niedziela, 4 listopada 2012

30. I wtedy zapadła cisza...

- Ta papka ma dziwny smak. – Otsëa spojrzał zmęczonym wzrokiem na karmiącego go elfa. – Chyba mnie nie trujesz?

- Pha! – prychnął chłopak i wpakował do ust przyjaciela wyjątkowo wielką porcję „przemielonego” mięsa z warzywami. – Wolisz posilać się trawą? Przygotowałem to specjalnie dla ciebie, kiedy byłeś nieprzytomny! Zgęstniało bo ostygło. Na ciepło było bardziej płynne, więc nie narzekaj! A najlepiej zupełnie nic nie mów. Widzę, że z trudem pozostajesz przytomny i już jesteś spocony z wysiłku, więc jedz i zostaw wszystko mi. Pokarmię cię, napoję i będę doglądał.

- Musimy... – bard nie skończył. Lassë przywarł wargami do jego ust i pocałował go niezgrabnie, ale mocno. Kiedy się odsunął na jego twarzy widniał zadowolony uśmiech.

- To naprawdę działa. Od teraz tak będę cię uciszał. – mówił jak gdyby nigdy nic. – Wypoczniesz jeszcze trochę, prześpisz się, a ja pomyślę, jak się tobą zająć i jak cię przetransportować. Nie ma sensu się oszukiwać. Nie zdołasz sam chodzić, więc nie próbuj się kłócić. – odstawił na bok pustą miseczkę i podał mu wodę. – Dobry chłopiec. Teraz śpij. Jeśli zajdzie potrzeba to cię obudzę.

- Lassë...

- Ani słowa. – syknął elf. – Wiem, że nie mogę cię ciągnąć na płaszczu, bo tylko go poniszczę. Pomyślę nad czymś innym, a w ostateczności będę cię ciągnął za ręce lub uwiesisz mi się na szyi. Ale teraz zamknij oczy i odpocznij. – pieszczotliwie pogładził czoło mężczyzny, który wypełnił polecenie z niejaką ulgą.

Nawet jeśli Otsëa chciał uchodzić za silnego i gotowego na wszystko, to jego ciało miało na ten temat inne zdanie. Skóra pobladła bardziej niż przed chwilą, sine cienie pod oczyma i na ustach pogłębiły się, a to było wystarczająco wymownym znakiem dla elfa.

Chłopak spojrzał na przybrudzoną miseczkę po sporządzonym specjalnie dla barda posiłku i odetchnął z ulgą. Ta wymiana kilku zdań naprawdę poprawiła mu humor, a także wysuszyła łzy, o których Lassë zdążył już zupełnie zapomnieć. Teraz liczyło się tylko to by czuwać nad wypoczywającym chorym. W zamyśleniu położył dłoń na jasnej głowie bawiąc się sztywnymi, brudnymi włosami. Podejrzewał, że powinien zmyć z barda całe błoto, jakim go pokrył, ale nadal nie był pewny, czy tracenie wody będzie dobrym pomysłem.

Z bronią w zasięgu ręki na wypadek zorganizowanego ataku lub pojawienia się pojedynczego wroga elf nie odchodził ani na krok od wypoczywającego przyjaciela. Teraz, kiedy ten dochodził do siebie byłoby czystą głupotą zostawiać go samego i narażać. O ile nieprzytomny Otsëa nie stanowił zagrożenia, o tyle odzyskawszy zmysły mógłby uchodzić za niebezpiecznego dla bazyliszków, a i nie wiadomo, czy należało ufać „lisom”. Tylko jedna osoba nie stanowiła żadnego zagrożenia dla barda, a był nią sam Lassë!

Podciągnął kolana do piersi i złożył na nich głowę zamykając na chwilę oczy by dać im odetchnąć. Mógł siedzieć tak wiele godzin zanim uzna, że najwyższy czas ruszać w drogę. Tylko, że problem nadal pozostawał nierozwiązany. W jaki sposób najlepiej będzie transportować barda? Za nogi? Odpadało. Unieść go, nie uniesie. Jeśli pozwoli by mężczyzna uwiesił mu się na szyi i w ten sposób będzie go ciągnął, zmęczy się niebywale szybko. Ale czy rozsądnym byłoby targanie go za ramiona? Przecież nie tylko Otsëa może się poranić, ale i krew z rąk będzie spływać do serca. Tak to sobie przynajmniej tłumaczył. Tylko, czy był jakikolwiek lepszy sposób? Wątpił w to szczerze.

Odwrócił głowę w bok i patrzył na wymizerniały, ale nadal przystojny półprofil mężczyzny, jakby na bladym policzku mógł znaleźć podpowiedź, która pozwoli mu dotrzeć ostatecznie do jakichś wniosków, zaś te nasuną mu rozwiązanie problemu. Nic takiego się jednak nie stało. Mimo naprawdę długiego wpatrywania się w barda, żadna nowa myśl nie pojawiła się w głowie chłopaka. Powoli zaczynał wątpić, czy kiedykolwiek zdoła coś wymyślić. Poważnie obawiał się o zdrowie Otsëa, jeśli zastosuje którykolwiek z dotąd rozpatrzonych i odrzuconych pomysłów.

- Może tobie coś się przyśni. – szepnął cicho, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Tak, mężczyzna tylko spał, a później obudzi się, zamruga złotymi oczyma i znowu zacznie narzekać, udawać niezniszczalnego. Znowu będzie sobą, chociaż słabym, ale jednak coraz zdrowszym. Ta myśl naprawdę cieszyła serce elfa, który uśmiechał się ze łzami w oczach. Czy kiedykolwiek cieszył się aż tak bardzo, jak teraz, gdy miał niejaką pewność co do tego, iż jego przyjacielowi nic nie jest? Zwyczajnie nie dopuszczał do siebie innej możliwości. Skoro Otsëa się obudził to i będzie niedługo chodził, biegał, będzie jak dawniej!

            Lassë miał ochotę krzyczeć głośno by pozwolić ulecieć swoim obawom, smutkom, ale i radości. Chciał pozbyć się wszystkich tych uczuć, które drażniły jego ciało od środka, próbowały przegryźć się na zewnątrz nie zwracając uwagi na krzywdę, jaką mogą wyrządzić.

            Nie potrafił się powstrzymać, więc przysiadł bliżej barda i nieśmiało pogłaskał go po głowie. Nie chciał go budzić, ale tylko w ten sposób mógł ukoić minimalnie szaleństwa swoich wnętrzności, które kręciły się niespokojnie w jego brzuchu.

            Właśnie pochylał się nad czołem mężczyzny chcąc je ucałować, kiedy niedaleko, po lewej stronie, ptaki zaskrzeczały i wzbiły się do lotu. Elf aż otworzył usta ze zdziwienia. Były tak blisko! Zaledwie kilka metrów od nich, a on nie miał o tym pojęcia! Spojrzał szybko na swojego spokojnie śpiącego przyjaciela i wstał wyraźnie dumny ze swojego wcześniejszego postanowienia, które teraz chciał zrealizować. Niemalże w podskokach pobiegł do miejsca, z którego wzbiły się w powietrze ptaki i zaczął uważnie przeszukiwać ziemię chcąc trafić na gniazdo. Coś najpewniej wypłoszyło zwierzęta, jednak miał nadzieję, iż były to tylko drobne, nieszkodliwe drapieżniki, jak chociażby łasice. Może ptaki postanowiły pogonić intruza i odleciały zaledwie na chwilę?

- Musi tu gdzieś być. – mruczał do siebie i nagle znalazł. Drobne, starannie uwite gniazdko, w którym leżały trzy jajeczka.

            Lassë zwątpił. Wpatrywał się w drobne, nakrapiane jajka i nie potrafił zrobić ni kroku by zbliżyć się do nich, sięgnąć i zabrać je, a później ugotować i podać swojemu przyjacielowi. Taki posiłek na pewno podniósłby Otsëa na duchu, a także na ciele. Czy gdyby były to jajka jaszczurki byłoby mu łatwiej?

            Aż podskoczył słysząc znajomy skrzek. Przez chwilę myślał, że to rodzice wracają do gniazda i zauważywszy go chcąc odstraszyć. Spojrzał pospiesznie w stronę, z której doszedł go niepokojący odgłos i zamarł. Jakieś niewielkie zwierzę wyskoczyło w powietrze i złapało znajdującego się w locie ptaka. A więc jednak! Próba przepłoszenia intruza okazała się śmiercionośną pułapką.

            A więc postanowione. Elf schylił się i wziął drobne jajeczka z ciężkim sercem, ale wiedział, że nie ma wyjścia. Albo zje je Otsëa, albo jakieś zwierzę. Nic się z nich nie wykluje, jeśli samica ich nie wysiedzi. Mimo uczucia smutku z powodu bolesnej prawdy był także wdzięczny losowi. Gdyby nie to, że ptaki zginęły, nie zdobyłby się na wykradzenie posiłku dla barda. A teraz mógł wrócić do małego obozowiska i zająć się gotowaniem odrobiny wody. Z tym już nie zwlekał. Kiedy bard się obudzi na pewno będzie zaskoczony, ale zachwycony!

 

            Lassë pocałunkami drażnił twarz mężczyzny i to właśnie pomogło obudzić się choremu. Bard nie mógł narzekać, gdyż uśmiech, jaki posłał przyjacielowi elf był wart o wiele więcej niż te kilka chwil snu, jakie jeszcze mu zostały.

- Pomogę ci usiąść i pokarmię. – o ile chłopak chciał ukryć podniecenie o tyle zdradził go głos.

            Pomógł Otsëa podnieść się odrobinę i oprzeć się o siebie, jako że na więcej barda nie było stać.

- Zamknij oczy. – szepnął rozradowany i dopilnował by prośba została spełniona. Następnie nie zwlekając wsunął w usta mężczyzny kawałek jajka i czekał na reakcję. Otrzymał ją naprawdę szybko, jako że bard spojrzał na swojego towarzysza tymi wspaniałymi oczyma, do których powracało życie.

- Skąd je masz? – zapytał mrużąc oczy. Było oczywiste, że nie spodziewał się po chłopaku takiego poświęcenia. Elfy z natury unikały zabijania zwierząt w celach spożywczych, a przynajmniej elfy leśne. Inaczej było z mrocznymi ukrywającymi się w górach. Ich kontakt z naturą był ograniczony, a więc i zasady jakimi się kierowały były inne.

- Te jajka były same. To znaczy, widziałem jak zabito im rodziców. Coś ich zjadło, więc... – zaczął się tłumaczyć elf, ale widząc lekkie rozbawienie na twarzy barda umilkł szybko. Patrzył nadąsany na ten lekki uśmieszek, który coraz częściej zdawał się pojawiać u Otsëa. To wydawało się być dobrym znakiem.

- Dobrze już. – uspokoił go mężczyzna. – Od dawna nie jadłem jaj, więc jestem ci wdzięczny. – otworzył usta domagając się więcej niczym pisklak. Gdyby mógł na pewno jadłby samodzielnie, ale nie zapowiadało się na to w najbliższym czasie.

            Bardzo szybko posiłek został zakończony, zaś elf podał przyjacielowi kawałek suchara, którym ten miał uspokoić żołądek na najbliższy czas, gdyż dalsza podróż wykluczała gotowanie.

            Lassë zbierał cały ich dobytek, kiedy bard starał się udowodnić samemu sobie, że potrafi się podnieść, chociażby usiąść. Nie potrafił, co załamało go nie mniej niż fakt bycia zależnym od kogokolwiek. Mężczyzna wściekły na siebie i cały świat pozwolił się przewrócić na bok, by chłopak zabrał swój płaszcz, a później upokarzająco wciągać na plecy. To było najgorsze, jako że znikoma siła elfa nie pozwalała na szybkie załatwienie tej sprawy. W ostateczności Otsëa jakimś cudem umościł się na plecach elfa pod którym uginały się nogi. Nie mogli zajść zbyt daleko w takim stanie, ale zawsze istniała możliwość, że posuwając się dalej chociażby o tę odrobinę dotrą w bezpieczniejsze miejsce, znajdą schronienie.

            Dla którego z nich przeprawa była cięższa? Dla elfa, który w pocie czoła miał na swoich brakach nie tylko cały dobytek, jakim dysponowali w drodze, ale także swojego przyjaciela, czy może dla Otsëa, który pozbawiony całkowicie sił wisiał bezwładnie na plecach słabego chłopaka, a jego stopy orały ziemię? O ile Lassë cierpiał wyłącznie fizycznie, o tyle dla barda był to ból psychiczny i duchowy. Nigdy, ale to nigdy nie znajdował się w podobnej sytuacji, ani razu nie zdarzyło mu się być do tego stopnia bezbronnym. Nawet jako dziecko miał większe szanse na przeżycie, niż w tej chwili. Gdyby tylko był ostrożniejszy, nie doszłoby do tego, a teraz był winien chłopakowi życie. Nie wątpił, iż gdyby nie pomoc elfa, nie zdołałby przeżyć nawet jednego dnia. Zginąłby w jeden z najgłupszych znanych sobie sposobów. Za to teraz czuł się poniżony do tego stopnia, że byłby zdolny do zabicia każdego bazyliszka, jaki nawinąłby mu się pod ręce. Naturalnie, gdyby był w stanie poruszać się na tyle sprawnie.

- Powinienem ci podziękować. – zaczął zmęczonym głosem przy uchu ciągnącego go, sapiącego z wysiłku chłopaka.

- Nie. – wydusił tamten próbując się nie zatrzymać, nie odpocząć, zupełnie jak wtedy, kiedy starał się znaleźć dla nich schronienie niedługo po tym, jak Otsëa stracił przytomność. – To ja muszę dziękować tobie. Gdybym nie miał ciebie na pewno skończyłbym jako pożywienie dla robaków, bądź dzikich zwierząt. Zginąłbym. To, że jesteś ze mną naprawdę wiele dla mnie znaczy. – zakaszlał czując suchość w ustach i zamilkł nie mając sił na dłuższą konwersację. Nic dziwnego. Nie pił już dłuższy czas, a nie planował się do tego przyznawać. Poświęcał się dla przyjaciela, którego przecież nie znał do końca. Jak wiele na ten temat wiedział sam bard? Ciężko było to stwierdzić. Tym bardziej, że niedługo później zamknął oczy i zasnął nie zdając sobie z tego sprawy. Jego organizm był wyczerpany, musiał się zregenerować w sposób najłatwiej dostępny.

            Tylko dlaczego zrobił się nagle taki ciężki?! Lassë niósł go teraz z największym trudem i niewiele brakowało mu do upadku. Musiał zrobić sobie przerwę, musiał pozwolić by zaledwie po półgodzinnym marszu wypocząć te kilka chwil, przez które bard będzie gościć w krainie sennych majaków.

2 komentarze:

  1. Pocałunki Lassë jako forma budzika? A można też prosić? xDHeheh, obydwoje są od siebie zależni, a Ostëa nie powinien być taki naburmuszony. Kiedy odzyska siły, elf na pewno pozwoli mu się wyłądować w sposób słowny. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    no tak Lasse naprawdę wziął się za opiekę nad Otesa, przydał by się Niques lub nasz gryfin...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń