piątek, 7 października 2011

Lips of an Angel vol. 9

Rozkoszny, błogi spokój myśli, które wydawały się podejrzanie poukładane. Jak to możliwe, że dwoje ludzi nagle zachowuje się tak naturalnie? Temat tego, co miało między nimi miejsce wydawał się zupełnie nie istnieć. A przecież gdyby było im źle staraliby się unikać rozmów odczuwając skrępowanie spowodowane rozczarowaniem, gdyby było im naprawdę dobrze, nie potrafiliby się od siebie oderwać. To było zdecydowanie bardziej podejrzane niż początkowe niedające spokoju wspomnienia. Może jednak nie do końca wszystko było tak, jak być powinno?

            Niestety nawet w tym stanie ich praca nie przynosiła najmniejszych efektów. Byli, więc zmuszeni odłożyć na bok wszelkiego rodzaju pomoce i myśleć samodzielnie. Tylko czy jakikolwiek człowiek byłby w stanie wcielić się w rolę potwora-zabójcy by rozpracować jego metody działania? W dodatku samicy! Kobiety! Czy te wszystkie szkarady miały jakąś konkretną płeć, czy może to ludzie im ją nadawali? Przecież miałyby zdolność rozmnażania się...

- O czym ja myślę?! – Dean złapał się dłońmi za głowę i z teatralnym przerażeniem na twarzy spojrzał w górę.

- Co się dzieje? – zszokowany Sam odstawił od ust kubek z szejkiem. Jego brat właśnie położył głowę na kierownicy swojej kochanej Impali i pojękiwał coś pod nosem.

- Nie pytaj, bo nie chcesz wiedzieć! To zbyt obleśne! To paskudne! Zbyt ordynarne! Zdecydowanie nie dla twoich delikatnych uszu chodzącej dziewicy.

            Sammy westchnął głośno uznając, że nie ma sensu dopytywać. Tym bardziej, że Dean nie należał do osób, które trzymały się swoich postanowień. Cokolwiek pojawiło się w głowie starszego Winchestera musiało być jak mina przeciwpiechotna, a więc lepiej było omijać z daleka sekretne myśli zielonookiego mężczyzny.

- Skoro masz czas na wygłupy to znak, że musisz go mieć w nadmiarze. Rozumiem, że znalazłeś sposób na dorwanie Banshee?

- Nie. – krótka, treściwa i szczera odpowiedź. Dean nawet nie starał się kłamać. Po prostu nie miał zielonego pojęcia, co i jak robić powinni. Dali plamę i teraz ich problem wydawał się większy niż zazwyczaj. A jednak coś zaświtało w zapełnionej głupotami głowie. – Musimy śledzić niewiernego gnoja i liczyć na to, że znajdziemy tę sukę, a wtedy atakujemy bez ostrzeżenia. To jest mój jedyny plan.

- Czekaj chwilę, bo nie wiem, czy dobrze zrozumiałem. Chcesz za nim chodzić, a jak coś poruszy się w krzakach planujesz tam wskoczyć i strzelać srebrem?

- Masz coś lepszego to czekam na propozycje. – zielonooki wpatrywał się wymownie w brata przez kilka chwil, po czym stwierdzając, że chłopak nie planuje się odezwać zwyczajnie zajął się przeżuwaniem swojego hamburgera z podwójną cebulką, podwójnym serem i bekonem. Jakże on kochał te wszystkie drobne fast foody, gdzie mógł do woli dobierać dodatki!

            Było piękne, słoneczne popołudnie, a oni siedzieli w samochodzie pochłaniając mało pożywny obiad na wynos. Mieli serdecznie dosyć siedzenia w wynajmowanym pokoju, nawet, jeśli był przyjemny dla oka i pozwalał na odprężenie. Powolne dorabianie się hemoroidów nie mogło stanowić ich ulubionego zajęcia, a właśnie ta dolegliwość wydawała im się bliższa niż pochwycenie i wyeliminowanie Banshee. Z jakiegoś powodu wcale im się nie spieszyło, bo kto odważyłby się zabić otoczonego ludźmi faceta w biały dzień? Nawet potwory nie były tak głupie! A przynajmniej taką mieli nadzieję.

            Dean oblizał się uśmiechnięty. Zjadł coś smacznego, a więc dzień mógł uznać za zaliczony. Czując przypływ nowej energii uruchomił silnik samochodu. Nie mieli pojęcia gdzie pracowała ich ofiara, za to znali miejsce, w którym często się zjawiała. Tam na niego poczekają, a później... Czas pokaże, ale na pewno tym razem Dean nie da zrobić z siebie idioty! Nie zawaha się, ale od razu będzie strzelał! Musiał się przecież zemścić! Nikt go nie będzie znieważał, a już na pewno nie jakaś demoniczna wdowa ze złamanym sercem!

            Nacisnął pedał gazu i wyjechał z parkingu na drogę prowadzącą do znanego mu już motelu, który miał okazję odwiedzić poprzednim razem. Nic nie mogło zepsuć jego wspaniałego humoru wywołanego przez pełny żołądek i smak nadal rozchodzący się po wnętrzu ust. Dean bez wątpienia należał do ludzi, którzy cieszyli się swoim marnym, ludzkim życiem w pełni. Osoby ambitne wpadały w depresję z powodu swoich problemów, a on po prostu rozpieszczał swoje grzeszne ciało i było mu z tym słodko!

            Zatrzymał samochód w stosunkowo niewidocznym miejscu i przysunął się bliżej brata. Pochylił się ku niemu, jakby planował się do niego dobrać, czy chociażby całować się z nim ponownie. Czyżby znowu miał jakieś omamy? Może Banshee była w pobliżu i jej czary znowu działały na Deana?

To zachowanie sprawiło, iż Sam początkowo odsunął się pospiesznie zmieszany. Co to miało być?! Gdyby nie siedział pewnie zdecydowałby się na zaciśnięcie pośladków, co mieli w zwyczaju czynić mężczyźni w towarzystwie gejów.

- Sammy? – starszy łowca przyjrzał się dokładnie bratu. Po chwili domyślił się jednak, co takiego mogło chodzić bratu po głowie. – Przecież musimy wyglądać na zajętych, nie?! Banshee na pewno nie jest głupia, a chyba nie chcesz żeby nas rozpoznała, co? – szczere spojrzenie Deana potwierdzało prawdziwość naiwnych słów. Sprawiły także, że Samuel poczuł się niesłychanie głupio. Co on sobie wyobrażał? Czyżby myślał, że brat zechce wykorzystać okazję i ponownie sięgnąć po intymną bliskość? Oh, przecież to było wykluczone! Byli braćmi! Tamten raz się nie liczył, był spowodowany czarem głosu irlandzkiego stworzenia, a nie prawdziwymi pragnieniami. Też pomysł, żeby tak się przestraszyć!

            Przeraźliwy krzyk, jaki dotarł do ich uszu wybił łowców z chwilowego zamyślenia, gdy niemal przytuleni do siebie obserwowali uważnie okolicę. To nie był dźwięk, jaki wydają Banshee, to był wrzask naprawdę przerażonej kobiety! Ich zdaniem dochodził zza budynku tego niewielkiego hotelu i bez wątpienia ktoś potrzebował tam pomocy! Prawdę powiedziawszy nie mogli bezbłędnie ocenić, czy to właśnie za tym niezachęcającym budynkiem dokonują zbrodni. Było w tym więcej przypadku, niż prawdziwego rozeznania w sytuacji.

            Bracia, jak przystało na bohaterów wprawionych w boju wyskoczyli z Impali i pognali na złamanie karku w kierunku, z którego przed chwilą doszedł ich krzyk. Broń w mgnieniu oka znalazła się w ich dłoniach. Może i nie jednokrotnie popełniali błędy, których wstydziliby się nawet początkujący łowcy, jednak w chwilach największej grozy zawsze wiedzieli, co należy zrobić. Toteż nie zawahali się ani przez sekundę. Wyskoczyli zza budynku celując na oślep. Dopiero po chwili zdołali pojąć, co się dzieje.

            Zakrwawiony mężczyzna leżał na ziemi, zaś na jego ciele siedziała jasnolica kobieta szczerząc swoje niebywale ostre i długie zęby, jakby planowała wgryźć się w krtań przerażonego i poranionego człowieka. Pod ścianą budynku kuliła się wrzeszcząca, płacząca i naprawdę przerażona kochanka. Gwałtowny ruch wywołany przez łowców zjawiających się nagle nie uszedł uwagi Banshee. Stworzenie rozpoznało ich, a jej i tak potwornie wykrzywiona twarz stała się paskudna. Ona miała zamiar krzyczeć! Zanim jednak zdołała wydać z siebie chociażby jeden dźwięk Dean pociągnął za spust i wpakował w pierś demonicznej kobiety dobre pięć strzałów.

            Oczy Banshee stały się wielkie, wypełniły się krwią, która spłynęła z nich po jej policzkach. Zaczęła się zmieniać. Jej włosy przybrały rudy kolor, stały się zdecydowanie krótsze i sięgając teraz zaledwie ramion spływały pięknymi falami na szyję. Igły zębów zniknęły, z ust zaczęła sączyć się krew. To znowu była zwyczajna kobieta, ale na ratunek niewątpliwie było już za późno. To, dlatego znowu stawała się sobą – ponieważ umierała.

            Dopiero teraz łowcy zdali sobie sprawę z tego, że zaległa niemal grobowa cisza zakłócana tylko zwyczajnymi odgłosami dnia. Kobieta wciśnięta w hotelowy mur straciła przytomność, zaś jeszcze bardziej przerażony mężczyzna, na którym w dalszym ciągu jakimś sposobem trzymał się trup, nie potrafił wymówić nawet słowa.

Dean zareagował zanim zdążył o tym w ogóle pomyśleć i pewnym krokiem podszedł bliżej oryginalnej „pary”. Zatrzymał się o dobre dwa metry widząc ciemną plamę moczu na płytach chodnika. Widać facet miał jaja by zdradzać żonę, jednak nie miał ich w obliczu zagrożenia. Mięczak! Żałosny skurczybyk, który nie zasługiwał na to, co miał! Takich powinno się zabijać dla przykładu!

            Zielonooki przeniósł spojrzenie z asfaltu na twarz niemego mężczyzny, który łkał śmiertelnie wystraszony patrząc to na swojego wybawcę, to na kiwającego się na jego ciele trupa kobiety, która jeszcze niedawno była przerażającym potworem.

- Zdradź swoją żonę jeszcze raz, sukinsynu, a nie będzie cię miał, kto ratować! – syknął przez zęby Dean. Z otwartego śmietnika, który stał w pobliżu wyjął zgniłe jabłko, po czym rzucił nim w chwiejące się zwłoki. Martwa kobieta runęła z głuchym łoskotem na ziemię, a jej ciało wygięło się nienaturalnie.

            Oni wykonali swoje zadanie i nie mieli zamiaru rozwodzić się nad tym ani chwili dłużej.

7 komentarzy:

  1. Hihihihihihi , nieziemsko , szkoda mi troszkę banshee była super ;P , ciekawi mnie jaki teraz pretekst wpadnie ci do główki żeby znów złączyć w erotycznym uścisku tych 2 mięśniaków , te jabłko na koniec , nie wiem co o tym sądzić napisałaś że zaczęła się zmieniać w dziewczynę i na ratunek było już za późno , wywnioskowałam że którykolwiek z nich miał zamiar jej pomóc gdyby nie było tak tragicznie , a potem te jabłko leci w jej stronę w dodatku zgniłe , zajebiście , lubię takie nieprzewidywalne momenty ale nie obczaiłam . Jeśli chciała byś obaczyć kilka fajnych zdjęć na których znajdują się Dean i Sam moje gg :11094455 .Oczywiście od lat 18 zdjęcia xDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział jak zawsze i nie mogę się do czekać kolejnego

    OdpowiedzUsuń
  3. Banshee za nimi. Hmm, to teraz nie będzie nikogo, kto mógłby rzucać czary na chłopaków, a ich ciągnie do siebie ciągnie... ale jeszcze nie na sto procent xD Alez oczywiście - jak Sam mógł tak pomyśleć! Przecież tu chodziło tylko o dobre zamaskowanie, no ba! Banshee może zaglądać im w szyby, albo obserwować, no tak... xD Deanowi mało do szczęścia potrzeba, ale nie ma to jak cieszyć się drobnymi sprawami, nie zawracając sobie głowy problemami. Liczy się kolejny dzień, a to, jaki będzie, zależy od nas samych, więc trzeba je przezywać pozytywnie, a co! xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Bye Bye Banshee !Nie zapomnij kanapek na drogę ;pNo to teraz przyszła pora na completly wyjaśnienie spraw pomiędzy Samem i Deanem.... WANNA I SZAMPAN !*udzielają mu się tkesty z Trudnych Spraw*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    świetnie, trochę mi szkoda banshee była super, ciekawe jak ich teraz złączysz...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejka,
    wspaniały rozdział, trochę mi jednak szkoda Banshee była super, ale ciekawe jak ich teraz połączysz... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, szkoda mi jednak Banshee była po prostu super, ale zastanawiam się jak ich teraz połączysz...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń