niedziela, 31 marca 2013

46. I wtedy zapadła cisza...

W pewnej chwili Lassë nie czuł nic. Ani ciepła kolan pod głową, ani dotyku dłoni.  Jego własne ciało nie ważyło zupełnie nic, nie było nawet materialne, kiedy zmęczony organizm odpłynął w krainę pozbawioną snów, daleką od rzeczywistości, jednocześnie lekką i ciężką, jasną i ciemną, zimną i gorącą. Gdziekolwiek się mieściła, jego towarzysze nie mieli do niej dostępu. Tylko on jeden mógł unosić się w mrocznej, ciepłej pianie, która otulała jego ciało pęczniejąc, by nagle zamienić się w chudego człowieka o gładkiej skórze. Pstryk! I spuchł stając się ogromny, napęczniały, gładki. Elfowi zaczynało kręcić się w głowie, kiedy dwie skrajnie różne postaci zamieniały się miejscami, jakby były jednym, a jednak innym człowiekiem.
- Niedobrze mi, źle się czuję. – wybełkotał budząc się gwałtownie i wczepił mocno w nadal będącego obok barda. Jego głowa wirowała, jakby ktoś kręcił nią na jego szyi, potrząsał, męczył zgniatając w imadle. Cały czas pamiętał te dwie postaci, które przerażały skrajnością, co powodowało u niego zawroty, odruch wymiotny, a jednak robił co w jego mocy by nie wymiotować, ale opanować się, uspokoić. – Przepraszam, chyba naprawdę jestem chory. – wydyszał wtulając się w nogi barda niemal desperacko.
- Szzzz… To nic. – głos Otsëa był łagodny, kiedy szeptał w jego ucho cicho. – Przecież wiesz, że to nic wielkiego. Liczy się tylko to, że jesteś cały i niedługo będziesz też zdrowy. Zaopiekuję się tobą.
- Opowiedz mi coś. – poprosił niemrawo chłopak. – Coś o sobie, o smokach. – swoją prośbą zaskoczył mężczyznę, który początkowo chciał chyba odmówić, ale ostatecznie musiał zrozumieć, że tylko w ten sposób może pomóc przyjacielowi wydobrzeć.
- Niech będzie, dzieciaku. – skinął głową i rzucił szybkie spojrzenie na mierzących go chłodnymi spojrzeniami towarzyszy. – Przez ciebie oni mnie zabiją. – dodał mimochodem. Wsunął dłoń w długie, miękkie pasma włosów elfa i rozczesywał je palcami. – Smoki zrodziły się przed wiekami z ognia głęboko pod ziemią. Na początku były ślepe, ale kiedy odnalazły drogę na zewnątrz przystosowały się do życia na powierzchni. Wtedy już nie tylko widziały, ale także mogły zdominować inne stworzenia. Mówi się, że na początku ich skóra była cienka jak papier, ale powietrze i warunki atmosferyczne przyczyniły się do tego, że pokryły się twardą łuską. Nasz oddech zawsze mógł zabijać, więc wykorzystywaliśmy go by palić wioski, gdy tego potrzebowaliśmy. Zazwyczaj była to forma zemsty na istotach, które dawały nam się we znaki. Chociażby na mrocznych elfach zamieszkujących okolice gór. Teraz przeniosły się do jaskiń, by uniknąć takiego losu. Kiedy pojawił się człowiek, zjawiły się też nasze prawdziwe problemy. Oni pragnęli nas zdominować, by podbić innych ludzi, zdobyć władzę nad całym światem. Nie chcieli z nami współpracować, a jedynie nami zawładnąć. Zaczęła się walka między nami, a nimi, w którą ludzie wmieszali inne rasy. To była pierwsza Wojna Ras. Po niej smoki zaczęły się ukrywać w swoich wioskach. Zdołaliśmy zmienić formę by lepiej się kryć. Już po stu latach wojny nasze ciała były gotowe do przemiany, a z czasem mogliśmy to udoskonalać lecz musieliśmy nieustannie strzec naszego sekretu. Inne ludy wiedzą o naszej możliwości zmiany postaci, chociaż nie są na tyle głupie by powiedzieć o tym ludziom. Wiedzą, że zdradzając jeden sekret wydadzą także samych siebie. Ludzie nie poprzestaną na smokach. Nadal przecież nas śledzą, tropią i starają się zabijać, chociaż opracowali metodę, która może nas wszystkich pogrążyć. Jak długo jednak nie dowiedzą się kim jesteśmy i gdzie nas szukać, tak długo nie dopracują swoich eliksirów. – mówił pobieżnie, ale zdołał uśpić tym chłopaka, który marszczył niespokojnie brwi i najwyraźniej trafił do nieprzyjemnego świata koszmarów, które zawsze towarzyszyły wyjątkowo męczącym psychicznie chorobom.
- Zagotuj więcej wody. – polecił griffinowi bard. – A ty zamień się w człowieka, będziesz bardziej przydatny. – rozkazał Niquisowi po czym przyłożył dłoń do czoła chłopaka sprawdzając temperaturę. – Napełnij bukłaki. Będzie potrzebował dużo wody i chłodnych okładów. Możesz też pomyśleć nad tym, co jeszcze mu pomoże. Nie znam się na opiece nad innymi.
Nie zwrócił szczególnej uwagi na to, że zwierzaczek naprawdę wykonał jego polecenia, co do jednego. Może uznał to za najlepsze rozwiązanie dla chorego? Lub knuł coś niedobrego nie dając tego po sobie poznać. Kto zrozumie tiikeri?
Otsëa zdawał się dostrzegać, że elf zielenieje na twarzy i ma ochotę wymiotować nawet teraz, we śnie. Zacisnął dłonie na jego skroniach i trzymał mocno, by przynieść mu ulgę. W rzeczywistości nie pamiętał już skąd wiedział, jak się zachować. Może gdzieś, w mrokach pamięci, przewijał się jeszcze obraz matki troszczącej się o małe dziecko, które chorowało z takich, czy innych powodów? A może gdzieś to podpatrzył, a uczucie ulgi tylko sobie wyobraził? Teraz na pewno nie mógł sobie tego przypomnieć.
- Oddychaj głęboko. – wyszeptał w ucho elfa. Może jego głos dotrze do chłopaka? – Powoli. Wdech i wydech. – starał się hipnotyzować głosem. Wystarczyło, że Niquis wrócił do niego, a mężczyzna od razu wydał mu kolejne polecenia. – Nazbieraj mięty, wyjmij ją ze swoich schowków w ubraniach Lassë, czy jego torbie, nie interesuje mnie to, ale masz mi ją dostarczyć. – rozkazał spoglądając na Earena. – Zagotowała się? – gdy otrzymał potwierdzenie warknął na tiikeri by ten natychmiast się pospieszył.  – Dobrze, a teraz wrzuć trzy liście do wody i niech gotuje się jeszcze przez chwilę. Muszą zmięknąć, wypuścić soki. Zrobią mu dobrze na żołądek, obniżą temperaturę ciała, a jeśli spowodują wymioty to i tak złagodzą ich skutki. – tłumaczył wszystko towarzyszom, by ci wiedzieli, jak należy opiekować się chorym. Gdyby się go pozbyli, gdyby coś zupełnie przypadkowo mu się stało, wtedy oni musieliby zajmować się elfem, a ten musiał mieć najlepszą opiekę z możliwych. Zasługiwał na nią, tak jak mówił Pustelnik. Młody, odważny i zabawnie niezdarny elf. Idealny kompan, słodki kochanek, szlachetny, dzielny wojownik.
A teraz leżał chory, zmęczony koszmarami, których nie pojmował, a które zrosiły jego czoło, sprawiały, że mruczał niespokojnie, rzucał się.
Otsëa kolejny raz zaczął uspokajająco gładzić jego włosy. Kazał zdjąć napar z ognia i przynieść go sobie. Patrzył, jak ziołowy napój paruje i stygnie morderczo powoli. Co jakiś czas sprawdzał go swoimi wargami, by później wymusić go w na wpół śpiącego chłopaka. Kazał mu pić i bezustannie masował przy tym boki głowy chłopaka.
Taki opiekuńczy, troskliwy, idealny… Zakochany? Czy był zakochany? Nigdy by się do tego nie przyznał! Nawet gdyby znał odpowiedź na to pytanie. Nie mniej jednak wiedział, że zależy mu na kompanie. Razem tworzyli naprawdę zgrany zespół. Niquis był jego częścią, zaś griffin powoli się nią stawał. Tyle, że na nich bardowi nigdy nie będzie zależało tak, jak na elfie. To było pewne nawet w tej chwili, kiedy wszystko wydawało się jednym wielkim pytaniem, a odpowiedzi ukryły się głęboko we wnętrzu zatwardziałego serca, wyzutych z przyjemności trzewi. A przecież całkiem niedawno każda część ciała mężczyzny czuła, że żyje, że pragnie i szuka zaspokojenia.
Dopiero, kiedy wmusił w chłopaka cały kubek naparu pozwolił mu znowu zasnąć. Otulił go płaszczem, przytulił go do swojej piersi i gładził po plecach. Nie chętnie to mówił, ale…
- Jeden z was musi czuwać podczas gdy drugi położy się po jego drugiej stronie i będzie ogrzewał jego plecy. Nawet rozpalony nie może zmarznąć, a samo ognisko w końcu się wypali. Nie możemy ryzykować ognia płonącego przez całą noc.
- Ja stanę na straży jako pierwszy. – zadeklarował Niquis, a jego wzrok utkwiony był w śpiącym chłopaku. Czyżby czuł się winny choroby elfa? Nie mógł go chronić przed porwaniem, nie wiedział jak się nim opiekować, więc chciał czuwać nad ich bezpieczeństwem, by zapewnić Lassë komfort chociaż w ten sposób? Tak, to było możliwe.
- Niech będzie. Za cztery godziny zbudzisz Earena i zajmiesz jego miejsce. A ty spróbuj tknąć Lassë nie tak, jakby sobie tego życzył, a wypruje ci flaki i spalę twoje truchło by zapewnić mu w ten sposób ciepło. Będę miał w nosie, czy ktoś zobaczy blask wielkiego ogniska! – wysyczał do griffina i mocniej objął jęczącego przez sen chłopaka.
Earen najwyraźniej nie potraktował mężczyzny poważnie, gdyż wzruszył jedynie ramionami i położył się dokładnie tak, jak mu nakazano. Swoim sporym ciałem usiłował przylgnąć do chłopaka, a jednocześnie trzymać się na dystans. Niemożliwe do wykonania, ale jak długo nie obejmował swojej upatrzonej samicy, tak długo nikt nie powinien go dręczyć, czy obciąć mu nocą rąk. A nie ulegało wątpliwości, że pewien narwany smok byłby do tego zdolny.

Z nastaniem poranka niebo przejaśniło się całkowicie, a ciepłe, jasne promienie słońca przebijały się zaciekle przez gęste korony drzew. Elf był silniejszy, chociaż niewyspany, jako że budził się nocą jeszcze kilka razy zziębnięty, przestraszony, wymęczony. Jego oczy były podkrążone, skóra wydawała się szarawa, a usta popękały boleśnie. Nic nie było takie, jakie być powinno, skoro dotarli do krańca swojej wędrówki, zaś teraz mieli rozpocząć kolejną.
A jednak Ostëa zadbał o to, by chłopak szybko odzyskał siły. Wmusił w niego potrawkę z upolowanego wcześniej bażanta, chociaż pozwolił nie zjadać mięsa, wlał litry swoich ziołowych naparów i ostatecznie pozwolił elfowi pospać jeszcze trochę. Co jednak najważniejsze, nie odstępował towarzysza ani na krok. Jeśli w ten sposób odwdzięczał się za poprzednią opiekę w chorobie to teraz na pewno wyszli już na zero.
Nic dziwnego, że elf cudownie odzyskiwał wigor, kolor i chęć do życia. Może w rzeczywistości to stres przybliżył go do cierpień, niż cokolwiek innego, a „miłość” w magiczny sposób zbliżała go do zdrowia? Jakkolwiek by na to nie patrzeć, teraz chłopak czuł się wspaniale i z zapałem przyglądał się towarzyszom podróży, którzy przygotowywali wszystko do wyruszenia w drogę z samego rana dnia następnego. Tym razem jednak ich podróż nie miała być tak lekka i pełna zieleni. Czekała ich przeprawa przez piaski pustyni i mogli polegać wyłącznie na wiedzy Otsëa, który kiedyś już przebył tę trasę, widział cmentarzysko smoków, to tam pozwolił się tatuować by ciemny wzór pod okiem ograniczał smoczą moc, czynił go niewidocznym dla łowców, a bardziej podobnym do innych ras zamieszkujących świat.
- Pustynia jest pełna Skorpionów. – tłumaczył później swoim towarzyszom chcąc umilić czekanie na sen Lassë. – Nie można im ufać, ale też one nie ufają tobie. Nie możemy się łudzić, że przemierzymy pustynne tereny nie natknąwszy się na jedno z ich plemion. Musicie uważać, gdyż ich ciała wydzielają trującą substancję, która w kontakcie z krwią innej istoty zabija. Są pod tym względem podobni do Bazyliszków, które spotkaliśmy tutaj. Z tą różnicą, że jad skorpiona jest silniejszy i szybkość jego działania uzależniona jest od wielkości twojej prawdziwej postaci. W takiej sytuacji ty jesteś najsłabszy. – pogładził palcem dłoń elfa. – W następnej kolejności zginąłby Niquis, dalej Earen i na samym końcu ja. Można sporządzić antidotum, ale do tego potrzebna jest… To nieprzyjemne. – ostrzegł. – Uryna Skorpiona i jad zwyczajnego zwierzęcia. A to dopiero początek. Bardzo trudno sporządzić antidotum, a jego ceny są niebotyczne. Na pustyni nie pada zbyt często, a właśnie ta deszczówka potrzebna jest jako kolejny składnik. Mówię wam to na wszelki wypadek.
- Damy sobie radę, ty nas poprowadzisz. – elf wydawał się pełen pozytywnych myśli.
- To żadne zapewnienie bezpieczeństwa. Macie nie wdawać się w żadne konflikty ze Skorpionami, a może zdołamy uniknąć nieszczęścia. Możemy jeszcze porzucić myśl o tej wyprawie. Nikt nie będzie miał do nas o to żalu. Nie łatwo zakraść się do miast ludzi na zachodzie, a jeszcze trudniej będzie odebrać im to, co ukradli ziemi.
- Damy sobie radę, jeśli będziemy trzymać się razem! – Lassë nie uznawał prawd wyznawanych przez barda. – W grupie jesteśmy silniejsi! To tylko ludzie, a my… Jesteśmy kimś więcej. Wierzę, że nam się uda!
- Jesteś głupcem. – westchnął Earen.
- Ten jeden raz się z nim zgadzam. – Otsëa zmierzwił długie włosy elfa.

4 komentarze:

  1. Uwielbiam to opowiadanie. Elf jest słodki i cieszę się, że otoczony tak troskliwą opieką ze strony towarzyszy-wyzdrowiał. Bardzo miło się czytało, widać że Niquis i Earen są zazdrośni, że bard ma najbliżej słodziaka. Lassë scala tą grupę, jednoczy, daję motywacje do walki i dołożenia wszelkich starań.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co najwyżej kochanym głuptasem. xD Lassë pokłada jakieś niewyobrażalne, pozytywne nadzieje w każdym gatunku. xD I jest przy tym rozkosznie uroczy ;3
    Otsëa zachowuje się jak Earen... Broni swojego samca jak lew. Ooooch, nie mogę się doczekać ich przeprawy przez pustynię! xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zwykle boski XD Wiesz co... jestem ciekawa ile będzie jeszcze rozdziałów! ;P WENY ^^ Miałam takie przeczucie i weszłam, opłaciło się. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    fantastycznie, no naprawdę Otsea bardzo się troszczy, o tak pozostała dwójka nie jest dla niego tak ważna jak nasz elf... i tak dzięki takiej wprawnej opiece szybko stanął na nogi... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń