z nimi to, co wcześniej ze smokiem?
- Zostawmy ją i uciekajmy. - zaproponował cichym szeptem mieszaniec, ale smok nie odpowiedział po jego myśli.
- Nie możemy. - rzucił równie cicho. - Jestem za nią odpowiedzialny,nawet jeśli nie byłem tego do końca świadom, kiedy ją zabieraliśmy ze sobą.
- Pakujemy się w coraz większe kłopoty. - prychnął cichutko Seet-Far i czekał na rozwój wydarzeń.

1 komentarz:

  1. ~Safira Luna Blacke3 stycznia 2016 12:10

    Hej, dzięki za rozdział, już myślałam że prędko się nie doczekam:-)

    OdpowiedzUsuń