niedziela, 7 kwietnia 2013

47. I wtedy zapadła cisza...

Chłopak był jednak niepokornym optymistą, kiedy jego stan zaczął się poprawiać i widział, że w jego małym obozie panuje ogólna zgoda. Może ta drobna choroba była czymś pozytywnym skoro teraz wszystko wydawało się układać niemal idealnie? Osiągnął cel podróży, jego przyjaciele, kompani, towarzysze przestali skakać sobie do gardeł, a Otsëa zdawał się dokładać wszelkich starań, by jego słodki elf czuł się jak sam król. Niczego mu nie mogło brakować, był rozpieszczany nawet delikatnym głosem, kiedy do niego przemawiano. Chłopak uśmiechał się teraz niemal bez przerwy i wyraźnie mu się to podobało, gdyż nie narzekał, ale raz po raz chichotał, gdy coś wydało mu się wyjątkowo zabawne, bądź niedorzeczne. W szczególności, gdy mężczyźni zbierali wszystkie rzeczy z obozowiska, by z nastaniem świtu wyruszyć w dalszą drogę.
Pustelnik zjawił się na kilka godzin przed ich wyruszeniem na wyprawę. Przyniósł ze sobą to, co mogło pomóc podróżnikom w walce, chociaż oni nie zdawali się doceniać gestu skrytego w mrokach osobnika. A jednak każde z nich otrzymało po drobnym flakoniku antidotum na ukąszenia Skorpionów, woreczek ziół i sztylet, który zdaniem Pustelnika miał zniszczyć broń, jaką dysponowali ludzie. Skuteczność kawałka żelaza przy zaklęciach i magicznej mocy wydawała się znikoma, jednak Pustelnik nie zwracał najmniejszej uwagi na pełne powątpiewania komentarze. Za to rozpłynął się w ciemnościach, kiedy jego obietnica pomocy została wypełniona.
- I to tyle? – syknął griffin. – Zielsko, jakieś siki i kawałek żelastwa?
- To szaleniec, czego spodziewałeś się po szaleńcu? – Otsëa wzruszył ramionami. – Ale i tak ułatwił nam drogę. Te siki, jak je nazwałeś, mogą uratować nam życie.
- Tylko, jeśli ktoś nas zaatakuje. A sam chyba nie wierzysz, że zwykły nożyk pomoże nam zniszczyć potęgę ludzi z zachodu. Znasz legendy, wiesz, co się o nich mówi. – spojrzenie wąskich oczu Earena utkwione było w bardzie, który odpowiadał na nie tak samo pewnym wzrokiem.
- Byłem tam i nigdy nie widziałem ani jednego dżina. – odezwał się rozsądnie Otsëa. – Ani jednego, rozumiesz? To legendy, bajki o duchach posiadających magiczne moce. Bujdy!
- Ja w to wierzę. Nie o takich rzeczach słyszałem, nie takich cudów obawiają się najstarsze ludy. Jeśli zginiemy z rąk dżinów nikt nigdy w to nie uwierzy, tak jak nie wierzysz w to ty, a wtedy nikt nie będzie o nas pamiętał. Rozpłyniemy się, przestaniemy istnieć, jak podrzędni ludzcy bogowie, których istnienie jest równie wątpliwe, co obietnice smoczych skarbów.
Lassë przysłuchiwał się temu nie rozumiejąc, ale drżąc z obawy. Jeśli coś poza Skorpionami czaiło się na pustyniach to podróż będzie nie tylko bardziej niebezpieczna niż dotychczasowa, ale i niemożliwa do ukończenia. On i Otsëa walczyli z duchami, ale one nie miały żadnej mocy, mogły tylko obniżyć temperaturę ciała, uśpić nią nieświadomego niczego wędrowca, bądź przerazić go na śmierć. Teraz jednak słyszał o duchach władających jakąś mocą i miał złe przeczucia. Jeśli to prawda i istniały jakieś duchy obdarzone magią…
- Liczysz na chwalebną śmierć opiewaną w pieśniach? – bard prychnął lekceważąco. – Zapomnij o tym! Nie ważne, kiedy, gdzie i z czyjej ręki zginiesz, bo i tak nie pozostanie po tobie nic poza garstką popiołu. Odszedłeś od swoich pobratymców i połączyłeś swoje losy z naszymi. Zapomnij o tym, że ktokolwiek będzie o tobie pamiętał. Zanim dotrzemy na zachód będziesz już tylko wspomnieniem, które zatrze czas. Przestaniesz istnieć jeszcze zanim cię zabiją.
- Pieprzony optymista z ciebie. – warknął wyraźnie niezadowolony komentarzem barda griffin.
- Na twoim miejscu nie rozpaczałbym specjalnie długo. Ludzie dołożą wszelkich starań by i o twojej rasie zapomniał świat. Zdominują ten świat w taki czy inny sposób i wytępią nas wszystkich, bądź zmuszą do ukrywania się. To, co stało się ze smokami to zaledwie jeden element układanki. Zanim się obejrzymy rzucą się na inne ludy i wytępią je do cna. Nie muszę widzieć przyszłości w snach by wiedzieć, że właśnie do tego zmierzają. Nic nie tracimy porywając się z tym żelastwem na ich cenny skarb. Możemy się rozerwać przed unicestwieniem. Tylko na to możemy liczyć!
- Nie zgadzam się z tym! – Lassë marszczył brwi w niezadowoleniu, kiedy spoglądał na barda. – Gdyby tak było nie próbowalibyśmy walczyć, podejmować jakichkolwiek akcji. Ale my staramy się to zmienić, więc nie mów, że wszyscy zginiemy za sprawą ludzi. Wytępimy ich prędzej niż oni nas, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Z dumną, nadąsaną miną przewiesił przez plecy kołczan, łuk i był gotów by wyruszyć w drogę na przekór prognozom Otsëa. Był zdeterminowany, pozornie silny, a już na pewno gotowy stawić czoła przeciwnościom losu byleby wykonać zadanie. Nie chodziło o sławę, ale o pokój, którego pragnął. Narodzony w czasie spokoju chciał by świat pozostał taki, jakim go pamiętał. Każda zmiana byłaby dla niego równie bolesna, co bezpośredni cios, co zadana mu rana. Wszystko miało trwać niezmienne, a przynajmniej właśnie o to chciał walczyć ze światem.
- Nie tak prędko. – bard zatrzymał chłopaka. – Czeka nas bardzo długa i męcząca droga. Musimy uzupełnić zapasy wody i jedzenia. Na pustyni możemy polować na jaszczurki, ale póki co chcę żeby nam się w miarę dobrze powodziło.
- Czyli, że co?
- Czyli, że idziemy nad rzekę by napić się do syta i wymienić wodę w bukłakach, a on – wskazał Niquisa – znajdzie dla siebie i dla nas zioła, korzonki i wszystko to, czego nam potrzeba. Sami musimy zapolować póki jesteśmy w tym lesie. Mięsa nie starczy na długo i nie możemy trzymać go w nieskończoność, ale póki mamy pod dostatkiem żywności powinniśmy oszczędzać twoje suchary. Jest nas więcej niż na samym początku, a to również sprawia, że czas, na jaki wystarczy nam posiłku skraca się znacznie.
- Ah! Rzeczywiście. – Lassë zarumienił się zawstydzony swoim brakiem rozsądku. – Chodźmy. Ty nas prowadzisz, więc będę cię słuchał. Przepraszam.
- Tak, tak. – mężczyzna machnął ręką. – Idź. – ponaglił tiikeri i podprowadził swoich pozostałych towarzyszy do drobnej rzeki, gdzie czekali na zwierzaczka, który miał do nich wrócić w ludzkiej postaci.
Trochę to trwało, ale kiedy Niquis w końcu do nich dołączył nie musieli więcej martwić się czymkolwiek. On miał pod dostatkiem mięty, zaś oni ziół niezbędnych do przygotowywania potrawek, urozmaicania diety, nadawania smaku nawet najgorszej breji.

Tak też rozpoczęła się ich zupełnie nowa podróż, wyprawa, której koniec skryty był w mrokach przyszłości, gęstej mgle magii, śmierci i krwi. Nie ulegało, bowiem wątpliwości, że nie jednokrotnie zetrą się z nieprzyjacielem, będą musieli walczyć o życie i każdy oddech. Na zachód mapy Lassë nie sięgały toteż byli skazani na tułaczkę, błądzenie, orientację w terenie Otsëa, jak i wypady griffina, który mógł z powodzeniem szybować po niebie nie zwracając szczególnej uwagi ludzi, czy innych ludów. Samotny samiec nie stanowił żadnego zagrożenia dla dobrze uzbrojonych wojowników, a nie od dziś wiadomo, że griffiny podróżują stadami, jeśli wyruszają na zwiady, bądź szukają nowego miejsca na założenie gniazda. Earen nie był więc solą w oku, a jedynie samotnikiem, którego pozbyto by się w przeciągu chwili, gdyby zaszła taka potrzeba. Stanowiło to przewagę, jaką podróżnicy mieli nad innymi.
Elf czuł, jak coś w nim ulega zmianie, jak świat wokół przestaje być taki, jakim był dawniej. Nie czuł się już jak zagubiony młody elf wyrwany z przytulnego, ciepłego domu, ale jak młody wojownik, ważniejszy niż zwiadowcy, niż każdy inny elf. Jego teraźniejsze życie przypominało mu o czasach sprzed pokoju, kiedy to rasy bratały się by walczyć z nieprzyjacielem, patrolować okolicę. Teraz on miał własną drużynę, z którą mógł zdobyć świat. Z nieopierzonego młokosa stał się kimś wyjątkowym. I właśnie te myśli wywołały uśmiech na jego twarzy. Jego życie nabrało pełni prostując jego plecy, unosząc dumnie głowę, wypinając pierś do przodu. Nic już nigdy nie będzie takie samo.
Otsëa spojrzał na swojego młodego przyjaciela i chyba nawet uśmiechnął się pod nosem zadowolony z tego, co widzi. Nie co dzień elf był tak pełen wiary w siebie, zaś teraz coś podpowiadało bardowi, że tak właśnie zostanie, że chłopak zmienił się nie do poznania, wydoroślał i to bynajmniej nie za sprawą tego, do czego między nimi doszło. Lassë stał się wojownikiem, tak jak bard zawsze nim był.
- Teraz potrzebujemy tylko maga. – rzucił cicho, ale jego głos dało się słyszeć całkiem wyraźnie.
- Co? – elf spojrzał na niego z właściwą sobie naiwnością. Może jednak nie zmienił się aż tak bardzo?
- Maga. Potrzeba nam maga, a wtedy nasza drużyna będzie pełna. Gdybyśmy przydybali kogoś, kto posługuje się magią bylibyśmy w zdecydowanie lepszej sytuacji.
- Skąd chcesz go wziąć? – griffin nie negował pomysłu, ale i nie był całkiem przekonany, co do jego genialności. Bo i na co im mag? Nie od dziś słyszało się o nich same najgorsze rzeczy. Byli łasi na pieniądze, zboczeni, zdradliwi. Tylko głupiec mógł zaufać magowi. I jak widać, oni mieli być właśnie takimi głupcami.
Niquis zamienił się w małe zwierzątko i wskoczył na ramię Lassë, gdzie urządził sobie całkiem wygodny kącik. Zupełnie nie przejmował się przy tym rozważaniami reszty swoich towarzyszy. Jakże niewiele było mu potrzebne do szczęścia…
- Na zachodzie są miasta. – tłumaczył powoli bard. – Miasta pełne magów. Nie interesuje nas w prawdzie wynajęcie jakiegoś, ale są i tacy, którzy pójdą z nami dla samej przygody. Bądź żeby uciec przed strażnikami miejskimi. – dodał mimochodem. – Nie ważne, kim będzie ten, którego my zwerbujemy jak długo będzie posiadał wystarczająco wielką moc. Z resztą, do tej pory działała jakaś inna siła, która zebrała nas razem.
- Nie wierzysz w to. – wszedł w słowo bardowi Earen. – Kłamiesz żeby sprawić przyjemność mojej samicy.
- Nie jest twoją samicą, ale nie zaprzeczę, że kłamię. – Otsëa odezwał się jeszcze zanim Lassë mógł wystąpić w swojej obronie. – Ale nie ma nic złego w tym, że chłopak poczuje się pewniej. I tak jesteśmy na siebie skazani z jego powodu. – jego racje były niezaprzeczalne toteż griffin zamilknął podsumowując to własnym wzruszeniem ramion.

Tej nocy pogoda im dopisała. Było bezwietrznie, ciepło i jasno. Świetliki unosiły się pomiędzy drzewami oświetlając drogę, jak również zachwycając nienawykłego do ich widoku podróżnika. Były drobniejsze niż błędne ogniki, toteż nie istniało żadne zagrożenie, że zupełnie przypadkowo nieroztropny człowiek zostanie zwabiony na podmokły grunt, czy prosto w bezkresny gardziel przepaści.
Czwórka podróżników od dawna nie spała tak dobrze, jak teraz, kiedy nad ich bezpieczeństwem czuwały drobne owady. Każdy niepowołany gość ustraszyłby świecące drobinki, które uciekłyby w popłochu, a ich blask stałby się chwiejny, migotliwy, niestały, to zaś wystarczyłoby by obudzić śpiącego czujnie Otsëa.
Nic jednak się nie działo, a las milczał uśpiony oddając władzę nad nocą świerszczom, świetlikom, ćmom i jaszczurkom. Sowa szukała pożywienia w pobliżu koron drzew pełnych drobnych stworzonek, gdzieś w poszyciu szeleściła mysz, która właśnie żerowała na korzeniach. Las nigdy nie był równie żywy i równie uśpiony, zaś pogoda równie przychylna.
Nie sposób szukać lepszej wróżby, która zwiastowałaby powodzenie właśnie rozpoczętej misji, która zaważy o dalszych losach tego świata.

4 komentarze:

  1. Słodko tak brzmi, jak smok mówi o nim jak o swojej samicy. Dobrze, że elf wydoroślał i dorósł, w końcu mają niebezpieczną misję do wykonania. Ciekawe jakiego to maga wybiorą na towarzysza podróży

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę super ^^ Niedługo dołączy do nich nowy towarzysz ;) Mam nadzieję, że Mag zajmie się nadpobudliwym Earenem i rozładuje jego napięcie seksualne pod postacią człowieka. XD
    weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Żeby to tylko nie była cisza przed burzą.
    W sumie mag nie byłby złym pomysłem. Przy jego pomocy nawet patyk były morderczym narzędziem.
    Fajne jest to, jak historia wszystkich bohaterów łączy się i tak łagodnie przeplata, że w sumie może się zdawać, iż wszyscy od początku szli razem. xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    wspaniały rozdział, nową podróż czas zacząć, jak dla mnie słowa Otsea że coś kierowało ich aby stworzyć ta grupę są prawdą więc sądzę, że i maga znajdą bez problemu... a Earen nie poddaje się i wciąż uważa Lasse za swoją samice... :)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń