piątek, 2 września 2011

Lips of an Angel vol. 4

Byli pewni siebie. Już wiele lat wcześniej nauczyli się, iż właśnie taka postawa jest ich głównym atutem, gdy w grę wchodzą rodziny ofiar, czy jakiekolwiek inne cenne źródło informacji. Z tego właśnie powodu Dean stał wyprostowany, jak miał w zwyczaju, spoglądając na wszystko z góry, jakby był panem świata odwiedzającym zwyczajną plebejską chatę, zaś Sam patrzył na rozmówcę z wrodzoną empatią widoczną w jego niewinnym spojrzeniu. Nie rzadko sytuacja okazywała się ekstremalna i od ich profesjonalnego zachowania zależało powodzenie całej misji. Tym razem nie przewidywali specjalnych kłopotów, tym bardziej, iż mieli do czynienia ze zwyczajnymi podatnikami.

Dom rodziny Randal był niewielkim dwupiętrowym budynkiem z cegły o kremowym tynku, czerwonym dachu i zadbanym ogrodzie „strzeżonym” przez przywiązanego przy budzie psa, który zupełnie nie zainteresował się przybyszami. Istna sielanka, aż ciężko uwierzyć, że jest to miejsce żałoby w czasie rodzinnej tragedii.

Dean zapukał do drzwi poprawiając krawat. Nie pozwolił sobie na uśmiech, ani zbędny komentarz przybierając postawę ponurego służbisty. W chwili wyczekiwania rzucał krótkie spojrzenia na belki balustrady. Ot, zabijał czas.

- Słucham, panów. – drzwi otworzyła młoda kobieta, całkiem atrakcyjna, o poważnej twarzy i ciemnych oczach błyszczących niebezpiecznie. Jej postawa jasno świadczyła o tym, że wie, z kim ma do czynienia i wcale nie była z tego powodu zadowolona.

            Łowcy sięgnęli do kieszeni marynarek i wyjęli świetne podróbki legitymacji agentów FBI, podczas gdy kobieta rzuciła krótkie spojrzenie na nich, na legitymacje i ponownie skupiła się na twarzach swoich rozmówców.

- Agenci Hamilton i Clark. – Dean zaczął, jako pierwszy, chowając swoje dokumenty. – Chcielibyśmy porozmawiać o pani mężu, pani Randal. – na te słowa kobieta po raz kolejny zmierzyła ich wzrokiem.

- Proszę wejść. – rzuciła tonem zdradzającym poirytowanie i wpuściła ich do środka prowadząc do salonu. – Słucham. – wskazała fotele by mogli usiąść. Już z daleka było widać, iż tego typu rozmowy nie sprawiały jej przyjemności. Nie wydawała się specjalnie załamana śmiercią męża, nie denerwowała się obecnością agentów, po prostu irytował ją fakt, iż znowu będzie musiała odpowiadać na te same pytania, podczas gdy najchętniej ukrywałaby odpowiedzi przed światem.

- Czy pani mąż miał jakiś wrogów? Ktoś mógłby życzyć mu śmierci lub zabić? – starszy Winchester zaczął od standardowego pytania, jakby uważał, że to zmniejszy czujność kobiety, która nie będzie nic podejrzewać, gdy przejdą do konkretów.
- Nie wiem. – odpowiedziała chłodno i rzeczowo. – Nie interesowałam się jego życiem prywatnym poza domem, a przynajmniej do czasu.

- Co chce pani przez to powiedzieć? – Sam przechylił głowę odrobinę w bok i stał się czujny, jakby coś miało się nagle wydarzyć.

- Mąż mnie zdradzał. Odkryłam to, wyrzuciłam go z domu i wcale mnie nie obchodziło gdzie i z kim jest. Przykro mi, że zginął, ale to nie moja wina. Wtedy był mi już całkowicie obojętny, niczym obcy mężczyzna. Nie wiem, czy mogę panom pomóc. – skrzyżowała ramiona na piersi. Dla niej był to koniec rozmowy. Nie miała nic do dodania. Aż nazbyt dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że dla byle mężczyzny postępek jej męża był tylko zabawą, małym skokiem w bok. Nie oczekiwała, że zrozumieją jej żal, złość i obojętność. Przecież wszyscy mężczyźni są tacy sami, gorsi od psów.

- W takim razie pozwoli pani na ostatnie pytanie, czy pani mąż zachowywał się ostatnio jakoś dziwnie? Może działo się coś niepokojącego? – i znowu ta głęboka wiara w słowa, które wypowiadał, niemal szczenięce spojrzenie zielono-niebieskich oczu.

- Nic mi nie przychodzi do głowy. – tym razem spojrzenie pani Randal było zupełnie inne. Jakby patrzyła na dwóch podejrzanych typów. Nie rzadko właśnie tak rozmówcy kwitowali pytania, których nie zadawali zwyczajni gliniarze, a ochronne bariery, jakie wokół siebie stawiali przesłuchiwani stawały się niemal nie do przebycia.

- Cóż, dobrze. Dziękujemy bardzo. – Dean poderwał się z miejsca, jako pierwszy. Nie było ciasta, nawet herbatki, a ton tej kobiety wyraźnie dawał im do zrozumienia, że niczego więcej nie mogą oczekiwać. Prawdę powiedziawszy nie można było się jej dziwić. Mąż ją zdradził, a ona musiała rozpowiadać o swojej hańbie na prawo i lewo, każdemu napotkanemu śledczemu. To była naprawdę silna kobieta, która zapewne pała teraz nienawiścią do wszystkich mężczyzn.

            Wsiadając do samochodu bracia milczeli. W końcu znaleźli wspólny mianownik dla tych dwóch zbrodni i mogliby się założyć o głowę, że także dwaj inni zabici mężczyźni zdradzali swoje żony. W czasie rozwiązywania takiej sprawy zdecydowanie lepiej byłoby mieć u swego boku łowczynię. Nawet Sam nie mógł przecież zastąpić kobiety z krwi i kości, chociaż jak do tej pory nieźle sobie radził.

            Pani Connolly – żona poprzedniej ofiary – miała około trzydziestu lat i wydawała się naprawdę przejęta widząc „federalnych” przed swoimi drzwiami. Śmierć męża zdecydowanie ją dotknęła i każda wzmianka o nim sprawiała przykrość. Jej małżonek umarł w ich wspólnym łóżku, w czasie, gdy ona i dzieci oglądały jakiś program w telewizji. Może kobieta obwiniała się o to, iż nie zapobiegła nieszczęściu? Zdecydowanie jednak była bardziej rozmowna niż jej poprzedniczka.

- Czy mógłbym porozmawiać z dziewczynkami? – Dean wyczytał ze spłoszonego spojrzenia nastoletniej córki pilnującej młodszej siostrzyczki, że ta ma coś do powiedzenia. Otrzymując zgodę wyszedł do innego pokoju, gdzie siedziały dziewczynki, zaś Sam wziął na siebie obowiązek rozmowy z panią domu. Nie wiedział, w co się pakuje.

- Czy pani mąż panią zdradzał? – to pytanie padło na samym początku ich rozmowy i było brzemienne w skutkach. Kobieta spojrzała na niego przerażona tym pytaniem, a w jej oczach pojawiły się łzy. Rozpłakała się nagle chlipiąc głośno i wcale się nie powstrzymując.

- Pan pyta, bo wie, że tak było, prawda? – wydyszała pociągając nosem, po czym go wydmuchała. – Więc to jednak prawda? Domyślałam się tego! – lamentowała nie zważając na zbitego z tropu Samuela, który nie miał pojęcia, jak powinien się w takiej chwili zachować. Przełknął ślinę, odchrząknął i z westchnieniem próbował dalej.

- Więc istnieje możliwość, że panią zdradzał? – kobieta rozpłakała się jeszcze głośniej.

            Dean wkroczył do pokoju z zadowolonym uśmiechem na twarzy. Spoważniał jednak szybko słysząc głośny lament. Spojrzał na brata i bezgłośne zapytał poruszając ustami: „Coś ty jej zrobił?”. Sam tylko wzruszył ramionami. Wyglądał na zagubionego, jakby zaraz to on miał dołączyć do płaczącej wdowy. Starszy łowca musiał zareagować.

- Pani Connolly, proszę się uspokoić. – powiedział głośno by przedrzeć się przez jej łkanie. – Pani Connolly! – krzyknął na nią, co chociaż nie było miłe, to zadziałało bez zarzutu. – Dziewczynki mówiły, że tamtej nocy słyszały krzyk, jakby lament kobiety...

- Tak... – trzydziestolatka objęła się ramionami rozcierając je powoli. – To było przerażające. Kiedy teraz o tym myślę... Przypominało zawodzenie, ale ucichło po jakimś czasie. Później znalazłam męża... – nie potrafiła mówić dalej. – Było w tym coś upiornego.

- Dobrze. Bardzo pani dziękujemy. – Sam rzucił bratu krótkie, jednak bardzo wymowne spojrzenie. On miał jakiś pomysł, domyślał się, co mogło zabić tych mężczyzn, ale wyraźnie nie chciał jeszcze o tym mówić, a może po prostu nie mógł ubrać w słowa myśli, które już kiedyś plątały się po jego głowie, ale nie zdołały nabrać kształtu?

            Musieli odbyć jeszcze jedną wizytę, jeśli Sam miał mieć całkowitą pewność, co do swojej hipotezy. Wszystko miało się rozstrzygnąć u Moore’ów. Nie spodziewali się jednak, że i tutaj spotka ich mała niespodzianka.

- Czy pan chce mi wmówić, że mój mąż mnie zdradzał?! – pani Moore zacisnęła pięści i wbiła w łowców wściekłe, przenikliwe spojrzenie. – Byliśmy udanym małżeństwem, mieliśmy czwórkę dzieci, a pan pyta, czy Charles mnie zdradzał?!

- Pani Moore, proszę się uspokoić. Nie staram się oczerniać pani męża, to tylko rutynowe pytanie, które musieliśmy zadać. – Samuel próbował naprawić błąd brata, który zadał to samo pytanie, które przed godziną opuściło usta młodszego brata w innym domu.

- Co pan insynuuje?! – kobieta była tak zdenerwowana, że doszukiwała się teraz złych intencji we wszystkim, co mówili „agenci”.

- Czy zdarzyło się coś dziwnego w dniu śmierci pani męża? – Dean niemal wszedł kobiecie w słowo. Podczas gdy młodszy Winchester chciał załagodzić sytuację, on chciał znać prawdę. Nie da się zastraszyć byle kobiecie przekonanej o świętości męża, który najpewniej nieźle ukrywał przed nią oczywiste zdrady. Czwórka dzieci i ona myślała, że mężuś nie potrzebował odetchnąć w łóżku z kimś innym bez żadnych zobowiązań? Albo jest naiwna, albo po prostu głupia.

- Dziwnego? – zmiana tematu nie specjalnie pomogła, jednak przynajmniej pchnęła konwersację do przodu.

- Może pani coś słyszała, coś się wydarzyło... – Sam próbował ją naprowadzić. Zauważył, że jego słowa dotarły do kobiety, która wyraźnie się uspokoiła i zaczęła głęboko nad czymś zastanawiać.

- Tak, chyba tak. – rzuciła z namysłem, a w jej głosie nie było już ani krzty wcześniejszej urazy. – Przed tym, jak wróciłam do pokoju z łazienki słyszałam kobiecy krzyk, jakby... Płacz? Nie jestem pewna, co to było, mogłam się przesłyszeć. Może to karetka? Sama nie wiem.

- Myślę, że to już wszystko. – kolejna wymiana spojrzeń między Samuelem a Deanem. – Bardzo panią przepraszam, że tak panią zdenerwowaliśmy. Proszę mi wierzyć, nie było to naszym zamiarem. – Sammy uśmiechnął się lekko, współczująco. Brat nachylił się do niego jeszcze zanim opuścili dom.

- Niezłe dała przedstawienie, co? – pokazał zęby w zawadiackim uśmiechu, co Sam skwitował westchnieniem.

- Przynajmniej wiem już, z czym mamy do czynienia.

6 komentarzy:

  1. Trzy kobiety, trzy reakcje. Jedna była wściekła, że mąż ja zdradzał, druga się załamała, a trzecia wcale nie podejrzewała męża o zdradę i gotowa była go bronić. Hmm... ale tylko dwie mówiły o lamentach i płaczu kobiety... No, z tej pierwszej to raczej ciężko byłoby coś wyciągnąć xDCo zabija... pewnie duch kobiety porzuconej, która mści się na zdradliwych mężach, albo... hmmm... zostały zdradzone przez tą samą kobietę?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczyna się robić coraz ciekawiej ^.^

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaciekawił mnie twój blog po przeczytaniu kilka rozdziałów stwierdziłam że, zakochałam się w nim. A ja nie wiem dalej z czym lub z kim mają do czynienia?Nie mogę się doczekać kolejnych postów.Życzę dużo weny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    zaczyna się robić ciekawie, może to jakiś zrozpaczony demon zdradza...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka,
    rozdział wspaniały, zaczyna się robić tutaj barszo ciekawie, a może to jakiś demon, który jest zrozpaczony zdradami...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    rozdział wspaniały, robi się tutaj bardzo ciekawie, a może to jakiś demon, który nie toleruje zdrad...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń