niedziela, 14 kwietnia 2013

48. I wtedy zapadła cisza...

Elf przebudził się w nocy, kiedy wszyscy oddawali się upragnionemu odpoczynkowi i przewrócił się na drugi bok, chociaż było oczywiste, że nie zdoła ponownie zasnąć. Nie chciał leżeć odwrócony plecami do lasu, ale też nie uśmiechało mu się wpatrywanie w ciemności, które wydawały się poruszać, czekać na atak, może nawet odpowiadać na jego spojrzenie swoim. Gdyby gdzieś między tymi drzewami zabłyszczały ślepia Lassë padłby ze strachu trupem. Był tego pewny.
Cicho i najspokojniej jak mógł przykucnął. Wziął głęboki oddech starając się nie narobić zbyt wiele rabanu, po czym zaczął skradać się w stronę barda. Mężczyzna spał spokojnie w pobliżu, więc elf mógł położyć się obok, chociaż w rozsądnej odległości, która nie zwróciłaby niczyjej uwagi, i utęsknionym gestem spleść swoje palce z palcami dłoni Otsëa. Wiedział, że mężczyzna jest świadomy jego postępowania, ale nie rozbudził się, co świadczyło o tym, jak uważnie czuwa. Nie musiał wszczynać alarmu, gdyż miał pewność, iż to tylko chłopak kręci się po ich obozie, a teraz szuka pocieszającej bliskości. To głupie, ale Lassë wiedział, że Otsëa wie, że to elf.
Ta dziwna, pozornie nieskomplikowana myśl sprawiła, że chłopak uśmiechnął się pod nosem. Czuł się, jak skończony głupiec, ale nie potrafił zrobić nic innego, jak tylko zbliżyć się do przyjaciela i dzięki temu ciepłu, które absorbował z jego dłoni, usypiać samego siebie.
Palce barda zacisnęły się mocniej, co sprawiło, że na twarzy elfa kolejny raz pojawił się uśmiech. To było przyjemne. Nawet bardzo przyjemne. Tej małej, niezobowiązującej rozkoszy nie sposób sobie odmówić.
- Dziękuję. – wyszeptał cicho Lassë.
- Za co? – padło całkiem przytomne pytanie.
- Za wszystko. Za to, że ze mną jesteś.
- Głuptas. – Otsëa wypuścił powietrze z płuc. – Przez ciebie zorientują się prędzej niżbym tego chciał. I wcale im się nie spodoba to czego się dowiedzą.
- Nie dowiedzą się, bo zaprzeczę wszystkiemu. – elf nie mógł się powstrzymać. Poruszał palcami gładząc skórę mężczyzny. Z jakiegoś powodu nie potrafił mu się oprzeć. Gdyby mógł spędzałby z nim każdą chwilę, tulił się by mieć poczucie bezpieczeństwa, śmiał się z radości, całował dla przyjemności. Nie miał pojęcia co go napadło, ale podobało mu się to.
- Muszę podejść bliżej. – szepnął raz jeszcze chłopak i przysunął się na tyle, by pocałować Otsëa w usta. Lekko, powoli i słodko, gdyż tylko tak potrafił. Na więcej nigdy by się nie odważył.
- Teraz uciekaj. Byle dalej, a jeśli boisz się lasu to po prostu połóż się tam, gdzie wcześniej.
Lassë nie odezwał się, ale pokiwał potakująco głową i uciekł cicho na swoje stanowisko. Nie był już na tyle śmiały by kolejny raz splatać ich palce, ale odwrócił się tyłem do mężczyzny ufając mu bezgranicznie i wiedząc, że w ten sposób będzie strzeżony. Przed sobą miał uśpionego i rozłożonego na kształt gwiazdy griffina, który najwyraźniej miał problem ze znalezieniem sobie miejsca, póki nie doszedł do chwili, w której nazbyt zmęczony nie mógł pozwolić sobie na dłuższe szukanie odpowiedniego miejsca.
A gdzie w tym czasie był Niquis? Elf zobaczył małą, zwiniętą w kłębek puchową kulkę niedaleko miejsca, które zajmował na samym początku. Wiedział, że jego mały przyjaciel będzie wściekły, kiedy dowie się, że chłopak zostawił go samego i wolał przybliżyć się do innych niż poprosić go o pomoc, ale tiikeri nie potrafił się długo gniewać. Nie to małe, słodkie cudo, które dawało Lassë tak wiele radości, kiedy łaskotało ocierając się łebkiem o szyję, czy wypełniało kieszeń buszując po niej za ukrytymi liśćmi mięty.
Elf czuł, że znajduje się wśród przyjaciół, że nic mu przy nich nie grozi i jak długo będzie blisko barda, tak długo nic mu się nie stanie. Czy to nie piękne? Mieć własną małą grupkę i cieszyć się nią na każdy możliwy sposób? Lassë był elfem urodzonym pod naprawdę szczęśliwą gwiazdą, kiedy w grę wchodzili przyjaciele. Zawsze przyciągał tych najlepszych!
Zasnął w przeciągu chwili pogrążony w przyjemnych i kojących myślach.

Budząc się z uśmiechem na ustach nawet nie wiedział, co mu się śniło, ale miał świadomość, że było mu błogo. Uchylił powieki niezmiennie się uśmiechając i rozejrzał się za przyjaciółmi.
- Gdzie jest Otsëa? – zapytał na wstępie szukając mężczyzny wzrokiem, ale nigdzie go nie dostrzegając.
- Obiecał zdobyć dla ciebie coś do zjedzenia. – wyrzucił z siebie obojętnym tonem Earen.  – Wyruszył jakiś czas temu, więc powinien niedługo wrócić.
Dopiero teraz chłopak poczuł się trochę niepewnie. Nie był przyzwyczajony do tego, że bard opuszczał go chociażby na chwilę. Do tej pory wszystkie samotne wypady mężczyzny kończyły się opłakanie dla chłopaka – śledzący go łowca, porwanie. Co mogło stać się tym razem? Napadnie ich zgraj ludzkich zabójców, którzy rozczłonkują ich na drobne kawałki, a może niebo spadnie im na głowy?
- Dlaczego się martwisz? – griffinowi nic nie mogło umknąć.
- Nie, nie! Niczym. – słabo kłamał, więc wolał nie kopać dołka pod sobą, czy też pod przyjacielem, który przecież na pewno dawał z siebie wszystko szukając czegoś, co elf mógłby z powodzeniem przełknąć. – Po prostu zawsze dzieje się coś złego, kiedy Otsëa odchodzi i zostawia mnie samego. To taki rodzaj strachu na zapas.
Earen miał ochotę zapytać, czy elf nie ufa w to, iż on i Niquis ochronią go we dwójkę, ale zwyczajnie nie chciał znać odpowiedzi na tego typu pytanie. Przecież ostatnio zawiedli, więc czy mogli być tacy pewni swego?
Na szczęście tym razem nic złego się nie stało i bard wrócił niedługo później niosąc ociekające miodem chrupiące plastry.  Podał wszystkie trzy przyjacielowi i chyba nawet uśmiechnął się lekko, kiedy wręczał mu aktualny posiłek. On sam, griffin i tiikeri posilili się kuropatwą, którą złapali poprzedniego dnia. Nie było to specjalnie sycące, ale wystarczało by zaspokoić pierwszy głód. W przeciwieństwie do nich elf był w niebie, kiedy zabrał się za swój miód. Plastry, które pochłaniał wraz ze złocistą słodyczą chrupały mu w ustach. Miały trochę gorzkawy smak, który idealnie mieszał się z przejmującym smakiem miodu. Czy jego dzień mógł rozpocząć się lepiej? Nie ma przecież wspanialszego prezentu od kochanka, niż plastry miodu na śniadanie w słoneczny, ciepły dzień.
Tylko czy Otsëa myślał podobnie? A może zwyczajnie sądził, że nie uczynił nic szczególnego i karmienie elfa było jego obowiązkiem? Kto wiedział, co działo się wtedy w głowie barda, dlaczego w ogóle się starał? Przecież potrafił być taki wspaniały i ciepły, by w chwilę później bezlitośnie sprowadzać na ziemię towarzysza. Wydawał się nawet nieobliczalny, kiedy wzięło się pod uwagę wszystko, co czynił i w jaki sposób to robił. Ten mężczyzna był wyjątkowy pod każdym względem, nawet jeśli czasami wydawał się trochę zbyt bezlitosny.
Niedługo po śniadaniu ruszyli dalej i chociaż nie poruszali się w szczególnie szybkim tempie to całkiem dobrze sobie radzili z przedzieraniem się przez leśne zarośla. Ta część lasu nie posiadała żadnej ścieżki prowadzącej na zachód, a przecież właśnie tam się wybierali. Musieli więc torować sobie drogę własnymi ciałami, a jednocześnie uważać, by nie niszczyć niewinnej przyrody. Ich pierwsze wspólne spotkanie z Pustelnikiem odbyło się całkiem sprawnie, ale nie było pewności, że tak zostanie. W każdej chwili dziwna istota mogła ich odnaleźć i rozszarpać w ramach zemsty za naruszenie jego środowiska, za kaleczenie roślinności, odbieranie schronienia zwierzętom. W końcu to on był Strażnikiem, a oni wyłącznie niechcianymi gośćmi, którzy podróżowali przez jego Las Poległych – miejsce pełne niepokojących odgłosów za dnia i spokoju nocami, jakby ktoś czuwał nad tym, co dzieje się między drzewami, gdy księżyc dominuje na nieboskłonie.
- Mam wrażenie, że ktoś nas śledzi… - griffin, który dotąd szedł na tyłach pochodu, podszedł do znajdującego się z przodu Otsëa. – Ale nikogo nie słyszę, nikogo nie widzę. To nie Pustelnik, on miał swój specyficzny zapach, chociaż musiałem go poznać, zanim zrozumiałem, że należy do niego. Za to ten, który za nami podąża wydaje się nie istnieć.
- Więc zatrzymajmy się na chwilę i sprawdźmy, czy masz rację.
- Aj! – obaj odwrócili się gwałtownie, gdy Lassë krzyknął.
Przez ich ciała przeszedł szybki dreszcz niepokoju, kiedy nie zobaczyli go przed sobą, a w kilka sekund później dostrzegli chłopaka leżącego na ziemi.
- Zaplątałem się w jakieś gałęzie. – wyjaśnił zawstydzony elf siadając i próbując uwolnić nogi z mocnego uścisku, który mu je krępował. – Co jest… Aaa! – nagle gałęzie naprężyły się i zaczęły wciągać chłopaka między gęste krzewy poruszające się gwałtownie mimo braku wiatru.
- Masz swojego obserwatora. – rzucił szybko bard i obaj z griffinem pobiegli za znikającym za osłoną gałęzi Lassë. O ile wcześniej mogli przedzierać się przez zarośla nie czyniąc krzywdy roślinności, o tyle teraz musieli bronią wyrąbywać sobie drogę przez gęsty las, który sprzysięgał się przeciwko nim. – Nie bój się, idziemy po ciebie! – wrzasnął mężczyzna mając nadzieję, że jego głos dotrze do jego młodego kompana, który rozpłynął się we wszechobecnej zieleni. – Szlag, dlaczego zawsze on?! – syczał bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego, kiedy zawzięcie wymachiwał mieczem jak cepem, by przebić się przez zarośla do elfa.
Zaprzestał pracy na kilka chwil, kiedy usłyszał głośne warczenie i odgłosy walki zza zasłony roślinności. To Niquis musiał stanąć w obronie Lassë, więc mężczyźni ponownie zabrali się do pracy. Było to niestety mozolne i naprawdę trudne.
Kiedy jednak przebili się przez ciasną, grubą zasłonę zieleni ich oczom ukazał się widok białej, wielkiej bestii walczącej z zielonymi mackami jakiejś rośliny. Elf podbiegł do dwójki przyjaciół kryjąc się za ich plecami, a w chwilę później Niquis stanął przed nimi zziajany. Niestety roślina oplotła go w pasie i znowu zaciągnęła do walki.
- Trzeba zniszczyć serce! – syknął do niego Otsëa, lecz zwierzak spojrzał na niego pytająco, co świadczyło jednoznacznie o tym, że nie ma on pojęcia, o co może chodzić. – Heh, jasne. – westchnął ciężko mężczyzna i obchodząc walczących wielkim łukiem zbliżył się do drzewa z którego odchodziły zabójcze pnąca. Wbił miecz w zielony, liściasty pąk przy korzeniach i rozdarł go odsłaniając pulsujący, mniejszy, czerwony pączek. To właśnie tam zaatakował wbijając swój oręż głęboko w żywe ciało w środku. Pnącza zadrżały, puściły Niquisa i gwałtownie zwróciły się w stronę barda wyraźnie chcąc się bronić. A jednak czerwony pąk rozłożył się ukazując złoty środek i zwiądł w kilka sekund. Pnącza opadły na ziemię bez ruchu. Były martwe.
- C… Co to było? – zapytał nieśmiało elf patrząc z podziwem na barda i głaszcząc zmęczonego beznadziejną walką Niquisa.
- Nie chcesz tego wiedzieć. – padła szybka odpowiedź. – Ale pospieszmy się. Może ich być tu więcej, a wtedy nigdy nie wyjdziemy z tego lasu. Mieliśmy szczęście, że natknęliśmy się na samotne drzewo. Zdecydowanie częściej znajdziesz je rosnące w grupach, a wtedy nie jest łatwo je pokonać. Słyszałem też opowieści o Drzewach Pnączych, które łączą się ze sobą podziemną siecią korzeni. Musisz wtedy zabić wszystkie serca by uśmiercić każde drzewo, które jest połączone z Matką. W przeciwnym razie będziesz trupem. – podchodząc do nich Otsëa pchnął swoich przyjaciół w stronę wyrąbanego wyjścia. – Znikajmy stąd, nie chcę żadnych więcej kłopotów. Lassë, idziesz koło mnie i postaraj się patrzeć gdzie stawiasz stopy.
Chłopak poczerwieniał na twarzy.
- To nie moje wina!
- Nie interesuje mnie to. Jazda. – ponaglił ponownie bard.

5 komentarzy:

  1. Kurczę, wykończę się przez to opowiadanie. Czekam od niedzieli do niedzieli zżerana przez ciekawość! Rozdział bardzo ciekawy, a Lassë to oprócz tego, że przyciąga "tych najlepszych" to dodatkowo jest magnezem na różnego rodzaju ataki i zasadzki :D Czekam, czekam na dalsze części!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze elf wpada w sidła wroga.Dobrze, że tym razem nic mu się nie stało i nie został rozdzielony z towarzyszami na długo.
    Cudowny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyroda po prostu aż nadto kocha elfa. xD Wyczuwa jego dobrą aurę i chce się posilić. Jest jak miód - smaczny, dobry i nieskazitelny, nienaruszony grzechem.
    Niquis rządzi!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. super :) jak zwyle bosko ^^ ty to wiesz jak poprawić humor! ^^ Weny i chciałabym żeby nasze 2 zwierzątka futerkowe się sobą zajęły ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, przy takim zachowaniu to bardzo szybko się inni zorientują co ich łączy i tak dla niego to było dobre cóż kochany, niezdarny elf i tak zawsze on wpadnie w kłopoty...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń