niedziela, 31 sierpnia 2014

108. I wtedy zapadła cisza...

Ostatecznie Lassë położył się na trawie i zamknął oczy wsłuchując się w siebie, w to, czego nie mógł usłyszeć nikt inny – w krzyki, niemal wrzaski, szepty, niespokojne głosy, zapach śmierci i krwi.
Oszalał. Był tego pewny! Miał schizofrenię i powinien się leczyć zanim stanie się niebezpieczny dla otoczenia. Leki na pewno zagłuszą to, co działo się w jego głowie. Pomogą mu.
- Kogo ty oszukujesz? - mruknął do siebie i otworzył oczy przewracając się na bok. Wrzasnął, kiedy jego spojrzenie zetknęło się z innym, czarnym jak noc, a coś ostrego wbiło się w jego nos pod wpływem nacisku spowodowanego zmianą pozycji. Staruszkowie siedzący nieopodal poderwali się wystraszeni jego krzykiem. Szybko jednak uznali go za nieszkodliwego i niepotrzebującego pomocy, więc wrócili do swoich zajęć, które miały wyprowadzić ich ze stanów przedzawałowych, w jakie wpędził ich Lassë.
Tymczasem chłopak odskoczył szybko od czarnego paciorka, który z dalszej odległości okazał się mieć kształt czarnego ptaka. Ptaka? Nie! Kruka! Nazywajmy rzeczy po imieniu! To był kruk! Duży, masywny, o mocnym karku, ciemnoszarym dziobie i oczach, jak guziczki pluszowego misia.
Chciał odetchnąć z ulgą, powiedzieć do siebie „to tylko kruk, tchórzu”, ale nie potrafił. To nie był TYLKO KRUK! TYLKO KRUKI nie siedziały tak blisko ludzi! Nie gapiły się na nich! Uciekały, kiedy ktoś wrzasnął im w dziób! Nie, to na pewno nie był jakiś pieprzony TYLKO KRUK!
- I czego się gapisz, jak ciele?!
- O matko, gadający kruk! Popieprzyło mnie! Odwaliło mi! Muszę się leczyć! - jego panika sprawiła, że starzy ludzie siedzący na ławeczkach pod drzewami przewrócili oczyma uznając, że rzeczywiście przydałby mu się lekarz, prawdziwy specjalista chorób psychicznych.
- Tak, odwaliło ci, jesteś totalnie, zdrowo pochrzaniony, a teraz zamknij tę urodziwą mordę i słuchaj. - widział ktoś, kiedyś takiego opryskliwego kruka? Co z tego, że opryskliwy! Widział ktoś, kiedyś gadającego kruka?!
Lassë rozejrzał się, ale nie zauważył żadnego zainteresowania jego sytuacją ze strony ludzi.
- Kiedy skończysz przeżywać „gadającego kruka” polecam posłuchać, co mam ci do powiedzenia, moje ty słoneczko przyćmione. - gderał dalej kruk. - Tak się składa, że czuję napór mocy i nie mam wiele czasu. Ta wiedźma nie ma ze mną szans, ale i tak jest jak cierń wbity w dupę. Ogólnie sprawy mają się tak, że przysłał mnie tutaj twój kochaś i drogo za to zapłaci, ale przyda mi się jego łuska. Szlag! Już tu jest! Ruszaj dupę i chodź szybko za mną! - rozkazał kruk i na swoich szarych nóżkach zaczął skakać w stronę zarośli, które teraz były tylko pozbawionymi kwiatów kulami zieleni.
- Mam iść w krzaki za gadającym krukiem? To chyba jakaś kpina.
- Możesz też zostać w tym miejscu, a ja chętnie wydłubię ci szponami oczy żeby przeboleć utratę smoczej łuski, więc lepiej rusz dupę i wchodź w te pieprzone krzaki!
Lassë uznał, że jeśli ma mówić sam do siebie, tak jak pewnie miało to miejsce w tej chwili, to lepiej będzie ukryć się przed ciekawskimi spojrzeniami. To było zapewne największą głupotą, jaką w życiu zrobił, ale było za późno. Usiadł w krzakach próbując nie myśleć o robalach, jakie zaraz go oblezą.
- A teraz szybko. Jestem krukiem... - spojrzenie chłopaka świadczyło o oczywistym braku zaskoczenia, co kruk pozwolił sobie skomentować krótkim „nienawidzę cię!”. - Mój lud nazywa takich jak ja Skoczkami, ponieważ potrafimy przemieszczać się między realnymi światami. Jeśli w twojej podświadomości lub świadomości powstanie jakiś świat, jest dla mnie wystarczająco realny bym się do niego dostał. Dlatego jestem tutaj. - widząc nic nierozumiejącą minę Lassë wyjaśnił znużonym głosem. - Jesteś w swojej własnej łepetynie zamknięty w niej przez jakąś pieprzoną wiedźmę, która wepchnęła ci w łeb to wszystko. Cały ten chrzaniony świat. Zapieczętowała niektóre twoje wspomnienia, by nie sprowadziły cię z powrotem, a teraz ja muszę sobie z tym jakoś poradzić i pomóc ci wrócić.
- Teraz mam pewność, że mi odwaliło i to przez tą grę. - Lassë skrzywił się czując obrzydzenie do samego siebie. Chory psychicznie powinien poszukać pomocy zanim stanie się niebezpieczny, a on nie miał nawet nikogo bliskiego, kto pomógłby mu wrócić do zdrowia.
- Nie interesuje mnie co myślisz, jak długo dostanę swoją zapłatę, więc potrzebuję twojej krwi.
- Że co?! - chłopak wytrzeszczył oczy. A więc tak skończy? Jako wariat, który popełnił samobójstwo w krzakach?
- Muszę wiedzieć, co zapieczętowała w tobie wiedźma. - powiedział znudzony wyraźnie kruk. - Wiem, że odczuwasz pustkę, szukasz czegoś po omacku, coś ci umyka. - z każdym słowem chłopak był bardziej przekonany o tym, że jest kandydatem na samobójcę, który powinien się leczyć. Kruk mówił to, o czym on myślał od feralnej pobudki dwa dni temu. Chyba dwa... A może minęło już więcej czasu, ale on stracił rachubę?
- Moja krew...
- Muszę wypić jej przynajmniej łyk. Jest źródłem połączenia. Jeśli się nie zgodzisz sam cię dzióbnę i to tak, że będzie cholernie bolało. Nie wierzysz?
- Raczej czekam aż mi się poprawi i nie będę już taki walnięty. Wtedy pobiegnę do szpitala i powiem żeby mnie zamknęli.
- Skoro tak mówisz... - głos kruka zabrzmiał obojętnie, a już w następnej chwili jego dziób zostawił paskudną, bolącą ranę na ramieniu chłopaka. Lassë pisnął przerażony, ale ptak trzymał mocno, jakby chciał się wgryźć pod skórę. Wydawał się chłeptać krew, jak pies, a odgłos był tak okropny, że Lassë czuł wzbierające mdłości. Był przy tym tak przerażony, że nie potrafił zmusić się do skoordynowanych ruchów, które miałyby mu pomóc pozbyć się agresora. Obawiał się najgorszego, gdyż po chwili ręka zdrętwiała i stracił w niej czucie. Nie mógł nią nawet poruszyć, kiedy w końcu kruk odpuścił, a wtedy zrobiło mu się tak niedobrze, że wyrzucił z siebie śniadanie prosto na trawę przy niewielkim pniu krzewu. Jego głowa pulsowała bólem o wiele mocniej, niż w czasie przenoszenia się z dżinem z miejsca na miejsce. To było okropne! A strach jaki czuł przed chwilą? Był większy niż w czasie, kiedy Otsëa był umierający!
Otsëa...
Lassë uświadomił sobie nagle, że to imię wypełnia pustkę jaką czuł do tej pory. Imię, które zapomniał. Nadal nie mógł przypomnieć sobie twarzy, ale imię sprawiło, że ciepło rozlało się po jego ciele. Otsëa... To on sprowadził kruka! On i Jean-Michael!
Kolejna potworna fala mdłości, kolejne wymioty i teraz chłopak był już w stanie skojarzyć imię z twarzą. Z przystojną, młodą twarzą jasnowłosego mężczyzny o przenikliwym, inteligentnym spojrzeniu i tatuażach. Otsëa, który był jednocześnie ironiczny i twardy, czuły i opiekuńczy, pełen pozytywnej energii i optymizmu, miał pesymistyczne nastawienie do wszelkich podejmowanych przez innych działań...
- O... Otsëa. - powiedział głośno ocierając usta ramieniem.
- A więc przypomniałeś sobie, co? Nie jest to twoją zasługą! Niemal zwichnąłeś mi dziób, kiedy się wyrywałeś! - kruk warknął na niego.
- Ta wiedźma... - wysapał chłopak – Chodzi o królową, prawda?
- A skąd ja mam u licha wiedzieć?! Jestem Skoczkiem, a nie wyrocznią! Ale musisz wiedzieć, że tam czas płynie inaczej niż tutaj. Nawet trzy razy szybciej, więc jestem już zmęczony przyjacielskimi rozmowami z tobą! Przygotuj się na potworny ból, po którym wrócisz do siebie. - to nawet nie było ostrzeżenie, ale oświadczenie, na które Lassë nie mógł nawet zareagować.
Określenie „potworny ból” nawet w połowie nie oddawało tego, co teraz działo się z ciałem Lassë. Każda komórka jego ciała była rozrywana na atomy, składana i ponownie niszczona, jego wnętrze przestawało istnieć i znowu wracało, jakby palono duszę. To samo działo się z umysłem, nie w sensie materialnym, ale psychicznym. W rzeczywistości leżał na ziemi tam, gdzie się ukryli z krukiem, rzucał się konwulsyjnie sztywny, zapieniony, blady. Nie krzyczał głośno, chociaż całym sobą wrzeszczał bezgłośnie i był przekonany, że robi to naprawdę. Ból. Ból był wszystkim, wypełniał jego świat i trwał w nieskończoność. Jeśli to możliwe, był coraz intensywniejszy i teraz Lassë cały był krzykiem i bólem. Niczym więcej. Jego ciało w świecie, we którym spędził ostatnie dni, w którym zamknęła go wiedźma, powoli znikało. Kawałek po kawałku, cząsteczka po cząsteczce, komórka po komórce.
Kiedy odzyskał jakiekolwiek czucie, był kłębkiem rozdygotanych nerwów, które drżały nie pojmując co się działo. Wszystko go bolało, oczy wydawały się płonącymi kulami, język był ogromny i suchy. Potrzebował wody, niemal dusił się suchością w ustach.
Poczuł jej słodki chłód na ustach, łapczywie wpił się w nią jakby była ustami kochanka. Pił i pił, a kiedy się skończyła zadrżał pragnąc więcej. Ale nie dostał. Poczuł ją za to na całym ciele, kiedy rozlewała się po nim studząc płomienie, jakie wydawały się go otaczać. Sprawiała przyjemność, pozwalała mu powoli koncentrować myśli na czymś innym niż bólu, o ile mógł nazwać bólem to co czuł teraz.
- Jedna łuska! - usłyszał głos, który świadczył o tym, że powoli odzyskiwał zmysły. Docierały do niego dźwięki, zaczynały także zapachy. Nieprzyjemne wonie pola bitwy. Nie miał tylko sił by otworzyć oczy i upewnić się gdzie jest teraz. - Jedna łuska to za mało! Jestem niemal nieprzytomny ze zmęczenia! - narzekał znajomy głos, którego Lassë nie słyszał nigdy na własne uszy. Kruk...
I rzeczywiście. Kruk leżał na ziemi obok niego i przez szparki ledwie otwartych oczu wpatrywał się w swoich zleceniodawców, którzy starali się zadbać o swojego przywróconego światu przyjaciela, a jego mieli w nosie.
Otsëa starał się nie dotykać elfa nawet palcem, chociaż miał ochotę uściskać go z radości. Przez ostatnie dni jego kochanek był nieprzytomny, ledwie oddychał. Takim zastał go po przebudzeniu któregoś dnia i nie mógł obudzić, był bezsilny. Wezwał Jean-Michaela, który robił co w jego mocy, ale nie mógł nic poradzić. To Earen naprowadził ich na królową, na wiedźmę udającą człowieka, która stała u boku szalonego, ludzkiego króla. Wiedzieli, że nie będzie stać bezczynnie i przyglądać się klęsce, więc najwyraźniej postanowiła zaatakować. Tylko dlaczego wybrała Lassë? Dlaczego wybrała tego, od którego wszystko się zaczęło? To nie dawało im spokoju, ale istotniejsze było to, co działo się z elfem. Jean-Michael rozmawiał z innymi magami, przyprowadzał jednego po drugim do namiotu, w którym tkwił ledwie żywy elf. Dopiero kiedy wszystko zawiodło pozwolił dopuścić do siebie myśl o Krukach, chociaż była to myśl równie nieznośna dla niego, co dla innych. Kruki były szarlatanami i chociaż miały moc, wykorzystywały ją do złych celów. Były magicznymi naciągaczami, pasożytami. Były sępami magii, a najłatwiej było ich znaleźć w miejscach, gdzie ścielił się trup, jako że żerowały na unoszących się nad ziemią duszach. To z nich czerpały moc, a ten, który zgodził się im pomóc odpowiadając na wołanie okazał się nie lepszy od innych. Zażądał smoczej łuski wiedząc kim jest Otsëa. Łuska smoka obumiera, kiedy zostanie oddzielona od ciała, ale nadal posiada moc zapewniającą nienaganną ochronę przed ciosami.
Czy to była wielka cena za sprowadzenie Lassë? Bynajmniej. W prawdzie łyska odrastała przez jeden wiek, a miejsce jej braku było narażone na zranienia i bardzo delikatne, mogło przyczynić się do śmierci smoka, to Otsëa postanowił oddać ją bez mrugnięcia okiem. Teraz rzucił ją na leżącego na ziemi Kruka i skupił się na opiece nad elfem. Jego ramię krwawiło obficie w miejscu, gdzie do połowy przemieniony wyrwał łuskę z ciała.
- Lassë? - zapytał szeptem i dostrzegł drgnięcie ciała elfa. A więc go słyszał. To dobrze. To dobry znak, który obiecywał powrót do minimalnej chociaż sprawności. Teraz Otsëa mógł także znowu uczestniczyć w walkach, które trwały bezustannie, jako że łowca nie zabił jak dotąd króla, zaś Earen nie wyruszył w drogę.
- Lassë, już jesteś w domu. - powiedział cicho przy uchu elfa – Już jesteś z nami, odpoczywaj i nabieraj sił. Nigdzie się nam nie spieszy. - chłopak nawet nie próbował mu odpowiedzieć jakby nie pamiętał w jaki sposób się to robiło. - Ty, Kruku! - rzucił do siedzącego w tej chwili osobnika, który spojrzał na niego czerwonymi oczyma i odgarnął do tyłu splecione w warkoczyki, długie i czarne jak noc włosy o śnieżno białych kilkucentymetrowych końcach.
- Ależ nie, nie musisz być tak cholernie uprzejmy. Nic mi nie jest, już odzyskuje siły. - warknął Kruk. - Chcesz coś wiedzieć? Zapłać! Swoją robotę wykonałem, więc jeśli nie masz zamiaru zatroszczyć się o mnie, to udawaj, że już się stąd wyczołgałem!
- Od kiedy Kruki tego potrzebują? - Jean-Michael uniósł brew patrząc na szarlatana, który podnosił się chwiejnie.
- Od kiedy durne elfy pakują się w kłopoty, a później stawiają cholerny opór, kiedy chcę je wyciągnąć z gówna! - rzucał uprzejmościami. - Kiedy dojdzie minimalnie do siebie, powiedzcie mu, że za utrudnienia roboty powinienem mu wydłubać oczy i się nimi posilić! Podobno mają właściwości pomagające skupiać energię! - wydusił z siebie i uderzył kilka razy pięścią w pierś by pomóc sobie w oddychaniu.
- Jeśli znajdziesz przywódcę ifrytów, on może jeszcze jakoś ci się odwdzięczy. - mruknął obojętnie Otsëa, który znowu poił kochanka świeżą wodą. - Ale nie liczyłbym na cuda. Swoją zapłatę odebrałeś, tak jak się umawialiśmy.
- Zeżrę twoją duszę, kiedy zginiesz w walce w tej wojnie! - warknął na odchodnym Kruk i ruszył szukać ifryta, który mógł mu jakoś wynagrodzić podjęty trud ratowania elfa.

2 komentarze:

  1. gadający kruk? ej, serio, ja też bym się zaczęła pruć, gdyby w parku zaczął rozmawiać ze mna kruk.
    ale kurczę, alleluja, w końcu przypomniał sobie Otsea! :3 I W KOŃCU WRÓCIŁ TAM, GDZIE JEGO MIEJSCE! :3 z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy! :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, czyli to sprawka tej wiedźmy ale właśnie czemu na cel wybrała lesie, ale widać że Orsea zrobi wszystko dla elfa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń