niedziela, 7 lipca 2013

59. I wtedy zapadła cisza...

- Dobrze was w końcu widzieć. - Otsëa odwrócił wzrok od ogniska, a po jego ustach błąkał się zadowolony, cwaniacki uśmiech. - Widzę, że jesteście obładowali zwierzynom...
- Przymknij się, bo wepchnę ci tego wróbla do gardła! - Earen wcale nie był w dobrym nastroju i najpewniej chętnie spełniłby swoją groźbę. Zamiast tego rzucił niewielkim ptakiem, którego upolował i gwałtownie przeczesał dłonią włosy. - Skąd macie te ryby? - zapytał spokojniej.
- Uznaliśmy, że przyda nam się świeża woda na posiłek, a tak się złożyło, że zupełnie przypadkowo Lassë złowił te kilka ryb. I jak widzę, gdyby nie on, głodowalibyśmy dzisiaj.
Na twarzy elfa pojawiły się rumieńce i tylko Otsëa wiedział, że nie świadczyły one o skromności chłopaka, ale o sytuacji, jaka miała miejsce przy strumieniu. Albowiem Lassë rzeczywiście złowił te ryby, ale w swoje spodnie. Tak się złożyło, że chłopak chcąc się umyć miał problem ze ściągnięciem spodni. Szarpał się z opuszczonym do kolan materiałem, aż ostatecznie stracił równowagę i runął do strumyka, co okazało się bardzo przydatne, gdyż kilka ryb, których nie spodziewano się tam znaleźć, zaplątało się w spodnie Lassë, co ostatecznie oznaczało całkiem smaczny posiłek.
- Jeśli coś ci się nie podoba to następnym razem sam idź polować na tym pustkowiu i zabierz ze sobą rozgadanego dzieciaka i niezgrabnego maga, który chodzi, jakby każde zwierzę było głuche! Nie wiem, czy oni wystraszyli wszystko, czy zwyczajnie zwierząt wcale tu nie było. I tak udało nam się wszystko załatwić tego tutaj. - wskazał palcem swoją zdobycz. Ptak był dziesięciocentymetrową chudziną, która najpewniej zdechłaby z głodu, gdyby Earen jej nie upolował.
- Więc wy zjecie swoją zdobycz, a my swoją. - bard nie próbował nawet ukrywać zadowolenia ze swojej wyższości nad innymi. Specjalnie pomachał pieczoną rybą na patyku i oblizał się ostentacyjnie.
- Zabiję cię i skosztuję twojego mięsa. - warknął niezadowolony griffin, kiedy przysiadł z boku i zajął się skubaniem drobnego ptaszka.
- Nie martw się, jestem strasznie żylasty i niejadalny do granic. - Otsëa nic sobie nie robił z tych gróźb. - Ale podzielę się z wami rybą. A z twojego wróbla zrobię szybką potrawkę, więc i Lassë zje coś więcej niż czysty chleb. Zobaczymy, czy po ugotowaniu z tej drobiny zostanie trochę mięsa, a wtedy Devi dostanie trochę konkretnego jedzenia dla siebie. Jest za mały żeby głodować, a musi mieć siły by z nami podróżować. - mrugnął porozumiewawczo w stronę chłopczyka.
Małemu nie w głowie były odmowy. W końcu sam wypatrzył tę ptaszynę, a więc chciał zjeść ją w ramach uczczenia swojego pierwszego owocnego polowania. Nie dopuszczał do siebie myśli, że takim łupem nie wykarmiłby swoich przyjaciół i siebie, gdyż był zbyt dumny ze swoich osiągnięć.
Zadowolony zabrał się za jedzenie ryby, którą otrzymał od Otsëa jako pierwszy. Lassë mógł czuć się zraniony okazywanym dziecku zainteresowaniem, ale jego bolące wejście przypominało mu dokładnie o tym, że żaden dzieciak nie miał z nim szans. On przynajmniej mógł zadowalać barda, kiedy ten miał na to ochotę! Poza tym nie był głupim dzieckiem, ale niemal dorosłym elfem!
- Następnym razem to ja i Otsëa spróbujemy szczęścia w łowach. - na twarzy chłopaka pojawił się zadowolony uśmiech. - We dwóch mamy szczęście, więc sprawdzimy, czy aby na pewno. Z resztą, i tak nie możemy ciągle liczyć na was. Tak będzie sprawiedliwie. - czy jednak naprawdę o to chodziło? Otsëa miał wrażenie, że po głowie Lassë chodzi coś zupełnie innego, może namiętnego, a może bynajmniej nie chodziło o to?
- W co się zamieniasz? - Devi przerwał wywód elfa i wielkimi, jasnymi oczkami wpatrywał się w barda. - Earen mówił, że się przemieniasz, ale nie powiedział co. To tajemnica? Ja potrafię dochować sekretu.
- To wielka tajemnica i nawet ty nie możesz jej znać. Poza tym jest niebezpieczna, a w takiej sytuacji zawsze lepiej żeby małe groszki, jak ty, wiedziały jak najmniej. - o dziwo powiedział to bardzo delikatnie i niemal słodko, co nie podobało się Lassë, ale zjednało bardowi tym większe uwielbienie dziecka.
- A jak będzie bezpiecznie to mi powiesz? - zapytał konspiracyjnym szeptem Devi.
- Pomyślę o tym, dobrze? - mężczyzna wsunął dłoń w miękkie, jasne włosy dziecka i podrapał go lekko za uszami, jak małego szczeniaka. Może nagle odzywał się w nim jakiś instynkt macierzyński? To przypomniało mu o bardzo ważnej sprawie. - Earen, pozwól na słowo. - przywołał do siebie griffina. - Widzisz te grzyby? - otrzymał potakujące skinienie. - A złotawy pyłek? - tym razem Earen pokręcił przecząco głową. - Więc powiedz mi, czy czujesz się inaczej niż zwykle. Cokolwiek tu jest, oddziałuje na mnie i sprawia, że mięknę. - Nie w spodniach, idioto!
- Wolałem się upewnić. - griffin wzruszył ramionami odrywając spojrzenie od krocza barda.
- Moją seksualnością nie musisz się martwić. - prychnął jeszcze mężczyzna. - A teraz z łaski swojej powiedz mi, czy coś się w tobie zmieniło.
- Kiedy tak się nad tym zastanowić... Toleruję cię.
- Rzeczywiście. - Otsëa skinął głową w zamyśleniu. - Nie kłócimy się, nie rzucamy się sobie do gardeł. To śmierdzi na odległość. - Jeśli weźmiemy pod uwagę, że Niquis także zrobił się spokojny i ugodowy...
- Zjemy i wynosimy się stąd. - postanowił Earen, jakby nagle to on przejął dowodzenie nad grupą. - Nie chcę żeby te wyziewy okazały się trujące.
Tym razem Otsëa nie mógł się z nim nie zgodzić. Kiwnął potakująco głową i spojrzał w zaniepokojone oczy Lassë. Mrugnął do niego zalotnie i wyciągnął dłoń po swoją połowę ryby, której chłopak doglądał.
Posiłek jedli w pośpiechu, ale bard dotrzymał słowa i ugotował potrawkę dla ich najmłodszego towarzysza podróży. Wmusił w chłopca całe mięso, zaś elf musiał zadowolić się całkiem smacznym sosem i upieczonym na szybkiego plackiem. Mimo dosyć prostego przepisu, bard zyskał ponownie w oczach elfa, który wręcz promieniał radością, kiedy jadł tu, co poniekąd specjalnie dla niego przygotował kochanek. Już nawet przymknął oko na fakt, że Devi otrzymał swój przydział. Ciężko określić dla kogo tak naprawdę był przygotowany posiłek.
Nie zostali w tym miejscu dłużej niż to konieczne. Tym razem to elf prowadził, jako że miał odnaleźć miejsce, w którym nie dostrzeże nic podejrzanego. Był dzieckiem Ziemi, a więc natura nie stanowiła dla niego zagadki.
Lassë uśmiechał się pod nosem idąc przodem i szukając największych połaci słońca, którego z każdą chwilą było więcej i więcej. Niestety, tylko do czasu. Zatrzymali się na noc w możliwie bezpiecznym miejscu i wtedy słońce przysłoniły chmury, a z nieba spadł chłodny deszcz. Mag czuł w kościach, że ta ulewa potrwa dobrych kilka dni, a zaraz potem nadejdzie okropna susza. Nie miał wątpliwości, że się nie myli. Otulił więc Deviego płaszczem, przytulił do siebie i starał się oddać mu całe swoje ciepło.
- Przygotujcie się na trudne dni. - rzucił Otsëa, jakby wyczytał to w myślach Jean-Michaela. - Nie wyschniemy przez długi, długi czas, a wy musicie być na to gotowi. - zwracał się przede wszystkim do swoich nowych towarzyszy, jako że starzy mieli za sobą także gorszą pogodę.
- Nie lubię być mokry. - wyznał z nadąsaniem chłopczyk i skrzyżował ręce na piersi. - Wolę być suchy i zadowolony z życia, dobrze jeść, dużo się bawić.
- Więc dlaczego nie zostałeś w mieście? - Earen unisół wyzywająco brew – Tutaj nikt nie będzie cię niańczył.
- Ha! - chłopiec prychnął głośno i zmierzył mężczyznę chłodnym spojrzeniem. - Boisz się, że będę lepszym myśliwym od ciebie!
- Ha! Też coś!
- Boisz się! - mały nie ustawał w swoich insynuacjach i najwyraźniej był pewny, że mówi całą prawdę. Bo jaki inny powód mógłby sprawić, że Earen tak go dręczył? Na pewno był zazdrosny, bo chłopak wypatrzył ptaka, kiedy nikt inny wcale nie zwrócił na to uwagi!
Devi wypchnął pierś do przodu i wydął usteczka. Ostentacyjnie przytulił się do Jean-Michaela i pokazał griffinowi język. Chociaż deszcz zaczął siąpić bardziej intensywnie, więc maluch schronił się pod płaszcz swojego opiekuna i bardzo szybko zasnął po wszystkich tych urokach dnia w drodze. Jego ciałko były ciepłe i komfortowe, ale robiło się z każdym dniem coraz twardsze. Maluch powoli przyzwyczajał się do trudów podróży, stawał się zwinniejszy, cichszy, jego młodego oczka były czujniejsze. Devi przestawał być rozpieszczanym chłopcem, a stawał się młodziutkim mężczyzną. Poza tym wytrwale uczył się nowych rzeczy i kiedy tylko miał okazję czytał swoje medyczne książki. Nigdy się nie poddawał, a to sprawiało, że stanowił idealnego towarzysza. Można było na nim polegać, a kiedy dorośnie będzie najbardziej pożądanym włóczykijem na świecie.
- Jesteś pewny, że to nie twój syn? - Earen zmarszczył brwi patrząc na tulącego malca maga. - To jak go traktujesz...
- Zamilcz już i daj mu spać. - syknął Jean-Michael i przytulił mocniej do siebie już chrapiącego chłopczyka. Devi całkowicie ignorował paskudną pogodę i uśmiechał się pod swoim drobnym nosem. Był słodki, kiedy drzemał zwinięty w kłębek i ciasno przytulony do swojego opiekuna.
Mag głaskał jego miękkie, jasne włoski pod naciągniętym na głowę kapturem i czuwał nad spokojnym, bezpiecznym snem swojego młodego podopiecznego.

Kiedy ich spokojne oddechy zaczęły zamieniać się w mgiełkę, a zimno otuliło przemoczone ciała, żaden z nich nie spał i nie miał wątpliwości, co się dzieje. Nadciągały widma, a sądząc po rozmiarach chłodu, było ich więcej niż te dwie paskudy ostatnim razem.
- Nie wiem jakim cudem, ale wynosimy się stąd. - rzucił pospiesznie Otsëa. - Otocz nas świetlistą barierą, wyczaruj nad nami słoneczko, pod nogami plażę, nie wiem, co, ale zrób coś! - rozkazał magowi. - Dlatego cię zabraliśmy!
- Jestem magiem, nie cudotwórcą! - odpowiedział równie gwałtownie Jean-Michael i złapał mocno dłoń Deviego. Wypowiedział zaklęcie, które podpowiedział mu bard i otoczył ich wszystkich pęcherzykami światłości, które miały w pewnym stopniu odgonić widma. - Nie pozwolę cię skrzywdzić. - powiedział do wyraźnie przerażonego tym wszystkim chłopczyka i pociągnął go za sobą w stronę ścieżki, którą podążali od kilku dni. Tuż za nim wlekli się uzbrojeni mężczyźni, który mieli zamiar walczyć ze zjawami jeśli tylko będzie to konieczne. Jeśli nie opuszczą lasu będzie z nimi kiepsko.

To była jedna z najdłuższych i najtrudniejszych ucieczek, jakie mieli na swoim koncie. Mag był wyczerpany ciągłym podtrzymywaniem ochronnych tarcz, Devi słaniał się na swoich zmęczonych nóżkach, wojownicy z trudem mogli utrzymać broń po wielogodzinnym wymachiwaniu nią. I wtedy nadeszło wybawienie! Widma okazały się zapalczywe, gdyż wiedziały, że lada moment ofiary wymkną im się z rąk.
Zaledwie przekroczyli linię lasu, a padli na mokrą ziemię dysząc niemal nieprzytomni ze zmęczenia. Devi popłakał się z uczucia ulgi, jaką odczuł, kiedy to wszystko się skończyło. Leżeli na pustym stepie, tu i tam nakrapianym niskimi krzewami, a chmury przesuwały się nad nimi szybko. Nie interesowało ich więcej, że mokną, że deszcz stanie się jeszcze chłodniejszy, jeśli będą zbyt długo narażeni na jego bezlitosne działanie.
Wyszli cało z opresji, zdołali prześcignąć widma, mieli za sobą najgorszą część drogi. Zasłużyli na odpoczynek! I odpoczywali, chociaż ich aktualne położenie nie było najpiękniejszym i najwygodniejszym rozwiązaniem, ale na pewno jedynym w tej chwili.
Lassë nie bawił się już w zbędne ceregiele. Położył się obok barda i wtulił w niego mocno.
- Przepraszam, ale muszę. Czuję, że jest mi to potrzebne. Wiem, że nie możemy...
- Nie ważne. Po tym, co się stało nikt nie zwróci uwagi. - Otsëa objął elfa ramieniem i gładził jego plecy. Już wcale nie interesowało go, czy ktoś będzie miał coś przeciwko. Byli zbyt zmęczeni, zbyt zestresowani i wyzuci z energii, by tracić witalność na coś tak mało istotnego, jak zwykłe sprawdzanie kto z kim sypia, czy do kogo się lepi. Przecież nawet Niquis leżał spokojnie na samym środku i dyszał w formie małego futrzaczka, jako że odzyskiwał tym sposobem szybciej swoje siły.
Ich ciała zaczęły przemarzać po godzinie, może dwóch, ale do tego czasu byli już w stanie podnieść się i zmienić miejsce postoju. Tylko na jakie, kiedy wszędzie mieli do dyspozycji tylko krzewy?
- Czy twoje możliwości magiczne pozwalają na rozpalenie ognia w czasie takiej ulewy?
- Mówiłem ci chyba, że nie jestem cudotwórcą? Jestem wyczerpany i padnę trupem jeśli wypowiem jeszcze chociażby jedno zaklęcie. Mój organizm jest magicznie wyczerpany, a nasz lekarz jeszcze nie radzi sobie z takimi sprawami. - pogłaskał nadal zmęczonego chłopca po głowie. - Ale już niedługo będzie w stanie poradzić sobie ze wszystkim.
- Tak! - chłopiec podniósł wysoko głowę. - I wtedy będę przydatny! Jak przestanie padać. - dodał mimochodem. - Nie lubię deszczu.
Jego nadąsana mina wszystkim im poprawiła humor. Przecież żyli.

3 komentarze:

  1. Devi to takie światełko w ich tunelu i jakoś sobie nie wyobrażam, żeby kiedykolwiek zabrakło go w tej małej ekipie. Mag zachowuje się jak ojciec, to takie słodkie, że tak starannie opiekuje się maluchem.Nie dziwie się, że elf momentami bywa zazdrosny o malucha, w końcu maluch uwielbia jego ukochanego smoczka. Historia bardzo ładnie się rozwija i czekam na ciąg dalszy przygód.

    OdpowiedzUsuń
  2. No i rozdzał jak zwykle piękny ^^ Kocham ich, zwierząka futerkowe, smoczka, elfa, chłopczyka i maga ;)

    Naprawdę zastanawiam się ile jeszcze czasu minie i rozdziałów kiedy zwierzątka futerkowe znów się będą zaspokajać.

    ;) WENY! ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka, hejeczka,
    fantastyczny rozdział, och Lasse pięknie te ryby złowił, no ale liczy się to że jest jedzenie... a Earen i to gdze spojrzał na Otsea jak ten mówił czy zauważył coś dziwnego na tej polanie i że zaczyna mięknac boskie... już mam takie wrażenie że ani Niquis ani Earen nie są tak bardzo zainteresowani Lasse jak na początku...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń