niedziela, 24 sierpnia 2014

107. I wtedy zapadła cisza...

Kociaki, trochę wiary we mnie i moje opko ;)

Myśl, która bezustannie wymyka się świadomości... Twarz, której kontury są tak zamazane, że nie sposób jej rozpoznać... Imię, którego język nie jest w stanie wymówić...
- Kim ty właściwie jesteś? - Lassë zapytał sam siebie siedząc rozparty na ławce i z zamkniętymi oczyma absorbując ciepłe promienie słońca całym ciałem. Słońce pozwalało mu się skupić, oświetlało podświadomość tak, by była widoczna dla siłującej się z zapomnieniem świadomości. To dzięki temu ciepłu i naturalnej sile chłopak był w stanie dotrzeć do leniwie formującego się w myślach imienia i rozmazanego obrazu mężczyzny. Wszystko było jeszcze niewyraźne, ale czuł, że jest bliski osiągnięcia sukcesu. Ile czasu dokładnie potrzebował?
- Przepraszam, ale tutaj nie wolno spać. - Lassë poczuł dłoń na ramieniu i podskoczył słysząc obcy, męski głos. Speszony i trochę wystraszony spojrzał w ciemne oczy funkcjonariusza policji.
- P... Przepraszam - zająknął się. - ale nie spałem. Myślałem, a kiedy zamknę oczy jest mi łatwiej skupić myśli. - pospieszył z wyjaśnieniem.
- No, skoro tak, to ja przepraszam. - policjant skinął głową przepraszająco.
- Nie, nie! Nic się nie stało, a i tak powinienem już wracać do pracy. - chłopak wzdrygnął się słysząc nieludzki krzyk, jakby zaraz przy uchu. Jego serce zaczęło pędzić jak szalone, oddech przyspieszył, ale policjant nie zareagował jakby wcale tego nie usłyszał. Lassë rozejrzał się i zadarł głowę do góry, kiedy głośny skrzek rozległ się nad nimi.
- Te gawrony są z miesiąca na miesiąc coraz bardziej irytujące. - zagaił mężczyzna widząc, że chłopak szuka źródła dźwięków, które wdarły się w ich rozmowę. - Ludzie boją się, że niedługo zaczną atakować ludzi bo robią się coraz bardziej bezczelne.
- Tak, są trochę przerażające. Lepiej już pójdę zanim, któryś uzna, że stanowię łatwy cel. - zdobył się na uśmiech, chociaż wcale nie było mu do śmiechu. Może zaczynał wariować? Naprawdę wydawało mu się, że słyszy wrzask. No i ten ptak przelatujący nad nim przed chwilą wydawał się w niego wpatrywać. Co za głupota! Za dużo czasu spędzał przy pracy nad grą. Nic dziwnego, że mu odwalało! - Do widzenia i przepraszam za kłopot! - powiedział całkiem szczerze żegnając się z miłym policjantem. Oddalił się na kilkanaście metrów i przyspieszył. Nie wiedział gdzie mu się spieszy, ale niewątpliwie mu się spieszyło.
Może to znak? Powinien wrócić do domu i znaleźć miejsce dla... kruka w swojej grze? Czym właściwie różni się kruk od gawrona? „Poza epickością i legendami?” zapytał siebie w myślach. Nie! Głupota! Kruk zupełnie nie pasował do jego gry! Byłby zgrzytem, a przecież dla Lassë ta gra miała być dziełem życia! Już nawet nie pamiętał, kiedy zaczął nad nią pracować, ale starał się, składał ją kawałek po kawałku, projektował bohaterów. Oddał tej grze całe serce!
„I wtedy zapadła cisza...” powiedział w myślach tytuł swojej gry i zawahał się. Co to oznaczało? Dlaczego był właśnie taki? Dlaczego 'I wtedy zapadła cisza'? Coś go w tym tytule niepokoiło. Nie pierwszy i nie ostatni raz tego dnia.
- Jestem zmęczony, powinienem się położyć! - mruknął do siebie głośno i skierował się w stronę domu. Uznał, że zje coś porządnego, poogląda telewizję i położy się wcześnie żeby móc później od rana pracować nad grą. Jeden dzień odpoczynku na pewno dobrze mu zrobi!
Uśmiechnął się do dzieci sąsiadów, które bawiły się na podwórku. Odpowiedziały tym samym i pognały za szczeniakiem, który gonił piłkę. On tymczasem zniknął szybko za drzwiami swojego królestwa i poczuł, jak niepotrzebne myśli uciekając z jego głowy, jak z dziurawego wiadra.

W rzeczywistości dzień był dłuższy niż mu się wydawało. Po szybkim śniadaniu oglądał głupie seriale o superbohaterach w telewizji, które choć idiotyczne to jednak zdołały go wciągnąć. Później przygotował na szybkiego obiad i chociaż nie wkładał w tę pracę tak wiele wysiłku to i tak oblizał się czując przyjemny zapach zupy z kiszonych ogórków. Najedzony czuł się tak rozleniwiony, że znowu rozsiadł się na sofie i namiętnie oglądał programy kryminalne. Niestety, i one się skończyły, a Lassë nadal miał pełno sił i zaczynał się nudzić. Zabrał się za sprzątanie, wyniósł śmieci, zapragnął wyjść z domu i znowu poczuć tę wypełniającą całe jego jestestwo wolność. Nie dał się dłużej prosić pragnieniu. Wybrał się na niedługi spacerek mijając biegających dla podtrzymania kondycji ludzi. Postanowił jednak wrócić, kiedy uznał, że niedługo zacznie się ściemniać. Wziął szybki prysznic, przebrał się w piżamę i znowu coś obejrzał zanim położył się spać. Dzień jak większość dni zwyczajnych ludzi. Nic szczególnego, nic interesującego. Aż dziw, że w ogóle mógł zasnąć po takim nieróbstwie, ale pod kołdrą było tak przyjemnie, tak ciepło i miękko... Tak sennie.

Tonął w ciemności. Całkowitej, nieprzewidywalnej, otulającej go jak kołdra, dokładnie i ciepło. W taki sposób, że nie chciał się budzić, nie chciał nawet jej przenikać, bo i po co? Tak było dobrze. Było idealnie. Tylko to irytujące poburkiwanie, które wydawało się do niego docierać zza bariery ciemności. Głosy, to na pewno były głosy. Zaniepokojone, ale niewyraźne. Co mówiły? Czy to coś ważnego? Jakaś znajoma melodia dotarła do jego uszu. Bardzo znajoma. Czym była? Jego imię. Tak, słyszał wypowiadane z niepokojem swoje imię.
- …Lassë... - teraz słyszał to wyraźnie. Głosy rozmawiały o nim. Co chciały? Dlaczego właśnie o nim?
Jego ciekawość wzrastała, więc pozwolił sobie słuchać tej znajomej melodii słów i wyławiać z niej słowo po słowie, zdanie po zdaniu. Na pewno dowie się, co takiego chcieli ci, którzy o nim rozmawiali. Jeszcze dwa razy usłyszał swoje imię zanim zaczął rozumieć krótkie, jednosylabowe słowa. Wiedział, że to dobry znak, że zaraz będzie rozumiał więcej. Zupełnie jakby ciemność zrzedła i przepuszczała do swojego wnętrza nie tylko szarość, ale także słowa chłopak tak bardzo chciał usłyszeć.
„Więc?” zawisło w powietrzu w formie pytania.
„Nie mogę. Nie je... w ...nie. Moja moc to za ma...” padała wybrakowana odpowiedź, jakby płyta była zepsuta i przycinała się, ślizgała.
„Jak to wo...le mo...liwe? Jes... naj...il...!”
„Ona jest... Nie mamy wy...a. Musimy...” Lassë wysilił się jeszcze bardziej. Coraz mniej rozumiał, a przecież działo się coś ważnego! Może znajdował się we śnie, ale czy ludzie nie mówili, że właśnie w ten sposób poznają tajemnice przyszłości?
„Jestem samoukiem.” w końcu usłyszał dokładniej wypowiadane słowa „Nie uczyłem się, nie potrafię. To nie takie proste, więc nie mamy wyjścia. Oni są nam potrzebni. Próbowałem wszystkiego i nie pomaga.”
„Twoja magia...”
„Jest do niczego. Jestem wioskową wiedźmą, nie oszukujmy się!”
„Tak więc...”
„Tak więc musimy go tutaj sprowadzić.”
„To szarlatani!”
„To Kruki”
Lassë w końcu zrozumiał, że znowu myśli o swojej grze. Znowu wypełnia mu ona wszystkie myśli i sprawia, że śni o tym, co jego umysł chce by stworzono.
„Tylko Kruk może coś zdziałać!” mała wojna głosów toczyła się dalej, a on wsłuchiwał się w nią z zainteresowaniem by o niej nie zapomnieć, by mógł ją przenieść na grę. „To oszuści, nawet ja się na nich natknąłem, ale tylko oni są w stanie przedrzeć się przez nią i dotrzeć do niego. Widzisz, w jakiej sytuacji jesteśmy!”
„Nie znajdziemy ich na czas”
„Nie musimy. To one znalazły już dawno nas. Kruki są jak sępy. Unoszą się wokół padliny, ale dla Kruka padliną są dusze.”
„Więc chcesz powiedzieć, że...”
„Że one są w pobliżu. Musimy tylko znaleźć Kroczącego. On jeden może pomóc. Przykro mi, Ot-”
Pisk, jaki nastąpił był okropny, nie do wytrzymania. Lassë zasłonił uszy krzycząc z bólu. Ten dźwięk był jak igła wybijająca mu się w mózg prosto przez ucho. Bolało, miał wrażenie, że z uszu leci krew i galareta mózgu.
Gwałtownie otworzył oczy i nieprzytomny usiadł na twardej podłodze. Jego budzik dzwonił nieubłagania, denerwująco. Chociaż Lassë nie działa się krzywda, miał wrażenie, że mdli go od intensywności i monotonności dźwięków wydawanych przez budzik. Musiał zmienić to pikanie na melodyjkę, inaczej zwariuje!
Spojrzał na zegarek wstając powoli. Była już 8, jak to możliwe, skoro dopiero się kładł spać? Jak ta noc szybko minęła! To niesprawiedliwe. No i ten ból głowy, rwący, dokuczliwy, z jakim otworzył oczy. Nie było to raczej spowodowane upadkiem z łóżka, a przynajmniej nie sądził by tak było. Nie był jednak pewny, czy wolałby guza czy to łupanie, jakby jego głowa była orzeszkiem, który zaraz pęknie na pół.
- Nie chcę się podnosić! - jęknął wczołgując się na łóżko i otulając pościelą dokładnie. Każdy czasami mówił do siebie, a już na pewno w takiej sytuacji, więc tego dnia machnął na to ręką. Miał męczącą noc, kiepską pobudkę i poranek zapowiadał się nie lepiej! - Dlaczego akurat ja?! - wzdychał boleśnie dalej i próbował ułożyć się w taki sposób, żeby nie odczuwać rwania w połowie głowy, które brało swój początek przy lewym oku. Ostatecznie położył się na boku i zapatrzył na swoje szkice. Były mu tak niesamowicie bliskie, że niemal odczuwał ból tego przywiązania. Ta gra była jak rodzina, znał każdą postać jak samego siebie, a może nawet lepiej niż siebie.
Pomyślał o krukach, które dzień wcześniej tak dały mu się we znaki, że śnił o nich w tej ciemności, w której się znalazł. Kruki. Szarlatani. Naciągacze. Może to był całkiem niezły pomysł? Przecież on zaproponował Kruki, a tamten mu odpowiedział. Kim był „tamten”? Dopiero teraz Lassë zaczął się zastanawiać do kogo mógł należeć ten głos, który z jakiegoś powodu kojarzył mu się z... z myślami, których nie potrafił znaleźć. Rozumiał za to, że to ktoś ważny. Właściciel tego głosu nie był byle kim.
Ale w takim razie kim?
- Muszę cię znaleźć i zacznę szukać od kruków! - postanowił wstając i zbierając się powoli do wyjścia z domu. Nie wierzył w cuda, ale może warto ten jeden raz zaufać snom, nawet jeśli były męczące? - To szarlatani, ale nie mamy wyjścia, czyż nie? - zażartował jakby naprawdę rozmawiał z tym, kogo szukał od wczorajszego ranka, z osobą bez kształtu i imienia, ponieważ wszystko skryło się w podświadomości i nie chciało jej opuścić.
Naprawdę na to liczył i im bliżej był drzwi, tym większą radość odczuwał. Świeże powietrze sprawiało mu rozkosz, jakby był z nim połączony. Zupełnie jak poprzednio, wyjście wiązało się z bliskością natury, z siłą, która mogła pchnąć jego umysł dalej niż do tej pory. Nie zdecydował się jednak na to samo miejsce, co ostatnio. Z jakiegoś powodu nie chciał znowu natknąć się na tamtego policjanta. Czy to na służbie czy też po niej. Dlaczego? Nie miał pojęcia. Wczoraj wydawało mu się, że mężczyzna jest miły, ale dzisiaj coś mu w nim nie pasowało. Był kapryśny, zdawał sobie z tego sprawę, ale także nie mógł nic na to poradzić.
Wchodząc do parku zamknął na chwilę oczy i pozwolił żeby jego krokami pokierował przypadek. W ten właśnie sposób chciał wybrać dalszą drogę. Okręcił się wokół własnej osi i liczył kroki. Dokładnie jedenaście. Później uchylił powieki i odważnie spojrzał przed siebie.
- A więc pod staw. - powiedział szeptem, by nikt nie słyszał, że to robi. Nie chciał wyjść na większego dziwaka niż jest.
W pobliżu niewielkiego, raczej zadbanego stawu siedziały starsze osoby. Siwe babcie, dziadkowie o laskach. Nikt nie zwracał uwagi na młodego chłopaka, który usiadł na trawie i zapatrzył się w wodę, jakby ona mogła udzielić mu odpowiedzi na wszystkie pytania. Może naprawdę je znała, tylko on nie rozumiał, co do niego mówiła?
Szaleństwo. Gdyby ci staruszkowie, którzy go otaczali wiedzieli o czym myśli na pewno uznaliby, że powinien szybko rozpocząć leczenie.
Roześmiał się cicho myśląc o tym i śledził spojrzeniem ruchy popychanej wiatrem powierzchni wody.

2 komentarze:

  1. hej, kochana Autorko, to nie tak, że my w Ciebie nie wierzymy, tylko (przynajmniej ja) ubzdurałam sobie własną wersję i jakiekolwiek odstępstwo od moich założeń mnie wcięło w fotel. ja po prostu za bardzo lubię fantasy i nagły powrót do rzeczywistości to jak kubeł zimnej wody.
    liczę, że Lasse przypomni sobie wszystko i wróci do Otsea :3 weny, czekałam cały tydzień na rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, czy coś się stało Lasse czy ludzie jakoś zaatakowali go...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń