niedziela, 3 czerwca 2012

10. I wtedy zapadła cisza...

Wielkie cielsko zatrzymało się w powietrzu zaledwie na kilka chwil unoszone niezgrabnie w górę i w dół ruchami ogromnych skrzydeł. Spojrzenie złotych oczu przepełnione było nienawiścią, kiedy utkwił je w drobnej postaci elfa. Kolejny raz wydał pełen niezadowolenia ryk i wysunął łeb do przodu pikując wprost na swojego przeciwnika. Jakimś niezrozumiałym sposobem ta ogromna bestia potrafiła poruszać się niebywale szybko, co zaskoczyło Lassë.

Elf odskoczył w tył i zgrabnym ruchem porwał strzałę z kołczanu celując pospiesznie w rozwarty dziób. Zwątpił, jednak nie chcąc tracić okazji i szybko wziął pod uwagę większą liczbę czynników. Wyczekał, aż prawdopodobieństwo trafienia będzie większe i wtedy puścił cięciwę wsłuchując się w dźwięk lotki muskanej wiatrem i odgłos grotu wbijającego się w miękką, wrażliwą gałkę oczną, jaki był w stanie usłyszeć, mimo huku płomieni trawiących wioskę.

- To chyba nie był najlepszy pomysł. – mruknął do siebie, kiedy naprawdę rozwścieczony Griffin zawisnął nad nim, a cień bestii padał dokładnie w miejsce, gdzie stał Lassë.

            Gdy wielkie cielsko zaczęło opadać, jakby miało zamiar zmiażdżyć elfa swoim ciężarem, chłopak potknął się nieszczęśliwe i upadł tłukąc tyłek. Niquis uciekł z jego kieszeni pospiesznie popiskując ze strachu, zaś jeden z ukrytych sztyletów, będących prezentem od Hristila, wysunął się i upadł na ziemię zaraz obok dłoni długowłosego. Chociaż właściciel wcale tego nie zauważył, to jego palce dotknęły chłodnego ostrza, co ocuciło naprawdę przerażonego i pozornie bezsilnego elfa. Zacisnął z całych sił dłoń na rękojeści i mrużąc oczy, jakby to miało w jakikolwiek sposób zniwelować miażdżący ciężar, zamachnął się sztyletem. Coś ciepłego pociekło po jego ciele, a kolejny ryk bynajmniej nie poprzedzał odczuwanego przez elfa bólu. Lassë uniósł wzrok skupiając go na zakrwawionej dłoni i unoszącym się pospiesznie w górę stworzeniu. Choć wydawało się to niemożliwe, to jednak ostrze zdołało zranić bestię mimo jej niesamowicie twardej skóry.

            Jak w ogóle mógł o tym zapomnieć? Czy elfy nie należały do mistrzów płatnerstwa? Od dawna było wiadomo, iż wykuwane przez nie ostrza były niezawodne i wyłącznie łuski dawno już wymarłych smoków mogły oprzeć się mocy ich broni.

- Otsëa! – elf wyjął z zamaskowanej kieszeni swojej tuniki drugi ze sztyletów. Spojrzał pospiesznie na swojego towarzysza, który kawałek dalej starał się unikać szponów przecinających powietrze zaraz nad swoją głową. Widząc, iż bard jest zbyt zajęty by w ogóle myśleć o zwróceniu uwagi na elfa, Lassë sięgnął za siebie wyjmując strzałę. Skorzystał z okazji, iż jego przeciwnik odleciał by wezwać pomoc i zaledwie o centymetr chybił serca, gdy jego strzała utkwiła głęboko pod pachą Griffina.

Nagły ból i zaskoczenie spowodowane zranieniem odwróciły uwagę bestii na chwilę potrzebną by elf zdołał rzucić swój sztylet bardowi.

- Tym zdołasz go zranić! – krzyknął mając nadzieję, że gwar i ryki dochodzące od strony wioski nie zagłuszą jego wypowiedzi. Najwyraźniej też osiągnął swój cel, gdyż mężczyzna skinął głową i stając na szeroko rozstawionych nogach ugiął kolana przyjmując zupełnie inną pozycję. Zadarł głowę do góry czekając na atak, jaki w każdej chwili mógł nadejść.

            Nie byli przygotowani na przybycie dwóch kolejnych Griffinów, kiedy to nie poradzili sobie jeszcze z poprzednimi. Wioska z pewnością nie była w stanie się obronić, a więc brak tych dwóch bestii wcale nie osłabiał atakujących, za to na pewno przysporzy wielu zmartwień wędrowcom, którzy chcieli wyłącznie wydostać się z tej matni.

- Jeśli przeżyję to stracie... – elf nie skończył. Wsunął sztylet za pas i naciągnął łuk mając nadzieję, iż to zniechęci przeciwników do zbliżania się do niego. Niestety nawet ranny Gryffin był niebezpieczny, a co dopiero, gdy był asekurowany przez drugiego o świeżym zapasie energii?

            „Jeśli przeżyję... Jeśli” powtórzył w myślach patrząc jak dwie bestie zmieniają kierunek lotu próbując go osaczyć.

Starając się możliwie jak najszybciej ocenić sytuację Lassë nałożył strzałę na cięciwę i czekał powoli, krok po kroku, zataczając koło, by mieć na oku dwa wielkie cielska. Nie mógł pozwolić by którykolwiek z tych osobników zdołał zajść go od tyłu. Wiedział już, iż w trakcie ataku te skrzydlate bestie nie wydawały zbyt wielu dźwięków, a ich skrzydła niemal bezszelestnie układały się wzdłuż ciała. Szelest mógł ich zdradzić wyłącznie podczas lotu wymagającego poruszania skrzydłami, co w ogniu walki mogło umknąć każdemu.

Elf spojrzał kątem oka na prawo, gdzie pełen sił Griffin szukał sposobu, by zaatakować unikając przy tym strzału, który mógł go kosztować zdrowie, bądź nawet życie. Przykład jego rannego kompana wyraźnie wskazywał na umiejętność posługiwania się łukiem, która sprawiała, że wróg należał do najniebezpieczniejszych. W walce na odległość Griffin nie miał szans, ale w zwarciu był niemalże nie do pokonania.

Wzajemne oczekiwania stron tego zupełnie niezrozumiałego konfliktu były, więc sprzeczne, a tocząca się między nimi gra na wyczekiwanie musiała mieć kiedyś swój kres.

Niestety los nie był przychylny młodemu elfowi. Potknął się o swoją własną torbę, którą upuścił podczas poprzedniego upadku. Łuk wypadł mu z ręki, strzała odleciała nazbyt daleko, by mógł po nią sięgnąć, a na wydobycie nowej nie miał czasu. Atak ze strony bestii, która nie odniosła jak dotąd żadnych obrażeń nastąpił błyskawicznie.

Lassë zdołał jedynie podnieść się niezgrabnie na nogi, kiedy ogromne szpony wpiły się w jego ramię do samej kości. Wrzasnął odczuwając przeraźliwy ból, który promieniował na całą górną część jego ciała. Przed oczyma zobaczył czarne plamy świadczące o bliskiej utracie przytomności, zaś ciepła krew strugami spływała po jego ręce kapiąc na ziemię.

I nagle rozrywający ciało uchwyt potwornych szponów zelżał, chociaż nie miało to wielkiego znaczenia dla elfa, który ledwie trzymał się na nogach. Jakim cudem poraniony Griffin nie zaatakował? Dlaczego nie wykorzystał okazji, by wspólnymi siłami pokonać chłopaka? Ciężko powiedzieć. Nie mniej jednak towarzysz, który miał mu pomóc padł na ziemię martwy, z wywieszonym jęzorem spoglądając przed siebie niewidzącymi oczyma. Spod jego pachy sterczał wbity po samą rękojeść sztylet, który musiał dosięgnąć serce, skoro bestia padła trupem zaledwie po kilku chwilach.

Oszołomiony elf spojrzał na swojego wybawcę, akurat w chwili, gdy ten został zaatakowany przez swoich przeciwników. Jeden z nich wczepił się ptasimi szponami w twarz barda, zaś drugi zamierzał zaatakować od tyłu. Lassë był jednak szybszy. Ignorując ból i utratę krwi naciągnął cięciwę łuku zmuszając swoje ciało do tego ostatniego wysiłku i wycelował tym razem nie chybiając. Grot wniknął głęboko w ciało zaraz obok poprzedniej strzały sterczącej z masywnego cielska i może miał nawet szczęście przebić serce na wylot.

Zakrwawiona twarz Otsëa mogła być tylko poraniona, równie dobrze, jak mogła być już istnym mielonym mięsem. Nic nie można było zauważyć pod warstwą krwi, która ciekła obficie. W miejscu, gdzie jeszcze do niedawna widniał tatuaż nie było ani śladu czystej skóry. Tylko krew, która bezustannie wyciekała z ran. A jednak bard nie poddał się. Odwrócił się gwałtownie w stronę nacierającego, chociaż zaskoczonego klęską kompana, Griffina. Był gotów do walki, choć twarz miał już opuchniętą, a oka nie był w stanie zupełnie otworzyć.

Równie waleczny okazał się elf. Nie mając już sił na oddanie kolejnego strzału złapał w sprawną dłoń sztylet i usilnie starał się skupić wzrok na kolejnym przeciwniku, chociaż zbyt duża utrata krwi robiła swoje i chłopak kiwał się, jakby zaraz miał upaść.

Minęły chwile, kiedy wioska zrównana z ziemią i zabici ludzie nie stanowili problemu, a zwycięskie bestie otoczyły dwójkę wojowników, którzy planowali walczyć z nimi do ostatniej kropli krwi, do samej śmierci.

Przywódca ocenił szanse, jakie mieli przeciwnicy, otaksował ciała martwych towarzyszy, rannych i skrzekiem wydał odpowiednie polecenia. Jego złote oczy były pełne nienawiści, a jednak zarządził odwrót. Najwidoczniej nie spodziewał się utraty swoich ludzi i teraz wolał usunąć się z pola walki niż pozwolić by byle wędrowcy nadal siali spustoszenie pośród jego ludzi. A może zrozumiał, że tych dwoje, którzy tak uprzykrzyli życie jego stadu, odejdzie w przeciągu najbliższych godzin i nie będzie im więcej przeszkadzać? Czy warto tracić kolejnych wojowników, gdy i tak pozbędą się tego problemu na dwóch nogach?

Gdy tylko Griffiny zniknęły z pola widzenia unosząc ze sobą trupy swoich pokonanych braci, całe napięcie opadło. Pod Lassë ugięły się kolana. Zabolało, gdy miękka chrząstka spotkała się ze spieczoną słońcem ziemią, ale było to niczym przy ranie na ramieniu. Elf nie czuł już nawet, że posiada prawą rękę, która spuchła niesamowicie, zaś tępy i długotrwały ból znieczuliły ramię.

- Żyjemy... – wydyszał, a na jego twarzy pojawiły się krople potu. Nawet nie zauważył, że jest rozpalony i tak niemożliwie słaby, że tylko adrenalina pozwalała mu pozostać przytomnym. Ale teraz, gdy zagrożenie zniknęło na ile mógł liczyć na swoje osłabione utratą krwi ciało?

            Przez mgłę, która zakryła jego wzrok, spojrzał na Otsëa. Mężczyzna wyglądał zupełnie inaczej, niż wcześniej. Jego twarz straciła wiele ze swojego piękna, teraz będąc opuchniętą i zakrwawioną.

- Przepraszam, to przeze mnie... – powiedział cicho, niemal niesłyszalnie i padł nieprzytomny twarzą w trawę.

           

            Słysząc nawołujący go głos usiłował otworzyć oczy, podnieść się, rozejrzeć, niestety nic nie był w stanie zrobić. Dopiero po chwili zrozumiał, dlaczego. Jego powieki były uniesione, stał prosto na nogach, a w około rozpościerała się gruba zasłona ciemności, przez którą nie był w stanie się przebić. Tylko, dlaczego nagle wołający go głos umilkł? Dlaczego go nie słyszał, od kiedy wróciła mu świadomość? Czyżby to bard starał się go rozbudzić? A może potrzebował pomocy i było już za późno?

- Nie da sobie rady. – Lassë aż podskoczył, gdy jakiś rozzłoszczony męski głos ozwał się z ciemności. – To chuchro nie potrafi zadbać nawet o siebie!

- Sam wiesz, że tylko on się nadawał, tylko on może to rozpocząć! – odpowiedział kobiecy głos. Bardzo delikatny, chociaż władczy.

- Sami mogliśmy wybrać kogoś lepszego. – drugi kobiecy głos był zachrypnięty, niemal męski.

- Żadne z nas niczego nie zauważyło. Byliśmy zbyt zajęci swoimi podopiecznymi, by dostrzec cokolwiek. – znowu odezwała się pierwsza z kobiet, ale jej głos rozmył się niczym ślady na piasku narażone na działanie morskich fal.

Pośród tej ciszy, jaka zapanowała Lassë znowu zapadł w sen. Tak przynajmniej mu się wydawało. Podobnie, jak miał wrażenie, iż znowu słyszy nawoływanie. Teraz jednak nie był pewny, czy rzeczywiście tak było, czy może znowu podsłuchał rozmowę jakiś istot skrytych w ciemności.

            Stęknął czując ukłucie bólu w ramieniu. Krótkie, chociaż przenikliwe, rozlewające się na całe zziębnięte ciało. Tak, teraz czuł, że jest mu zimno i tylko jedno miejsce na jego piersi pozostawało ciepłe, jakby upadł na palenisko i poparzył się od węgli. Nie miał niestety ani sił, ani ochoty by pozbyć się niemal palącego ciężaru, który przeszkadzał mu w rozkoszowaniu się spokojem. Po prostu akceptował niewygodę zbyt zmęczony by to w jakikolwiek sposób zmienić.

- Musisz... – usłyszał słowo wyrwane z kontekstu, ale najwyraźniej skierowane właśnie do niego. – Tylko ty... śmierć... on wie... musisz... musisz.... musisz...

2 komentarze:

  1. Stworki wredne, jedne, niedobre! Uhhh, żeby mi tak Lassë poranić! A te duszki też nie lepsze. Najpierw posłały nie znającego się na fechtunku elfa w nieznane, nie przejmując się jego zdaniem, jak sobie radził, było okej, a teraz strasznie chcą ręce umywać. Wrrrr ==Dobrze, że jest tam Otsëa... pomoże, wyciągnie z łap śmierci ;3 Ale się kurcze poświęcił! ;3Ach, gdzie Niquis?Ciekawa jestem, czy między Lassë a Ostëą będą takie konkretne scenki ]:>

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    no nieźle Lasse poradził sobie z tym gryfem, ale i Otsea jedt dla niego wsparciem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń