niedziela, 26 lipca 2015

23. Wspomnienia nadchodzących czasów

Odeszli naprawdę spory kawałek od wioski-pułapki, zanim odważyli się rozbić obóz na dłużej. Wbrew pozorom, nie byli tak pewni siebie, jak mogłoby się początkowo wydawać. Obawiali się bowiem kłopotów, które mogły ciągnąć się za nimi przez długie kilometry, w myśl powiedzenia: „nieszczęścia jak wstęgi przeznaczenia, podążą za tobą bez wytchnienia”.
Nawet Seet-Far zdawał sobie z tego sprawę, toteż odzyskując władzę nad swoim ciałem, nie próbował wyrwać się z prowizorycznych objęć niosącego go na ramieniu smoka. Zresztą, po co miałby to robić, skoro jego pozycja, choć poniżająca, pozwalała mu całym swoim ciałem chłonąć ruchy twardych, sprawnych mięśni Eressëa. Tym samym, chociaż początkowo nie czuł się specjalnie komfortowo w zaistniałej sytuacji, szybko zamienił niepewność i wstyd w odczuwaną w każdej cząsteczce ciała przyjemność.
Niestety smok był daleki od podobnych odczuć i zwyczajnie upuścił mieszańca na ziemię jak worek kartofli, kiedy tylko się zatrzymał. Nie obyło się bez słownej potyczki, którą rozpoczął obolały Seet-Far. Na jego tyłku bez wątpienia miał zagościć ogromny siniec, który będzie bolał nie tylko przy okazji siedzenia, ale nawet zwykłego marszu. Już teraz wyklute z jajka dziecko ifryta i tiikeri odczuwało trudy brutalnego lądowania, masując intensywnie pośladki w nadziei, że siniak rozejdzie się zanim się w ogóle pojawi.
- Mapa. - zażądał smok wyciągając rękę w stronę użalającego się nad sobą chłopaka. W ponurym spojrzeniu nie było ani odrobiny współczucia. - Nie patrz tak na mnie. - prychnął mężczyzna w odpowiedzi na urażone spojrzenie, jakie mu posłano. - Nie jesteś delikatną kobietką, ale facetem z krwi i kości, więc przestań głaskać swój kościsty tyłek i przydaj mi się na coś.
- Czasami mam ochotę cię znienawidzić. - prychnął mieszaniec, ale jego słowa nie wywarły na rozmówcy żadnego wrażenia, więc zrezygnowany wygrzebał mapę ze swojego bagażu.
- Chodź. Zajmę się twoim prawdopodobnym wykwitem na dupsku. - Devi pospieszył z pomocą przyjacielowi. - Połóż się przy moich rzeczach i zsuń spodnie do kolan.
- Chwila! Macie kobietę w drużynie! - Rambë była oburzona, ale chłopak zignorował ją tak, jak wcześniej smok nic sobie nie robił z pretensji mieszańca.
- Przyzwyczajaj się do tego, że podróżujesz z trzema mężczyznami, których tyłki są zaledwie wstępem do tego, co będziesz oglądała przez najbliższe miesiące. - powiedział z nieprzyjemnym uśmiechem na ustach Devi i uklęknął przy Seet-Farze oceniając swoje szanse w walce z siniakiem.
- Damy ci możliwie jak najwięcej prywatności, ale nawet ja nie obiecam niczego ponadto, co właśnie powiedziałem. - wtrącił się do tej krótkiej sprzeczki między dziewczyną i ich młodym, domorosłym medykiem Eressëa. - Żaden z nas cię nie skrzywdzi, zadbam o to, jeśli będzie taka potrzeba, ale musisz przyzwyczaić się do mało komfortowych warunków. - mówiąc do Rambë, smok odwrócił twarz w taki sposób, by zdrową jej część skierować w stronę dziewczyny, zaś tę zdeformowaną ukryć przed jej wzrokiem. Robił to wprawdzie nieświadomie, ale na pewno nie zmieniłby tego przyzwyczajenia nawet gdyby miał ku temu okazję.
- Dlaczego miałabym ci wierzyć? - hybryda wprawdzie zauważyła ten gest, ale nie nawiązała do niego. Zamiast tego skupiła się na swojej buńczucznej naturze i małej wojnie, jaką toczyła ze swoimi towarzyszami.
Nie chodziło o to, że czuła się przy nich zagrożona. Wręcz przeciwnie. Doskonale wiedziała, że zrodzony z dawnej magii chłopak, chociaż bezgranicznie irytujący, był osobą godną zaufania, która stanęłaby w jej obronie. Stary smok nie był kimś łatwym do odczytania, ale chwilowo nie wydawał się stanowić zagrożenia, choć należało przyznać, że jego zdeformowana twarz wywoływała nieprzyjemne ciarki na całym ciele dziewczyny. Seet-Far był za to typem głupka, którego zdołałaby pokonać w walce, a przynajmniej tak sądziła, toteż przyjmowała raczej optymistyczne założenia, co do swojego bezpieczeństwa.
- Jestem tak stary, że nie potrafisz tego nawet ogarnąć – w głębokim, ochrypłym głosie smoka brzmiała pewność i odrobina kpiny. - W swoim życiu miałem styczność z większą liczbą samic niż ty widziałaś samców. Naprawdę sądzisz, że jestem napalonym młodzikiem, który próbowałby wpuścić węża do swojego gniazda? Przyznaję, że jesteś atrakcyjna, ale nie schlebiaj sobie za bardzo. Widziałem samice, które zapierały dech w piersiach.
Oj, to ugodziło w dumę biednej dziewczyny, której uroda została właśnie uznana za przeciętną. Może nie dosłownie, ale jednak. Rambë aż poczerwieniała ze złości, ale nie miała okazji wybuchnąć, ponieważ smok, jak gdyby nigdy nic, zmienił temat wyznaczając dalszą drogę ich wędrówki.
- Będziemy trzymać się z daleka od dawnych ludzkich osad. - zwrócił się do wszystkich uznając temat kobiecości i chuci za zamknięty. - Odstąpimy od tej reguły tylko jeśli będziemy tego naprawdę potrzebować. Na początek spróbujemy się zbliżyć do jakiegoś źródła świeżej wody. Póki go nie znajdziemy, będziemy korzystać z tej, którą znajdziemy pod ziemią. - smok wskazał nową trasę wędrówki hybrydzie, a następnie podszedł także do dwójki zajętych sobą towarzyszy, by i oni mieli pełną świadomość tego, którędy będą zmierzać do celu.
Eressëa przyjrzał się dokładniej temu, jak sprawnie palce Deviego podróżowały po ciele wyeksponowanego po części Seet-Fara. Przeniósł swoje czujne, niełatwe do odczytania spojrzenie na twarz chłopaka, który wyczuwając to, odpowiedział niemo tym samym. W tej jednej chwili rozumieli się bez słów, czego raczej nie można było powiedzieć o dwójce mieszańców, toteż smok znowu zabrał głos.
- Musimy się lepiej poznać. Zapamiętać swoje mocne i słabe strony, aby później dopełniać się w walce. Ile jeszcze zajmie ci nakładanie maści na ten blady tyłek? - zwrócił się do najbardziej interesującej go osoby ich drużyny, do Deviego.
- Jest gotowy. Możemy walczyć.
Tym zapewnieniem chłopak upewnił smoka w przekonaniu, że jest kimś kogo warto mieć po swojej stronie, co wywołało uśmiech na sinych wargach mężczyzny.
Devi podniósł się z klęczek, a jego ciało zaczęło pokrywać się lśniącą zbroją. Zawijasy na skroniach poruszyły się i zawirowały gwałtownie, kiedy chłopak sięgnął do rogów ujmując je mocno i pociągając, dzięki czemu dwie szpady pojawiły się jakby znikąd.
To sprawiło, że smok uśmiechnął się jeszcze szerzej. Devi był nastawiony na poważną walkę, toteż odsunęli się od umownego terenu obozu i stając naprzeciwko siebie przygotowali się do ataku. Devi stając w rozkroku z opuszczoną nisko bronią, zaś Eressëa w niedbałej pozycji pewnego siebie drapieżnika. Jego dłonie zamieniły się w szpony, zęby w ostre kły, zaś kość ogonowa rozrosła się formując gruby, pokryty twardą łuską ogon.
Bez jednego słowa, bez zbędnego gestu, smok zrobił wypad do przodu, a ogon świsnął w powietrzu, kiedy mężczyzna wykonał obrót. Devi zdołał jednak na czas zablokować cios i odepchnął od siebie wijącą się część gadziego ciała, która mogła nie tylko gruchotać kości, ale także odcinać kończyny, jeśli tylko nabrałaby odpowiedniej prędkości. Ta walka na pewno nie należała do równych, ale chłopak nie zwrócił na to nawet najmniejszej uwagi. Wykorzystał chwilę, jaką dało mu odepchnięcie ogona i doskoczył do przeciwnika wykonując w powietrzu wypad. Nie miał szans dosięgnąć smoka, ale ustawiona w obronny geście druga ze szpad miała większe pole manewru, kiedy przeciwnik lekceważąco usunął się z drogi wycelowanej w niego broni. Mając jednak do czynienia z kimś naprawdę biegłym w walce, Devi nie był nawet bliski chociażby muśnięcia smoczej skóry. Odskoczył więc w tył ledwie jego stopy spoczęły na ziemi i zrobił głęboki skłon, co pozwoliło mu uniknąć ponownie sunącego w jego stronę ogona. Już w następnej chwili Eressëa zaatakował szponami, co dało chłopakowi większe pole manewru, ponieważ jego szpady mogły wywalczyć mu pewną przewagę, gdyby tylko nie chodziło o potężnego gada, ale o jakąkolwiek inną rasę. Chłopak okazał się jednak mieć asa w rękawie. Uśmiechnął się przebiegle i gwałtownie odsunął się zginając się w ukłonie, który poruszył jego pokrytymi żelaznymi pierścieniami długimi włosami. Plecionki przesunęły się boleśnie po twarzy smoka, który zupełnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Devi wykorzystał zdobytą przewagę i uderzył rękojeściami w brzuch smoka, gdyż bliska odległość nie pozwalała na zadanie ciosu ostrzem szpady. Niestety, jego tryumf nie trwał długo, ponieważ zaraz potem otrzymał cios ogonem w żebra, jako że teraz już nie był w stanie usunąć się na czas i uniknąć go bardziej lub mniej sprawnie. Mimo wszystko zyskał w oczach smoka, który z aprobatą pokiwał głową i znowu przyjął pozycję, od której zaczęło się to starcie. Chłopak poszedł więc za jego przykładem uspokajając oddech i bijące szybciej serce.
Ich sparing składał się z jednej jeszcze walki, którą i tym razem wygrał smok, ale Devi nie był zawiedziony, jako że ponownie udowodnił na ile go stać i wykazał się pomysłowością, zwinnością oraz siłą, które byłyby niezbędne w przypadku walki na śmierć i życie.
To jedno starcie było jednak zaledwie wstępem do serii walk, jakie mieli odbyć między sobą. Smok chciał widzieć ich wszystkich w akcji, tak jak oni mieli przyglądać się jemu. Zmiana przeciwnika oznaczała bowiem zmianę taktyki i sposobu walki, a każdy taki szczegół mógłby być bezcenny w późniejszym czasie, kiedy to będą musieli dopełniać się podczas starcia ze wspólnym wrogiem.
Do kolejnego sparingu Eressëa wyznaczył Rambë oraz Seet-Fara. Musiał wykorzystać fakt, że mieszaniec był jeszcze w stanie się ruszać, a maść złagodziła ból jego tyłka. Zresztą, tych dwoje bez wątpienia potrzebowało rozładować negatywne emocje, które dało się w nich wyczuć na odległość.
Dziewczyna zaatakowała bez szczególnego przygotowania, bez najmniejszego ostrzeżenia. Chciała się wyżyć i było to widać w jej gwałtownych, nieskładnych ruchach nastawionych na pozbycie się napięcia. Zbyt mocno zaciskała dłoń na swoim sztylecie, zbyt wiele siły wkładała w pchnięcie, które traciło ostatecznie na impecie i nie mogło sięgnąć celu. Jej przeciwnik reagował zupełnie inaczej niż ona. Początkowe zaskoczenie szybko minęło i teraz Seet-Far był w stanie bez problemu blokować jej ciosy. Przyjął postawę pasywną, która skupiała się tylko na obronie. Unikał ciosów, blokował je. Nie było potrzeby aby miał wykorzystywać umiejętności i dary płynące z urodzenia, z krwi wypełniającej jego żyły po brzegi.
- Nie, nie, nie! To nie ma sensu. - smok przerwał im, przepędzając machnięciem ręki. - To ma być walka na poważnie, a nie zabawa kocicy z kociątkiem! Seet-Far, zmierzysz się ze mną! - machnął rękoma, jakby otrzepywał je z kropel wody, co sprawiło że przemieniły się w smocze szpony aż po nasadę ramion, zaś łuski pięły się po szyi do szczęki. Eressëa warknął i kłapnął zębami, które już były ostrymi jak brzytwy kłami. Zaatakował, kiedy upewnił się, że mieszaniec rozumie powagę sytuacji. Nie bawił się już w smaganie przeciwnika ogonem, ale od razu skrócił dzielący ich dystans i postawił na walkę z bliska, która w pełni umożliwiała mu wykorzystanie siły ramion i ostrych szponów.
Tym razem chłopak nie mógł ograniczać się wyłącznie do obrony, jako że ciosy były naprawdę potężne i niewiele brakowało, by kilka razy przedarły się przez jego płomienną tarczę stworzoną w ostatniej niemal chwili. Mieszaniec zaczerpnął pokaźny łyk mocy z płynącej w nim krwi ifryta, co sprawiło, że jego ciało zamieniło się w rozgrzaną powłokę, której dotknięcie groziło poważnym poparzeniem.
Smok raczej nie musiał się tego obawiać, ale i on nie mógł przejść obojętnie obok naturalnej mocy ognia drzemiącej w chłopaku. Tym razem utrzymał więc pewien dystans i wykorzystał ogon, którym smagał rozgrzane, twarde ciało ciskającego w niego płomiennymi strzałami mieszańca. Trzy bolesne, chłoszczące ciosy w policzek sprawiły, że ciało Seet-Fara zaczęło się deformować i rozrastać. W przeciągu chwili przed smokiem stał w pełni rozwinięty płonący tiikeri, który zwinnie i szybko rzucił się na Eressëa. Niestety zanim wielka bestia dopadła swoją ofiarę, z cichym „puff” zamieniła się w niewielką kulką płomieni o słodkim pyszczku i płonących, długich uszkach, która skołowanym spojrzeniem patrzyła na swojego przeciwnika oraz stojących w bezpiecznej odległości towarzyszy.
To najwyraźniej oznaczało koniec tego starcia, ponieważ smok ryknął śmiechem zginając się w pół. Jego głośny, zachrypnięty śmiech był czymś niemal nienaturalnym i zaskakującym, ale rysy spiętej dotąd twarzy rozjaśniły się i złagodniały. Nawet wszystkie smocze atrybuty rozpłynęły się, jakby wcale ich nie było, kiedy mężczyzna obejmował ramionami brzuch. Jego wesołość była zaraźliwa i sprawiła, że nawet Rambë zaczęła chichotać. Urażony w tej chwili Seet-Far był nie lada zabawny, kiedy jego pyszczek zmarszczył się w niezadowoleniu, a otaczające go płomienie przygasły rozwiewając się w ciemnej chmurce dymu.
- Jeśli Czempioni Pradawnych Żywiołów mają poczucie humoru to nie będą mieli z tobą szans. - wydusił z siebie smok, kiedy tylko był w stanie złapać oddech, ale po pierwszej fali śmiechu przyszła kolejna.
Trzeba było przyznać, że poważny prezentował się znakomicie, ale jego roześmiana twarz mogła rozmiękczyć nie jedne kolana. Nawet stopiona połowa twarzy wydawała się gładsza i nie tak szpetna, a chłodne spojrzenie jasnych oczu wydawało się nieomal ciepłe. Chcąc lub nie, mieszaniec coś jednak osiągnął i nie mógł być zawiedziony wynikiem swojej walki. Jakby na to nie patrzeć, jako jedyny zdołał doprowadzić smoka do śmiechu, a to spore osiągnięcia, jak na tak krótką znajomość.

1 komentarz:

  1. Po prostu wspaniałe. Sama zachłysnęłam się śmiechem. Seet-Far powinien zmienić imię na słodki np. Sweet-Far. Mnie by wszytko opadło na taki widok nawet złość i broń. Uwielbiam go i jestem jego fanką:-)

    OdpowiedzUsuń