niedziela, 16 sierpnia 2015

26. Wspomnienia nadchodzących czasów

Błyskawice, grzmoty, silny i gwałtowny wiatr, istne oberwanie chmury, a później cisza. Przenikliwa, ogłuszająca, niezmordowana cisza, która wydawała się krzyczeć, że nawałnica skończyła się równie szybko, co się rozpoczęła. Ulewa nie pozostawiła po sobie ani jednego suchego źdźbła trawy, żadnego niepodtopionego ziarenka piasku, nawet krótkiej suchej nitki na ubraniach czwórki Wybrańców. Ciemne chmury odpłynęły pospiesznie, niosąc ze sobą kojącą wilgoć oraz niebezpieczne wyładowania i pozostawiając ślad swojego przejścia w postaci unoszącego się nad horyzontem dymu. Jak wielkie szkody poczyniła ta nagła zmiana pogody wiedzieli tylko ci, którzy odczuli ją najdotkliwiej. Ile istot pozbawiła domów, ile żyć zabrała, jak wiele rodzin zdołała rozdzielić? Tylko rośliny mogły czerpać z niej pełnymi garściami, chociaż i one nie wydawały się dopieszczone w należytym stopniu.
Przeciągający się, niemal słyszalny spokój obudził Rambë, która poddała się senności, gdy tylko zdołała zapanować nad strachem. Jej głowa spoczęła wtedy na ramieniu Eressëa, zaś teraz powoli unosiła się z tej niewygodnej, ale niezbędnej podpory zmęczonego karku. Wprawdzie nic nie powiedziała, ale smok doskonale rozumiał, że hybryda jest mu wdzięczna za okazane zrozumienie i pomoc w opanowaniu strachu.
- Musimy się wysuszyć. - padło z ust Deviego, który lepiej niż ktokolwiek inny wiedział, w jaki sposób zadbać o zdrowe i silne ciało. Wykorzystali więc smocze zdolności rozniecania ognia oddechem, dzięki czemu bardzo szybko osuszyli ognisko. Na nim mieli teraz okazję upiec upolowanego ptaka oraz osuszyć ubrania.
Rambë czuła się skrępowana, kiedy przyszło jej zdjąć z siebie niemal całe odzienie, toteż jej towarzysze zlitowali się, pozwalając by mogła rozebrać się jako ostatnia, kiedy oni będą już odwróceni do niej tyłem. Z tego też powodu, jej zadaniem było ułożenie ich rzeczy w taki sposób, by ogień miał okazję je wysuszyć. Ktoś musiał to zrobić, a skoro nikt nie mógł na nią spoglądać, było oczywiste kto powinien się tym zająć.
- Przynajmniej mieliśmy okazję na szybką kąpiel. - zauważył już zdecydowanie żywszy i bardziej pełen sił po spotkaniu z bażantem Seet-Far. Jego uwaga została przyjęta z przyjacielskim westchnieniem, zaś od komentarzy zwyczajnie się powstrzymano. Mieszaniec po prostu musiał sobie ulżyć słowami, co do tego nikt nie miał żadnych wątpliwości. Widać nieznająca dotychczas chłopaka dwójka zaczynała go powoli akceptować.
Zważywszy na utrudnienia, jakich nastarczyły polowanie oraz pogoda, podróż podjęli dopiero późnym popołudniem, kiedy słońce, które wcześniej bardzo szybko wyjrzało zza chmur, zaczynało chylić się ku zachodowi. Ich ubrania były wystarczająco suche by nie ograniczać ruchów, zaś Seet-Far był już w stanie stawiać kroki samodzielnie, chociaż był obolały po upuszczeniu go przez smoka oraz po bliskim spotkaniu ze spanikowanym ptakiem. Na szczęście jego pechowy dzień zbliżał się ku końcowi, a kolejny miał być zdecydowanie lepszy. Tak przynajmniej pocieszał się stawiając kolejne przynoszące ból kroki na drodze przeznaczenia.

Późną nocą zatrzymali się na odpoczynek, zaś rano dopisało im szczęście. Kiedy zapach deszczu rozwiał się na wietrze, smok wyczuł słodką woń wody, która płynęła niedaleko i to ona stanowiła teraz cel ich podróży.
Nocą tego nie zauważyli, ale teraz, za dnia, dostrzegli wzgórze za którym rósł rzadki, ale rozległy las. To on skrywał w sobie życiodajne źródło, które samym swoim istnieniem napełniło ich siłą do działania.
Dla Rambë świeża, czysta woda była zbawieniem, którego potrzebowała. Miała moc by oczyścić nie tylko jej ciało, ale także umysł, toteż dziewczyna doskoczyła niej spragniona. Wypiła kilka pokaźnych łyków odczuwając ulgę w żołądku i słodycz na języku, a następnie przemyła twarz opuszczając ręce na szyję, która kleiła się od potu i pyłu drogi. Pospieszyła więc swoich towarzyszy każąc im pić i odwrócić się, dając jej możliwość wzięcia kąpieli.
Trójka mężczyzn nie była zachwycona tym, że zostają zepchnięci na drugi plan, jednakże na drodze wyjątku zgodzili się pójść jej na rękę. Czekali więc znudzeni, aż Rambë wyszoruje każdy milimetr swojego ciała, a później dokładnie namoczy ubrania. Ileż można było się z tym bawić, skoro było bardziej niż pewne, że znowu się ubrudzi i zapoci?! Żywioły, przecież nie była księżniczką elfów w ich nadziemnych, skrytych w koronach drzew pałacach, ale najzwyczajniejszą w świecie hybrydą-wojowniczką, której przeznaczeniem była walka z potężną siłą! Nikt nie miał w planach jej obwąchiwać!
- Utopi się, a my nie będziemy o tym wiedzieć. - prychnął rozeźlony Seet-Far. Narzekał na dziewczynę, ale sam oddałby wiele za chociaż jedną chwilę w chłodnej wodzie, która mogłaby przynieść ukojenie jego obolałemu, posiniaczonemu ciału. - Długo jeszcze?! - jęknął do swojej towarzyszki. - Jeśli się nie pospieszysz to odwrócę się i będę miał w nosie twoje oburzenie!
- Rzucę cię kamieniem prosto w ten twardy łeb! - padła odpowiedź zza jego pleców.
Chłopak aż podskoczył słysząc Rambë tak blisko. Nie spodziewał się, że bezszelestnie zakradła się za nich. Odwrócił się w jej stronę gwałtownie i oskarżycielsko wymierzył palec w jej twarz.
- Pogrywasz sobie z nami! I tak będziesz musiała świecić tyłkiem, czy ci się to podoba, czy nie! To dopiero początek drogi!
Na początku Devi i Eressëa nie mieszali się do tej dziecięcej sprzeczki. Zamiast tego zostawili tych dwoje na brzegu, a sami oddali się przyjemności płynącej z kąpieli w płytkiej, ale jednak cudownej rzece. Niestety szybko mieli dosyć tych dwoje, toteż ostatecznie Devi wziął sprawy w swoje ręce.
- Seet-Far, daj jej spokój! - skarcił przyjaciela – Na jej miejscu też nie chciałbyś się obnażać przed bandą dopiero poznanych samców. Słyszałeś, czy Eressëa ma ci to wyjaśnić manualnie?! - zagroził widząc, że mieszaniec rzuca dziewczynie niechętne spojrzenia, ale ten argument najwyraźniej spełnił swoje zadanie, ponieważ chłopak wszedł do wody i dał spokój swojej towarzyszce podróży.
Ruszyli dalej zgodnie z kierunkiem wyznaczonym przez bieg wody. Sądząc po zapiskach na mapie, rzeka wpadała do morza, które było ich pierwszym celem. Kierując się wskazówkami tego nowego przewodnika, nie mieli większych problemów z pokonywaniem kolejnych kilometrów dzień po dniu. W takim tempie mogli dotrzeć do celu w mgnieniu oka. Mogli... ale los chciał inaczej.

Przenikliwy skrzek nad ich głowami był powodem, dla którego mieszaniec ifryta i tiikeri przeklął siarczyście.
- Griffiny! - syknął do towarzyszy – Zwiadowcy już nas zauważyli, nie ma sensu się ukrywać.
- Dla... dlaczego się na mnie gapisz? - Rambë poczuła się bardzo niepewnie, a w jej wnętrzu zbierał strach. Kto jak kto, ale Seet-Far nie wpatrywałby się w nią z taką intensywnością gdyby nie działo się nic złego.
- Będą chcieli samicy. - powiedział w końcu to, czego już się domyślali. - Wśród griffinów jest ich stanowczo za mało, co zmusza ich do szukania samic wśród innych ras. Z mieszanego związku może urodzić się czystej krwi griffin. - wyjaśnił sytuację jeszcze lepiej. - Prawdę powiedziawszy, szanse na przeżycie mają tylko jaja, w których zarodki posiadają czystą krew. Zdarza się to rzadko, ale jednak się zdarza i dlatego każda samica jest dla nich bezcenną zdobyczą.
- Więc zaatakują. - podsumował Eressëa.
- Najpierw poproszą o Rambë. Dopiero, kiedy jej nie oddamy, będą gotowi do walki, a wtedy nie pozwolą już odejść żadnemu z nas. Musimy...
- Przyjmujemy, że Rambë jest moją samicą. - wszedł chłopakowi w słowo smok. - Nie oddam jej, więc chcę walki jeden na jednego, gdzie wygrany zgarnia wszystko. Musicie być gotowi do walki, jeśli zaatakują, ale na początku obowiązują moje zasady, jasne?
W gruncie rzeczy nie mieli żadnego innego pomysłu na rozwiązanie tego problemu, toteż musieli przystać na propozycję Eressëa, który przyciągnął do siebie dziewczynę i objął ją ramieniem.
- Nie stawiaj mi oporu i poddaj się mojej woli. - szepnął jej na ucho. - Wyciągnę nas z tego, ale nie możesz mi się sprzeciwiać. Ja rządzę, ty jesteś tylko dodatkiem. Rozumiemy się?
Chociaż niechętnie, dziewczyna skinęła głową.
Drużyna ruszyła dalej udając niezrażoną, chociaż teraz smok przez cały czas obejmował kroczącą przy nim młodą kobietę. Griffiny nie wiedziały, że ich ofiary zostały ostrzeżone, toteż liczyły na atak z zaskoczenia, zastraszenie i wygranie samicy w taki czy inny sposób.
Wyszli z lasu na ogromną polanę naznaczoną miejscami wysokimi, starymi drzewami, które rosły bardzo nieregularnie i w sporych odstępach od siebie. Znowu usłyszeli skrzek nad głowami, ale tym razem jego źródło nie ukrywało się ponad gęstymi, zielonymi koronami, ale spłynęło w dół pięcioma potężnymi cielskami, które opadły na ziemię z wielką siłą, a następnie przybrały zdecydowanie mniejszą, ludzką formę umożliwiającą porozumiewanie się wspólną mową.
- Weszliście na nasz teren! - warknął stojący na przedzie griffin. Jego ciemne oczy błyszczały złowrogo na tle jasnej, szczupłej twarzy. Równie ciemne, niemal czarne włosy miał upięte złotą klamrą, dzięki czemu widać było doskonale jego wygoloną od dołu aż po skronie i ozdobioną tatuą skórę głowy. Ciemny tatuaż wydawał się schodzić miejscami z długimi, pokrytymi drobnymi piórkami uszami, które były tak charakterystyczne dla jego rasy, że nie można ich było pomylić z żadnymi innymi. - Musicie zapłacić za to krwią. Chociaż... samica też może być. - rzucił przyglądając się uważnie Rambë, która wbijał się mocno w bok smoka.
- Zapłata za przejście? Czy to nie ludzki zwyczaj? - odezwał się lekceważąco Eressëa, a jego usta wygięły się w kpiącym uśmiechu. - Ale nie widzę problemu. Przeleję waszą krew i będziemy kwita, bo mojej kobiety nie dostaniecie! - smok zgiął rękę, która do tej pory wisiała swobodnie na ramieniu hybrydy i kładąc dłoń na jej piersi, zacisnął palce. Zrobił to specjalnie, wpatrując się w ciemne oczy swojego rozmówcy. To było wyzwanie i jawna zniewaga.
Dziewczyna zarumieniła się pod wpływem tej ciepłej, wręcz gorącej dłoni ściskającej jej ciało w tak intymny i jednocześnie bezczelny sposób. Miała ochotę odepchnąć smoka od siebie i siłą wyrzucić z siebie całe skrępowanie, ale tylko ukryła twarz w ramieniu mężczyzny zagryzając zęby. W tej chwili była tak wściekła, że przyszło jej odgrywać rolę uległej i posłusznej samcowi, że sama, własnoręcznie powybijałaby swoich przeciwników.
- Jeden na jednego! - kontynuował smok, który stojąc w bezpiecznej odległości od griffinów nie martwił się, że zbyt wcześnie wyczują jego rasę. - Moja samica, mój problem, nie potrzebuję pomocy, żeby poradzić sobie z tobą czy nawet całym twoim gniazdem.
Griffin splunął na ziemię wyraźnie rozeźlony tym, że wędrowiec nic sobie nie robi z jego ostrzeżeń. Gdyby wśród nieproszonych gości nie było samicy, lider gniazda domyśliłby się, że to jawny podstęp, jednak jej obecność rozkojarzyła całą piątkę agresorów.
Ciemnowłosy przywódca gniazda poddał się przemianie przybierając postać griffina i zanim zrozumiał z kim zadarł, było już za późno.
Eressëa odepchnął od siebie Rambë i z głośnym rykiem również zaczął się zmieniać, a z każdą chwilą oczy griffinów robiły się coraz większe i wypełniały się doskonale zrozumiałą w tamtej chwili obawą. Zadarli ze smokiem i teraz mieli tylko dwa wyjścia. Uciec przyznając się do strachu i porażki lub walczyć i stracić życie, które mieli tylko jedno. Nie łatwo było podjąć decyzję, kiedy na szali postawiono honor nie tylko lidera, ale całego jego gniazda.

1 komentarz:

  1. Kiedy nowy rozdział!???? Szaleję za tym opowiadaniem i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń