niedziela, 12 października 2014

114. I wtedy zapadła cisza...

Rozkoszne, rozleniwiające ciepło sączące się z góry promieniami słońca, rozgrzewające od dołu rozpalonym kamieniem. Spokój i senność lejące się z nieba wraz z upragnionym żarem. Chwilowa, niezbędna samotność. Cisza i trele natury. Odpoczynek.
Niquis nie zamierzał ruszać się ani na krok ze swojego ukochanego miejsce, w którym mógł leżeć na ciepłym kamieniu w swojej drobnej, futerkowej formie i chłonąć w nozdrza zapach słońca, rozkoszować się spokojem, odpoczywać od obowiązków, jakie spadły na jego głowę.
Zaraz po Wojnie Ras miał plany. Niezobowiązujące, leniwe jak jego dawne życie. Popełnił jednak błąd. Zgodził się by w jego małe plany wkradł się Earen, a dalej wszystko posypało się na drobną głowę tiikeri wielką lawiną. Po zakończeniu walk i wybiciu ludzi, wiele istot zostało bez rodzin, bez przyjaciół, bez szans na powrót do dawnego życia z powodu odniesionych ran i urazów. Póki trwał pokój, nie musieli przejmować się swoim losem, ale wraz z nieubłaganym końcem pokoju, nie zdołaliby przeżyć sami, byliby zbyt słabi by się bronić przed drapieżnikami czy zwykłymi przeciwnikami. To Earen zwietrzył okazję i zaczął gromadzić wokół siebie kalekich, słabych, samotnych by spełnić swoje marzenia o przywództwie, o własnym stadzie. Z jedną ręką, nawet jeśli drugą zastąpiła proteza umożliwiająca walkę, nie mógł liczyć na to, że inne griffiny, nawet te młode, przyłączą się do niego i uznają jego przywództwo. Postanowił więc stworzyć niecodzienne stado składające się z niepotrzebnych istot, którym on dawał dom i poczucie bezpieczeństwa, zaś oni byli jego wiernymi, oddanymi ludźmi. I w ten właśnie sposób, zanim Niquis w ogóle zrozumiał, co się dzieje, stał się samicą lidera.
Od tamtego czasu nie miał już dla siebie zbyt wiele czasu, jako że ktoś ciągle coś od niego chciał, ktoś o coś pytał, potrzebował go. Uważano Niquisa za przedłużenie ręki Earena, a więc to do niego zgłaszano się, kiedy griffina nie było w pobliżu. Nie ważne gdzie się wybrał, na co polował i ile czasu miało mu to zająć, niecierpliwi i tak obskakiwali Niquisa, który najczęściej zamieniał się wtedy w małego futrzaka i umykał nie planując nikomu pomagać.
Nie uważał się za część tego stada, które stworzył sobie Earen. Nie ważne, jak bardzo griffin starał się to zmienić, tiikeri stawiał opór i nie czuł się związany z nikim poza Earenem. I czy można mu się dziwić? Od zawsze był samotnikiem, a jego rasa ograniczała się do kilku osobników tu i tam. Większość została pożarta, kiedy jeszcze smoki prowadziły z nimi wojnę, ale nie zagrażało to istnieniu tiikeri. To ludzie zajęli się resztą i w tej chwili nie było mowy o odrodzeniu gatunku. Nie mieli na tyle samic, o ile jakakolwiek jeszcze ocalała z pogromu, jaki zgotowali im ludzie. Czy można było więc się dziwić Niquisowi, że wolał trzymać się na uboczu i polegać tylko na nielicznych istotach? Zresztą, jaką miał pewność, że jeden z podopiecznych Earena nie zeżre go po zakończeniu pokoju? Nawet griffiny uwielbiały kremowe mięso tiikeri. Tak było od zawsze, a poza Earenen w stadzie było jeszcze dwóch osobników jego rasy, jeden kulawy lis, ślepy wilk i jego partnerka, dwie poparzone elfice, samica bazyliszka, która straciła rękę, więc przystawiała się do lidera uznając, że to kalectwo czyni z nich idealną parę.
Na Niquisa padł cień, który sprawił, że ciepło przestało napływać z góry. Tiikeri, który wylegiwał się rozkoszując ciepłem i przysypiając, nie słyszał nadchodzącego niebezpieczeństwa, więc teraz czmychnął w krzaki wykazując się refleksem w dziedzinie ucieczek.
- Gdybym chciał, już dawno byłbyś tylko rękawiczką na moją protezę, więc wyłaź. - głos Earena uspokoił bijące szybciej serce małego futrzaka, który wyszedł z krzaków, w których planował znaleźć bezpieczne schronienie.
Earen zamienił się w człowieka, a na jego twarzy widać było niezadowolenie, bunt i pretensje.
- Po co się skradasz?! - fuknął na kochanka urażony. Nie chciał wyjść na beztroskiego tylko dlatego, że chwilowo panował pokój. W końcu zawsze był ostrożny i tylko dzisiaj, kiedy było mu tak przyjemnie ciepło, zapomniał o wszystkim odpływając.
- Nie skradałem się. - Earen pokazał rząd ostrych, białych zębów. Od kiedy stracił rękę i ćwiczył z protezą całe jego ciało uległo zmianie. W tym także uzębienie, a przynajmniej Niquisowi tak się wydawało. Teraz griffin był drapieżnikiem w większym nawet stopniu niż wcześniej, a jego szerokie, umięśnione ramiona były prawdziwą zabójczą bronią.
- Więc chcesz mi powiedzieć, że dałem się podejść jak dziecko? - spojrzenie Niquisa było bezlitosne. Nie lubił wychodzić na słabego i nieporadnego.
- Dobra, tego też nie chciałem powiedzieć, ale nieważne. Podszedłem cię i bardzo żałuję, że to zrobiłem, więc nie gniewaj się. - uderzył w łagodny, przepraszający ton. Potrafił się przymilać, kiedy czuł potrzebę bliskości i to trzeba było mu przyznać, zmienił się w grzecznego, wiernego pupila i chociaż samica bazyliszka usilnie próbowała go zdobyć, on nie dawał się i wpatrywał tylko w Niquisa. Widać nauczył się, że każdy skok w bok może oznaczać koniec ich związku. Tym bardziej, że tiikeri poznał już, co to znaczy być oczkiem w czyjejś głowie i doczekał się dziecka z tego jednodniowego związku.
- Kłamczuch z ciebie przebrzydły, ale trudno. Chodź. - chłopak wyciągnął ramiona po kochanka. Wyglądał tak wątło przy mocno zbudowanym griffinie, że czasami nie potrafił tego znieść, ale to nie było już winą Earena.
Griffin wtulił się w kochanka jak ufne dziecko w rodzica.
Oswojona bestia, chciałoby się powiedzieć. Oswojona do tego stopnia, że tiikeri nie chciał go zostawiać, mimo wchodzącego mu z drogę stada. Wsunął dłonie w długie, miękkie włosy kochanka, opuszkami masował skórę jego głowy i wsłuchiwał się w zadowolone mruczenie póki nie został przyszpilony do ziemi większym, silniejszym, choć mniej zgrabnym ciałem.
W jasnych oczach mężczyzny igrały błyski podniecenia i przekornej chęci zabawy, co sprawiało, że Niquis nie mógł mu się oprzeć. Powiódł palcami po żółtych malunkach na skórze twarzy griffina, potarmosił pierzaste uszy i uśmiechnął się mimowolnie. Zupełnie jakby miał swoje zwierzątko.
- No, dobrze. Niech będzie. Rozbieraj się żebym mógł pooglądać, co takiego mnie upolowało.
- Ja cię upolowałem. - odpowiedział mało odkrywczo Earen i szarpnięciami zdejmował z siebie ubranie, jakby nie mógł się doczekać tego, kiedy kochanek spojrzy na jego nagie, pokiereszowane ciało wojownika. Sam tiikeri nie planował za to zdejmować z siebie wszystkiego. Fakt, że miał coś na sobie, kiedy jego partner był nagi świadczył o pewnej wyższości, która była potrzebna tej uległej stronie – Niquisowi.
Earen uśmiechnął się, kiedy pozbył się ostatniej warstwy odzienia i uklęknął nagi naprzeciwko kochanka. Zawsze podczas gry wstępnej był taki uległy. Atakował, kiedy nie mógł wytrzymać podniecenia gotującego krew w żyłach. Wtedy to on był panem, to on decydował, on zdobywał, rozkazywał. Teraz jednak pozwalał by to tiikeri poczuł się górą. Chłonął z przyjemnością dotyk męskich dłoni na swoim ciele, masujące ruchy gorących palców na piersi, drażniące paznokcie wbijające się lekko w skórę i drapiących ją bez pozostawiania po sobie śladów. I bez tego griffin był pokryty bliznami, a jego proteza wydawała się otwartą raną, która przypominała o straconych szansach.
Niquis przysiadł na piętach koło wybrakowanego ramienia i zaczął powoli całować fragment ciała, który pozostał. Mógł to robić tylko przez jedną minutę, więc nie tracił czasu. Tak umówili się z Earenem, który nie lubił pamiętać o swojej słabości. Minuta pieszczot w tym miejscu i ani chwili dłużej.
Griffin odliczał w myślach każdą sekundę niechcianego zainteresowania, a kiedy czas minął, złapał mocno za pośladki tiikeri i wciągnął go na swoje uda, co miało ułatwić im pieszczoty, a utrudnić ewentualny powrót do zainteresowania ramieniem. Zresztą, jego usta nie pozwoliły na to, by Niquis szukał innego źródła zainteresowania niż one. Pojmał wargi kochanka w niewolę swoimi, wsunął język w ciepłe, aksamitne wnętrze i specjalnie wodził jego koniuszkiem po gładkich zębach aby pobudzić partnera do podjęcia zdecydowanych kroków. Dodatkowo prowokował go robiąc co w jego mocy, byleby ich krocza stykały się ze sobą. Nie ważne, że tiikeri miał na sobie spodnie, podniecenie griffina i tak musiał poczuć, jako że czegoś tak ewidentnego nie można przeoczyć.
Earen działał dalej. Wsunął dłonie w spodnie kochanka i zaciskał palce na zgrabnych pośladkach, które poddawały się jego dotykowi, jakby można było je jeszcze ukształtować.
Nic więc dziwnego, że Niquis musiał rozpiąć spodnie i pozwolić swojemu kroczu odpocząć od drażniącej ciasnoty. Jak mieczem uderzającym o miecz, zaczął ocierać się i odpowiadał entuzjastycznie na każde muśnięcie języka i palców. Zamruczał, odsunął się niechętnie i łaskawie zsunął z pośladków spodnie. Zdjął jedną nogawkę, po czym znowu ulokował się wygodnie na kolanach kochanka. Tym razem dokładnie dał jednak do zrozumienia czego oczekuje. Tym bardziej, że jego spojrzenie wydawało nieme rozkazy.
W takiej sytuacji nie można było mu odmówić niczego. Earen zassał swoje palce patrząc w oczy kochanka. Nadal pamiętał, że z jego winy to nie on był pierwszym kochankiem Niquisa, więc bywały dni, kiedy wychodził z siebie byleby pokazać się od jak najlepszej, najbardziej namiętnej strony.
- Mam ci pomóc? - Niquis odpowiedział na te usilne starania mające go skusić i zachęcić do wspólnej zabawy. Robiąc użytek ze swojego języka, zaczął pomagać w nawilżeniu palców, które później miały przecież wylądować w jego wnętrzu.
Mimo wszystko, do tej pory nie zdecydowali się na żaden szczególny, odważny krok, nie wykorzystywali maksymalnie swojego seksualnego potencjału. Niquis nie był na to gotowy, co tłumaczyło jego początkowe żywe zainteresowanie Lassë. W tamtym związku to tiikeri byłby stroną dominującą, a z Earenem nie było o tym mowy. I właśnie dlatego griffin działał schematycznie i rozsądnie, chociaż często namiętnie.
- Myślę, że wejdą w ciebie jak w ciasto. - mężczyzna zamruczał w ucho kochanka i rozkoszując się chwilą, sięgnął między dwie gorące półkule. Rzeczywiście, jego palce wniknęły w tiikeri bez większych problemów, co świadczyło o całkowitym rozluźnieniu Niquisa i ufności, jaką przejawiał.
Całowali się to mocno, to znowu powoli i lekko, muskali, atakowali, przepychali językami, a rytm wyznaczała dłoń przygotowująca pole dla prawdziwego wojownika, który miał tego dnia pojawić się na scenie.
Wsłuchani w swoje ciała wiedzieli, kiedy należy porzucić grę wstępną i posunąć się krok dalej. Chłopak uniósł biodra, wypiął je i pozwolił by griffin pokierował nimi odpowiednio. Dopiero czując parcie na swoje wnętrze, pozwolił sobie na chwilę inicjatywy. Nadział się na członek kochanka z głośnym jękiem przyjemności i odrobiną chwilowego bólu. Ich usta znowu odnalazły siebie nawzajem i rozpoczęły swoją przepychankę, tym namiętniejszą, im bardziej zdecydowane stawały się ruchy ich bioder.
Niquis obejmował kochanka za szyję podnosząc się i opadając, forsując ciało wzmożonym wysiłkiem, którego pragnął i potrzebował. Earen również nie był mu dłużny, gdyż wygięty do tyłu i utrzymując równowagę dzięki wysuniętym w tył ramionom mógł pozwolić sobie na podrzucanie biodrami, w taki sposób, by wychodzić naprzeciw tiikeri.
Ich szybkie oddechy łączyły się ze sobą, serca wydawały się bić jednym rytmem, ciała z coraz większą precyzją współpracowały w poszukiwaniu ostatecznej przyjemności. Kiedy jeden sunął w górę, drugi opadał, kiedy jeden opadał, drugi spotykał się z nim w połowie drogi mocnym pchnięciem. Pchnięcie po pchnięciu, jęk po jęku i westchnienie po westchnieniu pędzili w stronę ostatecznego spełnienia.
Earen oparł cały ciężar ciała na protezie i sięgnął zdrową, gorącą ręką do pulsującego niezaspokojeniem krocza kochanka. Masował je, ogrzewał, stymulował idealnie dobierając rytm do swoich pchnięć i do ruchów tiikeri.
Nie zasługiwał na tyle przyjemności, tak jak nie zasługiwał na takiego kochanka, ale kogo to teraz obchodziło? Wywalczył sobie Niquisa i miał go dla siebie. Nie zjadł go przy pierwszym spotkaniu, nie zjadł przy żadnym innym, więc miał pełne prawo zniewolić sobą biednego, małego tiikeri.
W rzeczywistości to jednak tiikeri zniewolił griffina. Jakimś niezrozumiałym sposobem uniknął śmierci w jego paszczy, zakręcił się wokół w taki sposób, że Earen zaczął się nim interesować, a w końcu się zakochał. Zakochał jak dzieciak, który nie wie, co ma robić i jak okazać swoje uczucia.
A teraz rozpieszczali się nawzajem, całowali, kochali namiętnie, ale jednak powoli i wbrew pozorom cicho. Wszystko to wynagradzało im brak intymności wynikający z racji raczej nieodpowiedniego do harców miejsca.
Spełnienie przyszło wraz ze zmęczeniem, kiedy to Earen zmienił pozycję kładąc Niquisa na trawie i dał z siebie wszystko, co tylko mógł jeszcze dać. Drżenie i napięcie ogarnęło ich ciała do ostatniej komórki, a następnie rozluźnienie zaowocowało wycieńczeniem, ale i radością z powodu zbliżenia. Tego nie mogło odebrać im nawet pokrętne stado, które stanowiło zagrożenie dla biednego tiikeri.
- Lepiej mnie pilnuj zanim ktoś postanowi się mnie pozbyć. - chłopak wymruczał to sennie do ucha kochanka i zwinął się w kłębek nie próbując nawet założyć spodni jak należy. Był zbyt leniwy.
- Pozbędę się tego, kto będzie chciał pozbyć się ciebie. Nawet jeśli ucierpi na tym całe stado. Obiecuję. - Earen znowu zrobił się łagodnym kociakiem, który przymilał się do pana i lizał mu ręce. - Chociaż nie pozbędę się stada. - dodał mimochodem, co Niquis podsumował urażonym prychnięciem, chociaż nie miał sił by zrobić cokolwiek więcej.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Niquis zniewolenia Earena przy nim jest jak taki mały kociak... i spełniło sie pragnienie Earena o własnym stadzie stworzył je z tych którzy są samotni bądź kalekami...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń