niedziela, 24 lipca 2016

44. Wspomnienia nadchodzących czasów

Walenie do drzwi sprawiło, że Devi i Rambë zerwali się gwałtownie na nogi, zaś zaspana Haydee mruknęła kilka zasłyszanych w tawernie przekleństw.
- Jeśli ja nie śpię to wy też nie będziecie! - doszedł ich stłumiony głos Eressëa, który ponownie załomotał pięścią w drzwi ich pokoju. - Macie pięć minut, jeśli chcecie się dowiedzieć, co się dzieje! - ostrzegł. Zanim zdążył opuścić rękę, zamek zachrzęścił i w wejściu stanęła w połowie naga Haydee. Nic sobie nie robiła z tego, że jej piersi przyciągnęły uwagę stojącej na korytarzu dwójki mężczyzn.
- Nie zamierzam się spieszyć nie wiedząc, o co chodzi. - powiedziała dumnie jakby całkowicie odmieniona po nocy spędzonej w łóżku. Odsunęła się pozwalając towarzyszom wejść do pokoju i zaczęła zakładać na siebie zdjęte do snu odzienie.
- Widzę, że ktoś mógł się w pełni nacieszyć całkiem niezłymi widokami. - skomentował zjadliwie smok, który spoglądał z niezadowoleniem na ubierającego się powoli Deviego.
Chłopak otworzył usta zamierzając zaprzeczyć, ale ostatecznie z tego zrezygnował. Nie musiał wyjaśniać całemu światu, że cenił bardziej męską toporność niż kobiece krągłości, które wydawały mu się wprawdzie słodkie, ale nigdy nie wywoływały w jego ciele tego niepokojącego drżenia, które czuł, kiedy w grę wchodzili mężczyźni. Szczenięta też były słodkie i jakoś go do nich nie ciągnęło, więc dlaczego miałoby być inaczej z dziewczynami? Wolał jednak nie dzielić się na głos tym spostrzeżeniem. Wątpił aby jego towarzyszki doceniły porównanie ich do zwierząt, nawet jeśli małych, puszystych i mięciutkich.
- Eressëa, daj spokój. - skarcił smoka wyraźnie zmęczony Seet-Far. - Po prostu powiedz im o co chodzi i przestań się wyżywać na wszystkich za to, że zdenerwował cię...
- Sługus Żywiołów, pieprzony zdrajca? - dokończył wchodząc mu w słowo smok.
- Heh...
- Nie wzdychaj tak, irytujesz mnie. - prychnął mężczyzna. - Żywioły uznały, że nasza podróż trwa zbyt długo i postanowiły interweniować. - wydusił w końcu z siebie coś sensownego. - Przeniosą nas bliżej celu lub coś w tym stylu, nie jestem pewny. Byłem zbyt zdenerwowany żeby słuchać uważnie. - Eressëa doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że zachowuje się jak rozwydrzony dzieciak, ale nie potrafił nad sobą zapanować. Najpierw ta dziewczyna w karczmie, która tak bardzo przypominała jego utraconą wieki temu ukochaną, do czego nie zamierzał się nikomu przyznawać, a później dawny przyjaciel, sługa zdrajców, który przyłapał go na seksie z mieszańcem. Nawet on miał prawo stracić głowę.
- A co z Haydee? - Rambë, która jako jedyna z trójki śpiącej w pokoju była całkowicie ubrana, kiedy Seet-Far i Eressëa weszli do środka, wyrwała smoka z chwilowego zamyślenia.
- Co? - zapytał nieprzytomnie.
- Co z Haydee. - powtórzyła dziewczyna. - Nie jest jedną z nas, nie jest Wybrańcem, więc czy Żywioły przeniosą i ją? Nie możemy jej tu zostawić. Sam powiedziałeś, że jesteś za nią odpowiedzialny. - dodała szybko. - Tutaj grozi jej niebezpieczeństwo. Każdy mężczyzna będzie chciał się do niej dobrać. Nie wątpię, że poradziłaby sobie z jednym czy dwoma napastnikami, ale mówimy o mężczyznach, a oni są gorsi od zwierząt!
- Dzięki. - mruknął pod nosem Devi.
- Wybacz, są wyjątki, a ty się do nich zaliczasz. - przeprosiła chłopaka i kontynuowała. - Możecie tego nie rozumieć, ale jestem kobietą i nigdy nie zostawię innej kobiety na pastwę zdziczałych, wygłodniałych samców.
-Zobaczymy co da się zrobić. - skinął jej głową smok. - Ale teraz nie mamy już czasu, musimy iść. - pogonił swoich towarzyszy.
Wspólnie opuścili pokój i tawernę, jakże pustą w porównaniu z popołudniem i wieczorem, kiedy to pękała w szwach. Pustelnik czekał na nich przed budynkiem zwracając na siebie uwagę. Chyba każdy słyszał o szalonym, pożeranym powoli przez Żywioły Druidzie i chociaż mało kto go widział, nie trudno było się domyślić kim jest niecodzienna istota, która pojawiła się w ich miasteczku.
Pustelnik bez słowa ruszył przed siebie nie sprawdzając nawet czy za nim podążyli. Jego kroki przypominały hipnotyzujący szelest suchych, jesiennych liści gnanych wiatrem, a intensywny leśny zapach wydawał się przejmować władzę nad umysłem każdego, kto tylko go poczuł. Milczący i ponury wyprowadził ich dobry kilometr lub dwa za miasto zanim zatrzymał się spoglądając na nich swoimi jasnymi, zamglonymi oczyma.
- Nie wiem co robi wśród was Sułtanka Wody, ale to nie moje zmartwienie. - powiedział cicho i beznamiętnie, spoglądając przy tym krótko na Haydee. - Jeśli ma wyruszyć z wami, niech Woda dołączy do Wody. - skinął na Rambë. - Ty, którą wybrał Żywioł, trzymaj swoją siostrę blisko siebie, jeśli nie chcesz jej zgubić.
Ledwie skończył, a wokół czwórki Czempionów zaczęły wirować ich Żywioły. Hybryda złapała pospiesznie Haydee za rękę i przyciągnęła do siebie. Objęła kobietę mocno ramionami patrząc, jak otaczający ją wir wody unosi się coraz wyżej, tworząc wokół nich mur żywiołu. Zanim straciła z oczu trójkę przyjaciół, pochwyciła szybko ich niepewne spojrzenia. Oni również stali w samym środku powiększającego się z każdą chwilą tornada. Ziemia otaczała Deviego, ogień Seet-Fara, zaś gęste, mętne powietrze wirowało dookoła Eressëa. Po chwili straciła ich z oczu i zaniepokojona mocniej objęła przytuloną do niej kobietę, która przez tak długi czas była dla niej wyłącznie niechcianym balastem i wrogiem. Teraz hybryda czerpała pociechę z obecności Haydee, która sprawiała, że nie czuła się tak samotna zdana na łaskę swojego Żywiołu.
Na początku poczuli tylko nieprzyjemne, silne szarpnięcie, a następnie ich stopy oderwały się od ziemi, jakby podskoczyli nawet o tym nie wiedząc. Nie trwało to długo, a przynajmniej zupełnie nie odczuwali upływu czasu. Zaledwie stracili grunt pod nogami, a wraz z kolejnym szarpnięciem niewidzialnej ręki zaciśniętej na ich wnętrznościach wylądowali delikatnie stopami na miękkim piasku. Ich nozdrza wypełnił zapach morskiej wody, cisza panująca wewnątrz wirów żywiołów została zagłuszona szumem fal.
W tamtej chwili coś wewnątrz Rambë jakby pękło, zalało ją od środka ciepłem, łaskotaniem i podnieceniem. Po raz pierwszy w życiu miała do czynienia z morzem! Woda wciąż wokół niej wirowała zasłaniając widok, ale jej mur powoli opadał i dziewczyna doskonale wiedziała, co ukaże się jej oczom. Nie potrafiła się doczekać, pragnęła tego, a jej myśli krążyły tylko wokół morza, do którego wyrywało się jej serce. To było jak miłość, chociaż nie znała jeszcze swojego wybranka, a jedynie w jej umyśle rysowało się wyobrażenie o nim. Czy to przynależność do Żywiołu sprawiała, że cały jej świat zamknął się w tej jednej pulsującej niczym serce obsesji? Czy gdyby nie Woda, zareagowałaby na ten zapach i dźwięk w taki sam sposób? Te pytania wydawały się jednak mieć tak nikłe znaczenie, że nie poświęcała im zbyt wiele czasu. Zbyt niecierpliwie czekała na moment, w którym opadnie wodna kurtyna i jej oczom ukaże się ten jakże upragniony widok.
Podczas kiedy hybryda drżała z niecierpliwości i radości nowego doświadczenia, Seet-Far był przerażony. Także dla niego było to pierwsze prawdziwe spotkanie z morzem, ale jako dziecko Ognia nie odczuwał potrzeby bliższego kontaktu z nieokiełznanym przeciwieństwem swojego Żywiołu. Czuł narastający w nim strach, mdłości, a na domiar złego kręciło mu się w głowie. Dopiero teraz uświadomił sobie, że jego misja wiąże się z doświadczeniami, których wolałby uniknąć. Przeklinał w myślach mając ochotę płakać, kiedy bezpieczne ramiona Ognia powoli wypuszczały go ze swoich objęć. Nie pojmował skąd bierze się ten trudny do wyjaśnienia i jeszcze trudniejszy do opisania strach, ale nie potrafił z nim walczyć. To było silniejsze od niego, jakby doświadczył kiedyś krzywdy, zepchnął wszystkie przykre wydarzenia swojego życia w odmęty niepamięci, a teraz podświadomość zaczynała upominać się o odrzuconą przeszłość.
W przeciwieństwie do tamtej niedoświadczonej dwójki, Eressëa i Devi znali morze doskonale i teraz jego zapach oraz szum budziły w nich tęsknotę, dzięki której ożywały wspomnienia. W ich oczach lśniły łzy, kiedy chłonęli tę niesamowitą magię, jaką roztaczała wokół siebie nieskrępowana niczym woda. Jej słonawy, rybi zapach wydawał się tak rozkosznie słodki, monotonny szum był jak cudowna, kojąca muzyka, piasek pod stopami był tym, czym złote monety dla biedaka. Przeszłość powracała do nich cichymi, ale niemożliwymi do powstrzymania falami. Chwile szczęścia i niepokoju, odległe wspomnienia, które nigdy nie znikają, bliskie osoby, które kojarzyły im się z latami niewinności, radości i bezpieczeństwa. Morze niosło jednak ze sobą także bolesne doświadczenia, o których nigdy nie chcieli zapomnieć. W tamtej chwili także one zalewały ich, topiły w silnych, gwałtownych emocjach nie pozwalając zaczerpnąć oddechu.
Kiedy otaczające ich mury zniknęły, czwórka Czempionów runęła na kolana wyczerpana jakby to z nich Żywioły zaczerpnęły moc, która przeniosła ich najbliżej pierwszego celu jak to tylko możliwe. Może właśnie tak było, skoro teraz Wybrańcy dyszeli walcząc o każdy oddech i byli niezdolni do jakiegokolwiek ruchu. Ich serca pędziły boleśnie w piersi, dłonie były lodowate i niemal pozbawione czucia, myśli rozbiegały się we wszystkich kierunkach uniemożliwiając skupienie się na czymkolwiek, a zamglony wzrok wcale nie pomagał w koncentracji.
Tylko Haydee wydawała się niewzruszona tym wszystkim. Wyrwała się z objęć Rambë, wstała pospiesznie i biegiem ruszyła w stronę morza. Wydając z siebie delfini pisk, rzuciła się do wody i zniknęła pod jej powierzchnią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz