niedziela, 24 marca 2013

45. I wtedy zapadła cisza...

Nie potrzebowali zbyt wiele czasu by być gotowymi do drogi. Niquis i Earen spali zaledwie trzy godziny, a wraz z przebudzeniem byli pewni, że nie mają, czego szukać pod Ołtarzem. Ku wielkiej uciesze Lassë postanowili wyruszyć mimo dalszego zmęczenia. Prawdę mówiąc griffin nie powiedział ni słowa, ale z jego obojętnego wyrazu twarzy można było wyczytać, iż nie ma nic przeciwko drodze i zmęczeniu. Niquis za to na każdym kroku dawał upust swojej miłości względem elfa, a tym samym w pełni popierał jego misję i był gotów by znaleźć Pustelnika jak najszybciej. Niewiele wiedział na temat Szaleńca, ale czy to miało dla niego jakieś znaczenie? Wątpliwe.
- Teraz to ja czuję się zmęczony. – wyznał niepewnie Lassë i uśmiechnął się subtelnie. Chociaż spał w nocy, jak zaczarowany, to jednak teraz bolały go oczy, a wszystko w około raziło intensywnymi barwami.
Otsëa zbliżył się do chłopaka i przyłożył dłoń do jego czoła.
- Nie wydajesz się rozpalony, ale mogłeś się rozchorować. Jeśli stres obniżył twoją odporność… - zwiesił wymownie głos.
- Nie! – elf buntował się na samą myśl o domniemanej chorobie. – Nic mi nie jest. Po prostu zbyt wiele czasu spędziłem w bezruchu i teraz muszę się wyleczyć z bezczynności! – w pewnym stopniu wydawał się wystraszony wizją spędzenia kilku dni w jednym miejscu jeszcze zanim odnajdzie Pustelnika, a przecież byli tak blisko.
- Więc może poczekajmy jeszcze trochę. – zaproponował bard, jakby nie miało najmniejszego znaczenia ile czasu jeszcze spędzą w tym lesie, w pobliżu siedliska watahy wilków.
- Nie. – odparł chłopak nieco spokojniej. – Wyruszajmy. Kiedy dotrzemy nad strumień rozbijemy mały obóz. Wtedy napiję się jakiegoś twojego naparu i będę miał pewność, że nic mi nie grozi.
Nie było sensu się z nim kłócić toteż pozbierawszy wszystkie swoje rzeczy udali się w drogę, która ciążyła na sercu Lassë niczym wielki kamień przytroczony do szyi. Od tej wyprawy tak wiele zależało, od rozmowy z Pustelnikiem dzieliło ich niewiele, a przecież oznaczało to wojnę, bądź pokój. Losy świata, jaki znali ważyły się z każdym ich krokiem.

Tej nocy niebo pociemniało tak bardzo, że las skąpany w ciemności był nieprzenikniony i niebezpieczny. Musieli zatrzymać się nawet, jeśli początkowo wcale nie planowali tego konkretnego postoju. Nie mniej jednak mogli zabłądzić, gdyby po omacku szukali właściwej drogi.
Wielkie krople deszczu zaczęły spadać z nieba w chwili, kiedy pierwszy grzmot rozdarł ciszę. Sucha ziemia zamieniała się w błoto, podskakiwała, kiedy ogromne grochy wody masowały jej zmęczoną suszą powierzchnię.
Gwałtowna ulewa uniemożliwiła im rozpalenie ogniska, nie pozwoliła na znalezienie suchego, bezpiecznego schronienia. Zaledwie chwila wystarczyła, by cała czwórka była przemoczona i zziębnięta. W takiej sytuacji, pośród ciasnoty lasu nawet Otsëa nie mógł nic zrobić. Gdyby się przemienił dałby im ciepło i osłonił swoim wielkim ciałem, ale byłby narażony na ataki. Wielki smok nie mógł poruszać się swobodnie po lesie. Byli więc skazani na niewygody, wilgoć i chłód. Jeśli tym razem Lassë się nie rozchoruje, będzie można mówić o wielkim szczęściu.
Najwidoczniej jednak go nie mieli, gdyż w zaledwie dwie godziny później chłopak kaszlał, jakby się dusił. Tym razem deszcz nie był jego sprzymierzeńcem.
- Czy elfy mogą w ogóle chorować? – Earen zadał najbardziej sensowne pytanie, jakie mogło komukolwiek przyjść do głowy. Kto poza Lassë mógł udzielić na nie odpowiedzi?
- Nie wiem. – przyznał szczerze chłopak. – Mogą, kiedy woda jest zatruta, kiedy odniosą rany w walce, kiedy tęsknią. Może stres też tak na nie wpływa. Nie mam pojęcia, nigdy nie przeżyłem niczego podobnego.
- Siadaj tutaj. – bard rozsunął nogi poklepując ziemię między nimi. Elf spłonął okazałym rumieńcem, którego jednak nie było widać nawet, gdy błyskawica rozjaśniła las rzucający długie cienie. – W ten sposób będzie ci cieplej, a ja zakryję cię płaszczem i sobą, więc na tym zyskasz. – wyjaśnił i chociaż niewątpliwie każdy chętnie zamieniłby się z nim miejscami, to on wpadł na pomysł, to on miał swój płaszcz i teraz przyciągał chłopaka za rękę by ten nie zwlekał. – Nic ci nie będzie. – zapewnił i objął elfa, gdy ten tylko niepewnie rozsiadł się między silnymi, choć szczupłymi udami mężczyzny.
Ciepło naprawdę rozlało się po ciele Lassë, chociaż bynajmniej nie było to zasługą ramion, które go trzymały, ale wstydliwości, która robiła swoje. Przecież niedawno leżał między tymi ciepłymi rękoma zupełnie nagi i bezbronny…
W ciepłych objęciach barda zrobił się śpiący i ociężały. Jego myśli uciekły gdzieś same, jakby nigdy nie były składne i jednolite. Czuł się bezpieczny i rozluźniony. Nic więc dziwnego, że przysnął w pewnej chwili.
Obudziła go cisza, jaka zapanowała po tej gwałtownej burzy. Chociaż w dalszym ciągu słychać było grzmoty, to jednak były one odległe, błyski niemal nie rozświetlały nieboskłonu, zaś ciężkie chmury przesunęły się odsłaniając kawałek nieba.
Serce stanęło w jego piersi, kiedy ktoś wyłonił się zza drzew. Wysoka postać o męskiej budowie, drobnej głowie i ogromnych, jelenich rogach. Jeśli tak wyglądała Śmierć przychodząca po magiczne istoty to równie dobrze mogła być ludzkim kościotrupem z kosą. Ta istota była równie przerażająca, jak każda inna.
Lassë zacisnął mocno rękę na ramieniu barda i drżącym palcem wskazał dziwną postać. Chciał coś powiedzieć, ostrzec ich, ale nie był w stanie tego zrobić.
- Spokojnie. – bard szepnął mu cicho do ucha i sięgnął do wyciągniętej dłoni chłopaka. Opuścił ją i przytrzymał elfa między swoimi ramionami. – To on. To Pustelnik. – wyjaśnił, a ciało elfa spięło się, wyprężyło.
Najwidoczniej Lassë chciał doskoczyć do Pustelnika, ale został powstrzymany.
- Czego ode mnie chcecie? – głos mężczyzny był cichy, ale jednak niósł się z wiatrem, jakby wypowiadano każde słowo zaraz przy uchu słuchacza.
Elf zadrżał i wstał powoli. Otsëa również powstał i stanął obok niego by podtrzymać chłopaka na duchu.
- Moje żywioły wysłały mnie tutaj do ciebie… - elf drżał na całym ciele, chociaż ciężko powiedzieć, czy ze strachy, czy z zimna. – Nie mogą skontaktować się z innymi żywiołami, obawiają się wojny. Tylko ty wiesz, jaki może być tego powód, jak zapobiec temu wszystkiemu.
- I wiem. – przyznała dziwna istota podchodząc bliżej. W panujących ciemnościach jego postać nie była dobrze widoczna. Czy naprawdę miał poroże? Czym były zwisające z niego nitki?
Lassë znowu zadrżał.
- Czy zdradzisz mi to? – głos mu się łamał.
- Domyślacie się wszyscy, co jest powodem, dla którego żywioły nie mogą ze sobą rozmawiać, a ich wzrok jest zamglony. Ludzie na zachodzie dysponują wielką siłą, która jest zdolna wywołać wojnę między rasami. Jeśli chcecie uniknąć starcia, kolejnej zmiany naszego systemu rzeczy, musicie wyruszyć na zachód i tam pozbyć się magii ludzi.
- Jak to możliwe, że ludzie posiadają taką moc? – griffin prychnął lekceważąco. – Są słabi, żałośni, nie posiadają żadnej mocy!
- To nie ich moc. – oczy Pustelnika rozbłysły jadeitem. – Wykradli ją ziemi, ujarzmili krwawymi obrzędami. Każda rasa zostanie w to wmieszana, jeśli ktoś nie odbierze ludziom siły, jaką posiadają. Oko Piasku, tak nazwali tę moc, którą znaleźli głęboko pod pustyniami zachodu. Trzymana przed władcę, pilnie strzeżona…
- Skąd ty możesz to wiedzieć? – griffin nie dawał za wygraną.
- Widzę i słyszę więcej niż inni. Moje ciało żyje w zgodzie z Naturą, powoli się z nią scala. – wyjaśniał powoli. – Nie musisz mi ufać, by samemu się przekonać. Zapytaj swojego żywiołu. Wróć do niego, a sam usłyszysz, że wojna wisi w powietrzu.
Earen wydał ciche prychnięcie i skrzyżował ramiona na piersi.
- Wyruszymy na zachód. – odezwał się pewnym głosem Otsëa i objął ramieniem drżącego nadal chłopaka. – Ja ich poprowadzę, ale ty musisz nam pomóc. – zwrócił się do Pustelnika. – Potrzebujemy wskazówek, broni, czegokolwiek, co może nam pomóc w walce.
- Pomogę wam, chociaż nie muszę tego robić. Zostańcie tutaj przez dwa dni. Wasz przyjaciel jest chory i potrzebuje odpoczynku. Zjawię się, gdy będziecie wyruszać w drogę i wtedy udzielę wam niezbędnej pomocy. Do tego czasu zadbajcie o tego elfa. Zasłużył na troskę. – odszedł zanim ktokolwiek jeszcze zdążył coś odpowiedzieć.
Wystarczyło, że mężczyzna zniknął, a Lassë zaczęło kręcić się w głowie. Zamknął oczy na kilka chwil chcąc dać im odpocząć i nabrać sił. Był przekonany, że to emocje związane z szybkim, niespodziewanym spotkaniem Pustelnika dały mu się we znaki. Skąd mężczyzna miałby wiedzieć zawczasu, że elfowi cokolwiek będzie dolegać?
Zanim w ogóle to zauważył klapnął tyłkiem na trawę i jęknął obolały. Zaczął trząść się, jakby na dworze panował nieznośny mróz, gdy w rzeczywistości było duszno, parno i aż zbyt ciepło.
- Wybaczcie, trochę zakręciło mi się w głowie z tych wrażeń. – rzucił do kompanów, którzy obskoczyli go zatroskani.
- To raczej nie to. – bard uklęknął obok niego, otulił go swoją świeżo wyciśniętą peleryną podróżną i rozmasował mu ramiona. – Ostrzegałem, że możesz się rozchorować i teraz jest już za późno na działanie. Tutaj się zatrzymamy. Jest niedaleko do strumienia, więc myślę, że powinieneś się wymyć. Nie wiadomo, kiedy znowu będziesz na siłach. Wy rozpalcie ognisko. – zwrócił się do towarzyszy. – Trzeba go ogrzać i wysuszyć nasze ubrania. I nie chcę słyszeć ani słowa sprzeciwu! – syknął na dwójkę istot, które najpewniej planowały nie zgodzić się z jego wizją najbliższej przyszłości. Zrezygnowały jednak, kiedy dostrzegły, jak bardzo zmęczony wydaje się elf.
Bard nie pozwolił mu na samodzielnie męczenie się w drodze. Wziął go na ręce bez najmniejszej trudności i nie bacząc na protesty, zabrał go nad rzekę, gdzie sam zadbał o jego kąpiel i zmycie „siebie” z ciała chłopaka. Wykonał swoje zadanie dokładnie i nie bacząc na kolejne protesty odniósł Lassë do samego, cudem rozpalonego, ogniska, gdzie posadził go nagiego, zwiniętego w kłębek na trawie i wywiesił na gałęziach wszystkie jego ubrania. Oni mogli marznąć, ale elf nie miał do tego prawa.
Nie czekając na niczyją pomoc, bard wyjął ze swoich bagaży rondelek, który napełnił wodą i postawił na ogniu. Woda musiała być wrząca, kiedy wrzucił do środka korę wierzby i gotował ją przez pewien czasy by powstał napar obniżający gorączkę. Nie był lekarzem, ale widział, że jego młody, jak na elfa, przyjaciel będzie potrzebował tego środka. Dalej poszło jeszcze szybciej. Szybka potrawka, kawałek placka z wody i mąki pieczonego na powierzchni nagrzanego rondla i zmuszenie elfa do jedzenia.  Nie chodziło o wciskanie mu mięsa, gdyż tym zajęli się smok i griffin, ale chłopak musiał nabrać siły, by pokonać rozwijającą się powoli chorobę.
- Za bardzo się przejmujesz. – wybełkotał zawstydzony tym wszystkim Lassë. – Nic mi nie jest, naprawdę.
- Wolę dmuchać na zimne. Tym bardziej, że ty opiekowałeś się mną. Powiedzmy, że oddaję ci przysługę. To niewielka cena za ocalenie życia.
- Ale…
- Nie ma żadnego „ale”. Ogrzewaj się, a kiedy twoje rzeczy będą suche pomogę ci się ubrać. – wszystko było zaplanowane, chociaż bard nie wziął chyba pod uwagę tego, że chłopakowi będzie chłodno o wiele za wcześnie. Jego temperatura rosła, ale było zdecydowanie za wcześnie by podać napar z kory wierzby. Nie chciał przecież obniżyć do minimum odporności chłopaka. Musiał więc czekać starając się, jak może by ogrzać jego ciało.
- Staliście się sobie bliscy. – zauważył mimochodem Earen, co bard skwitował prychnięciem.
- Sam byłbyś mu bliski, gdyby uratował twój tyłek i spędziłbyś z nim tyle czasu.
To ucięło dalszą konwersację. Lassë miał możliwość zasnąć, chociaż na kilka chwil i chociaż co jakiś czas jego ciałem wstrząsały dreszcze to nie obudził się tonąć w mroku nocy i pozbawionym fantastycznych wizji śnie.
Otsëa obudził go, gdy drżenie i szczękanie zębami okazało się męczarnią nawet dla patrzących. Wtedy też bard podał chłopakowi swój trochę przestudzony napar i podłożył pod jego głowę swoje kolana. Delikatnie gładził jego ciemne włosy i rysował finezyjne znaczki na czole i skroniach.
- Nie podoba mi się to, jak się z nim obchodzisz. – stwierdził mrukliwie griffin i najpewniej Niquis myślał podobnie, gdyż mierzył barda spojrzeniem pełnym niechęci, może nawet nienawiści.
- Jeśli tego nie rozumiecie, to wasza sprawa. – mruknął mężczyzna wzruszając ramionami. – Nie interesujecie mnie.
Chłopak wtulił się w ciepłe, przyjazne ciało pod swoim policzkiem i uspokoił się po kilkunastu minutach. Jego oddech był równiejszy, nie urywał się z powodu zimna. Gorączka zaczęła już spadać, a to pozwalało żywić nadzieję, że choroba nie potrwa długo. Przecież musieli jak najszybciej wyruszyć w drogę! Zachód nie będzie czekał.

5 komentarzy:

  1. jak zwykle pięknie, nie umiem się doczekać jak dwa zwierzątka futerkowe, Nicquis i Earen, się do siebie dobiorą a nie ślepo patrzeć na efka ^^ Elfowi jest przeznaczony Bard ;) weny!! ^^
    ps: wybacz, że tak dawno nie pisałam komentarzy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero odkryłam, że jest nowa notka więc co więcej zabrałam się za czytanie.Rozdział fantastyczny, towarzysze elfa już coś podejrzewają i choć im to nie pasuje, to się nie zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trafiłam na ego bloga niedawno. Narazie przeczytałam tylko aktualne opowiadanie i stwierdzam że jest cudowne.
    Mimo że człowiek nie jest przyzwyczajony do pierwszej akcji po 40 notkach to twoje opowiadanie jest takie cudownie fascynujące.
    Mam wrażenie że nawet jakby to nie było yaoi to czytałabym dalej.
    Naprawdę piszesz bajecznie.
    Mam nadzieję e uda im się ocalić świat a nasza cudowna parka przetrwa i będzie żyła długo i szczęśliwie. :P
    Czekam z niecierpliwością.
    Yafumi

    p.s. Nie myślałaś żeby wydać te opo w tomiku. Jest takie wydawnictwo w Polsce które wydaje yaoi....cold desire...chyba tak się nazywa. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Długo ;3 Hehe.
    Pustelnik okazał się bardzo zjawiskowym stworzeniem. Myślałam, że będzie to zwykły człowiek, ale tak z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że tylko ktoś pogodzony z naturą, a więc jej podobny, jest w stanie posiadać rozległą wiedzę o tym, co się dziele w odległych krainach.
    A Lassë się pochorował. Dba o innych, a samemu się przemęcza, głuptas. xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, cudownie, Otsea zajmuje się naszym chorym Lasse tak, tak pozostałej dwójce to przeszkadza bo sami chętnie by się zaopiekowali...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń