niedziela, 19 października 2014

115. I wtedy zapadła cisza...

Lócënehtar westchnął z przyjemnością, wsuwając się do ciepłej, nagrzanej słońcem wody. Rzeka płynęła w tym miejscu tak leniwie, że bez problemu absorbowała promienie słoneczne, dzięki czemu pozwalała na wygodną i relaksującą kąpiel po wielu godzinach uganiania się po lesie za zwierzyną. Mężczyzna osiadł w tym miejscu właśnie z jej powodu, a dzięki zaradności i ogromnym chęciom, zdołał wybudować niewielką chatkę oddaloną o niecałe trzy minuty drogi od tego konkretnego miejsca. Zależało mu na tym żeby sytuacja po wojnie ustabilizowała się zanim wyruszy w podróż chcąc znaleźć jakąś partnerkę.
Uniósł ręce do szyi i rozmasował kark. Starał się nim jak najwięcej ruszać by zmusić mięśnie do rozluźnienia, ale nie szło mu najlepiej. Zawsze był spięty, więc teraz nie łatwo było mu przyzwyczaić się do sytuacji, w której nie był wojownikiem, nie polował już na wielkie, niebezpieczne bestie, ale na zwierzęta i to tylko w celu zaspokojenia głodu. Nie powiedziałby jednak, że życie pustelnika mu służy. Zdecydowanie chętniej oddałby się szaleństwu pośród innych ras. Teraz, kiedy zyskał wolność i mógł być kim tylko chciał, marzył o życiu w społeczeństwie, które potrafiłoby go zaakceptować. Sam siebie nigdy wcześniej nie podejrzewał o takie potrzeby, ale widać nawet tacy jak on potrafili odkryć w sobie coś, czego wcześniej nie mogli dostrzec.
- Nic się nie zmieniłeś, łowco smoków - usłyszał za sobą skrzekliwy głos, który nie wywarł na nim najmniejszego wrażenia. Doskonale wiedział, że jest obserwowany już od jakiegoś czasu.
- A skąd ty możesz to wiedzieć, Kruku? - odparł wykręcając głowę do tyłu. Nie widział swojego rozmówcy, póki ten nie podszedł bliżej i nie rzucił cienia na jego twarz.
- Tak się składa, że od kiedy zakończyła się ta bezsensowna wojna, uganiałem się jak głupi za moją nagrodą. I wyobraź sobie, że dotarłem do twoich braci. Martwych. Nie wiesz przypadkiem, jak do tego doszło? - spojrzenie czerwonych oczu wwiercało się w czaszkę łowcy.
- Och, naprawdę? Nie wiedziałem, przynajmniej bym się z nimi pożegnał. Nie miałem pojęcia, że ich rany były tak poważne. - było oczywistym, że się nie przejął. - I wam, Krukom, nie wystarczyły zwłoki?
- Dziwnym trafem nie było żadnych zwłok, ale same kości. Widać wilki chwalą sobie wasze mięso, lócënehtarze.
- Nehtarze! Nie jestem już łowcą smoków, ale zwyczajnym łowcą, a że bezimiennym to sam je stworzyłem.
- To bardzo interesujące. Doprawdy, szalenie. - rzucił z przekąsem Kruk. - Nadal nie odpowiada jednak na pytanie, jakim cudem w czasach pokoju wilki dorwały się do osłabionych łowców smoków.
- Tak, rzeczywiście, to dopiero zagadka. Poinformuj mnie, kiedy znajdziesz odpowiedź na swoje pytanie.
Kruk pochylił się nad łowcą, a jego dwukolorowe warkoczyki opadły na twarz mężczyzny jak bicze.
- Obawiam się, że znam już odpowiedź i właśnie znalazłem tego, który przyczynił się do tej sytuacji. - wysyczał przez zęby.
- I przyszedłeś by podzielić się ze mną tą informacją?
- O tak. Trafiłeś.
Łowca odsunął się w mgnieniu oka, a nóż wbił się głęboko w ziemię w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się jego głowa.
- Za to ty spudłowałeś. - wyskoczył z wody – Podejrzewam, że nie pozwolisz mi się ubrać?
- Zabiłeś swoich braci żebym nie mógł dostać ich w swoje ręce!
- Nie ma sensu zaprzeczać, co? - łowca wydawał się rozbawiony całą tą sytuacją. - Tak, zabiłem swoich braci i oddałem ich ciała wilkom na ucztę, bo wiedziałem, że będziesz mnie szukał i znajdziesz. Byłem zazdrosny, czy to takie straszne?! - uderzył w piskliwy ton. Drażnił się z Krukiem. - I sam popatrz. Jesteś tutaj i to akurat w chwili, kiedy jestem całkowicie nagi i bezbronny. Myślisz, że gdyby było inaczej, ratowałbym ci życie?
- Zrobiłeś to żebym nie mógł na nich eksperymentować! - Kruk był wściekły.
- Cóż, jeśli ponownie powiem, że byłem o nich zazdrosny to nie uwierzysz i tym razem, co? - Kruk znowu starał się zabić go wzrokiem. - Więc rozumiem, że jednak jako hybryda jestem odporny na twoją moc, bo już dawno byś jej użył, Wędrowcu Przemierzający Światy? - na twarzy łowcy pojawił się szeroki uśmiech, zaś jego rozmówca bynajmniej nie podzielał tej wesołości. Gdyby mógł na pewno zacisnąłby swoje szponiaste dłonie na gardle hybrydy byleby spróbować coś mu zrobić. - Zastanawiam się czym nasączyłeś ten sztylet skoro łudzisz się, że zdoła przebić moją skórę. A może celowałeś w oczy tak, jak uszkodzono moich braci? - Nehtar powoli zbliżał się do Kruka. Jego ruchy nie zdradzały żadnego wahania, żadnego strachu. - No dalej, spróbuj mnie dźgnąć. - rozłożył ramiona szeroko – Nie przeszkodzę ci, chodź.
Kruk przez chwilę nie był pewny, czy powinien się wycofać, czy zaatakować. To był podstęp, to oczywiste, a jednak nie potrafił odpuścić. Był wściekły! Narażał się żeby zdobyć lócënehtara do zabawy, a przez jednego zdrajcę jego plany zostały zrujnowane!
Zaatakował. Oczywiście, że wykorzystał okazję i tak jak przypuszczał, był to podstęp, w który on dał się złapać. Kruki były niebezpieczne, kiedy mogły korzystać ze swojej mocy, ale bez niej nie różniły się od dzieci.
Łowca złapał go za nadgarstki bez najmniejszego problemu i jednym szarpnięciem przyciągnął bliżej siebie. Jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył, kiedy znaleźli się tych kilka centymetrów od siebie.
- Hm, twoje oczy nie są do końca czerwone. Są krwawe. Tak, to kolor krwi. - wydawał się rozkoszować tym, że Kruk podjął próbę wyszarpnięcia się z jego kleszczowego uścisku. - I ten kruczy kolor włosów, trupio blade końcówki... Gdzie zgubiłeś czaszkę? - rozejrzał się – Czyżbyś ją zdjął żeby nie przeszkadzała nam w zabawie? Tak, ten ostry dziób mógłby wybić mi oko, gdybyś usiłował użyć głowy. Nie będę narzekał, bo bez tego ohydztwa wyglądasz o wiele lepiej.
- Więc jednak samotność ci nie służy. - Kruk zdecydował się w końcu odezwać. - Jesteś skłonny rzucić się na wszystko, co się rusza.
- Hmm... Tak bym tego nie nazwał, chociaż przyznaję, myślałem o przygruchaniu sobie samicy. Niemniej jednak, ty również sprawisz się świetnie. Z jakiegoś powodu cię uratowałem, prawda?
- Na pewno nie z tego! - syknął Kruk – Ale śmiało! Pocałuj mnie, bo najwyraźniej nie wiesz, że twoja ślina może mi się przysłużyć żebym jednak zdołał nad tobą zapanować! - mężczyzna starał brzmieć jadowicie, ale nie wychodziło mu to najlepiej. Nic dziwnego, do tej pory nieczęsto miał kontakt z kimś spoza swojej społeczności.
- Zaryzykuję. - oczy Kruka zrobiły się wielkie, kiedy łowca uśmiechając się pod nosem z wyższością zmiażdżył jego usta swoimi. Tym razem naprawdę podjął próbę wyrwania się, próbował nawet ugryźć Nehtara, ale ten odsunął się na tę chwilę i znowu zaczął go molestować.
Nagle, zupełnie niespodziewanie, Kruk uzmysłowił sobie, że jego przeciwnik jest zupełnie nagi, a ich piersi stykają się ze sobą, skóra ocierała się o skórę, sutki łowcy drażniły gładką, jasną powłokę ciała Wędrowcy, krocze nagiego mężczyzny napierało na jego osłonięte zaledwie skrawkiem materiału i piórami. To nie była najwygodniejsza pozycja, jako że Kruki nie często zbliżały się do kogoś innej rasy. Ich skóra była chłodna, tymczasem skóra hybrydy płonęła. To było dziwne, niewłaściwe uczucie, zakazane, sprzeczne z zasadami tego świata, ale czy one nie zostały już dawno temu naruszone? Czy to dlatego Wędrowca Przemierzający Światy zaczynał odczuwać coś więcej niż tylko chęć ucieczki? Jego serce biło strachliwie, szybko, ale czego się obawiało? Dlaczego wnętrzności tańczyły wokół płonącego ogniska żołądka?
- Zostałem stworzony sprzecznie z naturą, stałem się znienawidzony przez Rasy – Nehtar zaczął szeptać do ucha nadal trzymanego mocno za nadgarstki mężczyzny i starał się by jego wargi dotykały muszelki ucha możliwie najczęściej. Gdyby miał okazję, na pewno nie wahałby się także jej polizać. Wiedział czego chce i wiedział jak to zdobyć. Nie był głupi, wiedział jak niewinne w rzeczywistości są Kruki. To Czarne Dziewice, a przynajmniej ich szamani, ich Wędrowcy. Rzadko mieli okazję oddawać się cielesnej miłości, więc dlaczego nie miałby tego wykorzystać, skoro już trafiła mu się idealna ofiara? Miał oczy i wiedział, że Kruk zainteresował się nim w takim samym topniu, co on krukiem podczas wojny. - Ale ty również należysz do ludu, który wzbudza niechęć u innych. Obaj pomagaliśmy Armii Ras, byliśmy jej częścią. Nie uciekniesz od tego, a skoro ten świat stanął już na głowie, to czas się temu poddać, nie uważasz? Słyszałem, że u Kruków zarówno samice, jak i samce mogą wydawać na świat potomstwo. To prawda? - Wędrowiec spojrzał na niego z pogardą, co bynajmniej nie odpowiadało na zadane przed chwilą pytanie.
- Jesteś tak zdesperowany, że będziesz próbował zrobić dziecko każdemu żywemu stworzeniu?
- Hm, prawdę mówiąc nie aż tak, ale przyznaję, jestem zdesperowany, ponieważ chcę stworzyć nową rasę, a ty jak czuję, nie masz nic przeciwko temu. - zauważył.
Kruk z początku nie pojął, o co chodzi i dopiero w chwili, kiedy łowca poruszył wymownie biodrami, zrozumiał. Jego ciało zareagowało w sposób, w jaki reagować nie powinno. Gorąca bliskość, szepty, wszystko to było nowe, ale pozornie nieistotne. To ciało zdradziło, gdy umysł nie nadążył jeszcze za tym, co się działo.
- To mi wystarczy. - Nehtar odsunął się od Kruka i pozbierał swoje ubrania zakładając je na siebie niespiesznie. - Wiesz gdzie mieszkam, więc poczekam tam na ciebie póki nie dojdziesz do tego, czego chcesz. Masz w ogóle jakieś imię?
- Wilwarin.
Łowca zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na Kruka.
- Motyl? - zapytał z niedowierzaniem.
- Nie jesteśmy takimi barbarzyńcami za jakich nas macie! - spojrzenie Nehtara wymownie pokazało, że nie wierzy w słowa Kruka.
- No dobrze, niebarbarzyński Wilwarinie, zapraszam cię do siebie.

Nehtar przygwoździł swojego gościa do drzwi całym ciężarem ciała, a jego usta zachłannie miażdżyły wargi o smaku krwi. Równie niecierpliwie poznawał językiem wnętrze tych ust o niecodziennym smaku, a jego dłonie bez wyczekiwania na gest pozwolenia zaczęły wdzierać się pod osłaniające biodra pióra.
- Jak to się zdejmuje?! - syknął, ale zanim Kruk zdążył odpowiedzieć, łowca szarpnięciem zdarł tę pierzastą szmatkę i zacisnął dłonie na nagich pośladkach Wilwarina. Uniósł go nad ziemię zmuszając do przyjęcia innej, bardziej odpowiedniej pozycji poprzez oplecenie hybrydy nogami w pasie. Tak było wygodniej, a przynajmniej niecierpliwemu mężczyźnie, który już wypełniał palcami drobne, najwyraźniej nieużywane wejście.
Zaklął w duchu uświadamiając sobie, że rzeczywiście ma do czynienia z Czarną Dziewicą, a to oznaczało, że musi być delikatniejszy i zwolnić. Jeśli popełni błąd, więcej nie zobaczy Kruka na oczy, a przecież istniała możliwość, że nikt inny nie zechce sypiać z byłym łowcą smoków. Zaklął więc bezgłośnie znowu i nie próbował wpychać palców na siłę, ale wycofał się i rozejrzał za czymkolwiek, co mogłoby się nadać do ułatwienia tarcia. Poza tłustym środkiem, którego używał by zapobiec gromadzeniu się rdzy na nieużywanym mieczu nie miał nic innego, więc postanowił odżałować cennego środka by i jego drugi miecz nie zardzewiał nieużywany.
Nie żałował więc środka i sadzając Kruka na stole podjął się żmudnego przygotowywania go do połączenia. To była wystarczająca kara za grzechy, więc czuł się nieszczęśliwy musząc czekać, ale znalazł sposób by znieczulić Wilwarina i tym sposobem szybciej dobrać mu się do tyłka. Zamknął usta na jego członku i niezdarnie, ale nieubłaganie sprawiał kochankowi przyjemność, kiedy dłonią dręczył jego wejście.
Był spragniony, z trudem wytrzymywał tę zabawę, której nie przewidział i w końcu jego potrzeby zwyciężyły. Nasmarował swój członek środkiem do polerowania mieczy i modląc się do bezimiennych, nowych żywiołów sprzyjających takim odszczepieńcom jak on, by Kruk nie zrezygnował przez niego z miłości cielesnej, naparł sobą na dziewicze wejście.
Zacisnął dłoń lekko na członku kochanka by wyczuć jego nastrój. Zaklął głośno, kiedy wraz z bolesnym jękiem Motyla poczuł, jak męskość maleje mu w palcach i traci swoją konsystencję. Zaczął ją masować, szeptał jakieś bezsensowne słówka, których sam nie rozumiał do ucha kochanka, sam cierpiał, kiedy ciasne wejście zacisnęło się boleśnie na jego penisie. Miał jednak szczęście, bo oto znalazł na ciele Kruka czuły punkt jakim okazała się żuchwa, przypadkowo potrącona jego nosem. Mimo bólu ciało pod nim zareagowało na ten gest, więc łowca podjął się szaleńczej próby naprawienia tego, co i tak musiało zostać zepsute. Pieprzone dziewice zawsze są problemem! Nie żeby wcześniej miał jakąś dla siebie, ale przebywając wśród ras i ludzi podczas swoich podróży nasłuchał się na ten temat. Teraz przekonał się o tym na własnym ciele, kiedy odetchnął z ulgą, gdy tylko ciasny, miażdżący pierścień rozluźnił się i przestał przyduszać jego członek. Ocenił, czy jest w stanie się poruszyć, czy może liczyć na kontynuację i po niewielkim ruchu postanowił się wycofać.
Szlag! Szlag! Szlag! Będzie musiał odbić sobie to innym razem.
Wilwarin spojrzał na niego nie rozumiejąc, co się stało, więc wyjaśnił mu najprościej i najdelikatniej jak to możliwe.
- Jest za wcześnie, więc spróbujemy może później jeszcze raz. Boli cię to, więc zaciskasz mięśnie i mnie miażdżysz. Nie zaryzykuję penisa dla jednego razu.
Kruk zaczerwienił się, wyglądał jakby miał zaraz się rozpłakać. Leżał na stole, a jego długie warkoczyki walały się po całym blacie.
- Nie wypuszczę cię stąd póki tego nie zrobimy, odpowiada ci to? - smok się nie poddawał, zastosował tylko taktyczny odwrót, a Kruk przystał na jego propozycję. Dwa dziwadła, które przyczyniły się do zwycięstwa nad ludźmi teraz musiały pokonać siebie nawzajem w walce o rozkosz.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Lockhart i Kruk ciekawe... pozbył się własnych braci, sny tyło kruk ich nie dostał się zgodnie z umowa mogę zabrać tego który był po przeciwnej stronie, stał po stronie ludzi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń