sobota, 23 czerwca 2012

12. I wtedy zapadła cisza...

Otsëa nie mylił się. Tej nocy na niebie rozpętało się prawdziwe piekło. Błyskawice rozświetlały całą okolicę, a odgłos uderzających o ziemię piorunów był ogłuszający. Na domiar złego deszcz padał obficie i w wielu miejscach dach przeciekał tworząc wielkie kałuże, zaś okropny wiatr tylko cudem nie zrywał znad ich głów spróchniałych belek podtrzymujących strzechę. Czy możliwym było przeżycie w takich warunkach nie mając schronienia?

Tym razem wiatr uderzył z całą mocą w ścianę budynku, który zadrżał ostrzegawczo, a nieszczelne, drewniane okiennice zostały wepchnięte do środka, jakby od zawsze właśnie w tę stronę się otwierały. Cały chłód z zewnątrz wdarł się do izdebki obniżając znaczenie temperaturę pomieszczenia.

Lassë momentalnie zerwał się z miejsca, zanim bard zdołał go uprzedzić, i doskakując do okna uparcie siłował się z wiatrem, który posyłał mu prosto w twarz wielkie, ziemne krople deszczu. Błyskawica rozdarła niebo, a w jej blasku elf dostrzegł czający się w cieniu masywny kształt. Ten widok niemal wydarł krzyk z jego piersi. Zamiast tego głośno wciągnął powietrze do płuc. Czyżby bestia chciała zaatakować? Może właśnie w tej chwili byli osaczeni i mieli zginąć tej okropnej nocy?

- Tam na końcu ulicy... – zaczął powstrzymując drżenie głosu.

- Tak, wiem. Spodziewałem się, że będą mieć nas na oku. – mężczyzna podszedł do niego i pomógł zamknąć okiennice podpierając je dodatkowo jakąś starą miotłą w nadziei, iż to uchroni ich przed kolejnym atakiem wiatru. – Jeśli nie zabili nas do tej pory, nie zrobią tego w najbliższym czasie. A już na pewno, nie podczas takiej pogody. Wiatr mógłby połamać im skrzydła. Do rana jesteśmy bezpieczni.

- Więc wynieśmy się stąd, jak tylko się wypogodzi. – Lassë złapał w objęcia Niquisa, który leniwie leżał w kącie, i przytulił go do siebie, jak szmacianą lalkę.

- Oszalałeś? Nie odzyskałeś jeszcze pełni sił...

- I nie wiadomo, kiedy je odzyskam. – po raz pierwszy głos młodego elfa był naprawdę pewny, a słowa rozsądne. – Jestem w stanie chodzić, a więc możemy odejść. Powoli, z licznymi przystankami, ale jednak ruszymy do przodu.

- Jeśli tego właśnie chcesz. – Otsëa skinął głową i usiadł pod ścianą, w suchym miejscu, które pozwalało mu na obserwowanie drzwi mimo mroku panującego w zrujnowanej chacie. Elf przyzwyczaił się już do myśli, że to właśnie bard najczęściej czuwa nocami, jakby nie potrzebował snu. Może należał do jakiejś starożytnej rasy, która medytacją zastępowała ten niezbędny przeciętnej istocie proces? Mało tego, jego pokryta bandażami, blada twarz przywodziła na myśl upiora.

- A wrogów należy trzymać blisko. – mruknął pod nosem do siebie i dosiadł się do barda, jakby miał w planach dotrzymanie mu towarzystwa. Szybko jednak stało się jasne, iż nie to chodziło mu po głowie. Zsunął pośladki niżej, szorując spodniami brudną podłogę i położył się na ziemi z głową na udach mężczyzny. – Będzie ci raźniej. – kiepskie wyjaśnienie, ale elf nigdy nie był dobry w kłamstwach. Prawdę powiedziawszy chciał się tylko dowiedzieć, kim tak naprawdę jest jego towarzysz. Jeśli zbliżenie się do niego nie wystarczy, to nic nie pomoże.

            Niquis nie był tak entuzjastycznie nastawiony do poznawania tajemnic swojego niechcianego towarzysza. Ułożył się możliwie najbliżej elfa by uważać na niego i nie dopuścić do wyrządzenia mu krzywdy. Już i tak okazał się tchórzem, kiedy Lassë walczył z Griffinami. Musiał się, więc zreflektować! Wtulił pyszczek w brzuch chłopaka i rzucił jedno ostrzegawcze spojrzenie Otsëa. Kiedy wyniosą się z tej wioski elf nie będzie tak zależny od barda, a tym samym Niquis spróbuje się go pozbyć! To, co było między nimi można było nazwać odwieczną walką o przetrwanie. Ot, naturalni wrogowie. Tylko, dlaczego takie małe puchate „coś” miałoby nienawidzić rasy Otsëa?

 

            Obudził ich odgłos skrzydeł, które pokonując opór powietrza uderzały mocno o niewidzialną ścianę wiatru, który nie pozwalał na bezszelestny lot. Nawałnica oddaliła się zostawiając za sobą ruiny domostw, zwalone drzewa i trupy zwierząt, które nieszczęśliwym trafem znalazły się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze.

            Bard stał przy otwartych szeroko drzwiach wejściowych z mieczami w dłoniach. Na twarzy miał czyste opatrunki, zaś tuż obok elfa leżał skromny posiłek składający się z sera, chleba i czystej wody. Mężczyzna musiał kręcić się po wiosce i wyszperać to wszystko z ruin. Nie było innego wytłumaczenia, a to sprawiało, że w oczach Lassë był tym większym bohaterem. Przecież tak się o niego troszczył, a jeszcze niedawno wcale go nie znał!

- Co się dzieje? – elf usiadł przecierając oczy i sięgnął po przygotowany dla niego posiłek odstępując kawałek sera swojemu puchatemu przyjacielowi.

- Burza się skończyła, a więc chcą nas wypędzić, jeśli nie odejdziemy po dobroci. Ale spokojnie! – rzucił prędko widząc, jak elf pakuje do ust ogromne kawałki sera i chleba chcąc szybciej uporać się ze śniadaniem, co groziło udławieniem się. – Zdążysz się jeszcze umyć. – przyniósł wiadro, które wcześniej stało na zewnątrz. – To deszczówka, ale jest czysta. Przyda ci się odświeżenie. W szczególności twoim ranom. Przecież nikt z nich nie zaatakuje tylko, dlatego, że się myjesz.

- A jeśli? Khe, khe! – młodzieniec zakrztusił się wodą, którą usiłował pochłonąć możliwie najszybciej.

- Żadne „jeśli”. Nie wiem, jak to możliwe, ale to oni dostarczyli nam jedzenie i wodę. – bard wskazał palcem na zewnątrz. – Sprawdziłem, czy nie są zatrute, spokojnie. Wróg jest wrogiem, nawet, kiedy zaczyna mówić we wspólnej mowie. Podejrzewam, że to ten nad nami zajął się tym wszystkim. – skrzywił się z niesmakiem, jakby coś w pobliżu okropnie śmierdziało.

            Lassë skinął głową nie rozumiejąc zachowania Griffinów, ani też nie pojmując, czy powinien podziękować tym bestiom za ich nagły przypływ dobroci. Zamyślony rozebrał się do pasa i zaczął dokładnie myć. Przy najbliższej okazji wyszoruje się cały i przeczyści rzeczy. Teraz mógł sobie pozwolić tylko na szybką toaletę. Nie bez bólu, ale jednak operował ranną ręką. Odwiązał bandaże, obmył paskudne rany i pozwolił by Otsëa założył nowy opatrunek nasączony ziołami. Piekło, ale już nie tak bardzo, jak zaledwie dzień wcześniej, albo dwa dni wcześniej. Było lepiej i to dzięki bardowi!

- A twoje oko? – wyciągnął dłoń i dotknął lekko bandaży na twarzy mężczyzny, który skrzywił się. Nie było wątpliwości, co do tego, że jego rana była poważniejsza niż ta Lassë.

- To nic takiego. Mówiłem ci, że z czasem się zagoi. Tatuaż sam się pojawi, kiedy skóra wróci na miejsce.

            To była cenna informacja. Oczy elfa rozbłysły, kiedy tylko ją usłyszał. A więc tatuaż był cechą genetyczną rasy barda?

- Auć! – chłopak musiał schylić się i rozmasować kostkę, w którą ukąsił go zazdrosny o nadmierne zainteresowanie wrogiem Niquis.

            Na twarzy Otsëa pojawiło się coś na kształt uśmiechu.

- Twój chłopak jest zazdrosny. Jeszcze zagryzie mnie we śnie biorąc za konkurencję. – Odsunął się pospiesznie by stworzonko nie rzuciło mu się do nóg atakując i zignorował całkowicie rumieniec elfa. – Skoro jesteście gotowi do drogi to proponuję ruszać póki czas. Chyba, że zmieniłeś zdanie?

- Nie, nie! Jestem gotowy! – chłopak zarzucił na siebie ubranie, rozejrzał się po pomieszczeniu chcąc mieć pewność, że niczego tu nie zostawił i tuląc do siebie swoją torbę stanął zdecydowany przy mężczyźnie.

            W innej sytuacji bard mógłby kwestionować wszystkie te zapewnienia, jednakże chwilowo musiał zapomnieć o troskliwości i zająć się ważniejszymi sprawami. Znał Griffiny od tej mało uprzejmej strony i nie chciał się domyślać skąd ta nagła zmiana zachowania. Może miały zamiar utuczyć wędrowców przed pożarciem? Niquis byłby delicją dla tych dziobatych, wielkich paskud. To też musiało być powodem jego przerażenia, kiedy natknęli się na świeżo budowane gniazdo. Nie można jednak zaprzeczyć, iż miał w sobie niemało odwagi, skoro został z elfem zamiast uciekać do lasu, by tam już pozostać. Nie musiał jednak przyznawać, iż dostrzega te dobre strony futrzaka.

- Idę przodem, a ty i twój kochanek za mną. Powiedz mu, żeby nie uciekał, ale patrzył na tyły. – w jego złotych oczach można było zauważyć psotne iskry. Rozmyślnie denerwował puchate stworzonko, które prychnęło w jego stronę i wspięło się na ramię Lassë czepiając mocno szaty elfa.

            Opuścili zrujnowany budynek z niejaką przyjemnością. Powietrze na zewnątrz było świeże i chłodne po obfitym deszczu. Słońce nie grzało zbyt mocno toteż była to wymarzona pogoda na kontynuowanie nieszczęśliwie przerwanej podróży. Było w tym coś jeszcze, co mimowolnie zwróciło uwagę młodego elfa.

            Otsëa zdjął swój długi podróżny płaszcz, co pozwoliło idącemu za nim chłopakowi ocenić swojego towarzysza pod odrobinę innym kontem. Bard był, bowiem wyższy niż początkowo wydawało się Lassë, miał szerokie, umięśnione plecy i zgrabne pośladki, jak przystało na mężczyznę prowadzącego aktywny tryb życia. Przypominał, więc bardziej wojownika niż zwyczajnego grajka. Poruszał się z gracją, cicho i miękko, jak drapieżnik czekający na ofiarę. Ktoś taki musiał łamać serca w każdej wiosce, jaką odwiedził. Bard miał w sobie coś egzotycznego, co nie pozwalało przejść obok obojętnie. A teraz, kiedy jego twarz była w połowie zasłonięta przez bandaże otaczała go aura niebezpieczeństwa i tajemnicy.

            Opuścili już wioskę, kiedy Niquis pisnął ostrzegawczo. Za nimi podążał jeden z Griffinów. Zdaniem barda, ten sam, który pilnował ich podczas burzy, ten sam, który unosił się nad domem rano, może właśnie on przyniósł im posiłek i wodę. Czyżby miał upewnić się, że opuszczą wioskę i nie będą mieli zamiaru wrócić? Taką nadzieję miała trójka podróżników, kiedy starali się nie zwracać uwagi na podążającą za nimi istotę. Dla Lassë było to ogromnym wysiłkiem psychicznym i fizycznym, gdyż w obawie przed kolejną walką nie chciał zatrzymywać się na odpoczynek. Dopiero, kiedy nogi odmówiły mu posłuszeństwa i upadł na ziemię musiał zaakceptować fakt postoju.

- Jest nami wyraźnie zainteresowany, ale nie planuje atakować. Poza tym jest młody, więc sam nie miałby z nami szans. – mężczyzna ocenił sytuację siadając obok elfa. – Podejrzewam, że ma swój własny cel w śledzeniu nas.

- Dużo wiesz o Griffinach...

- Wroga należy poznać. – uciął insynuacje chłopaka. – Zaś przyjaciół trzeba mieć na oku, gdyż są bardziej niebezpieczni niż ci, którzy otwarcie wypowiadają wojny.

            Sięgając za głowę rozwiązał supeł mocujący opatrunki i odwinął bandaż by nasączyć go ziołami. Wcześniej Lassë nie miał okazji zobaczyć oczyszczonej rany, a teraz żałował swojej ciekawości. Z powodu opuchlizny bard uchylał powiekę do połowy, a nabiegłe krwią białko oka wyglądało jak mięsna kula o złotym środku wyzierającym na zewnątrz. Czoło i brew zostały zmasakrowane, policzek nosił wyraźne ślady szponów, jakie go przecięły. Nie było żadnych wątpliwości – blizna szpeciła twarz mężczyzny, który teraz obwiązywał głowę na nowo nie zważając na płaczliwe spojrzenie elfa.

- To nie koniec świata. – upomniał towarzysza. – Z resztą, na twoim miejscu martwiłbym się sobą, a nie mną.

- Co? Dlaczego? – elf czuł się zagubiony.

- Ponieważ nasz wielki towarzysz wyraźnie pożera cię wzrokiem. Masz konkurencję, bohaterze. – dodał do Niquisa, który taktownie zignorował uwagę, choć jego małe oczka na chwilę utkwiły spojrzenie w czającym się o kilkadziesiąt metrów za nimi Griffinie.

2 komentarze:

  1. Konkurencja dla Niquisa? Hu, huu, to już ma dwóch do pilnowania: "Twój chłopak jest zazdrosny. Jeszcze zagryzie mnie we śnie biorąc za konkurencję." - rozłożył mnie ten tekst. xD Lassë, biedny chłopak, będzie musiał wybierać pomiędzy malutkim zwierzątkiem, które... chyba go nie zaspokoi a brutalnym barbarzyńcą z ostrymi pazurkami... noo, pozostaje jeszcze trzecia opcja - Otsëa... i tutaj chyba nie miałabym póki co obiekcji. xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniale, Niquis jest bardzo zazdrosny, ale czy wie do jakiej rasy przynależy Otsea? spokojnie gryfiny pozwoliły im przeczekać burzę, alw zastanawia mnie ten gryfin czyżby chciał się di nich przyłączyć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń