piątek, 14 października 2011

Lips of an Angel vol. 10 (end)

Dean wrzucił ciężką, wypakowaną bronią torbę do bagażnika samochodu i z cichym westchnieniem zamknął klapę. Odgłos, jaki temu towarzyszył przywodził na myśl żałosne jęknięcie Impali, która jak gdyby wyczuwała nastrój swojego właściciela i jego brata. Może był to jęk protestu, który miał im uświadomić, że spartolili robotę i tylko cudem udało im się to zakończyć pomyślnie? A może po prostu powoli przestawiało im się w głowach i stąd niestworzone myśli? Przecież ta jedyna stała kochanka Deana nie mogła z nim rozmawiać, nie mówiąc już o pouczaniu! Ot, kolejna sprawa, która należała już do przeszłości, kolejny trup, kolejny uświadomiony obywatel, który zapewne wyląduje w wariatkowie – nic nowego, rutyna.

- To, co się stało... – Sam odezwał się, jako pierwszy po kilku chwilach milczenia, kiedy to obaj łowcy wpatrywali się w lśniący, czarny lakier samochodu.

- Sammy, nie wiem, czy byliśmy zaczarowani, czy nie, ale...

- Nie o tym mówię!

- Och.

W końcu! Na policzkach młodszego mężczyzny pojawiły się subtelne rumieńce. A więc jednak naprawdę do czegoś doszło, naprawdę coś czuli! Czyżby adrenalina nie pozwoliła im wcześniej na jasną ocenę sytuacji? Nie da się ukryć, że szok spowodowany zawaleniem sprawy znieczulił ich na bodźce z zewnątrz, a rozładowanie emocji tylko uspokoiło niespokojne serca. Tak, nie było żadnej hipnozy mającej wyjaśnić to niespodziewane pchnięcie ich w swoje ramiona, nie byli przecież marionetkami w rękach demonicznej kobiety. Pocałunek rozbudził w nich wzajemne pragnienie, stres zmusił do działania, zaś teraz, gdy było już po wszystkim, mogli na spokojnie przemyśleć całą sprawę. Byle nie teraz, jeszcze nie, może za pięć minut...

- Chodzi o nią. – Samuel spojrzał na czubki swoich butów dobierając ostrożnie słowa. – Ona zamieniła się w człowieka... Może mogliśmy jej pomóc, gdybyśmy tylko lepiej poszukali.

- Ta, jasne. – Dean uniósł odważnie głowę. – Zmieniła się, bo umierała, jasne? Kiedy stała się człowiekiem była już trupem. Może i jeszcze ciepłym, ale jednak trupem. Nie możesz żałować każdego potwora, którego zabijamy. Z resztą, nie pierwszy i nie ostatni raz mieliśmy cholernie dużo szczęścia. Mieliśmy okazję, więc pozbyliśmy się kolejnego ścierwa. Nie wierzę w przeznaczenie, ale tak miało być. – ciężka dłoń zielonookiego wylądowała na ramieniu młodego Winchestera. – Jeśli jeszcze kiedyś trafimy na Banshee rozegramy to inaczej, dobra?

- To mało pocieszające, Dean. – mimo wszystko podniesiony na duchu Sam spojrzał na brata, który wzruszył niedbale ramionami.

- Trudno. Za to wracając do poprzedniego tematu... – uśmiechnął się cwaniacko.

- Dean, nie...

- A właśnie, że tak. Trochę nad tym myślałem i nie powiem żeby nagle przestały mi się podobać laski, ale nie mam nic przeciwko dotykaniu ciebie. Milcz, kiedy starsi do ciebie mówią. – uciszył brata, który nie zdołał jeszcze powiedzieć słowa by mu przeszkodzić. – Jesteś dużym, zdrowym chłopcem, a każdy chłopiec potrzebuje w pewnym momencie rozładować napięcie między nogami. Ja... podaję ci pomocną dłoń. – białe ząbki Deana zalśniły między kuszącymi wargami, które wydawały się o wiele bardziej lubieżne niż przed kilkoma minutami.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie jest normalne, prawda? – wiedząc, że opór nic nie da Sam postanowił znaleźć odpowiedni argument, który przekona starszego łowcę do zaniechania tego głupiego projektu dopieszczenia braciszka.

- I my nie jesteśmy normalni, Sam. Uganiamy się za jakimś piekielnym świństwem od tylu lat, że nie potrafię ich zliczyć. Kolejne dziwactwo w tę, czy w tamtą stronę nic nie zmieni.

            Samuel wyraźnie zakłopotany szukał usilnie słów, którymi mógłby przerwać chwilową ciszę. Gdzieś tam, głęboko czuł, że Dean ma rację, że te dłonie mogą pomóc mu uporać się z wieloma problemami, że przecież są sobie tak bliscy, że zwyczajna intymność niczego nie zmieni, a wyłącznie będzie dodatkiem do spędzanych wspólnie dni. Prawdę powiedziawszy miał mętlik w głowie. Nie był pewny, czy powinien się zgodzić, czy jednak postawić się własnym uczuciom. A co tak w ogóle czuł? To było zagadką, której prędko nie rozwikła, więc dlaczego nie miałby pomóc samemu sobie? Z Deanem nie zdradzi Jess.

- Sammy, tak będzie lepiej dla ciebie i dla mnie. – starszy łowca uniósł dłoń i wsunął ją we włosy na czole brata powoli odgarniając miękkie kędziory do tyłu. Dzięki temu szczenięce oczy Samuela wydawały się ogromne niczym filiżanki. Rozejrzał się szybko w około i zaciskając mocno palce na grzywce przyciągnął wyższego chłopaka bliżej. Sięgnął jego ust i tym razem w pełni świadom tego, co robi mógł bez mrugnięcia okiem stwierdzić, iż było to naprawdę przyjemne. Miał wrażenie, że właśnie kradnie coś bardzo cennego z tych niewinnych na swój sposób warg. Może nigdy już nie będą takie same?

            Nawet początkowo spięty Sam musiał przyznać, że coś było w tym pocałunku. Coś innego, niezastąpionego, coś, czego nigdy dotąd nie doznał. Jak wiele tajemnic mogło kryć się w jednym intymnym geście? Może nadszedł czas by odkryć to, co do tej pory było przed nim ukryte?

            Zazgrzytała zasuwa drzwi jednego z motelowych pokoi zaledwie kilkadziesiąt metrów od nich. Ten dźwięk sprawił, że pospiesznie odsunęli się od siebie, chociaż nie tak speszeni, jak mogłoby się wydawać. Po prostu zaakceptowali nowy etap wzajemnych relacji.

- Może masz rację. – Sam otworzył drzwi samochodu od strony pasażera. – Z resztą, nawet gdybym się nie zgodził ty i tak robiłbyś, na co masz ochotę. Jesteś starym zboczeńcem, Dean. Masz to wypisane na twarzy drukowanymi literami. – z uśmiechem satysfakcji młodszy z łowców wsiadł do Impali rozpierając się wygodnie. W końcu czekała ich długa droga.

- Nie jestem stary! – nadąsany niczym dziecko zielonooki łowca zasiadł za kierownicą rzucając szybkie, pełne żalu spojrzenie bratu. – Jestem doświadczony, a nie zboczony i na pewno nie stary! Zapamiętaj to sobie. Doświadczony młody bóg! – może chcąc potwierdzić swoje słowa Dean przekręcił kluczyk w stacyjce i nacisnął pedał gazu. Chavrolet ruszył gwałtownie pozostawiając wyraźny ślad opon na żwirowym parkingu motelu.

            Wyjechali na asfaltową drogę i wtedy dopiero starszy Winchester włączył radio, a z głośników popłynęły charakterystyczne dźwięki jednego z kawałków AC/DC. Kącik ust Deana uniósł się ku górze, jak za każdym razem, gdy koił swoje ciało pływając w cudownych brzmieniach rockowej klasyki. Tak dobrze znane słowa powoli wypełniały jego usta przeciskając się przez zaciśnięte wargi, drażniąc struny głosowe. Powoli ulegał urokowi chwili.

- To będzie nasz sekretny trójkącik. – mruknął sam do siebie głaszcząc kierownicę samochodu, jakby to w rzeczywistości do niego skierowane było to wyznanie. Zanim jednak Sam zdążył zapytać, co takiego przed chwilą wymruczał brat, Dean już śpiewał głośno i od czasu do czasu zafałszował niezrażony nieczystością dźwięków.

            Tylko on jeden wiedział, co tak naprawdę działo się w jego szalonej łepetynie i co takiego szykował dla swojego małego braciszka. Bo niby, dlaczego ktoś taki jak on miałby decydować się na homo-kazirodczy związek, który nie przynosiłby korzyści?

- I'm on the highway to hell, on the highway to hell! – niemal krzyczał.

6 komentarzy:

  1. BUUUUUU T^TCzemu to się już kończy ? D:I will cry....really !Ale cieszę się, bo całe opowiadanie było napisane przyjemnie i zaskakująco. I końcowe czułości pomiędzy braćmi były po prostu och ach i w ogóle ;pNo to teraz czas na kolejne opo ! ;DTrzymam kciuki ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Miły koniec ale dla mnie za grzecznie ^_^ mam nadzieję że to nie był twój ostatni wincest :>

    OdpowiedzUsuń
  3. "Milcz, kiedy starsi do ciebie mówią." - jakbym słyszała braci xD"Jesteś dużym, zdrowym chłopcem, a każdy chłopiec potrzebuje w pewnym momencie rozładować napięcie między nogami. Ja... podaję ci pomocną dłoń." - przydzwoniłam czołem w biurko xDDD Co za świetny tekst xD Pomocna dłoń, tiaa, jasne... Tylko na tym się nie skończy. Poza tym... byc może w przyszłości stwierdzi, że ten homo-hetero-kazirodzczo-pyrofiliczny związek jednak może się ziścić xDBędziesz umieszczała nowe historie z nimi, prawda? ;>

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    piękne, ej Danny nie ma zdrad bo Banshe się pojawi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka,
    wspaniale, Danny nie ma zdrad, bo zaraz Banshe się pojawi... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, wspaniale, Danny ty mi tutaj nie zdradzaj, bo zaraz Banshe się pojawi... ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń