niedziela, 17 sierpnia 2014

106. I wtedy zapadła cisza...

Lassë zadrżał z zimna. Miał wrażenie, że jego oddech zamienia się w parę, z nosa zwisają sopelki lodu. Jego skóra piekła, całe ciało było skostniałe i niezdolne do ruchu. Trząsł się, co było normalnym odruchem mającym rozgrzać przemarznięte członki i spięte mięśnie. Powietrze w piersi zamieniało się w płomień, który palił wnętrzności i zamieniał się w lód, kiedy dokonał spustoszenia, wypełniał klatkę piersiową, rozdymał ją. Na koniec dusił, nie pozwalał na kolejny wdech, ale nie powodował przerażenia, jakby i ono było zamrożone z powodu tego palącego ziemna.
Ciepło nadeszło nagle, jakby Lassë wszedł do ciepłego pomieszczenia. W rzeczywistości zdołał się poruszyć i otulił się ciaśniej ciepłym przykryciem, które podciągnął pod samą brodę. Pod głową i na sobie czuł teraz słodko pachnącą miękkość. Komfortową, niemal pieszczotliwą. Nie chciał otwierać oczu i nawet nie próbował, gdyż kiedy otoczony był tą rozkoszą nadal pozostawał w uśpieniu. Nie wiedział, co dzieje się z jego ciałem, nie interesowało go to póki czuł ciepło, którego wcześniej tak bardzo mu brakowało.
Denerwujący, wręcz niesamowicie irytujący dźwięk rozbrzmiewał monotonnie w jego podświadomości, z której przebijał się dalej by dotrzeć do mózgu, zapanować nad nim, wziąć go w posiadanie. Pip! Pip! Pip! Okropne, okropne, okropne „pip”!
Lassë zamachnął się ręką, a pipanie ustało, kiedy pod naporem dłoni coś ustąpiło. Otworzył oczy nie rozumiejąc co się stało. Usiadł przecierając twarz. Był zmęczony, sztywny, obolały.
Siedział na dużym, miękkim łóżku przykrytym kremową pościelą w pastelowe motyle. Zielone ściany pokoju ozdobione były kolorowymi kwiatami wymalowanymi sprawną ręką. W kącie stało trójkątne biurko, a na nim leżał laptop, niżej drukarka. Nad blatem, na ścianie wisiały poprzyklejane graficzne projekty lasu, stepów, pustyni, ludzi, którzy wydawali mu się bardzo znajomi. Jeden z nich przedstawiał małe stworzonko o jasnym futerku i długich uszkach, nad nim zdecydowanie większa bestia o identycznym spojrzeniu, co maluch. Gdzieś indziej wielki skorpion w zbroi, jakiś człowiek ubrany raczej skąpo.
Chłopak zmarszczył brwi próbując przypomnieć sobie kim jest i gdzie się znajduje. Chwilę mu to zajęło, ale w końcu znalazł odpowiedź. Był w swoim pokoju. Tak, wczoraj położył się bardzo późno, więc odleciał. Zbyt długo projektował postaci do nowej gry. Chyba nawet śniła mu się tej nocy. To był interesujący sen. Niepokojący, pełen ciepła i radości, ale także dramatu i strachu. Ale szczegóły? Tych nie mógł sobie przypomnieć.
Podniósł się z łóżka i podszedł bliżej do biurka przyglądając się swoim projektom. Powiódł po nich palcami. Papier był gładki, delikatny.
- Keel-fer-sar... - wypowiedział imię postaci znajdującej się na wydruku. Brzmiało tak bardzo znajomo, niemal jakby znał go osobiście, co było niemożliwe. Ale przecież sam go zaprojektował, sam nadał mu imię, więc chyba nie powinien się temu dziwić. - Niquis... - wymienił kolejne imię, a wzrok skupił na kolejnej grafice. - Kogoś tu brakuje. - uświadomił sobie nagle. - Kogoś ważnego. - nie był jednak w stanie sobie tego przypomnieć. Czuł tylko pustkę, której nie mógł zrozumieć, nie mógł wypełnić zapomnieniem o problemie.
Podniósł klapę laptopa i nacisną przycisk uruchamiający sprzęt. Wiatraczek zaczął cicho pracować, rozległo się piknięcie, laptop budził się do życia. Lassë usiadł na krzesełku i zaczekał na chwilę, kiedy wszystkie programy zostaną uruchomione. Tapeta przedstawiała las. Gęsty, piękny. Chłopak niemal czuł jego zapach, dostrzegał złote refleksy słońca, które przebijało się przez korony.
- „I wtedy zapadła cisza...” - przeczytał nazwę jednego z folderów, a jego serce zabiło mocniej, gwałtowniej. Dłonie zaczęły go swędzieć w kościach. Wszedł do folderu wypełniony niepewnością, niepokojem. Otworzył pierwszą zapisaną tam grafikę przyglądając się jej uważnie. Następnie przerzucał na kolejne i każdej poświęcił dłuższą chwilę refleksji. Nie znalazł jednak tego, czego poszukiwał. - Czego brakuje? - pytał sam siebie i szukał dalej. - I wtedy zapadła cisza... - powiedział głośno wsłuchując się w brzmienie tych słów. - Cisza... - szepnął i wydawało mu się, że słyszy odgłos walki, szczęk mieczy, krzyki walczących, szloch konających w bólu i mękach. - I wtedy zapadła cisza... - powtarzał i miał wrażenie, że jest w stanie dosłyszeć kolejne dźwięki. Huk płomieni, szum rzeki, swoje własne imię wypowiadane przez znane mu osoby, których nie mógł tak naprawdę skojarzyć. - Czego brakuje? - wydawało mu się, że jest blisko odpowiedzi, ale nie mógł jej odnaleźć. Porzucił więc rozważania dając chwilowo za wygraną. Ta myśl była zbyt ulotna, wymykała mu się nie pozostawiając po sobie śladu. Chwilami Lassë sądził, że już ją uchwycił, ale ona znowu uciekała.
Wyłączył laptop i w piżamie, na bosaka opuścił pokój. Dom był pusty, cichy, jak mówił tytuł gry, nad którą teraz pracował. Kuchnia, salon, łazienka... Dlaczego to wszystko wydawało mu się nowe i obce? Może zbyt wiele czas spędza nad grą i traci kontakt z rzeczywistością? Nawet nie pamiętał, co takiego jadł ostatnio na śniadanie. A obiad? Czy on w ogóle jadł wczoraj obiad?
Gra. Tylko o niej mógł teraz myśleć. O grze, o jej fabule, o postaciach, które się w niej pojawiały, o tych, którymi można było grać.
Zajrzał do lodówki stwierdzając, że jest całkiem pusta. Stał tam tylko karton mleka, a więc chłopak musiał wyjść z domu na zakupy. Ubrał się pospiesznie, ogarnął i był gotowy. Niepokój i wyobcowanie powoli znikały im więcej miał obowiązków na głowie. To pewnie kwestia zbyt długiego przebywania w domu. Powinien częściej wychodzić. Tak, zdecydowanie. Musiało chodzić właśnie o to. Zbyt mało wychodził, zamknął się niemal w świecie swojej gry i teraz zaczynał tracić rozum. Musiał się na chwilę wyrwać z tego szaleństwa, a wyprawa do sklepu to wprawdzie niewielki krok dla niego, ale może znaczący dla jego psychiki.

Od jad dawna nie robił zakupów w tym supermarkecie? Nie pamiętał. Nic nie pamiętał. Gdzie szukać chleba, wędliny... nie, nie lubił wędliny. Ser... Tak, kupi ser i warzywa, potrzebował pomidorów. Bez pomidorów śniadanie nie będzie kompletne!
A teraz... Którędy szło się do kasy? Zdecydowanie częściej powinien wychodzić z domu! Niedługo zapomni, jak wygląda jego miasto. I ile już nie zapomniał. Kiedy ostatnio wychodził? Tydzień temu? Nie, w tydzień nie zapomniałby szczegółów okolicy. Niestety stracił poczucie czasu do tego stopnia, że nie był w stanie przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz wyszedł z domu i oderwał się od gry. Prawdę mówiąc miał wrażenie, że przez ostatni czas żył w stworzonym przez siebie świecie i jego bohaterowie byli mu równie bliscy co rodzina, której nie miał. Tylko dlaczego coś mu nie grało? To zabawne, że właśnie to słowo pojawiło się w jego myślach w kontekście gry, czy raczej czegoś z nią związanego, a czego nie pamiętał zupełnie. Sam przed sobą musiał przyznać, że powtarza się w myślach, ale ten problem tak bardzo go dręczył! To jak zapomnieć o wyłączeniu żelazka i wyjść z domu bez możliwości powrotu przed wieczorem. Ma się świadomość, że czegoś się zapomniało, czegoś bardzo, bardzo ważnego, ale myśl ucieka, zaś żelazko rozgrzewa się coraz bardziej... Co było jego żelazkiem? Czy mogło spowodować pożar?
- No dalej, myśl, głupiutki misiu! - szepnął do siebie wychodząc ze sklepu z torbą pełną zakupów. - Nie chodziło o kolory... - zaczął drogą dedukcji w nadziei, że coś mu się jednak przypomni. - Nie chodziło o dźwięk. Nie chodziło o akcję. Więc o bohaterów? Tak, chyba tak. Coś z bohaterami. Ale co? - mijani ludzie spoglądali na niego podejrzliwie, ale nikt nie zaczepiał mówiącego do siebie wariata. Takich lepiej było zostawić samym sobie. - A skoro o bohaterach... Chodziło o projekt? Imię? A może rasę? Dalej, Puchatku! Myślę, myślę, myślę... - odegrał sam przed sobą krótką scenkę pukając się w czoło palcami dłoni, ale niewiele to dało. Nadal nie potrafił przypomnieć sobie szczegółów.
Zrezygnował z dalszego zadręczania się, chociaż wiedział, że jeszcze tego samego dnia ponownie sięgnie w odmęty podświadomości i będzie usiłował wyciągnąć z niej odpowiedzi na pytania, może nawet dokopie się do źródła odczuwanego niepokoju i irytacji?
Chłopak wrócił do siebie wykładając zakupy do lodówki i przygotowując sobie coś do jedzenia. Nie potrafił się skupić nawet na tak prostej czynności, co sprawiło, że wnętrze niewielkiej lodóweczki przypominało poligon. Wszystko, wszędzie, a jednocześnie nigdzie.
Z jakiegoś powodu, nie wiedział jakiego, ale do tego akurat zdołał już przywyknąć, potrzebował miodu i mleka by nabrać sił do dalszej pracy i przeszukiwania pamięci. Tak mu się przynajmniej wydawało. Z rozkoszą zjadłby do tego kilka podpłomyków. Niestety, te zachcianki, nie przybliżały go do żadnych odpowiedzi, chociaż zmusiły go do dokładniejszego przyjrzenia się całej sprawie. Jakby to mogło cokolwiek dać.
- Zadręczysz się tym, stary. - znowu mruczał do nikogo i zawstydził się, choć nie miał czego. - Jedz i do pracy! - to przykre, ale miał tylko siebie, a to oznaczało, że musi dawać z siebie jeszcze więcej niż poprzednio. Poprzednio? Jakie poprzednio skoro żadnego nie może sobie przypomnieć?
Nagle poczuł zniechęcenie i postanowił jednak przedłużyć to niewielkie wyjście. Zamiast wrócić do siebie, zaszył się w parku i tam znowu oddał się we władanie wątpliwości, pytań, poszukiwań odpowiedzi w swojej krótkotrwałej pamięci. W tym miejscu czuł się tak bardzo komfortowo, tak cudownie, kiedy otaczało go świeże powietrze, odgłosy natury, czuł rozpieszczające skórę promienie słońca i słyszał gwar dzieci bawiących się opodal na placu zabaw. Gwar, który niemal przypominał wojenną zawieruchę, jakby maluchy okładały się garnkami zabranymi rodzicom z domów.
Odrzucił ten absurdalny pomysł kręcąc głową. To niedorzeczne! Żaden rodzic nie przeoczyłby czegoś takiego. Nie mówiąc już o sąsiadach, którzy widzieliby dziecko paradujące do parku z akcesoriami kuchennymi. Nie, to wszystko było spowodowane grą, nad którą pracował. Właśnie był na etapie planowania wojny między Rasami i ludźmi, coś ważnego miało się wydarzyć, ale nie zapisał sobie swoich myśli i plan uciekł, jakby nigdy go nie było. Jak miała się toczyć ta wojna? Co miało się wydarzyć i kto miał się przyczynić do zwycięstwa? Skleroza w tak młodym wieku, to straszne! Powinien zacząć nad tym pracować, bo w najbliższym czasie zapomni jak się nazywa. A może właśnie to się działo? Może tracił powoli pamięć? Skoro miał problemy z rozeznaniem w sklepie, nie kojarzył drogi do supermarketu, jakby szedł nią po raz pierwszy. Absurd! Wybierze się do lekarza, dobrze, zrobi to. Dla swojego własnego spokoju, ale nie sądził by miało to przynieść jakieś szczególne rezultaty. Za dużo pracował, za mało spał, był przemęczony, całe jego życie toczyło się wokół gry. Oto, co się wydarzyło!
Spojrzał przelotem na obejmującą się zakochaną parę, która przechodziła opodal. To ukłucie w sercu, ten niekomfortowy balon, w jaki zamienił się najważniejszy organ jego ciała. Tęsknił za bliskością kogoś wyjątkowego. Kogoś kogo nie miał. I to najbardziej bolało. Zamykał oczy i miał wrażenie, że czuje wokół siebie ciepło silnych ramion, które przyciskają go do twardego ciała.
- Kim jesteś? - zapytał szeptem. - Wspomnieniem? Marzeniem? Moją wyobraźnią? To ciebie szukam, prawda? - zanim jednak pochwycił myśl, jaka rodziła się w jego głowie, ona już uciekła, rozpłynęła się i odmówiła powrotu. A jednak Lassë wiedział, że był ważna, może nawet najważniejsza i ona stanowiła pragnienie, jakie odczuwał całym sobą. Ta umykająca myśl była celem jego życia. - Złapię cię. - zagroził jej i wstał z miejsca. Powinien wracać do domu, ale nie zamierzał. Tak znowu skupi się na pracy i nie znajdzie czasu na szukanie „myśli”. Ona kryła się gdzieś tutaj, w powietrzu, przyrodzie, hałasie i tutaj musiał jej szukać.

3 komentarze:

  1. ... ej, bez jaj*_* z zapartym tchem czekałam cały tydzień na kolejny rozdział, na decydujące starcie, a tu się okazuje, że to... sen?... że to wszystko: misja Lasse, romans z Otsea, wojna między ludźmi i innymi rasami... że to się nie wydarzyło? że tak po prostu Lasse nie jest naiwnym, uroczym elfem i że ta historia to nie jest zajebisty gejowski romans w konwencji fantasy, tylko sen?...
    ...
    ...

    NIE! ;c

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie tak samo zareagowałam. I czuje się taka zgubiona D: tak jakbym to ja, a nie Lasse obudziła się ze snu..
    Ale trzymam Lasse za słowo! Ma złapać ta myśl.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    cudnie, czyli ten świat to gra czy jednak to coś innego... a gdzie podziewa się Otsea...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń