niedziela, 21 lipca 2013

61. I wtedy zapadła cisza...

Earen zmarszczył brwi stojąc przed jednym z krzaków. Wpatrywał się w niego niczym w zaciekłego wroga.
- Co ten krzew ci zrobił, co? To tylko badyle i kilka liści, nie musisz się na niego wściekać. - Niquis miał najwyraźniej nie najgorszy humor, kiedy rozbawiony obserwował griffina.
- Czuję się nadal niezaspokojony. - odparł posępnie mężczyzna. - Obawiam się, że twoje ręce już nie wystarczają żebym odczuł prawdziwą ulgę w spodniach.
- Nie oczekuj, że będę się tym przejmował. - mruknął zaczepnie tiikeri. - To twój problem, co masz w spodniach i ile uwagi potrzebujesz by zadowolić swoje potrzeby.
- Jesteś bez serca!
- Tak, wiem. A twoje namiętności nie mają dna, więc się dopełniamy. - chłopak położył dłoń na ramieniu towarzysza i uśmiechnął się zadowolony. - Nie myśl o swoim kroczu, ale zajmij się dumą. Nie chcesz chyba wrócić do obozu z pustymi rękami?
- Wykorzystujesz moje słabości! - Earen zmarszczył brwi jeszcze bardziej, ale jego usta wydawały się uśmiechać. Najwidoczniej podobało mu się to, że miał z kim porozmawiać, podroczyć się, zwierzyć się ze swoich seksualnych potrzeb. Nikt tak jak Niquis nie mógł go zrozumieć, a przecież ich znajomość rozpoczęła się od zastraszania, które spowodowało, że dwójka odwiecznych wrogów zaczęła podróżować wspólnie. I nagle Earen stał się częścią ich drużyny, jego dłonie niespokojnie wodziły za tiikrei, usta szukały ust by całować, ciało szukało ciała chcąc odczuć tę cudowną bliskość i ciepło.
Dwójka wymieniła zadowolone uśmiechy i Niquis zamienił się w małego futrzaka zakradając się pod krzak, gdzie miał szukać jajek, ptaków i wszystkiego, co nadawało się do zjedzenia.
Ostatecznie wrócili całkiem nieźle obłowieni. W prawdzie nie mogli pochwalić się niczym szczególnym dla elfa, który tym razem najprawdopodobniej będzie musiał się zadowolić byle czym. Gdyby tylko jego organizm nie zmieniał się w zależności od spożywanych posiłków... Ale żadne z nich nie chciało by Lassë stał się mrocznym elfem, a to groziło każdemu, kto złamie prawa ustanowione przez naturę i Żywioł.
Otsëa od razu schował jajka i zajął się oprawianiem złapanych ptaków. Były całkiem tłuste, jak na warunki panujące poza lasem, a to znaczyło, że całkiem nieźle im się powodziło. Niestety deszcz uniemożliwiał rozpalenie ogniska, co zmuszało podróżnych do zadowolenia się odrobiną magicznego suchara elfów, który zapełni ich żołądki na dobre kilka dni, w sam raz by pogoda się zmieniła, krzewy obeschły, a mag nabierze sił by rozpalić ogień.
Jak się okazało, Devi nie próżnował, kiedy griffin i tiikeri opuścili grupę. Zbudował dla wszystkich prowizoryczne, szybkie zadaszenie na noc i dumny z siebie przytulał się teraz do maga by przemoczone ubrania ogrzały się od ich ciał. Było oczywiste, że każde z nich powinno spać blisko innej osoby, jeśli miało być im wystarczająco ciepło by przetrwać noc.
- Losujmy. - zaproponował Lassë i nawet nie czekał na odpowiedź, ale zebrał spod krzewu cztery suche patyczki, połamał je na pary o tej samej długości i podał każdemu z pozostałych towarzyszy. Z pewnością każde z nich miało swoje pragnienia, ale pech chciał, że Lassë przyszło spać z Earenem, zaś niezadowolonemu Otsëa z nie mniej markotnym Niquisem.
- Było sprawiedliwie, więc nawet jeśli wasze stosunki oziębiły się, musicie zdzierżyć to i wytrzymać jedną noc razem. - elf upomniał wykrzywionych przyjaciół. - Nic wam nie będzie.
- Czego nie powiedziałbym o tobie i Earenie. - zauważył bard. - Mam ci przypominać, że chciał zrobić z ciebie samicę? Może zrobić ci krzywdę.
- Nie jestem zboczeńcem, który rzuci się na niego tylko dlatego, że poczuje zapach skóry, czy ciepło. - warknął ostrzegawczo griffin. - Gdybym chciał go skrzywdzić zrobiłbym to już dawno.
Otsëa wzruszył ramionami wcale nieprzekonany, co do prawdziwości słów Earena. Nawet Niquis nie mógł przecież być niczego pewny, skoro jego partner w pieszczotach jeszcze niedawno sam uznał, że nie został dopieszczony. Czy nie wykorzysta okazji by odnaleźć zaspokojenie w ramionach elfa? W dodatku tak atrakcyjnego elfa! Nagle mały tiikeri zaczął zastanawiać się nad swoją własną wartością. Co takiego miał czego brakowało elfowi, by mógł z nim konkurować?
Prychnął sam do siebie i pokręcił głową. Głupota! Jak w ogóle mógł myśleć o czymś podobnym? Przecież nawet Łowcy Smoków nie mogli oprzeć się jego urokowi, a nawet go nie widzieli! Kpił sam z siebie w myślach. Czy to możliwe, że był zazdrosny?

Słońce pojawiło się już wczesnym rankiem i rozgrzało zmarzniętych podróżników, którzy zamiast wyruszyć w dalszą drogę wykorzystali sprzyjającą pogodę susząc ubrania, niezbędny chrust i napawając się niezastąpioną urodą poranka po spokojnej nocy bez przygód. Nawet mag poczuł się silniejszy po konkretnym posiłku, jaki przygotował bard i ostatecznie tylko elf tęsknił za lasem i jego urokami, na które składał się świeży miód. Otsëa nie pozwolił jednak by jego kochanek musiał pościć ze względu na zmianę okolicy. Przyrządził specjalnie dla niego sałatkę z suszonych warzyw, które do tej pory starał się oszczędzać. Rozpieszczał go na swój własny sposób.
W drogę ruszyli dopiero późnym popołudniem, kiedy Jean-Michael zdołał rzucić jakieś proste, podstawowe zaklęcie. Musieli mieć pewność, że będzie w stanie się bronić, jeśli pojawią się kłopoty. Co więcej, Devi potrzebował opiekuna, a nikt nie sprawdziłby się w tej roli lepiej niż oddany mu mag.
Step, który przemierzali okazał się miejscem tak spokojnym, że po pewnym czasie musieli urozmaicić sobie drogę rozmową, czy nauką gry na trawce. Nie dało się podróżować przez długie godziny w całkowitej ciszy, kiedy nawet zwierzęta żyjące w tym środowisku unikały gwałtownych ruchów, czy głośnych treli. Czy coś im groziło, czy może układały się do snu, gdy inni dopiero niedawno zostali pobudzeni do życia?
Od tej chwili ich podróż miała upływać pod znakiem nudy i spokoju, który na dłuższą metę był męczący. Devi narzekał coraz częściej i nawet Lassë zaczynał wątpić, czy kiedykolwiek dotrą do celu ich wyprawy. A co jeśli zapomni jak się walczy? To podsunęło elfowi pomysł. Postanowił szkolić się w walce razem ze swoim najmłodszym towarzyszem. Zaczęli od walki na noże, a bard miał oko na ich postępy i błędy, które starał się korygować. Później przyszła kolej na miecze, co sprawiało nieustępliwej dwójce jeszcze większą frajdę. Nagle elf przestał postrzegać na chłopczyka jako na rywala w walce o uczucia barda. Powoli stawali się sobie bliscy niczym bracia i nawet Earen przestał mu dokuczać, a w chwilach zmęczenia nosił malucha na ramionach. Tym samym ich więzi zacieśniały się i mogli sobie zaufać, chociaż między magiem, a griffinem nadal dało się wyczuć pewne niezrozumiałe napięcie. Najwidoczniej nie łatwo pozbyć się wszystkich uprzedzeń, nawet w chwili, kiedy ludzie nie mają względem siebie złych zamiarów.
Z czasem zaczęli także eksperymentować kulinarnie, by urozmaicić dietę, korzystać ze wszystkiego, co oferował step. Wąż okazał się całkiem smaczny, a także owady nie były najgorsze, kiedy odpowiednio się je przygotowało. Tylko dla Otsëa nie było to nowością, jako że nie jednokrotnie był skazany na podobne posiłki, kiedy starał się przedostać przez pustynię.
- Kiedy na nią dotrzemy – mówił – ograniczę sobie wodę. Mogę z powodzeniem zadowolić się krwią tego, co upolujemy, jeśli w ogóle coś znajdziemy. Skorpiony są bardzo niebezpieczne, ale i one nadają się do jedzenia, kiedy pozbędzie się jadu. Jeśli jednak trafimy na Plemię... Wtedy możemy mieć kłopoty nie tylko ze skorpionami. Jeśli mają na usługach dżina... - skrzywił się wspominając o istocie, o której kiedyś już rozmawiali.
- Dżina? Takiego z lampy? - Devi wydawał się zainteresowany.
- Takiego, chociaż nie z lampy. O wiele bardziej niebezpiecznego. - sprostował bard. - Dżiny służą tylko najsilniejszym. Podążają za władzą, a więc nigdy nie można im ufać. Można ich sobie zjednać, jednak mają wgląd w naszą przyszłość i szybko zmieniają strony w konfliktach, w zależności od tego, kto ma szansę zwyciężyć. Wątpię jednak, czy możemy liczyć na ich przychylność.
- Jeśli te bajki okażą się prawdą, mamy człowieka, który mógłby poskromić dżiny. - Earen spojrzał przelotnie na Deviego, który chłonął każde słowo z ust swoich towarzyszy. - Dżin służy wyłącznie człowiekowi. Z każdą inną rasą może zawrzeć pakt, ale tylko ludziom jest posłuszny.
- Nie wierzę w te bujdy, ale chcecie żeby mój Devi poskramiał wściekłe bestie, kiedy wy będziecie się przyglądać? - Jean-Michael zmarszczył brwi niezadowolony i przygarnął do siebie chłopca, który przewrócił oczyma, jakby miał do czynienia z przewrażliwioną matką.
- Czyżbyś nie doceniał swojego małego aniołka? - Earen starał się mówić poważnie, ale na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech. - Nie wypada żeby opiekun wątpił w siły swojego podopiecznego. Devi to prawie mężczyzna. - wiedział jak podejść malca, któremu właśnie takich komplementów brakowało.
- Kiedyś własnoręcznie cię zabiję. - syknął groźnie Jean-Michael do szczerzącego się griffina.
- Zawsze do usług.
- Przesadzasz! Dam sobie radę! Poskromię Dżina! - siedmiolatek był pełen werwy i sił do pracy. Nie łatwo było go zrazić, a i sam rwał się do pracy, która wykraczała ponad jego siły. Jak nie kochać tego chłopca? Gdyby jeszcze szybciej dorastał... Niestety, na to nie mieli wpływu. Dziecko musiało zostać dzieckiem tak długo, jak długo rozplanowały to Żywioły i bogowie, jeśli istnieli.

Kolejne dni mijały im równie spokojnie, chociaż słońce powoli męczyło. To, co wcześniej wydawało się niezbędne, teraz okazało się przekleństwem. Rośliny, które zieleniły się pięknie zaledwie kilka dni wcześniej, teraz nie mogły się rozwijać i usychały. Wokół martwych zwierząt latały ogromne muchy. Nie dotarli jeszcze nawet w pobliże pustyni, a już mieli problem z palącym słońcem. By uchronić się przed jego zgubną mocą, bard zmusił swoich towarzyszy do założenia na głowę prowizorycznych turbanów z zapasowych koszul, jakie miał w swoim plecaczku Devi. Dla chłopca było to formą zabawy, dla innych uciążliwym obowiązkiem, jako że materiał na głowie przeszkadzał. Otsëa obiecywał jednak, że zanim dostaną się na pustynię zatrzymają się w niewielkiej wiosce, gdzie zaopatrzą się w prawdziwe nakrycia głowy i twarzy. Ubrania, które kupili podczas poprzedniego pobytu w mieście leżały starannie złożone we wnętrzu ich tobołków i czekały na właściwszy moment by je założyć. Tylko „ich” malec nie miał niczego, co pomogłoby mu w poruszaniu się po gorących pisakach, toteż bard uznał, iż uzupełnią braki w zapasach, odzieży i wodzie właśnie w małej osadzie Ifrytów.
- Jeśli będziemy mieć szczęście, uda nam się przebyć przynajmniej dwa dni drogi na skorpionach bojowych, które oswoili. - rzucił wiedząc dobrze jakie wrażenie zrobią na towarzyszach jego słowa.
- Bojowe skorpiony? - tym razem głos Earena nie był już taki pewny. - Nienawidzę skorpionów.
- Jakbyś kiedykolwiek widział jakiegoś. - mruknął zaczepnie Niquis.
- Może i nie widziałem, ale nie sposób o nich nie usłyszeć. - wytknął zadziornemu chłopakowi.
Rzeczywiście, wystarczyło uważnie słuchać opowieści podróżnych by wiedzieć, że bojowe skorpiony były ogromnymi bestiami, z którymi nie miała szans żadna istota żyjąca na wschodzie. Wyłącznie nieliczne plemiona były zdolne do oswojenia tych chodzących trucizn. Wypada, bowiem zaznaczyć, iż bojowe skorpiony nie posiadają zwyczajnej krwi, ale pod ich grubymi pancerzami płynie trucizna zdolna wyżreć dziurę w każdym metalu.
- Kiedy decydowałem się na tą podróż nie przypuszczałem, że będzie tak niebezpieczna. - odezwał się po chwili Lassë, który pobladł na samo wspomnienie o okropnych potworach, których przyszłoby im dosiadać. Miał nadzieję, że jak najszybciej dostaną się do osad ludzkich, gdzie siejąc spustoszenie wykradną i zniszczą niebezpieczną broń, a następnie wrócą szczęśliwie do domów. Tylko, czy po tak długim czasie w drodze będą jeszcze zdolni do rozpoczęcia normalnego życia? Czy Lassë zdoła rozstać się z bardem i resztą swoich przyjaciół by osiąść spokojnie w Ostoi i tam wieść spokojne, beztroskie życie? Nawet jeśli przyłączy się do Zwiadowców nie zdoła zapełnić pustki, jaka pojawi się w jego sercu, gdy wszystko to się skończy.
- Dacie sobie radę. - bard wzruszył ramionami. - Nie widzę najmniejszego problemu w przemieszczaniu się po pustyni na skorpionach bojowych. To szybsze i bezpieczniejsze, niż samotna wędrówka pośród spiekoty. - najwyraźniej jednak nie każdy podzielał jego optymizm, jako że nie potrzymał odpowiedzi na swoje beztroskie zapewnienia. Musiał być bezgranicznie głupi lub cholernie odważny, a może i jedno i drugie? Kto kiedykolwiek rozgryzie barda?
Na tym ich krótka wymiana zdań dobiegła końca, gdyż nikt nie chciał wdawać się w dyskusje nad plusami i minusami pustynnego życia, na które skazali się dobrowolnie podejmując się odbycia tej wyprawy. Byli skończeni już w chwili, kiedy postanowili podążać za elfem, a teraz nie było odwrotu. Żaden z nich nie odwróciłby się tyłem do swoich towarzyszy, którzy udowodnili niejednokrotnie, że warto zawierzyć im życie. Lassë zebrał wokół siebie najlepszych z najlepszych, istoty, które na pewno kiedyś przejdą do historii! Zasługiwali na to. Może Devi doczeka się nawet królewskiego tytułu, kiedy ludzie dowiedzą się z kim mają do czynienia? To była jednak zbyt odległa przyszłość by w ogóle się nad nią zastanawiać.

2 komentarze:

  1. No i jak zwykle pięknie i ...mrrr ^^ jestem tylko bardzo zawiedziona z powodu zwierzaczków futerkowych ;P Myślałam, że więcej się pomacają ^^

    WENY ŻYCZĘ I MIŁEGO DNIA ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    wspaniale, tak... jak nie kochać takiego malca, Earen pięknie podszedł kilka komplementów i mały ma zapał przeciwieństwie do maga ;) haha niedopieszczony Earen...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń