niedziela, 5 października 2014

113. I wtedy zapadła cisza...

Słońce leniwie przesączało się przez gęste korony wiekowych drzew, które jakby nie wiedziały, w którą stronę powinny w tej chwili „spoglądać”. W górę, wychodząc naprzeciw ciepłym promieniom czy może w dół, gdzie właśnie trwała uroczystość, jakich niewiele nawet w tych stronach. Ptaki ćwierkały w rytm grających na przeróżnych instrumentach elfów, zwierzęta wydawały się przyglądać ciekawie i pląsać wraz z tańczącymi mieszkańcami. Śmiech niósł się echem po lesie, który nigdy jeszcze nie był tak spokojny i jednocześnie pełen życia. Nic im nie zagrażało, mogli odwołać straże, zawrócić zwiadowców i cieszyć się tym, co oferowała im Ostoja Pośród Liści w tym nowym, bezpiecznym świecie.
Pół roku bez konfliktów, walk, rozlewu krwi. Takie warunki uzgodniono po Wojnie Ras, która zakończyła się stosunkowo szybko tylko dzięki tych, którzy nigdy wcześniej nie stali wspólnie po tej samej stronie. Lócënehtar, kruk, dżiny, Skorpiony i niezliczone inne rasy, które współpracowały ze sobą pod dowództwem najlepszych bohaterów tego pokolenia.
Radość, jaka panowała teraz w każdym zakątku ich niewielkiego świata była zaraźliwa i szczera. Nawet Lassë pozwolił sobie na odrzucenie na bok wstydliwości, kiedy tańczył z piękną, niepokonaną Elen. Niestety, chłopak wypił odrobinę za dużo miodu, ponieważ co jakiś czas deptał jej po stopach, co kończyło się mocnym ciosem w bok i litanią narzekania na jego okropną niezgrabność. W takich sytuacjach tylko postawny, otoczony wianuszkiem elfic Hristil wydawał się wyraźnie zadowolony. On i Elen nie od dziś mieli się ku sobie, ale nadal nie zrobili tego najważniejszego kroku i nie zdecydowali się na poważny związek. Z tego też powodu dwójka dawnych przyjaciół Lassë stanowiła w dalszym ciągu apetyczny kąsek.
Kiedy ktoś zdążył założyć Lassë wianek na głowę i kto to w ogóle był? Ile to już wirował z przyjaciółką depcząc ją i niezgrabnie przepychając z miejsca na miejsce? Chłopakowi kręciło się w głowie od nadmiary wrażeń i doznań, ale nadal wodził wzrokiem na miodem, jak młody mężczyzna, który wchodzi w dorosłość i nagle ma okazję zakosztować w przyjemnościach.
- Obawiam się, że on ma już dosyć. - głos za plecami Lassë należał do osoby, której nikt nie spodziewał się tam gościć póki nie przybyła wraz z elfim bohaterem, pierwszym wybrańcem tego pokolenia. Otsëa przyjął zaproszenie kochanka, gdyż wiedział, że ten musi przekonać samego siebie, co do słuszności jego postępowania. Jeśli elf odejdzie z domu, to już nie prędko do niego wróci, o ile kiedykolwiek zawita w rodzinnej wiosce.
- Ale kiedy ja mogę! - jęknął wyraźnie nazbyt wesoły i odważny Lassë. To było jak przyznanie się do winy.
- Nie płacisz mi za bycie twoim sumieniem i rozsądkiem, ale tak się składa, że od tego są przyjaciele. Tym bardziej, jeśli nie chcesz żebym wytykał ci twoją głupotę, kiedy będziemy wspólnie podróżować. - bard złapał elfa za nogi i podniósł bez problemu, przerzucając go sobie przez ramię. - Wasz bohater ma już dosyć, więc zabieram go do łóżka. Musi odespać hulankę. - wyjaśnił szybko Elen. - Zresztą, tylko zawadzał, ponieważ tam widzę kogoś, kto tylko czeka na jeden taniec. - kiwnął głową w stronę elfiego kowala.
Ani Elen, ani tym bardziej Hristil nie mieli pojęcia o uczuciu łączącym Lassë ze smokiem. Otsëa był ciekawostką, bohaterem Wojny Ras, podobnie jak elf i inni, którzy przysłużyli się do zakończenia sporu z ludźmi. Zresztą, każdy wiedział już o jego rasie, co pozwalało mu zajmować honorowe miejsce gościa uświęcającego każde miejsce. W ten właśnie sposób bard został przedstawiony elfom z Ostoi Pośród Liści.
Doskonale wiedział, że elf na jego ramieniu zasypia z głową w dół i twarzą ocierającą się o jego plecy. Miał więc niezawodną wymówkę aby zabrać tego wariata do jego niewielkiego domku, a tam już rozpocznie się dzień sądu, jako że elf miał na karku kilka obietnic złożonych zaledwie tego ranka. Obietnic, które dotyczyły dwójki kochanków, którzy pościli już od pewnego czasu.
Rzucony na łóżko Lassë został wyrwany ze snu na ten brutalny sposób, ale zanim zdążył rozpocząć narzekanie, już jego usta były zamknięte przez usta smoka, a język kochanka wpychał się między jego wargi, jakby miał do tego pełne prawo. Przyjemne dreszcze przeskakiwały po całym ciele elfa, a senność całkowicie znikała. Czuł ciepło rozpływające się po całym ciele, powoli pnące się w górę i w dół zaczynając od brzucha. Otulało serce, wypełniało pierś, owijało się wokół krocza i tak również wciskało się w każdy zakamarek.
Elf odsunął się odrobinę od kochanka, na tyle, na ile pozwalała mu pozycja, w jakiej się znajdował, a nie należała do najbardziej komfortowych, jeśli chciało się zachować dystans, jako że Lassë leżał pod wiszącym nad nim na czworaka kochankiem.
- To niesprawiedliwe, wykorzystujesz sytuację... I nie dajesz mi uciec. - pożalił się wydymając wargi, które były czerwone od pocałunku, podobnie jak policzki chłopaka. Jego oddech był odrobinę szybszy, ciało jakby na coś czekało, a lśniące miodem oczy teraz błyszczały z innego powodu, niezwiązanego z mocnym, odurzającym trunkiem.
- Jestem niesprawiedliwy i okropny ponieważ wykorzystuję sytuację. - zgodził się mężczyzna i nie robiąc sobie nic z tego, znowu pocałował elfa, chociaż tym razem jego ciało osunęło się powoli na Lassë. To sprawiło, że chłopak jęknął cicho, ale nie z bólu czy z powodu ciężaru, ale dlatego, że jego ciało rozpaliło się do tego stopnia, że mógł poczuć ruch w spodniach, gdzie członek chciał unieść się mimo napierających na niego bioder Otsëa.
Morderczo powolne ocieranie się było nie tylko katuszą, ale wręcz torturą, co smok z przyjemnością potwierdzał, gdy tylko elf pozwolił sobie na jakiś komentarz. Ich ciała powoli dopasowywały do siebie swój rytm potrzeb i pieszczot, dawanych oraz odbieranych. Synchronizowali ruchy, pocałunki, westchnienia. Krok po kroku, niespiesznie, gdyż mieli dla siebie całą noc. Przez długi czas nawet nie zdejmowali z siebie ubrań i zaczęli to robić, kiedy temperatura stała się zbyt wysoka, by mogli skupić się na sobie. Wtedy zaczęli między pocałunkami zdejmować nawzajem swoje odzienie.
Ile czasu minęło od ostatniego razu? Tydzień? Tak, najpewniej tydzień, gdyż od siedmiu dni przebywali wśród elfów, zaś wcześniej niespiesznie podróżowali wracając właśnie w to miejsce, tak nieznacznie oddalone od tego, w którym się spotkali pierwszy raz. Tak, wtedy Lassë obawiał się nieznajomego barda, zaś ten miał go za dzieciaka, który nie powinien zapuszczać się w las, nawet jeśli był elfem. Teraz za to mieli za sobą masę przygód, niebezpiecznych starć, wspólnie spędzonych chwil, a także zbliżeń, czyniących ich jednością. Jednością, którą teraz podkreślali będąc razem, pragnąc siebie nawzajem.
Nagie ciało przy nagim ciele, wargi przy wargach, skóra przy skórze, napawali się sobą obaj pijani podnieceniem. Wspólna noc w domu, w którym Lassë spędził wiele samotnych nocy, nawet niezainteresowany związkiem z kimkolwiek. Teraz nie potrafił oderwać się od kochanka, którego przeznaczenie postawiło na jego drodze, choć należą do przeciwnych sobie Żywiołów.
Otsëa powoli sunął dłońmi po gładkiej, raczej wątłej piersi elfa, który zarumieniony, ale chętny do pieszczot poddawał się jego woli. Zdecydowane ruchy rąk i czułe opuszki wodziły po najbardziej erogennych miejscach, jak sutki i pępek sprawiały, że Lassë jęczał, jako że miał słabość do bycia dotykanym właśnie tam. Smok nie szczędził mu więc subtelnych pieszczot. Zresztą, chłopak z przyjemnością rozsunął uda i wypiął pośladki w tył, by dać kochankowi do zrozumienia, że wie czego chce i nie będzie narzekał, jeśli smok od razu zabierze się do akcji. A więc zabrał się, nie widząc sensu w zwlekaniu, skoro mógł dopieścić swojego kochanka i przy okazji zadbać o siebie.
Silne, sprawne dłonie muzyka zaczęły od pieszczenia zgrabnych, jasnych pośladków, które wręcz prosiły się o zainteresowanie. Były jędrne, gładkie, gotowe by zaprosić palce między siebie, do tajemniczego skarbca dostępnego tylko jednej osobie. Sok nie mógł się powstrzymać by nie drażnić wąskiego pierścienia mięśni, które niczym mityczne sfinks broniły niepowołanym dostępu do aksamitnego środka. Środka, który Otsëa znał i uwielbiam do tego stopnia, że zaczynało mu się kręcić w głowie na samą myśl o tym, co go czeka, kiedy przekroczy tę bramę raju. Pokusa była tym większa, że Lassë zaczynał pojękiwać, kiedy tylko bard pocierał palcami o słodkie, rozkoszne wejście. I to pojękiwać w taki sposób, że smok był z każdą chwilą coraz sztywniejszy, coraz bardziej niecierpliwy.
W końcu nie wytrzymał, kiedy elf sam zaczął nadziewać się na jego palec, ilekroć opuszek zrównał się ze „sfinksem” mięśni. Otsëa pocałował kochanka mocno i pokonał znikomy opór spragnionej go dziurki. Dokładnie, ale szybko rozciągał elfa i całował jego pierś, lizał sutki, kąsał boki, musiał tylko trzymać się z daleka od męskości, która była gotowa do strzału, jeśliby tylko poczuła chociażby minimalną stymulację jego dłoni lub ust.
Zresztą, Lassë wkładał wiele wysiłku w to, by nie zachowywać się zbyt głośno. Na zewnątrz może i trwało świętowanie, ale osoba przechodząca obok jego domu mogłaby bez problemu usłyszeć jego krzyki. Ograniczał się więc do jęków, które powinny zostać stłumione przez ściany domu i korony drzew, ale rozkosz była tak wielka, że sam już nie był pewny, na ile może wierzyć swoim zmysłom. Nie były przecież nawykłe do oceniania dźwięków wydawanych podczas seksu. Tym bardziej, kiedy Otsëa bawił się jego ciałem, sięgał do cudownego punkciku w jego wnętrzu i pocierał o niego palcem sprawiając, że elf zagryzał wargi niemal do krwi byleby powstrzymywać głośne okazywanie entuzjazmu.
Obaj byli kłębkami nerwów, po których, niczym iskierki ognia w kominku, skakały rozkoszne impulsy podniecenia. Pragnęli siebie nawzajem, kochali się, pasowali do siebie, chociaż byli tak bardzo różni...
Otsëa wpił się w usta Lassë i podniósł wysoko jego nogi. Mógł przygotowywać go dalej, ale wiedział, że nie wytrzyma, więc zamknął jego usta swoimi i po prostu wbił się w spragnione wejście. Jego ciało zalała fala rozkoszy, elf zacisnął się na nim niebywale mocno. Nie łatwo było jednak kochać się, całować i uważać by brzuch nie ocierał się o nabrzmiały członek chłopaka. Bard był więc trochę rozbawiony tym, ile musiał się nagimnastykować, by nie skończyć zbyt szybko, ale dawał z siebie wszystko i jeszcze więcej. Lassë nie pozostawał mu dłużny poruszając swoimi biodrami w rytmie pchnięć, zaciskając palce na ramionach smoka, szukając jego ust, kiedy tylko gdzieś zniknęły i robiąc co w jego mocy aby obaj czuli się wspaniale. Najwyraźniej obaj nie mieli pojęcia, że starają się bardziej niż muszą.
- Umrę! - wypiszczał elf, kiedy kochanek przypadkiem dotknął swoim brzuchem jego członka. Mięśnie jego tyłka były bardzo wrażliwe na obecność barda, a jego męskość chyba tylko ostatkiem sił woli właściciela potrafiła powstrzymać wytrysk.
- Nie pozwolę na to. - głos barda był zachrypnięty, a gardło ściśnięte, ale wydobył z siebie to zapewnienie. - Albo umrzemy razem. - roześmiał się nawet, co zakończył głośny jęk.
Lassë był idealny, tak jak idealny był Otsëa. Ich ciała pasowały do siebie, jak dwa fragmenty jednej układanki. Może dlatego ich zbliżenia były tak intensywne, tak pełne. Pot tworzył na ich skórze maleńkie strumyczki, które sunęły w dół łaskocząc, przymknięte, błyszczące oczy i zaczerwienione twarze zdradzały gwałtowny rytm bicia serc, głośniejsze oddechy dowodziły zmęczenia i przyspieszenia oddechu. Pchnięcie za pchnięciem, biodra wychodziły na spotkanie bioder, wargi miażdżyły wargi, dłonie sunęły po wilgotnej skórze w różnych kierunkach, a poprzednia samokontrola wyparowywała. Bard nie potrafił dłużej tkwić w tej niewygodnej pozycji, która oddzielała jego brzuch od krocza kochanka. Pozwolił więc by gorący, napęczniały członek sunął po jego brzuchu, a pot mieszał się z wyciekającym powoli nasieniem.
Bliżej, bliżej, coraz bliżej spełnienia. Ptaki na pewno uciekły z drzewa, na którym stał dom Lassë, ale może jeszcze nikt nie wiedział, co dzieje się w środku. Może nikt się nie domyślił, nie usłyszał tych miłosnych dźwięków, nad którymi nie udało się zapanować. Może...
- Dosyć! Dosyć! - dyszał leśny elf im bliżej był spełnienia, a od niego dzieliły go może dwie minuty tej szaleńczej plątaniny kończyn, tych oddechów i pchnięć.
- Ja też. - zapewnił krótko smok i sięgnął ręką między ich ciała obejmując mocno członek kochanka, co sprawiło, że mięśnie zacisnęły się wokół jego męskości.
Ile czasu minęło dokładnie póki nie eksplodowali gęstym od intensywności doznań i temperatury ich miłości nasieniem? Czy krzyczeli? Czy wydusili z siebie cokolwiek? Nie mieli pojęcia i zupełnie ich to nie obchodziło. Ich ciała były nadal rozgrzane, skóra mokra na całej powierzchni, bliskość nadal wypalona w każdej komórce, która stykała się z inną. Czuli swoją obecność, czuli łączącą ich więź, czuli zmęczenie do tego stopnia, że nie byli w stanie nic opowiedzieć. Po prostu zignorowali wzajemne palące gorąco, przytulili się do siebie i odpoczywali spełnieni, zadowoleni, zrelaksowani jak jeszcze nigdy wcześniej.
W tym miejscu, w tej chwili zamykała się ta część przeznaczenia, która tu właśnie się rozpoczęła, która postawiła ich na swojej drodze. W tym miejscu, w tej chwili rozpoczynała się kolejna przygoda, kolejna karta przeznaczenia powoli zaczynała się zapisywać. To, co przed nimi było już zupełnie inną historią. Historią, po której nie nastawała cisza.

2 komentarze:

  1. Świetne. Zresztą jak wszystkie notki. Piszesz naprawdę dobrze i nie powinnaś martwić się brakiem komentarzy ( jak dla mnie to po przeczytaniu tak dobrej notki ręce na tyle drżą z podniecenia i zadowolenia, że większość pewnie nie jest wstanie nic napisać XD) Oby tak dalej, na razie czekają na mnie jeszcze 3 notki do całkowitego końca więc nie ma co czekać tylko zabierać się do czytania.
    Pozdrawiam Werka <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, no no pięknie całość przedstawiona, Lasse wróci na razie w rodzinne strony z Otesa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń