niedziela, 2 sierpnia 2015

24. Wspomnienia nadchodzących czasów

- Rambë i Devi! - smok spoważniał i zarządził kolejną zmianę partnerów do sparingu. Liczył na to, że tym razem będzie lepiej, ponieważ chłopak wiedział czego się od niego oczekuje, zaś dziewczyna nie do końca za nim przepadała, więc najpewniej nie będzie miała nic przeciwko zrobieniu mu krzywdy. - Już! - ponaglił oboje.
Hybryda nadal była spięta, jednak tym razem coś w jej postawie mówiło jasno, że ma zamiar pokazać swojemu przeciwnikowi o ile jest lepsza od niego. Ustawiła się bardziej naturalnie uginając kolana, pokręciła głową rozluźniając mięśnie karku, jak gotowa do ataku kocica, a nawet ustawiła ramiona w pozycji obrono-atakującej, z ramieniem na wysokości twarzy oraz tym uzbrojonym w nóż przed nim.
Smok skinął głową. Widział nad czym musiał jeszcze z nią popracować, ale w końcu dostrzegł w jej szaleństwie jakąś metodę.
Devi tymczasem przygotował się do walki z przeciwnikiem posługującym się krótką bronią. Rozumiał, że dziewczyna będzie chciała doprowadzić do zwarcia i nie miał zamiaru jej w tym przeszkadzać. A przynajmniej nie za bardzo. Jego szpady były o tyle przydatne, o ile zupełnie niepotrzebne w takiej walce. Wszystko zależało od zwinności Rambë i jej pomysłu na to starcie, a więc była jedną wielką niewiadomą.
- Gotowi? - upewnił się Eressëa, a widząc skinięcie głową po obu stronach umownego pola walki, pozwolił im zaczynać.
Zaczęli od okrążania się i wypatrywania odpowiedniego momentu do ataku lub błędu przeciwnika. W normalnej walce to Devi miałby przewagę, ale dziewczyna miała w sobie moc zmutowanego ludzkimi genami smoka oraz kruka. W pewnej chwili jej oczy rozjarzyły się czerwienią, a ciało zrelaksowało całkowicie, jakby wpadła w trans, choć przecież nawet nie doszło do jednego zwarcia.
W pewnym momencie zrodzony z magii chłopak zapatrzył się w jej oczy, jego myśli odpłynęły odrobinę, a wtedy ona zaatakowała. Miał szczęście, ponieważ zdołał w porę powrócić do pełni świadomości. Skrzyżował swoje szable i złapał pchnięty w swoją stronę nóż między ostrza. Stal przesunęła się po stali wydając niezbyt przyjemny dźwięk. Dziewczyna odskoczyła znowu gotowa do ataku, ale tym razem to Devi przejął pałeczkę. Sprawnie posługiwał się swoją bronią, ale Rambë wyciągnęła w końcu drugi ze swoich sztyletów, dzięki czemu ona również była poniekąd w stanie zablokować cios chłopaka. Sprawę ułatwiał jej fakt, że jej twardej skóry nie można było przypadkowo zranić. Aby tego dokonać, należało włożyć w cios całą swoją siłę i wycelować perfekcyjnie w czułe miejsce. W przypadku jej ojca nie byłoby to takie łatwe, ale ona na pewno miała więcej słabych punktów niż każdy lócënehtar.
Unikając szpad i próbując ugodzić przeciwnika sztyletem, dziewczyna szukała także kontaktu wzrokowego. Jej spojrzenie w dalszym ciągu było krwawe, co nie zachęcało do spoglądania na nią, jednak w zwarciu oczy przeciwników musiały się czasami spotkać. Teraz też do tego doszło, chociaż tylko na chwilę. Devi poczuł coś jakby ssanie ssanie wewnątrz myśli, które ciężko było mu skupić przez tę jedną lub dwie chwile.
Chociaż ich walka nie należała do specjalnie efektownych, Seet-Far obserwował ją z zainteresowaniem. Wyłapywał wszystko to, co odstawało w tym czasie od normy, ale nie potrafiłby tego nazwać. Był wojownikiem, nie intelektualistą, jak jego młodsza siostra.
- Coś jest nie w... - zaczął, ale nie skończył.
- Możecie przerwać! - wszedł mu w słowo smok. By ugłaskać chłopaka, zmierzwił mu włosy niemal pieszczotliwie. - Dalsza zabawa nie miałaby większego sensu. Posiadacie atuty, których nie pojmujecie i dlatego są one także waszymi słabościami. A przynajmniej dwoje z was. Rambë, Seet-Far, nie panujecie nad darami przekazanymi wam przez oboje rodziców. Nawet nie jesteście do końca pewni na co was stać. Stanowicie zagrożenie nie dla wroga, ale dla siebie nawzajem. Devi, opowiedz mi o tej walce. Widziałem twoje wahanie, chociaż nie spodziewałbym się tego po tobie.
- Czasami miałem problemy ze skupieniem się. - przyznał chłopak i usiadł na trawie chowając broń w rogach. Nie wstydził się rozmawiać o swoich niedociągnięciach i niedoskonałościach, jak przystało na prawdziwego wojownika, który chce się czegoś nauczyć zanim w ogóle uzna, że przeszedł już pełne szkolenie. - To przez jej oczy. Teraz mają zwyczajny kolor, ale w czasie walki były w kolorze krwi. Kiedy przypadkowo pochwyciłem jej spojrzenie, czułem coś jakby pociągnięcie mojej świadomości w głąb czaszki.
- Tak objawia się u niej moc Kruka. - wyjaśnił szybko smok. - Tak jak Seet-Far posiada umiejętność zmiany kształtu, ale nie panuje nad mocą tiikeri. Musicie doszlifować swoje dary, musicie nad nimi zapanować.
- To nie będzie takie łatwe. - Seet-Far zmarszczył czoło w niezadowoleniu, ponieważ musiał zdradzić, że jest coś czego nie potrafi.
Dziewczyna nie przyznała się otwarcie do problemów z opanowaniem niektórych umiejętności, jednakże było oczywiste, że i ona będzie zmuszona trochę nad tym posiedzieć. Moc zaskoczyła ją tak jak wcześniej mieszańca.
- Musimy ćwiczyć nie tylko nasze wrodzone lub nabyte umiejętności, ale także wspólnie pracować nad obroną przed sobą nawzajem. - wtrącił się Devi. - Nie wiemy jakie dokładnie moce posiadają Czempioni Pradawnych Żywiołów, a więc najrozsądniej będzie wykorzystać to, co mamy, by stać się silniejszymi.
Smok zgodził się z nim od razu i przedstawił pierwszy plan samokształcenia, jaki ułożył obserwując swoich towarzyszy podczas walki. Pragnąc jak najszybciej otrzymać przynajmniej wymierne efekty, postanowił skupić się na dwójce mieszańców, jako że posiadali cenne dary, chociaż nie potrafili z nich korzystać. Dwójka ta musiała zapanować nad drzemiącą w niej siłą, a w tym zadaniu mieli pomóc zarówno Devi, jak i sam Eressëa. Zadaniem pierwszego była pomoc przyjacielowi, tymczasem drugi miał zamiar doglądać dziewczyny.
- Zaczniemy od posiłku, który wy upolujecie. - smok zwrócił się do hybrydziego duetu. – Współpracując i posługując się tymi darami, które sprawiają wam problemy, a więc mocną tiikeri i Kruka. Radzę się pospieszyć. Jeśli nic nie upolujecie to i nic nie będziecie dzisiaj jeść.
Było widać, że dwójka, której dotyczyły te słowa miała ochotę zaprotestować, ale ani jedno, ani drugie nie odważyło się sprzeciwić smokowi. I tak nic by nie wskórali, więc chowając dumę do kieszeni, ruszyli w przeciwnych kierunkach, jakby licząc na posłuszne poddaństwo tej drugiej osoby.
Smok wprawdzie westchnął ciężko, ale zostawił ich samym sobie. Jeśli mieli pokonać swoich przeciwników, musieli współpracować w sposób zupełnie naturalny, a więc prędzej czy później tych dwoje indywidualistów musiało rozbić się o swoją samolubność. Innego wyjścia nie było, a z korzyścią dla wszystkich wyjdzie wcześniejsze rozwiązanie tego problemu.
Smok i Devi zostali sami przy rozpalanym właśnie niewielkim ognisku. Zapewniło im to okazję do szczerej rozmowy obejmującej każdą dziedzinę, jaka wydawała im się istotna w czasie poznawania siebie. Jako najbardziej rozgarnięte jednostki drużyny, mieli naprawdę wiele do przedyskutowania. Tym bardziej, że Devi nie był już tak niedoświadczony jak mogłoby się wydawać. Miał za sobą długą, wyczerpującą wędrówkę, Wojnę Ras i współpracę z innymi istotami. Był więc idealnym kandydatem na odpowiedzialnego kompana zarówno w przypadku snucia planów jak i prowadzenia wszystkich innych rozmów dotyczących ich przyszłości. Mieli także niepowtarzalną okazję aby omówić wskazówki i przepowiednie żywiołów, które smok pamiętał dosłownie, zaś Devi potrafił powtórzyć własnymi słowami. Nie marnowali czasu, jaki zapewniło im pozbycie się uciążliwych, niedoświadczonych kompanów.
W tym czasie Rambë oddalała się coraz bardziej na wschód, podczas gdy Seet-Far rozglądał się za możliwą zdobyczą po zachodniej stronie niziny, którą podążali od czasu wyjścia z lasu. Dzieląca ich odległość na pewno nie miała pomóc we wspólnym schwytaniu zdobyczy, ale współpraca nie była ich mocną stroną. Podczas gdy dziewczyna usiłowała dostrzec jakieś poruszenie w trawie, chłopak zamienił się w małego, prążkowanego futrzaka o białej sierści w czerwone prążki i długich, niemal króliczych uszach. Teraz o wiele łatwiej mógł zgubić się w trawie, ale też nie zmuszał żyjących w niej zwierząt do ukrycia się. Węsząc zaczął szukać zapachu ptactwa, a na myśl o pieczonej nad ogniskiem kuropatwie ślinka napłynęła mu do ust. Wprawdzie w czasie podróży mógł przeżyć na mięcie, jednak zdecydowanie wolał wykorzystać nadarzającą się okazję na normalny, konkretny posiłek zamiast oszczędnej zieleniny.
Zanim wpadł na jakikolwiek konkretny trop, musiał dwa razy przybierać swoją ludzką postać by uniknąć drapieżników biorących go za łatwy kąsek. W końcu wyczuł jednak swój przyszły posiłek, choć musiał przyznać, że to właśnie w tej chwili zaczynało się prawdziwie trudne zadanie. W jaki sposób miał złapać bażanta, na którego trafił w najgęstszej i najwyższej trawie? Mógł podejść w swojej postaci małego futrzaka, wypłoszyć ptaka przemianą i... No właśnie. I co dalej? Mógł przemienić się bojowego tiikeri, ale to nie było nigdy jego mocną stroną. Nawet ta krótka transformacja w trakcie walki była dla niego nie lada osiągnięciem. Wątpił jednak by udało mu się na zawołanie przybrać taką postać, tym bardziej dla byle ptaka. W czasie walki adrenalina krążyła w jego żyłach gwałtownie, zaś teraz tylko żołądek mógł rościć sobie prawo do szczególnie poruszonego zaistniałą sytuacją. Teraz rozumiał po co potrzebna była mu Rambë. Jeśli jej umiejętności potrafiły skołować przeciwnika i uczynić go chociaż chwilowo niezdolnym do walki, bażant nie miałby najmniejszych szans. Ona mogła go ogłupić, zaś on pochwyciłby go w locie. Wszystko mogło być tak śmiesznie proste gdyby tylko był w stanie poprawnie używać swoich mocy!
Zdeterminowany by udowodnić swoją wartość i zaimponować smokowi, spiął się cały próbując przybrać formę bestii mogącej bez problemu poradzić sobie z polowaniem na ptaka. Zamknął paciorkowate oczy, zacisnął małe szczęki i parł całym wnętrzem na ścianki ciała. Nie wydarzyło się nic, jeśli nie liczyć bólu głowy, jakiego nabawił się nie oddychając podczas parcia. Niestety, nawet jeden włosek na jego ciele nie stał się dłuższy, nie wspominając już o powiększeniu się całego ciała. Chłopak był po prostu wściekły, ale taka złość nie mogła go do niczego doprowadzić. Powinien się cieszyć, że był w stanie tak długo utrzymywać formę małego tiikeri, ponieważ do tej pory nawet to szło mu opłakanie.
Seet-Far postanowił zaryzykować. Jeżeli tylko wypłoszy bażanta, będzie skazany na miętę, ale jeśli mu się uda... O tym nawet nie myślał, ponieważ sam nie wierzył w powodzenie tego przedsięwzięcia. Mimo wszystko dawał z siebie wszystko skradając się cicho do miejsca, gdzie przebywał jego posiłek. Chociaż dzień nie należał do wietrznych, mieszaniec upewnił się z której strony napływają nieśmiałe podmuchy i ustawił się pyszczkiem do tego właśnie kierunku. Musiał podejść maksymalnie blisko, a następnie zmienić postać w mgnieniu oka, jednocześnie próbując zacisnąć palce na ptaku.
Plan był tak prosty, ale rzeczywistość okazała się bezpardonowa. Seet-Far wprawdzie znalazł się blisko swojej zdobyczy, ale w tej jakże ważnej chwili umiejętność przemiany zawiodła i spięty, zestresowany futrzak futrzakiem pozostał. Nie zdołał przybrać ludzkiej formy, a co za tym idzie, nie był w stanie upolować ptaka. Zestresowany i sfrustrowany przyblokował się jeszcze bardziej i miał ochotę wyć ze złości. Niestety nie mógł zwrócić na siebie uwagi niedoszłej w tej chwili ofiary, ponieważ groziło mu zadzióbanie. Jak nisko trzeba upaść żeby będąc wybrańcem Żywiołu musieć obawiać się byle pierzastego zwierzęcia?
Nie skończył użalać się nad sobą, kiedy nagle bażant poderwał się do lotu wystraszony. Małe serduszko Seet-Fara również załopotało swoimi nieistniejącymi skrzydłami. Co się właściwie stało? Co tak wystraszyło jego obiad?
Odpowiedź przyszła wyjątkowo szybko, kiedy tiikeri usłyszał nad sobą głośno przeklinającą Rambë. Było więc jasne, że jakimś sposobem trafili na trop tej samej zwierzyny i oboje zawiedli. Zdenerwowany i nadal nieswój po nagłym strachu chłopak musiał się jakoś wyżyć za swoje niepowodzenie. Tym razem udało mu się przemienić bez problemu, czym wystraszył stojącą dwa kroki od niego dziewczynę.
- Spłoszyłaś go! - powiedział do niej z wyrzutem. - Już go niemal miałem! Byłem gotowy do ataku, a ty tak zwyczajnie go spłoszyłaś!
- To dopiero odkrycie! - prychnęła poirytowana hybryda. - Bez twojej pomocy sądziłabym, że mi się udało, więc ta uwaga była bezcenna!
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem z zamiarem rzucenia się sobie do gardeł, ale ostatecznie żadne z nich nie wykonało ruchu, który zapoczątkowałby niepotrzebne starcie. Zamiast tego obrażeni, ale wciąż jeszcze myślący w miarę racjonalnie uspokoili się na tyle by móc normalnie porozmawiać.
- Eressëa kazał nam współpracować. - Rambë powiedziała w końcu to, na co mieszaniec nie potrafił się zdobyć. - Sądzę, że może mieć rację, więc jeśli zgodzisz się polować wspólnie...
- To mogłoby się nam udać, więc jestem za zawieszeniem broni. - wszedł jej w słowo chłopak.
Przez chwilę jeszcze patrzyli na siebie wilkiem oceniając jedno drugie, ale ostatecznie postanowili zastosować się do polecenia smoka. Przecież niczego nie tracili, a bażant naprawdę zasłużył na to, żeby stać się ich posiłkiem, jako że zdenerwował zarówno dziewczynę, jak i chłopaka.
Prawdziwe polowanie miało się rozpocząć właśnie w tej chwili.

1 komentarz: