piątek, 21 października 2011

I'll Take the Fall for You vol. 1

Od dziś, co tydzień pojawiać się będą notki z moją ukochaną parą - Castiel/Balthazar. To całe fan fiction dedykuję sobie xP Bo tak dzielnie daję jeszcze radę na francuskim xP

 

 

            Ogromne jabłko wypełniające całą dłoń, w pełni dojrzałe o wonnej czerwonej skórce, pełne słodkich soków, delikatnego miąższu. A jednak wewnątrz kryje robaka, który drąży swoje tunele pożerając wszystko, co wartościowe, przyczyniając się do gnicia owocu. Zabawne. Tym właśnie jest Ziemia – pięknym jabłkiem spoczywającym na dłoni Boga, kryjącym w sobie Plugastwo wyniszczające od środka idealny twór. Ludzie – białe, bezmyślne robale rozkradające bezkarnie dary Pana, zamieniające wszystko, co stanie na ich drodze w zgniłki.

            Dla człowieka robak był tym, czym człowiek dla anioła – niczym. Dlaczego, więc kazano się nim opiekować? Czy tak, jak człowiek miał troszczyć się o Ziemię, którą objął w posiadanie tak anioły miały zatroszczyć się o te niskie istoty? Czy sprzeciwienie się Ojcu oznaczało nie tylko upadek, ale i zniżenie się do poziomu tej plugawej rasy dążącej ku samozagładzie? Czy Lucyfer oddalając się od Światła stał się podobny ludziom? Czy odpowiedzi mógł udzielić tylko On? On, który stworzył i pozostawił swoje dzieci samotnymi?

            Zielone parki znajdujące się zazwyczaj w centrum miast miały w sobie coś szczególnie pięknego. Zadbane drzewa tworzyły zielony mur oddzielający spokojne „serce” od zabieganego świata „zewnętrznego”. Krótko ostrzyżone trawniki były kobiercem, na którym dzieci bawiły się śmiejąc głośno. Czy pod tą niewinną powierzchownością kryła się już bestia żądna krwi? Czy gdzieś wewnątrz roześmianych oczu rodziła się nienawiść? Czy drobne, białe ząbki obnażane podczas szczęśliwego uśmiechu stawały się powoli ostrymi kłami?

            Na jednej z drewnianych ławeczek wypełniających park od wielu godzin siedział mężczyzna, zupełnie nieporuszony upływającym czasem. Nieobecne spojrzenie niewinnych, niebieskich oczu wydawało się sięgać daleko poza obraz rzeczywistości. Cudownie skrojone, pełne usta poruszały się od czasu do czasu, jakby ich właściciel szeptał coś do samego siebie. Ciemne, krótkie włosy miał w nieładzie, jakby oczekiwał, że delikatny wiatr uczesze je za niego. Jego myśli dryfowały po bezkresnym oceanie mistycyzmu, którego żaden człowiek nie potrafiłby przemierzyć. Jak to w ogóle możliwe, że sprzeciwiając się Panu był mu posłuszny? Czego tak naprawdę od niego oczekiwano? Był przecież aniołem i musiał mieć jakiś cel w swoim niebywale długim życiu. Czy było nim ocalenie Świata? Ileż pytań kryło się w jego głowie!

            To było jak mrugnięcie. Castielowi towarzyszył teraz może o dziesięć lat starszy, dojrzały, blond-włosy mężczyzna, którego naznaczona zmarszczkami twarz w dalszym ciągu odznaczała się niezwykłą urodą. Głęboko osadzone błękitne oczy lśniły wesoło młodzieńczą radością życia. Jakże różnił się od poważnego i sceptycznego ciemnowłosego. A jednak byli przyjaciółmi, kochali się tak jak tylko aniołowie potrafią kochać. Przed wiekami walczyli u swego boku, by rozstać się i połączyć dopiero w czasach zagłady Ziemi. Chociaż, czym jest Armagedon dla kogoś, kto może zginąć wyłącznie od anielskiej broni?

- Wiesz, Cas, w tym płaszczu, z niedopiętą koszulą i niedbale założonym krawatem, że nie wspomnę o nieogolonej twarzy, wyglądasz jak zboczeniec czekający na bezbronne dzieciaczki. – łagodny głos starszego mężczyzny nosił ślady irlandzkiej wymowy, francuskiego akcentowania końcówek, angielskiej flegmy i trącał zaczepną nutą. Był wyjątkowy i nie do podrobienia, podobnie jak żarty, które nim wypowiadano.

            Castiel zmarszczył brwi powoli skupiając uwagę na swoim towarzyszu. Zmierzył go dokładnie od stóp do głowy przyglądając się jego strojowi, na który składały się eleganckie buty, ciemne jeansy opinające naprawdę zgrabne nogi i nie gorsze biodra, szara koszulka polo i czarna kurtka. Szczęka blondyna również pokryta była kilkudniowym zarostem, dlaczego więc to Cas miał być posądzany o nieczyste zamiary?

- Nie ważne. – Balthazar machnął ręką i przewrócił oczyma. Było oczywiste, że wiecznie poważny anioł nie zrozumiał żartu, nie było, więc sensu ciągnąć tego dalej. O ile Cas rozumiał prawa rządzące światem ludzi, o tyle ich kultura była dla niego prawdziwą abstrakcją. Nie warto, więc wymagać od niego jakiegokolwiek poczucia humoru.

            Uznawszy temat swojego wyglądu za drugorzędny i prawdopodobnie zakończony ciemnowłosy przeszedł do prawdziwego powodu ich spotkania. Nie mieli przecież wymieniać się docinkami, czy ploteczkami, ale ratować stworzoną przez Pana Ziemię i jej mieszkańców.

- Dowiedziałeś się czegoś? – głęboki, męski, choć dziecięco niewinny i przepełniony emocjami głos wydobył się z krtani Castiela. Ten anioł wydawał się bez reszty zaangażowany w misję, jaką sam sobie wyznaczył, a którą wielu uznawało za z góry przegraną.

- Yhm... – blond-włosy mężczyzna odchrząknął wzruszając przy tym subtelnie ramionami. Musiał wziąć pod uwagę, iż rozmawia z Castielem, a to naprawdę wiele komplikowało, kiedy miał do przekazania pewne specyficzne relacje. – Tak i nie było to takie trudne. – zaczął inaczej niż początkowo planował – Chciałeś żebym dowiedział się, kto stoi za podburzaniem ludzi do walk, zbrojnych protestów i wojen domowych. To Ares. Wychodzi na to, że Lucyfer zwerbował, co lepszych osobników i cokolwiek im obiecał ma ich po swojej stronie.

            Spojrzenie Castiela stało się szkliste, płaczliwe, a jego przystojna twarz rozkoszna.

- Przecież on i tak prędzej czy później zabije każdego bożka. Nie mają z nim szans.

- Służąc mu kupują sobie czas. A w przypadku Aresa sprawa nie jest prosta. Jest otoczony demonami, które dbają o jego bezpieczeństwo, a i ludzie mają w tym swój udział. Nie będzie łatwo dotrzeć do niego i to jest właśnie najbardziej podejrzane. Lucyfer szykuje coś większego, zaś Ares jest tylko pionkiem w grze. Nawet, jeśli istotnym, to nadal tylko pionkiem.

- Pionkiem, którego musimy się pozbyć. Giną ludzie, Balthazarze, a my musimy zrobić, co w naszej mocy, by to powstrzymać. – jakże on wierzył w to, co mówił, jakże był przekonany o słuszności podejmowanych przez siebie decyzji. Nie było w nim ani odrobiny fałszu, a jego szczere spojrzenie sprawiało, że jakkolwiek Balthazara nie obchodziły losy świata, tak nie potrafił odmówić temu dziecięco niewinnemu aniołowi, którego uważał za najlepszego przyjaciela. Wyraźnie pamiętał ból widoczny w tych niebieskich oczętach, gdy ośmielił się określić poczynania Castiela mianem buntu, ten błagalny ton, gdy ciemnowłosy prosił o pomoc. Komuś takiemu się nie odmawiało, jeśli nie chciało się mieć wyrzutów sumienia do końca swoich dni.

- Ależ oczywiście. – usta mówiły coś zupełnie innego niż czuło serce, a ono było bardzo samolubne. – Zanim jednak go zabijemy, a raczej spróbujemy – blond-włosy pozwolił sobie na ciężkie westchnienie spowodowane brakiem zaangażowania – wolałbym byś wiedział, z kim mamy do czynienia.

- Oczywiście! – Cas podniósł się z miejsca spoglądając otwarcie w błękitne tęczówki oczu Balthazara, jakby nie można było postąpić inaczej. – Zaprowadź mnie do niego. – wyciągnął śmiało dłoń w stronę w dalszym ciągu siedzącego na ławce anioła, który z delikatnym uśmiechem pochwycił ją w swoją.

            Kolejne mrugnięcie, a po dwójce ekscentrycznych mężczyzn nie pozostał żaden ślad. Nawet, jeśli ktoś ich widział, nie miał pewności, że się nie pomylił. Może to złudzenie, sen na jawie lub pierwsze objawy choroby?

            Bardzo cichy odgłos poruszanych powietrzem ubrań towarzyszył anielskiemu pojawieniu się w ciemnym zaułku pogrążonego w wieczornych mrokach miasta. Dwaj mężczyźni rozejrzeli się pospiesznie, jeden sprawdzając, czy aby na pewno pozostali niezauważeni, drugi zaskoczony miejscem, które właśnie odwiedzali. Ciemnowłosy spodziewał się raczej drogiego hotelu, wojskowych baraków, sam nie był pewny, jednak zdecydowanie nigdy nie przyszłoby mu do głowy by szukać boga wojny w zatęchłej dziurze.

Balthazar uśmiechnął się do siebie widząc zdziwienie towarzysza. Sam na początku uznał, że to bardzo „interesująca” okolica, chociaż nie wątpił, iż odczucia jego poważnego kompana są zgoła inne. W końcu Cas to Cas – wyjątek, ewenement, indywiduum.

Pochwyciwszy niepewne spojrzenie Castiela w swoje odwrócił się od niego i podążył powoli w głąb ciemnej uliczki. Nie było to szczególnie ciekawe miejsce, jeśli wziąć pod uwagę, iż gdzie niegdzie walały się jakieś śmieci, obdarty z tynku mur był pokreślony namalowanymi farbą w sprayu znakami. Tu i tak leżał upity do nieprzytomności menel. Gdzieś rozbrzmiewała głośna muzyka i to właśnie ku tym dźwiękom zmierzali, ku jedynemu przejawowi normalności. Tak przynajmniej mogło się wydawać.

Dotarli na miejsce bez najmniejszych trudności. Nad pojedynczymi, starymi drzwiami błyszczał czerwony szyld z nazwą lokalu - „Ladacznica”. Z zewnątrz bynajmniej nie zachęcał do odwiedzin toteż Cas wydawał się trochę spłoszony, gdy zobaczył, że przyjaciel sięga do klamki. Ten jednak nie zwracał na to większej uwagi. Uchylił drzwi, a melodyjne dźwięki stały się głośniejsze.

- Zapraszam. – Balthazar uśmiechnął się czarująco i bez cienia irytacji, chociaż ciemnowłosy anioł potrzebował chwili zanim zdobył się na jakąkolwiek reakcję.

            Spięty przekroczył próg oświetlonego niebieskim światłem baru, który wypełniony był po brzegi nastolatkami o jasnych twarzach, ciemnym makijażu, ubraniach ciężkich od żelaznych ozdób. Za barem stał młody mężczyzna o twarzy naszpikowanej kolczykami wszelkiej maści umieszczonych w każdym możliwym miejscu. Wśród tak licznej masy ludzi ciężko było zwrócić jakąkolwiek uwagę na wystrój wnętrza tym bardziej, iż ścisk i głośne brzmienia sprawiały, że świat zaczynał wirować.

- Zachowuj się naturalnie, Cas. – blond-włosy anioł wyminął go i usiadł przy ledwie zwolnionym stoliku w kącie. Zakładając nogę na nogę i splatając ramiona na piersiach wpatrywał się w tłum ciał poruszających się na środku lokalu. Jedno szybkie spojrzenie rzucone w stronę oszołomionego Castiela było wyraźnym ponagleniem, więc zagubiony anioł dołączył do przyjaciela ogłuszony mocną muzyką, którą rozdzierał operowy głos wokalistki.

            Starszy anioł nachylił się w stronę ciemnowłosego dotykając lekko ułożonej grzecznie na udzie dłoni

- Właśnie stoi przy barze. – rzucił cicho zaraz przy uchu Castiela.

- Gdzie? – mimo usilnych starań anioł nie dostrzegł nikogo, kto odpowiadałby jego wyobrażeniom Aresa.

- Między tymi dwoma wytatuowanymi, półnagimi gorylami.

- Ale przecież to...

- Poznaj Aresa, Cas.

            Pomiędzy dwoma rosłymi mężczyznami o arabskiej urodzie i opalonej skórze pokrytej finezyjnymi tatuażami stała kobieta. Długie, kruczoczarne włosy przyozdobione niewielkim, arystokratycznym kapelusikiem spływały kaskadami fal na drobne nagie ramiona. Oczy w świetle kolorowej żarówki wydawały się fioletowe, otoczone długimi rzęsami miały kształt migdałów. Lubieżnie czerwone usta odznaczały się na pięknej twarzy pokrytej jasną skórą. Łabędzią szyję zdobiła wytworna kolia. Talię opinał czarny gors uwydatniający pełne piersi. Idealnie kształtne nogi o pełnych udach przyodziane były w czerwono-czarne nadkolanówki, a od czarnej bielizny dzieliło je kilkucentymetrowe pasmo gładkiej skóry. Na odrobinę szerszych, bardzo kobiecych biodrach trzymała się suknia, której krój odsłaniał całą przednią część ciała, zaś z tyłu czarny materiał sięgał ziemi. Pantofle na naprawdę wysokiej szpilce musiały dodawać dobrych dziesięciu centymetrów. Koronkowe rękawiczki sięgały ponad łokieć, zaś trzymana w dłoni drobna czarna parasolka stanowiła zwieńczenie starannie skompletowanego stroju.

Elegant Gothic Aristocrat – I to miał być ARES?!

 

6 komentarzy:

  1. Awwww <3Ciekawie się zapowiada. Szczególnie, że "Ladacznica" kojarzy mi się z jednym odcinkiem SPN, kiedy to Dean zabrał Cassa do agencji towarzyskiej. xdAres jako kobieta ? No, zobaczymy ;pp

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie się ten odcinek ewidentnie kojarzy z jakimś filmem... Kurcze, ale za nic w świecie nie pamiętam, jak się nazywał. Było coś o aniele ratującym świat... z miesiąc temu emitowano. Jeżeli będziesz kojarzyć - napisz mi tytuł. Od tygodnia ten film za mną chodzi. ;PHahaha, opis Castiela był świetny xD Oj tam, tym niewinnym spojrzeniem nadrabiałby wszystko. Poza tym fajnie jest opisany ;3 Jako takie kochane anielątko nie obeznane jeszcze ze światem ziemskim - za to Balthazar to jest przeciwieństwo, aczkolwiek nie umiejące się oprzeć młodszemu koledze ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja miałam już depresję , gdyż myślałam że kończysz pisać . Niewinny Castielek , moim zdaniem to on aż się prosi żeby się z nim zabawić , oczywiście nie celowo ;P . Notka świetna , Aresa opisałaś doskonalę cieszę się że to kobieta . No i wplątujesz ciekawy wątek do nowej histori , imo wybacz że to powiem , ale moim zdaniem Baltazar nie pasuję do Cassa , lecz jeśli pomyślę że z Aniołów miałaś do wyboru , Gabriel bądź Michała , to chyba jednak dobrze że jest to Balthazar . Czekam na next nocię która się ukaże już dzisiaj !!! Zobaczymy co tam wykąbinujesz ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    zapowiada się ciekawie, Ares kobietą? bosko... a ta nazwa klubu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, opowiadanie zapowiada się bardzo ciekawie, wow Ares kobietą? no czegoś takiego to... bosko... no i nazwa klubu świetna...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, opowiadanie zapowiada się interesująco, że tak powiem, wow Ares kobietą? no czegoś takiego to się nie spodziewała... i nazwa klubu świetna...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń