niedziela, 18 listopada 2012

32. I wtedy zapadła cisza...

            Trzy dni, tyle czasu zajęła im dalsza podróż nim w ogóle dostrzegli w oddali niewyraźnie majaczący na horyzoncie las. Widok ten był dla elfa, jak promyk nadziei. Tak wiele razy wątpił, czy kiedykolwiek go znajdą, zastanawiał się czy nie zabłądzili. W końcu Lassë nie orientował się zupełnie w odnajdowaniu znaków podpowiadających kierunki. Zwyczajnie brnął przed siebie i najwyraźniej los mu sprzyjał skoro byli już niemal u celu.

- Dotrzemy tam dzisiaj, zobaczysz. – powiedział raźnie do barda, jakby to on potrzebował otuchy. – W końcu oprzesz się o jakieś drzewo, będziemy mogli rozpalić ogień, może znajdę grzyby na zupę. – dla elfa las oznaczał dom, nawet jeśli prawdziwy był tak niesamowicie odległy, że nigdy nie zdołałby do niego wrócić sam.

- Wspaniale. – przyznał mu rację Otsëa, chociaż w przeciwieństwie do chłopaka nie potrzebował tego materialnego punktu zaczepienia dla swoich planów. Nie chciał jednak studzić zapału Lassë toteż zrobił, co w jego mocy by głos miał w sobie przynajmniej wyczuwalną ilość optymizmu i entuzjazmu.

- Tak, wspaniale! Ruszajmy! – chociaż całkiem niedawno elf padał ze zmęczenia, to teraz tryskał energią, jaką odnalazł w sobie w chwili ujrzenia lasu. Był tak zachwycony bliskością znajomej fauny i flory, że brnął przed siebie mimo ciężaru przyjaciela na plecach.

            Niestety, nie zdołali dojść do ściany lasu przed zapadnięciem zmroku. Musieli przenocować na otwartej przestrzeni polany, a z samego rana podjąć wędrówkę, by ostatecznie zagłębić się w cieple, zapachu liści, cieniu rzucanym przez drzewa. Lassë od razu zostawił przyjaciele pod jednym ze starych dębów i obskakiwał wszystkie inne w okolicy tuląc je, głaszcząc, przemawiając do nich. Był taki szczęśliwy, tak inny od zmęczonego, pesymistycznego chłopaka, którym był podczas drogi przez łąki. Teraz jego widok cieszył oczy, a głos stał się cudownie melodyjny.

- Tak bardzo tęskniłem za tym wszystkim. – wyznał z westchnieniem ulgi zbierając wszystkie rzeczy i zarzucając na swoje barki ramiona barda. – Wejdziemy głębiej w las, żeby ogień był nocą mniej zauważalny i żebyśmy mogli w spokoju robić obozowisko. – zadecydował i naprawdę znalazł dla nich idealne miejsce. Nawet na chwilę nie usiadł by w spokoju pooddychać świeżym powietrzem, ale biegał, schylał się, nosił, przenosił, zwyczajnie żył. Dopiero w chwili, kiedy ogień trzaskał cicho, a w kociołku bulgotał krzepiący posiłek dla mężczyzny, chłopak znalazł czas by usiąść obok niego, rozpruć tak starannie zaszyty schowek po wewnętrznej stronie szaty i wyjmując ze środka mapę rozłożył ją po części na swoich kolanach, a po części na udach Otsëa.

- Gdzie jesteśmy? – zapytał szukając jakichkolwiek znajomych punktów, które nie wydawały się takie same, jak w rzeczywistości stanowiąc wyłącznie namalowaną miniaturkę.

            Bard pochylił głowę, która nie ciążyła mu już tak, jak wtedy, gdy wyruszał w drogę całkowicie zdany na łaskę swojego drobnego przyjaciela i mimowolnego opiekuna. Samodzielnie położył dłoń na mapie i przesuwał po niej palcem póki nie zatrzymał go w punkcie, gdzie widniało kilka drzewek.

- Tutaj. – odezwał się spokojnie. – Spójrz. – zaczął mentorskim tonem. – Ta gwiazda w rogu wskazuje kierunki. Podlega im cała mapa. Rysowały ją elfy, więc nie ma wątpliwości, że jest dokładna i zgodna z rzeczywistością. Może nie być idealna, jeśli chodzi o odległości, ale na pewno wskazuje właściwe miejsca położenia lasów, rzek, miast, czy wiosek. – wskazywał powoli każdy schematyczny rysunek reprezentujący wymienione miejsce. – To jest równina, którą przemierzaliśmy. Twój lud nazwał ją Ohta – Wojna. Tutaj znajduje się las, w którym jesteśmy, a tu znajdziemy strumień, którym tak się przejmowałeś. Widzisz, wystarczy nauczyć się kierunków z tej mapy, a następnie zapamiętać, jak ją rozrysowano. Nie musisz znać jej całej. Wystarczy droga do miejsca, w które się udajesz. Powiedzmy, że stąd chcesz wrócić do Kennt. Którędy pójdziesz?

            Prawdę mówiąc elf niewiele o tym myślał zasłuchany w pewny głos przyjaciela, który był już w stanie formułować dłuższe wypowiedzi nie męcząc się przy tym. Nic, więc dziwnego, że spojrzał na Otsëa niepewnie, kiedy ten umilkł oczekując odpowiedzi. Cisza przedłużała się i dopiero po chwili Lassë poprosił o powtórzenie wszystkiego, co wcześniej zostało jasno i klarownie wyjaśnione. Bard nie skomentował tego, ale uśmiechnął się lekko i podjął na nowo. Jak dobrze było znowu żyć i nie martwić się bólem serca, czy jego przemęczeniem. Musiał się tym nacieszyć, nawet jeśli wymagało to powtarzania czegoś, co już raz zostało wypowiedziane.

            Tym razem chłopak chłonął każde słowo nie pozwalając sobie nawet na chwilę nieuwagi. Nie chciał przecież wyjść na niewdzięcznika, który nie potrafi docenić nauk, jakie udziela mu przyjaciel, a przecież elf naprawdę ich potrzebował. Nie miał pojęcia jak posługiwać się mapami, a przynajmniej nie tak, jak bard. Z tym większą radością słuchał, co ma mu do powiedzenia naprawdę obeznany w świecie mężczyzna.

- Więc? – zapytał spokojnie patrząc na Lassë swoimi złotymi oczyma. – Którą trasę wybierzesz by dotrzeć do Kennt?

- Tę, którą tu dotarliśmy? – nie miał szans, ale i tak spróbował wykręcić się od precyzyjnej odpowiedzi. Jedno wymowne spojrzenie mężczyzny wystarczyło, by chłopak zrezygnował z dalszego kombinowania. Położył palec w miejscu, które pamiętał, że wcześniej zostało wskazane, jako punkt ich aktualnego postoju i przeciągnął opuszkiem po trasie, którą uznał za najlepszą. Nie omijał przy tym terenów, które zajmowały skłócone ze sobą ludy „lisów” i bazyliszków wiedząc, że prawdopodobieństwo natknięcia się na nich wcale nie jest duże, a oni zwyczajnie mieli ogromnego pecha.

- Dobrze. – skinął mu głową Otsëa i wymyślił nowe zadanie. Pomógł trochę chłopakowi w odnalezieniu najlepszej drogi, wyjaśnił kolejne znaki, jak bagna, czy ruchome piaski, by ostatecznie wspomagać w nauce na pamięć ścieżek prowadzących do celu i najbliższej okolicy. Cierpliwie, powoli podpowiadał, odpytywał i znowu starał się naprowadzić chłopaka na właściwą odpowiedź. Poświęcał mu czas ani przez chwilę nie narzekając, wyrozumiale akceptował wszystko, czym zaskoczył go Lassë. Ostatecznie bawił się świetnie i kręcił głową z westchnieniem, kiedy elf uraczył go jakąś głupotą.

            Rozbawiony, roześmiany spojrzał na chłopaka, który wydął lekko usta, kiedy pomylił się setny raz, w tym samym miejscu prowadząc wyimaginowanego bohatera prosto do opuszczonych smoczych jaskiń, gdzie osiedliły się mroczne elfy. W takiej sytuacji postać była martwa zanim w ogóle dotarła do podnóża gór, a tym samym podobnie skończyliby oni, gdyby zdecydowali się na podróż pod przewodnictwem elfa.

- Ugh! Dlaczego tak źle mi idzie?! – poirytowany uniósł głowę, a jego spojrzenie spotkało się z ciepłem złotych tęczówek barda. Spoglądali na siebie przez chwilę nie rozumiejąc, dlaczego to robią, dlaczego wpatrują się w siebie studiując swoje twarze, suną wzrokiem po ustach. Coś, jakaś niewidzialna siła, którą ciężko pojąć, przysunęła ich jeszcze bliżej do siebie, ich nosy stykały się ze sobą.

- Musimy się wykąpać. – komentarz Otsëa sprawił, że chłopak poczerwieniał na twarzy.

- Śmierdzę?

- Nie, nie. Nie czuję nawet naszego zapachu, ale wiem, że dla innych nie pachniemy zachęcająco. Przebywając w swoim towarzystwie nie czujemy się wzajemnie. Z resztą, wątpię by elfy mogły śmierdzieć. Jeszcze nie miałem okazji wąchać spoconego i brudnego.

- Może powinieneś spróbować? – chłopak uśmiechnął się lekko.

- Tylko skąd ja takiego wezmę? – twarz barda zbliżyła się jeszcze bardziej, przez co stała się zamazana.

Lassë czuł ciepły oddech łaskoczący skórę, tonął w złocie zafascynowany tym, co widział. Jego spojrzenie tylko przez chwilę skupione było na ciemnym tatuażu, który tak go fascynował.

- Otsëa... – powiedział cicho, niemal szeptem, nie chcąc burzyć tego spokoju, cudownej atmosfery, która wydawała się elektryzująca i magiczna. Nie rozumiał tego, ale podobało mu się. Ten magnetyzm, jaki był między nimi przypominał chwilę, kiedy Niquis pocałował elfa, a jednak ta miała w sobie coś więcej, była na swój sposób inna, może nawet piękniejsza? Nie, nie mogła być piękniejsza. Obie były... są równie piękne.

Usta mężczyzny wygięły się lekko ku górze, ale zanim w ogóle zdążył pojawić się na nich prawdziwy uśmiech on już przywarł nimi do warg elfa. Oczywiście, nie raz już to zrobił, ale teraz było to zdecydowanie inne – delikatniejsze, bardziej czułe, powolniejsze i słodsze, smakowało malinami.

            Lassë nie wiedział jak zareagować, chociaż samoistnie poddał się temu ciepłu gromadzącemu się w brzuchu, łaskotaniu w piersi i delikatności warg. Był trochę zaskoczony, kiedy dłoń barda nagle znalazła się na jego karku drapiąc go lekko, masując, ogólnie pieszcząc. Nic tak nie odprężało jak te palce sprawnie gładzące skórę. Jakaż szkoda, że wszystko musiało się skończyć, chociaż dopiero, co się zaczęło.

- Nie masz pojęcia, co robię, prawda? – Otsëa spojrzał w oczy chłopaka, ale nie było w tym ani kpiny, ani smutku, a jedynie obojętne stwierdzenie faktu, chociaż Lassë i tak zarumienił się zawstydzony.

- Wiem! – mruknął pod nosem. – Nie jestem głupi, a jedynie niedoświadczony. Można się całować z różnych powodów, ale nie wiem, dlaczego robisz to ty. – tak, zdecydowanie nie było to dla niego niczym nowym, jeśli chodziło o czystą teorię.

- Ten był dowodem sympatii. Przyjacielski. – rzucił mężczyzna wzruszając ramionami. – O dziwo był wyjątkowo smaczny. Nie sądziłem, że elfy potrafią tak smakować.

- Elfów się nie je. – rzucił od razu Lassë i zmarszczył brwi patrząc na towarzysza. – Chyba nie kosztowałeś żeby rozważyć zjedzenie mnie w przypadku braku innego mięsa? – żartował, chociaż nie mógł wiedzieć, co takiego czai się wewnątrz barda. Wiedział za to, że cokolwiek stara się ukryć Otsëa, jest to niebezpieczne i dlatego nie może zostać zdradzone. Wcześniej łudził się, że to jego opieka pomogła wyzdrowieć temu silnemu, chociaż drobnemu ciałem mężczyźnie, ale w tej chwili nie miał już złudzeń. To nie było jego zasługą, ale organizmu barda. Organizmu, który sam usuwał z krwioobiegu truciznę.

- Nie jadam takiego mięsa jak twoje. – odpowiedział poważnie Otsëa, chociaż było oczywiste, że i on żartuje, a przynajmniej odrobinę. – Z resztą pocałunki są mniej patetyczne niż słowa. Działasz nie rozwodząc się nad niczym, ponieważ mężczyźnie nie wypada popadać w ten melancholijny stan kontemplacji.

            Lassë przewrócił oczyma i położył się na ziemi z głową na kolanach barda. Patrzył na trzaskający cicho ogień i wdychał przyjemny zapach gotującej się zupy. Oblizał się na samą myśl o grzybach, chociaż przypomniały mu one o komentarzu, jaki wcześniej uczynił jego przyjaciel. Byli brudni, na pewno śmierdzieli okropnie i przez najbliższy czas tak będzie musiało pozostać. Dzień drogi dzielił ich od strumienia, który płynął przez las, a później ginął pod ziemią drążąc podziemne tunele, z których na pewno czerpała wodę cała łąka. Kiedy tam dotrą będą mieli okazję by dokładnie się wyszorować i przeprać ubrania. Od dobrego tygodnia nie było deszczu toteż cały kurz drogi, którą przebyli zebrał się na ich odzieniu wierzchnim. Elf marzył o chwili, kiedy zdejmie z siebie wszystko, wskoczy do ciepłej, czystej wody i będzie tarł dłońmi o ciało póki nie poczuje się naprawdę świeżo. Wtedy też wyszoruje swoją odzież trąc nią o jakiś kamień, wywiesi na gałęzi drzewa i poczeka aż wszystko wyschnie by rozkoszować się nowym doznaniem, kiedy nic nie będzie się do niego kleić.

- Wiem, o czym myślisz. – przerwał te rozważania bard. – Drapiesz się po ramionach, a więc marzysz o kąpieli. – wykrzywił usta w czymś, co bardziej przypominało jego stary uśmiech niż ten prezentowany od niedawna. – Musisz nawyknąć do tego, że czasami masz na sobie grubą warstwę brudu, błota, pyłu i nic nie możesz z tym zrobić przez całe tygodnie, czy nawet miesiące. Tak jest latem, gdy deszcz to kwestia szczęścia. Przynajmniej na zachodzie. Powietrze jest suche, a im bliżej pustyni tym bardziej pali w gardło i nozdrza, kiedy starasz się oddychać.

- Więc nie chce tego odczuć na własnej skórze. – stwierdził Lassë i na chwilę podniósł się by zamieszać zupę i sprawdzić, czy nadaje się już do zjedzenia. Oszczędzał nie tylko wodę, ale także suchary.

2 komentarze:

  1. Nauka wymaga cierpliwości. xD Taa, przyjacielski pocałunek z drapaniem po karku. A to ciekawe, drogi bardzie, ciekawe. xDTak się zastanawiam, czy Lassë w końcu nie padnie ze zmęczenia. Adrenalina w nim buzuje, przepełnia go szczęście, a co będzie, jak zabraknie powodów do "karmienia się" tymi wartościami? Może nic takiego nie będzie miało miejsca, bo jednak elf coś tam skubnie... No i Otsëa jest bardziej świadomy, więc elf nie może mu wcisnąć tekstu, że no, przecież jadł i pił. xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    o tak wspaniale, Otsea już coraz bardziej silny, stopniowo wraca do dawnego siebie i ten pocalunek uuu... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń